Droga Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku zbawiennéj Wiećznośći/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ian Bunyan
Tytuł Droga Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku zbawiennéj Wiećznośći
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Królewiec
Tłumacz Stefan Cedrowski
Tytuł orygin. The Pilgrim's Progress from This World, to That Which Is to Come
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Obraz

Obraz Jana Bunyana

Iana Bunyana.


Droga
Chrześćianina Pielgrzymuiącego
ku zbawiennéj Wiećznośći


od


Iana Bunyana.


Nowy Nakład.


Z dziesięcią obrazkami.

W Królewcu.
Drukiem i Nakładem Drukarni Hartunga.
1891.

Przestroga Przyiacielska do Czytelnika.
Sens tey przedmowy gdy chcesz pilno umieć,
Trzeba uważać i cel wyrozumieć,
Ewangelia od samego Pana
Przez podobieństwa iest światu podana.
Historycznie też i o snach gadali
Apostołowie, gdy Pisma pisali.
Nie tłumacz tylko bezbożnym umysłem
Czytay zuwagą, z Duchownym rozmysłem.
Ey! strzeż się niech ci te wyobrażeńia
Dodadzą kamień, lecz nie obrażenia.
Raczey węgielny, byś na nim zbudował
On pokoy dokąd ten Pielgrzym wędrował.
Wszak i kaźdemu umrzeć w krotce trzeba,
Swiat minie; więcże, pospieszay do Nieba.
Ku przestrodze miey, Sen, Figury rożne
Iakby na Iawie rozmowy nie prożne.

Kto mądry niech to zrozumie, a kto roztropny niech to pozna, bo drogi Pańskie są proste, a sprawiedliwi po nich chodzić będą, ale przestępcy na nich upadną.

u Ozeasza w Rodz. 13, v. 9.
Przedmowa.
Do Chrześćiańskiego Czytelnika.

Nie ten moy cel, abym cię długo Przedmową moią utrzymał, zalecaiąc pilność czytania tey małey pracy, ktorą ci ofiaruię, ale szczegulnie chcę tobie dać niektore obiaśnienie, ktore muśi bydz barzo pożyteczne.

Author tey Xiążki iest Sługa Boży Angielski, nazwany Ian Bunian, Pastarz zgromadzenia Miasta Bedford w Anglij, tam swiatłość iego swieciła przed Ludzmi nie tylko w naukach doskonałych, ale też w czystośći świętobliwego, i doskonałego żywota, maiąc dobre świadectwo od wszytkich, iako Apostoł Ian S. swiadczył o Demetriuszu w Liśćie swoim III, v. 12.

A luboby go z inszych nieznano przymiotow, z tey iednak małey Książeczki, pracy Iego, iako i z innych wielu, ktore na swiatło wydał (z ktorych nie ktore podobnego gatunku iako i ta) dostatecznie widać Iego głęboką umieiętność i wiadomość rzeczy Duchownych i Boskich, wiadomość, ktorey nabył nie przez manudukcyą Ludzką (ktorzy zwiększey częśći są ślepi wodzowie ślepich) ale przez długie własne doświadczenie. Koniec, ku ktoremu zmierza w tey Książeczce ten iest, że chce pokazać rożne stany i postępki Dusze pokutuiącey, ktora szuka Wiecznośći Błogosławioney; mianowicie, iako człowiek wychodzi z skażenia, ktore iest onemu Stanem przyrodzonym. Opuszcza Dom Oyca swego, to iest: wypowiada służbę zepsowanemu Swiatu, a obraca oblicze i kroki swoie ku Niebieskiemu Ieruzalemowi. Rożne przygody, ktore nań przychodzą, przeszkody, ktore go potykaią, i iakim sposobem ie przewycięża. Iako na koniec dokonywa pielgrzymowania swego, przychodzi do celu biegu swego i przychodzi po smierci do Błogosławioney Wiecznośći. Tamże oraz wystawią się przed oczy wielu oszukiwaiące drogi, ktorzy inaczey postępuią, i ktorzy sami z siebie igrzyska stroiąc obieraią drogi obłędliwe, ktore ich prowadzą na stracenie, lub się one im zdadzą pewne.

Pewienem tego, że ktokolwiek będzie czytał tę Książkę z pilnością powinną i z uważną a świętobliwą applikacyą, znaydzie tam Siebie żywymi odmalowanego kolorami, na ktorymkolwiek mieyscu, i postrzeże stan serca swego pod wyrażeniem inszey osoby wyrażony. Prawdziwy Obywatel Niebieski, ktory ma obrocone serce iedynie ku pozyskaniu Boga Oycow swoich, znaydzie tu pod Figurą Chrześćianina pielgrzymuiącego, i iego dwuch Towarzyszow, Wiernego i Ufaiącego żywo odmalowane rozrządzenie i wzruszenie serca swego, ktore w sobie poczuł, gdy Bog poczynał onemu dać się poznać, gdy go przekonał o grzechach iego i okazał stan iego nędzny, gdy go przywiodł do Iezusa Christusa i włożywszy nań rękę swoię, odłączył go od świata. Obaczy tu także, co też nań przychodziło od Ludzi, iakimi drogami Bog go prowadzał, bądz dla doświadczenia Iego, bądz dla tego, aby go cieszył. Iakim sposobem on się też sprawował tak względem przyszłych i niewidzialnych, iako też względem rzeczy doczesnych. A dałby to Bog żeby Swiatowi obłudnicy i nieodrodzeni oczy rozumu swego oświecone mieli, wielkroćby naleźli wyrażonych siebie pod Imieniem inszym, i postrzegliby oszukawaiącymi samych siebie względem stanu Duszy swoiey; i względem Fundamentu zbawienia własnego, oraz też obaczyliby obłudnych postaw marność i nikczemność, wnetby też postrzegli, że nadzieia ich wniwecz się obrociła, a oczekiwanie ich nie trwałe iako paięczyna.

Znaydą się podobno tacy Ludzie, że takowy sposob pisania sądzić będą, że nie dość poważny iest, ani też dość przystoyny względem wielkośći rzeczy Boskich, ktore się tu wyrażaią pod rożnymi kształtami, a co większa pod podobieństwem snu. Prawda, i to trzeba też wiedzieć, że ten sam Author (pisarz) iak prętko wswoim ułożył umyśle wten sposob pisać, podobnymi myślami barzo sie biedził zważaiąc toż samo; ale na ostatek poszedł za przemowieniem niektorych rozumnych i pobożnych osob, ktore mu radziły ten traktaćik do Druku podać, na swiat wydać, niby iakowy powab do pozyskania Dusz Ludzkich.

W takowym wieku żyiemy teraz, w ktorym rozumy Ludzkie są przezorne, a dla tegoż potrzeba wdzięczny rzeczom dać pozor, w ktorych, żeby smak uczuli, nasz Bunian bierze sposob podobieństwa, i kształtu, żeby mogł wprowadzić w głębokość serc Ludzkich, ile możnośći prawdę Bożą, i wielkaby mu była krzywda uznać za złe; ponieważ rożni wielcy Ludzie zażywali tegoż sposobu podobieństw i kształtow, przekładaiąc rożnie przed oczy Ludu Bożego wielkość i znamienitość prawdy, a to wtym naśladuiąc Nauczyciela wszystkich Nauczycielow Pana Naszego Iezusa, ktory często otwierał usta swoie w podobienstwach, do niektorych z swoich Słuchaczow: Iako też i Prorocy swięci, Słudzy Iego, ktorzy Duchem Iego mawiali, zażywali takowego sposobu, gdy tego iaka wyciągała potrzeba.

Takową otuchę ma Author o Czytelnikach, że uwierzą, iż tu nieprzywiązywaiąc się do samych tylko podobieństw, znaydą wyrozumietelny sens: (i tak rzekę) zewlokszy zasłonę, uyrzą iasność rzeczy, ktore się tam zawieraią, i przyłożą takową pilność, iakiey te rzeczy są godne; Niech zdarzy Bog, aby ta praca służyła, ku utwierdzeniu, ku pociesze i ku nauce dobrego Syonysty i Chrześćianina, ktory uczynił wstępną drogę krolewską. Iako też ku odwroceniu obłąkaney owieczki, i ku wprowadzeniu oney na śćieszki pokoju, a żeby postępuiąc drogami trzody Pańskiey i pociągniona miłośćią ku wielkiemu Krolowi Naszemu Iezusowi, uięła się, (że tak rzekę) rogu szaty naszego Chrześćianina mowiąc: Poydziemy zwami. Zaiste ieśli taką chęcią od Polakow iako od Francuzow i od Angielczykow ta Książeczka będzie przyięta, ktorzy ią tak zasmakowali, że wkrotkim czasie wiele Exemplarzow na światło wydali, ten ktory ią tłumaczył, nie ma okkazij żałować pracy swoiey, ani też Drukarz kosztu swego. Co serca doda ieszcze do wystawienia światu drugiego traktacika naszego Authora, ktory niby kontinuacyą iest tey Książeczki, pod Tytułem: Droga Chrześćianki Pielgrzymuiącey z Dziecmi Swoimi.

Bog Wszechmogący, ktory mocen iest, nas doskonałymi uczynić i Uczestnikami Dziedzictwa Świętych, ktory mieszka sam w Światłośći, niech Nas Sam na proste pokoju wprowadzi drogi i uiąwszy naszę rękę, niech nas wiedzie drogą wyrokow swoich, i na ostatek niech nas przymie do Chwały Swoiey.

Amen.
Droga chrześćianina - obrazek 1
Widziałem człowieka trzymającego księgę w ręku, a czytając w niej jął płakać i lękać się tak barzo, że śmętnym i rzewliwym zawołał głosem: Co mam czynić? Postrzegłem także, że rzucił oczyma po wszystkich stronach, jakoby nie wiedział, gdzieby się miał udać. (Str.1—3.)
Droga
Chrześćianina Pielgrzymuiącego ku Wiecznośći.
Pod rożnym kształtem dowcipnego wyrozumienia reprezentowana.

Postępuiąc drogą puszczy Światowey przyszedłem na iedno mieysce gdzie była łaskinia: Tamem się układł, abym odpoczął i usnąwszy widziałem we śnie człowieka Szatą splugawioną i odartą odzianego, ktory stał maiąc obrocony tył ku własnemu Domowi swemu, i trzymał księgę wręku, a był obciążony cięszkim brzemieniem; potym postrzegłem, że tę Księgę otworzył i w niey czytał: a czytaiąc iął płakać i lękać się tak barzo, że zatrwożony smętnym i rzewliwym zawołał głosem:[1] Co mam czynić? Zostaiąc w takowym stanie powrocił do domu i taił się tak długo ile mogł przed Żoną i Dziecmi swoiemi, nie chcąc aby postrzegli iego cięszkiego smętku, a ponieważ utrapienie iego coraz barziey się wzmagało, nie mogł się dłużey z tym ztrzymać, a tak wyiawił onym, co miał na sercu i począł do nich mowić w ten sposob: Ach! moia miła Żono, i wy moie dziatki, iakem iest nędzny, a stan moy opłakany, ginę; a cięszkie brzemię, ktorymem iest obciążony, iest przyczyną mego zginienia; Mam albowiem przestrogę pewną, że to miasto, w ktorym mieszkamy ogniem z Nieba będzie spalone, i że wszyscy, Ia i Ty, moia miła Żono, i wy, Naymilsze moie Dziatki, mizernie będziemy wszyscy, spolnie tym okropnym ogarnieni płomieniem, ieżeli nie znaydziemy ucieczki, gdziebysmy się zchronili, a dotąd ieszcze niewidzę żadney.

Nad tą mową iego barzo się zdumieli wszyscy Domowi, nie żeby temu wiarę dali, ale iż rozumieli, że mu zmieszanie w głowie przypadło, ponieważ tak to mniemanie ułożył mocno w umyśle swoim, iednak maiąc nadzieię, że te pomieszanie przez czas nocny uspokoić się może; ponieważ też i noc się zbliżała, spiesznie go położyli na łoże: lecz on miasto spania całą noc ustawicznie wzdychał i łzy wylewał. Gdy dzien oświtnął, przyszli badaiąc się, iakby się miał; Rzekł im: Ze się znim co raz gorzey dzieie i znowu powtorzył, co pierwszą razą im przepowiedział. Ale miasto tego, co byli powinni tę rzeczy rozważać, i do serca składać. Zapalili się gniewem ku niemu; owszem tego rozumienia byli, że chcąc go od tego odprowadzić, potrzeba było srogo znim postąpić; Iakoż poczęli go lekce ważyć, fukać, łaiać, na ostatek zostawili go do IEgo własney woli, nic prawie o IEgo niedbaiąc. A tak on zamknął się w komorze swoiey, w tym przedsięwzięciu, aby się tam modlił za nimi, i żeby przez to oswiadczył politowanie swoie; Iakoż też dla opłakania własney nędzy. Czasem też wychodził i przechadzał się po polu samotny, zabawiaiąc się lub czytaniem, lub modlitwami, i tym sposobem naywięcey trawił swoy czas.

Przydało się też, że gdy się przechadzał po polu, i że według zwyczaiu swego miał oczy zniżone ku księdze i w niezmiernym zostawał boiu, usłyszałem, że czytaiąc głośno, iako i przedtym: Comam czynić! abym był zbawiony, zawołał.

Postrzegłem także, że rzucił oczyma po wszytkich stronach, iako Człowiek, ktory szukał sposobu iakby uszedł, iednakże został na tym mieyscu, ponieważ tak rozumiem, że niewiedział, gdzieby się miał udać. Na tych miast uyrzałem człowieka, ktorego Imie było Ewangelista, ktory się ku niemu zbliżył, i pytał, dla czegoby tak żałosne wyrażał wołanie? Odpowiedział mu: Przyiacielu zważam ztey księgi, ktorą mam wręku, żem iest osądzony na smierć i że potym muszę stanąć na sąd;[2] Nie mogę się odważyć na rzecz pierwszą, a na drugą calem nie iest gotowy.

Ewangelista. Iakim sposobem nie miałbyś się odważyć na smierć, ponieważ żywot ten doczesny tak wielu utrapieniom podlega.

Chrześćianin. To iest czego się obawiam, aby to brzemię, ktore dzwigam, nie pogrzebło mię niżey grobu i nie pogrążyło mię aż do gruntow Piekła; Toć tedy, moy Przyiacielu, ieżeli niemam sposobnośći znieść więzienia, iakoż daleko mniey będę mogł ostać się przed Sądem i podlegać wyrokowi? te myśli wycisneły ze mnie ten smętny Lament.

Ewangelista. Ieżeli takowy iest twoy stan, przeczże wnim zostaiesz? Ach biada! odpowiedział Chrześćianin: Nie wiem gdzie się mam udać. Na to Ewangelista dał mu kartę pargaminową, na ktorey te słowa były napisane[3] Uciekaycie przed przyszłym gniewem.

Chrześćianin przeczytawszy tę karteczkę, wnet spytał Ewangelisty smętnie nań poglądaiąc: i dokądże mam uciekać?

Tedy Ewangelista pokazał mu palcem wskroś obszerne pole i rzekł: a widziszże wtam tey stronie[4] tę małą ciasną bramę? Odpowiedział mu ten człowiek: Niewidzę. Rzekł mu zasie Ewangelista: przynamniey widzisz tę światłość lsńącą się.[5]

Chrześćianin. Zda mi się iakbym widział. Nuże rzekł mu Ewangelista: obroć iedynie oczy twoie ku tey światłośći, postępuy prosto ku niey, a tedy wnet postrzeżesz Bramę ciasną i gdy do niey zakołatasz, powiedzą tobie, co będziesz miał czynić.

Chrześćianin iął biedz, ale ieszcze nie daleko był od Domu swego, tak że Żona IEgo i dzieci postrzegszy biegnącego poczęli nań wołać, żeby się wrocił nazad, ale on nie odwracaiąc się zatknął uszy palcami i wołał: Żywot, Żywot, Żywot Wieczny; i nie zezwolił żadną miarą na powrot, ale się spieszył, żeby to pole mogł przeyść.

Sąsiedzi Iego takze wyszli, aby go widzieli, iedni się naśmiewali z niego, drudzy grozili, a nie ktorzy wołali, aby się nazad wrocił: było też tam dwuch, ktorzy wźięli przed się biedz za nim, i gwałtem go do Domu przyprowadzić. Ieden znich nazywał się Uparty, drugi miał Imie Łatwy. I lubo ten człowiek daleko był iuż przed nimi, iednak nie cofnęli się nazad, aż go dośćignęli. Tedy rzekł onym: Moi mili Sąsiedzi, przeczże mię gonicie? Odpowiedzieli mu: dla tego, abyś się dał wyperswadować [przemówić] do powrotu. Lecz podrożny odpowiedział: To bydz żadną miarą nie może, wy mieszkacie w Mieśćie skażenia, gdziem się Ia także urodził, a wtym ieżlibyśćie pomarli, prętko, czy pozno, będziecie ztrąceni niżey grobu do Ieziora goraiącego ogniem i siarką; mieycie mężny Umysł, moi Sąsiedzi mili, a raczey idzcie w drogę zemną sami.

Uparty. Iako? z Tobą opuśćiwszy wszytkich przyiacioł, i wyrzec się roskoszy?

Chrześćianin. Tak iest, procz wątpienia, abowiem wszytko, cobyśćie opuśćili, nie może bydz porownano w naymnieyszey częśći ztym, czego Ia szukam, i iezeli zechcecie poyść zemną i bydz moimi Towarzyszami statecznie, tenze zysk mieć będziecie. Bo kray do ktorego idę, iest kraiem Bogactw i obfitośći. Spieszcie się tedy, a doswiadczycie prawdy, ktorą mowię.

Uparty. Co to iest takowego, czego ty szukasz, i co cię pociąga, abyś, dla otrzymania onego, wyrzekł się świata.

Chrześćianin. Szukam Dziedzictwa nieskazitelnego, niezwiędłego w Niebiesiech zachowanego, aby była w czasie naznaczonym Działem tym, ktorzy go szukaią z usiłowaniem i z wytrwaniem.[6] Czytaycie ieżli chcecie o tych wszystkich rzeczach wtey księdze.

Uparty. Fraszki! Fraszki! przecz z twoią Księgą, chcesz, abo nie, powrocić z nami.

Chrześćianin. Nie, Nie, bynaymniey, nic z tego nie będzie.[7] Razem przyłożył rękę swoią do pługa, niebyłbym sposobny do krolestwa Bożego, gdybym się nazad oglądał.

Uparty. Podzże ty tedy moy Sąsiedzie Łatwy, wroćmy się, niech on sobie idzie. Bywaią takie głowy, ktore się sobie zdaią bydz mędrszymi niżeli drudzy, ktorzy iak co raz sobie ułożą wmniemaniu, upornie idą za swoim zdaniem i rozumieią, że się nie mogą omylić.

Łatwy. Nie tak barzo lekce waż sobie te rzeczy, ieżli bowiem, co ten człowiek nam powiada, iest prawdziwe, rzeczy te, ktorych on szuka (niżeli te, do ktorych my się przywięzuiemy) są większey Ceny, a Ia poczuwam skłonność serca mego iść za nim.

Uparty. Iako? Onoż i drugi prostak, wierzay mi, wroćmy się, kto wie, gdzie ten nas może bezrozumny człowiek zaprowadzić, wroć się, przynaymniey ty, miey rozum.

Chrześćianin. Nie tak, przyłącz się domnie sąsiedzie Łatwy. Wszystkie albowiem te dobra, o ktorychem Tobie mowił, czekaią na nas i ieszcze daleko zacnieysze, ieżeli mi w tym wierzyć niechcesz, czytay tę księgę, a użnasz prawdę, wszystko co się wniey zawiera ztwierdzono i zapieczętowano iest krwią tego, ktory ią uczynił.[8]

Łatwy. Owoż sąsiedzie Uparty, calem się namyslił poyść w Drogę z tym moim sąsiadem, abym doswiadczył podobnego szczęśćia. Ale moy Przyiacielu miły, wieszże przecie drogę do tego mieysca, tak pożądanego.

Chrześćianin. Ieden Człowiek nazwany Ewangelista rozkazał, abym prosto szedł ku ciasney bramie, ktora oto tam przed nami, gdzie nam pokazą droge, ktorey się daley trzymać mamy.

Łatwy. Idzmyż tędy moy Miły Towarzyszu, idzmy, i tak postępowali pospołu w przedsiewziętey drodze.

Uparty. Ia zas powracam do Domu mego i niechcę bydz w Towarzystwie omylnych zwodzicielow.

Gdy się tedy Uparty odłączył, widziałem Chrześćianina z Towarzyszem swoim Łatwym, że szli tym rozleglym polem i słyszałem bawiących się rozmową wten sposob: Coz tedy sąsiedzie Łatwy rzecze mu Chrześćianin, iak się Tobie powodzi? Cieszę się z tego żeś się odważył iść zemną; gdyby Uparty poczuł Gwałtowny strach rzeczy ieszcze niewidzialnych, iakom Ia doswiadczeniem doznał, nie tak by łatwo obrocił tył do nas.

Łatwy: Ale sąsiedzie moy, Chrześćianinie; Ponieważ tu iestesmy sami tylko, proszę się, uczyń my obszerniey relacyą, co to są za Rzeczy, ktorych my szukamy, i iakim kształtem możemy się stać onych uczestnikami.

Chrześćianin. Lepiey Ia one poymuię aniżeli wysłumaczyć mogę, iednakże, ponieważ tego żądasz, przeczytam Tobie o tym troche.

Łatwy. A wierzyszże temu, że te słowa, ktore się zawieraią w Twoiey księdze, są prawdą nieomylną.

Chrześćianin. Tak iest, bez wątpienia, bo iest ona złożona od tego, ktory kłamać nie umie.[9]

Łatwy. Przestaię na tym, dobrze; lecz co to są za rzeczy?

Chrześćianin. Iest to Dziedzictwo nieskazitelne, krolestwo wieczne, ktorych żebysmy się stali uczestnikami, Żywot wieczny nam iest dany.[10]

Łatwy. Barzo to są rzeczy zacne, ale coż więcey?

Chrześćianin. Są tam korony Chwały.[11] i szaty lsńące się iako słonce, na okręgu Niebieskim.

Łatwy. Ach iako to piękna; Coż tam więcey?

Chrześćianin. Tam niemasz żadnego smętku, krzyku, żalu, ten bowiem, ktory tam kroluie, otrze wszelką łzę zoczu naszych.

Łatwy. Iakie też tam Towarzystwo naydziemy?

Chrześćianin. Będziemy tam w społecznośći Cherubinow i Serafinow, ktorzy są Tworem Chwalebnym, że wzrok nasz, poglądaiąc na nie zaciemniać się musi, tam uyrzemy Tysiące Osob, ktore weszli przed nami, każda znich odziana szatą doskonałey Świątobliwośći, napełniona pałaiącą miłośćią ku Braciom swoim, kazda znich ustawicznie stoi przed oblicznośćią Pana, w zupełney doskonałośći i chodzi w Światłośći przed Twarzą Iego, iednym słowem: naydziemy tam starcow, a na głowie Ich będą korony, także Panienki czyste z Harfami złotemi, Ludzie, ktorzy tu byli piłami przecierani, paleni, od dzikiego Zwierza rozdzierani, topieni w głębokośćiach morskich, dla miłośći Pana mieysca tego i wszytkich Błogosławionych, przyodzianych niesmiertelnośćią, niby szatą iaką.

Łatwy. Blask tey Chwały dostateczny iest do pociągnienia serc ludzkich, ale iakby wtym postąpić dla otrzymania oney?

Chrześćianin. Naywyzszy Rządca tego mieysca obiecał to w tey księdze, gdzie powiedziano, że ktoby kolwiek żądał uprzeymym sercem, aby oney dostąpił, zapewna będzie mu dana.

Łatwy. O iakem iest rozweselony moy miły Towarzyszu, że słyszę o takowey rzeczy, spieszmy się w drodze naszey, nieomieszkiwaymy szczęśćia, albowiem takie godne tego, abyśmy sowitym postępowali krokiem.

Chrześćianin. Brzemię, ktore mię cięży, nie dopuszcza, abym się tak spieszył, iak bym życzył.

Tumem widział we snie, że iak prętko oni przestali mowić, obadwa wraz ugrzązli w bagno oparzyste, ktore było wpośrzod pola, między zrzodłem, ponieważ się nie dość ostrożnie mieli na baczeniu, nazywało się to błoto, Błoto Nieufnosci, w ktorym ugrzązszy, przez czas nie mały zostawali, z wielkim uprzykrzeniem. Chrześćianin naybarziey z przyczyny cieszkiego brzemienia, ktorym był obciążony, ledwo się nie udusił.

Ach Sąsiedzie miły, Chrześćianinie, zawołał na tych miast Łatwy: gdzież to iestes?

Chrześćianin. Prawdziwie nie mogę poiąc.

Łatwy począł tedy przykrzyć, w myslach się biedzić, gniewać się:

A toż to, rzekł do swego Towarzysza, szczęśćie, o ktorymeś mi przepowiedał, tak wiele cudow, tak wiele dziwnych rzeczy? Wpoczątkach tylko drogi naszey tak nas zle witaią, coż nas potym niepotka nim doydziemy do konca pielgrzymowania naszego? Ach! bym tylo mogł ratować życie moie ztąd, chętniebym to Dziedzictwo Tobie iednemu ustąpił. A tak dobywszy wszytkich sił za dwa albo trzy razy, z wielką pracą wybił się z tego błota i wyszedszy na suchą stronę, ku Domowi swemu, nieodwłocznie iął biedz, tak, ze go Chrześćianin więcey nie uyrzał, i sam tylko ieden został w tym błocie Nieufnośći; w ktorym tłukł się i starał z niego wybrnąć w stronę, nie ku Domowi swemu, ale ku bramie ciasney, lecz nic wskorać nie mogł, z przyczyny tego cięszkiego brzemienia. Wnet uyrzał potym człowieka, ktorego Imie Pomoc, a oto się zbliżył kniemu i pytał go: Co tu czynisz?

Chrześćianin. Pewny człowiek ktory się nazywa Ewangelista rozkazał mi, abym się tey Drogi trzymał, chcąc przyść do bramy, ktora oto przed nami, abym uszedł przed przyszłym gniewem, a tak idąc wpadłem tu, iako widzisz.

Pomoc. Czemużeś nie pamiętał na drogi obietnic?

Chrześćianin. Takem się barzo uląkł, żem chciał iak naykrotszą drogę obrać, a tak przez to, wpadłem w te błoto.

Pomoc. Day mi sam Rękę. A tak uiąwszy Chrześćianina za rękę, wydzwignął go i postawił na twardey i mocney Ziemi, rozkazawszy, aby wprzedsiewziętey trwał drodze. Wyswobodzony będąc tym sposobem Chrześćianin, zbliżył się ku swemu wybawicielowi i rzekł mu: Panie, ponieważ wychodząc z miasta skazenia, chcąc iść do tey bramy ciasney, ktora tak iest odległa, tę drogę przechodzić potrzeba, przecz tego bagna nie zarzucą, aby tak pielgrzymowie bespiecznie przechodzić mogli?

Odpowiedziała ta Osoba, Pomoc: Te błoto grząskie, iest takie mieysce, ktorego nie podobno naprawić, ponieważ iest taką kałużą, do ktorey śćiekaią ustawicznie, plugawstwa smrodliwe i nieczystość, ktore wyrzuca przekonanie grzechu: A dla tego nazwana iest błotem nieufnośći, albowiem gdy człowiek grzeszny ocuca się widokiem stanu zatracenia, powstaie w Sercu IEgo obłok trwogi i wątpliwośći, ktore nań ciskaią wielą iadowitemi strzałami, i odeymuią mu serce, i gdy się zkupią, razem wpadaią tu w te mieysce, i dla tegoż ten doł tak iest grząski i uprzykrzony. Iednak nigdy nie iest intencya [wola] krola tego, aby ta przeprawa tak zła była; iuz od Lat 1700 i daley, iako robotnicy krolewscy za powodem przed nimi będących mierniczych pracuią uśilnie, chcąc naprawić i uczynić przeyśćie wygodne, i przydał: że ile mogę pamiętać, iż za rozkazaniem wyrażnym tego krola zwieżiono więcey nizeli 20 000[12] Wozow wzywania i tak wiele tysięcy dowodow przez wszytkie czasy i po wszystkich stronach swiata, chcąc usypać nieporuszoną groblę; A ci, ktorzy się na tym znaią, twierdzą: że ta iest własna materya, zgodna do tey reparacyi, z tym wszystkim, że to Błoto nieufnośći zostawa i zostawać nie przestawa. Lubo tak wiele przestrog przekładano dotąd, a aż i potym przekładane będą.

Zeznać należy, że za staraniem Naywyższego Rządcy usłane są na tym mieyscu nie ktore materye twarde i mocne, utwierdzaiące drogę, pod nogami prodrożnych, lecz bywa taki czas, że ta kałuża wyrzuca nieczystośći aż nader, a to pospolicie przydaie się za odmianą czasu, a na ten czas śćieszki tey drogi, bardzo są trudne do postrzeżenia, albo ieżli bywaią postrzeżone i uważane, często na samey przeprawie miesza się rozum postępuiących, i chybiaią tych śćieżek a wpadaią w te błoto nieufnośći, iednakże iak prętko przez Bramę przechodzą, nayduią grunt mocny.

Widziałem tez, gdy Łatwy powrocił do domu swego, sąsiedzi przyszli odwiedzaiąc onego: Niektorzy z nich mowili, że uczynił iako mądry człowiek, że powrocił, lecz byli też drudzy, ktorzy mowili z przeciwka, że głupim był, iż się odważył przedsięwziąć tę drogę z Chrześćianinem. Także niektorzy naygrawali z niego i mowili, przecz tak boiażliwego Serca? O ponieważeś iuz był począł, nie trzeba było się cofać, dla tak nikczemney trudnośći, gdybym był na Twoim mieyscu, szedłbym daley. A tak biedny Łatwy został we wstydzie przed nimi. Na ostatek dodawszy sobie Serca wytrzymał te pośmiewiska, owi też dali mu pokoy, a poczęli raczey żartować z ubogiego Chrześćianina nieprzytomnego.

Tym czasem Chrześćianin trwał w swoiey Drodze; a idąc postrzegł Człowieka przychodzącego ku sobie z daleka na tymże gośćincu. Człowiek to był znacznego urodzenia nazwany Mędrzec swiatowy, ktory przemieszkiwał w polityce swiatowey, ktora iest miastem wielkim przyległym do tego, gdzie mieszkał przedtym Chrześćianin. Ten tedy człowiek zpotkawszy Chrześćianina, o ktorym iuż miał wiadomość (bo wyśćie IEgo z miasta skazitelnośći, wszędzie iawno się stało) a zważaiąc IEgo smętek, wzdychania i stękania, iął mowić w ten sposob:

Coz to takowego moy miły Towarzyszu? Gdzież myślisz pielgrzymować z tak cięszkim twoim brzemieniem?

Chrześćianin. Ach! niestetyż słusznie mowisz, że cięższym brzemieniem, żaden nigdy nie był obciążony, a ieżli chcesz wiedziec, dokąd idę, powiadam Tobie, że idę ku Bramie ćiasney, ktora oto iest przedemną, gdzie iako mi przepowiedziano, maią mi pokazać drogę, ktorey się mam trzymać daley, gdzie może bydz zdięty cięzar.

Mędrzec Światowy. Maszże Żonę i Dzieci?

Chrześćianin. Mam, ale takem iest tym ciężarem przytłoczony, że wnich żadney pociechy nie znayduię, ktoreiem przedtym doznawał, i zda mi się,[13] Ze mam Żonę iakobym IEy nie miał.

Mędrzec Światowy. Chceszże mi wierzyć? a dam ci zdrową radę.

Chrześćianin. Ieżli dobra, dam wiary, bo mi też teraz tey potrzeba.

Mędrzec Światowy. Rada moia ta iest, byś nieodwłocznie sam siebie uwolnił z tego brzemienia, bo bez tego nigdy nie będziesz miał pokoiu Duszy twoiey, i nigdy nie odzierzysz Błogosławienstwa Bożego.

