Czem chciał zostać Janek mały?

>>> Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Mirandola
Tytuł Czem chciał zostać Janek mały?
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1925
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
CZEM CHCIAŁ
ZOSTAĆ
JANEK MAŁY?
Napisał
F. MIRANDOLA
LWÓW-POZNAŃ
NAKŁADEM WYDAWNICTWA POLSKIEGO







Bawcie się wesoło dziatki,
Ale pamiętajcie przecie,
Że wyszedłszy z domu matki
Czemś musicie być na świecie.

Tylko to szacunek budzi,
Co przymnaża dóbr, czy chwały —
To też pracowitych ludzi
Naród wielbi i świat cały.

Bawcie się więc w Imię Boże,
Sił próbując w każdej sprawie,
A czem któreś zostać może,
Okaże się przy zabawie.





Jaś pracuje wielką piłą,
Pniak przecina na dwie części,
Będzie cieślą, że aż miło,
Przy tej pracy mu się szczęści.

Lub stolarzem mógłby zostać,
Który piękne meble czyni,
Drzewu tę nadając postać,
Której pragnie gospodyni.

Drzwi i okna, krzesła, stoły
Będzie robił — widać z miny.
Teraz żwawy i wesoły
Tnie na klocki pniak sośniny.





Kryć chce dachy Janek śmiały,
Na szczyt wieży pnie się żwawo,
Nieraz dzieci się nabały
Gdy się popisywał z wprawą.

Cóż za widok nieskończony
Z takiej wieży! Boże! Boże!
Przerażone kraczą wrony:
— Co on tutaj robić może?



A kominiarz tkwi w kominie
Patrzy za nim hen, do góry,
I wyraźnie znać po minie,
Że się boi awantury.



Gdzie się tylko palić zacznie,
Janek pędzi z całej siły,
Lecz wymyka się nieznacznie,
Ciotki by go nie puściły.

Dzielny strażak byłby z niego,
Użyteczny, jak ci ludzie,
Którzy mienia innych strzegą,
I pracują w czoła trudzie.

Dalej, dalej, chyżo, żwawo,
Janek wodę w płomień miota.
Być strażakiem, gdy dorośnie,
Wielka zbiera go ochota.





Huku, puku! Huku, puku!
Janek młotem w kuźni kuje
I przy tym piekielnym stuku,
Raźnie sobie przyśpiewuje.

Dobył z ognia kawał stali,
Zaraz będzie tu podkowa.
Wali, wali, wali, wali, —
No i patrzcie, już gotowa.



Dzielny kowal byłby z niego,
Gdyby obrał to rzemiosło,
A kowala imię tego
Wszędy by się wnet rozniosło.



Dziś maszyna rządzi światem,
Kolej, auto, samoloty,
Mały Janek duma zatem,
Wielkiej czuje pęd ochoty,

By budować te potwory,
Wynalazki czynić nowe,
Od tej żądzy jest wprost chory
I wciąż sobie suszy głowę.

Janku drogi, Janku miły,
Nie wiem, czyli zdołasz sprostać.
Oblicz dobrze swoje siły —
Trudno mechanikiem zostać.





Oto marzenie chłopczyka!
W świat sobie żwawo pomyka,
Dosiadł rumaka ze stali
I pędzi dalej i dalej.

W fantazji dziecięcej pędzie,
Sam jeszcze nie wie, czem będzie,
Lecz pragnie, choć dzisiaj mały,
W ramiona objąć świat cały.



Hej! Odjazd! — wesoło woła!
Już dudnią pociągu koła
I budzi echa świst pary,
On pędzi przez świata obszary.



—   Wiem już — rzecze Janek sobie —
Wiem wybornie, co ja zrobię.
Nie licząc się z ciotek krzykiem,
Muszę zostać podróżnikiem.

—   Pójdę, gdzie zwierz żyje dziki
W głąb Sahary, do Afryki,
Lub na biegun, w lodu skały,
Tam, gdzie mieszka niedźwiedź biały.

