Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Zoryan Dołęga Chodakowski (Adam Czarnocki)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Rawita-Gawroński
Tytuł Zoryan Dołęga Chodakowski (Adam Czarnocki)
Pochodzenie Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX
Wydawca Marya Chełmońska
Data wyd. 1901
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Zoryan Dołęga Chodakowski (Adam Czarnocki).
* 1784 † 1825.
separator poziomy
P

Przyszedł na świat we wsi Podhajnej w gub. Mińskiej, w pobliżu Nowogródka, w r. 1784, d. 4 kwietnia. Rodzina Czarnockich należała do zamożnych posesyonatów na Litwie, wszakże ojciec jego zubożał i szukał chleba, pracując jako urzędnik gospodarski u rozmaitych panów. Syna posyłał do szkół słuckich, dokąd go sam odwiózł w r. 1797, przysposobiwszy poprzednio do klasy 2-ej prywatnie w Lecieszynie u jednego z krewnych swoich, Czarnocki ukończył szkoły słuckie w r. 1801. Tułaczka z ojcem za chlebem zbliżyła go do ludu i przyzwyczaiła do twardego życia. Chłopiec posiadał przy tem niepożyty zapas energii, wytrwałości i siły, które od lat wczesnych objawiały się w dziecku uporem. Wywoływało to częste nieporozumienia młodego. Adama z profesorami swymi i z otoczeniem Energię jego i śmiałość brano za upór i zarozumiałość. W bardzo młodym wieku obudziła się w nim żądza wiedzy. Umysł dziecka nie zbyt zdawał sobie sprawę z tego, że droga do niej prowadzi przez suche pola nauki szkolnej, a myśl lubiła wybiegać dalej po za podręczniki, niż tego zwykle życzą sobie profesorowie. Nie zadowalniał się on odrobiną, otrzymywaną za pośrednictwem szkoły, ale oświecenia szukał na szerokich łanach życia i dziejów, pomijając niekiedy wymagania i obowiązki najbliższe. Stąd szły skargi od profesorów. że się uczyć nie chce, a od ucznia — że uczyć nie umieją.

Zatarg ze szkołą był powodem wielu przykrości, a nawet zmartwień ojca i przyczynił się do tego, że Czarnocki, rozgoryczony i zniechęcony do ludzi, szkoły ukończył. Ojciec nie doczekał tej chwili, gdyż na rok przedtem odumarł go, a że powtórnie był się ożenił i z drugiego małżeństwa zostawił dzieci, na barki młodego Adama spadł ciężar opieki nad rodzeństwem. Zadanie to spełniał z poświęceniem się i szlachetnością, gdyż ulokowawszy brata i siostrę przy rodzinie ojca, sam oddał się pracy zarobkowej i z grosza zapracowanego dopomagał do ich kształcenia. Z początku zamyślał poświęcić się karyerze prawnej i na tej drodze kilka lat strawił. Działo się to około r. 1803. W tym czasie przeniósł się do Mińska, w r. 1805 otrzymał «instrument» na słucką regencyę ziemską, ale praktyka adwokacka nie dogadzała jego temperamentowi i charakterowi. W Mińsku bawił do r. 1807.
W ciągu lat kilku, od chwili ukończenia szkół w Słucku, nie opuszczał ulubionych swoich studyów historycznych. Przeciwnie, zapał w tym kierunku rozwijał się coraz hardziej; z coraz większem zamiłowaniem Adam wnikał nie tylko w świat zamierzchłych dziejów, ale i zamierzchłego życia, które go nieokreśloną siłą pociągało ku sobie. Praca adwokacka, wymagająca ciągłego kompromisu z sumieniem, nie mogła dogodzić tak szczeremu, otwartemu i czystemu charakterowi, jaki posiadał młody Czarnocki. Spostrzegłszy wcześnie, że żyć mu wypadnie w ciągłej rozterce ze sobą, postanowił zawód adwokata porzucić. Porzucił go też i przyjął prywatny obowiązek zastępcy pełnomocnika w dobrach hr. Józefa Niesiołowskiego, wojewody nowogródzkiego, i zamieszkał w Worończy, w pobliżu Nowogródka, Przystępnością, dobrocią i energią zjednał sobie powszechny szacunek i zaufanie, ale nie znalazł bynajmniej tego zadowolenia, jakiego szukał w pracy i życiu. Studya historyczne i archiwalne pnciąały go ku sobie nieprzepartą siłą i byłby może wyszedł na pierwszorzędnego historyka, bo już wówczas posiadał dużą wiedzę i bystrość krytyczną, gdyby nie przypadek.