Chrześćianin. Toć to iest właśnie ku czemu żmierzam, szukam albowiem bydz uwolnionym odtego ciężaru, ktory mię tak cięszko przytłacza, ale, Ach biada mnie! nie mogę sam przez się tego dokazać, niemasz też osoby takiey, w naszym kraiu, aby mię z onego wyprowadziła; Dla tego, iakom rzekł, zapuśćiłem się w tę drogę.

Mędrzec Światowy. Ktożci poradził, abyś wtę drogę szedł, dla uwolnienia się ztego Brzemienia?

Chrześćianin. Człowiek wielce znamienity, a nazywa się Ewangelista.

Mędrzec Światowy: Barzo tobie zle poradził, niemasz albowiem drogi niebezpiecznieyszey i uprzykrzeńszey na Świecie nad tę, ktorą Tobie pokazał, iako to ze wszech miar doświadczysz, ieżli poydziesz na IEgo radę. Iuż cię rożne iako widzę potykały nieszczęśćia, zważam po błocie, ktore na twoim Ciele, iakoś był w bagnie Nieufnośći; otoż bądz pewien, że to ieszcze początek przeciwnośći, ktorych doświadczaią ci, ktorzy się tego Traktu [tej drogi] trzymaią. Wierzay mi, przeciem iuż starszy w leciech od ciebie. Potkaią cię w tey Drodze Boleśći, Prace, Głod, Niebespieczeństwo, Nagość, Miecz, Lwy, Smoki, Ciemnośći ogarną cię, na ostatek Sama Śmierć, i przy tym wiele innego nieszczęśćia nieskonczonego, a to iest istotna prawda z twierdzona wielą swiadectwy: Na coć się przyda być posłusznym drugiemu, a siebie samego nie uważnie wdawać w Labirynt utrapienia?

Chrześćianin. Iako moy Przyiacielu! te brzemię ktore dzwigam na grzbiecie moim barziey mię trwoży, niżeli te wszytkie rzeczy, ktoreś ty namienił. Wszystkie utrapienia, ktoreby mię potkały, za nic ważę byle bym tylko mogł otrzymać tę ulgę, ktorey żądam.

Mędrzec Światowy. Iakoś począł uznawać ten ciężar?

Chrześćianin. Zczytania tey księgi, ktorą trzymam w Ręku.

Mędrzec Światowy. Łatwo temu wierzę, toż się tobie przytrafiło samo, co wielu inszym rozumem słabym, ktorzy chcąc doscignąć głębokich rzeczy, wpadli znagła w zamieszanie umysłu, ktorym się tu teraz biedzisz, a takowy postępek uczyni nie tylko Ludzie nie Ludzmi, ale bydlętami. Iako ja zważam po Tobie, ale ieszcze prowadzi ie do tego, że biorą przed się rzeczy niepodobne wnadzieję otrzymania przez to, nie wiem, co takowego.

Chrześćianin. Moia zaś ta żądość, abym otrzymał folgę w moim brzemieniu.

Mędrzec Światowy. Iakiego ulżenia chcesz szukać na tey Drodze, gdzie nic innego niemasz się spodziewać tylko tysiąc niebespieczeństw miasto tego, że Ia ci chcę pokazać, ieżli mię cierpliwie wysłuchasz, śrzodek bespieczny do otrzymania tego, czego żądasz z tak wielką chęcią nie wdaiąc się wżadne niebespieczeństwa, ktorych się spodziewać masz w tey Drodze przedsięwźiętey. Zaiste ten srzodek w Twoich Ręku. Przydaię i to, że miasto przeciwnośći niewczasow, na ktore się odważasz, naydziesz tu wiele wdzięcznośći i uciech.

Chrześćianin. Proszę, moy Panie, naucz mię tego Sekretu [tej tajemnicy]?

Mędrzec Swiatowy. Zwielką ochotą. Wmiasteczku nazwanym Miasteczko Moralne, mieszka człowiek barzo cnotliwy, ktorego Imię iest Zakon, a ten iest wtym rozumieniu, że może ludzi od brzemion uwalniać, ktore Ich ciężą. Wiem, że wielu w tym oświadczył przysługę: Ma też tę sposobność, że może ratować tych, ktorzy z przyczyny podobnych Brzemion byli wpadli w zamieszanie umysłu. A dla tegoż radzę Tobie, prosto się do niego udać, a wnet uznasz ulżenie: Do Domu Iego nie iest z tąd daley, iako blisko mili. A ieśli byś go samego nie został w Domu, ma on Syna nazwanego Uczciwość Świecka, młody cżłowiek i udatny, ktory ci może dopomodz iako i Stary Mistrz rownie; u niego naydziesz ulżenie ciężaru Twego, ieśli nie masz przedsięwźięcia wrocić się do domu swego, iak też ci i nie radzę, możesz posłać do Zony i Dzieci swoich i kazać onym, aby tu do miasteczka przybyli do Ciebie, gdzie dopioro iest Domow dosyć proznych i możesz mieć Ceną tanią. Do życia też nie trudny sposob i nie drogo, a wczym ty ieszcze będziesz szczęśliwszym w życiu swoim, w tym: Ze tam będziesz żył w wielkiey wadze i poszanowaniu u Twoich Sąsiad.

Chrześćianin zastanowił się przez moment myśląc otym, a wnet wźiął przed się poyść za tą radą rzekł sam w Sobie. Ieżli to tak iest, iak mię ten Przyiaciel upewnia, nie mogę lepiey uczynić iako naśladować Iego zdania; A tak pytał go na tych miast o drodze, ktoraby go zaprowadziła do Domu tego Starego Mistrza.

Mędrzec Światowy: Widziszże tę gorę wysoką? rzekł doniego.

Chrześćianin odpowiada mu; widzę zaiste.

Mędrzec Światowy rzecze mu: Na tę tedy gorę masz postępować a pierwszy dom, co uyrzysz, iest Iego.

Chrześćianin tedy szedł drogą ku domowi tego Pana Zakonu, będąc tey nadziei, że tam naydzie pomoc, ktorey potrzebuie. Ale iako się zbliżał ku tey gorze, zdała się Iemu zbyt wysoka i skalista, ktorey brzegi tak okrutnie nawisiały, że rozumiał, iż uruną na głowę Iego. A tak zastanowił nie ruszaiąc się z mieysca i nie smiejąc daley postapić; Brzemię zaś Iego daleko zdało się nieznosnieysze i cięższe niżeli pod ten czaś, kiedy był w swoiey drodze. Zatym z owey gory wybuchały Błyskawice, Płomienie i grzmoty straszne, lękał się, obawiaiąc się, aby go ten ogien niepożarł, i wszytkie te rzeczy, spolnie sprawiły w nim ten skutek, że drzał i pocił się po całym ciele swoim trapiąc się nad tym, że poszedł za radą Mędrzca Światowego. Wtakowych zawikłanych myślach uyrzał przychodzącego ku sobie Ewangeliste, na ktorego zbliżenie się wstyd na Twarzy IEgo pokazał się.

Ewangelista zbliżywszy się ku niemu bliżey i poglądaiąc nań z zagniewaniem, surowym rzecze głosem: Co tu robisz Chrześćianinie? Na te słowa Chrześćianin miał usta zawarte, nie wiedząc coby mu odpowiedział.

Ewangelista powtarzaiąc ieszcze mu rzecze: A zaż nie tyś to? ktoregom nie dawno spotkał przy murach miasta skażenia tak strapionego i rozrzewnionego.

Chrześćianin zamilknąwszy przez chwilę z przyczyny zatrwożenia Duszy swojey, na ostatek odpowiedział: Tak Panie, Iam iest.

Ewangelista. A zażem ci nie pokazał Drogi, ktora prowadzi do ciasney Bramy?

Chrześćianin. Zaiste tak Panie.

Ewangelista. Ztym wszystkim iuż nie iesteś na niey. Iakżeś to zbłądził?

Chrześćianin. Iak prętkom wybrnął zbłota Nieufnośći potkałem zacnego Człowieka, ktory mi rozkazał iść do tego miasteczka, ktore oto przed nami; upewniaiąc, że tambym nalazł takiego Człowieka, ktoryby mię mogł uwolnić od tego ciężaru.

Ewangelista. Co to był za Człowiek?

Chrześćianin. Zdał mi się być człowiekiem wielkiey powagi, i tak wiele rzeczy przekładał, że mię też na koniec namowił, żem przyszedł aż dotąd; A gdym rozważał okropne walenie się tey gory, wtym kroku wstrzymałem się, boiąc się boiaźnią wielką, aby mi nie spadła na głowę.

Ewangelista. Coż tobie tedy mowił ten zacny mąż?

Chrześćianin. Pytał mię, dokądbym szedł, i ieżlibym miał Familią. Nad to Chrześćianin daley powiedział, co miał za rozmowę z mędrzcem Swiatowym, nie taiąc i błędu swego w ktory potym wpadł i całey niepomyślnośći, ktorey doznał.

Ewangelista wspaniałym głosem rzecze mu. Zatrzymay się trochę, az Tobie przed oczy wystawię słowa Boże. Chrześćianin stał przed nim ze drzeniem, a tak Ewangelista iął mowić w ten sposob:[14] Patrzaycież abyśćie nie gardzili tym, ktory mowi: abowiem ieśliż oni nie uszli, ktorzy gardzili tym, ktory na Ziemi, na mieyscu Bożym mowił, daleko więcey my, ieżliże się od tego, ktory z Nieba iest, odwrocimy, a[15] Sprawiedliwy z wiary swoiey żyć będzie, a ieżli by się kto schraniał, nie kocha się wnim Dusza moia. Ktore słowa stosował potym do Iego mowiąc: Te to iest Twoie nieszczęśćie, w ktoreś wpadł: Tyś to iuż począł gardzić radą Naywższego, i odciągać nogi Twoie od scieżek pokoiu, co iest z niebespieczeństwem twego własnego zatracenia, ktorego iakim sposobem uydziesz? ieżli zaniedbasz tak wielkiego zbawienia.

Chrześćianin na takowe słowa niby wpoł umarły upadł do Nog Ewangelisty smętnym zawoławszy głosem: Biada mi, zginąłem.

Ewangelista widząc go w tym stanie uiął za prawą Rękę Iego i rzekł mu.[16] Wszelki grzech i bluźnierstwo Ludziom odpuszczone będzie.[17] Nie bądz niewiernym, ale wiernym. Te słowa przydałi troche serca Chrześćianinowi, że powstał wszystek drzący, i stał iako pierwey przed obliczem Ewangelisty, ktory nie przestawał mowić w ten sposob: Staray się odtąd, abyś z większym usiłowaniem pamiętał na słowa, ktorem Tobie przepowiedział a pamiętay, że człowiek, ktoregoś ty był spotkał, słusznie nazwany Mędrzcem Światowym, ponieważ idzie za zdaniem tego świata, a że nauka Iego nie może schronić przed krzyżem, i że on iest przywiązany do rzeczy ziemskich; Ztąd też to pochodzi iż wszytkich sposobow szuka, aby wywrocił drogi moie; lubo są dostatecznie dobre. Co się tknie rady, ktorą ci podał w tey, trzy Rzeczy nie są bespieczne, a te zgoła powinieneś odrzucić.

Naprzod: Powinieneś odrzucić radę, ktorą ci dał, abyś ustąpił z tey drogi, na ktoreies ty był. Powinieneś też odrzeć sie tego, na czym on rozkazał Tobie przestawać, bo to iest właśnie odrzucać radę Bożą a chceć się przypodobać Mędrzcowi Światowemu. Pan rzekł:[18] Usiłuycie abyśćie weszli przez ciasną bramę (mianowicie przez Bramę, do ktoreiem ci ukazał) abowiem ciasna iest brama i wąska Droga, ktora prowadzi do Żywota, a mało ich iest, ktorzy ją znayduią. Od tey tedy bramy i od tey Drogi, ktora tam prowadzi, chciał cię ten zły człowiek odwieść i mało iuż nie było na tym, że cię nie wtrącił w zatracenie. Niech tedy ci będzie obrzydliwośćią ten Zwodziciel i miey za wstyd, żeś się dał uwieść za radą Iego.

Powtore. I w tym radę Iego odrzucać powinieneś, ponieważ cię chciał odprowadzić od krzyża, usiłuiąc on Tobie wystawić za zbyt przykry i nieznosny miasto tego; Coś przekładać powinien nad wszytkie skarby Egipskie: Krol Chwały z tym się oświadcza[19]: Ieśli kto idzie domnie, a niema w Nienawiśći Oyca swego i matki, i Zony i Dzieci, i Braci i Siostr, nawet i Dusze swoiey, nie może bydz uczniem moim. A tak ieżliby kto chciał zwodząc cię trwożyć, że tam cię smierć potka, gdzie zapewna naydziesz żywot wieczny, powinieneś taką naukę odrzucać.

Po trzecie. Powinieneś mieć w obrzydliwośći ten błąd Twoy, ktoryś popełnił, stawiając nogę twoią na Drogę, ktora prowadzi pod jarzmo Śmierci. Ku temu celowi masz rozważać co zaś ten, do ktoregoś się był obrocił i że on nie miał mocy ani sposobu uwolnić cię od Twego brzemienia. Albowiem ten, do ktoregoś był posłany, abyś odebrał ulżenie iest człowiekiem, ktory się nazywa Nauczyciel Zakonu, Synem Służebnice i Niewolnice, ktora zostaie w niewoli i z Dziećmi swoimi.[20] Co nam iest wyrażono sposobem taiemnicy przez gorę Synai, u ktorejeś doznał tak wiele trwogi. Więc ieżeli zakon iest niewolnikiem i z Dziećmi swojmi; iakim tedy sposobem mogłby on cię uwolnić? A dla tegoż zakon żadną miarą nie może cię oswobodzić od Ciężaru Twego. Zaden człowiek przezeń nigdy nie był wspomożony i nigdy nie będzie; nie możesz bydz usprawiedliwiony od brzemienia swego przez Zakon[21] gdyż Zakon gniew sprawuie, a przezeń Człowiek ma poznanie tylko grzechu. A tak ten Mędrzec Światowy nic innego nie iest tylko zwodziciel. Nauczyciel Zakonu uczy tylko nauki martwey, a Syn Iego, Uczciwość Swiecka, lubo się zda być człowiekiem cnotliwym, zgoła iest iednak Obłudnikiem i nie może ci żadney Usługi wyrządzić. Wierz mi: Wszyscy ci trzey spolnie nie mogą do zbawienia zaprowadzić, ale ieżeli statecznie za moimi będziesz szedł naukami, niechybnie przydziesz do Portu Szczéśliwey Wiecznośći.

Ewangelista przedłozywszy tak tę Rzecz podniosł Głos swoy, i wzywał Nieba na Swiadećtwa dla utwierdzenia tego, co przepowiedział. A na tych miast dał się głos słyszec i wystąpił płomien ognisty z gory, pod ktorym stał Chrześćianin, że włosy Iego powstały, a głos Gromu doniosł do uszu jego te słowa.[22] Abowiem ile iest ich z uczynkow zakonu, pod przeklęstwem są, bo napisano: Przeklęty każdy, ktory by nie został we wszytkim, co napisano w ksiegach Zakonu, aby to uczynił. Tu Chrześćianin nic innego nie oczekiwał, tylko smierci, począł wzdychać żałosnie, złorzecząc godzinie, w ktorą wszedł w Rozmowę z Mędrzcem Światowym, i po tysiąc kroć razy uznawał siebie za Prostaka i za w Rozum obranego, że skłonił ucha swego do Iego rady; Był też i wstydem napełniony, gdy wstąpił sam w Siebie, że dał się przewyciężyć i zezwolił ustąpić z drogi za Radą tego Człowieka, ktora szczegulnie pochodziła z Ciała i ze krwi. Potym obrociwszy się ku tey stronie, gdzie stał Ewangelista, rzekł mu: Panie moy! iak ci się zda? zostałaż dla mnie iaka ieszcze nadzieja, a mogęż ieszcze być nawrocony i postępować ku bramie ciasney? W wielkiey zostaię wątpliwośći. Ach będzieli mi ten grzech odpuszczony?

Ewangelista odpowiedział: Grzechy twoie zbyt wielkie, abowiem dość rzeczy złe popełniłeś; opusciłeś prostę Drogę, a udałeś się na Drogę zakazaną. Iednak bądz dobrey mysli. Człowiek, ktorego naydziesz u Bramy, przymie cię ieszcze ochotnie, ktory ma wielkie upodobanie w Ludziach; ale to przydał: Patrzayże, żebyś się nie udawał ani na prawo, ani na lewo,[23] by się snadz nie rozgniewał i zginąłbyś w Drodze, gdyby się naymniey zapaliła popędliwość Iego.

Chrześćianin na te słowa przed się wźiął postępować swoją drogą. Ewangelista pocałowawszy go i okazawszy mu Twarz wesołą, zyczył szczęśliwey Drogi, a tak iął biedz wielkim pędem, nie zabawiaiąc się Rozmową z żadnym, ktorych spotykał, i szedł iakoby Człowiek naydujący się w Ziemi zakazaney nie mogąc się pierwey ubespieczyć aż, stanąwszy znowu na tey Drodze, ktorą porzucił był, idąc Radą Mędrca Światowego. Po małym czasie przyszedł do Bramy, nad ktorą ten był napis wyrazony:[24] Kołaccie, a będzie Wam otworzono. A tak kołatał wiele kroc powtarzaiąc i mowiąc Sam w Sobie: Ach! gdy by mi tu pozwolono było weyscie! Iakaż to korzyść dla niezbożnego i odpornego, ktory piekło zasłużił! Choćbym tu i naywiększemi był przytłoczony trudami, na wieki iednak wysławiać będę sławę Naywyższego Pana Syona i oświadczę mu za to wdzięczność wieczną. Na ostatek Osoba zacna nazwana Dobra Wola, stawiła się u Bramy pytając, ktoby tam był? zkądby przychodził? i czego żąda?

Droga chrześćianina - obrazek 2
Na ostatek osoba zacna nazwana Dobra Wola stawiła się u bramy pytając, ktoby tam był? zkądby przychodził i czego ząda? Chrześćianin: Oto ubogi grzesznik pragnę wiedzieć, jeżli mi pozwolisz weyscie do tey bramy, gdyż mię upewniono, że tą drogą trzeba koniecznie przechodzić. (Str. 27.)

Chrześćianin: Oto ubogi Grzesznik spracowany i obciążony przychodzi z miasta skaźitelnośći, a idzie ku Gorze Syon, aby uszedł przed Gniewem następuiącym, a dla tego pragnę wiedzieć, ieżli mi pozwolisz weyscie do tey Bramy, gdyż mię upewniono, że tą Drogą trzeba koniecznie przechodzić.

Dobra Wola. Czynię to z zupełnym Sercem, i wnet otworzył mu Bramę. Lecz w tym, gdy Chrześćianin iuz chciał wniść, pociągnął go za Rękaw. Chrześćianin na to pyta go: Coby mu miał powiedzieć. Ow rzecze mu pokazuiąc: Patrzay, oto Zamek mocny, ktorego Przełozonym iest Beelzebub: ztam tąd On swojmi pomocnikami ogniste wyrzuca pociski na tych, ktorzy przychodzą do tey bramy chcąc by mozna zatracić, nim tam weydą. Weselę sie rzekł Chrześćianin i oraz się lękam. Gdy tedy wszedł w Bramę, Wrotny pytał go, ktoby mu to pokazał?

Chrześćianin. Rozkazał mi Ewangelista, abym tu kołatał iakom uczynił, i oraz mowił mi, że ty Moy Łaskawy Panie, roskażesz mi, co mam czynić daley.

Dobra Wola. Oto stoi otworem Brama przed Tobą, ktorey nikt nie może zawrzeć.

Chrześćianin. Dopioro następuie żniwo prac moich przeszłych?

Dobra Wola. Lecz zkąd to, że tylko sam ieden przychodzisz?

Chrześćianin. Ponieważ żaden z moich Sąsiadow nie zważyli tak dobrze, iako Ia niebespieczeństwa, ktore mu są wystawieni na Cel.

Dobra Wola: A wiedzieliż przecie nie ktorzy, żeś chciał tę drogę przed się wźiąć?

Chrześćianin. Zaiste Żona moia i Dzieci. Ci byli naypierwszymi, ktorzy widzieli mię odchodzącego; A na tych miast rozpowiedział wrotnemu wszytko, co się było przydało, iako Sąsiedzi iego prześladowali, iako w tey Drodzę zszedł się z Mędrcem Światowym, strach, ktorego doznał u Gory Synaj, i sposob, przez ktory go Ewangelista wprowadził na prostą Drogę. Rzekł, a teraz za Łaską Bozą iestem tu; Ale, ach nie stetysz! Samą rzeczą godnieyszym iest, abym był ztarty od tey Gory niżeli, że prowadzę Rozmowę z Tobą, moim Panem. Iakie to moie szczęśćie, zem przyszedł aż dotąd.

Dobra Wola. My nie czynimy żadney rożnicy między Ludzmi, by też byli nayniezbożnieyśi, i popełnili naywiększe nieprawośći przedtym, nim tu staną; żadnego ztąd niewypychaią.[25] A dla tegoż miły Chrześćianinie, zabawmy się ieszcze troche pospołu, a pokażę ci drogę, którey się daley masz trzymać. Patrzay prosto przed sobą, a to ta Droga, ktorą masz postępować, ktorą utorowali Patriarchowie, Prorocy Święci, sam Iezus Christus i Apostołowie po nim: A tak iest prosta, że iak by była pod sznur wywiedziona. Tą drogą postępuy, by naymniey z niey nie ustępuiąc.

Chrześćianin. Izaliż ta droga pewna i czy nie może w błąd zaprowadzić?

Dobra Wola. Zaiste, są tam scieszki poboczne, ale one są daleko niższe, niżeli ta Droga; są krzywe i szerokie i przez to własnie powinieneś z wielkim baczeniem rozeznać Dobrą Drogę od Złey; Dobra Droga zawsze iest prosta pod prawidło prowadzona i wysoka.

Zważałem też, że Chrześćianin pytał go, ieżliby go nie mogł uwolnić od brzemienia iego, abowiem dotąd żadną miarą lubo usilnie się starał, z Siebie zbyć onego nie mogł.

Co się tknie twego Ciężaru odpowiedziała mu Dobra Wola, dzwigay go cierpliwie, aż przydziesz do mieysca uwolnienia; na ten czas albowiem sam przez się z grzbietu twego spadnie.

Na to Chrześćianin umocnił barki swoie i wybrawszy się, szedł w Drogę, pozegnawszy się z Dobrą Wolą, ktora go w tym ostrzegła, że gdy przydzie daley za Bramę, aby zakołatał do pierwszey przed sobą bramy, że tam miał widzieć rzeczy Dziwne. Chrześćianin pozegnawszy się powtornie z swoim przyiacielem, ktory mu powinszował szczęśliwey Drogi, a tą postępuiąc przyszedł do domu Tłumacza, gdzie poty kołatał, aż się ieden odezwał, pytaiąc, ktoby tam był?

Panie moy, rzekł Chrześćianin: Iestem Podrożny, żądam, aby mi kto Drogę pokazał. Osoba znajoma Panu Domu tego przysłała mię tu. Ten, ktory z nim mowił, wezwał Pana tego, ktory po małey chwili przyszedszy dla przyięcia Chrześćianina, pytał go, czegoby żądał?

Panie moy, rzekł, Chrześćianin, przychodzę z miasta skażenia i idę do gory Syon; Ten, ktory u Bramy stoi, ktora iest na tey drodze powiedział mi, że ieślibym tu przyszedł, miałeś mi dziwne rzeczy do widzenia pokazać, a te mi maią bydz barzo pożyteczne na dalszą moją drogę.

Tłumacz rzekł mu: Wnidz pokażę tobie to, czego żądasz; I kazawszy słudzę swemu zapalić świecę rozkazał, aby Chrześćianin szedł za nim i wprowadził go do pokoju osobnego, ktory kazał otworzyć słudzę swemu. Iak prętko byli Drzwi otworzone, Chrześćianin uyrzał wnet obraz dziwny człowieka maiącego podniesione oczy ku Niebu, ktory w Ręku swoich naylepszą ze wszytkich trzymał księgę, a zakon prawdy był na wargach Iego. Swiat był za grzbietem onego, zdał się z positury swoiey, iakby się rozpierał z Ludzmi a na głowę Iego była korona Złota.

Chrześćianin pytał: Czyi by to był obraz?

Tłumacz odpowiedział: Ten Człowiek iest ieden z Tysiąca, może spłodzić Dziatki i bydz sam w pracy rodzenia, i on sam ie wychowywa, wydawszy na swiat. To zaś, że widzisz maiącego oczy ku Niebu, księgę naylepszą ze wszytkich w Ręku, zakon prawdy na Iego wargach, i rozpieraiącego się z Ludzmi, wyznacza: Ze dzieło iego nie zawiera się tylko w poznaniu rzeczy taiemnych, ale też wprzełozeniu onych grzesznikom przed oczy, a to zaś że widzisz Świat w tyle Iego i koronę nad głową Iego, służy ku temu, że gardzi rzeczami przytomnymi, że iedynie pragnie służyć Panu swemu pewnym będąc że w przyszłym wieku chwały odbierze nadgrodę. Uznałem za rzecz słuszną przed wszytkimi rzeczami pokazać oczom Twoim naypierwey ten obraz, ponieważ Pan miasta Niebieskiego szczegulnie temu Originałowi tego obrazu dał tę moc, aby był twoim przewodnikiem przez wszytkie mieysca niebespieczne, ktore masz przechodzić. A dla tegoż pamiętay na to, com ci pokazał i wiernie zatrzymay wpamięci swoiey coś widział, strzegąc się, abyś w pielgrzymowaniu Twoim nie wpadł w Ręce takowych Ludzi, ktorzyby się ztym chlubić chcieli, że cię chcą prowadzić prostymi Drogami, a iednak pewna, że scieszki ich prowadzą na zatracenia. Potym zaś ująwszy go za Rękę, wprowadził go do Pokoju, ktory był napełniony wszytek pyłem, bo nigdy nie był miatany, ktory, gdy Chrześćianin obeyrzał oczyma swymi, Tłumacz wezwał Człowieka, aby go umiotł; Ale za pierszym pociągnieniem miotły tak wielki zewsząd i ze wszytkich stron pył i kurzawa się wzruszyła, że ledwo się Chrześćianin w oney nie udusił. Co postrzegszy Tłumacz rozkazał dzieweczce młodey, ktora tam przytomna była, aby przyniosła wody i skropiła pokoy, ktory tym sposobem był ochędożony bez wielkiey pracy.

Chrześćianin pytał: Coby to wyznaczało?

Tłumacz odpowiedział: Pokojem tym iest Serce człowiecze nieposwięcowne nigdy Łaską Ewangelij, pyłem i kurzawą tą iest Grzech początkowy, albo originlany, ktory pokala Człowieka całego, od stopy nogi, aż do wierzchu Głowy; Pierwszy, ktory począł wymiatać, chcąc go ochędożyć iest zakon. Osoba zaś ta, ktora przyniosła wodę i skropiła pokoy, wyraża Łaskę Ewangelij; To zaś coś widział, iz gdy człowiek wymiatać pocżął, wielka kurzawa powstała zewsząd, że nie mogło bydz te mieysce ochędożone i że cię ledwo ten pył nie udusił, to iest, abym cię przekonał w tym, że Zakon nie tylko nie może oczyśćić serca Człowieka grzesznego, ale owszem to sprawuie, że grzech daleko się zda większy i nieznośnieyszy tak dalece, że im barziey go odkrywa i pokazuie, tym go bardziey przymnaża; bo nie dodawa Zakon sił do przewyciężania Onego.

Co się zas tknie tey dzieweczki młodey, coś widział skrapiaiącą te mieysce, ktore przez to doskonale było ochedożone i stało się, ze wszech miar czystym, to iest chcąc dowieść Tobie, że gdy Ewangelia wdzięczne swoie w Serca wlewa strumienie, na tych miast grzech bywa zniszczony i zwyciężony, (Tak iakos widział Tę Paniękę, ktora, gdy skropiła Pokoy, że ten pył osiadł) i przez Wiarę w Ewangelią Serce splugawione bywa oczyscione i stawa się sposobnym do odziedziczenia krolestwa Niebieskiego. Potymem tęż widział, że Tłumacz znowu Chrześćianina uiąwszy za Rękę wprowadził w mały pokoik, gdzie dwoie młodych dziatek było, z ktorych iedno nazywało Ucierpienie, a Drugie Cierpliwość. Ucierpienie pokazywało po sobie, że mu się przykrzy, Cierpliwość zaś cale spokoyna była. Chrześćianin pytał: Coby za przyczyna była? że Ucierpienie pokazuie, że mu się nie według Myśli dzieie? Tłumacz odpowiedział: To go trapi, że Pana ta iest Wola, aby lepszych rzeczy oczekiwało, aż w przyszłym Roku, ktoreby one chciało zaraz mieć przytomnie. Lecz Cierpliwość z wielką chęcią chce czekać.

A otom widział, że iakoby osoba iaka zbliżyła się ku Ucierpieniu maiąca Wor napełniony drogimi rzeczami, ktore wytrząsnęła u Nog Iego. Tedy z wielką radośćią rzuciwszy się zebrało i ięło okiem przenaszać Cierpliwość i prześmiewać się z niey. Lecz wnet postrzegłem, że nie długo bawiąc wszytko się to rozeszło i nic z tego nie zostało, procz szmatow Szat starych.

Ach proszę cię! rzecze Chrześćianin do Tłumacza: Wyłoż mi tę rzecz troche obszerniey.

Te dwoie dzieci odpowiedział Tłumaczdwa wyrazenia; Ucierpienie iest obrazem Człowieka tego wieku, Cierpliwość zaś iest wyobrażeniem Ludzi, ktorzy żyią przez Wiarę w oczekiwaniu przyszłego wieku; Iakeś widział, że Ucierpienie chce wszytko pozyskać tego Roku, to iest, na tym Swiecie: Toż samo się dzieie z Ludzmi, ci życzą sobie, aby mogli dziedziczyć wszytkie Dobra Swiata tego, nie mogą czekać do przyszłego roku, to iesto do Wieku przyszłego, aby ten odebrali dział swoy od Boga; te przysłowie pospolite. Lepsza iest iedna ptaszka w klatce, niż dwie w Lesie, barziey onym przylgnęło do Serca niźeli wszytkie swiadectwa Boskie, ktorymi nas utwierdza w pewnośći Dobr Przyszłych. To zaś, coś widział, że w prętkim Czasie przeminęło i wniwecz się obrociło, a nie zostało procz Szmatow Szat oszarpanych, przez to pokazuie się, co na wszytkie Ludzie przydzie przy skonczeniu Swiata.

Chrześćianin. Dopioro widzę, że Cierpliwość bez porownania iest mędrszą nad drugą a to z tych przyczyn. Naprzod, ponieważ zapatruie się na Dobra nieskonczone, lepsze. Powtore ponieważ będzie przyodziana Chwałą na ten Czas, kiedy tam ta odbierze za dział, Wstyd i Hanbę.

Tłumacz: Wyłożenie Twoie iest bardzo stosuiące się do ktorego ieszcze przydać możesz. Ze chwała Wieku przyszłego nigdy nie zwiędnieie, wszystkie tego wieku przeminą w okamgnieniu, a dla tegoż Ucierpienie nigdy niema tak wiele okazyi naśmiewać się z Cierpliwośći i owszem Cierpliwość miałaby większą przyczynę z Onego naygrawać. Ucierpienie albowiem zażywa Dobr swoich wprzody. Cierpliwość zaś zażyie onych ku koncowi. A tak pierwsza rzecz daie mieysce poślednieyszym, ponieważ poślednieyszy Czas iest przyszły. Lecz poślednieysza rzecz nie zostawuie nic po Sobie, i nic tu nie porzuca, coby ją tam mogło naśladować. Według tego potrzeba, aby ten, ktory pierwey odebrał porcyą [część] dobrych rzeczy, do zażywania onych miał Czas zamierzony, ale ten, ktory porcyą posledniey odbiera, będzie onych zażywał wprzyszłym czasie. A dla tegoż rzeczono do niektorego Bogatego[26]: Synu, wspomnij, żeś ty odebrał dobre Rzeczy Twoie za żywota twego, a Łazarz takze złe, a teraz on ma pociechę, a ty męki cierpisz.