—   Australijski ląd prastary
Zwiedzę, łapiąc kazuary,
W Indjach będę, jak na koniu,
Jeździł na ogromnym słoniu.





—   Królem chcę zostać! — rzekł Janek śmiało
To jest rzemiosło, co mi przystało,
Królem chcę zostać krajów nieznanych
I w ryzach trzymać moich poddanych.

Na lwie bez siodła harcować będę,
Albo lotnego zebrę dosiędę,
Skrzyknę wasali, to jest zwierzęta,
A kto nie przyjdzie, ten popamięta.



Zabronię kąsać wężom zdradziecko,
By igrać z nimi mogło i dziecko,
Ład zaprowadzę wszędzie i cnotę.
Hej! Jedźcież ze mną, kto ma ochotę.



Dzikie poskramiać potwory —
Do tego nasz Janek, choć mały
Byłby niezmiernie skory.
Hasałby z niemi dzień cały.

W zoologicznym ogrodzie
Mile nań patrzy wilk srogi,
Bawół go rogiem nie bodzie,
Lew mu się łasi do nogi.

Pogromcą zwierząt wspaniałym
Napewne kiedyś zostanie,
Bo dziś już w chłopcu, choć małym
Objawia się powołanie.





Rozkosz jeździć na koniku,
Pędzić poprzez rowy, płoty
Ileż wrzawy, ile krzyku,
Ile szczęścia i ochoty.

Gdy dopadnie Janek konia,
Nic powstrzymać go nie zdoła.
Jak wiatr leci poprzez błonia,
Próżno z okna ciotka woła.



Sławnym mistrzem będziesz może
Konnej jazdy, Janku drogi.
Ludzie, o to się założę,
Wieńce rzucą ci pod nogi.



Myśliwy to zawołany,
Nasz mały Janek kochany,
Gdy fuzję do ręki chwyta,
Głuchnie na wszystko i kwita.

Po lesie biega dzień cały,
Wciąż słychać jego wystrzały,
Na góry najwyższe pnie się,
Często zajączka przyniesie.

Sławę on strzelca pozyska,
Świat dowie się jego nazwiska,
I drugim go nazwą — Nemrodem,
To będzie jego zawodem.





Ogrodnictwo, praca miła,
Tu się kopie, tu się sadzi,
Niejednego wyżywiła,
Więc ten zawód ciocia radzi.

Ma ochotę na to Janek
I niejeden, w czoła pocie
Na tej pracy spędził ranek,
Czem ogromnie cieszył ciocię.



Lecz czy wytrwa przy wyborze?
On tak rzutki, taki śmiały!
Ano może, ano może
Odda na to żywot cały.



Zawód rolnika szczęśliwy!
Obsiewa łany ogromne
I kosi łąki i niwy,
Sławią go wieki potomne.

Czegóż bo ludziom na ziemi
Nad wszystko inne potrzeba?
Tego co dłońmi swoimi
Dokona rolnik — więc chleba!



Bogaty, biedny — mój panie,
Bez chleba wyżyć nie może —
Janek rolnikiem zostanie.
Dajże mu szczęście, o Boże!



Choć burza ryczy i tłuką fale,
Janek się tego nie boi wcale,
Na szczyty masztów wspina się śmiało —
Jak on, być dzielnym, chłopcom przystało.

Ten, komu dano hasać po morzu,
Nie zbłądzi także na ziem bezdrożu,
Nie utknie w żadnej życia mieliźnie
I dobre imię zyszcze Ojczyźnie.



Nasz Janek zwinny, nasz Janek szparki,
Do polskiej wstąpić chce marynarki.
Chłód mu, czy spieka niezdolne dopiec —
Janek to mężny i mądry chłopiec.



Wkoło portu pływa łódka,
Niepozorna i malutka,
Lecz w niej siedzi dzielny młodzian,
W marynarską bluzę odzian.

Baczy on, by się o skały
Statki nie porozbijały,
Chorągiewką barwną kiwa
I pilotem się nazywa.

