Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

nek Glinda (brat tej Ewki, która to od dawna i nieszczęśliwie w Mrukowym synu się kocha), za bęben porwawszy, wali weń co siły do taktu basetli i skrzypcom. Taka się z tego utworzyła muzyka wesoła a huczna, że u obrzeżyn pola pastuszkowie porywają się za ręce i wśród pstrej trzody na bosych nogach kręcą się, jakby poszaleli, zaś słońcu to nieco tylko trza się przypatrzeć, aby ujrzeć, że na swej czerwonej twarzy ma ono usta szeroko od uśmiechu rozciągnięte i, zda się, tuż, tuż, z rozweselenia wielkiego zęby wyszczerzy.
Bo i kto mi to mówił, że na twarzy słonecznej maluje się zawsze albo wesołość, albo smętek, albo gniew, albo tęsknota? A! pamiętam! Mówiła mi o tem nieraz Anastazya z samotnej chaty, pod dzikiemi gruszami, wśród pola stojącej! Kiedy, bywało, żartem ją zapytam: »W jakim humorze jest dziś słońce?« — odpowiada: »Wesołe takie, że aż oczy mrużą się od jego blasku!« A przy słowach tych, szare oczy jej w oprawie podłużnej, same błyszczą jak kryształy, w którychby igrając łamały się promienie słoneczne, i wszystko w niej błyszczy i jaśnieje: policzki jak róże, włosy jak złoto, zęby jak perły, usta jak mak polny, szkarłatny i rosą zwilżony.
Ale innym razem, o humor słońca zapytana, cale inaczej odpowiada: »Tęskne dziś słońce —