Dopiero zrozumiewam, zawołał Chrześćianin: Ze nie to iest naylepszą rzeczą używać Dobr doczesnych, ale to iest naylepsza oczekiwać i mieć ustawicznie wzrok swoy obrocony ku rzeczom przyszłym.

Prawdę mowisz odpowiada Tłumacz[27] Bo rzeczy widzialne są doczesne, ale niewidzialne są wieczne. A lubo te rzeczy są takie, iednak rzeczy przytomne z naszą skłonnośćią cielesną tak są scisle skrępowane, a rzeczy niewidzialne tak bardzo małą maią przyiażń z przyrodzeniem cielesnym, że łatwiey idziemy za pierszemi, a oddalamy się od poślednich.

Potymem widział, że Tłumacz uiąwszy za Rękę Chrześćianina przyprowadził na mieysce, gdzie był rozniecony Ogien przy Murze, i osoba nieiaka lała ustawicznie wodę, chcąc on zagasić, ale ogien tym barziey się wzmagał i wybuchał wyższym Płomieniem.

Co znaczy to, rzecze Chrześćianin? Ten ogien odpowiada Tłumacz, iest Dzieło Łaski w sercu Człowieka. Ten, ktory nań leie ustawicznie wodę iest Diabeł. A że iednak ogien się barziey zapala i staie się zarzytszym, powiem, Tobie przyczynę. A wtym kazał mu się obrocić i poprowadził na drugą stronę muru, gdzie uyrzał osobę, ktora trzymała naczynie w Ręku napełnione Oliwą i potaiemnie bez przestania lała w ten ogien.

Chrześćianin rzecze: Co to wyznacza?

Tłumacz odpowiedział: To iest Christus, ktory leie ustawicznie oliwą Łaski swoiey Boskiey, chcąc zachować Dzieło, ktore począł w Sercu. A z tąd Dusze wybranego ludu Iego zawsze pokazuią Dzieło Łaski Iego w Sobie, chociaż Szatan wielkim uśiłowaniem stara się temu przeszkodzić. To żeś widział Osobę taiemnie pilnującą za murem, żeby Ogien nie zagasł, ztąd tę miey Naukę, że Dusza zostaiąca w cięszkim pokuszeniu, nie może chyba z wielką pracą widzieć, iakim sposobem Dzieło Łaski bywa wniey sprawowane.

Znowum widział, że Tłumacz uiąwszy Chrześćianina za Rękę prowadził na mieysce Rozkoszy, gdzie był Pałac wspaniały i bardzo wdzięczny do widzenia; Widziałem też niektore Osoby przechadzaiące się po tym Pałacu odziane we złocie.

Chrześćianin pytał się: Ieśliby też niewolno było tam wniść?

Tłumacz prowadził go, aż do Bramy tego Pałacu, przy ktorey widziałem wielkie mnostwo Ludzi, ktorzy oświadczali chęcią swoią, że bardzo ządali tam wniść, ale nie smieli; siedział też tam na stronie Bramy za Stołem Człowiek maiący przed sobą Kałamarz i księgę dla wpisywania tych, ktorzy maią bydz tam wpuszczani. Przy tym też widziałem, że, u tey Bramy stało wiele Ludzi zbroynch niedopuszczaiąc weyśćia i tę moc maiąc, aby z tymi, ktorzyby się tam Gwałtem wcisnąć chcieli, też i surowie postąpili.

Na taki widok Chrześćianin pokazał się zmieszanym, ale gdy prawie wszyscy z Boiaźni ku tym zbroynym Ludziom, ustępowali nazad, widziałem, a oto Człowiek, ktory się zdał zpoyrzenia iakoby był Rycerzem Walecznym postąpił ku temu, ktory siedział za Stołem, i rzekł mu, napisz Imie moie. To, gdy się stało, przypasał Miecz i włozył Przyłbicę na Głowę i obrocił oblicze swoie prosto ku bramie, rzucił się niestrwożonym Sercem na te Ludzie zbroyne, ktorzy się potkali znim rownym Męstwem. Ale on nie tracąc Serca przebił się przez Nieprzyiacioły swoie, bijąc Ie po prawey i po lewey stronie tak dalece, sam odebrawszy Wiele Ran i oraz zraniwszy Nieprzyiacioły swoie pośrzodkiem Ich przeszedł i stanął w Pałacu. Na tych miast słyszano piosnkę, ktorą spiewali Ci, ktorzy się przechadzali potym Pałacu.

Wnidz do Pałacu mężnie wielkiey chwały.
Tu niesmiertelnych pobyt wieko trwały.
Tu uznasz Owoc zwycięstwa Twoiego.
W Nieskonczony Czas do Wieku wiecznego.

Iak prętko ten Człowiek tam wszedł, na tych miast był przyodziany Szatą Bogatą iako i Drudzy. A Chrześćianin począł się trocha uśmiechać mowiąc: Zda mi się że mogłbym powiedzieć, co, się to wyznacza, nie myląc się. Puść mię, że też tam wnijdę.

Nie, rzecze Tłumacz: Zaczekay Chwilę, aż ci pokażę ieszcze insze rzeczy, potym możesz w przedsięwźiętey z Pilnośćią trwać drodze. A w tym uiąwszy go za Rękę wprowadził do sklepu zelaznego barzo ciemnego, w ktorym siędział Człowiek, ktory się zdał bydz barzo smętnym, a miał Oczy zchylone ku Ziemi i Ręce złożone, wzdychaiąc tak gorzko, że się zdało, iakby się Serce w nim rozpadło.

Co to wyznacza? Rzecze Chrześćianin.

Tłumacz odpowiedział: Pytay go samego.

Chrześćianin pytał go tedy, coby zacz był? Na co mu rzecze: Iam iest tym, czymem nie był przed tym. Czymżeś był przed tym rzecze Chrześćianin? Byłem, odpowiedział ten człowiek, Wyznawcą w piękney pozwierzchnie załośći w oczach moich własnych i woczach drugich. Mniemałem, żem był dosyć sposobnym do Krolestwa Niebieskiego i cieszyłem się barzo, że tam wniść mogę. Ale rzecze Chrześćianin, Czym żeś iest dopioro? Iestem, odpowiada mu, nędznym, rozpaczającym, zawartym na zawsze w tym sklepie zelaznym nie mającym sposobu wyiśćia z onego; ach żadną miarą nie mogę ztąd wyniść:

Chrześćianin rzecze mu: Iakożeś tedy w padł w ten nędzny Stan? Odpowiedział, zaniedbałem czuć i trzezwym być, pożądliwośći moie przekładałem nad Cnotę, grzeszyłem przeciwko swiatłu Słowa Bożego, pogardziłem pomocą Iego. Zasmęciłem Ducha Świętego i odstąpił odemnie, dałem mieysce Szatanowi, tak że nademną wźiął gorą, zaciągnąłem na się gniew Boży, a Bog mię opuśćił, i takem zatwardził Serce moie, że nie mogę się więcey nawrocić.

Chrześćianin obrociwszy się do Tłumacza rzecze mu. Iakoż nie maszże nadziey, aby ten Człowiek mogł się nawrocić.

Spytay ty go o to samego, odpowiedział Tłumacz.

Chrześćianin ieszcze obrociwszy się ku temu Człowiekowi: Coż tedy, rzecze mu? nie zostałaż żadna nadzieja dla Ciebie, maszże tak wiecznie zostawać w tey Iaskini rozpaczy? Odpowiedział mu ten Człowiek: Zaiste! Wiecznie. Przeczże rzecze Chrześćianin: Iednorodzony Syn Oyca Niebieskiego azaż nie iest miłosierny? Przyznaię, odpowiada ten Człowiek nieszczęśliwy, alem Go ia znowu ukrżyzowal, lekce ważyłem osobę Iego, wzgardziłem Sprawiedliwośćią Iego, podeptałem nogami memi, i krew przymierza, przez ktorą byłem poswiecony, za pospolitą miałem i Ducha Łaski zelzyłem, przez co oddalonym iest od wszytkich obietnic, takze dopioro niczego nie czekam tylko skutku naystrasznieyszych przygrożek i nayprawdziwszych, ktore mi bez przestanku przed Oczy kładą Sąd nieuchronny, ogien pałaiący, ktory pozrze wszytkich przeciwnikow oraz i mnie.

Chrześćianin, go pytał ieszcze: Przecz żeś sam siebie do tego nędznego przyprowadził stanu? Odpowiada mu: Stało się to, żem umiłował rozkoszy i pożytki tego Świata, ktorych używaiąc, obiecywałem sobie zupełną rozkosz i powodzenie zawsze szczęśliwe, ale dopioro przyszło na mię, za sprawiedliwym Sądem Bożym, to, że kazda z tych rzeczy gryzie mię, iako robak nie umorzony.

Chrześćianin. Rzecze mu zaś; Nie możeszże mieć skruchy i żalu za grzech, a ieszcze się nawrocić? Odpowiedział: Bog broni mi nawrocenia; Słowo Iego nie budzi mię do tego, i sam mię w tey Iaskini zawarł, skąd żaden Człowiek nie może mię wybawić. O wiecznośći! O nieskonczone Wiecznośći! O iako są cięskie męki, ktore wystać i wiecznie cierpieć trzeba!

Tłumacz rzecze tedy do Chrześćianina; Nie zapominay nigdy nieszczęśliwego stanu tego Człowieka, i niech ci to będzie wieczną przestrogą.

Ach! rzecze Chrześćianin: O iak to rzecz straszna, niech zdarzy Bog, abym trwał wczuynośći i trzeżwośći, i abym ustawicznie się modląc uszedł nieszczęśćia tego Człowieka. Ale Panie moy, izali też nie czas, abym się puśćił w dalszą moją drogę.

Ieszcze zaczekay troche, rzekł mu Tłumacz; tylko ci iedną rzecz pokażę i iuż potym poydziesz szczęśliwą godzinę. A tedy ieszcze uiąwszy za rękę Chrześćianina, wprowadził go w Dom iego, a oto Osoba wstawała z Łożka swego i ubieraiąc się w Szatę drzała i cięszko była strachem zdięta. Coby to było, rzecze Chrześćianin, że ten Człowiek tak się lęka i ztrwożonym iest? Pytay go, rzekł Tłumacz, samego, coby była za przyczyna; co gdy uczynił taką odebrał odpowiedz. Gdym spał widziałem we snie na Niebie wielką ciemność, z ktorego występowały Błiskawice i straszne Gromy, czymem się bardzo ztrwożył boiaźnią wielką i byłem zmieszany. Potym w tymże snie widziałem, że Obłoki osobliwszym sposobem kształt swoy odmieniali, i słyszałem glos wielki rozlegaiący się trąby; a oto Syn Człowieczy w promieniach chwały pokazał się na powietrzu i usiadł na Obłokach, a wkoło niego stało wiele Tysięcy mieszkańcow Niebieskich, wszystko zaś było Płomieniem pałaiącym ogarniono, nawet i same Niebiosa. A na tych miast słyszany był głos, ktory wołał: Wstancie umarli a podzcie na Sąd. Wtymże okamgnieniu widziałem, że skały się padały, groby otwierały, i umarli wstawali, niektorzy z nich byli napełnieni wielką radośćią i podnosiły głowy swoie, drudzy, szukali iakby się skryli w gorach; Człowiek ten, ktory siedział na obłokach otworzył księgę i rozkazał, aby wszyscy stanęli przedeń. A lubo płomien pożeraiący szedł przed nim; Iednak tymo było mieysca sposobnego między nim, iako między Sędzią i stoiącymi przed nim więźniami, Słyszałem też wołaiącego do tych, ktorzy służyli siedzącemu na Obłokach: Zbierzcie kąkol, plewy i śłomę, a wrzuccie w Ieżioro gorające. Na tych miast przepaść się otworzyła z nagła, nad tym mieyscem, gdziem stał, z ktorego paszczęki wybuchnął dym gęsty, i węgle żarzyste z hukiem przerażaiącym. Tedy rzekł zaś siedzący na Obłokach do sług swoich: zgromadzcie pszenicę do Gumna mego. A na tych miast wiele ich było zachwyconych i zaniesionych na Obłoki. A mnie zostawiono: Szukałem, abym się gdzie schronił, ale na prozno wszytkie moie usiłowanie, ninacz mi się nie przydały: Bo ten, ktory siędział na obłoku zawsze miał obrocony oczy swoie na mnie, grzechy też moie staneły przedemną, sumnienie własne oskarzało mnie ze wszech miar, a wtym ocuciłem się ze snu mego.

Chrześćianin. Ale coż cię w tym Snie naybarziey przestraszyło? Odpowiedział ten człowiek: nie inaczey rozumiałem, tylko że iuż Dzien Sądu się zbliżył, na ktory nie byłem gotowym, abym się stawił: Ale co mię naybarziey strachem przeraziło, jest to, że Aniołowie wielką liczbę zgromadzali Ludzi, a mnie zostawili, piekło też otworzyło Paszczękę, własnie w tym mieyscu, gdziem był; tu zaś sumnienie mię potępiało, i zważyłem, że Sędzia z wielkim przywiązaniem ustawicznie poglądał na mię, i postrzeć mogłem, że oblicze Iego gniewem zapalone było przeciwko mnie.

Za tym Tłumacz rzecze do Chrześćianina: zważałeś dobrze te wszytkie rzeczy? Odpowiada mu: Tak zaiste! ktore sprawiły we mnie nadzieję i boiaźn. Nuże rzekł Tłumacz, składay te wszytkie rzeczy do Serca twego i zachoway ie z wielką pilnośćią, aby Tobie służyły za bodziec, ktory by cię budził w ochocie do trwania na drodze Twoiey.

Chrześćianin tedy iął się wybierać i sposobić się do przedsięwźiętey drogi. A tak Tłumacz żegnaiąc się z nim życzy: Niech pocieszyciel Niebieski zawzdy z Tobą, wierny Chrześćianinie, będzie i niech nie odstępuie od Ciebie w całey tey drodze, ktora prowadzi do miasta Niebieskeigo. A tak Chrześćianin poszedł swoią drogą, spiewaiąc następuiącymi słowy:

Rzecz nie poięta, woczach moich stawa
Wesele, Radość, i Cudow postawa.
Szczęście, Uciecha, wraz się z sobą wiążą
Smętek, Okropność, tuż za nimi krążą,
Przeszkoda zda się z wielkim przemian srodze,
Gdy grzesznik usnął na swobodney drodze.
Lecz budzi ten Cud odmianą koniecznie,
By z grzechow powstał i nie zginął wiecznie.
Zatym, gdy mądrość dana mi iest z Nieba.
Znam, że dziękować nie umiem iak trzeba.
Im każdą Dobroć poznawam zosobna,
Wdzięcznośći oddać cale nie podobna.
Za Dobrodzieystwa i rozum mi dany
W umieiętnośći przez cud pokazany.
Nie przez Naukę Dowcipu ludzkiego.
Lecz skutkim dziwnym Wodza Naywyższego.

Widziałem też, że Droga ta rowna, ktorą szedł Chrześćianin zobu stron była obwarowana murem, ktory nazywa się Zbawieniem, a tą drogą iednak biegł nie bez pracy z przyczyny brzemienia, ktorym był obciążony. Iednak co raz daley postępuiąc przyszedł na mieysce, gdzie była gora, a na niey stał krzyż, a trocha niżey Grob wykowany. W tym okamgnieniu, co się zbliżył do krzyża zważyłem, że brzemie Iego spadło mu z grzbieta, i strącone do przepaśći bezdenney, tak, że więcey go nie uyrzał nigdy.

Na ten czas poczuł w sobie prawdziwą radość i iął wykrzykać pełen wesela: Smętek Iego sprawił mi odpoczynienie, a Śmierć Iego przywrociła mi Żywot. Chrześćianin zastanowił się na małą chwilę dziwuiąc niezmiernie nad tym, że iednym uyrzeniem krzyża był uwolnionym od brzemienia swego, na ktory poglądaiąc ustawicznie wylewał strumienia łez, ktore płyneły z Oczu Iego, i skrapiały jagody twarzy Iego.

Podiąwszy oczy uyrzał przed sobą pałac, ktorego imie: pełen pięknośći. Tym czasem przyszedł do jednej przeprawy bardzo wysokiej, ktora była o milę od bramy pałacu; i gdy zwielką pilnośćią poglądał przed sobą uyrzał dwuch lwow na drodzę. Bardzo się zlękł, bo myślał: przed nim jest śmierć oczywista. (Str. 56.)

Gdy tak stojąc rozważał, i łzy wylewał postrzegł, a oto trzy Osoby poglądali nań i pozdrawiały go tymi słowy: Pokoy Tobie. Pierwszy rzekł mu: Odpuszczone są Tobie Grzechy twoie. Druga osoba zdięła z niego starą i szpetną suknią, a przyodziała go szate ozdobną weselną.

Trzecia położyła znak na czoło Iego i dała mu Świadectwo na Pismie, u ktorego była pieczęć wisząca, rozkazawszy, aby nań pamiętał w biegu swoim i żeby na koniec złożył u Bramy Niebieskiey.

A tak wyskakując z radości spiesznie szedł w swoją drogę, spiewaiąc tę Piosnkę.

Nie znosne brzemie grzechow obciążyło.
Bez odpoczynku nic mi nie ulżyło.
Lecż szczęśćiem na tym mieyscu gdy iuż stawam
Na tych miast ulgi skuteczney doznawam.
Spadł mi iuż z grzbietu ciężar dość tęskliwy.
A tak nieszczęsny stawam się szczęśliwy.
O niepoięta Łasko okazana!
Grzesznikom przez moc na tym mieyscu dana
Ktorzy w skinieniu w Sercach ulgę czuią.
Ciężar zrzucaią, gdy tu pokutuią.
Znam dokonczenie i Ia trudu mego.
Ktorym ponosił z brzemienia cięszkiego.
Tu wokamgnieniu zdięte me łancuchy.
Za coż umierać nie miałbym otuchy.
Szczęśliwe drzewo i Grob wykowany.
Na ktorych Łonie Pan ofiarowany.
Lecz nadewszytko ten Błogosławiony,
Ktory Grzesznikom tak był wystawiony.
Iako Zbawiciel cichy cierpiał wiele,
Ciężar Grzesznikow poniosł na swym ciele.

Gdy postępował daley w biegu swoim przyszedł na dolinę, gdzie na stronie drogi uyrzał trzech ludzi spiących snem głebokim, ktorych nogi więzami łancuchowymi były okowane, ieden się nazywał: Nieuważny, drugi Leniwy, a trzeci Lekkomyslny.

Chrześćianin widząc onych w tym stanie, zbliżył się ku nim starając się, aby onych mogł obudzić, zawołał:[28] Iesteśćie iako ci, ktorzy lezą wpośrzod Morza Burzliwego, i iako ci, ktorzy spią na wierzchu masztu; a dla tego staraycie się przebudzić, otrząsnicie łancuchy wasze, albo dopuśćcie, aby wam kto one zdiął, ia ile możnośći chcę wam wtym dopomoc. Ach zawaruy Boze[29], gdyby teraz ten, ktory krąży około Was iako Lew ryczący, i ktory szuka, iakoby Was pożarł, targnął się na Was, stalibyśćie się łupem Iego srogośći. W tym, gdy on na nie poglądał i w ten sposob rozmawiał, Nieuważny, rzecze: Ia tu niewidzę żadnego niebespieczeństwa.

Leniwy. Pozwol mi, że troche usnę.

Lekkomyślny: Niech kazdy pilnuie swego, co do kogo należy. A tak układszy się znowu usneli, a Chrześćianin poszedł swą drogę. Gdy rozwazał niebezpieczeństwo, w ktorym ci trzey zostawali, przerazony był wielką boleśćią, i że nie przyięli Iego pomocy, ktorą chętnie chciał ofiarować upominaiąc ie i podawaiąc radę. I gdy tak prawie opłakiwał stan ich, uyrzał dwoch ludzi po lewey stronie drogi, ktorzy, przelazszy przez ow mur, szli tą drogą własną. Ieden z nich nazywał się Scisły Zakonnik, a drugi Obłudnik. Gdy te Osoby zeszli się z Chrześćianinem, rzecze do nich w ten sposob: Panowie, z kąd przychodzicie i dokąd idziecie? Odpowiedzieli mu: Urodzilismy się w kraju prożney chwały, a idziemy do Gory Syon, abysmy tam dostąpili chwały. Rzekł Chrzęśćianin. Przecz żeśćie nie weszli w tę bramę, ktora iest na weyśćiu tey drogi? Izali nie wiecie, co napisano:[30] Ze kto nie wchodzi drzwiami, ale wchodzi inędy, ten iest Złodziey i Zboyca? Odpowiedzieli obadwa iednemi usty: Ze wszyscy ich Ziomkowie osądzili, iż to zbyt wielkie krążenie przez tę Bramę chcąc wniść na tę drogę; a tak skracając drogę ten był zwyczay śćieszką poboczną wchodzić, iako i my uczynili, ale odpowiedział Chrześćianin. A nie będziesz to wam przysądzono za przestępstwo Rozkazu Pana miasta tego, do ktorego iść myślicie, i czy nie iest to własnie lekce ważyć, i naśmiewać się iawnie z wyrazney woli Iego?

Odpowiedzieli mu: że cale niechcą nad tym głowy łamać, że to, co uczynili, było starodawnym zwyczaiem, i że, ieśli tego potrzeba, gotowi przynieść swiadectwa dowodne, że takie rzeczy działy się więcey niż od tysiąca lat.

Chrześćianin. Ale czy rozumiecie, że ten wasz postępek może się ostać przed Sądem?

Odpowiedzieli mu na to: Ze ten zwyczay tak starodawny i ustawiony więcey niż od tysiąca lat bez wątpienia od każdego Sędziego, byle nie był przychylny do iedney strony, może bydz uznany za słuszny. Na to przydali, bylebismy tą drogą postępowali, a na tym mało zależy, ktorędysmy weszli na nią. Izali nie iestesmy rownie z Tobą na niey? Zważamy po Tobie, żeś przechodził przez tę bramę, a iednakże iesteś ieszcze wdrodze i by naymnieyś nas nie wyśćignął, ktorzyśmy tu przyszli przez mur, w czym tedy szczęśliwszyś ty od nas?

Rzekł Chrześćianin. Ia idę według Prawidła Pana mego; ale wy tylko idziecie za zdaniem pospolitym umysłu waszego, i iuż Pan tego traktu ma was za złodzieie i barzo się trzeba obawiać, abyśćie nie odebraly nadgrody, gdy dokonczycie biegu swego, iako słudzy niewierni. Wy weszliśćie tu sami przez się bez przewodnika Panskiego, sami też przez się będziecie musieli i wyniść, ieżeli on swego Miłosierdzia nad wami nieokaże i nie uczyni wam tey Łaski. Nie nalezli, coby mu na to odpowiedzieli, na tym przestali mowiąc mu: Patrzay siebie samego, a tak każdy znich szedł drogą, nie maiąc żadney między sobą rozmowy; to tylko ieszcze przydali, że co się tknie prawa i rozkazow wtym nie wątpią, że wiernie onym za dość uczynili tak dobrze, iakby też i on, i że nie widzą, w czymby się rożnił od nich, procz chyba wtym, że był przyodziany płaszczem, ktory pewnie miał od ktoregoś Sąsiadow swoich dla nakrycia sromot i nagośći swoiey;

Ale odpowiedział onym Chrześćianin: przez Zakon zbawieni nie będziecie, nie wchodzicie, albowiem przez prawdziwą Bramę, a co się tknie szat, ktorymi iestem przyodziany, te otrzymałem od Pana mieysca tego, do ktorego idę, a to mi będzie nayprawdziwszym Świadectwem, ktore Pan moy może mi wydać z Łaski swoiey, albowiem miasto tego, com pierwey na sobie nie miał tylko ostatki starych szmatow, dopioro przyodział mię tą szatą, abym wesoły i umężniony był od dalszey moiey drogi, i upewniam się mocno, że gdy stanę u bramy miasta, Pan, ktory tam kroluie, uzna mię, za swego; ponieważ mię on sam przyodział własnymi szatami swoimi, a to z osobliwey szczegulnie Łaski swoiey zdiąwszy ze mnie brudną i szpetną łachmanę. Nad to mam też położony znak na czoło moie, ktoregośćie snadz nie zważyli, a ten mi Osoba bardzo znaioma Pana mego wycisnęła tego dnia, gdy Ciężar spadł z ramion moich. Ieszcze wam powiem, aby wtey drodze wewnętrzna pociecha trwała we mnie, dała mi ta Osoba List przeiezdy porządnie zapieczętowany, z tym rozkazaniem, abym on oddał u Bramy Niebieskiey, a to na dowod, że tam, a nie gdzie indziey idę, wątpie tedy, abyśćie wy mieli z tych, ktorąkolwiek rzecz: Nie, bynaymniey nie macie tego, ponieważeśćie nieweszli przez bramę. Na to wszystko żadney oni nie uczynili odpowiedzi, tylko ieden, na drugiego poglądaiąc uśmiechali się.

Tym czasem szli nie ustaiąc drogą: ale Chrześćianin zawsze ich wyśćigał, ni zkim się nie bawiąc, tylko sam z sobą czasem wzdychaiąc, czasem też wyskakuiąc z radośći, czytał też barzo często na tey karcie, ktora mu była dana od iedney z tych Osob łsńiacych się, ktorą czytaiąc cudownie się utwierdził.

A tak widziałem, że szli pospołu, aż przyszli do iednego pagorka nazwanego Trudność, przy ktorym było zrzodło wyskakuiące, a na tym mieyscu przy drodze, ktora prosto idzie ku Bramie były dwie śćieszki, iedna udała się wprawo, druga wlewo przez pagorek; ale drożka wąska, ktora była prawdziwą drogą, prosto zmierzała na gorę, ktorey stopnie wschodow nazywały się: Przykre.

Chrześćianin poszedł naprzod do Zrzodła, aby się tam troche oczerstwił, a potym iął wstępować na ten pagorek, spiewaiąc:

Gora trudnośći ma na wisłe skały
Przykre i straszne, iakby upaść miały,
Wstąpić barzo tam trudną widzę porę,
Lecz sercem mężnym iednak przed się biorę
Lękać się trudow i prac nie potrzeba,
Gdy kto ma w oczach nagrodę od Nieba
Szczęśliwość z właszcza, chwalebney wiecznośći,
Ktora mu pewna wzamian wszech trudnośći,
Lepsza, ze łzami prawdy naśladować
I choć z wzdychaniem tory Iey pilnować,
Niźli Drogami iść kwitnącey Woli
A potym Łupem zostać smierci k’woli.

Owi dway przyszli także, aż pod samą gorę, ale gdy obaczyli, że gora była zbyt wysoka i przykra, a postrzegli drugie dwie drożki poboczne, zdaniem ich wygodnieysze, mniemali być rzeczą iedną, ktorąby kolwiek poszli, opuśćili tą, ktorey się trzymał Chrześćianin, namyśliwszy się poszli tymi drogami, z ktorych iedna nazywała sie Niebespieczeństwa, a druga Zatracenia, ieden udał się na Drogę Niebespieczeństwa, ktora go w wielką puszczę wprowadziła, a drugi, wźiął drogę Zatracenia, ktora go zaprowadziła w rozległe pola, gdzie pełno gor niezmierzonych. Tam upadł i ustawicznie na łeb potykał się, aż na ostatek, i nie był więcey widziany. Tedym uważał przypatruiąc się Chrześćianinowi chcąc wiedziec, coby mu się przytrafiło na owey Gorze i uyrzałem, że miasto tego, co zwyczaynie prętko przedtym biegał, musiał z letka postępować nogę za nogę, a potym pełznąć na kolanach i na ręku z okazyi przykrośći tey gory, ktora zbyt była nachylona, wpoyśrzod niby samey gory na wierzchu wybudowana była wdzięczna Sala, ktorą Pan Nieba tam kazał postawić, a to dla tego, aby podrożni tam spocząć mogli.

Chrześćianin wszedł tam i usiadł, aby spoczął chwilę, a tym czasem, aby w tey prący nalazł pociechę, dobył z zanadrza swego owe pismo, oraz też począł rozważać i oglądać swoje szaty, ktorymi był przyodziany pod krzyżem, zatym obie te rzecży sprawiły wnim prawdziwą radość trwaiącą przez długi czas; na ostatek niespodziewanie się zdrzemał, i potym twardą usnął, a z tey przyczyny prawie aż do samey nocy na tym mieyscu został, a te Pismo z rąk mu wypadło w samym naygłębszym snie, ktoż przyszedszy trącił go znagła i ocucił wołaiąc.[31] Idz do mrowki Leniwcze, obacz drogi jey, anabądz mądrośći; na ten głos porwał się i wstawszy spieszył sowitymi krokami, idąc w swoją drogę, aż też na koniec przyszedł na samy wierzch Gory; gdzie spotkał dwuch Ludzi, ktorzy prosto biegli ku niemu; Ieden na zywał się Boiażliwy, drugi Nieufaiący.

Coż to takowego, Panowie, rzekł do nich, z kąd to, że się nazad wracacie.

Boiaźliwy odpowiada mu; że się byli wybrali w drogę ku miastu Syon, i że w tym przedsięwźięciu wpełzli też na tę gorę; ale przydał to, że im daley postępowalismy, nowe niebespieczeństwo co raz następowało; umyślilismy się na tym wrocić się nazad.

Rzecze w tym momencie Nieufaiący: Prawda, naleźliśmy dwoch Lwow, ktory byli przed nami, niewiemy, czy spali, czy też nie? ale to pewna, gdyby nas byli zchwytali niczego innego nie moglibysmy oczekiwać, iako tylko być pożartymi od nich. Trwożycie mię, rzecze im Chrześćianin, ale gdzież będę mogł ucieć, abym był bespieczeń? Mam że się wrocić nazad i iść ku domowi? Ale ieżli tam powrocę, zginienie moie pewne; bo coż może mię czekać, tylko śmierć, na takim mieyscu, ktore ma bydz pożarte przez ogien z Nieba a zaś ieżeli raz doydę do Miasta Niebieskiego, tam będę wzupełnym bespieczeństwie zażywaiąc Żywota wiecznego. A dla tegoż nie odmieniam umysłu mego trwać wprzedsiewźiętey Drodze. To rzekszy począł postępować mężnie. Boiaźliwy zaś i Nieufaiący zbiegli na doł z Gory. Chrześćianin tym czasem nie mogł sobie wybić z głowy to, co mu ci dway powiedzieli i w tym chciał dobyć Pisma Onego, aby ie czytał, i utwierdził się przezeń przeciwko wszytkim Niebespieczeństwom następuiącym, i gdy go tam nie nalazł, wpadł w wielkie zadumienie i niezmiernie się zafrasował, gdyż to było Iego zupełną pociechą i umacniało Iego wszytkich pracach i przeciwnośćiach, bo to był niby List przeieżdzy, za ktorym on miał być przyiętym i zaprowadzonym do Miasta Niebieskiego. Zważ, proszę, iakie mogło być Iego zmieszanie i utrapienie, gdy uyrzał, że stracił tak rzecz pożyteczną. W tym głębokim zanurzony smętku przypomniał na ostatek, że był usnął w tey Sali, a dlategoż upadł na kolana swoie przed Bogiem i prosił, aby mu ten gńiuśny błąd był opuszczony, to uczyniwszy wrocił się drogą swoią, szukaiąc tego Pisma: Ale ktożby mogł opisać Iego boleść i utrapienie, ktore wytrzymał idąc tą drogą nazad? Wnet wzdychał cięszko, wnet chciał złorzeczyć sam sobie, że tak usnął na tym mieyscu, ktore dla tego tylko było wystawione, aby tam przynieść odpoczynek siłom swoim. Szedł tedy szukaiąc tego Pisma z wielką niecierpliwośćią i pogladaiąc po wszytkich stronach, ieźliby nie mogł gdzie uyrzeć, naostatek postrzegł też i tę Salę, gdzie się był zabawił, ale te weyrzenie odnowiło ranę Iego, przywiodszy na pamięć występek i począł gorzko opłakiwać grzech swoy niezbożnego zasnienia:

Ach, zawołał, nędznyż Ia iestem! Że takem się dał zwyciężyć snowi, do tego wdzien i wpośrzod tak wiele niebespieczeństwa! Iakem nieszczęśliwy człowiek, żem dogadzał ządośći ciała mego, zle używaiąc odpoczynienia tego, ktore Pan Nieba pozwolił dla tego tylko, aby tam Pielgrzym Duchowny miał swoie oczerstwienie, a nie dla tego, aby zbytecznie dogadzał chęci ciału. Ach wiele krokow nie pożytecznych odmierzyłem, muszę teraz tę drogę trzy razy odprawować, cobym mogł za ieden raz, gdybym był mędrszy. To się stało z Synami Izraelskimi, ktorzy z przyczyny grzechow ku morzu Czerwonemu musieli się wracać, a w większa, że z smętkiem i z gorliwośćią muszę tę przebywać drogę, miasto tego, com był mogł wygodnie i w ten czas kiedy swiatłość słoneczna przyświecała, ale oto noc mię obeymnie; ach przeklęty snie! przyczyno mey wielkiey pracy! Między tak smętnymi lamentami przyszedł do tey Sali, gdzie usiadł, i iął utyskiwać i gorzko płakać: Aż na ostatek, gdy smętnymi oczyma poglądał na to mieysce, gdzie był usiadł, uyrzał ono Pismo, i wnet podiął drząc z boiaźnią, zchował w zanadrzu z wielką radośćią i okazaniem żywey wdzięcznośći ku Panu, że go tam szczęśliwie doprowadził, a tak wrocił się swoją drogą ze łzami raduiąc się, a lubo się pilno starał, chcąc wysokiey doyść gory; słońce zaszło nim stanął na wierzchu, co wnim odnowiło pamięć snu tego szkodliwego i począł się żalić teskliwie.

