[95]II.
Życie w śmierci.
Dzień był to zaduszny, jak zwykle, w jesieni,
Po niebie wystygłem z słonecznych promieni,
Leniwie ciągnęły się chmury:
[96]
Wiatr świstał północny, z pól nagiej krzewiny,
Ostatnie jej liście, dni ciepłych dzieciny,
Pożółkłe, unosił do góry.
Lud spieszył na cmentarz, ot zwyczaj tak każe,
Co roku tam idą bogaci, nędzarze,
Nad swoich uklęknąć grobami;
Pomodlić się nieco, zapłakać kto czuły,
I wianki, uwiędłe, co w proch się rozsuły,
Świeżemi zastąpić wiankami.
Ja, którym szczęśliwy, nie chował nikogo
Pod chłodnym kamieniem: ni dziewy, co drogą,
Ni ojca, ni matki, ni brata;
Poszedłem więc sobie, jak czyni to wielu,
Popatrzyć, pomarzyć, pobłądzić bez celu, —
Mój żywot z tych włóczęg się splata...
I kiedym tam stanął pomiędzy grobami,
I ujrzał ich dużo zarosłych chwastami
I pleśnią, tą mogił pieczęcią:
To żal mię zdjął jakiś, żal ciężki, markotny,
Nad tymi, co idąc na sen ten samotny,
Z swych blizkich zerwali pamięcią.
[97]
Myśl o nich w mej duszy, co szpera po grobach
Co we łzach się kocha, lubuje w żałobach,
Straszliwe zrodziła pytanie:
Raz jeden tam, w głębi, pod darnią, pod głazem,
Czyż wszystko dla trupa przerywa się razem,
Na wieczneż on pada drzemanie?
Czyż same zewnętrzne, widome oznaki,
Czyż tętno li serca, puls taki lub taki,
Jedynym żywota są świadkiem?
Czyż brak ich jest wszystkiem? Czyż bez nich, mój Boże!
Iskierka uczucia tleć jeszcze nie może,
Gdzieś w głębiach piersiowych, przypadkiem?
Kto powie, pytamy, czy grób jest przystanią,
Gdzie z życia troskami, co serce tu ranią,
Na zawsze się zrywa już zgoła?
Kto powie, kto zgadnie, tak li jest, inaczéj?
I jaki nam mędrzec punkt zgonu oznaczy?
„Tu koniec!“ na pewno zawoła?!
Kto zgadnie, czy w trupie, co znika pod ziemią,
Pierwiastki żywotne ukryte nie drzemią,
By wskrzesnąć za chwilkę, ot — potem?
I słyszeć, mój Boże! (Myśl sama przeraża.)
Jak piasek na trumnę, z motyki grabarza
Z straszliwym upada łoskotem?
[98]
I sercem, co może śni jeszcze, co marzy,
O jakiejś za grobem przedrogiej mu twarzy:
Rodziców, dziecięcia, lub żony;
I sercem, co ku nim miłośnie się zrywa:
Jak grudka za grudką do kopca przybywa —
Przez kiru przeczuwać opony?
J. S. Chamiec.
|