Czego uczy nas przeszłość?/Jakie wnioski wysnuć należy z przesłanek powyższych dla chwili obecnej?

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Stogarski
Tytuł Czego uczy nas przeszłość?
Wydawca Tygodnik „Nowe drogi”
Data wyd. 1921
Druk Towarzystwo Wydawnicze „Kompas”
Miejsce wyd. Łódź
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



Jakie wnioski wysnuć należy z przesłanek powyższych dla chwili obecnej?

Doświadczenie historyczne uczy nas, że te narody osiągają najwyższy stopień rozwoju kultury duchowej i materjalnej, które myślą same o sobie i nie pozostawiają całej troski o los narodu wyłącznie rządom swoim. Jest opowieść o wojsku rzymskiem, które zamknięte przez wojska Hannibala w wąwozie nad jeziorem Trazymeńskiem i napadnięte przez te wrogie wojska, musiało bronić się w warunkach najgorszych, podczas mgły, która nie pozwalała na rozwinięcie szyków bojowych i na kierowanie akcją przez dowódców. Dziejopis powiada, że każdy żołnierz rzymski musiał w tych warunkach być samemu sobie wodzem i sam się do boju zagrzewać. Narody bardzo często znajdują się w takich warunkach, że każdy członek narodu musi być samemu sobie wodzem i sam kierować sobą, nie mogąc oglądać się na wskazówki przywódców.
Ale naród nie chcący w ciężkich warunkach swego istnienia stracić głowy i upaść na duchu, musi być narodem światłym i świadomym swoich celów i środków do tych celów wiodących. Po wszystkie czasy istnienia Polski, nawet w jej czasach najgorszych nie brakło w Polsce ludzi, którzy zdawali sobie sprawę z doniosłości oświaty powszechnej i czynili wszystko, co było w ich mocy, aby ta oświata stała się udziałem wszystkich. Inne doświadczenie poucza nas, że każdy naród musi dla swego istnienia mieć jakiś wielki cel skupiający wszystkich członków narodu w jednę nierozerwalną całość. A więc widzimy dwie konieczności dziejowe dla chwili obecnej: powszechną oświatę i wspólny dla wszystkich Polaków ideał. Przez oświatę nie rozumiemy tylko umiejętności czytania i pisania oraz posiadania pewnych ogólnych wiadomości z różnych dziedzin wiedzy ludzkiej. Oświata dla nas to samodzielność myślenia i zdolność do powzięcia decyzji w chwilach trudnych; to także śmiałość myślenia, dająca pewność w działaniu zdecydowanem i pewnem siebie. Ideałem zaś narodu musi być jakiś wielki cel dążeń powszechnych. Bez takiego ideału ogólnego żaden naród nie jest dość silnym, aby mógł stawić czoło przeciwnościom, jakie spotyka na drodze swojej każdy naród. W czasach rządów zaborczych mieliśmy taki wielki, skupiający nas ideał w gorącem pragnieniu odzyskania niepodległości. Ideał ten dawał nam wielką siłę i wrogowie nasi, znając siłę tego ideału, godzili weń przedewszystkiem, usiłując zaciemnić umysły szerokich mas ludowych i podać w zapomnienie samo imię Polski. Ideał wolności skupiał wszystkie siły narodowe, krzepił wątpiących, ustokratniał siły dzielnych, czynił nas w najgorszem położeniu niezwyciężonymi. Obecnie, po odzyskaniu niepodległości, nie posiadamy równie mocnego ideału. Lecz jeśli drogą nam jest przyszłość narodu, to ideał taki znaleźć musimy. Mistrzyni życia, historja, poucza nas, że wolność może być ideałem tylko na czas pozbawienia wolności, ale z chwilą gdy wolność została odzyskana, trzeba znaleźć cel, dla którego wolność mogłaby być środkiem. Każdy naród świadomie lub nieświadomie spełnia jakieś zadanie w dziejach ludzkości i szczęśliwy zaiste ten naród, który wie czego chcieć powinien i czego chcieć może.