Przypomniał też przestrogę Boiaźliwego i Nieufaiącego, ktorą mu przepowiedzieli o tak wielu trudnośćiach a osobliwie o Lwach, o ktorych powiadali, że ie spotkali wdrodze; Ieżeli to tak iest, rzekł Sam w Sobie, pospolicie zwierz drapieżny w nocy na łup wychodzi i ieśli ia w ciemnośći ie spotkam, iak się będę mogł zchronić, abym nie wpadł w ich pazury i niebył na sztuki rozszarpany, ale gdy postępował w swoiey drodze, w takowych smętnych myślach, podiąwszy oczy uyrzał przed sobą pałac wspaniały na boku drogi wybudowany, ktorego Imie: pełen Pięknośći, i zważyłem, że się tam spieszył na Nocleg. Tym czasem przyszedł do iedney przeprawy barzo wysokiey, ktora była o milę od Bramy Pałacu i gdy z wielką pilnośćią poglądał prżed sobą uyrzał dwuch Lwow na drodze: Dopiero widzę te niebespieczeństwo, dla ktorego się wrocili Boiażliwy i Nieufaiący. Te Lwy byli na łancuchach uwiązane, ale on ich nie widział, a dla tego się barzo ulękł i myślić począł w sobie, ieśliby nie lepiey było, aby się nazad cofnął i szedł, za tam tymi, bo widział śmierć oczywistą; lecz odzwierny tego Pałacu nazwany: Czuiący postrzegszy z Strażnicy swoiey, że Chrześćianin znagła, się wstrzymał, myśląc się wrocić na zad zawołał: A tak żeś to małego serca? Nie boy się tych Lwow, abowiem są przykowane łancuchami, ktore dla tego tylko tu są aby doswiadczyli wiary pielgrzymuiących i obiawili tych, ktorzy oney nie maią: idz tylko zawsze śrzodkiem drogi, a nie przydzie na cię żadne złe. Tedy widziałem że poszedł lubo drząc boiaźnią dla Lwow, ale się zapatrywał pilno na upewnienie odzwiernego Czuiącego, ktore Onemu przepowiedział, i lubo słyszał te zwierzęta ryczące, iednak mu nic złego nie uczynili a tak przeszedł na znak radośći klaskaiąc rękoma ucieszony będąc, że tak szczęśliwie uszedł, a wnet za tym przyszedł do odzwiernego, ktorego spytał, co by to za Dom był, to przydawszy, ieśliby nie mogł tam przenocować.

Chrześćianin zastanowił się tam na małą chwilę, że jednym ujrzeniem krzyża był uwolnionym od brzemienia swego, na ktory poglądając ustawicznie wylewał strumienia łez. (Zach. 12, 10.) Gdy tak stojąc rozważał i łzy wylewał, postrzegł, że trzy Osoby poglądali nań i pozdrowały go tymi słowy: Pokoy tobie! (Str. 45)

Odzwierny. Ten Dom wybudował Pan tey gory dla wygody i bespieczeństwa podrożnych, i oraz pytał go w zaiemnie, z kądby przychodził i dokąd idzie.

Chrześćianin. Przychodzę z miasta skaźitelnośći a idę do gory Syonu, ale ponieważ mi Słońce zaszło, zyczyłbym, ieżeli można nocleg odprawić.

Odzwierny: Iako się nazywasz?

Chrześćianin: Imie moie iest Chrześćianin, przedtym nazywałem sie Obnażony z łaski. Iestem z pokolenia Iafatowego, bo mi Bog pozwolił mieszkać w Namieciech Semowych.

Odzwierny Zkąd to, że tak poźno przychodzisz, słońce iuż zaszło?

Chrześćianin: Był bym tu wczesnie przyszedł, ale, Ach Niestetysz! nieostrożniem zasnął w Sali, ktora iest zdrugiey strony gory, ale dla czegom się naybarziey spoźnił, ta przyczyna, że moy List przeieżdzy wypadł mi z rąk, gdym spał, musiałem się wracać nazad szukaiąc tam onego, gdziem był usnął, gdziem go też szcżęśćiem wielkim nalazł, ta iest przyczyna, dla ktorey się takem zpożnił.

Odzwierny. Dobrze tedy; poyidę wnet, z Panienek iedną zawołam, ktora ćię wprowadzi, ieśli twoia konwersacya onym sie spodoba, do Towarzystwa innych zacnych Osob tego Pałacu według zwyczaju, ktorego tu zażywaią.

Za tym Odzwierny Czujący zadzwonił w dzwonek, na ktorego głos zstąpiła Panna barzo stateczna i wdzięczna nazwana Ludzkość. Ktora spytała Odzwiernego, dla czegoby dzwonił, odpowiedział Czuiący, że tu iest człowiek, ktory przychodząc z miasta Skaźitelnośći idzie ku Gorze Syon, a że iest spracowany i noc go ogarnęła, pyta ieśliby nie mogł przenocować w tym Pałacu. Chciey znim sama rozmowić, i uczynisz to, coć się będzie zdało. W tym Panna pyta Chrześćianina, coby miał za Imie, zkądby przychodził, i dokąd idzie, iaką też drogą miał, i co się przytrafiło na tym traktcie? Na wszytkie te questye porządnie odpowiedział, to przydawszy, że tym barziey życżyłby odprawić na tym mieyscu, ponieważ się dowiedział, iż był budowany przez Pana tey gory, dla tego, aby podrożni mieli tu swoy odpoczynek i schronienie się. Na te słowa Panna poczęła się uśmiechać, a potym wnet łzy się jey pokazały na oczach, i z obustron milcząc przez nieiaką chwilę rzekła mu, że chce puyść i wezwać dwie albo trzy z Towarzyszek swoich, w tym zadzwoniwszy zawołała, Roztropności, Boiazni Bozey, i Miłosci. Ktore zabawiwszy się przez moment z Chrześćianinem u Bramy wyprowadzili go potym do Pałacu, a na tych miast i drudzy domownicy uprzeymie wytaiąc u progu mowili:[32] Wnidz Błogosławiony Panski, albowiem dla takich podrożnych Pan gory zbudował ten Dom.

Chrześćianin skłoniwszy się szedł za nimi, i gdy usiadł, podali mu wyborny napoy do picia, i zgodzili się z sobą, aby, nim wieczerzę dadzą, chcąc czas pozytecznie obrocić, nie ktore z nich zabawiały się rozmową z Chrześćianinem. Roztropność, Boiaźn Boża, i Miłość były na to obrane i poczęły w ten sposob. Podzże wierny Chrześćianinie, rzecze Boiaźn Boża, ponieważ swiadczymy tobie tę przyiażn, że cię przyimuiemy do tego Domu, zabawmy się tedy rozmową o tym, co też cię w Drodze potkać mogło, może być, że tam naydziemy cokolwiek ku naszemu pożytkowi, ku naprawie i ku spolnemu zbudowaniu.

Chrześćianin: Zwielką ochotą i barzo się cieszę, że widzę do tego nakłonioną.

Boiaźn Boża spyta go: co cię też pobudziło do przedsięwźiętey Drogi, żeś aż tu szcześliwie stanął, ieżeliś nie był u Tłumacza i wiele innymi pytaniami wywiadywała się.

Na co wszytko Chrześcianin porządną i prawdziwą zapłacił odpowiedzią, i co go potkało na drodze przedłożył, mowiąc:

1. Ze zważaiąc swoy i miasta swego stan nieszczęśliwy, tym strachem przerażony na tych miast namyślił się zonego wyniść, iako mu Ewangelista pokazał Drogę ku ciasney Bramie nauczywszy go rzeczy potrzebnych do uważania na tym trakcie; iako był u Tłumacza, gdzie widział wiele rzeczy dziwnych, między ktorymi, iako Iezus Christus sprawuie dzieło Łaski swoiey w sercach wybranych, lubo nań Szatan złośćią swoją naciera.

2. Iako Człowiek grzechami swymi utraca wszystkę nadzieię Miłosierdzia Bożego.

3. Sen człowieka, ktoremu się zdało, że widział dzien Sądny.

4. Waleczne serce Zolnierza Chrystusowego; ktory nie zważaiąc na siły Nieprzyiacioł zbroynych przebił się i wszedł do Pałacu Chwały i tak iako gwałtownik porwał krolestwo Boże. Chrześćianin przydał i to, iako on te wszytkie rzeczy głeboko w sercu swoim złożył, a trwaiąc daley w historyi swoiey powiedział, że gdy był uwolniony od brzemienia swego przez iedno weyrzenie na Cżłowieka wiszącego na krzyżu; stanęli trzy Osoby, ktore go odziały szatami nowymi, opowiedzieli mu odpuszczenie Grzechow, i dali Pismo zapieczętowane; oraz też czynił relacyą iako natrafił owych trzech, mianowicie: Nieuważnego, Leniwego i Lekkomyślnego, obciążonych snem cięszkim i skrępowanych łancuchami; o Zakonniku śćisłym i o Obłudniku, ktorzy mniemali, że postępuią do Syonu przelazszy przez mur. Na konieć powiedział, z iak wielką pracą musiał pełznąc na gorę, iak się lękał postrzegszy owych Lwow i iak go Odzwierny utwierdził, i umężnił.

Chrześćianin skonczywszy swoią mowę dzięki czynił Bogu, że go na te mieysce stawił, i onym dziękował za dobre przyięcie.

Roztropność wźięła głos i uznała za rzecz potrzebną, Chrześćianina rożnie pytać prosząc go, aby na to odpowiedział: Nie przychodzą tobie też kiedy na myśl twoi Ziemkowie, i czy nieuznawasz w sobie żalu, żeś się z nimi rozstał?

Chrześćianin: Często mi przychodzą na myśl, ale się bardzo wstydam i lękam dla nich; ale zaiste! gdybym był na onę pamiętał, z ktorey byłem wyszedł, miałem dość czasu wrocić się zaś, ale ia lepszey żądam to iest Niebieskiey Oyczyzny.

Roztropność: Izali też nie nosisz nic z sobą z rzeczy tych, ktore się tam niby uwiązanego trzymały.

Chrześćianin. Ach niestetysz! i nazbyt, ale poniewolnie, osobliwie pobudki i pożądliwośći wewnętrzne ciała mego, do ktorych ludzie ziemscy, bardzo się przywiązywaią. Iakom też i ia był przedtym, lecz dopioro te wszytkie rzeczy sprawuią we mnie smętek i gorzkość, i gdyby to w moiey mocy było, życzyłbym te wszytkie rzeczy zagrzebiać w wieczney niepamięci, ale gdy chcę dobrze czynić, że się mię złe trzyma.

Roztropność. Czy też ci się nie zda czasem, iakbyś iuż przewyciężył wszytkie pożądliwośći, ktore ci przedtym przyczynili wiele trudow i pomieszania?

Chrześćianin: Tak iest! ale mi to się bardzo rzadko przytrafia, a na ten czas naydroższy iest dla mnie moment.

Roztropność. Możesz że to poiąć, iakim to sposobem przychodzi, iż postrzegasz, że te pożądliwośći są osłabione i żeć się zda, żeś ie zupełnie zwyciężył?

Chrześćianin. To się pokazuie, gdy rozważam to, com widział na krzyżu, lub też gdy rzucam oczy moie na płaszcz moy ozdobny, albo gdy czytam to Pismo swiadectwa, ktore wzanadrzu moim noszę: Na ostatek, gdy rozpamiętywanie się wznieca we mnie zważaiąc mieysce, do ktorego idę, to wszytko słabi barzo skłonnośći moiey natury zepsowaney.

Roztropność: Lecz co to sprawuie w tobie, że tak gorącą ku gorze Syon wzdychasz?

Chrześćianin. A ieszczeż mię oto chcesz pytać? Teć to iest mieysce, gdzie mi powiedziano, że niemasz więcey, ani płaczu, ani wołania, ani smętku, ani Śmierci, i gdzie będę mieszkał w Towarzystwie weselących się i będę zażywał uciechę niepoiętą: te to jest mieysce, że uyrzę żyiącego tego, ktoregom widział wiszącego na krzyżu, z Duszy miłuię Pana tego Dobrego, ponieważ przez niego zostałem uwolniony od brzemienia mego i tam się spodziewam, że zupełnie będę uwolnionym ze wszystkich moich krewkośći, ktore mi dotąd przyczyniali tak wiele trudow, iuż mi się przykrzy choroba wewnętrzna, i wzdycham do owego błogosławionego w niesmiertelnośći pomieszkania, i do Towarzystwa Świętych, ktorzy bez przestanku przed Tronem chwały stoiąc spiewaią: Święty, Święty, Święty, Bog Zastępow, i ktorzy ogłaszaią ustawicznie Moc tego, ktory Ich powołał z ciemnośći do krolestwa przedziwney swiatłośći.

Miłość tu poczyna mowić i pyta go ieśliby też miał familią swoią, zostaieszże w stanie małzenskim? rzecze mu.

Chrześćianin: Zaiste! mam żonę i czworo dzieci małych.

Miłość: Przeczżeś ich tu z sobą nieprzyprowadził?

Chrześćianin iął płakać i rzekł, z iak wielką chęcią chciałbym ich tu przyprowadzić, gdyby inno chcieli byli usłuchać wzywania mego; ale żaden niechciał iść ze mną.

Miłość: Powinieneś był wszytkich sposobow zażyć, wystawuiąc im przed oczy, iakiego niebespieczństwa oczekiwać maią, ieśli tam zostaną?

Chrześćianin: com też i uczynił i starałem się im obiasnić to, że mi dał Bog poznać czas skaźenia miasta naszego; lecz oni mieli to za głupstwo i niechcieli mnie wierzyć.

Miłość: Nieporośiłeś Boga oto, aby chciał pobłogosławić radę twoią, ktorąś im podawał?

Chrześćianin. Zaiste i owszem z wielką gorliwośćią, ile wemnie sposobnośći było bo nie powinnaś wątpić, aby żona moia i dziatki nie byli mi barzo miłymi.

Miłość. Miałes im pokazać wielkość smętku twego i boiaźni, wktorey zostawałeś z przyczyny następuiącego spalenia twego miasta. Bo moim zdaniem zniszczenie bliskie waszego miasta iest dość widome i iawne.

Chrześćianin. Wszytkom to nie raz czynił, i dość ta rzecz im była iawna patrząc na moy stan zniszczony, na łzy i na tę trwogę, ktorą ten strach sprawował we mnie; ale to wszytko nieprzekonywało ich, i nie poszli za mną.

Miłość: Iakąż oni tobie zadawali trudność utrzymuiąc w tym swoie zdanie?

Chrześćianin. Coż ci mam więcey mowić: Żona moia obawiała się świat opuśćić a dzieci przyzwyczayone w młodośći swoiey były do marnych zabaw, wnet mi to, wnet owo zarzucali; jednym słowym: rożnych sposobow zaźywali, aż też mię samego wyprawili iednego, iako widzisz.

Miłość: Izaliś też nieprzykładnym życiem swoim niepokazywał tego; że inaczey uczyniłeś i upominałeś, niżeliś żył?

Chrześćianin. Ieśli mam prawdę rzec, nie chcę się w tym chlubić i nie szukam chwały w tym, co się tknie życia moiego w zględem ktorego siła przeświadczam w sobie występkow. Wiem też, że Człowiek łatwo może być kamieniem obrażenia wielom i zepsować przykładem złym to, coby mogło w nich wzniecić zdrową radę i stałe do dobrego przedsięwźięcie; jednak że mogę też rzec, żem się usilnie strzegł, abym niepopełnił uczynku iakiego złego, przez ktoryby naleźli przyczynę odrzucenia upominania mego, owszem oskarżali mię ztąd, żem zbyt śćisle sumnienie przestrzegał i żem zbyt ostre prowadził życie i w samey rzeczy onym k’woli w wielu rzeczach wstrzymywałem się, i byłem ich niewolnikiem niby, a to obawiaiąc się, żeby nie postrzegli, iakiey ze mnie ku temu celowi przeszkody i barzom ostrożnie w tym postępował.

Miłość. To prawda, że Kain nienawidział Brata swego.[33] Ponieważ iż uczynky Brata jego były sprawiedliwe, a jego były złe, a ieżeli żona twoia i dzieci zle tłumaczyli uczynki twoie, oni sobie zgromadzili węgle przez to żarzyste na głowy swoje, a tyś zachował duszę swoią wolną od ich krwi.

A tak tym sposobem zabawili się, aż poki wieczerza była przygotowana; potym siedli do stołu a potrawy ich były: Zrzeczy tłustych i spik w sobie maiących, a napoy z wina wystałego i czystego: Cała zaś rozmowa, ktorą się bawili u stołu, śćiągała się do Pana mieysca tego, o Iego dziełach walecznych, i o celu Iego miłosiernym, ktory on przed sobą miał, we wszystkich swoich sprawach; przez ktorą rozmowę rozumiałem, że musiał być walecznym Rycerzem, ponieważ woiował przeciwko temu, ktory miał moc śmierci, i zniszczył go: Iednak nie bez niebespieczeństwa samego siebie, a dla tegoż rzecze Chrześćianin że go tym więcey miłuie; bom słyszał i wierzę też temu, że on żywot swoy położył i krew swoią wylał zwyciężaiąc okrutne nieprzyiacioły; lecz co naywięcey przydaie pozoru tey łasce, to iest: że On te wszystkie rzeczy uczynił z szczegulney czystey miłośći ku swoim. I niektorzy Domowi Iego, ktorzy mu służyli, upewniali, że byli przy tym, gdy umierał na krzyżu, i że gdy znim mawiali, słyszeli zust własnych Iego, że tak wielką miłośćią był ku ubogym pielgrzymom, iż nie podobna nowego przykładu od początku świata, aż do konca naleść, a dla utwierdzenia tego wszystkiego co powiedzieli, tę probę przydali, mianowicie: że się obnażył ze wszystkich swoich bogactw i ze wszytkiey swoiey Chwały, aby przyprowadził to dzieło do skutku doskonałego, aby ubostwem Iego byli ubogaceni Pielgrzymowie ubodzy, i to też twierdzili, że słyszeli go mowiącego, iż niechciał, aby Sam tylko mieszkał na Gorze Syon, ale że on chce udzielić chwały swoiey Swoim, z ktorych z większey częśći do godnośći krolewskich wyniosł, lubo byli z podłego stanu urodzeni i poczęci z prochu i popiołu. A tak tym sposobem zabawili się rozmawiaiąc aż pozno w noc: Potym poruczyli Opatrznośći Pańskiey a same ustąpili na odpoczynek wprowadziwszy onego do Sali wspaniałey i obszerney nazwaney: Pokoy. A okna oney Sali były na wschod, gdzie spał aż poki dzien nastał; a tedy ocucił się spiewaiąc:

O Droga Łaski nieoszacowana,
Ktora nam grzesznym od Boga iest dana.
Ze Iezus słodki na smierć by cierpiało,
Krew rozlewaiąc wydał Święte ciało,
I wszystkie Skarby zgotował grzesznikom
Pokutuiącym, lecz nie Obłudnikom
I tym szczegulnie, co Zakon chowaią,
Na drodze krzyża mężnie zostawaią.
Taiemną czuię w sercu radość moim,
Ktorą skarb Święty zbogaceniem swoim
Roznieca w Sercu, on umacnia w modłośći.
Siły dodaie, kończy me słabośći
Przez skutek Łaski, ktorey mi udzielił,
I dopioro mię wiecznie uweselił
Dawszy mieszkanie w Pokoiu Boskiego
Pałacu drogi żywota Wiecznego.

Iak prętko wszyscy powstawali w domu wiele ich przyszło do pokoiu tego i rzekli mu, że niechcą pozwolić odeyść, aż poki pokazą mu osobliwsze tu rzeczy do widzenia, a tak wnet go poprowadzili do pokojku, gdzie mu pokazali Regestr barzo dziwney starożytnośći. Naypierwey pokazali mu pokolenie Pana tey gory, że było starodawne, przez spłodzenie wieczne, tam były wyprowadzone porządnie wszystkie Iego dzieła waleczne i imiona wiele Tysięći Ludzi, ktore On przyiął do swoiey służby, i ktorych wierność nagrodził wprowadziwszy ie do tego Pałacu wspaniałego, ktory nigdy nie będzie zniszczony, ani długośćią czasu, ani zniszczeniem przyrodzenia. Czytali mu też niektore mieysca historyi, w ktorej się zawierały rzeczy pamięci godne sług Iego nie ktorych, iako oni nabyli krolestw, czynili sprawiedliwość, otrzymali obietnicę, zawierali paszczęki lwie, wogniu nieskażeni zostali, zchronili się przed mieczem ostrym, iako chorych uzdrawiali, iako w bitwach i potyczkach pokazali się mężnymi i iako woyska nieprzyiacielskie przednimi pierzchali. Potym też czytali na drugiey stronie Regestru, a tam Chrześćianin obaczył chęć Pańską, z ktorey każdego przyimował do Łaski, takze niektore nieprawośći ludzkie, ktore popełniali i w przeszłym czasie tak przeciwko Iego Osobie, iako też przeciwko Sługom Iego: Chrześćianin ku swemu pożytkowi wyczytał też tam rozne osobliwe skutki dzieł tak starodawnych, iako teraźnieyszych, tak też o proroctwach i o groźbach, ktore miały mieć swoie pewne dopełnienie tak dla sprawienia strachu w nieprzyiaciołach, iako też ku pociesze i utwierdzeniu podrożnych. Na zaiutrz poprowadziły go do Arsenału, gdzie mu rożne bronie presentowali, ktoremi Pan mieysca tego pospolicie bronił i zaszczycał podrożnych, a te były Miecz, Tarcza, Przyłbica, Zbroia, obuwie nigdy nieznoszone, czego wszystkiego wielka moc i gromada była, że mogłby niemi uzbroic tyle Ludzi, ile gwiazd na Firmamenćie Niebieskim. Pokazali mu też pewne Sprzęty, ktorymi Słudzy Iego dziwnych rzeczy dokazywali. Laskę Moyżeszową Młot i Gożdz, ktorym Iael trupem położyła Sysera: Trąby i pochodnie, ktorymi Lud Izraelski Madianitow do ucieczki przywiodł, stykiem wołowym, ktorym Samgar Sześć Set Ludzi zabił. Czeluść, ktorą Samson tak wiele rzeczy dokazał; pokazali mu też Procę Dawidową i ow kamień, od ktorego Goliat poległ; na ostatek Miecz ten, ktorym Pan poźno, czy prętko zabiie człowieka grzechu, w ten dzien gdy się ocuci, na zbieranie Łupow. Ieszcze mu pokazali wiele innych dziwnych rzeczy, z ktorych Chrześćianin bardzo był ucieszony, a potym każdy się udał na swoy odpoczynek.

Następuiącego dnia wstał Chrześćianin barzo rano, chcąc w przedśięwźiętą poyść Drogę; ale one go usilnie prośili, aby się ieszcze utrzymał do dnia iutrzeyszego, bo mu mowili: pokażemy ci, ieżeli dzień będzie pogodny, położenie wdzięcznych Pagorkow, ktore cię barźiey ucieszą, aniżeli ten Pałac, ponieważ barziey są bliższemi pożądanego Portu; na co zezwoliwszy ieszcze się tego dnia zatrzymał. Na zaiutrz tedy wyprowadzili go na zwierch Domu, i kazali mu patrzać ku stronie połudiowey, co gdy uczynił, na tych miast barzo zdaleka uyrzał mieysce zbyt gorzyste, ozdobione gaiami, winnicami, rzekami, kanałami i zrzodłami, co było barzo wdzięczno do widzenia. Pytał Chrześćianin, iakby się ten kray nazywał? Odpowiedzieli: nazywa się: Ziemia Emanuela, to przydawszy, że ku pożytkowi i wygodzie Pielgrzymuiących, iako i ta gora. I gdy tam przybędziesz, uyrzysz z tamtąd bramę miasta niebieskiego, iako ci otym sprawę dadzą i nauczą Pasterze mieszkaiący wtam tym kraju. A w tym Chrześćianin przed się wżiął cale iść wdalszą drogę; na co też i gospodarze bez trudnośći zezwolili, iednak przymusili go, aby wszedł do Arsenału, co gdy uczynił, uzbroili go tam od wierzchu głowy, aż do stop, ale w zbroie doswiadczone przeciwko naiazdom, ktore go by mogły potkać w Drodze. Tak uzbroiony poszedł z tymi Przyiaciołami dobrymi ku stronie Bramy, gdy przyszedszy pytał odzwiernego, ieśliby nie widział przechodzącego iakiego Pielgrzyma? Zaiste widziałem, mu odpowiedział Odzwierny. Ach, moy miły Przyiacielu, rzecze Chrześćianin, a nie byłże ci on znaiomy? Odzwierny, pytałem go, powiedział o imieniu jego, odpowiedział, że się nazywa Wierny.

O! rzecze Chrześćianin, on też przychodzi z tego kraju, gdziem się Ia urodził, moy to ziomek i naybliższy sąsiad. Iak rozumiesz, czy daleko iuż być może?

Odzwierny: Iest na dole gory.

Chrześćianin. Nuże moy miły Przyiacielu, niech Pan będzie z tobą i niech cię ubłogosławi hoynym błogosławieństwem swoim, za wszystkie, ktoreś mi oświadczył Łaski. A tak Chrześćianin poszedł wdrogę w towarzystwie Dyszkrecyi, Boiaźni Bożey, Miłośći, i Rostropnośći, ktorym się upodobało poyść z nim w towarzystwie powtarzaiąc pierwsze swoie rozmowy aż do zeyśćia z gory.

Ale iako ta gora była trudna, i cięszka do weyśćia, rzecze Chrześćianin, zda mi się, że podobnie iest też przykra i niebespieczna do zeyśćia. Prawda rzecze Rostropność, iest to rzecz barzo trudna chodzić wdolinie niskośći, w ktorey dopioro zostaiesz, bez potknienia się, albo bez obrażenia. Chrześćianin zważaiąc Iey przestrogę i postępował idąc zgory z wielką ostrożnośćią, iednak raz i drugi zachwiał się. Gdy przyszedł i stanął na dole tey gory, Towarzysze Iego pożegnawszy się znim, dali mu chleba, butelkę wina, i grono suchych jagod. Potym puśćił się w swoją drogę; ale gdy przyszedł na dolinę niskośći, wielkim był sćisńiony utrapieniem; bo ledwie, co tam stanął, wnet uyrzał w posrzod rowniny wielkiego Dusz Nieprzyiaciela i nazwanego Apollion albo inaczey Zatracaiący, ktory się rzucał ku niemu.

Chrześćianin na niego zbliżenie się uląkł się boiaźnią wielką i iął myślić: Czy uciekać miał, czyli też się Onemu stawić: ale zważaiąc, że ztyłu nie był uzbroiony, a chciałliby tył obrocić ku Nieprzyiacielowi uciekaiąc, dałoby mu to przyczynę do zwycięstwa i tak barzo łatwo włocznią swoią pałaiącą mogłby go przebić. A dla tegoż wźiął przed się czekać go wkroku, bo rzekł sam w sobie: Tu idzie o żyćie, a tak naylepsza rada, czekać onego i potkać się mężnie.

Postąpił tedy daley i wnet Apollion zbliżył się ku niemu, było to cudowisko straszne, Łuską przyodziany iako ryba; co wyznacza Pychę Iego. Skrzydła miał Smoka Piekielnego, Nogi Niedzwiedzie, z Brzucha iego występował Ogień i Dym, Paszczęka Iego była podobna do Lwiey. Na tych miast te cudowisko rzuciło okropny swoy pozor na Chrześćianina i groźnym go pyta głosem, z kądby przychodził i dokąd iść myśli?

Chrześćianin rzecze mu: przychodzę z miasta Skażitelnośći; a idę do miasta Syonu.

Apollion. Ztego poznawam, żeś ty iest moy dawny Poddany; albowiem ta źiemia do mnie należy, a Iam iest oney Xiążęciem i Bogiem. Zkąd to tobie, żeś zapomniał swoiego Poddanstwa, że się wybijasz z posłuszenstwa twego własnego krola? by to nie przeszkadzało, że się spodziewam powolnych usług twoich, wniwecz bym cię tu obroćił, iednym tchem gardła mego.

Chrześćianin: Prawda to, żem się urodził w twoim Państwie; lecz Panowanie twoie tak mi było nieznośne, a nagroda, ktorą ty daiesz sługom swoim iest nieszczęśliwa, iż nie podobna, aby człowiek życie swoje zachował, bo zapłata grzechu iest śmierć, a dla tego iak prętkom przyszedł do tych lat, żem mogł rozeznać, uśilniem się starał przykładem wielu Osob drugich rozumnych i dobrze zważaiących, jarzmo twoie z karku mego przez szczerą poprawę żywota żrućić.

Apollion. Nie masz źadnego takiego Xiążęcia i Pana, aby mogł cierpieć Poddanych swoich rebellizuiąych tak widomie. I ia pewnie nie przewiodę na sobie tego, abyś ty mi łatwo tu uszedł! Co się tknie skarg, ktore ty przedkładasz o surowośći służenia i o małey płacie, miey myśl spokoyną z tey miary: bo ieżeli zechcesz wrocić się do moiey służby, przyrzekam tobie dać to wszystko, cobyś ieno żądał na swiecie.

Chrześćianin. Iużem się podał inszemu Panu mianowicie krolowi kroluiących; a tak niemasz i podobieństwa, abym się miał wrocić pod twoie Panowanie.

Apollion. Tyś to uczynił iak pospolite niesie przysłowie: Ze dzdzu pod rynę, odstawszy od iednego Pana złego, trafiłeś na gorszego. I często się trafia, że ci, ktorzy się powiadaią być Iego sługami, obracaią się tyłem do niego a przychodzą do mnię; uczyn i ty także, a na dobreć to wyidzie.

Chrześćianin. Iużem się iemu oddał, i przyśiągłem mu na wierność, i gdybym po tak swiętym obowiązku stał mu się niewiernym, byłbym godzien obwieszenia iako Zdrayca.

Apollion. Tyś mi to samo wyrządził, a iednakże gotowem tego zapomnieć, ieśli się cale i bez omieszkania do mnie powrocisz.

Chrześćianin. To com tobie był przyrzekł dawniey, uczyniłem to zniewiadomośći, a do tego wiem, że Hetman moy, pod ktorego Chorągiew zaciągnąłem się dobrym i miłosiernym iest i odpuśći mi wszytkie grzechy, ktorem popełnił przeciwko niemu, i oraz ten występek moy szkaradny, żem się udał był za Tobą, nad to wiedz też to, ty Zwodzicielu, że w samey rzeczy mowiąc prawdę, Panowanie Iego, Zapłata, Nadgroda, Służba, Słudzy i Społeczność Iego bez porownania lepiey mi się podobaią niżeli to wszytko, co ty mi możesz ofiarować; a dla tegoż raz na zawsze, idz precz z twoim pokuszeniem; jestem Iego sługą i chcę stać przy nim nieporuszoną wiernośćią.

