>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Łakomy Zbyszek
Podtytuł Komedyjka w 1-ym akcie
Pochodzenie Księgozbiorek Dziecięcy Nr 12
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1934
Druk „Bristol“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

KSIĘGOZBIOREK DZIECIĘCY.
E. KOROTYŃSKA.

Łakomy
Zbyszek.
Komedyjka w 1-ym akcie.
NAKŁADEM „NOWEGO WYDAWNICTWA“
WARSZAWA, ul. MARSZAŁKOWSKA 141.
Druk. „BRISTOL“ Warszawa, Elektoralna 31






OSOBY.

Jurek 
 lat 14.
Zbyszek 
 „   13.
Felek 
 „   11.
Zosia 
 „   10.
Mania 
  8.
Helenka 
  9.

Małgosia służąca lat 13 do 15-tu.
Matka (dziewczynka ubrana w długą suknię).
Ojciec (chłopiec starszy).
Leoś i Staś (bracia cioteczni).


Rzecz dzieje się w mieście. Scena odbywa się w pokoju dziecięcym. Stoi stół, parę krzeseł, kanapka lub szezlong — jeśli jest — etażerka z książkami i łóżko. Wiek dzieci może być inny, jeśli to będzie dogodniej. Matkę ubiera się w ciemną suknię, czesze się poważnie. Ojcem może być starszy chłopiec, — ucharakteryzować go można odpowiednio.


SCENA I.
Jurek, Zbyszek, Felek, potem Zosia i Mania.
Jurek (do Zbyszka).

Czegoś taki kwaśny?

Felek.

Pewnie głodny — nic nie jadł przy obiedzie... A przysłowie mówi, że Polak zły, kiedy głodny...

Zbyszek.

Dobrze wam żartować, jak wam wszystko smakuje... Opychacie się kartoflami, kapustą, jecie rosoły i barszcze, a ja patrzeć na to nie mogę...

Felek.

To też nie patrz, ale jedz!


Jurek.

Onby chciał jadać same marcepany!..

Felek.

Czekoladę i ciastka!

Zbyszek.

A naturalnie! to tylko uznaję za dobre i smaczne.

(Wchodzą Zosia i Mania)


Zosia (do Zbyszka)

Mamusia tak się o ciebie martwi, żeś nic nie jadł... głowa cię boleć zacznie od głodu...

Mania.

Możebyś zjadł parę jajeczek? Małgosia ci ugotuje...

Zbyszek.

Nie chcę, nie chcę niczego! Dziękuję wam za dobre chęci!.. Ach, czemuż to niema zwyczaju dawać ciastka, czekoladę i kremy na śniadanie, obiady i kolacje... Jadłbym wtedy za was wszystkich!..

Jurek.

Dzieckiem jeszcze jesteś mimo lat 13-tu... przysmakami się nie najesz... będziesz wciąż głodny... Zresztą słodycze są szkodliwe dla zdrowia...

Mania.

Tatuś mówi, że psują żołądek...

Zbyszek.

Wszystko mi jedno... dość, że lubię i koniec!..

Felek.

I tybyś naprawdę chciał przez dzień cały żywić się słodyczami?

Zbyszek.

Wcale nie żartuję... ciastka i cukierki to moje marzenie!..

(Wchodzi Matka).


SCENA II.
Ciżsami — Matka — Ojciec.
Matka.

Co jest twoiem marzeniem?


Zbyszek

Czekolada, cukierki, ciastka i wogóle wszelkie słodycze!

Matka.

Przecież to marzenie spełnia się prawie codziennie; wujek nie zapomina nigdy o paczce z czekoladkami...

Zbyszek.

Tak, ale jabym pragnął, żeby na śniadanie, obiad i kolację nie jadać nic innego prócz słodyczy...

Matka.

Sprzykrzyłoby się to prędko..

Zbyszek.

Nigdy!

Matka.

Pomówię o tem z ojcem — zobaczymy...

Zbyszek.

Ach, mamusiu! jakby to było świetnie...


Felek.

Mamusiu! ależ on się rozchoruje!

Jurek.

Jak się rozchoruje — będzie wiedział, że słodyczami żyć nie można!

Zbyszek.

Nie obawiajcie się o mnie... będę zdrów, jak ryba... naturalnie, jeśli się ojczulek na te przysmaki zgodzi... A otóż i on!.. Tatusiu!

Ojciec (wchodząc).

Co? Zbyszku...

Zbyszek.

Mamusiu, powiedz ojczulkowi o mojej prośbie...

Matka.

Zbyszek prosi o zwolnienie go z obiadów, śniadań i kolacji, natomiast chce przez cały dzień zajadać ciastka, zapijać czekoladę i rozkoszować się słodyczami różnego rodzaju...


Ojciec (patrząc znacząco na matkę).

Ależ, z największą chęcią... my za to będziemy zajadali pieczyste i doskonałe zupy.

Zbyszek (rzucając się ojcu na szyję).