Co do oświaty, to uważamy, że człowiekiem naprawdę oświeconym jest dopiero ten, kto wzniósł się na wysokość pojmowania życia w jego powikłaniach i załamaniach i nawet w gmatwaninie, jaką staje się niejednokrotnie istnienie nasze, nie traci drogi swojej z oczu. Do takiej oświaty prowadzić może nauka i sztuka, ale prowadzi tylko umysły wybrane. Widujemy nieraz ludzi, którzy korzystali z takiej samej oświaty, do jednych uczęszczali szkół i tych samych słuchali nauczycieli. Jedni z nich są naprawdę oświeceni w umysłach i sercach swoich, drudzy przy oświeceniu umysłu zachowali oschłość serca i niezawsze przedstawiają typ człowieka pożytecznego dla społeczeństwa. Następnie, wszelka oświata szerzona przy pomocy wiedzy i sztuki, może zostać osiągnięta dopiero po bardzo wielu trudach i wysiłkach zarówno uczącego się jak i nauczającego. Szczególniej gdy chodzi o wielkie masy ludowe i ich oświecenie, a brak jest na to środków i sił nauczycielskich, jak naprzykład u nas w obecnej chwili przełomowej, trzeba wprost dziesięcioleci, aby jaki taki cel został osiągnięty.
I oto z przesłanek swoich wysnuwamy prosty wniosek: Jeśli w wieku szesnastym myśl religijna mogła była wznieść naród nasz tak niebywale wysoko, czy ta sama myśl nie mogłaby oddać nam równie wielkiej usługi dzisiaj? Nie trzeba chyba dowodzić specjalnie i obszernie, że nasze życie religijne pozostawia bardzo wiele do życzenia. Każdy z nas zrozumie chyba łatwo, że religja w życiu o tyle jest coś warta, o ile wpływa dodatnio na czyny ludzkie, o ile jest światłem świecącem ludziom śród mroków i wiodącem ich do jasnych celów. Takiej religji w życiu naszem nie widzimy. Gdy mowa o pobożności i religijności wogóle, to wskazujemy na lud nasz, osobliwie wiejski, jako na żywioł najbardziej jakoby pobożny i religijny. I cóż czyni ten lud? Czy zdaje sobie sprawę z tego, że dla pomyślności ogółu powinien ponosić pewne ofiary? Czy lud ten zastanawia się nad istotą przykazań Chrystusowych? Czy kocha braci i gotów jest ponieść dla nich jakąkolwiek ofiarę? Tego nie dostrzegamy, ale widzimy natomiast wielką jego chciwość, bezustanne podnoszenie cen za produkty potrzebne mieszkańcom miast, co znowu tych mieszkańców miast zmusza do domagania się coraz wyższych płac i co w rezultacie doprowadza do coraz większego obniżenia wartości marki polskiej ze wszystkiemi konsekwencjami tego zjawiska. Takiego postępowania chłopa polskiego, rzekomo najbardziej religijnego, chrześcijańskiem nazwać nie można. Lud nasz naprawdę wie bardzo niewiele o Chrystusie i jego nauce, natomiast żyją śród niego różne przeżytki zabobonów z czasów pogańskich, niektóre pod postacią obrządków chrześcijańskich. Można powiedzieć bez przesady, że lud nasz jest bardzo powierzchownym pod względem religijnym i nie zastanawia się nad sprawami życia, pozostawiając troskę o nie osobom powołanym do tego z urzędu.
Nie lepiej przedstawia się sprawa życia religijnego w naszej inteligencji. Ta jest niemniej powierzchowną. Religję traktuje jako sumę obrządków okolicznościowych i czysto konwencjonalnych, z których już dawno uleciał duch, co je niegdyś ożywiał. Do kościoła chodzą naogół tylko kobiety i to nietyle z wewnętrznej potrzeby ile z przyzwyczajenia i dla dawania przykładu ludowi, który religijnie coraz bardziej obojętnieje. Ludzie z wyższem wykształceniem spoglądają na religję niby na jakiś przeżytek, z którym liczą się tylko zewnętrznie. Z różnych względów tają się ludzie ze swemi przekonaniami religijnemi, ale jeśli zdobywają się na szczerość w kole zaufanych przyjaciół, to powiadają całkiem otwarcie, że religję uważają nietylko za niepotrzebną, ale wprost za szkodliwą. Oczywiście, zachodzi tu duże nieporozumienie, bo bardzo często bierze się za religję to, co jest tylko zwykłym klerykalizmem, ale nigdy nie jest religją.