Apollion: Ieszcze ci daię frystu [czasu] do rozważenia, weź przed się ten mały pożytek, ktorego się spodziewasz z tey drogi, wiele tych albowiem, ktorzy odstępuią odemnie, nieszczęśliwy maią koniec, a ty tak barzo wysławiasz Wielmożność twego Pana; lecz kiedy też to było, aby on ruszył się z mieysca swego na wybawienie Sług swoich z rąk nieprzyiacielskich? Ia zaś zawsze iestem w gotowośći pospieszyć z pomocą tym, ktorzy mi służą i ich wybawiam, lub chytrośćią, lub też mocą, i szlubuię tobie, że nigdy cię w podobnych nieodstąpię okazyach.

Chrześćianin. Pan odwłacza czasem pomoc swoię, a to nie dla czego inszego czyni, tylko, aby doświadczył miłośći i wiary swoich: a to co ty nazywasz koncem nieszczęśliwym, w ktory oni wpadaią, to iest śmierć doczesna z zakończeniem błogosławionym życia ich, bo oni niestaraią się o wybawienie doczesne, ale maią przed oczyma swemi Chwałę przyszła wieczną, ktora im iest odłożona i ktorey będą zażywali; gdy Pan ich w on dzień przyidzie w obłokach na powietrze z tysiącami Woysk ańielskich.

Apollion. Iużeś się pokazał niewiernym w służbie Iego, iakże się też możesz chlubić z tym, że się spodziewasz odebrać iaką nadgrodę.

Chrześćianin. Wczym takim o Apollionie! stałem się niewiernym?

Apollion. Na początku zaraz drogi twoiey pokazałeś się spracowanym i przykroć było i padłeś w błoto Nieufnośći, gdzieś ledwo nie uduszony: potym ustąpiłeś z drogi, szukaiąc ulgi w twoim brzemieńiu miasto tego, coś był powinien słusznie oczekiwać, aż by cię twoy Xiąże z niego uwolnił; na ostatek usnąłeś snem grzechu i tak straciłeś to, coś miał naydroższego, wpadłeś w takie myśli, żeś się chciał nazad wrocić na ten czas, gdyś owe Lwy postrzegł. Owo zgoła ze wszytkich twoich mow i spraw potaiemnie szukasz własney swoiey Chwały; a toż to, być iemu wiernym?

Chrześćianin. To coś powiedział, prawda iest i wiele ieszcze innych rzeczy podobnych iest, o ktorych Ty niewiesz. Wyznawam, że te wszytkie wady miałem, pokim zostawał pod twoią mocą i pokim mieszkał w twoim Państwie, a tegom wszystkiego tam nabył; lecz cięszkom tego żałował i w zdychałem przed oblicznośćią Pana mego, a On mi miłosierdziem swoim odpuśćił.

Na te słowa Zwodzićiel zapalił się wielkim gniewem, i strasznym zawołał głosem: Ia iestem nieprzyiacielem Xiążęcia twego, praw i ludu Iego. Wyszedłem przeciwko tobie z tym umysłem, abym cię połozył. Idz precz odemnie, Szatanie, zawołał Chrześćianin, a patrz co czynisz; Ia albowiem zostaię na Drodze Krola mego, a dla tego nie możesz się na mnie targnąć, abyś się oraz Onemu nie sprzeciwił.

Na tych miast Apollion w posrzod drogi rozpostarszy się ile mogł mowiąc: Odpędziłem wszelką boiaźń, a dla tego bądz gotow na śmierć; bo przysięgam ci przez moią wieczną odchłań, że daley nie postąpisz, ale tu musisz umrzeć i wnet cisnął na niego włocznią goraiącą, ktora prosto ku piersiom Chrześćianina leciała, lecz ją on odbił tarczą, ktorą trzymał w ręku swoich. A tak uszedł nieszczęśćia; widział tedy, że też czas był, aby się miał do brońi i przygotował do potkania.

Apollion ciskał włocznie swoie na niego niezmiernie z wielkim impetem [gwałtem], ktore latały wkoło głowy Iego, iako grad, tak dalece, że lubo się mężnie stawił Chrześćianin, jednak na ostatek był raniony wgłowę, w serce i w nogi. Co też sprawiło, że się troche posłonił. Apollion nie omieszkał korzystać z tey okazyi, i iuż niby w ręku miał zwycięstwo: Lecz Chrześćianin z swoiey strony uzbroił się męstwem ostatnym, ile możnośći było; co sprawiło, że ten straszny boy oporem szedł i długo trwał, tak dalece, że Chrześćianin z śił obnażonym nie mniey i z okażyi ran, i też co raz słabiał. Apollion nie tracąc czasu tak pogodnego, a chcąc zyskać w takowey okolicznośći natarł blisko na Chrześćianina ztym umysłem, aby go cale pogrążył, i trzeba przyznać, że ieśli go niepokonał. Iednak go tak prętko trącił, że szkaradnie upadł, i miecz z ręku wypadł; blisko iuż tego było, że Apollion ledwie go nie udusił, szydząc tymi słowy. Dopioro rzecze mu: Mam cię w mocy moiey, dopioro tryumfuię nad tobą. A tak Chrześćianin do zachowania życia swego prawie wszytką nadzieię począł tracić. Lecz gdy Apollion ostatnich sił dobył, aby Nieprzyiaćiela swego wniwecz obrocił; Chrześćianin za osobliwszą Opatrznośćią Bożą wyciągnąwszy prętko rękę, uiął swoy miecz, co barzo mu się szczęśliwie nadało, i wnet zawołał: Nie wesel się ze mnie, Nieprzyiacielu moy, ieślim upadł, postomę; a wnet śmiertelną raną uderzył Apolliona, co sprawiło, że cofnął się nazad iako człowiek, kiedy iest rańiony na śmierć, a podiąwszy swoie skrzydła smocze odleciał od oczu Iego, że go więcey Chrześćianin nie uyrzał, a tedy gdy postrzegł, że otrzymał zwycięstwo nad nieprzyiacielem swoim rzecze: We wszytkich rzeczach przewyciężamy przez tego, ktory nas umiłował.

O! do wiary nie podobna, co za krzyk i ryczenie Apollion czynił pod czas tey bitwy, a z drugiey strony ustawiczne wzdychania i ięczenia z serca swego wysyłał Chrześćianin; przez wszystek ten czas niemogłem uyrzeć naymnieyszego promienia radośći na twarzy onego, aż dopioro gdy postrzegł, że ranił Apolliona mieczem swoim na obie strony ostrym; na ten czas począł pokazywać wesele, wznosząc oczy swoie do Nieba przenikaiącym głosem wyznaczaiąc wdzięczność swoią i śpiewaiąc następuiącymi słowy:

Belzebub Hetman woyska piekielnego
Cisnął pociskiem ognia gorącego
Smok niewymownym iadem zapalony.
Natarł, aby mi czas był zatrudniony.
Na niewzruszoną pozno był stateczność
Gotowem umrzeć boiuiąc o wieczność,
Małom nie upadł, lubom stawał mężnie,
Gdyby moy krol mię nie podparł potężnie.
Archanioł Michał mieczem ostrym bronił,
Ręką mą słabą mocą swą uzbroił.
Przez iego siłę dane mi zwycięstwo.
Smok pierzchnął zranion stracił swoie męstwo.
Emmanuelu, coś zwycięstwo sprawił,
Miey chwałę, żeś mie od złego wybawił,
Day, bym iuż moy wiek tobie ofiarował,
Ze mię w tey bitwie sameś poratował.

Droga chrześćianina - obrazek 5
Chrześćianin śmiertelną raną uderzył Apolliona, co sprawiło, że cofnął się nazad jako człowiek, kiedy jest rańiony na śmierć, a podjąwszy swoje skrzydła smocze odleciał od oczu jego. Chrześćianin, gdy to postrzegł, rzecze: We wszystkich rzeczach przewyciężamy przez tego, ktory nas umiłował. (Röm. 8, 37.)(Str. 78.)

A otom postrzegł rękę podawaiącą Chrześćianinowi list Drzewa żywota, ktory gdy na rany swoie przyłozył wnet były uleczone; a w tym usiadł chwilę, aby sie posilił Chlebem i Winem, ktore mu dane było w Pałacu pięknośći, i tak oczerstwiwszy siły swoję szedł w dalszą drogę ustawicznie trzymaiąc miecz swoy, bo mowił: kto wie, co mię za Nieprzyiaciel potkać może. Tym czasem przeszedł tę dolinę spokoynie bez nagabania żadnego, ani od Apolliona, ani też od żadnego inszego Nieprzyiaciela. Ku końcowi tey doliny ieszcze tam była iedna dolina nazwana, dolina cienia śmierci, albo dolina Ciemnośći, przez ktorą koniecznie Chrześćianinowi trzeba było przechodzić, gdyż właśnie srzodkiem oney prowadziła Droga do miasta Niebieskiego. Ta dolina iest mieyscem barzo samotnym, ktorą opisuje Ieremiasz Prorok.[34] Iako puszczę, iako źiemię pustą i straszną, iako źiemię suchę i Cieniem Śmierći, iako źiemię, po ktorey nikt niechodził, a gdzie żaden człowiek niemieszkał. Tu Chrześćianin był nieszczęśliwszym ieszcze, niżeli na ten czas, gdy zostawał w walce z Apollionem, iako obaczymy potym.

Wchodząc do tey doliny spotkał dwuch Ludzi, ktorzy byli Synami tych, ktorzy tam dawniey udawali żiemię tę za źiemię dobrą, a ci spiesznie biegli nazad. Dokąd idziecie, Towarzysze, rzecze Chrześćianin. Wroć się, wroć się odpowiedzieli owi, iezeli ci ieszcze cokolwiek źycie miłe. Dla czegoż to, rzecze Chrześćianin, coż tam takowego? Odpowiedzieli mu: Pytasz co tam takowego? Iużesmy byli tak daleko zaszli ile mogli tą drogą, ktorą ty myślisz iść, alesmy mało tam życia niepostradali. Coż tedy tam iest, rzekł Chrześćianin, co wam się przytrafiło? i coześćie widzieli? Cożmy tam widzieli? rzekli oni, sama ciemność doliny, niedosyćże to. Gęstę ćiemnosći ogarnęły ze wszystkich stron, nie uyrzysz tam nic tylko zboycow, smoki wychodzące z iaskiń swoich, nieusłyszysz tam nic tylko nieustawaiący ryk i wycie, iako gdyby gromada ludzi ięczących pod cięszkimi łancuchami była, iednym słowem niebespieczne i barzo okropne mieysce. Ieszcze nie mogę poiąć nic inszego, rzecze Chrześćianin, tylko, że to iest ta droga własnie, ktorą muszę przechodzić, chcąc doyść do portu pożądanego. Ieżeli to droga twoja? odpowiedzieli mu: Nie poydziemy za pewne z tobą; i na tych miast rozeszli się z Chrześćianinem. Ktory postępował daley, trzymaiąc zawsze miecz swoy w ręku, obawiaiąc się, aby nań co znagła nieprzyszło. Widziałem też, a oto po prawey stronie tey doliny w dłuż przyniey był głęboki row, gdzie roznymi czasy wpadali ślepi wodzowie drugich ślepych, gdzie nędznie poginęli. Po lewey stronie była przepaść bagnista, a barzo niebespieczna, w ktorą, gdy wpada podrożny nie nayduie gruntu: A wte krol Dawid wpadł[35] niegdyś: Pogrązony iestem wgłębokim błocie, gdzie dna niemasz, i gdzie nędznieby zginął, gdyby Bog Wszechmogący nie był onego z niego wydzwignął. Drożka zaś ta była barzo wąska, a co było większym niebespieczeństwem, to, gdy szedł w tey ciemnośći, a że chciał umknąć, by nie wpadł w ten row, obawiać się trzeba było, aby nie wpadł z drugiey strony w błoto, z przeciwka zaś obawiaiąc się nie wpaść, miał się ku drugiey stronie, gdzie niebespieczeństwa rowu było, tak dalece, że szedł z wielkim strachem, pracą i ustawicznie turbuiącemi się myślami, bo procz tego wszystkiego niebespieczeństwa, com wyraźił, tak też było ciemno, że nie możno było widzieć gdzie nogę postawić. Blisko srzodku tey doliny była odchłań piekielna i gdy na tym mieyscu stanął Chrześćianin, uyrzał a oto ogień i dym gęsty i przerażliwe wołania wychodziły z owey przepaśći, ktore tak ztrwożyli Chrześćianina, że stanął niby zdrętwiały, mowiąc sam w sobie: Ach niestetysz! co tu mam począć? i gdy na ten czas miecz onego nie był mu potrzebny, odłożył go do pochew, a uciekł się do inszey broni zwłaszcza do modlitwy ustawiczney. Słyszałem wołaiącego.[36] Proszę, o Panie, wybaw Duszę moią! i gdy daley postępował, ogień się co raz bliżey zbliżał i słyszał wołanie straszne, i tak rozlegaiące się, że bał się częstokroć, aby w sztuki niebył rozszarpany, i iak błoto na ulicy nie był zdeptany. Te głosy okropne i te widzenia straszne przez kilka mil trwały, czasem zatrzymawał się myśląc coby czynić, czasem wpadał na myśl, aby się wrocić nazad; ale zważaiąc, że iuż połowę przeszedł tey doliny i że tak wiele przebył niebespieczeństwa, sądził, że więcey byłoby trudnośći wracać się nazad, aniżeli iść daley, a tak przed się wźiął, trzymać się swey drogi. Tym czasem zdało się, że nieprzyiaciele barźiey się kupili i zbliżali, iakoby ie miał na karku swoim, wołał potęznym głosem: Idę w mocy Pana Panow. Na te słowa wszyscy uciekli i niepokazali się więcey. Ieszcze iedna rzecz, ktorey nie zda mi się przepomnieć, to mianowicie, że ubogi Chrześćianin barzo się dziwował temu, iż nie mogł swego własnego głosu rozeznać i postrzegłem, że z owey przepaśći zaszedł ieden z tych złych, wtył, i zbliżywszy się zlekka szeptał mu ćicho do uszu wiele szkaradnego bluźnierstwa, że cale rozumiał, że to z iego umysłu pochodziło, co go barźiey trapiło, niżeli to wszystko, co go potykało aż dotąd. Niemogąc poiąć iakim sposobem mogłby on wyrzucać takie bluźnierstwa przeciw temu, ktorego on aż dotąd tak miłował, a co naybarżiey przymnażało iego boleśći, to, że nie mogł od śiebie odpędzić tych bluźnierstw, bo z wielkim usiłowaniem się starał. W tak smętnym stanie szedł przez nie mały czas, a idąc zdało mu się iakby przed sobą słyszał głos człowieka mowiącego:[37] Choćbym też chodził wdolinie cienia śmierci, nie będę się bał złego, abowiemeś ty zemną. Chrześćianin barzo się ucieszył takim odgłosem.

Naprzod. Ponieważ ztego, co słyszał, trzymał zapewnie, że Bog był znim, lubo był w tak uprzykrzonym i smętnym stanie położony; i dla czegoby (rzekł sam w sobie) nie byłby on zemną, lubo z przyczyny tak wielu przeszkod, ktore mię potykały, niemogę go rozeznać.

Powtore. Ponieważ i to zważał, że są tu i drudzy wtey dolinie, ktorzy się boią Pana tak iako i on.

Potrzecie. Tą nadzieją się utwierdził, że gdy daley poydzie, może dośćignąć tego, ktory szedł przed nim, a że wnet będzie miał pomyślne towarzystwo.

A tak umężniwszy się spiesznie iść począł, i gdy rozumiał, że iuż blisko iest tego, ktory przed nim szedł, zawołał nań wielkim głosem, lecz barzo się zdumiał, gdy go ow pytał, przeczżeby sam ieden tylko był? tym czasem wnet i dzień nastał, co sprawiło, że rzekł: Oto ten, ktory cień śmierci w poranek odmienił.[38] Gdy się tak iasność dzienna rozświeciła, obeyrzał się ieszcze raz nazad, nie dla tego, aby miał chęć wrocić się, ale chcąc też widzieć iak wielkie niebespieczenstwo przebył w tey ciemnośći. Na ten czas dobrze obaczył row z iedney strony, a z drugiey błoto, i widział iak wąska iego droga, ktorą musiał przechodzić. A lubo Zboycy, Smocy i Szarancze przepaśći iuż mu byli daleko, i nie zbliżali się ku niemu, iednak iak dzień nastał mogł ie postrzedz i rozeznać według tego co napisano: On odkrywa głębokie rzeczy z ciemnośći, a wywodzi ną iaśnią cień śmierci. Na ten czas uznał z wielką uprzeymośćią wybawienie swoie (ktorego doznał) ze wszytkiego niebespieczeństwa, będąc onym wystawionym za cel w tey teskliwey drodze swoiey, ale tym lepiey postrzegł, gdy dzień się oświecił, bo też i słońce iuż było weszło, co mu ku wielkiey służyło pociesze, bo wiedzieć trzeba, iż lubo pierwsza część tey doliny była zbyt niebespieczna, ta, ktora mu ieszcze zostawała do przechodzenia, daleko była niebespiecznieysza, ponieważ od tego mieysca, gdzie stał na ten czas, aż do konca tey doliny, droga napełniona była zdradliwymi zasadzkami, samołowkami, sieciami i taiemnymi dołami i rowami, że gdyby mu w ciemnośći przyszło przechodzić, tysiąc razy straciłby życie swoje. Ale iakom rzekł: Słońce iuż było weszło, a dla tego też mowił: Pochodnia iego oświeciła głowę moią, a w światłośći Iego poydę w posrzod ciemnośći. A tak idąc w świetle, przyszedł do końca tey doliny i zbliżył się do tego mieysca, gdzie wiele było krwi, kośći, i popiołu oraz też wiele trupow pielgrzymskich, gromadami narzucanych, ktorzy niegdyś przechodzili tą doliną; i gdym się nad tym biedził, coby to wyznaczać miało, uyrzałem trochę przed sobą jaskinię, w ktorey dwuch olbrzymow przedtym mieszkało, a ci mocą okrutną swoią tych ludzi o śmierć przyprawili, ktorych krew, kośći i popioły walały się.

Chrześćianin pośrzodkiem tego wszytkiego przeszedł bez żadnego niebespieczeństwa, nad czymem się zdziwił z razu; ale potym postrzegłem, że ieden z tych Olbrzymow, iuż był od kilku lat umarłym. A lubo drugi ieszcze żył, iednakże z okażyi samey zbytniey starośći bez żadnych sił w członkach swoich tak był słabym, że nie miał mocy szkodzić, ale tylko stał we drzwiach jaskini swoiey, gdzie szkaradnym pozorem swoim straszył tylko podrożnych przechodzących gryząc paznokcie w iadowitey złośći, widząc, że więcey nie mogł wykonać rozbojow.

Chrześćianin przeszedł tę drogę bynaymniey niewiedząc, co by miał rozumieć o tym starym Olbrzymie, ktorego widział u drzwi tey jaskini. Osobliwie gdy usłyszał: nie obeydę się z tobą więcey tak łagodnie, i więcey tu ich z chwytam ieszcze i popalę. Lecz Chrześćianin słowa nierzekszy postępował bespiecznie w swojey Drodze z wesołą twarzą spiewaiąc.

Mądrość twa cuda moim niepoięte
Oczom oglądać dała wszędzie wźięte,
Na każdym mieyscu dość ięzyk nie może
Beż miary dobroć sławić twą, moy Boze.
Dusza ma była sidłem ogarniona
W Skałę w straszydła w ciemność uwiniona.
Śmierć przykrym wzrokiem sama ią trwożyła
Lecz moc twey ręki, Panie wybawiła,
Srzodkiem przepaśći okropney i nocy,
Nawzgardę piekła Nieprzyiacioł mocy.
Tyś ią wprowadził do odpoczynienia
W dział nieśmiertelne daruiąc iey mienia
Tam napełniony radośćią obfitą
Pomocą, łaską zbawion znamienitą.
Sławić ia będę twoie na wiecznośći
Chwalebne dzieła głębokiey mądrośći.

Droga chrześćianina - obrazek 6
Chrześćianin przeszedł tę drogę bynaymiey niewiedząc, co by miał rozumieć o tym starym Olbrzymie, ktorego widział u drzwi tej jaskini; osobliwie gdy usłyszał: nie obeydę się z tobą więcej tak łagodnie, i więcej tu ich zchwytam i popalę. Lecz Chrześćianin słowa nie rzekszy, postępował bespiecznie w swojej drodze.(Str. 86.)

A tak przyszedł na mieysce wysokie, ktore dla tego było wyniosłe, aby podrożni tam tędy przechodzący mogli widzieć przed sobą, dokąd się daley obrocić maią, na ktory pagorek z łatwośćią wszedł i poglądaiąc po wszystkich stronach uyrzał przed sobą Wiernego, ktory też na tey Drodze był: Słuchay, słuchay, zawoła nań. Poczekaiże, poydę z tobąwespoł. Wierny oglądał się w około siebie niewiedząc, ktoby to był ten Chrześćianin, co go wołał, ale on nieprzestał wołać: poczekay, poczekay, zaraz zbliżę się do ciebie, niezabawię. Odpowiedział: boię się, czy nie mśćiciel krwi, życie moie w niebespieczeństwie. Chrześćianin uraźił się trochę tą odpowiedzią a tak zdobywszy się na siły nie tylko dopędził Wiernego, ale też i wyśćignął i ostatny był pierwszym; tedy począł Chrześćianin śmiać się naigrawaiąc z niego, że tak uprzedził Przyiaciela swego, ale że w tym rażie nie uważał na swe nogi, iak postępowały, znagła upadł na źiemię niemogąc wstać, aż przyszedł Wierny i pomogł mu. To gdy się stało, poszli wespoł w dalszą drogę w dobrey przyiażni i usłyszałem, że barzo potrzebnymi bawili się rozmowami, o tym, co im się przytrafiło w drodze.

Chrześćianin począł mowić w ten sposob: moy ty zacny i miły bracie, Wierny, wielką mam radość ztąd, żem się zszedł z tobą, i że za łaską Bożą iako dobrzy towarzysze będziemy mogli wespoł odprawować drogę tę tak wdzięczną.

Wierny: Rozumiałem, moy miły przyiacielu, że będę miał szczęśćie towarzystwa twego, zaraz iakom wyszedł z miasta naszego, aleć ty był iuż daleko uszedł przedemną, a tak musiałem sam ieden tę drogę deptać.

Chrześćianin. Iak długoś się ieszcze bawił w naszym mieyscu po moim odeyśćiu?

Wierny. Tylem się bawił, ilem śmiał; bo zaraz po twoim odeyśćiu przyszła ta wieść, że miasto nasze w krotkim czasie miało być w proch obrocone ogniem i siarką z nieba.

Chrześćianin. Ta wiadomość, czy też doszła naszych sąsiad?

Wierny. Zaiste doszła pewnie, ni o czym innym nie było słychać, przez wszystek czas, tylko o tym.

Chrześćianin. A pewna to? A nie było przecie żadnego takiego, ktoryby chciał usilnie uyść przed tym niebespieczeństwem?

Wierny. W prawdzie iakom rzekł, siła o tym mowiono, ale nierozumiem, żeby temu uwierzyli i przekonani byli, w naypoważnieyszych albowiem swoich zabawach, często się naśmiewali zciebie i z drogi twoiey lekkomyślney (tak nazywali twoie pielgrzymowanie), ale moim zdaniem i wierzyłem zawsze i dotąd wierzę, że miasto nasze weźmie swoy konieć przez ogień i siarkę, a dla tegoż wystąpiłem zniego:

Chrześćianin. Niesłyszałeś tam o sąsiedzie naszym łatwym?

Wierny. Słyszałem, Chrześćianie, że szedł z tobą aż do błota nieufnośći, gdzie niektorzy twierdzili, że był wpadł, ale się niechciał do tego przyznać, iednakże ia o tym niewątpiłem, ponieważ i znaki błota na nim byli.

Chrześćianin. Coż przecie mowili sąsiedzi jego?

Wierny. Ale wszyscy nim gardzili, niektorzy nasmiewali się i w oczy żartowali, drudzi nic mu niechcieli powierzać, i on też sam siedm razy gorszym się stał, niżeli na ten czas, gdy wyszedł z miasta.

Chrześćianin. Ale ponieważ oni ku tym tylko byli nienawiśćią, i tymi pogardzali, ktorzy przed się brali tę drogę, zdałoby mi się, że łatwy ponieważ odstąpił od tego przesięwźięcia i znowu się wrocił do ich gromady, powinienby był być raczey dobrze od onych przyięty?

Wierny. O! mowili na niego, ten człowiek iako wietrznik, takich by trzeba wieszać, ktorzy tak są lekkymi i wątpliwymi w postępkach swoich: Ia rozumiem, że Bog wzbudził tych nieprzyiacioł na niego, chcąc go sprawiedliwym sądem swoim pokarać za to, że opuśćił drogi swoie.

Chrześćianin. Nie trafiło się też tobie niemeś wyszedł, mieć z nim rozmowy?

Wierny. Spotkałem go raz na ulicy, ale on przeszedł wdrugą niemowiąc zemną żadnego słowa, iako człowiek za swoie sprawy wstyd maiący, i tak nie mogłem z nim rozmowić.

Chrześćianin. Miałem ja dobre rozumienie o nim dotąd, ale teraz obawiać się trzeba, żeby niebył też w zniszczenie z miastem uwiniony, bo znim się stało według oney prawdziwey przypowieśći.[39] Pies wrocił się do zwracania swego, a swinia umyta do walania się w błocie.

Wierny: Tego się też i obawiam ale, coż czynić, kiedy się tak komu podoba?

Chrześćianin: A dla tegoż, moy sąsiedzie Wierny, daymy mu pokoy, a mowmy o rzeczach, ktore do nas samych należą, nauczże mię, proszę cię, coż się też tobie przytrafiło na tey drodze, bo niewątpię, żeć się musiały wielkie rzeczy przydawać, inaczey byłby to wielki cud.

Wierny: Iam uszedł błota nieufnośći, gdzie iak zrozumiewam, żeś ty był wpadł. Iam przyszedł barzo szczęśliwie i bez żadnego niebespieczeństwa do bramy ciasney, tylko spotkał osobę iedną, ktora się nazywała Roskosz, ktora według wszystkich okolicznośći, mogłaby mi wiele złego uczynić.

Chrześćianin: Iak wielkie szczęśćie twoie, żeś niewpadł w iey sieci.[40] Iozef niegdyś był od niey potężnie nagabany, ale i on uszedł iako i ty; proszę cię iakim sposobem z tobą postąpiła?

Wierny: Łatwo możesz zrozumieć, abowiem wiesz, iako ona umie przypochlebić łagodnie, potężnie nalegała na mię, abym się udał ku iey stronom, obiecując mi wszystkie uciechy.

Chrześćianin: Tak to, ale ona nie mogła tobie obiecywać pokoju dobrego sumnienia.

Wierny: Iuż to iasno, że ia przez to rozumiem uciechy i roskoszy cielesne i skażone.

Chrześćianin: Niech będzie Bog błogosławiony, żeś się z tamtąd wyrwał[41], bo na kogo się Pan gniewa, wpadnie tam.

Wierny: To prawda, ale ieszcze nie wiem, czy iestem doskonale od tego uwolnionym.

Chrześćianin: Ia śmiem się upewniać, żeś ty nie wykonał poządliwośći swoje.

Wierny: Strzegłem się barzo, abym się niezplugawił, bom przypomniał dawne pismo, ktorem niegdyś czytał, to iest:[42] A chod iey do piekła prowadzi. A dla tego.[43] Uczyniłem przymierze z oczyma swojemi, obawiając się, abym niebył przywabionym pociągaiącym iey wzrokiem, w czym ona naśmiała się zemnie, a iam poszedł w swą drogę.

Chrześćianin: A niemiałześ inszego pokuszenia na twoim gośćincu?

Wierny: Gdym przyszedł do gory trudnośći, natrafiłem tam Starca zgrzybiałego, ktory mię pytał, co bym zacz był i dokąd idę? rzekłem mu, żem był pielgrzymem i żem szedł do Miasta Niebieskiego. Tedy mi rzekł ten Starzec: zdasz mi się być dobry człowiek, ieżeli chcesz zemną umowić i do mnie przystać, dam ci dobrą zapłatę. I powiedział mi, że się nazywa: Pierwszy Adam i że mieszka w miescie zwodzenia. Pytałem go też, iakiegoby rzemiosła był i co za zapłatę chciałby mi dać. Odpowiedział, że rzemiosło iego barzo przyiemne i że dziedzictwo jego będę miał w zapłacie. Postępowałem daley pytaiąc, ieżliby też iakie gospodarstwo prowadził, czy ma też insze osoby w służbie swoiey? Na to mi dał do wyrozumienia, że wszyscy domowi iego w pomyślnym zostaią powodzeniu, że kazdy z nich może zażywać wszelkich uciech swieckich, że słudzy są ze krwi iego własney i też miał trzy Corki[44] mianowicie pożądliwość Ciała, Pożądliwość oczu, i Pycha Zywota, i ieślibym ktorą zonych chciał poiąć w stan małzenski, że mi chętnie dać chce. Pytałem go też, iak długoby mię chciał mieć w służbie swoiey? Odpowiedział: przez całe życie twoie.

Chrześćianin: Iakżeśćie się na ostatek z sobą rostali?

Wierny: Z początku miałem wielką przychylność iść za zdaniem iego, i o mału niedałem się uwieść iego gładkimi słowami, lecz pod ten sam czas, com z nim rozmawiał, rzuciłem oczy na czoło iego, na ktorym ten wyczytałem napis:[45] złożcie z siebie starego człowieka z pożądliwośćiami iego!

Chrześćianin: Co na skutek sprawił ten napis na sercu twoim?

Wierny: Wielkie w sobie uczułem wzruszenie i iuż bynaymniey niewątpiłem, że on tymi słowami swemi wabiącemi i pochlebnymi ku temu zmierzał celowi, żebym się onemu zaprzedał w niewolą, a dla tegoż zrzetelniem mu powiedział, aby chciał milczeć, i że nawet ani do bramy domu iego niechcę się zbliżyć, a tedy począł mną gardzić i lekce ważyć, i to mi powiedział, że będzie mię przez gońcow swoich prześladował, i że nie przestanie trapić i przykrośći wyrządzać w całym biegu moim, i gdym chćiał oddalić się od niego, postrzegłem w sobie, że się śćiśle do ciała mego przyłączył; i na tych miast uderzył mię tak smiertelnie, że mi się zdało, iż część ciała mego uniosł z sobą; a otom począł krzyczeć: Ach nędznyż ia człowiek. A wtym iąłem wstępować na gorę.

Gdym iuż wprawie do połnocy był przyszedł, postrzegłem za sobą idącego prosto ku mnie człowieka, ktory tak był prętki iako wiatr, i własnie mię na tym mieyscu dośćignął, ktore było naznaczone dla otrzeźwienia i od poczynku podrożnym.

Chrześćianin. Własnie też na tym mieyscu sen mię był zdiął i tam byłem zgubił pismo swiadectwa mego.

Wierny: Pozwol mi, moy bracie, że dokończę. Ten człowiek iak prętko mię dośćignął, uderzył mię potężnie kijem, ażem się na ziemię wywrocił, i zostałem w poł umarłym, iednakże trochę przyszedszy do siebie, pytałem go, przeczżeby mię bił? odpowiedział, że to z tey przyczyny, ponieważ miałem taiemną skłonność do starego Adama, a wnet mię powtore uderzył w pierśi, tak żem znowu updał na źiemię i rozciągniony leżałem u nog iego; iako gdybym iuż był cale umarłym; lecz znowu przyszedszy do sił i otrzeżwiwszy się zawołałem: Miey cokolwiek miłosierdzia nademną; odpowiedział: Ia nie wiem, co to iest miłosierdzie. A tedy mię znowu rzucił na ziemię i pewnieby mię pokonał, gdyby iakaś osoba nie była przypadła, i nie rzekła, aby mię zaniechał.

Chrześćianin: Ktoto tedy był taki?