Ach, jakiś ty dobry, tatusiu! Dziękuję ci, bardzo dziękuję!..

Ojciec (uśmiechając się).

Podziękujesz po tygodniu próby...

Zbyszek.

Ale po tygodniu znów jeść będę tylko słodycze?

Ojciec.

Ależ, naturalnie — o ile będziesz chciał...

Zbyszek.

Całe lata gotowem tem się żywić... Niech żyje babka, tort i czekolada!.. (skacze po pokoju z radości, wywraca przytem krzesło i wybiega z pokoju uszczęśliwiony).


Felek.

Ojczulku — on chyba nie wytrwa przez tydzień, przecież to niemożliwe żyć samemi słodyczami...

Ojciec.

Pewnie że nie wytrwa, ale niech się sam o tem przekona, czemu teraz nie wierzy...

Jurek.

Ojczulku, kiedy pójdziemy na spacer?

Ojciec.

Za godzinkę wybierzemy się wszyscy nad Wisłę zobaczyć jak lody pękają... wspaniały to widok... A teraz chodźmy na obiad.

(Wszyscy wychodzą).


SCENA III.
(W kilka dni później)
Zbyszek (sam) potem Zosia i Mania.
Zbyszek.

Pfe! jak mi się już uprzykrzyły te słodycze!.. Patrzeć na nie nie mogę... czekolada niedobra, ciastka za słodkie, kompot niesmaczny, a krem wprost obrzydliwy... I co z tego będzie? Do tygodnia jeszcze cztery dni, a mnie teraz już mdło i głowa boli... A wszak przyznać się do porażki nie wypada... (chwila milczenia). Trzeba było posłuchać starszych i żądań niemądrych nie stawiać!.. Przepadło!.. (Wchodzi Zosia).

Zosia.

Takiś blady, Zbyszku, — pewnie ci te słodycze nie służą... Powiedz tatusiowi, że masz już tego dosyć..

Zbyszek.

Nigdy! ty nie wiesz czem honor dla mężczyzny... Przyznawać się do błędu, jestto uznawać w sobie brak siły... Nie, Zosiu, nie mogę... chociaż... Powiem wreszcie tobie, Zosieńko, bo wiem, że mnie prawdziwie kochasz... Otóż, nie masz pojęcia, jak prędko obrzydły mi te łakocie, za któremi tak dawniej przepadałem...

Zosia.

Jakto? i już wcale ich nie lubisz? — ty, dla którego marzeniem były np. lody lub czekolada?

Zbyszek.

Nawet lody mi zbrzydły!.. Ale, prawda, że to nic dziwnego?.. wszak każda potrawa zbrzydnie, gdy ją wciąż jemy... Chociaż... prawda, Zosiu, chleb nigdy nie obrzydnie, no, i mięso również...

Zosia.

Pewnie tylko słodycze, a to dlatego, że są mdłe i mało pożywne... Taka np. czekolada... opije się nią człowiek, a zaraz po niej zjadłoby się kawałek mięsa...

Zbyszek.

Oj, mięso... mięso!..


Zosia.

A mówiłeś dawniej: oj, czekolada, cukierki!

Zbyszek.

Dawniej, ale nie teraz...

Zosia.

Jabym się do tego przyznała mamusi i dostałabym zaraz kawałek pieczeni...

Zbyszek.

Ty, ale nie ja...

Zosia.

A cóżeś ty innego?

Zbyszek.

Coo? Mężczyzna!..

Zosia.

Taki wielki mężczyzna!

Zbyszek.

Trzynaście lat skończonych... to nie żarty!.. W tym wieku a nawet w młodszym, Władysław Warnenczyk poszedł na wojnę... Chociaż....

Zosia.

Chociaż co?

Zbyszek.

E, już nic takiego...

Zosia (po cichu).

Przyniosłam ci kawałek chleba z masłem...

Zbyszek (spuszcza oczy).

Jam nie głodny...

Zosia.

Nie wstydź się — nikomu nie powiem...

Zbyszek (bierze chleb i zjada z apetytem).

Doskonały! (wchodzi Mania).

Mania.

Umiecie już powinszowanie dla mamusi?

Zbyszek i Zosia.

Umiemy...


Mania.

Kupiła nam Małgosia bibułki — będziemy robiły kostjumy — mamusia powiedziała, że zabawimy się wesoło; zaproszeni są: Leoś, Kazio, Staś i ich dwie siostrzyczki. Zatańczymy i zaśpiewamy... Mamusia kazała kucharce zrobić lody czekoladowe i ubić krem ze śmietanki. To przysmak Zbyszka.

Zbyszek (otrząsając się ze wstrętem).

Fu — nie cierpię ani kremu, ani lodów... to takie słodkie!..

Mania (zdziwiona).

Jakto? już ci te przysmaki obrzydły? A takieś chciał niemi się żywić...

Zbyszek.

Wracajmy do najważniejszej rzeczy... Jaki mieć będę kostjum?