W takich warunkach religja nie może wykonać u nas oświecającego posłannictwa i naogół biorąc, niebardzo nawet wiemy, co to jest religja i czego chce od człowieka a czego może człowiek oczekiwać od niej. Dla tych podstawowych nieporozumień i niezrozumień tak trudno jest osiągnąć u nas cośkolwiek przez usiłowanie rozbudzenia życia religijnego, takiego, jakie ożywia wielkie narody anglo-saskie, czyniąc z nich najpotężniejsze społeczeństwa w świecie współczesnym. Niejeden z naszych myślicieli współczesnych, jak naprzykład Wincenty Lutosławski, wskazuje przygodnie na fakt, że Anglja zawdzięcza swoją wielkość Biblji, ale jakże dalecy jesteśmy od zastanowienia się nad takim faktem, a nadewszystko od wysnucia zeń wniosków praktycznych! Mimowoli przypomina się słowo Wyspiańskiego z „Wesela”, które to słowo charakteryzuje nas dosadnie: „siła by już mogli mieć, ino oni nie chcą chcieć”. Istotnie, nie chcemy chcieć, nie chcemy patrzeć na życie innych ludów i zastanawiać się nad podstawami ich dzielności i wielkości. Czasem przesłaniają nam sąd bezstronny o różnych narodach nasze chwilowe lub trwałe antypatje, jak gdybyśmy postanawiali nie korzystać z czyichś cennych doświadczeń dlatego poprostu, że doświadczenia te poczynił ktoś nam niesympatyczny. To nie jest postępowanie, które możnaby nazwać roztropnem.
Na szczęście nie potrzebujemy oglądać się za wzorami obcemi, gdyż w dziejach własnego narodu posiadamy wzór najpiękniejszy jaki wogóle posiadać można. I nietylko wzór, ale doświadczenie najcenniejsze. Na życiu ojców naszych w szesnastym wieku widzimy jasno do czego prowadzi szczera prawdziwa myśl religijna, jak potrafi ona ożywić i dźwignąć cały naród na poziom wysokiej kultury duchowej. Z tego płynie dla nas nauka bardzo cenna i najlepsze na czasy dzisiejsze wskazanie dla całego narodu. Żadna wiedza nie może dać narodowi tak szybko i bezpośrednio wspaniałych rezultatów w dziedzinie naprawy tego wszystkiego, co długotrwała niewola w nas spaczyła. Duch Chrystusowy ożywia i wychowuje ludzi dla tak wielkich celów i zadań w życiu, że na podstawie doświadczeń poczynionych przez ojców naszych, możemy mu zaufać w zupełności. Nie chodzi tu o jakąś nową teorję i eksperyment, ale o coś zgoła pewnego, co w życiu naszego narodu już raz wydało owoc najwspanialszy. Każdy myślący człowiek musi sobie powiedzieć, że to, co było dobrem dla ojców naszych i co podniosło życie ich tak wysoko, że w podręcznikach szkolnych okres poddania się duchowi Chrystusowemu podawany bywa jako wzór i przykład do naśladowania, musi być dobrem i dla nas. Dokoła panoszy się zło w postaci niekiełzanego sobkostwa, każdy myśli tylko o tem, jak kosztem bliźniego zbogacić się i posiąść środki do używania życia. Nawet ludzie oświeceni nie czynią pod tym względem wyjątku. Tutaj naprawę przeprowadzić może tylko Chrystus, jeśli poddamy mu dusze swoje tak, jak poddali mu je ojcowie nasi.