Wierny: Nieznałem go z pierwszego weyrzenia, ale postrzegłem, że miał dziury w rękach swoich i w boku, a ztąd się dorozumiałem, że to był Pan Nasz, a tak stanąłem na wierzchu gory.

Chrześćianin: Ten człowiek, co się na cię tak targnął i tłukł był Moyżesz, nikomu nie folguie, i niewie, co to iest pokazać politowanie nad tymi, ktorzy gwałcą zakon iego.

Wierny: Barzo to dobrze wiem, bo to nie pierwszy raz, co to mię traktował: podobnie też razu iednego przyszedł do mnie do domu, na ten czas, kiedym sobie w nim spokoynie siedział grożąc mi, że go spali woczach moich, ieślibym w nim został ieszcze na mały czas.

Chrześćianin: Nie widziałeś w bok tey gory dom własnie przeciwko temu mieyscu, gdzie cię Moyżesz zpotkał?

Wierny: Widziałem, i owszem nimem do niego przyszedł, spotkałem lwy, ale zda mi się, że byli usnęli na ten czas, a że to było właśnie koło południa i że miałem ieszcze dnia dość nie zastanawiaiąc się nigdzie, przyszedłem aż do odzwiernego, i tam zstąpiłem.

Chrześćianin. W samey rzeczy mowił mi odzwierny, że widział cię przechodzącego, i życzyłbym był, żebyś się tam zabawił w tym domu, osobliwsześ by rzeczy wnim widział, i uwagi wielkiey godne, ktoreby ci nie łatwo przez całe życie twoie wypadały z pamięci i z serca. Ale powiedz mi też, moy miły przyiacielu: Niespotkałżeś niekogo w dolinie niskośći?

Wierny: I owszem spotkałęm, ktory się nazywał Malkontent, ktory wszelkimi sposobami usilnie się starał, aby mię odwrocił od drogi moiey pod tym pretextem [pozorem], że to nie iest z honorem [sławą] chodzić w tey dolinie i uraźiłbym barzo wszystkich moich przyiacioł, mianowicie; pychę, wyniośłość, oszukanie samego siebie, cześć swiatową i wiele innych tym podobnych, z ktorymi się chlubił, że miał wielką znaiomość.

Chrześćianin: Co żeś mu odpowiedział?

Wierny: Prawda, że ci wszyscy namienieni byli moimi krewnymi, ponieważ w samey rzeczy byli mi pokrewnymi według ciała, ale że od tego czasu, iakem został Pielgrzymem wyrzekli się mego pokrewieństwa i ia też wyrzekłem się onych i tak odtąd poglądałem na nie, iakobym ich nigdy nieznał, przydaiąc ktemu: przed zginieniem przychodzi pycha a przed upadkiem wyniosłość Ducha, i że na konieć według doswiadczenia ludzi mądrych, wolałem raczey przeyść do chwały idąc doliną, a niżeli zachować tę marną cześć, ktora mu się zdała, iż godnie i słuszniebym uczynił, abym oną akceptował [przyjął].

Chrześćianin. Niespotkałześ żadney inszey osoby?

Wierny: Spotkałem ieszcze wstyd, ktoremu z tych wszystkich, com spotykał na moim gośćincu, naymniey te imie należało; bo drudzy znosili przynaymniey, kiedym im opowiadał i remonstrował rzecz iaką. Temu zaś sercu hardemu, wstydowi nie podobna była rzecz, wynaleść, coby odpowiedzieć.

Chrześćianin. Coż takowego mowił tobie?

Wierny: Siła mi questij zarzucał przeciwko religij; byłaby to rzekł, rzecz podła i wzgardzona, gdyby się człowiek pokazywał zbyt skłonnym do służenia Bożego; byłaby to rzecz nikczemna zacney duszy, obserwować [zachować] barzo delikatne sumnienie: byłoby pośmiewiskiem u swiata, chcąc śćisle przestregać mow i spraw swoich, i wyżuć się zwolnośći złotey, ktorą ludzie wielcy naszych wiekow maią w zażywaniu; przytaczał też i to, że mało iest Monarchow bogatych, mądrych, ktorzyby chcieli opuscić wszytko dla iednego niewiem czego. Mowił też wielką wzgardą o stanie nędznym i odrzuconym tych, ktorzy za zycia swego sławnymi byli pielgrzymami, o ich niewiadomośći, i podłym ich rozumie we wszytkich ich naukach. Iednym słowem, siła mi inszych rzeczy przekładał, ktorych wspomnieć niemogę, miedzy inszym mowił mi też, że to wielki wstyd, będąc w kośćiele na kazaniu wzdychać i stękać, także w domach swoich trzeba mieć na wstyd lamentować i płakać; i to też wstyd uraziwszy czym małym bliżniego onego przepraszać i iednać się z nim, wracaiąc mu, w czymby go ukrzywdził; nad to przydał: człowiekowi zacnemu trzeba się wstydzić, przestawać z osobami wzgardzonemi a od stępować ludzi znacznych, dla iakiey kolwiek krewkośći (takim nazwiskiem łagodnym nazywał głowne występki) owozgoła gromadą wielką takowych ludzi przekładał, ktorych dostatecznie relacyą uczynić niepotrafię.

Chrześćianin: Co żeś ty mu na to wszystko odpowiedział?

Wierny: Naypierwey i nie wiedziałem, coby mu odpowiedzieć, a on tak poteżnie na mię nalegał, że niemal nakłoniłem się do iego zdania i iuż rumieniec wstydu począł mi występować na twarzy; ale na ostatek reflektowałem się[46], że co iest u ludzi wyniosłego, obrzydliwośćią iest przed Bogiem, i począłem rozważać, że wstyd tylko mi o ludziach mowił, a żadnego słowa niemowił o Bogu i o Iego świętym słowie; i tę też reflexią czyniłem, że w ostateczny dzień sądzeni będziemy ku żywotowi, lub ku śmierci nie według wyniosłośći Ducha tego swiata, ale według mądrośći Prawa Naywyższego Boga, i ztąd konkludowałem [dokonałem się], że daleką iest rzeczą bespiecznieyszą stosować żyćie swoje, według słowa Bożego a nie wedłgu zdania oszukawającego ludzi swiatowych. Ponieważ tedy Bog tego, ktory mu służy, wynosi nad wszystko; ponieważ sumnienie dobre iest mu upodobaniem; ponieważ ci, ktorzy się stali głupimi dla krolestwa niebieskiego są naymędrzszymi; ponieważ ubogi żebrak miłuiący Pana Iezusa Chrystusa iest bogatszym, niżeli nayzacnieyszy tego swiata. Odstąp przecz odemnie, zawowałem, wstydzie, nieprzyiacielu moy i błogosławioney wiecznośći; iakoż chceszże, abym cię przyiął, abym do twego zdania przystał ku wzgardzie naywyższego Pana mego? Iakbym śmiał na niego spoyrzeć, gdy przyidzie, gdybym się teraz wstydzył drog iego, i sług iego? i czy mogłbym się spodziewać zbawienia? Ale ten człowiek wstydu zważaiąc grunt serca jego, cale nędzny był, hardomyślny i wielką biedę miałem nim się z nim rostał, bo koniecznie chciał iść ze mną w towarzystwie, dmuchaiąc mi w uszy to i owo, i wnet mi to i owo ganił wpobożnośći; ale na ostatek rzekłem mu, że darmo swoy czas strawił mowiąc mi o tych rzeczach, ponieważ te były własnie, ktore on lekce ważył, a ja w nich zamierzałem naywiększą sławę. Przez ten sposob zbyłem tego niedyszkretnego gośćia, od ktorego uwolniwszy się usiadłem i poczałem spiewać.
Teskniąca Dusza, ktora zawsze wzdycha
Do dobr trwaiących w żądośći usycha,
Ponosić musi okrutne ięczenie
I od swiatowych ludzi udreczenie.
A gdy się chlubi czasem iuż w zwycięstwie,
Ciała krewkiego przegrawa w swym męstwie,
Wnet do upadku, natura skażona
Duszę prowadzi, że bywa zrażona.
Bodziec pokusy sztuki napełniaią
Gorzkośći ciała na duszę czyhaią;
Ze wszyscy nawet synowie pokoju
Nie są wolnymi od tego rozboju.
A tak kto żąda w tym niebespieczeństwie,
Bespiecznym zostać musi w swoim męstwie,
Czułość mieć w boju, ostrozność baczenie.
W Pielgrzymstwie chcąc mieć szczęsne dokonczenie
Nie zaczętego dzieła bez przestania
Przestrzega pilnie bez umordowania.
W biegu zostaiąc, niech tego bojuie
Co go obrażić, zniszczyć usiłuie
Niech się wystrzega tak we dnie iak w nocy
W pożądliwośćiach swych nierządney mocy.
Lubicznych mysli strzedz się pokuszenia,
Chcąc nagabania uyść złego dręczenia.
Bo ten co z sideł wybił się ztrudnośćią,
Aby zaś niewpadł, ma się strzedz zpilnośćią.
Gdyz wprzągszy się znow uwikła się snadnie,
Iuż się nie wyrwie, albo w nich przepadnie.

Chrześćianin. Barzom iest ucieszony, moy bracie, żeś tak mężnie dał odpor temu hultaiowi; bo iakeś powiedział, że nosi imie, ktore mu cale nieprzystoi; nazywa się albowiem wstydem, a to iest człowiek nayniewstydliwszy z całego siwata, ktory nas hanbą chciał przykryć przed wszystkimi ludzmi, i chciał, abysmy się wstydzili tego, co iest istotnie dobrym i chwalebnym, przez co pokazuie, że on sam wszystek wstyd z siebie zrzucił; a dla tegoż odpędzaymy go mężnie od siebie, ieżeli cokolwiek mamy rozumu, bo tylko głupi ludzie daliby mu się uwieść.[47] Mowi Salomon: Mądrzy dziedziczną sławę osiędą, ale głupi odniosą zelżywość.

Wierny: Zda mi się, że trzeba wezwać na pomoc przeciwko temu nieprzyiacielowi Wstydowi tego, ktory chce, bysmy mądrze postępowali, i abysmy byli zwyciężcami na źiemi w samey prawdzie.

Chrześćianin: Dobrze mowisz; ale czy nie potkałeś ieszcze kogo w tey dolinie?

Wierny: Niekogo, bo słońce oświecało wtey mey drodze i owszem w samey dolinie cienia smierci.

Chrześćianin: To było wielkim szczęśćiem dla ciebie; ia mogę rzec, że niebyłem tak szczęśliwym. A wtym Chrześćianin począł czynić relacyą bytwy swoiey z Apollionem, niebespieczęstwa, w ktorych był, i dziwne wyswobodzenia, drogę niebespieczną w dolinie ciemney, gdzie ani ieden promien swiatłośći nie przyswiecał mi niemal, aż do połowy drogi, tak dalece, że po dwakroć albo trzykroć rozumniałem, że zginę; lecz na ostatek, gdy dzień nastał i słońce weszło, kontinuowałem [prowadziłem] drogę moią z wielką łatwośćią.

Wierny na tych miast obrociwszy się uyrzał człowieka nazywaiącego się: Chrześćianin w Słowiech, wielkiego wzrostu i potężna osoba, ale barziey zdała zdaleka, aniżeli zbliska. Wierny przy bliżywszy się ku niemu rzecze: Przyiacielu, czy takze do Oyczyzny Niebieskiey idziesz?

Chrześćianin w słowiech: Tak iest, ten moy umysł.

Wierny: O iak to dobra! i spodziewam się ieżeli ta iest twoia intencya [wola], że będziemy mieli kompanyą [spolność] barzo miłą.

Chrześćianin w słowiech. Będę to miał za wielką pociechę.

Wierny: Idzmyż w tym towarzystwie, a żeby się nam czas skrocił, chcieymy się zabawić rozmową iaką buduiącą.

Chrześćianin w słowiech. Iest to moią wielką roskoszą mowić o rzeczach dobrych, czy to z wami, czyli też z drugiemi, i barzo się cieszę z tego, żem natrafił takiego człowieka, z ktorym można rozmowić z zbudowaniem, bo prawdziwie powiadam, iak iest wsamey rzeczy, że mało iest takich, ktorzyby w drodze zostaiąc, bawili się rozmowami pożytecznymi, raczey częstokroć trawią czas nikczemnie, com często zważał zwielkim moim umartwieniem.

Wierny: Wielkie to barzo nieszczęśćie, bo proszę ktoraż możebyć na źiemi naygodnieysza rozmowa, iako ta, ktora się śćiąga do Boga i do naszego błogosławieństwa niebieskiego.

Chrześćianin w słowiech: Niemogłeś lepiey powiedzieć; czymże albowiem zgoła zwiększą pociechą i pożytkiem możno się zabawić, ieżeli nie rozważaniem i rozmową o rzeczach Boskich, bo tam każdy znaydzie z osobna, czymby zadość uczynił chęci swoiey, tak ten, ktory ma upodobanie w dośćignieniu taiemnych mocy w naturze, iako ten, ktory lubi dociekać rzeczy przyrodzonych, to iest cudow wielkich, lub to przez ciekawośći rzeczy przyszłych, lub też chcąc wiedzieć historiczne. Co wszystko znayduie się w Pismie czyśćie, iasnie i cudownie wyrażono.

Wierny: To prawda, lecz cel naszey rozmowy i zabawy, ma być zbudowanie i poprawa życia naszego.

Chrześćianin w słowiech. Toż samo i ia twierdzę i mowię, że ku temu też celowi rozmowa Chrześćiańska iest nadewszytko pożyteczna: Człowiek przez taki śrzodek wielkiey może nabyć znaiomośći, to iest, może poznać marność rzeczy źiemskich, a oraz wielkość tych, ktore są w Niebieskich wgorze. Przez ten srzodek poznawa człowiek dzieło odrodzenia, niedoskonałość uczynkow naszych, nieuchronną potrzebę usprawiedliwienia, Chrystusa i tym podobne rzeczy. Przez ten srzodek poznawa też, co to iest nawrocić się, wierzyć, modlić się, cierpieć i wiele innych rzeczy, może się nauczyć, co to są obietnice, i pociechy Ewangelij dla utwierdzenia siebie. Iednym słowem można się nauczyć, zbijać fałszywą naukę, bronić prawdy i nieumieiętnych do nauki prowadzić.

Wierny: Wszystko to iest rzeczą prawdziwą, serdecznie się cieszę, że cię słyszę tak dobrze o wszystkim mowiącego.

Chrześćianin w słowiech. Ale ach niestetysz! iak mało iest tych, ktorzy poymuią potrzebę wiary, i operacij łaski w duszy ludzkiey, dla otrzymania żywota wiecznego; z większey częśći żyią w tey niewiadomośći, że zasadzaią się na uczynkach zakonu, przez ktore bynaymniey żaden nie może otrzymać zywota.

Wierny: Z pozwoleniem twoim: Poznanie tych rzeczy iest dar Boży i żaden ich nie może nabyć by też przez naywiększe usiłowanie rozumu ludzkiego, ani nawet o nich mowić.

Chrześćianin w słowiech: Wszystko to wiem barzo dobrze, że żaden niemoże się chlubić, aby co miał, ieśliby mu nie było dano zgory. Wszystko iest z łaski, a nie z uczynkow i dla dowodu tey prawdy mogł bym tobie sto mieysc z Pisma S. przywieść.

Wierny: Iakąż tedy materyą ku rozmowie naszey weźmiemy?

Chrześćianin w słowiech: ktora się będzie podobała, gotowem z tobą mowić o rzeczach ziemskich i niebieskich, o rzeczach, ktore należą do zakonu i o tych, ktore się śćiągaią do Ewangelij, o rzeczach przyszłych, świętych i światowych rzeczach istotnych i o tych, ktore przez okoliczność iaką do czego się stosuią, iednym słowem o tym wszystkim, co nam być może potrzebnego i pożytecznego.

Tu Wierny zdumiał się niby ucieszony z wielkim podziwieniem i zbliżywszy się do Chrześćianina, ktory przez wszystek ten czas sam tylko ieden osobno szedł nic nie mowiąc, ale był zanurzony sam w sobie, rzecze mu do ucha: Iak zacnego oto towarzysza podroży naszey natrafilismy! Zaiste ten człowiek będzie godnym Pielgrzymem.

Chrześćianin odpowiedział z uśmiechnieniem skromnym. Ach! jako ten człowiek, ku ktoremu ty tak wielką pokazuiesz przyiaźń, oszuka wielu swoią tą krasomowną mową, trzeba dobrze rozeznać onego, aby nie zostać omylonym.

Wierny: A znasże go ty tedy?

Chrześćianin: Ieżeli znam? Zaiste znam go dobrze i daleko lepiey, niżeli on sam siebie zna.

Wierny: Powiedz tedy mi proszę co też to za człowiek?

Chrześćianin: Bardzo się dziwuię, że ty go nieznasz, abowiem mieszka w naszym miescie na ulicy Gadania, a iest Synem Dobrze Dyskuruiącego: każdy go zna z imienia jego. Chrześćianin w słowiech, ktory ma ięzyk wyprawny i powabny, ale to zły ptaszek.

Wierny: Iednak się zda człowiek poczciwy.

Chrześćianin: Tak u tych iest w tym rozumieniu, ktorzy go nie znaią i ktorzy go poźwierzchownie tylko doswiadczaią: Iest podobny do tych obrazow, ktore zdadzą się być pięknymi z daleka, lecz gdy się onym z bliska przypatrzy, barzo są niewdzięczne.

Wierny: Chce mi się coś wierzyć, że iakbyś żartował z tego i zda mi, żem cię postrzegł uśmiechaiącego się.

Chrześćianin: Lubom się uśmiechał, ale barzom iest daleki od tego, abym naśmiewał się ztakowey rzeczy, albo też, abym mu co przez to przypisywał. Lecz chcącci pokazać znaiomość o nim, z gruntu to powiadam, że ten człowiek z każdą kompanią zgodzi się i gotow iest podobną rozmową po wszystkich karczmach się bawić, iaką ztobą prowadził, im więcey uczuie wina w głowie, tym barziey wtakowych materiach wymownieyszy. Boiaźń Boża nie mieszka w sercu jego, ktorey znakow, ani w domu, ani w żywocie jego poznać niemożna, bo tylko iest wnim, że ma wielką łatwość i sposobność, do mowienia o rzeczach Boskich; iednym słowem nie zchodzi mu na gębie, a wtym zawiera się wszystka iego Religia.

Wierny: Ieżeli to tak iest, iako mowisz: Barzo bym się na tym człowieku zawiodł.

Chrześćianin: Zaiste bez wątpienia oszukałeś się bydz w tym pewien, przypomnij tylko sobie mieysce Pisma Świętego. Oni mowią, a nie czynią. Krolestwo Boże nie zależy w mowie, ale wmocy. On mowi o modlitwie, o wierze, o nawroceniu się, o odrodzeniu, ale więcey też nieumie tylko mowić o tym, byłem u niego i obserwowałem postępki jego, tak wewnętrzne, iako zewnętrzne, i wiem to zapewnę, że co o nim powiadam iest samą prawdą. Dom iego iest bez nabożeństwa, iako białek od iaia bez smaku, nie uyrzysz tam ani cwiczenia się w pobożnośći, ani modlitew, ani żadnego smaku skruchy; zaiste bestya nierozumna pewnym sposobem lepiey służy Bogu swemu, niżeli on. Prawdziwie iest to zmaza i zelżywość Religij. Z jego przyczyny tak wielu wołaią przeciwko poboznośći: bo zważaiąc jego postępek, wielu posądzaią wtym. Pospolstwo, ktore go dobrze zna, przysłowie sobie z niego uczynili, mowiąc: Diabłem w domu, a Świetoszkiem na Dworze. Nędzna familia jego doznaie tego; lecz to iest człowiek twardy i przykry, słowa jego są wszytkie kwaśne i uszczypliwe, a sam zaś tak nierozumnie z swoimi domowymi się obchodzi, że nie wiedzą sposobu, iak znim postąpić mają, tego tylko szczegulnie szuka, aby się wyniosł nad drugich, i aby wszystek swiat omamił; a co gorsza, że dziatki swoie, na ten kształt i modelusz wychowuie i gdy postrzeże w ktorymkolwiek z onych iaką iskierkę dobrego sumnienia wnet ie nazywa gniusnymi, głupimi i prostakami, a o to tylko się stara, aby ie applikował [przyciągnał] do rzeczy iakich wielkich; tak iestem w tym utwierdzony, że on niezbożnym swoim żywotem wielom iest okażyą zgorszenia i upadku, i obawiam się, ieżeli Bog nienawroci, aby wielkiey liczby nie pociągnął na zatracenia.

Wierny: Iuż, moy bracie, muszę ci w tym wierzyć, nietylko dla tego, że mowisz, że go znasz, ale też, że o nim mowisz sercem Chrześćiańskim, bo wiem zapewnie, że serce twoie pełne iest miłośći ku niemu, i że obowiązek prawdy przymusza cię do tego, abyś go opisał tym sposobem.

Chrześćianin: Gdybym go nieznał lepiey iako ty, niemowiłbym o nim inaczey, iakoś ty z początku mawiał; oraz też gdybym zinąd niemiał o nim swiadectwa, tylko od nieprzyiaćioł pobożnośći inaczey sądzić bym nie mogł, tylko za potwarz, ktorą swiatowi ludzi zwykli zmazać dobrą sławę i wyznanie ludzi poczciwych, ale ia go przekonywam we wszystkich tych rzeczach i wielu inszych godnych potępienia. Nad to ludzie pobożni nie zgadzaią się z nim i maią go w pohanbieniu, nie mogą go nazywać ani bratem ani nieprzyiacielem i gdy tylko słyszą onim wnet płonią się dla niego wstydem.

Wierny: Ach dopioro widzę, że mowić i uczynić są to dwie rzeczy sobie barzo przeciwne, i odtąd będę mogł w tym lepszą czynić rożnicę.

Chrześćianin: W samym skutku te dwie rzeczy są barzo od siebie rożne i tak rożniące iako dusza od ciała; iako albowiem ciało bez duszy iest pniem martwym, tak słowa a nic więcey są rzeczą martwa. Dusza pobożna zależy w wykonywaniu. Nabożeństwo czyste i niepokalane u Boga Oyca to iest: nawiedzać sieroty i wdowy wducisku ich i zachować samego siebie niepokalanym od świata, a to nie iest Religia Chrześćianina w słowiech, mizernie się myli rozumieiąc, że iest chrześćianinem, ponieważ słucha i chętnie rozmowy prowadzi o rzeczach Duchownych. Bog chce owocow istotnych; słuchanie zaś iest tylko przyięciem nasienia, a słowa nic nie są tylko kwiatem pięknego pozoru. Na onym ostatecznym dniu sędzia całego świata nie będzie nas pytał, cosmy wierzyli, o czymemsmy rozmawiali, ale sprawy i uczynki nasze sądzone będą; dokończnie świata iest przyrownane do zniwa, otoż wiesz: pod czas żniwa nic innego nie upatruią tylko owocow, lubo żaden uczynek bez wiary niemoże bydz Bogu przyiemny, ale ia chcę tak wiele pokazać, iak niepożyteczne będzie w on dzień wyznanie Chrześćianina w słowiech.

Wierny: To mi na pamięć przywodzi, com czytał w księgach Moyżeszowych o bydlętach nieczystych, ktore on opisuie mowiąc: ktore nie maią kopyt rozdwoionych i ktore nie przeżuwaią. Moyżesz nie mowi to zprosta, ktore niemaią stop rozdzielonych, albo ktore nie przeżuwaią. Zaiąc naprzykład przeżuwa, a iednak iest nieczystym, ponieważ nie ma stop rozdwoionych, atoć iest prawdziwy obraz Chrześcianina w słowiech. On szuka znaiomośći i słowa przeżuwa, ale niema nogi rozdwoioney, to iest nie odłącza się od drogi grzesznikow.

Chrześćianin: Uznawam to, żeś prawdziwie trafił w sens [umysł] Ewangelisty tym przywiedzionym mieyscem; ia tylko to ieszcze przydam: Paweł Święty nazywa tych gębakow cymbałem brzmiącym i miedzią brząkaiącą, to iest, iako na inszym mieyscu tłumączy: są rzeczy, ktore dzwięk wydawaią a są nie żywe, to iest bez prawdziwey wiary i bez łaski Ewangelij Świętey, a dla tegoż takowi nigdy nie będą wprowadzeni do krolestwa niebieskiego z synami żywota, chociażby ich dzwięk i wydatna mowa podobna była ańjelskiey.

Wierny: Z początku nie miałem żadney przeciwnośći do jego kompanij, ale teraz poczuwam, że mi się ona zbyt przykrzy; iakim sposobem mogli bysmy oney uniknąć?

Chrześćianin: Ieżeliż chcesz puyść za radą moią, powiem ci, co mi się zda i co myślę.

Wierny: Co chcesz, abym uczynił?

Chrześćianin: Idz, przystąp do niego i wnidz znim wścisłą konwersacyą [rozmowę], o skutkach pobożnośći i gdy weydzie z tobą w tę rozmowę (co chętnie uczyni) spytasz go, ieżeli też ma serce napełnione pobożnośćią i ieśli ią ma w używaniu.

Wierny zatym przystąpił do Chrześćianina w słowiech i rzekł mu: Iako się ma, i iak się mu teraz powodzi?

Chrześćianin w słowiech: Nie zle mi się dzieie, alem rozumiał, żesmy się mieli zabawić rozmowami rożnymi wespoł.

Wierny: Ieżelić się podoba, ja chcę z wielką ochotą. A ponieważ mi pozwalasz obierać materyą diskursu [rozmowy] naszego, zaczym proszę roztrząsnij mi tę Questią [to pytanie]: Iakim sposobem dzieło łaski obiawia się w sercu ludzkim?

Chrześćianin w słowiech: Poymuię, że nasza rozmowa teraznieysza powinna zmierzać do skutku łaski. Barzo to zacna do rozmowy Questia, zezwalam chętnie, aby ta była materyą naszey konwersacyi i ku temu celowi w krotkich ią wyłożę słowiech: Naprzod: Gdy Łaska Boża wznieca się w sercu, sprawuie to, że człowiek wnet woła na grzech.

Powtore: — — —

Wierny: Wstrzymay się troche na tym mieyscu, examinuymy sciśley ten pierwszy punkt, zda mi się żeś był powinien powiedzieć raczey, że łaska Boża obiawia się w tym, gdy prowadzi duszę do tego, aby zbrzydziła grzech.

Chrześćianin w słowiech: Coż to takiego? Iakąż czynisz rożnicę między wołaniem na grzech, lub brzydzeniem się grzechu.

Wierny: O barzo wielka rożnica! bo może człowiek wiele wołać na grzech i narzekać nań, ze zwyczaju lubo się onego istotnie nie wyrzeka a wyrzec się jego, i nim się brzydzić nie może, ieżeli nie będzie miał wprzody przeciwko niemu antipatyi i nienawiśći, i wielkiego lękania. Wielum takich widział, ktorzy wołali i łaiali na grzechy właśnie, iakby one były członkami samemi; lubo nie wiele się o to trapili, że w sercach, domach sprawach i zabawach ich przemieszkiwał. Pani, u ktorey Iozef zostawał, iak głosno wołała przeciwko grzechowi nieczystośći, iak by też była nay swiętobliwsza niewiasta na całym świecie, a tym czasem tego uśilnie szukała, aby zadość uczynić niewstydliwemu i nierządnemu zapałowi swemu. Wielu ich narzekaią na grzech iako matka, gdy woła na dziecie swoie i fuka, ktore trzyma na łonie swoim, często go nazywaiąc złym dziecięciem, upartym, i złośliwym, tym czasem go iednak przyciska do łona swego i całuie.

Chrześćianin w słowiech: Ia zważam dobrze, że ty masz umysł, uśidlić mię.

Wierny: By naymniey; ia pragnę tylko wytłumaczyć tę qwestyą i prawdziwie ią obiaśnić; ale iaki twoy drugi sposob, ktorym chcesz pokazać dzieło łaski?

Chrześćianin w słowiech: Ten iest mianowicie: Wielka znaiomość i poznanie tajemnicy Ewangelij.

Wierny: Ta znaiomość powinna bydż naypierwey, ale bądż, że ona uprzedza, lub że potym następuie, lecz to iest znak barzo wątpliwy. Bo człowiek może mieć znaiomość i owszem znaiomość barzo głęboką taiemnic Ewangelij, a przytym nie mieć iednak Dzieła łaski Bożey w sercu swoim, bo choćby człowiek miał wszelką umieiętność, a miłośći by niemiał, nic nie iest, i był by nikczemnym nie wolnikiem szatańskim. Gdy Iezus Chrystus rzekł do uczniow swoich: Ieśliby wszytkie rzeczy widzieli? ktorzy odpowiedzieli: Tak iest Panie, to przydał: Ieśliż to wiecie, błogosławieni iesteśćie, ieśli to uczynicie. Nieprzywiązuie tu zbawienie do znaiomośći i umieiętnośći, ale do pełnienia i uczynienia. Albowiem iest taka znaiomość, ktora daleka iest od uczynku. Są tacy, ktorzy wiedzą wolą Pana swego, ale iey nieczynią. Człowiek może mieć taką wiadmość iaką Anioł a ztym wszystkim nie bydz Chrześćianinem, a dla tegoż ten twoy znak nie iest dostatecznym. Ludzie prożni chlubią się w swoiey umieiętnośći hardzie, ale Bogu przyiemne iest wykonanie; nie dla tego, aby serce mogło bydz czyste bez znajomośći, bo zaiste dusze bez znaiomośći nie dobrze iest. Ale iest umiejętność, ktora zawiera się i przestawa na dociekaniu rzeczy, druga znajomość, ktora iest złączona z łaską przez wiarę w miłośći, a ktora uczy człowieka czynić wolą Bożą. Chrześćianinie w słowiech przestaią na pierwszey; ale prawowierny Chrześćianin nie może na niey przestawać, ieśliby i drugiey niemiał; modlitwa jego iest ta: Day mi rozum, abym strzegł zakonu twego, a żebym go przestrzegał ze wszystkiego serca.

Chrześćianin w słowiech: Iuż ia to zważam, że ty szukasz im daley tym barziey, abyś mię uwikłał; ale to nie iest z zbudowaniem.

Wierny: Przetoż tedy ieżelić się podoba inszy znak obiawienia łaski w sercu ludzkim.

Chrześćianin w słowiech: Nie bynaymniey, bo ia widzę, że się nie zgodzimy.

Wierny: Ieżeli ty tego nie chcesz uczynić, chciey mi pozwolić, abym ia uczynił.

Chrześćianin w słowiech: Oddaię to twoiey woli.

Wierny: Dzieło łaski obiawia się i temu samemu, ktory ią ma i drugim, ktorzy znim przestawaią. Wtym ktory ią ma, okazuie się w ten sposob: przekonywa go w grzechu, osobliwie w skażeniu nędzney natury jego i w grzechu małowiernośći, a ztąd dochodzi pewnie, że ieżeli nie będzie przyiętym do łaski w Chrystusie Iezuśie, potępionym zostanie; takie obiawienie i taka myśl jego wzbudza wnim smętek według duszy i wstyd zbawienny z przyczyny grzechu, ale na tych miast nayduię Zbawiciela Świata, ktory się onemu obiawia, a on widzi nieuchronną potrzebę, być złączonym i przeiednanym z tym Zbawicielem, chcąc otrzymać żywot od niego; taka reflexya sprawuie wnim potężną chęć, stać się onego ucześnikiem, i w zbudza w duszy jego łaknienie i pragnienie sprawiedliwośći, do ktorey tak wiele iest przydanych obietnic. Więc według miary, iaka iest jego wiara, czy słaba czyli mocna, radość i pokoy, oraz miłość ku swiątobliwośći i chęć do pomnażania się, do znaiomośći i do służby jego z tym większą na tym swiecie pilnośćią zmacniaią się i pomnażaią się. Ale lubom rzekł, że przez ten sposob dzieło łaski może być człowiekowi obiawione, iednak rzadko się nayduie taki, aby się sam w tym mogł przeswiadczyć i upewnić; ponieważ skażona natura jego i omylność rozumu mogą łatwo w tym o sobie upewnieniu w błąd zaprowadzić; a dla tegoż nie dosyć na tym mieć te znaki w sobie, trzeba wielkiego w tym rozeznania przytym, aby być przeświadczonym, że to iest właśnie dzieło łaski i wtym się upewnić upewnieniem nieporuszonym.

