[96]Do P* V* G*
Co za szczęście czarownico!
Żeś niemiała fortepianu!
Głosów ludzkich przewodnico!
Gwiazdo! z pieśni oceanu!...
W pokoiku moim, cudem,
Gdy ci mistrz mój zawtórował.
Byłaś mytem — co królował
Nad słuchaczy wiernym ludem...
O Alcesto prawdą groźna!
Tragiczności ideale!...
Matko żalem Nioby trwożna,
Ludzka — już podobna skale!
[97]
Gdyś krzyknęła: moje dzieci,
To pobladły Styxu bogi,
I Gluk stary w śnie stuleci
Drgnął na matki krzyk złowrogi!
Potém śniło mi się znowu
Żem u stoków Pirenejskich,
Wśród granitów Cyklopejskich,
Wpośród winnic i parowu,
Gdzie ocean rozigrany
Na kwiecistych łąk dywany
Miota piany!...
Zbłękitniony — cichy — senny
W barkarolach twych promienny,
Kiedy w ciszy po nad kraje
Sierrów, nad myrtowe gaje
Księżyc wstaje!...
A ty bosą gdzieś dziewczyną,
Co po Sierrach kozy pasie,
Nuci pieśni dzikie, ptasie
I ulata gdzieś ptaszyną.
A w warkoczu hebanowym,
Z jednym maczkiem purpurowym
Co wzrósł w gruzach Alkazaru,
Rozśpiewana nad ruiną,
Cygańskiego pełna czaru!...
[98]
Znów w Guitarri pośród Basków
Zdało mi się być nad morzem,
I na skałach myrtu lasków
Oprzeć czoło, nad przestworzem
Nieba — fal — nieskończoności!
Przy twéj pieśni żałosności,
Co tak krewna Ukrainie
Jak tęsknota téj dziewczynie
Od Paucorbo i Ernani!...
Otóż znowu wielka Pani!...
Pieśń skończona — pokój zimny!
Palmy! kto potrafi lepiéj!...
Zapaliłem! Brzmijcie hymny!...
Cóż ci powiem? zapał ślepy,
Zapał niemy! choć tak wielki —
Wszakże po nad wyraz wszelki
Bił ci brawo w tarabany
Wulkan śniegiem przysypany...[1]
Kiedyś... może przywędruję,
Za pieśń pieśnią podziękuję,
A wspomnienie chwil tych razem
Płaskorzeźbą pośród marzeń!
[99]
Będzie tonów drogoskazem,
Wesołością smętnych zdarzeń,
Bo życie w nieskończoności
Jaskółką — wieczności!...
Weimar 1869.