Panują nad nami pewne nałogi myślowe tamujące nasze życie umysłowe. Niejeden z nas nawet nie przeczuwa, że mógłby i powinienby zastanawiać się nad życiem własnem i życiem ogółu i starać się o tego życia naprawę; każdemu zdaje się, że starania o czystość życia religijnego i moralnego są obowiązkiem księży i że na nich spada wyłącznie odpowiedzialność za jakoś życia naszego. Nie będziemy dowodzili, że tak nie jest, bo każdy rozumie, że odpowiedzialność za życie narodu spada na wszystkich członków narodu porównie. Wszyscy powinni pamiętać o tem, że gdy na naród zwala się kląska, to cierpią nietylko kierownicy życia narodowego, ale miljony, dlatego troską miljonów powinno być dążenie do dźwigania życia naszego na coraz wyższy szczebel doskonałości i prawdziwości.
Niejeden powie, że to niełatwa sprawa, że nie wie jak się wziąć do takiego dzieła. Taka wymówka jest tylko wymówką. W dziejach narodu swego posiadamy jasne wskazania co czynić należy, aby naród był światłym, dobrym i szczęśliwym. Chciejmy tylko sięgać do tych nauk przeszłości, a nie będziemy mogli mówić, że nie wiemy jak szukać drogi do naprawy. Spójrzmy tylko na piękne stulecie szesnaste i na jego bujne i wspaniałe życie, a potem rzućmy okiem na to, co przyszło po stuleciu szesnastem, gdy naród sprzeniewierzył się poznanej prawdzie i poszedł za ślepymi wodzami. Zamarło bujne życie kulturalne, na ziemi polskiej zapanował mrok, ciemnota nie dostrzegała klęsk, które zbliżały się krokiem szybkim i ostatecznie naród ongi tak światły dzięki duchowi Chrystusowemu i tak dzielny dzięki swoim cnotom, stoczył się w otchłań niedoli. Czasy saskie były czasami wielkiej zewnętrznej pobożności i bezprzykładnej niemoralności zarazem. Znaczy to, że martwa religijność, oparta o obrzędy a nie posiadająca oparcia w pięknych czynach nietylko nie przynosi narodowi pożytku, ale przeciwnie, przynosi nieobliczalne szkody.
Dzisiaj widzimy dokoła siebie mniej więcej to, co działo się w kołach tak zwanych prawowiernych za czasów saskich. Ludzie religji zamierającej w martwej obrzędowości chcieliby poddać całe życie nasze panowaniu nie ducha Chrystusowego, ale panowaniu garści uprzywilejowanych zwolenników władzy, nie mających do tego ani kwalifikacji, ani prawa. Dla swej godności duchownej ludzie ci nie szukają ciężkiej i odpowiedzialnej służby dla braci i dla Chrystusa, ale szukają zaszczytów i wyróżnień. Chrystus powiedział, że kto chce być pierwszym, ten powinien służyć wszystkim jako ostatni. Wskrześmy śród siebie tego ducha służenia sprawie ojczystej a życie nasze zmieni się do niepoznania. Najlepsi myśliciele nasi, dawni i dzisiejsi, nie przestają wskazywać nam na ducha Chrystusowego, jako na tego lekarza, który sam jeden mocen jest zleczyć życie nasze, tak wielu niedomaganiom obecnie podlegające. Słuchajmyż tych głosów i nie pozwólmy, aby głosy te były głosami wołającego na pustyni, iżbyśmy snać nie żałowali po niewczasie, że byliśmy głusi na głosy ostrzegawcze.
Mówi się w czasach dzisiejszych tak wiele o odrodzeniu narodu i mówi się słusznie: musimy istotnie odrodzić się, jeśli w nowem życiu świata zająć mamy miejsce poczesne. Podstawę do odrodzenia wskazują nam dzieje własne. Jeśli pozostaniemy wierni wskazaniom swoich dziejów, niedalekim będzie dzień, w którym zajaśnieje nad Polską słońce szczęśliwości powszechnej. Umiłowanie wielkiego ideału ojców naszych odrodzi serca i da całemu narodowi ten szczytny ideał, który skupi wszystkich dokoła służenia ojczyźnie. Inaczej zaczną spoglądać na nas obcy i nie będziemy już słyszeli wzgardliwych słów o polskiej nieporadności i nieporządku. Jeśli naród ma być silnym i zwartym w sobie, musi składać się z jednostek gotowych do ofiarności dla ogółu. Takie jednostki ofiarne wychować może społeczeństwu tylko duch prawdziwej religijności. Oczywiście, nie tej religijności, która ślepo trzyma się katechizmu i nie chce myśleć o niczem, ale religijności takiej, która ma katechizm w sercu, która w razie potrzeby sama potrafiłaby tworzyć podstawy do życia pięknego na zasadach przemyślanych i przeżytych przez siebie.
