Do J. I. Kraszewskiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Poezye Ludwika Kondratowicza
Wydawca Karol Miarka
Data wyd. 1908
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów — Warszawa
Źródło Skany na commons
Indeks stron
DO J. I. KRASZEWSKIEGO.



Ty mię wołasz do pieśni, chcesz na moją głowę
Gwałtem wcisnąć promienie i wieńce laurowe,
Mówisz o mych wierszykach, że te w swoim czasie
Dadzą mi znakomite miejsce na Parnasie,
Że trzeba tylko śpiewać, wolą czy niewolą,
Choć tam w gardle zachrypło, choć tam piersi bolą,
Choć słuchacze posnęli, — radzi czy nieradzi,
Dadzą oklask, co wieszcza na gwiazdach posadzi.
Winienem ci zaiste za balsam różanny
Dać ukłon debiutanta i rumieniec panny;
Winienem wyrzec głosem skromnego zachwytu:
Domine! non sum dignus takiego zaszczytu!
Lecz dzisiaj u nas jarmark, a święty Mikoła
Trochę miodkiem szlacheckim stuknął mi do czoła;
A więc ci śmielej powiem, powiem i powtórzę:
Choćbyście dali patent i na oślej skórze
Na wielkiego śpiewaka, wielkiego poetę,
Jak Homer lub Wirgili, Tasso albo Goethe,
Ja i wtedy zaiste rozmyślałbym jeszcze,
Czy warto być poetą i co to są wieszcze?
Poeta rodzi wiersze — ej, boleść zbójecka
Rozdzierać własne piersi dla porodu dziecka,
Zakrwawiać biedne serce, wstrząsać nerw po nerwie,
Rozogniać mózg, co głowy ledwie nie rozerwie,
Opłukać łzami oczy, znosić trud czartowski,
Mierzyć długość wyrazów i dobierać zgłoski,
A tak z rozbitą głową i z rozdartem łonem
Rzucać się, jak szaleniec, nad brzydkim brulionem!
Oto już wiersz skończony, co-ć dał się we znaki:
Jest końcówka, średniówka, jest sens siaki taki;
Lecz idą dalsze trudy, znasz je szezegółowie.
A po czemu dziś wiersze? niech ci księgarz powie.
On ci jasno wyłuszczy: że to marna praca,
Że dzisiaj rymowany towar nie popłaca,

Że teraz pisać wiersze zupełnie nie pora,
Że się tylko drukują Nakładem Autora;
Że zatem... No, autorze, dopełnij już miarki,
Trzęś z ojcowskiej szkatuły zakwitłe talarki,
Będziesz wielkim i sławnym...
O, już dzięki Bogu
W porządku alfabetu stoisz w katalogu!
Świat cię porwał i czyta, a krytyk dla cześci
W kronice literackiej twe imię zamieści.
Tocz na Parnas twą chwałę, jak kamień Syzyfa:
Tu spotkasz się z Grabowskim, tam trafisz na Gryfa,
Tam recenzent z Warszawy, z Poznania, ze Lwowa,
Ciągnie cię za końcówki, porywa za słowa,
Jeden woła, że idziesz w liberalnej drodze,
Drugi krzyczy: „Postępu tutaj nie znachodzę!“
Dobrze ci tak, poeto! Na cóż było, na co
Stroić lube twe dziecię, jak gminny pajaco?
Uczucie, to skarb serca, pielęgnuj go w ciszy,
Myśl twoją miej dla siebie, niech jej nikt nie słyszy.
Myśl, czucie, to twe dzieci... zdala z niemi, zdala!
Niechaj się ich niewinność na świecie nie skala,
Niech ich żaden dowcipniś, niech żaden zabójca
Nie napoi trucizną na zagładę ojca.
Otóż wierszyk, igraszka, dzieciństwo i kwita,
Ma nam żółcią i octem przegryzać jelita!
Jam jeszcze tych przysmaków nie kosztował prawie,
Lecz z góry nie smakuję w tej cudnej potrawie.
Gdybym miał talent wieszcza, gdyby mi Jehowa
Włożył w usta prorocze uroczyste słowa
I kazał głosić światu, tem słowem przejęty,
Dałbym się kamienować, jako Szczepan święty;
Ale dziś w pospolitych wierszokletów kole
Na co nam nosić guzy daremne na czole?
Na co mam się zapędzać na pieśni olbrzymie?
Świat i bez naszych pieśni doskonale drzemie;
Na co mamy go budzić, kłopotać mu głowę?
Szczęść mu Bóg w preferansie na asy kierowe!

On je chętniej pojmuje niźli serce nasze;
Niechaj lirę waletom pikowym przypasze,
Niechaj treflowym damom swe uczucia niesie.
Piosnko! królowo serca, rządź w swoim zakresie!
Tu, tu... w kryjówkach duszy, my z tobą cichaczem
Pośmiejem się, pomyślim, pomarzym, zapłaczem!
A ty Wiaro! Nadziejo! ty Miłości Boża!
Czasem ja przyjdę z harfą do twego podnoża:
Pobłogosław me pieśni, jako wdowie grosze,
Czy je w ciszy zanucę, czy światu wygłoszę.
Błogosław, kiedy wielbiąc, co wielkie i piękne,
Czasem sobie po prostu na luteńce brzęknę!
Niech w uroczym odbrzęku moja pieśń ulata
Na chwałę Pana Boga i pożytek świata.

Grudzień 1848. Załucze.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.