DO JENERAŁA J. S.



Czegoż wam życzeć będę, Jenerale drogi?
Broda w pas posiwiała i trzęsą się nogi,
Więc o wojnie już i niema co i gadać więcéj,
Niech ojczyznie swe służby poświęcą młodzieńcy,
A starym patryarchom spoczynek przysłuża.
Im pod lipą zieloną wiejskiego podwórza
Siadać na rozchowory z poczciwem wieśniactwem,
Więc i z dziećmi drobnemi i z pierzchliwem ptactwem.
Im zapomniane dzieje młodym opowiadać,
I błogosławieństw pełne ręce na nich wkładać,
A patrząc na kamienne w kościele tablice,
Kędy są pogrzebani chwalebni ojczyce,

Na oblicza w marmurze wydane czerwonym,
Myśloć[1] téż i o owém życiu nieskończoném,
Gdzie czy prędzéj czy późniéj przejść musim koniecznie,
Jakoż bo na téj ziemi nie zostać nam wiecznie,
Lecz z pokorą poddanym prawu powszechnemu,
Prochem do ojczystego wracać czarnoziemu,
A duszą na te gody, które Pan zgotował,
Każdemu, który jego przykazania chował;
Za tą myślą idący drugim nie pochwalę,
Coby was widzieć radzi w bojowym upale;
Chyba zdala od bitwy na wyniosłéj górze,
Jak u Homera Jowisz siedzący na chmurze,
Gdybyście zasiąść mogli, a patrząc na młode,
Coraz to kiwnąć głową, to pogłaskać brodę;
Owszem i całem sercem godzę się i proszę:
Patrzcie, jak się popiszą krakowscy Bartosze,
I jak polska piechota, niesprawna w obrocie,
Wyrówna Napoljońskiéj w ataku piechocie.
Jak artylerja zręcznie odprzodkuje działa,
Jak pod szarżą ułanów ziemia będzie drzała,
Jak się podnosić będą w lazurowe fale

Białe dymy armatnie po każdym wystrzale.
Proszę i bardzo proszę na muzykę znaną,
Tyraljerską, na krótkiéj trabce[2], urywaną,
Na hałaśliwe bębny w takt bijące nagły,
I na rotowe strzały jakby warzył jagły.
Na tę muzykę świstów, jęków i tententu,
Pókąd nieprzyjaciela nie zniesiem do szczętu
I nie hukniem pod niebo na sam koniec dzieła
Święty Boże! i Jeszcze Polska nie zginęła.
I nie zginie i będzie jak za dobrych czasów,
Kiedy się ledwie z ciemnych wychyliła lasów,
I zaraz się poszyła w grody i zagrody,
A swobodą najgrubsze skłoniła narody.
Kiedy na jéj stolicy w oprawnym pancerzu
Siedział Chrobry oj dobry i dwu Kazimierzu,
Polska nasza Jagiełłów, Zygmuntów, Stefanów,
Polska wolna Polaków, nie wrogów ni panów.

Aleć ja Pegazowi dozwoliwszy lotu,
Widzę, iż od swojego odbiegam przedmiotu,
Wracaj więc złotoskrzydły rumaku powietrzny,
Gdzie na wzgórku wojownik jak gołąbek mleczny

Z radością na znoszone spogląda sztandary
I na dziarskie postacie nowéj polskiéj wiary.
Na białym koniu stojąc w pozłocistym rzędzie,
Poprawmy się... gdzie zacny jenerał stać będzie.
I nie szablą turecką, ani buzdyganem,
Ale pobłogosławi tym ukrzyżowanym,
Na którego oblicze codzień patrząc krwawe,
Pacierz mówi za swoich i za polską sprawę.

Potem czegoż mam życzeć, gdy się wszystko ziści,
Młodemu woń przyjemna laurowych liści,
Starcom świeca gromiczna pachnie świeżym woskiem,
Z gromnicą zapaloną przed obliczem boskiem
Widzą się oni codzień pod puklerzem złotym,
Anioła, co ich z nowym zapozna żywotem.
Więc już śmierci szczęśliwéj jak sen nocy letniéj,
Kiedy zorza nie gaśnie a w polu najkwietniéj,
Kiedy w niezakłóconą wiejskich nizin ciszę,
Zda się, że nas sam Pan Bóg na ręku kołysze.
I za troski żywota, za rany i bole,
Przyszłego szczęścia srebrne ukazuje polu.

Niewiędnącą koronę z słonecznych promieni
I święte grono dawno pożegnanych cieni....

Tyle wam tylko powiem, a jeśli nie wiele,
Darujcie, iskra natchnień dogasa w popiele.
19. Marca 1858.










  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Myśleć.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – trąbce.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teofil Lenartowicz.