W r. 1807 istniało już księstwo Warszawskie z pozorami niezależności. Młodzież polska garnęła się do szeregów jego wojska ze wszech stron. Miał tam podążyć i Czarnocki, gdy nagle został aresztowany i wywieziony najprzód w głąb Litwy, a następnie do Petersburga.
Ta chwila jest drugim okresem jego życia, która przed nim otwarła inne drogi, obudziła inne zamiłowania i otworzyła inne horoskopy na przyszłość. Rok przeszło przesiedział w Petersburgu w więzieniu, a potem wysłany został, jako żołnierz, do Presnowska, do dywizyi Głazenapa. W ciągu tej przymusowej podróży, skutkiem ciągłego stykania się z rozmaitemi ludami i różną naturą, rozbudziła się w nim ogromnie zdolność obserwacyjna. Począł tedy spisywać nietylko swoje wrażenia, ale uwagi i spostrzeżenia z życia i obyczajów rozmaitych szczepów i narodów: czeremisów, czuwaszów, tatarów, wotiaków, kirgizów, jakutów i plemion buriackich. Tu zapewne po raz pierwszy uczuwał chęć i potrzebę poznania życia ludowego wogóle.
Zaledwie do Presnowska przyszedł, dywizya Głazenapa otrzymała polecenie przesunięcia się na zachód, a w sierpniu 1811 r. już była na Litwie. Tu Czarnocki powziął zamiar ucieczki z wojska, czego też dokonał, zatarłszy ślad za sobą w ten sposób, że dochodzenie sądowe dowiodło, iż się utopił. A on tymczasem wstąpił do armii francuskiej pod przybrane m nazwiskiem Lubrańskiego.
Gdy wojna Napoleona I z Rosyą zakończyła się klęską r. 1812, Czarnocki nie emigrował z innymi, lecz z wojska wystąpił i w kraju pozostał. Tułał się jakiś czas pośród krewnych na Litwie, ale przekonawszy się, że w ten sposób tajemnica jego pobytu może być zdradzoną, udał się na Wołyń i tu zmienił nazwisko na inne — Zoryan Dołęga Chodakowski. Był wtedy czas jakiś w Porycku, u Tad. Czackiego i w Krzemieńcu, zapoznał się z Łuk. Gołębiowskim i z krzemieńczanami. Na Wołyniu przebywał wśród swoich: miał tu nietylko rodzinę, ale kolegów, a może i przełożonych z wojska: Karola Sienkiewicza i generała Kropińskiego, autora Ludgardy. W jego domu w Woronczynie bywał, serdeczny stosunek z nim nawiązał i bardzo długo później utrzymywał. Zabawiwszy czas niedługi na Wołyniu, puścił się w podróż piechotą na Ukrainę i Podole w celu poznania kraju i ludu. Wiodła go tylko ciekawość; jeszcze nie wiedział, na co mu się to przyda. Wędrując, zwiedzał archiwa, cerkwie starożytne, klasztory, kurhany i zapisywał pieśni obrzędowe, liryczne i epiczne ludu ruskiego przedewszystkiem, bo taki tylko w swoich podróżach napotkał.
W ciągu kilkoletniej wędrówki zbiory te urosły do wielkich rozmiarów, odkrywały przed nim nowy świat myśli i ducha ludu wiejskiego, nieznany dotychczas lub lekceważony. W przypadkowem badaniu rozmiłował się, zapalił się do tego, i powziął zamiar poznania w ten sposób Słowiańszczyzny i marzył o tem, ażeby na podstawie zebranego materyału coś zbudować — odtworzyć ze szczątków pozostałych zamierzchły i zaginiony świat i życie. Z takiemi projektami wrócił na Wołyń, a na poparcie ich posiadał już pełne «skrzynie» skarbów poezyi ludowej. Począł mu się zarysowywać plan coraz szerszy i głębszy, na którego wykonanie potrzebne mu były fundusze i naukowe poparcie. Myśl jego w całej swojej prostocie była bardzo śmiałą, a co do doniosłości na przyszłość — genialna prawie. Zwierzył się z nią dawnym swoim znajomym: Gołębiowskiemu i Kropińskiemu, a za ich pośrednictwem, jako też innych życzliwych sobie osób, postanowił zakołatać do ks. Adama Czartoryskiego, kuratora okręgu wileńskiego. Cała trudność była w tem, że Czarnocki, jako dezerter z wojska rosyjskiego, musiał poniekąd ukrywać się ciągle pod obcem nazwiskiem; to go krępowało, narażało na nowe nieszczęścia i utrudniało pracę. Protekcya kuratora zasłonić go mogła poniekąd tarczą opieki naukowej.
