Dolina Tęczy/Rozdział XVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Dolina Tęczy
Pochodzenie cykl Ania z Zielonego Wzgórza
Wydawca Wydawnictwo Arcydzieł Literatur Obcych RETOR
Data wyd. 1932
Druk Zakłady Drukarskie „Helikon”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Tytuł orygin. Rainbow Valley
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XVIII.
Mary przynosi złe wiadomości.

Mary Vance, którą pani Elliott posłała za interesem na plebanję, wracała stamtąd na Złoty Brzeg przez Dolinę Tęczy. Miała przepędzić całe popołudnie z Nan i Di. Nan i Di wraz z Florą i Uną zbierały żywicę z pni sosen przed plebanją, a teraz wszystkie cztery siedziały na przewróconem drzewie nad strumykiem, prowadząc ożywioną rozmowę i żując gumę. Coprawda Bliźnięta ze Złotego Brzegu zabronione miały żucie gumy, więc tylko zabawiały się tym sportem w ustronnej Dolinie Tęczy. Zato Flora i Una żuły gumę ustawicznie, w domu i poza domem ku wielkiemu zgorszeniu całego Glen. Podobno Florę widziano nawet jak zabierała się do żucia gumy kiedyś w kościele, lecz Jerry zapobiegł temu, udzielając siostrze swej braterskiej nagany.
— Byłam tak głodna, że nie mogłam się opamiętać, — zaprotestowała wówczas. — Wiesz przecież, jakie nam dano śniadanie. Trudno było zjeść tę skwaśniałą zupę, więc nic dziwnego, że mój żołądek upomina się teraz o swoje prawa. Guma trochę pomaga na głód. Zresztą, przecież robię to pocichu, więc nikogo nie powinno to obchodzić.
— Ale w kościele nie wypada żuć gumy, — upierał się Jerry. — Lepiej staraj się, abym cię nie złapał na tem po raz drugi.
— A ty w zeszłym tygodniu żułeś gumę na zebraniu kościelnem, — zawołała Flora.
— To zupełnie co innego, — odparł Jerry z powagą. — Zebranie kościelne nie odbywało się w niedzielę. Poza tem siedziałem w kącie i nikt mnie nie widział, podczas gdy ty usiadłaś w pierwszym szeregu ławek. Przytem przy ostatniej pieśni wyjąłem gumę z ust i przylepiłem ją do ławki, a potem wyszedłem i zupełnie o niej zapomniałem. Nazajutrz wróciłem po nią, lecz już jej nie było. Sądzę, że Rod Warren ją świsnął. A szkoda, bo była świetna.
Mary Vance szła przez Dolinę z głową podniesioną do góry. Miała nowy błękitny beret z czerwoną różyczką i płaszcz granatowy. Dłonie ukryła w małej futrzanej mufce. Była ogromnie dumna z tego swego stroju i zadowolona z siebie. Włosy miała porządnie uczesane, twarzyczkę zarumienioną, a jasne oczy błyszczące, jak nigdy. Nie sprawiała już teraz wrażenia opuszczonej włóczęgi w łachmanach, jak ją kiedyś Meredithowie znaleźli w szopie starego Taylora. Una usiłowała przygasić w sobie uczucie zazdrości. Mary miała nową czapkę, gdy tymczasem ona i Flora skazane były na noszenie swych starych czapeczek przez całą zimę. Nikt nigdy nie pomyślał, żeby im sprawić coś nowego, one zaś lękały się mówić o tem ojcu, bo na pewno i tak nie miał pieniędzy. Mary wspomniała kiedyś, że wszyscy księża chorują na brak pieniędzy, to też nie mogą sobie pozwolić na żadne nadzwyczajne wydatki. Od tego czasu Flora i Una wołałyby raczej chodzić w łachmanach, niż prosić ojca o kupienie czegoś nowego. Właściwie nie troszczyły się nigdy o swój wygląd zewnętrzny, ale przykro było patrzeć na Mary Vance tak pięknie ubraną i tak dumnie podnoszącą głowę. Nowa mufka z wiewiórki była naprawdę imponująca. Ani Flora, ani Una nie miały nigdy mufek, zadowalając się zwykłemi rękawiczkami, przeważnie podartemi. Ciotka Marta nie miała czasu na cerowanie, a choć Una usiłowała niektóre rzeczy reperować, to jednak niezawsze to jej się udawało. Nie wiadomo dlaczego nie mogły odpowiedzieć serdecznie na ukłon Mary, lecz Mary tego nie zauważyła, nie była na tym punkcie zbytnio wrażliwa. Swobodnie usiadła na przewróconym pniu i położyła mufkę na kolanach. Una zauważyła, że mufka była podbita czerwoną satyną i wykończona czerwonemi wstążeczkami. Spojrzała na swoje zaczerwienione ręce i poczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek będzie miała możność włożyć je do takiej ciepłej mufki.
— Dajcie-no gumy, — rzekła Mary swobodnie. Nan, Di i Flora jednocześnie wyjęły po kawałku gumy z kieszeni i podały Mary. Una siedziała w milczeniu. Miała w kieszeni aż cztery kawałki, ale z jakiej racji miała je oddać Mary Vance? Niech Mary sama się o gumę postara! Ludzie posiadający mufki, nie powinni nic więcej żądać od świata.
— Śliczny dzień, prawda? — zawołała Mary, wyciągając nogi, prawdopodobnie dlatego, aby pokazać swe nowe buciki. Una podwinęła nogi pod siebie. W jednym trzewiku była dziura, poza tem obydwa były już porządnie zniszczone. Ale to przecież najlepsze obuwie, jakie posiadała. Ach, ta Mary Vance! Dlaczego nie pozostawili jej wtedy w starej szopie?