Zosia.

Masz być bratkiem...


Zbyszek.

A wy czem będziecie?

Zosia.

Ja stokrotką a Mania różą...

Zbyszek.

A Jurek i Feliś?

Mania

Jurek będzie goździkiem a Feliś narcyzem...

Zosia.

Jak to będzie pięknie!..

SCENA IV.
Matka, Ojciec, Jurek, Felek, Zbyszek, Zosia, Mania
Matka (siedzi na fotelu, przybranym w kwiaty).

Odważnie, odważnie, Zbyszku... słucham.

Zbyszek (przebrany za bratek).

Zaraz, zaraz, mamusiu... najpierw mówi Zosia.


Matka.

A więc, Zosiu, zaczynaj!

Zosia (w kostjumie stokrotki).

O, mamo, jam stokrotka — niech ci szczęście służy!

Zbyszek.

A jam bratek — więc wołam: Żyj w zdrowiu najdłużej!

Felek.

Jam narcyz, więc mamo, niech miłość rodziny, przez całe wieki święci twoje imieniny!

Mania

Róża — królowa kwiatów — zawołam ze łzami: O, panuj, mamo, zawsze nad dzieci sercami!

Jurek.

A jam goździk szkarłatny — w purpurę odziany, wołam: witaj nam, witaj dniu tak pożądany!

Helenka.

A ja z tych kwiateczków ułożę wianuszek, by nim ozdobić twe, ciociu, skronie, — a w tym wianuszku tyleż serduszek, każde z nich wielką miłością płonie.

Staś.

Wszak prawda, ciociu, że na tym świecie najmilsze dla cię zawsze ofiary, są wdzięczne serca twych drogich dzieci, więc przyjm o, ciociu, od nas te dary.

(Wszystkie dzieci oddają Helence swe kwiaty. Dziewczynka zwija z nich wieniec i daje matce. — może być zamiast wieńca bukiecik).


Matka
(wzruszona, całuje po kolei wszystkie dzieci).

Dziękuję wam, bardzo dziękuję — a teraz idźcie do sali, potańczcie trochę, zanim przyniosą cukierki i lody.


Staś.

Lody?.. ach, cioteczko, jakże się cieszę — a i Zbyszek pewnie raduje się ze słodyczy?..

Zbyszek (milczy).


Zosia (po cichu do Stasia).

On już nie lubi słodyczy...

Staś.

Coo? Nie lubi słodyczy?.. Zbyszku, czy to prawda?..

Zbyszek (zmieszany).

Nie wtrącaj się do nieswoich rzeczy...

(Wchodzi Małgosia).


Małgosia.

Proszę na podwieczorek!.. (do Zbyszka) Paniczu, będą lody czekoladowe...


Zbyszek.

Idź już, idź — co mnie to może obchodzić!..

Małgosia (staje zdumiona).

Czy się nie przesłyszałam? Toć niepodobna!..

Zbyszek.

Czego stoisz z otwartemi ustami? Idź skąd przyszłaś!

Małgosia.

Panicz pewnie nie zrozumiał... lody, lody, prawdziwe lody czekoladowe!..

Zbyszek

A chociażby i śmietankowe — nic mnie to nie obchodzi!..

Małgosia (patrzy zdziwiona).

Pewnie chory... powiem naszej pani... nieboraczek — nawet go już lody nie cieszą... a na imieniny pana to skakał z radości i śmiał się... (Wybiega).

Felek.

Zbyszku, chodźmy na podwieczorek — przecie to w twoim guście.

Zbyszek

Dajcie mi spokój! czego mnie dręczycie?

Felek.

Co ci jest Zbyszku? — czyżby ci się sprzykrzyło?

Zbyszek.

Nie, nie, nic mi się nie sprzykrzyło — głowa mię tylko boli...

Felek.

Może i żołądek? Przyznaj się, Zbyszku...


Zbyszek.

I cóż ci przyjdzie z mego przyznania?..

Felek.

No, dajmy pokój tym ceregielom... przyznaj się, braciszku, masz już dosyć tych słodkich przysmaczków?

Zbyszek.

A gdyby tak — to co? Przecież nic na to nie poradzisz...

Felek.

A możebym i znalazł jaka radę...

Zbyszek.

Naprzykład?

Felek.

Powiedziałbym mamusi.

Zbyszek.

Ależ to wstyd nie wytrwać...


Felek.

W dobrem nie wytrwać — wstyd, ale w głupim zamiarze — to pochwały godne...

Zbyszek.

Tak sądzisz?..

Felek.

Naturalnie... Przyznać się do omyłki, toć żaden wstyd — jesteś jeszcze dzieckiem...

Zbyszek.

Ale co tatuś powie? — co bracia i siostry?

Felek.

Powiedzą, żeś zmądrzał!..

Zbyszek.

A więc chodźmy do mamusi — ona to załagodzi...


Felek.

I da ci, zamiast słodyczy, kawał dobrej pieczeni...

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.