Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiadomem mi jest, czy widowisko głupoty ludzkiej może komukolwiek humor wesołym uczynić.
— I owszem, to się zdarza. Ale w czemże pan tu głupotę upatruje?
— A choćby w tem, że ludzie, tak, jak oni, nizko na świecie stojący, weselić się mogą. Bo i cóż do radości skłaniającego w życiu ich znaleźć można? Czy im niebo do stóp zstępuje, aby mieli przyczynę śmiać się i skakać? Mękę tylko, ugryzienie, a także i poniżenie ja w ich położeniu na tym świecie upatruję, nic inszego.
Dość osobliwie brzmiała ta pesymistyczna nuta na tem błoniu zielonem, kipiącem od skocznej muzyki i tańca, szeroko rozciągniętem pod jasnem okiem słońca. Ale i osoba pesymisty zostawała także z całem swem otoczeniem w sprzeczności uderzającej. Młody, zgrabny, po miejsku wystrojony, w błyszczącem obuwiu, czarnym tużurku i krawacie ognistej barwy, na fantastyczną kokardę związanym, miał na szyi binokle w rogowej oprawie, od których jedwabny sznurek ruchem niedbałym niekiedy dokoła palca okręcał. Z rysami, których delikatne linie ładnie uwypuklały się pod lekką śniadowością cery, z dużemi oczyma, w których jaśniał i płonął gorący szafir młodości, p. Apolinary Tuczyna byłby młodzieńcem zupełnie pięknym,