Co się tknie drugich, oto takim sposobem się im pokazuie. I: Przez wyznanie szczery wiary w Iezusa Chrystusa. II: Przez życie swiętobliwe na ziemi; przez czystość serca, przez pobożne postępki w domu jego, ieśli iest gospodarzem i ma familią. Wierny abowiem pospolicie brzydzi się grzechem wewnętrznie, i owszem siebie samego nienawidzi z przyczyny grzechu, usilnie pracuie, aby mogł wyksztakować familią swoią w świętobliwośći i żeby pobożność mogł rozkrzewić na świecie. Tym sposobem Dziecie Boże bywa od drugich rozeznane, iż zostaie wnim dzieło łaski, ktore odebrał z gory, a nie przez iaki marny dyszkurs [marną mowę], iako czynią Chrześćianie w słowiech i Obłudnicy. Ieżeli co masz przeciwko temu wszytkiemu zarzucić? mow; ieśli zaś nie, pozwol mi, że postąpię do drugiey kwestij.

Chrześćianin w słowiech: Nic teraz niechcę mowić przeciwko temu wszytkiemu, coś przełożył, wolno ci proponować inszą kwestyą.

Wierny: Kwestya moia iest ta: Czy poczuwasz w sercu twoim ową gorącą miłość ku swiątobliwośći? Pobożność twoia, czy okazuje się w postępkach twoich, czy przyprowadzasz ią do skutku, albo ieśli tylko przestaiesz na tym, że o niey mowisz? Ieżeli ta chęć twoia, aby mi odpowiedzieć? proszę ćię, weyrzy w sumnienie własne, a rozsądz się, w iakim zostaiesz stanie, nie według mniemania twego oszukiwaiącego, ani według omylnego serca twego, ale według sądu tego, ktorym ostatecznego dnia, Bog z nieba tym cię sądzić będzie. Nie ten abowiem, ktory sam siebie pochwala, ale ktorego Bog wyzna takim, będzie usprawiedliwionym. A to iest wielka niezbożność mowić: Iam iest i tym i owym, ieżeli sprawy nasze w nas, i ci ktorzy nas znają, niezgadzaią się w tym.

Chrześćianin w słowiech słysząc tę rozmowę, barzo się zapłonił wstydem, lecz ośmieliwszy się troche, odpowiedział: Iako widzę, przychodzisz do przekonania, odsyłasz do sumnienia, i do Boga, iako do Sędziow naywyższych. Niespodziewałem się, abyś zemną w ten sposob miał rozmowę prowadzić i nie zda mi się cale, abym odpowiadał na takie kwestye, nie rozumiejąc żadnym kształtem do tego być obowiązanym, chyba żechcesz być katechistą, a choćbyś i to na siebie zabrał, nieuznaię cię bynaymniey za sędziego moiego; ale proszę cię, powiedz mi też, dla czego mi takie kwestye zadaiesz?

Wierny: Ponieważ zważyłem, że ty ni o czym innym nie myślisz, tylko, żeby gadać, i słyszałem, że pobożność twoja tylko w słowiech się zawierała, a że życie i sprawy twoje nie zgadzały się z mową. Wszyscy twierdzą, żeś ty iest zmaza między Chrześćiany, i że z twoiey przyczyny tak wiele wołaią na pobożność; postępki też twoie wielu odwrociły od dobrey drogi, a wielka liczba ludzi przykładem twoim idzie na zginienie. Pobożność twoja zawiera się w przestawaniu z karczmarzami w łakomstwie, nieczystośći, w przeklęctwie, w kłamstwie, w obcowaniu ze złym towarzystwem.

Chrześćianin w słowiech niemogąc daley wstrzymać tych przymowek tak wyraźnych, rzecze: Barzoś ty iest łatwy do wierzenia, prętkim do posądzania drugiego. Zaiste nie wiem, iak mam sądzić o tobie, tylko tak, że musisz być iakiś Tetryk i uparty, zktorym nie można się bawić dyszkursem, a dla tegoż miey się dobrze, kłaniam.

Tedy Chrześćianin przystąpiwszy do swego towarzysza mowił mu w ten sposob: A nie mowiłem ci, że tak będzie, rozmowa twoia nie taka była, iakiey on szukał, raczey wolał odstąpić twego towarzystwa, niżeli odrzucić postępkow swoich. Oto! widzisz, odstępuie nas, niech sobie idzie, umnieyszył nam pracy, że odszedł od nas, bo ieśli takim zostanie, iakim iest, czego się obawiam, byłby tylko zmazą kompanij naszey, a Apostoł mowi: Wynidzcie z posrzodku ich. Zginienia swego nikomu przypisywać nie może, tylko sobie samemu.

Wierny: Cieszę się iednak z tego, żesmy się tą krotką z sobą zabawili rozmową, może, że ieszcze się będzie reflectował [rozmyslał]; iednakże iakim kolwiek sposobem ta rzecz się obroci, dość iaśnie mu mowiłem, i ieśli poydzie na zginienie, nie będe ia winien krwie jego.

Chrześćianin: Barzoś dobrze uczynił, żeś mu tak iasno mowił; dzisieyszych abowiem czasow rzecz barzo rzadka, aby podobney szczerośći zażywali iedni ku drugim, a ztąd to pochodzi, żę pobożność teraz u ludzi iest w nienawiśći. Bo ci szaleni Chrześćianinie usty, ktorych pobożność zawiera się tylko w słowiech; i ktorzy są tak występni i skażeni we wszytkich swoich sprawach, a przecie często się cisną do towarzystwa prawdziwie pobożnych ludzi, i naywięcey czynią zamieszania w swiecie, i szpecą Chrześćiaństwo; a barzo cięszko trapią ludzi pobożnych. Zyczyłbym, żeby każdy przeciwko takowym ludziom podobney zażył wiernośći, iakieyś ty zażył przeciwko temu; to i na toby wyszło, że alboby się cale udali do pobożnośći, albo też towarzystwo wiernych uznaliby za zbyt cięszkie, ktorego by im znieść nie podobna było; a wtym poczęli spiewać tymi słowy:

Ten Chrześćianin co prawdę fałszuie;
Chlubi się wiele, siła hałasuie.
Snadz nie był w szkole u Ducha Swiętego,
Gdy rządzić siebie nie umiał samego.
Zksiąg swoich czyni wielkie bałwochwalstwa,
Ięzykiem prożne wykrzyka zuchwalstwa.
W rzeczy zaś samey zaraza szczegulna
Iego dyszkursy i mowa ogolna,
Zatraca więcey z temi postępkami,
Niżli buduie swymi naukami.
Prożną bez cnoty naukę podaie,
Zdradę ukrywa, gdy prawdy niestaie.
Złość swą chce taić w cnot dobrych postaci
Trudno o kredyt, kto go raz utraci.
Sprawiedliwośći Słońce, gdy zaś wznidzie
Zaraz na niego wstyd i hańba przydzie.
Kryie się będąc fałszem zawstydzony.
Zdrada odkryta, obłudnik z hańbiony;
Proch tylko, popioł każdego człowieka
Iednak i przed nim od wstydu ucieka.
Gdy Sędzia na Sąd Syoński zakaże,
Z jakąż rozpaczą tam się iuż pokaże!

Prześpiewawszy swoią piosnkę postąpili w dalszą swoią drogę, bawiąc się zawsze rozmową w tych rzeczach, ktore się im w drodze przytrafiły, co im siła służyło że się czas nie zdał uprzykrzony, a właśnie na ten czas mieli przez puszczą przechodzić.

Chrześćianin i Wierny iuż prawie przeszli byli tę puszczę, gdy postrzegli w tyle za sobą człowieka iednego, ktory szedł za nimi barzo blisko. Ach! rzecze Chrześćianin, ktory go wnet poznał, oto Ewangelista, moy dobry Przyiaciel! i moy też, rzecze Wierny, gdyż on mię wprowadził na drogę do tey bramy. Tym czasem Ewańgelista przyłączył się do nich i pozdrowił mowiąc: Pokoy wam i tym wszytkim, ktorzy są z wami.

Chrześćianin: Witam cię, moy miły Przyiacielu, przytomność twoia przywodzi mi na pamięć naszą dawną przyiaźń i nie ufatygowaną pracę twoią, ktorąś dokładał dla zbawienia moiego wiecznego. Tysiąc tysięcy kroć, witam cię rzecze Wierny, o iak twoie towarzystwo wdzięczne nam iest ubogim pielgrzymom. Iako się wam powodziło, rzecze Ewańgelista, od tego czasu, iakesmy się z sobą rozeszli, i co się też wam przytrafiło, i iakośćie sobie w tym postąpili?

Chrześćianin i Wierny przełożywszy onemu wszytko to, co się im trafiało i z iaką pracą i uprzykrzeniem przyszli az na to mieysce. Raduię się z tego, rzecze Ewańgelista, nie tak dla tego, żeśćie tylko pracy podięli; ale żeśćie to przewyciężyli, i że lubo w krewkośćiach swoich, ktorymi iesteśćie obtoczeni, statecznie iednak wytrwaliśćie, aż do tego dnia; powiadam wam, że wielką prawdziwą mam radość, tak względem siebie samego, iako też z miłośći moiey ku wam. Iam siał, a wyśćie żęli, a oto! czas przychodzi, że obadwa, aby i ten, ktory sieie i ten, ktory żnie, radował się wespoł; a dobrze czyniąc nie słabieymy; abowiem czasu swego żąć będziemy nieustawaiąc. Korona, ktora wam iest odłożona, iest korona nieskaźitelnośći, a dla tegoż tak bieżcie, abyśćie otrzymali zakład. Wiele ich, ktorzy się biedz zdadzą o tę koronę, ale biegąc nieiaki czas, drugi przychodzi i odbiera zakład. Trzymay tedy mocno, co masz, aby nikt nie wźiął korony twoiey; ieszcze nie iesteśćie ukryci przed strzałami szatańskimi; jeszczsćie się aż do krwie nie sprzeciwili walcząc przeciwko grzechowi. Niech krolestwo Niebieskie będzie ustawicznie przed oczyma waszymi, a mocno wierzcie tym rzeczom, ktore ieszcze nie są wam widzialne, niedopuszczajcie, aby rzeczy doczesne serca wasze i umysł posiadać miały. Przede wszystkimi rzeczami, czuycie z wielką ostrożnośćią nad własnymi sercy waszymi, bo te nade wszystko iest zdradzliwe i niewymownie złe; zmacnieycie się i zmężniaycie się tedy, abyśćie się nie zachwiali, a niebo i ziemia będą wam do tego dopomagali.

Chrześćianin podziękowawszy mu za te upewnienie, oraz rzekł mu, że barzoby życzył sobie, aby chciał dłuższą rozmową zabawić się z nimi i być im pomocą ku końcowi tey drogi, ztey naybarziey przyczyny, gdyż wiedzieli, że on był Prorokiem, i że mogł im przepowiedzieć, co ieszcze ich potkać mogło i oraz nauczyć, iak się wtakowych okolicznośćiach obchodzić maią chcąc wszystko przewyciężyć.

Wierny tęż samą chęć oswiadczył.

Ewańgelista mowił do nich daley w te słowa: Dziatki moie, prawda Ewańgelij iest wam obiawiona, mianowicie, że przez wiele uciskow musicie wniść do krolestwa Niebieskiego i że zwiąski i uciski oczekiwaią was od miasta do miasta, a dla tegoż nie rozumiejcie, abyśćie mogli daley postąpić w pielgrzymowaniu waszym bez doswiadczenia tych rzeczy, iakimkolwiek kształtem. Iużeśćie nie co doswiadczyli, a wnet ieszcze nowe proby dać musićie, bo zbliżacie się dopioro, iak sami widzicie, do końca tey okropney puszczy, potym wnet wnidziecie do miasta, ktore niebawiąc uyrzycie przed sobą, tam będziecie obtoczeni wielką liczbą nieprzyiacioł, ktorzy wyrwą na was zapalczywość swoją, usiłując o śmierć przyprawić i bądzcie pewni, że ieden z was zapieczętuie krwią swoią te swiadectwo, ktore nosicie na sobie; ale bądzcie wiernymi aż do śmierci, a król da wam koronę żywota. Ten abowiem, ktory taką śmierć podstąpi, lubo to mu będzie smiercią okrutną i gwałtowną, szczęśliwszym iednak będzie, niżeli jego towarzysz, nie tylko dla tego, że pierwey stanie w mieśćie Niebieskim, ale też, że nie będzie ponosił więcey tey nędzy, ktorą będzie musiał cierpieć drugi kończąc swoją drogę. Tym czasem iak prętko staniecie wtym mieśćie i że doznacie wypełnienia tego, com wam przepowiedział, pamiętay na Przyiaciela twego a mężnie sam postępuy poruczaiąc duszę swoie wiernemu stworzycielowi, dobrze czyniąć.

Tedy uważałem, ze wychodząc z tey puszczy postrzegli miasto nazwane: Miasto Marnośći, atam był iarmark, ktory trwa rok cały i ktory też nazywa się Iarmark Marnośći; ponieważ miasto te, gdzie się Iarmark ten od prawuie, lekczeysze iest, niżeli marność sama i że wszytko, co tam przynoszą, i co się przynoszą, i co się tam przedaie, szczegulną iest marnośćią według słow kaznodziei Salomonego: Wszystko iest marność.

Ten Iarmark od niemałego czasu iest ustanowiony, barzo starodawny, i niewidzę, cobym osobliwego o nim miał pisać. Iuż to około piąci tysięcy lat, iako Pielgrzymowie odprawuią drogi swoie do Miasta Niebieskiego, iako i to dwie zacne osoby; lecz Belzebub, Apollion i Legion wmieszawszy się w ich towarzystwo i zważywszy, że powinni przechodzić przez Miasto Marnośći osądzili za rzecz potrzebną ustanowić w nim Iarmark, gdzie rożne marnośći wystawiaią się na przedaż, a ztey przyczyny nayduią się tam towary roznego gatunku, a te są mianowicie: Domy, Ogrody, Dziedzictwa rożne, Urzędy, Godnośći, Tytuły, Państwa, Krolestwa, Infuły, Rozkoszy i rożne Uciechy, Nierząd, Złość, Niewiasty, Młodzieńce, Dzieci, Panowie, Słudzy, krew Dusze, Złoto, Srebro, kamienie Drogie, i co niemiara inszych podobnych rzeczy. Uyrzysz tam ieszcze każdego czasu: Kuglarzow, Mataczow, Oszukaństwo, Widowiska, Tańce, Uciechy, Błaznow, Trefnikow, Małpy i insze rzeczy tym podobne; naydziesz tam także Oszustow, Złodzieiow, Cudzołożnikow, krzywoprzysiężcow a wszytkich w kolorze czerwonym wydatnym, a to wszystko bez naymnieyszego kosztu. A iako na Iarmarkach nie barzo sławnych rożne są ulice, ktore swoie własne nazwiska maią i na ktorych osobliwe się towary przedaią, toż samo widzieć można i na tym tu Iarmarku. Tu masz ulicę Ańgelską, tam Francuską, tu Włoską, indziey Hiszpańską, Niemiecką; a na każdey z nich osobliwszą marność widzieć możesz.

Więc, że droga do miasta Niebieskiego prowadzi, iakom rzekł, przez te miasto, gdzie się ten ucieszny jarmark odprawuie; a ten ktoryby chciał pielgrzymować ku Oyczyźnie Niebieskiey nie chcąc przechodzić to miasto, musiałby wyniść z świata; sam krol kroluiących za dni bytnośći swoiey na ziemi powracając do Oyczyzny swoiey musiał także przechodzić przez to miasto i oglądać te wszystkie marnosći. Nie ktoryś tam, ale rozumiem, że to był Belzebub, naygłownieyszy kupiec w tym Iarmarku nalegał nań uśilnie kusząc, aby chćiał kupić z tych marnośći ofiarując mu, że go chce uczynić Panem całego Iarmarku, aby tylko przechodząc to miasto onemu uczynił pokłon. Nad to, przez wzgląd na tego krola krolujących godność, Belzebub wprowadził go, na wierzch Pałacow i pokazał mu iednym skinieniem oka wszystkie krolestwa świata obowiązuiąc, tylkoby to można było, aby ten Błogosławiony Człowiek, ktorąkolwiek z tych marnośći kupić raczył, ale on bynaymniey żadnego do tych towarow niemiał pokuszenia, a dla tegoż na tych miast wyszedł z tego miasta i żadnego na tym jarmarku na kupienie iakieykolwiek marnośći nie wydał halerza. O toż widzisz, iak zbyt to dawny, i zbyt wielki Iarmark.

Potrzeba było tedy koniecznie naszym pielgrzymom, srzodkiem tego miasta przechodzic; ale ledwie tam co nogę wstawili, a na tych miast wielkie się wzruszenie stało na tym Iarmarku i całe miasto oraz od końca do końca w wielkiem zostawało zamieszaniu, rożne tu można temu przypisać przyczyny.

Naprzod: Pielgrzymowie ci byli przyodziani szatami, barzo rożniącymi się od ludzi jarmarkowych, a dla tegoż wszyscy oczy obrocili na nie, oto są, mowili niektorzy, głupi ludzie, ktorzy wyszli z rozumow swoich, drudzy mowili tylko, oto są cudzoźiemscy.

Powtore: A ieżeli dziwowali się przypatruiąc się osobliwośći stroiow onych niemniey zdumiewali się nad ich językiem, bo barzo było mało tych, ktorzy ich rozumieli, ponieważ oni mowili barzo gładko ięzykiem Chananeyskim, owych zaś był język tego swiata, tak dalece, że na całym tym Iarmarku byli ogolnym zdaniem za grubianow miani.

Potrzecie: Ale co naywiększe sprawiło zamieszanie między jarmarkowymi, to, że pielgrzymowie ci lekce ważyli i ze wzgardą poglądali na te wszystkie marnośći sądząc ie być niegodnymi swoich oczu i gdy na nich wołano, aby też cokolwiek kupowali, zatykali uszy swoie palcami wołaiąc: Odwroć oczy nasze, o Panie, aby nie patrzyły na te wszystkie marnośći. A na tych miast podnieśli oczy swoje wzgorę, przez to znać dawali, że rzecz pospolita ich iest w Niebiesiech, a że ich zabawa była z mieszkańcami niebieskimi.

Ieden z nich, ktory ie miał na oku obrociwszy się ku nim rzekł, przeszydzaiąc: a wy też co kupuiecie? lecz oni poważnym wzrokiem nań poglądaiąc, i z wielką statecznośćią odpowiedzieli: kupuiemy prawdę; co dało okaźyą, że znowu poczęli nimi gardzić, niektorzy się naśmiewali, drudzy krzywdy wyrządzali, inni niemowili z nimi, tylko ze wzgardą, niektorzy byli tacy, że pobudzali drugich, aby one trapili; na ostatek taki się wszczął tumult, i takie wzruszenie na całym Iarmarku, że wszystko było w zamieszaniu, co na tych miast doniesiono Przełożonemu wielkiemu jarmarkowemu, ktory zapaliwszy się posłał zaraz niektorych swoich naypoufalszych przyiacioł z tym rozkazaniem, aby śćiśle examinowali tych dwoch ludzi, i wybadali się początku tego wielkiego zamieszania. A oto stawiono ich przed Inkwizytorow, ktorzy pytali, zkądby przychodzili i dokąd idą, i coby tu mieli do czynienia w takim stroju osobliwszym. Odpowiedzieli, że są Pielgrzymami i Przychodniami na tym świecie, a że idą do Ieruzalemu Niebieskiego, Oyczyzny swoiey i że żadney okaźyi mieszczanom miasta tego, ani też żadnemu z kupcow, aby znimi tak źle postąpili, niedali; i nie wiedzą, za coby ich tamowali na drodze, chyba to sobie uprzątneli za okaźyą, że niektoremu pytającemu z nich, cobysmy kupowali, odpowiedzielismy, że kupuiemy prawdę. Lecz Inkwizytorowie nie inaczey rozumieli, ieno, że ci ludzie byli głupimi, albo, że umyślnie dla tego tu przybyli, aby w całym Iarmarku uczynili hałas, a dla tegoż kazano ich cwiczyć i wodzić na widok całemu jarmarkowi, gdzie tam byli wystawieni przez nieiaki czas ku zelżywośći, i na cel wyrządzania rożnych złośći i okrucieństwa, a na koniec rzucali nań błotem. Przełozony tego miasta i Iarmarku, ktory też tam był przytomny patrząc na to naśmiewał się. Oni zaś znosili to w cierpliwośći nieoddawaiąc złego za złe, ani łajania za łajanie, lecz przeciwnym obyczaiem dobrorzecząc. Za złorzeczeństwa płacili dobrymi słowy, a tym, ktorzy im krzywdę czynili oswiadczali przyiazń. Niektorzy z tych, co tam byli na Iarmarku, a że nie tak byli zawźięci iako drudzy, uważając ściśley tę rzecz, poczęli odwodzić innych zapalczywych i onych hamować, ale ci niemogąc cierpieć ich perswazyi [przemowienia], także się i na nie oburzyli i uchwycili mowiąc: i wy musicie być z liczby tych niezbożnych dwuch pielgrzymow, ktorzy oto stoią w kaydanach i pokazuiecie to, iakbyśćie byli ich przyiaciołmi i społbracią, bez wątpienia spodziewaycie się i wy tego losu. Na co mu odpowiedzieli: zaiste nie możemy inaczey wyznawać tylko, że ci dwa mężowie są ludzmi poczciwymi i ktorzy nic złego nie popełnili i więcey iest na tym Iarmarku, ktorzy słusznie zasłużyli, aby byli okowani łancuchami i raczey oni być przywiązani do prengierza, a niżeli ci, z ktorymi nie poludzku się obchodzą. Po wielu słowach, z tey i z owey stroni sobie przymawiających, pod czas ktorey zwady Pielgrzymowie dway zachowali swoią skromność i roztropność, przyszło na koniec do bitwy, aż też niektorych i raniono. A wnet ci biedni Pielgrzymowie byli stawieni przed Inkwizytorow i oskarżeni, że byli przyczyną tego wielkiego rozruchu, ktorych ubiwszy niemiłosiernie i związawszy kazano im iść wzdłuż miasta dzwigaiąc na sobie te łancuchy, a to, żeby ludzie wprowadzić w boiaźń i zabiedz, aby żaden nie ważył się wnosić proźby za nimi, albo do onych się strony przedawać. Tym czasem Chrześćianin i Wierny postępowali w wielkiey mądrośći, przyimuiąc wszystkie zelżywośći i bicia z tak wielką cichośćią i cierpliwośćią, że wiele lubo w małey liczbie (względem gminu ludzi jarmarkowych) byli poruszeni ku nim przyiaźnią i przyłączyli się do nich; co barźiey przymnożyło w nieprzyiaciołach zapalczywośći tak dalece, że przedsięwźieli ich śmiercią zatracić, co też im doniesiono.

Na ten czas przypomnieli sobie, co słyszeli od przyiaciela swego Ewańgelisty, a to ich tym barźiey utwierdziło w drodze i wcierpieniu, ktore ponosili zważaiąc, że to iuż im było wprzod przepowiedziano i ieden drugiego spolnie cieszył tym upewnieniem, że ten, na ktoregoby los śmierci padł, tym szczęśliwszym będzie: tak dalece, że każdy z nich potajemnie życzył sobie być w tym szczęśćiu, iednakże poruczali się naymędrszey woli tego, ktory włada wszystkimi rzeczami, zostaiąc zawsze spokoynymi i przestawaiącymi na tym stanie, w ktorym byli, ażby się oney podobało uczynić z nimi odmianę. Nie długo bawiąc potym byli przyprowadzeni przed Trybunał na to, aby byli sądzeni. Oskarzyciele i nieprzyiaciele stawili się wspoł z nimi przed oblicze sędziego, ktory się nazywał Nieprzyiaciel Cnoty. Skargi były zgodne i do iednego zmierzały celu i nierożniły się bynaymniey, tylko w niektorych okolicznośćiach; przednieysze punkta skarg te były.

Iż byli nie przyiaciołmi stanu ich, rzeczypospolitey burzycielami i handlow; i że przez to byli okazą buntow, i rozruchów w mieśćie; że wiele ich było, ktorzy się przedawali na ich stronę, będąc zwiedzeni i pociągnieni ich zaraźliwiem mniemaniem.

Na to Wierny odpowiedział, że się nie przeciwili żadnemu procz takowemu, ktory powstaie przeciwko krolowi krolujących, a co się tknie tumultu, o ktory mię oskrażasz, jam go nie wzbudował, bom iest Synem Pokoiu. Ci oto, ktorzy za nami mowili, byli zwyciężeni rzetelnośćią prawdy i przekonani niewinnośćią naszą, a przez to ustąpili ze złey drogi, a udali się na tę drogę, ktora prowadzi do żywota. Co się tknie Xiążęcia, o ktorym ty mnie powiadasz, to iest Belzebub, nieprzyiaciel naszego Pana; iest Xiążęciem świata tego, ktorego ia mam w brzydliwośći z całym woyskiem piekielnym.

Tedy obwołano, aby wszyscy ci, ktorzyby mieli co świadczyć przećiwko tym więźniom stoiącym przed Trybunałem, stawili się i przełożyli skargi swoie dowodnie przeciwko nim. Na tych miast wystąpiło trzech swiadkow mianowicie: Zazdrość, Zabobon i Pochlebca, i pytano, iesliby tych więźniow, ktorzy stoią tu przed sądową stolicą, znali, i iesliby co mieli sprzyiajac Panu swemu, przeciwko nim swiadczyć?

Zazdrość, ktorey kazano wprzod mowić przed innymi tak rzec zaczęła: Panie moy, iuż od dawnego czasu znam tego człowieka i mogę przeciwko niemu dać swiadectwo, ktore, aby podeyrzeniu nie podlegało, uczynię dobrowolnie w przytomnośći tey zacney rady i w mocy przysięgi moiey. A tak naprzod wykonał przysięgę i iął mowić w ten sposob: Panie moy, ten człowiek lubo nosi piękne imie na sobie, ale iest naygorszym w całym naszym kraju; niedba on ani na Xiążęcia, ani o lud, ani o zakon, ani o zwyczay, ale czyni co może, chcąc w każdego serce, obłędliwe swoie wprowadzić mniemanie, ktore nazywa Regułami fundamentalnymi wiary i świętobliwośći, osobliwie słyszałem go razu iednego, że twierdził, iż świętobliwość od zwyczaju miasta naszego marnośći, rożni się iako niebo od ziemi i nigdy niepodobna, one spolnie z sobą zgodzić; a tak potępia nie tylko nasze chwalebne zwyczaje, ale też i nas samych, ktorzy się według nich sprawuiemy. Sędzia pytał go ieszcze daley, ieśliby niemiał co więcey przeciwko niemu skarzyć. Odpowiedział: Będę miał, mośćiwy panie, ieszcze wiele rzeczy przeciwko niemu, ale niechcę się przykrzyć zgromadzeniu, iednakże po uczynionym swiadestwie tych zacnych drugich ludzi, gotowem, dalszymi moiemi dowodami przekonać tego nędznego człowieka, żeby tak nic nie dostawało do wyprowadzenia processu porządnego.

Wezwano potym Zabobon, ktoremu Sędzia rozkazał, aby sprawę przełożył, za ktorego rozkazem wykonawszy przysięgę podług praw swoich iął mowić w ten sposob: mośćiwy panie, ia tak dalece niemam wielkiego zachowania ztym człowiekiem i nigdym też sobie nie życzył mieć z nim przyiaźni, iednakże z pewney niedawno z nim rozmowy, wiem, że ten człowiek iest zaraza publiczna, bo to mi twierdził, iż nasza cześć, ktorą my wyrządzamy, niemoże Boga do łaskawośći nakłonić; ieżeli to tak iest, to my zostawamy ieszcze w grzechach i na prożno służymy Bogu, a to wszystko nie zachowa nas od śmierci wieczney; toc to iest wywracac naszą religią z gruntu razem. O toż co miałem przeciwko niemu mowić.

Na ostatek wstąpił też i Pochlebca i po wykonaney przysiędze rozkazano mu, aby co wiedział, mowił, skarbiąc sobie łaskę pańską przeciwko tym oskarzonym: mośćiwy panie, i wy przezacne zgromadzenie, iuż dawno znam tego towarzysza i siła słyszałem prowadzącego rozmow bezecnych i źle naciągaiących: lekce abowiem ważył wielkiego Xiążęcia naszego Belzebuba i mawiał terminami zbyt urażliwymi, co iego nayosobliwszych przyiaciołach, mianowicie o starym człowieku, o pożądliwośći cielesney, o niewstydliwośći, o pysze, i o łakomstwie, iednym słowem o wszystkich tych, ktore my wysoce poważamy, a co większa śmiał to rzec, że, gdyby wszyscy obywatele nasi chcieli być tego zdania, co on, żaden z tych zacnych namienionych przyiacioł, niemogłby długo mieszkać wtym mieśćie; nawet ciebie samego, Mośćiwy Panie, nieochraniał, ktoryś dopioro iest ustanowionym Sędzią na niego, z iak naywiększą wzgardą i zapąmiętałośćią o tobie mawiąc, nazywaiąc cie niecnotliwym, niczbożnym i tak wielą cię szkaradnymi tytułuiąc imionami, tak dalece, że czynił wszystko, co mogł, aby cię obrzydzył niemal u wszystkich naszych obywatelow.

Pochlebca ledwo co skończył swoją mowę, a oto Sędzia obrociwszy się do więzniow rzekł: Wy tułacze, zdraycy, odszczepieńcy słyszeliśćie, co przeciwko wam swiadczyli ci zacni ludzie. Niech mi wolno będzie, odpowiedział Wierny ku obronie moiey powiedzieć kilka słow. Sędzia zawołał: Precz, precz nie iesteśćie godni dłużey żyć, iednakże, aby każdy widział dobroć i prawość, ktorą my chcemy zwami postąpić, słuchaymy, co ten nędzny hultay ieszcze nam powie.

To ja mam, rzecze Wierny, ku moiey obronie powiedzieć: Naprzod, co się tknie swiadectwa Zazdrośći nigdym nic inszego nie mowił tylko, że wszystkie dawne zwyczaje, prawa, rozskazy i wszystek lud przeciwiaiący się słowu Bożemu istotnie są przeciwnemi obcowaniu prawdziwego Chrześćiaństwa; ieślim w tym zle mowił, niech mi pokażą moy błąd, a ja gotowem odstąpić.

Co się zaś tknie swiadećtwa Zabobony, na ten czas niemam nic powiedzieć nad to, że prawdziwa służba Boża wyciąga koniecznie wiary Boskiey, ktora nie może być bez osobliwego obiawienia woli Bożey, a dla tegoż wszystko, co się praktykuie, w nabożeństwach i obrzędach, ieżeli się nie zgadza z tym obiawieniem, żadną miarą nie może mieć gruntu swego na wierze Boskiey, ale tylko z prosta iest wiarą prożną, ktora nic służyć nie może ku żywotowi wiecznemu.

Na to, w czym tu mię odniosł Pochlebca, krotko odpowiadam (nie zapatrując się na jego twardę expressyą, ktorą oskarza mię, żem ze wzgardą i blużnierstwem mawiał) iż mistrz tego miasta ze wszystkim swoim poddaństwem i jego naśladowcami, wiele ich wyliczał sam, godnieyszemi są, aby byli strąceni na mieszkanie do piekła, a niżeli, żeby mieli zostawać w tym mieśćie albo w tym kraju: o tę łaskę Boga mego proszę. Na te słowa Sędzia wźiął głos, i rzekł do poprzysiężonych, ktorzy spolnie byli przytomni tego processu. Widzicie tu przed wami tego człowieka, z ktorego przyczyny tak wielki w mieśćie stał się rozruch; wy zacni społsiedzący w tych sądach, wy też słyszeliśćie, co ci zacni panowie przeciwko onemu swiadczyli i co na to odpowiedział, i wyznał: teraz na tym rzecz i na waszych zdaniach zawisła, czy go na śmierć skarać, czy go w życiu zachować. Iednakże chcąc się skwapliwośći uchronić w sądzie, uznaię za rzecz słuszną przełożyć przed oczy wasze prawa nasze. Za czasow Faraona owego wielkiego sługi Xiążęcia naszego, publikowano dekret zokaźyi mnożenia się tych, ktorzy inszego nabożeństwa uczyli, niżeli jego było, zabiegaiąc temu, żeby się niewzmagało, aby topiono dzieci wszystkie płci męskiey; za czasow zas wielkiego Nabuchodonozora, naysławnieyszego sługi Xiążęcia naszego ogłoszono przez dekret, aby ci wszyscy, ktorzyby nie upadli na twarz, i nie kłaniali się przed bałwanem jego złotym, byli wrzuceni w piec goraiący. Podobnie także za czasow Daryusza wypadł dekret, że ieśliby przez czas pewny wzywał kto inszego Boga niżeli on, miał być wrzucony do jamy lwiey.