Ks. Czartoryski zrozumiał wielkość zadania Zoryana, nowość myśli i jej doniosłość dla nauki i chętnie mu osobiste poparcie ofiarował, a starał się wyjednać poparcie uniwersytetu wileńskiego. Uczeni wileńscy okazali się nieprzychylni dla tej myśli, niesłusznie uważając Czarnockiego za niedość przygotowanego naukowo. Wówczas sam kurator dopomógł mu bodaj do częściowego urzeczywistnienia zamiaru poznania całej Słowiańszczyzny. Na Litwę i Białoruś Czarnocki wracać nie mógł, bo miał przed sobą zawsze groźbę winy ucieczki z armii rosyjskiej, Wołyń, Ukrainę i Podole znał — pozostawała Ruś Czerwona i Polska. Czartoryski nalegał na poznanie przedewszystkiem własnej ziemi i ludu. Zoryan przyjechał do Puław w r. 1817 i natychmiast prawie wyjechał do Krakowa, Lwowa i Halicza. Tu śród pracy w archiwach i bibliotekach zbierał podania, pieśni i zabytki twórczości ludowej wogóle, ale począł już zwracać pilniejszą uwagę także na archeologię przedhistoryczną, szczególnie na licznie rozsiane kurhany i mogiły. Powróciwszy w r. 1818 na wiosnę do Sieniawy, majętności ks. Czartoryskich, naglony przez kuratora i gen. Kropińskiego, ażeby materyał zebrany uporządkował i coś wydał, napisał w Sieniawie rozprawkę p. t. O Słowiańszczyźnie przed chrześciaństwem, która była jak raca, oświetlająca nieznany dotychczas świat ludowego życia i poezyi. Wyraził on tutaj pogląd na jednolitość świata słowiańskiego, która objawiała się nietylko w jedności religii, lecz także w jedności kultury. Spostrzegłszy w swoich podróżach rozsiane po całej Słowiańszczyźnie horodyszcza, budowle ziemne podobnego do siebie kształtu, przyszedł do wniosku, że są one śladami kultu religijnego i pobytu słowian wszędzie, gdzie się znajdują; a ponieważ dostrzegał równomiernego ich rozszerzenia się od Uralu do Łaby i od zatoki Fińskiej do morza Czarnego, uważał, że ostatnie horodyszcza są ostatniemi granicami Słowiańszczyzny, Zaznaczył w tej rozprawce wrogie stanowisko duchowieństwa względem pogańskich przodków i zachęcał ludzi dobrej woli do badania ludu. Artykuł drukowany był w «Ćwiczeniach naukowych,» wychodzących w Krzemieńcu, i tegoż roku jeszcze przedrukowany w innych pismach, wywołał żywe zajęcie się życiem ludu i ożywioną polemikę. Przekonano się, że bez poznania świata ludowego, jego przeszłości i kultury nie może nikt napisać historyi narodu. Młodzież zapaliła się do nowej myśli i rozpoczęły się entuzyastyczne prace nad poznaniem i zbliżeniem się do ludu. W tym kierunku wpływ Chodakowskiego na rózwój literatury a nawet na szkołę romantyczną był wielki, a niedoceniony dotychczas. Czarowi jego gorącego i szczerego słowa ulegali nawet tacy poeci, jak Ad. Mickiewicz, który światowi ludowemu, szczególnie w Dziadach, dał dużo miejsca.
Chodakowski, widząc wszakże, że odmówienie poparcia ze strony uniw. wileńskiego jego pracy, utrudnia mu zadanie w przyszłości, a pragnąc poznać jeszcze szeroką połać Rusi wschodniej, zakołatał do Petersburga przez ks. Rumiancowa w Homlu mieszkającego, ks. Ad. Czartoryskiego i innych.