Wskazaliśmy na stulecie szesnaste jako na tę chwilę, w której kultura narodu i jego potęga zbiegły się tak pięknie; staraliśmy się dowieść na podstawie danych historycznych, że wielkość stulecia szesnastego zbudowana jest wyłącznie na szczerym stosunku ojców naszych do religji Chrystusowej i gdy chodzi o wskazania z tych naszych przesłanek wysnute dla czasów dzisiejszych, nie widzimy lepszych, jak te, których udziela nam samaż historja wieku szesnastego: powróćmy do zaniedbanej religji Chrystusowej, przeniknijmy się jej ideałem i czyńmy, co ten duch Chrystusowy czynić nam każe. Wynikiem naszego postępowania będzie nowy wspaniały rozkwit kultury narodowej. Niema kultury bez ofiarności, niema ofiarności bez ideału. Jeśli zaś chodzi o ideał, to niema zaprawdę doskonalszego od ideału miłości i braterstwa, o jakim mówił i mówi Chrystus.
Kończąc te swoje wywody, oddajemy znowu głos znanemu i uznanemu myślicielowi polskiemu, Stanisławowi Witkiewiczowi, który w dziełku swojem „Chrześcijaństwo i Katechizm”, tak się między innemi wyraża: „Co to jest etyka chrześcijańska? Jest to Miłość. Prawidła etyczne, bądź jako wskazówki czynów dobrych, bądź jako środki hamowania złych pragnień i ujemnych czynów, są tylko grubem, ogólnikowem spisaniem sposobów, jakiemi się Miłość może przejawić w życiu. Bez niej niema etyki — z nią żadna etyka nie jest potrzebna. Przepełnijmy poza brzegi ludzkie dusze Miłością, a zginą wszystkie nędze, wszelkie zło ludzkiego życia i nie trzeba będzie uczyć się na pamięć spisów cnót i spisów grzechów. Wydrzeć ludzką duszę z ciemnych ostoi egoizmu i rzucić w blask najbezwzględniejszego zatracenia się w Miłości, oto jest cel, do którego dąży etyka chrześcijańska, cel, który jest najistotniejszą treścią całej nauki chrześcijańskiej. Bóg chrześcijan tem się różni od innych bogów, że tę Miłość kładzie na pierwszem miejscu wymagań stawianych człowiekowi. Nie chce on ofiary dla siebie, nie chce całopalenia, chce miłosierdzia, chce miłości, i nie przyjmuje nic od ludzi, którzy mają na sumieniu najmniejszą winę względem bliźniego. Bóg chrześcijan dobry czyn względem najmniejszego z maluczkich ma za największy czyn względem siebie. Cały stosunek człowieka do niego zależny jest bezwzględnie od tego, jakim jest człowiek względem bliźnich. Rzecz oczywista, że w takiej religji ponad całym gmachem dogmatycznym góruje wynikająca z tej miłości strona etyczna, że jest ona gwiaździstem sklepieniem, najwyższą, najszczytniejszą, ukoronowaną wieżą tego przybytku. Pobudką i źródłem czynów boskich stała się tu miłość bezbrzeżna, miłość, która prowadzi Boga do samomęczeństwa, samozniszczenia dla szczęścia umiłowanego przedmiotu. Tego uczy każdy wiersz Ewangelji, tą miłością przeciwstawiła się ona światu pogańskiemu”.
Oto mądre i głębokie słowa naszego myśliciela współczesnego, do których nic już dodawać nie trzeba, a któremi kończymy pracę swoją, jako tym ostatecznym wnioskiem wysnutym z przesłanek dziejów ojczystych dla dni naszych.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paweł Hulka-Laskowski.