Jaś pilotem będzie pewno,
Tak powszechnie osądzono.
Bowiem w każdej ludzkiej biedzie
Jest na ratowników przedzie.





Na dno morza! Na dno morza!
Nurek skacze w cichą toń,
Gaśnie mu słoneczna zorza,
Świata głos nie dojdzie doń.

Dziwne stwory, dziwne rzeczy!
Zda się o tem wszystkiem śnić.
Świat tam inny! Któż zaprzeczy,
Że to rozkosz nurkiem być.

Janek radby nurkiem zostać,
Nie strach mu ni drętw, ni haj.
Hełm na głowie! Cóż za postać!
I hop w wodę! Ach to raj!





Łono ziemi skarby kryje,
Moc klejnotów, cenne złoto,
Janek wciąż tą myślą żyje,
Żeby się pokusić o to.

Wielu ludziom się udało.
Jest się więc rozejrzeć za czem.
Zbiera też odwagę całą,
Zostać chce poszukiwaczem.

Drogi Janku! To jest złuda.
Poginęło chciwców sporo,
Chociaż się któremu uda,
Skarb złodzieje mu odbiorą.





—   Na szczyt góry! Na szczyt góry!
Tam gdzie białe pędzą chmury,
Tam gdzie pędzi orzeł z krzykiem,
Tam chcę zostać przewodnikiem.

—   Któż mi wzbroni! Boże drogi!
Mam stalowe, jakby, nogi.
W głowie się nie mąci wcale,
Skaczę także doskonale.



Mam rumiane, zdrowe lica,
Jestem zwinny, jak kozica
I nie cierpię zgoła miasta,
A więc w góry rwę i basta.



Ponad ziemi niedolę
Unieść się jednak wolę,
Patrzeć z wielkiej oddali
Jak ludzie nikli, mali.
 
Po wielkiej nieb roztoczy
Puścić spragnione oczy,
Patrzeć w mrugliwe gwiazdy
I orlej użyć jazdy.

Tak, tak, żeglarzem nieba
Trzeba mi zostać, trzeba.
Tarcz słońca wabi złota,
A serce żre tęsknota.





Poeta ponad całym unosi się światem,
Pilotem ducha można go nazwać zatem.
Wszystko sercem ogarnia, każdą myślą płonie
I każdą krzywdę bierze w swe litosne dłonie.

Śmierć i życie się splata w jego wielkiej duszy,
To też uśmiech radosny łzy mu bolu suszy.
Jest to pan iście możny, wspaniały, dzielny,
A gdy umrze, w pamięci ludzkiej nieśmiertelny.



Więc wyborem zawodu skłopotany Janku,
Powiedz, czy być poetą chciałbyś, mój kochanku?
Jest to zaszczyt niemały, a i nie powszedni,
Lecz wiedz, oto poeci są zazwyczaj biedni.



Aniołem radby także zostać,
Niebiańską na się przybrać postać,
Polatać kędyś tam na niebios progu
I cudne pieśni nucić Bogu.

Na świetlanej kędyś spać mgławicy
I po zygzaku kroczyć błyskawicy,
Żyć wiecznie z błogosławionemi
I chronić biednych ludzi ziemi.

Tak z wieku na wiek trwać bez końca
I widzieć schyłek świata, schyłek słońca,
A potem ujrzeć wśród zatraty
Wypływające nowe, cudne światy.






Tem wszystkiem być chciał Janek mały.
Zaiste chłopak to zuchwały.
Lecz dzielny, przyznać także trzeba,
Niech mu pobłogosławią nieba.

Czemkolwiek będziesz, chłopcze drogi,
Patrz w niebo raz, a raz pod nogi,
Gdyż łatwo się wśród... omamień
Przewrócić, idąc, gdzieś o kamień.

Lecz nie na ziemię jeno patrz, mój Janku.
Pamiętać trzeba bez ustanku,
Że myśl szlachetna, piękna, wzniosła
W wyborze tkwi zawodu lub rzemiosła.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Mirandola.