W tym czasie powrócił na Wołyń i nie zaprzestając badań dalszych popierał plan przeniesienia swojej akcyi do Rosyi. W Peredilu, majętności Kulczyńskich, krewnych gen. Kropińskiego, wpadła mu w oko p. Józefa, siostra jego przyjaciela, Ignacego. Rozkochał się w niej, panna była mu przychylną, ale rodzice, a nawet wujaszek generał uważali, że taki «burłaka,» jak Zoryan, żenić się nie powinien i ręki p. Józefy odmówili mu. Odchorował tę sprawę sercową, ale myśl swoją, zda się, jeszcze więcej pokochał. Niedługo się martwił. Nadeszło powołanie go do Petersburga, tyle upragnione; 9 września 1819 r. wyjechał z Homla do stolicy Rosyi. Miano mu za złe tę podróż, dla tego, że się odrywał od służby własnemu krajowi. Gorąco to bolało Chodakowskiego, który przyrzekał, że imienia polskiego nie da na poniewierkę, a o swoich nie zapomni. Na pociechę smutków spotkał się w drodze z panną, która w towarzystwie kuzynki i służącego dążyła do matki, do Petersburga. Była to p. Fleming. Czartoryska była również z Flemingów. Chodakowski rozkochał się w niej na zabój, panna nie była także obojętną, a wszystko to szło tak crescendo, że nie trwało nawet dwóch tygodni — 21 września już się pobrali. Zoryan rozumiał, że działo się to zbyt po kozacku, ale na długotrwałe amory nie miał czasu. Miłość w niczem nie przeszkodziła mu. Po drodze zwiedził Psków i okolice, rysował horodyszcza, poznał się z metropolitą Eugeniuszem, słowem nie ustawał w pracy ani na chwilę. W stolicy złożył wizytę Szyszkowowi, prezesowi akad. nauk, przedłożył plan swój i przyjęty został entuzyastycznie. Staruszek zrozumiał, że zanosi się na «wielikoje ouvrage,» i zaproponował Chodakowskiemu tytuł honorowego członka akademii. Tu poznał się z Karamzinem, którego pierwsze tomy dziejów już poprzednio krytykował. Urzędowy «historyograf» przyjął go łaskawie, plan jego poparł i przyczynił się do decyzyi rządu, który wyznaczył mu po 3,000 rb. «na smarowidło,» zobowiązując go do rocznych sprawozdań z podróży. W ten sposób «na srebrnej osi» wyjechał z Petersburga tą samą drogą, którą niespełna przed rokiem przybył, zboczywszy w górę Newy do Ingryi dla szukania tam śladów Słowiańszczyzny, Podróż jego miała więcej charakter archeologiczny, niż ludoznawczy: oznaczał na mapie horodyszcza, rozkopywał «sopki,» mogiły (Gostomysła pod Nowogrodem W.) i «kładbiska» pogańskie, zwane żalnikami.
Zmartwieniem jego w tej podróży było złe zdrowie żony. W Ładodze powiła syna, a w krótkim czasie ruszyli w dalszą wędrówkę, zostawiwszy dziecko na cudzej opiece. Syn umarł. Boleśnie ta strata i uznanie własnego błędu dotknęły rodziców. «Trudno polakowi — pisał wówczas — rodzić się na cudzej ziemi.» I tak, jakby w nagrodę za rozkopane cudze żalniki, przyszło mu własny usypać. Smutek i niewygody podróży podkopały zdrowie żony. Musieli się zatrzymać dla porady lekarskiej w Twerze, gdzie pani Chodakowska w r. 1821 życie zakończyła. Nieszczęście to przyjął z rezygnacyą wielkiej duszy i w smutku, lecz ze świadomością doniosłego zadania, jakie miał przed sobą, podążył do Moskwy, gdzie przybył na początku grudnia 1821. Tu pracował nad mapą horodyszcz, nazwaną mapą słowiańskiego grodztwa, na której przeszło 3,000 nomenklatur wpisał, nad słownikiem porównawczym, jakoteż nad sprawozdaniem dla akademii, które 1 lipca 1822 r. do Petersburga wysłał. Komisya, w której brał czynny udział Kołajdowicz, młody archeolog, pragnący zająć stanowisko Chodakowskiego, nieprzychylną dał odezwę o jego pracy, więc mu nagle, bez żadnego uprzedzenia i prolongaty odebrano zapomogę. Znalazł się tedy bez funduszów i bez możności bronienia się, bo pozbawiony zupełnie środków materyalnych, a od własnego kraju zbyt oddalony. Tu zbliżył się rodziną Polewoja, historyka, który go w ciężkich chwilach życia ratował i podtrzymywał materyalnie.
