<<< Dane tekstu >>>
Autor Jaroslav Vrchlický
Tytuł Łza Twardowskiego
Pochodzenie Ballady, legendy i t. p.
Data wyd. 1904
Druk St. Niemira
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Konrad Zaleski
Źródło Skany na commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Łza Twardowskiego.

— „Со, się zżymasz? Do wyboru
„Wszakże miałeś dosyć wina,
„A ten dyablik czarnobrewy
„Na mój honor, zuch dziewczyna!

„Biesy z wszystkich świata krańców
„Gośćmi na tym byli dworze,
„Użyczyło gwiazd swych niebo,
„Użyczyło skarbów morze.

„Czemu chmurzysz gniewnie czoło,
„Nic ci smutku nie rozprasza?
„Więc wygrana w karty niczem?
„Furda dziewy? pełna czasza?

„Niktby lepiej nie dogodził, —
„Cały spryt mój wyczerpałem; —
„Na koszt marnej twojej duszy
„Nazbyt wiele dziś ci dałem!


„Cóż chcesz jeszcze? Rozkwilonym
„Niemowlętom lepiej służyć!“
Rzekł Twardowski:
„Chcę z asanem
„Nadpowietrznej drogi użyć“.

— „Lecieć w przestwór! Dobra nasza!..
„Niech się zadość woli stanie.
„Widzisz plamkę, tam, na niebie?
„To mój płaszczyk, zacny panie!

„Patrz, jak łódź ta ku nam zmierza.
„Dalej, mistrzu, skocz do góry!
„Ja już stoję. Chwyć się płaszcza!
„Hejże, raźno! Jazda w chmury!“

I Twardowski na płaszcz wskoczy.
Szatan w pół go wziął pod boki,
Wnet pośpiesznym w górę lotem
Mknie prościutko pod obłoki.

Lecą, jako tuman śnieżny.
Jak puch kwietny, wichrem gnany;
Nietoperza szarem skrzydłem.
Zda się, czarci płaszcz rozwiany.

Lecą w górę, coraz wyżej.
Ponad lasy, ponad niwy, —
Aż odsłonił się przed nimi
Rój gwiazd jasny, migotliwy.


— „Со to gwiazdy!?“ Mistrz zawoła.
„Chcę przy ziemi bujać nizko,
„W tej przejażdżce pragnę dzisiaj
„Widzieć ludzkie środowisko“.

— „Jakto, w nocy? gdy śpi wszystko?“
Dyabeł pyta, strojąc miny.
— „Dalej na dół!“ grzmi Twardowski,
I już miasta masz kominy.

Zatrzymała się łódź w biegu,
Gdzie się świeci trochę błota;
W błocie ujrzał, jak w zwierciadle
Mistrz miejskiego treść żywota:

Tu, w grze świateł, w takt kapeli,
Na salonach idą tany;
Tu zaś, w szynku brudnym, siedzi
Nad kieliszkiem człek pijany.

Tu przed jednym z graczy widzi
Stosy złota, jako lodu;
Tu zaś, w stęchłej, zimnej izbie
Garstka dziatek ginie z głodu.

Tutaj hańba, wstyd niewieści
Na kobiercach się rozpiera,
A tu cnota, jako ptaszę,
Na poddaszu gdzieś umiera.


Łódź zatrzęsła się nieznacznie —
Dyabeł pyta uśmiechnięty:
— „Czego waszmość z cicha wzdychasz,
„Czem masz umysł zaprzątnięty?“

A Twardowski:
— „Prędzej z miejsca!
„Prędzej, dyable!“ woła wściekle.
„To, co widzę, wzruszyć może
„I w najgłębszem, siódmem piekle.

„Tam, na stronie, w drzew tych cieniu,
„Stoi nizki, stary dworek...
„Dziatki krzyżem matka żegna,
„Mówiąc z niemi w głos paciorek.

„Czy ty słyszysz, jakim głosem
„Szepce pacierz rzesza mała? —
„Matko! matko! na dobranoc
„Tyś mnie krzyżem też żegnała!

„Leć, szatanie!“
— „Próżno, mistrzu —
„Jakaś trzyma nas przeszkoda,
„Płaszcz mój ciągnie coś ku ziemi
„Ciężkie, jako drzewa kłoda!“

— „Leć, szatanie, leć, na Boga,
„Serce w piersiach mi zamiera!“

„Coś zawadza wciąż, mój mistrzu.
„Hola! płaszcz coś z ramion zdziera.

„Aha, mam cię! Zgubić snadnie
„Mogłeś obu... Godny panie,
„Toś ty płakał? Patrz, łza twoja
„Pozostała na rydwanie.

„Oh! łza taka cięży srodze,
„Więc ciągnęła nas ku ziemi;
„Gdym ją cisnął, gwiazdą błysła“.
Rzekł, mknąc szlaki powrotnemi.


Jarosław Vrchlicky.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jaroslav Vrchlický i tłumacza: Konrad Zaleski.