Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

raz my wszyscy oficyaliści u pana hrabiego na konferencyi byliśmy, więc widząc ją z karety wysiadającą, o małośmy szyb w oknach gabinetu pańskiego nie porozbijali, tyle pragnął każdy tej cudnie pięknej pannie się przypatrzyć. To już mi teraz po takich widokach, za tutejszemi pannami oczy nie gonią.
— Czemuż pan dłużej tam nie pozostał, gdzie tak dobrze było?
Zmarszczył czoło i binokle na nos zarzucił.
— Właściwością to jest człowieka, — rzekł — iż ciągle wyżej na górę chce wstępować. Dobrze mnie u pana hrabiego było, ale na świecie bywają położenia jeszcze lepsze. Po lepszość do wielkiego miasta się udałem...
— A tam czego?
— Był taki pan, który mię z sobą namówił. W fabryce pewnej miałem różne czynności pełnić...
— I cóż się stało?
— A nic: nie upodobałem się tam i mnie się tamtejsze porządki nie upodobały, więc pojechałem szczęścia szukać...
— Czy znalazł je pan?
— Nie. Czy wie pani, że nigdzie prawdziwego dobra nie znalazłem. Na całym świecie nie jest tak, jak być powinno.