Chodakowski w warunkach dość przykrych pracował nad obroną swoją, polemizując z Kołajdowiczem, uzupełniając mapę i słownik i walcząc o chleb powszedni, ażeby z głodu nie zginąć. Do swoich duma nie pozwalała mu wrócić. Wspomnienie kraju stawało się dla niego «balsamem, kojącym cierpienia.» Smutek go przygniatał i żal za swoimi. «Kiedyż powrócę w żalnik, — pisał — w tę krainę, w której znajdę się, jak pod własną strzechą.» Niedługo czekał. Z Moskwy przeniósł się do wioski Pietrowskoje, gub. twerskiej, w której 17 listopada 1825 r. życie zakończył.
Wielka zasługa Chodakowskiego dla społeczeństwa leży w zapoczątkowaniu badania ludu w celu poznania zaginionego świata i jego kultury umysłowej. Rozprawa jego o Słowiańszczyźnie stała się według słów pisarza blizkiego tej epoki — «poematem dla młodego pokolenia, co wstrząsnął sercami.» Podniesione przez niego idee jedności słowiańskiej plemiennej zrodziły później ideę panslawizmu politycznego. W twórczości i życiu ludowem wskazał on źródła mitologii, archeologii, heraldyki. Pierwszy zwrócił uwagę na horodyszcze v. horodki i przeddziejowe przeznaczenie ich widział w związku z religią pogańską i życiem pierwotnem. Poglądy te wyłożył w Projekcie uczonej podróży po Rosyi w celu wyjaśnienia starożytnych dziejów Słowiańszczyzny (18 marca 1820 r.), Kołajdowicz niedołężnie oponował teoryi powstawania horodyszcz i jakkolwiek przyczynił się do przerwania pracy Chodakowskiego, sam nic do nauki nie dołożył.
Po śmierci Chodakowskiego pozostała duża spuścizna naukowa, która długo z rąk do rąk tułała się i dotychczas się tuła, dostarczając różnym ludziom bądź etnograficznego, bądź archeologicznego materyału. Przeszła ona najprzód do Polewoja, który dopiero na żądanie władzy rządowej oddał ją w r. 1836 Pogodinowi na prośbę, wniesioną przez drugą żonę Chodakowskiego, rosyankę, do jenerał-gub. moskiewskiego. Polewoj, oddał to, co chciał, bez żadnej kontroli. Pogodin uznał ich wielką wartość naukową i począł wydawać w czasopiśmie «Tow. historyi i starożytności rosyjskich». Później dostały się one do biblioteki publicznej w Petersburgu, gdzie dotychczas się znajdują.
W pierwszej książce wydawnictw tegoż Towarzystwa ukazała się praca jego p. t. Drogi komunikacyjne starożytnej Rosyi, która rzuciła dość światła na pierwotne dzieje tego państwa i wyjaśniła niektóre ustępy latopisców. W temże piśmie wydrukował Pogodin krytykę poglądów Kołajdowicza p. t. Historyczny systemat Chodakowskiego. Następnie wyszedł Urywek z podróży Chodakowskiego po Rosyi (Ładoga, Nowogród) i Sprawozdanie o pierwszych zdobyczach w Rosyi Chodakowskiego, które cały tom zajęło. Prace te pisane po rosyjsku.
W bibl. petersb. znajdują się rękopisy Chodakowskiego mianowicie: Słownik imion własnych horodyszcz i wsi, tomów 4 (po polsku), noszący nazwę Staro-sta, i zeszyt Pieśni rusińskich. Dodać należy, że całkowity prawie zbiór Chodakowskiego pożyczony został Maksymowiczowi przed śmiercią Zoryana i u niego pozostał, a odszukał się dopiero po śmierci Maksymowicza. Oprócz tego znajduje się w bibliotece petersb, Mapa rozsiedlenia plemion słowiańskich i inne drobne artykuły.
Pisali o nim: Lelewel J. (Dziennik literacki, 1759 Nr. 79), Skimborowicz (Teka Wileńska Nr. 6); Dominik Chodźko (Teka Wileńska Nr. 2); A. N. Pypin (Istoria ruskoj Etnografii, t. III. Etnografia małoruskaja), wreszcie monografia p. t. Zoryan Dołęga Chodakowski, napisana przez Rawitę-Gawrońskiego najpełniejsza ze wszystkich prac o Czarnockim, wyszła we Lwowie w r. 1898.

Fr. Rawita-Gawroński.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Rawita-Gawroński.