Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

pana? sprowadzić obu z powrotem do Francji na jednym statku? Cóż łatwiejszego jak klecić powieści! Ale, tym razem, wykpią się oba ze sprawy jedną niezbyt mile spędzoną nocą, a wy tem małem opóźnieniem.
Zaczęło świtać; nasi podróżni dosiedli koni i ruszyli swoją drogą. — A dokąd jechali? — Już drugi raz zadajecie to pytanie i drugi raz odpowiadam: naco wam wiedzieć? Skoro raz tknę się przedmiotu ich podróży, bywajcie zdrowe miłostki Kubusia... Wędrowali jakiś czas w milczeniu. Gdy każdy otrząsnął się nieco ze swego zmartwienia, pan rzekł: I cóż, Kubusiu, gdzieśmy utknęli w twoich amorach?
KUBUŚ. — Utknęliśmy, o ile mi się zdaje, na porażce nieprzyjacielskiej armji. Jedni uciekają, drudzy gonią, każdy myśli o sobie. Zostaję na polu bitwy, zagrzebany pod mnogością zabitych i rannych, zaiste niezliczoną. Nazajutrz, rzucono mnie, wraz z tuzinem innych, na wóz, aby nas zawieźć do szpitala. Och! panie, nie sądzę aby istniało w świecie coś okrutniejszego niż rana w kolano.
PAN. — Żartujesz chyba, Kubusiu.
KUBUŚ. — Nie, panie, dalibóg nie żartuję! Jest tam niewiem ile kości, ścięgien i innych rzeczy, poprzezywanych sam nie wiem jak...
Jakiś człowiek, który człapał za nimi na koniu, wioząc za sobą oklep młodą dziewczynę, usłyszał te słowa i rzekł: „Pan ma słuszność“...
Niewiadomo było do kogo się odnosi to „pan“, ale spotkało się, zarówno u Kubusia jak i jego pana, z nieszczególnem przyjęciem; Kubuś zaś rzekł do natręta: „Czego ty nos wściubiasz?“