[223]DO STAREGO MIASTA.
PO LATACH. [225]
Znów mi się zjawiasz w uroczem widzeniu,
O, Stare Miasto, ukochanie moje!
Oto gdzieś w rynku stoję na podsieniu,
A twego życia płyną barwne zdroje,
Każdy kamyczek w tęczy i w promieniu
Bije mi w oczy, i postaci twoje
Szeregiem idą w blasków zawierusze,
Ciche — i słodkie — i słoneczne dusze...
Jest to jak gdyby rewia duchów senna,
Ja na nią patrzę i komenderuję...
Na modrem niebie gaśnie jasność dzienna,
I Stare Miasto purpurą maluje,
Mieni się szata od zwykłej odmienna,
Jak płaszcz królewski świetnie połyskuje,
A w onych światach czerwieni i złota
Płynie wskrzeszonych duchów cicha rota.
[226]
Widzę ich wszystkich! Pękły wieka trumny
I zapomniane otwarły się groby,
Zaludnia domy orszak wizyi tłumny,
Z lat dawno zmierzchłych i z wczorajszej doby.
Oto wąsaty Halabarda dumny,
Oto ów dzwonnik, w srebrnych łzach żałoby,
Na farną wieżę stąpa smętny, chudy —
I grają dzwony widmu Dławidudy!...
Z okna izdebki przy starym kościele
Twarz patrzy słodka księdza kanonika,
Wesołych ptasząt nucą mu kapele,
On się uśmiecha i brewiarz odmyka.
Księże prefekcie! w pokutnym popiele
Nurza się głowa szkolnego psotnika,
Pomódl się za nim i poczciwą dłonią
Krzyż uczyń Pański nad znękaną skronią.
Z daszkiem na oczach, pod murem, jak ślepce,
Idzie Roch Denar z młodym wychowankiem,
Stróż Marcin Wiecheć «Anioł Pański» szepce,
Patrząc ku niebu za jasnym porankiem,
Nocną godziną w odludnej izdebce
Małe okienko pali się kagankiem
I stary kapral po cichu... po cichu
Gada o Bemie na studenckim strychu...
[227]
Na starym ganku siedzą trzy boginie,
Dźwięki gitary lecą, szemrzą miękko,
O tym ułanie i o tej dziewczynie
Opowiadają odwieczną piosenką;
Z powiędłych twarzy łza tęsknoty płynie,
A pan Cholewa macha chorąranną ręką
I grubym basem bierze udział w śpiewie,
Marząc o wielkim ludów świata gniewie.
I nagle z głębi brudnego podwórza
Zagrały skrzypki pana Mateusza,
Głos po mieszkaniach przeleciał, jak burza,
A w onym głosie była żywa dusza!
Każde się lice wyjaśnia, rozchmurza,
Pieśń wszystkie usta do uśmiechu zmusza,
Zda się, do domu weszło złote słońce,
Ogromne, jasne i ożywiające!
I cichną wokół wszystkie inne głosy,
Ten jeden tylko prym trzyma — i śpiewa,
Uderza falą w spokojne niebiosy,
Odbity w echu dołem się rozlewa;
Co to? Na oczach srebrne błyszczą rosy.
Co to? Łzy płyną — razem śmiech rozbrzmiewa,
Dziwne się czynią w ludzkich sercach czary,
Gdy na swych skrzypkach gra Mateusz stary.
[228]
I słucha skrzypek pani Maciejowa,
Trzęsąc nad kramem starą, siwą głową.
I pan Bartłomiej dośpiewuje słowa,
Z czapką na uchu i z miną marsową,
Doktor Barnaba goni młodość, płowa
Wiślana fala wtóruje echowo
Dźwiękom, a flisak w marzeń wniebowzięciu
Duma o wiośnie i o pięknym księciu...
Aktor z Onufrem, szewcem z prapradziada,
Przy jednym stole gwarzą uroczyście;
Nad kominami stoi pełnia blada
I stroi dachy w srebrnych blasków kiście,
Stara piosenka, jakby macierz gada,
Lecą marzenia, jak złociste liście,
A z kąta zerka stary Żyd rozszlochan,
To Berek Jawor, z nim płacze pan Johan.
Tak mi się wszyscy zjawiliście, oku
I sercu memu najmilsi i blizcy,
W melancholijnym przypomnień potoku,
Uczuciem wielcy, pychą życia nizcy,
Jak gwiazdy w smutnym dni męczących mroku
Świecicie... Pójdźcie! pójdźcie wszyscy! wszyscy!
A ty najpierwszy z pamiątek kolorem,
Grajku przedziwny, co mi byłeś wzorem.
[229]
O, Stare Miasto! Choć po twych ulicach
Znów będę błądził smętnie zadumany,
Już się nie rozlśni oko w błyskawicach,
Ni serce moje zagra, jak organy;
W starej katedrze w srebrzystych mgławicach,
Żaden mi anioł nie wstanie świetlany,
Jak wówczas, kiedym w moich dni rozkwicie
Szedł, niosąc pieśń swą — i serce — i życie.
Jak mi pamiętne wszystkie chwile owe,
Górne zapałem, co rozsadzał łono!
Jak mi pamiętne lata porankowe,
Które do dzisiaj złotem światłem płoną
I, niosąc z sobą odgłosy echowe,
Koją wspomnieniem duszę umęczoną,
Jak mi pamiętna młodość moja cała,
Pieśniarsko dumna i anielsko biała!...
Gdy szarość, nuda i żal mnie otoczy,
Gdy nędza życia serce mi wysusza,
Do ciebie zwracam roztęsknione oczy,
Do ciebie biegnie uskrzydlona dusza,
Młodości mojej wstaje sen uroczy,
Teraźniejszości zamiera katusza
I znów się czuję dumny — silny — młody,
Nadziei pełen i pełen pogody.
[230]
Po twych zaułkach szukam dawnych ludzi,
I drżę ze szczęścia, gdy w ich sercach czytam,
Świat się zamarły na mój rozkaz budzi,
A ja zeń barwy do swej przędzy chwytam,
W com wierzyć przestał, znów mnie czarem łudzi,
Jak ptak szybuję i jak kwiat zakwitam,
I znowu-m gotów na życia ofiarę,
Umiłowane moje Miasto Stare!...
|