Milcząc, z ponurą, gniewliwą i bladą
Twarzą Krzyżacy od Mindowsa jadą;
Patrzą na stosy, a w sercu ich płonie
Taki sam ogień, krwawych bojów chciwy.
Przez ciemne lasy, krętemi szlakami,
Ciągną noc i dzień do Marij-grodu.
Za niemi goni krzyk ludu radośny,
Jak ptasząt śpiéwy, wróżby młodéj wiosny.
Za niemi gonią wojennego tłumu
Gwary zapału, nienawiści krzyki,
I przekleństw tyle, ile na ich głowie
Włosów jest, ile w morzu kropel wody.
Wesołą Litwę rzucili za sobą,
Włości żmudzkiemi jechali do domu. —
Lecz Żmudzi starsza siostra wyciągnęła
Rękę, Żemajtys na nogi powstała,
Oczy przetarła i pieśni wtóruje.
Mistrz szarpie płaszcz swój i bije się w czoło,
I mścić odgraża ogniem i mieczami.
Już w Prus granice wstąpili — o trwogo!
I tu wzburzony lud, zamki się palą,
Biją ofiary przy ogniach kupami,
Ludzie ze śpiéwy cisną się staremi,
I Bogów dawnych czcząc, czołem im biją.
Już zakopanych dobyli bałwanów,
Wśród dróg na słupach stoją znów, i twarzą
Czarną Krzyżaków sile urągają.
Ujrzawszy Mistrza lud nie bije czołem,
Ani się ciśnie całować strzemienia,
Podnosi pałki, dosiada swych koni,
I długo wrzeszcząc męczy się w pogoni.
Mistrz blady, dwakroć zwraca się, Komtura
Rada wejrzeniem, skarży mu się wzrokiem;
A wszyscy milczą, jadą, bo gniew taki
Nie da się w słowa zamknąć, wydać mową. —
Litwa zerwała z Zakonem przymierze,
Krzyże zwalone na sąsiedniéj Żmudzi;
Jeszcze raz Prusy, na głos pobratymców,
Wiarę już dawniéj wszczepioną rzucili!
Nim Mistrz dojechał do swojéj stolicy,
Dwóch posłów biegło spotkać go z wieściami;
A jakie wieści!! — Kuroni się wznoszą,
Liwoni bratnie posłyszeli głosy,
Ognie domowe zgasili, szłyk wzięli,
Ciągną za braćmi, za ojców swych Bogi.
Jaćwieżska ziemia śpiéwem się rozlega,
Pieśnią radości, wieszczbami zwycięztwa.
Pieśń jak dészcz w maju na ziemię upada,
I rosną męże pod kroplmi żyznemi.
Zda się, że w puszczy każdy dąb ich rodzi,
Że w polu z każdéj powstają mogiły,
Że z chat po dziesięć z pod strzechy wychodzi.
A w każdym mężu za dziesięciu siły.