Una nigdy nie czuła się źle z tego powodu, że Bliźniaczki ze Złotego Brzegu lepiej były ubrane, niż ona i Flora. Nosiły one swe piękne sukienki z obojętną dystynkcją i zdawały się nigdy o nich nie myśleć. W każdym razie strojem swym nie upokarzały innych, biedniej ubranych. Ale, jak Mary Vance ubrała się przyzwoicie, to każdemu dała to odczuć. Siedząc w blasku słonecznego grudniowego popołudnia, Una była do głębi rozżalona i zastanawiała się nad tem, co właściwie z jej ubrania wyglądało jeszcze lepiej: czy obcisły żakiet, noszony już przez trzy zimy, czy podarta spódniczka i buty, których się tak wstydziła? Oczywiście, Mary składała wizyty, a ona nie. Gdyby nawet zdarzyła się okazja, nie miałaby i tak nic lepszego włożyć na siebie.
— Mówię wam, doskonała guma. W przystani Czterech Wiatrów nie można takiej dostać, — rzekła Mary. — Czasami tęsknię za gumą. Pani Elliott nigdyby mi na to nie pozwoliła. Powiada, że dla kobiety to nie wypada. Una, co ci się stało? Dlaczego nic nie mówisz? Ugryzłaś się w język?
— Nie, — odparła Una, nie mogąc oderwać zachwyconego wzroku od wiewiórczej mufki.
Mary pochyliła się nad nią, podniosła mufkę i cisnęła ją na kolana Uny.
— Schowaj ręce na chwilę, — rozkazała. — Masz strasznie czerwone. Powiedzcie, nie piękna mufka? Pani Elliott podarowała mi ją w zeszłym tygodniu na urodziny. Na gwiazdkę mam dostać kołnierz. Słyszałam, jak mówiła o tem do pana Elliotta.
— Pani Elliott jest dla ciebie bardzo dobra, — zauważyła Flora.
— Żebyście wiedziały. I ja jestem dobra dla niej, — odparła Mary. — Pracuję, jak murzyn, aby jej tylko pomóc i staram się dogodzić jej pod każdym względem. Rozumiemy się jakoś. Nie taka znowu straszna. Jest trochę przesadna, ale i z tem można dać sobie radę.
— Mówiłam ci, że bić cię nigdy nie będzie.
— To prawda. Nawet palca nigdy na mnie nie podniosła, a ja ani razu jej nie skłamałam, ani razu. Czasami krzyczy na mnie, ale to po mnie spływa, jak woda po nagich plecach. Una, podoba ci się ta mufka? Dlaczego nie włożysz rąk?
Una położyła mufkę na pniu.
— Nie jest mi zimno, dziękuję ci, — rzekła sztywno.
— Jak ci się podoba, mnie tam wszystko jedno. Wiecie stara Kitty Alec wróciła na łono kościoła, potulna, jak baranek i nikt nie wie dlaczego. Wszyscy mówią, że to Flora nawróciła Normana Douglasa. Gospodyni jego opowiadała, żeś poszła tam i dałaś mu porządną nauczkę. Prawda to?
— Poszłam i prosiłam, żeby wrócił do kościoła, — rzekła Flora nieco zmieszana.
— Patrzcie państwo! — zawołała Mary z uznaniem. — Jabym się na to nie zdobyła. Pani Wilson opowiadała, żeście się strasznie kłócili, ale ty go wreszcie przekonałaś i potem pożerał cię oczami. Słuchaj, czy ojciec wasz będzie jutro odprawiał nabożeństwo?
— Nie. Ma go zastąpić pan Perry z Charlottetown. Ojciec wyjechał dziś rano do miasta, a pan Perry ma przyjechać wieczorem.
— Czułam, że coś jest w powietrzu, chociaż stara Marta nie chciała mi nic powiedzieć. Wiedziałam, że bez powodu nie zabijałaby koguta.
— Koguta? O jakim kogucie mówisz? — zawołała Flora, blednąc nagle.
— Nie wiem jaki kogut. Nie widziałam go. Jak odbierała masło, które przyniosłam od pani Elliott, powiedziała, że musi pójść do szopy i zabić koguta na jutrzejszy obiad.
Flora zerwała się z pnia.
— To na pewno Adam, nie mamy innego koguta... Zabiła Adama!
— Uspokój się. Marta mówiła, że rzeźnik nie będzie miał mięsa w tym tygodniu, a wszystkie kury są za chude na zabicie.
— Jeżeli zabiła Adama... — Flora biegła szybko w kierunku pagórka.
Mary wzruszyła ramionami.
— Oszaleje biedaczka. Tak lubiła tego Adama. Powinien był już pójść do garnka oddawna, bo teraz będzie twardy, jak podeszew. Nie chciałabym w tej chwili być w skórze Marty. Flora aż zbladła z gniewu. Una, możebyś poszła za nią i uspokoiła ją trochę.
Mary oddaliła się już nieco z dziewczynkami Blythe‘ów, gdy nagle Una zawróciła i podbiegła do niej.
— Masz tu kawałek gumy, Mary, — rzekła drżącym głosem, podając wszystkie cztery kawałki. Bardzo się cieszę, że masz taką ładną mufkę.
— Dziękuję ci, — rzekła Mary, nieco zaskoczona, poczem, gdy Una odeszła, zwróciła się do towarzyszek: — Czy to nie dziwne stworzenie? Ale zawsze mówiłam, że ma dobre serce.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.