Ten buntownik swoim opacznym rozumieniem nietylko zgwałcił samą moc i uwagę tych praw, co nie powinnoby być onemu cierpiano, ale też naukami swemi, sprawami, i postępkami, ktorych cale znieść niepodobna, bo co się tknie prawa Faraonowego, te było tylko ustanowione zabiegaiąc barzo małemu występkowi, według ktorego ieszcze nie było wykroczono, ale tu kryminał rzeczowiśćie iest popełniony. Co się tknie drugich dwoch dekretow, widzicie dobrze, że przeciw nim wykroczył, ponieważ uczy przeciwko naszey Religij, ktorego zdrada będąc dopioro odkryta, godna iest śmierci.

Tedy sprzysiężeni społsiedzący sędziowie powstali, ktorych te są imiona: Slepy, Nicdobrego, Kochaiący się w rozkoszach, Złość, Umarły żyiąc, Człowiek twardego karku, Pycha, Nienawiść, Kłamca, Okrucieństwo, Nieprzyiaciel Swiatłośći, a Nieprzeiednany. I dawszy każdy zosobna wyrok swoy przeciwko Wiernemu iednostaynie się zgodzili i ogłosili go winnym w przytomnośći Sędziego.

Slepy wcharakterze przełożonego takie dał zdanie. Ia widzę dość iasno, że ten człowiek iest odszczepieniec.

Nic dobrego sądził zgładzić takiego człowieka z ziemie.

Zgoda, zawołała na to Złość, bo niemogę na niego patrzać i cierpieć w oczach moich.

Miłośnik roskoszy rzecze: nigdym go cierpieć nie mogł.

Anim też ia, odpowiedział Umarły żyiąc, bo zawsze potępiał wszytkie moie sprawy.

Niech go obieszą, zawołał Człowiek twardego karku.

Ach niestetysz! złośliwy ptaszku, rzecze Pycha.

Serce się moie zapala, kiedy go widzę, rzekła Nienawiść.

Kłamca iął wrzeszczeć, żeby się iuż zbyć tego oszukańca

Okrucieństwo rzecze: Szubienica iest barzo lekkim karaniem dla niego, precz z nim ztąd.

Barzo tę rzecz ciągną, przydał Nieprzyiaciel Swiatłośći.

A Nieprzeiednany: gdyby mi cały swiat wzysk dawano, nigdybym się znim zgodzić niemogł.

A tak iednostaynymi głosy osądzili go bydz winnym smierci, i na tych miast skazali prowadzić na to mieysce, zkąd był przyprowadzony, na ktorym stracono go nayokrutnieyszą iak można pomyślić śmiercią; bo ubiwszy i ubiczowawszy rysowali ciało iego nożami, potym go ukamionowali, potym przebili wskroź mieczem i na ostatek uwiązawszy do słupa, płomieniem ognistym wpopioł obrocili. Takie było dokończenie Wiernego. Alem uważał, że za gminem ludu stał woz zaprzężony parą koni, ktory nań czekał, i na tych miast porwał onego, i prętko przez powietrze i obłoki wniosł do nieba zwdzięcznym dzwiękiem trąb, ktory ze wszech stron był słyszany.

Tym czasem zaprowadzono Chrześćianina do więźenia, gdzie śiedział przez czas nie iakowy; lecz ten, ktory rządzi całym światem i ktory trzyma w ręku swoich klucze żywota i śmierci tak te rzeczy rozprowadził, że on uszedł i został zachowany. A tak poszedł w dalszą swoią drogę spiewaiąc tymi słowy:

Tak Chrześćianin powinien bydz stały
Do śmierci, choćby tortury nastały.
I przy krolu trwać, przez morze burzliwe
Spieszyć powinien tam w kraie szczęśliwe.
Bo Pan sam, woła; spieszmyż bez mieszkania
Znosząc naywiększy krzyż oprocz szemrania.
Ta bowiem droga iedyna do nieba,
Ktorą Pan deptał, i nam ńią iść trzeba
Do naywyższego szczęśćia i radośći,
Ktore trwać będą do końca w wiecznośći.

Tym czasem Chrześćianin uyrzał towarzysza nazwanego ufaiący, ktory przyłączył się do niego, iż słychiwał rozmowy tych dwuch przyiacioł i był swiadkiem ucierpienia onych. Wielce tedy śćisłą zawźiął przyiaźń z Chrześćianinem i ztym się oświadczył, że odtąd w drodze jego chce bydz znim pospołu, a tak z popiołow tego, ktorego na smierć przyprawili na świadectwo tey prawdy wzbudzony iest ten, ktory nie odstępował Chrześćianina aż do zakończenia pielgrzymowania jego, upewnił go też, że wielu iest takich na jarmarku, ktorzy upatrowali pory pogodney, chcąc nas naśladować. Ledwo co wyszli z jarmarku, na tych miast spotkali człowieka nazwanego Czasowi Służący, ktorego pytali, zkądby przychodził, i dokąd zamyśla tą drogą iść? Odpowiedział: Przychodzę zataiwszy iednak swoie nazwysko, z miasta krasomownośći, a idę do miasta niebieskiego. O rzecze Chrześćianin: Czy ty ż zmiasta krasomownośći? Iest tam przecie co ludzi poczciwych.

Czasowi Służący: Zaiste tak rozumiem, że są niektorzy

Chrześćianin: Moy przyiacielu, powiedz mi też, iak się nazywasz?

Czasowi Śłużący: Nieznaszże mię, i ia też ciebie nieznam, ieśli wola, abym szedł wkompanij wespoł w tę drogę, barzo bym był kontent, a ieśli nie, i na tym cierpliwie przestanę.

Chrześćianin: Wiele słyszałem o tym mieśćie krasomownośći i ieśli się niemylę, iest to mieysce, w ktorym mieszkaiący zażywaią wszelkich pomyślnośći.

Czasowi Służący: Zaiste upewniam cię w tym, i ia też mam wielu przyiacioł.

Chrześćianin: Powiedz mi, proszę cię, co to są za przyiaciele, ktorych tam masz, ieżeli smiem o tym badać?

Czasowi Służący: Niemal całe miasto osobliwie: Włoczęka, niewolnik czasu, wymowny, ktorego przodkowie dali nazwisko temu miastu. Pieniacz, dwuma drogami postępuiący, przyiaciel każdemu, iest też i doktor w tym mieśćie nazwany Dwoisty ięzyk, a iest rodzonym bratem matki moiey z linij oyca; a ieśli mam prawdę mowić, lubom iest człowiekiem zacnym, iednakże dziad moy był tylko prostym szyprem, kroty zawsze w prżeciwną patrzał stronę, gdy kierował rudlem, a ia z większey częśći co powiadam, dobr nabyłem tym moim rzemiosłem.

Chrześćianin: A żonatyś też?

Czasowi Służący: Tak zaiste i mam barzo cnotliwą żonę, ktora iest corka Nieszczyrośći, dama wielce zacna i wysokiego urodzenia, ktora umie z godzić się ze wszystkimi ludzmi, zwielkimi i podłymi; prawda, że co się tknie religij, iest iakowaś rożnica między nami i tymi, ktorzy proscieyszą drogą chodzą; ale ta rożnica zawiera się tylko wdwuch barzo małey wagi punktach.

Naprzod, że my nigdy nieżegluiemy przeciwko wiatrowi, i przeciwko strumieniowi.

Powtore, że my na ten czas pokazuiemy się naygorliwszymi w religij, gdy ona iest w dobrym poważaniu i gdy bywa chwalona pobożność.

Na te słowa Chrześćianin ustąpiwszy trocha na stronę z towarzyszem swoim ufaiącym rzecze mu: Dopioro przychodzi mi na myśl, że ten człowiek muśi bydz Czasowi Służący, z miasta krasomownośći, ieżeli to tak iest, tedy mamy wkompanij naszey wierutnego niezbożnika, ktoremu się rowny nienaydzie w całey ziemi. Ufaiący odpowie mu: Pytay go zaś o imieniu, może nie będzie się wstydał one tobie obiawić; w tym Chrześćianin zbliżywszy się do Czasowi Służącego rzecze mu: z twoiey mowy zdasz się mi, iakbyś był naymędrszym z całego swiata, i ieśli się nie mylę podobno mam cię znać, azali ty się nie nazywasz Czasowi Służący z miasta Krasomownośći.

Czasowi Służący: Żadną miarą nie iest to moie imie, ale to ku moiey zelżywośći niektorzy nie mogąc mię cierpieć, nazwali mię tym imieniem; tym czasem muszę ciesząc mię znosić te obelżenie przykładem wielu ludzi mnie podobnych poczciwych, ktorzy byli przedemną.

Chrześćianin: Izaliś też nie dał okazij ludziom, aby na cię te imie włożyli?

Czasowi Służący: Nigdy w życiu moim naygorszego, com im mogł uczynić, z kąd oni mogli wźiąć okazyą, mnie tym nazwać imieniem, to iest, żem ia zawsze miał te szczęśćie, iż umiałem kierować zdaniem moim i postępkami według obrotow tego swiata, iakim kolwiek sposobem szli rzeczy, a przez ten sposob układnośći moiey siłam wskorał w moich sprawach i uszedłem wielu cięszkich okolicznośći, iednak dla tego ci złośliwi ludzie nie mieli prawa gardżić i przeszydzać zemnie.

Chrześćianin: Na tych miast zrozumiałem, żeś ty iest tym, o ktorym tak wiele słyszałem mowiących i ieżeli mi wolno powiedzieć co myślę, tak rozumiem, że to imie słuszniey tobie należy, aniżeli, że ty się do niego znać niechcesz.

Czasowi Służący: Ieżeli ty iesteś w tym rozumieniu, niechcę ci bydz w tym przeciwnym, ale uznasz, że iestem dobry kompanista, ieżeli mię zechcesz przyiąć do kompanij swoiey.

Chrześćianin: Ieżeli życzysz sobie iść znami, potrzeba, abyś szedł przeciwko wiatrom, i przeciwko wodzie, a ile mogę zważyć, nie widzę w tobie tey skłonnośći, iednakze koniecznie trzeba trzymać się religij, czy to ona iest w odzieniu oszarpanym, czy piechotą chodzi, czy w karecie iedzie, czy w łancuchach ięczy, albo że iest wsadzona na tron.

Czasowi Służący: Ty nie powinieneś się tym czynić panem sumnienia moiego, day mi na wolą a przestań na tym, że będę chodził z wami sposobem moim.

Chrześćianin: Ztym się tobie oświadczam, iż ani kroku iednego nie wolno ci daley postąpić, chyba byś tak chćiał czynić iako i my.

Czasowi Służący: Ia żadną miarą mego nie odstąpię sposobu, ponieważ on mi iest pożyteczny i wygodny; ieżeli mię niechcecie mieć w swoim towarzystwie, tak sobie postąpię, iakem dotąd czynił, i będę sobie z lekka szedł sam ieden, aż poki mi się trafi drugi towarzysz, ktory zwielką ochotą będzie mię rad miał w kompanij swoiey.

Tum uważał, że Chrześćianin i Ufaiący odstąpili odniego i poczeli iść opodal przodem, iednakże iak się ieden znich nazad obeyrzał, uyrzał trzech ludzi, ktorzy naśladowali Służącego Czasowi i gdy przyszli ku niemu blisko, skłonił się onym z wielkim respektem, witaiąc oni w zaiemnie też pozdrowili go. Imiona tych osob byli te: Przyiaciel świata, miłuiący pieniądze, i ten ktory wszystko zabiera, wszyscy trzey barzo znaiomi Służącemu Czasowi, ponieważ byli sobie towarzyszami w szkołach młodośći swoiey, pod rektorem nazywanym Zdzierca w mieśćie handlowym nazywaiącym się Miłość Zysku, w kraju Łakomstwie. Ten rektor szkoły wyuczył ich nauki, przywłaszczania sobie wielu rzeczy, przez gwałt, przez pochlebstwo, przez chytrość, przez łakomstwo, albo też na ostatek pod pokrywką pobożnośći; ktorzy cztery towarzysze szkolni za usiłowaniem wielkim rektora swego tak byli wyćwiczeni w nauce swoiey, że każdy z nich mogłby być mistrzem; a tak przywitawszy się wzaiemnie miłuiący pieniądze rzecze do drugich: Co to są za ludzie, co idą przed nami? Chrześćianin abowiem z ufaiącym ieszcze się nie byli oddalili tak daleko, aby ich nie można było widziec.

Czasowi Służący: Iest to dwuch ludzi z iednego kraju, ktorzy idą według swego rozumienia.

Miłuiący Pieniądze: O! czemuż na nas niezaczekaią? Abysmy mogli zażyć ich dobrey kompanij, bo ia rozumiem, że oni i my i ty także, przyiacielu, ieden cel mamy przed sobą.

Czasowi służący: To prawda, lecz ci ludzie, ktorzy oto idą przed nami, tak są ostrymi i przywiązanemi do swego zdania, iż srodze pogardzaią drugimi, a choćby niewiem iakiey kto był pobożnośći, ieśli się nie zgadza we wszystkim z ich wolą i rozumieniem, na tych miast gotowi rozerwać nayśćiśleyszą społeczność.

Co wszystko zabiera: To iest nie do rzeczy. Są to tacy ludzie, ktorzy chcą być miani za zbyt sprawiedliwe, surowy ich animusz [duch] to sprawuie, że posądzaią i potępiaią wszystko to, czego oni sami nie czynią. Ale proszę cie, w czym i w wielu artikułach rożniłeś się znimi?

Czasowi Służący: Tego wyciągaią koniecznie z zwykłym swoim uporem, że powinnismy drogę naszą odprawować każdego czasu, i choćby też naywiększa burza i niepogoda była, ia zaś pogodnego zawsze upatruię czasu, i wiatru dobrego, oni zaś dla Boga gotowi wraz wszystko ważyć, co maią, a ia rzeczy moie czynię z wielką ostrożnośćią i ile mogę staram się, aby życie i fortuna moia zostawała w bespieczeństwie; oni się bynaymniey niezachwieią w swoich zdaniach, choćby cały swiat przeciwko nich powstał. Co się zaś mnie tknie, ostroznie postępuię wsprawie religij, upatruiąc czasu i pożytku mego. Oni się barzo cwiczą wpobożnośći, by też byli przez to w zgardzie i w zelżywośći, ia zaś poty się tey trzymam, poki wsławie dobrey.

Przyiaciel swiata: Trzymay się mocno swego zdania, moy miły przyiacielu, bo według mego rozumu tych ludzi trzymam za głupich, ktorzy mogąc i maiąc wolność zachować dobra swoie i wszystkie wygody; a tak są obrani wrozum, że chętnie chcą wszystko utracić; bądzmy roztropnymi iako wężowie, naylepiey zgromadzać czasu lata iako pszczoły, ktore potym całą źimę spokoynie zostaią i niepracuią więcey, tylko pod ten czas, kiedy z wygodą mogą sobie przysposobić korzyśći i pożytku. A oni tak są nierozumni, że też w niepogody i deszcze drogę odprawuią. Niech czynią, iak się im podoba; a my zaś pogodney zawsze czekaymy pory. Wten czas religia mi się podoba, kiedy przy niey udzielone z błogosławieństwa Bożego dobra posiadać i konserwować [zachować] wolno i takowym sposobem tey się trzymać trzeba: Abowiem, ponieważ wam Bog darował dobra tego żywota, chce tego po nas, abysmy iemu kwoli one w konserwacij [zachowaniu] mieli. Iob św. mowi: Ze ludzie roztropni daią złoto iako proch. Niebądzmyż tedy takimi, iakowi są ci ludzie, ktorzy idą przed nami, ieżeli są tak w samey rzeczy, iako ty ie opisuiesz.

Ktory wszystko zabiera: Tak rozumiem, że my wszyscy w tym zgodnego iestesmy rozumienia, i niewidzę potrzeby, co więcey o tym mowić.

Przyiaciel pieniędzy: Słusznie mowisz, bo ten, ktory niechce w tym naśladować ani pisma, ani słusznych racij, ktore iako widzisz za nami są, niegodzien, aby go nawet słuchano.

Czasowi Służący: Bracia, otośmy wszyscy w spolney drodze, niech mi wolno będzie ku wzaiemnemu zbudowaniu naszemu przełożyć wam tę kwestyą: Gdy człowiek, bądz iaki nauczyciel, albo rzemiesnik widzi, że mu się podaie okaźya do nabycia dobr, a że iednak nie może ich stać się uczestnikiem, chyba pod kształtem pobożnośći, albo przynaymniey pokazuiąc się bydz gorliwszym, niżeli zwyczaynie, iakimkolwiek sposobem ku służbie Bożey, pytam, ieżeli taki człowiek nie może zażyć tego srzodku chcąc dostąpić skutku swego, a zostać iednak prawowiernym.

Przyiaciel pieniędzy. Z fundamentu poymuię kwestyą twoją i chcę z pozwoleniem jego usilnie się starać, abym gruntownie na nią odpowiedział. A w przod będę ią rozważał względem przytoczonego przykładu Nauczyciela. Daymy to na przykład, że nauczyciel ten barzo wźięty i zacny, a mały ma przychod, a że się onemu podaie okaźya, ktora być może z wiekszym pożytkiem i że ma sposob do dostąpienia tego, ale pod tą kondycyą, żeby się w naukach lepiey wyćwiczył, a żeby częśćiey na ambonach kazywał, a żeby też odstąpił niektorego punktu wiary swoiey, ponieważ zgromadzenie jego tego po nim wyciąga zdania, żadnego ja niewidzę szkrupułu, aby go miało co od tego odprowadzić i tym sposobem starać się postąpić na wyższy i pożyteczenieyszy stopień, na ktory bywa wokowany [powołany], i tak rozumiem, że wtym bynaymniey nic przeciwko sumnieniu nie uczyni.

Naprzod: Ieżeli to iest rzecz naturalna chcieć urość i wyżey postąpić, co iest bez kontradikcij [sprzecznośći], tedy też wolno i ten nauczyciel łatwo może akceptować [przyjmować] ofiarowaną funkcyą, nieczyniąc bynaymniey szkrupułu na sumnieniu swoim.

Powtore: Chciwość ta, ktora ma urość większym człowiekiem, pociąga i obowiązuie go do tego, że musi częśćiey na kathedrach kazywać i barżiey w naukach z większą pilnośćią się polerować, atym sposobem stawa się godnieyszym kaznodzieją, przez co talenta swoie przed swiatem wystawia większey wagi, co iest rzeczą przyiemnieyszą Bogu.

Potrzecie: Gdy ostępuie swego o wierze zdania, przypodobywaiąc się zgromadzeniu swemu, to wydaie na iawią, że on umie i może odrzec się samego siebie i własney swoiey woli, że biegłośćią rozumu swego nabywa niektorych przyiacioł, i że takowym sposobem stawa się sposobnieyszym do wykonywania urzędu swego. Zkąd tak konkluduię, że niepowinien być posądzany kaznodzieia taki, ktory podleyszy urząd urzucaiąc pożytecznieyszy obiera, ani też można sądzić z tego, że iest łakomym; ale owszem ile przez tę okaźyą dary swoie i umieiętność ludziom prezentować [objawić] może, mieć trzeba onego za takowego człowieka, ktory pilnuie powołania swego i ktory roztropnie nie opuszcza okazij, ktorą mu Bog do rąk podaie.

Co się tknie rzemiesnika, lub kupca, rozumiey człowieka, ktory iest ubogim i mało ma dobr na swiecie, ale że może pokazawszy postać pobożnośći, z nędznego swego stanu przyść do fortuny [śczęścia], naprzykład lub przez ożenienie się bogate, albo też zachęcaiąc do kramu swego kupuiących, nie mogę tedy widzieć żadney racyi, przeczby mu słusznie niegodziło się postać pobożnośći pokazać.

Naprzod: iest to wielka cnota, być pobożnym iakim kolwiek, czy prawdziwym, czy obłudnym kształtem.

Powtore: Niezakazano poymować zon bogatych, albo też pociągać kupuiących do kramow swoich.

Potrzecie: Człowiek taki, ktory tych rzeczy dostępuie swoią lub zmysloną przecie pobożnośćią rzecz dobrą przez rownie dobrą utrzymuie, a tak i żonę bogatą i kupuiących gromadę i zysk wielki i wszystko mieć można pod pretextem [pozorem] pobożnośći, ktora iest sama przez się rzeczą zbawienną i dobrą i wraz stawa się pobożnieyszym maiąc wzgląd do nabycia bogactw i dobrego imienia. Te wytłumaczenie Przyiaciela Pieniędzy w proponowaney kwestyi od Czasowi Służącego barzo było od wszystkich pochwalone, a dla tego postanowili między sobą tego się zdania trzymać, ponieważ tak rozumieli, że żaden nigdy niemogł onego refutować, a zważaiąc, że Chrześćianin z Ufaiącym nie tak daleko byli od nich, aby ich dośćignąc niemożna; iednomyślnie przedsięwźięli uderzyć na nich tą kwestyą, i iakby ie ieno prętko dośćignęli, a tym barźiey dla tego, ponieważ z tak wielką wzgardą odpędzili od siebie Czasowi Służącego. A na tych miast zawołali na nie, ktorzy usłyszawszy wstrzymali się trocha oczekiwaiąc; tym czasem to usiebie ułożyli, żeby nie Czasowi Służący, ale Przyiaciel pieniędzy proponował im tę kwestyą tusząc dobrze, że odpowiedz ich niebędzie tak twarda, iako ta, ktorą uczynili Czasowi Służącemu, gdy miał z nimi rozmowę. Tak tedy zszedszy się po uczynionym z obu stron przywitaniu Przyiaciel swiata przełożył kwestyą Chrześćianinowi i kompany jego prosząc, aby ieśli mogą, odopowiedzieli.

Zaiste, rzecze Chrześćianin, naymnieysze dziecie wsprawie religij mogłoby bez pracy odpowiedzieć na tę kwestyą i na dziesięć tysięcy podobnych, bo naprzod nie dla chleba trzeba naśladować Chrystusa Pana, iako napisano. O iak daleką tedy iest rzeczą, obrzydliwą, religyą i pobożność mieć za srzodek, aby przez to urość na swiecie. Powtore: w całym pismie nienayduiemy, aby kto tego sposobu naśladował, chyba że był poganinem. Obłudnikiem, czarnoksiężnikiem i samym szatanem.

1. Poganinem: Tak albowiem Hemor i Sychym uformowawszy sobie umysł do corki Iakoba i do jego trzody, a widząc, że niebyło inszego sposobu dokazać tego, iako tylko przez obrzezkę, rzekli do swoich społobywatelow: Mężowie, ieśli każdy męszczyzna będzie obrzezany, dobra ich, i trzody i maiętnośći ich wszystkie bedą nasze; mieli albowiem wzgląd na corkę Iakobową Dynę i na trzodę onego, ktorą chcąc otrzymać religia była tylko pokrywką. Całą tę historyą czytay.[48]

2. Obłudnikiem: Uważay faryzeuszow obłudnych, oni pożeraią domy wdow, a to pod pokrywką długich modlitew, ci odniosą cięższy sąd od Boga.[49]

3. Czarnoksiężnikiem: Tak Symon Czarnoksiężnik tego był gatunku, bo żądał mieć Ducha Św., aby przez ten srzodek mogł nabyć pieniędzy. Ale ten wyrok Piotra Św. usłyszał: pieniądze twoie niech z tobą poydą na zginienie.[50]

4. Rzekłem Szatanem: Tak Iudasz Iszkaryot był Diabłem, naśladował tegoż rozumienia, był pobożnym, szedł za Chrystusem Iezusem, oswiadczał miłość ku ubogim, a to dla tego, że miał mieszek chcąc mieć, co wnim było; a wsamey rzeczy był człowiekiem niezbożnym i synem zatracenia. Łatwo wierzyć, że ci, ktorzy się staraią pobożnośći dla swiata, zawsze łatwymi się naydą od pobożnośći odstąpić za powodem tego swiata; albowiem i to też pewna, że Iudasz oglądał się na swiat, ćwicząc się w pobożnośći, iak też i to nieomylna, że on dla tego swiata przedał pobożność i nawet Pana samego swego. To tedy zdanie wasze i maksima iest pogańską, faryzeyską i diabelską, ktorą wy kwestyą waszą twierdzić chcecie i iak zważam, przyięliśćie oną za punkt religij: ale zapłata wasza będzie według uczynkow.

Na te słowa ci ludze poczęli na się poglądać spolnie, ale nie mogli nigdy iednego odpowiedzieć słowa, ponieważ byli przekonani prawdą tych rzeczy, ktore Chrześćianin im przełożył, tak dalece, że się między nimi stało wielkie milczenie, i Czasowi Służący z swoimi Towarzyszami stanęli zadumieni i zostali się na zadzie. Tym czasem Chrześćianin z Ufaiącym kontinuował drogę swoią i wyśćignęli ich daleko, co dało okaźyą Chrześćianinowi mowić do Przyiaciela swego. Ieżeli ci ludzie niemogą znieść sądu człowieka iednego, iakim sposobem będą się mogli ostać przed sądem Boga żywota? Ieżeli stali się niemymi przed tymi, ktorzy tylko są naczyniem glinianym, iakaż ich będzie hańba, kiedy będą stawieni, i gdy Bog im będzie wyrzucał na oczy i mśćił się przed tak wielą Świętymi i przed Aniołami?

Chrześćianin i Ufaiący niebawiąc tak dalece zaszli, że nie byli od nich widziani na iedno mieysce rozkoszy, gdzie postępowali z wielką uciechą, ale że było barzo szczupłe to mieysce, wnet one przeszli. Z drugiey strony tey rowniny była gora, ktorą nazywaią Zysk, w ktorey były miny kruszcow srebrnych, ktore swoim zalecaniem tyle razy i tak wielu podobnych Pielgrzymow odwracali od prawey drogi, i gdy oni do niey barzo się blisko zbliżyli, źiemia zapadała, pod nogami ich bo barzo tam zdradliwe mieysce, i ledwo co tam niezginęli mizernie. Niektorzy w niey zostali tam zawarci niemogąc się dobyć przez całe swoie życie. Tedym też uyrzał na prawey stronie trocha wyżey za tą miną człowieka nazwanego Demas, ktory na pozor zdał się być człowiekiem zacnego urodzenia, a ten wołał na przechodzących, aby na tę gorę iść chcieli, żeby przecie przypatrzyli się temu mieyscu. Holla! Holla! zawołał na Chrześćianina i Ufaiącego: chodzcie tu! sam pokazę wam takie rzeczy, ktore was ukontentuią.

Chrześćianin: Co to są za rzeczy takie, aby były godne tego, żebysmy z drogi naszey zstąpili?

Demas: Są tu gory złote i gwerkowie, ktorzy koło tego robią, ieśli chcecie tedy poysć, możecie się tu zbogacić, bez wielkiey pracy.

Ufaiący: Słyszże, przyiacielu moy Chrześćianinie, podzmy tam trocha obaczmy.

Chrześćianin: Nieuczynie tego bynaymniey, siłam słyszał o tym mieyscu. Powiadaią, że wielu tu ich szyię połamali, a do tego bogactwa są sidłem tym, ktorzy ie nabywaią i przeszkodą odprawuiącym drogę.

Chrześćianin zawołał na Demasa: Anie iestże to iakie niebespieczne mieysce, i czy nie odwrociło niektorych pielgrzymow z drogi?

Demas: Cale nie, chyba niektorych mniey ostrożnych, a to mowiąc zapłonił się wstydem.

Chrześćianin: Bracie moy Ufaiący, nie zstępuymy ani kroku iednego z drogi naszey, ale idzmy z lekka w swą.

Ufaiący: Śmiem twierdzić zapewnie, że ieżeli Czasowi Służący będzie tędy przechodził, a że będzie tak zapraszany iako my, przyidzie tam oglądać.

Chrześćianin: To niebędzie w podziwieniu, bo uczyni według swego zdania; ale wielki zakład stawię, że tam szyię złamie.

Demas: Ieszcze raz pytam, niechcecie tu przyiść?

Chrześćianin: Iesteś ty, mowiąc ci wbrew prawdę, nieprzyiacielem drog prostych Pana naszego, i iużeś iest osądzony sądem krola naszego z przyczyny zbuntowania się swego. A na coż usiłuiesz wciągnąć nas w te zatracenie? Ach zawaruy Boże! gdybysmy ustąpili z drog krola naszego, na tych miast by się dowiedział i okryłby nas hańbą w iednym momeńcie, miasto tego, co mu dopioro zachowuiemy serce stateczne i swobodne.

Demas: Poydę z wami w kompanij, ieśli zachcecie trocha zaczekać, aż poki niektore sztuki kruszcow pozgromadzam, a wnet idę z wami.

Chrześćianin: Iakie twoie iest imie, nie nazywasz się tym, iakom cię mianował?

Demas: Tak iest imie moie Demas, a iestem synem Abrahamowym.

Chrześćianin: Znam cię barzo dobrze, dziad twoy nazywał się Giezy, a oycem twoim był Iudasz, tyś chodził drogami ich, ty tylko masz skłonność do czynienia złego, oyciec twoy był obwieszony iako zdrayca, i tyś nie mnieyszey kary godzien; bądz tego pewien, że my to wszystko doniesiemy krolowi naszemu, gdy staniemy przed oblicznośćią jego, a tak poszli w swą drogę. Tym czasem uyrzeli za sobą Czasowi Słuzącego i Towarzysze jego, ktorzy za naymnieyszym skinieniem Demasa oka, prosto ku niemu poszli, ale mogłbym zapewnie twierdzić, że powpadali w ten doł zstąpiwszy tam, chcąc robić około kruszcow, gdzie na ostatek musieli się udusić waporami, ktore zwyczaynie występuią z min i uważałem dobrze, że niepokazali się więcey w całey drodze, co Chrześćianinowi i Ufaiącemu dało okazyą spiewać piosnkę.

Niegdyś obrzydły Demas człeka zoczył
Małowiernego, ktory wraz przyskoczył,
Pierwey, nizeli umysł mu obiawił,
Demas aliśći ten się mu wraz stawił.
Bogactw fałszywych blaskiem uwiedziony
Dla ich łakomstwa wbłąd zaprowadzony,
Opuszcza Boga dla Bałwanow sprosnych.
Więc dostaie się dusza do załosnych
Więźniow strasznego nad piekłem Tyrana
Na wieczne męki wdręczenie oddana.
Załosny przykład lecz potka każdego,
Takowy dekret Pana naywyższego.
Z tych, co Iezusa nie naśladowali
Z miłości, ale bogactw pożądali.

A tak pielgrzymowie nasi szli drogą swoią nieudaiąc się na żadną stronę i przyszli na mieysce, gdzie był starodawny grob barzo bliski drogi, co im niemałą było okaźyą do podziwienia, bo tam był wystawiony słup w kształcie niewiasty. Temu widokowi dziwując się przypatrowali się, a bawiąc się tam długo oglądali ze wszech stron, nie wiedząc, coby to być mogło. Na ostatek Ufaiący postrzegł napis na czele, ale charakterem zbyt starodawnym i nieczytelnym, a ponieważ sam nie był literatem, zawołał Chrześćianina, ktory miał w tym większą umieiętność probując, ieśliby on nie mogł wyczytać tego napisu i zrozumieć sensu [umysłu]. Ow zebrawszy po literze wyczytał te słowa.[51] Pamiętaycie na źonę Lotową, z kąd zrozumieli, że to był ow[52] słup solny, wktory Zona Lotowa była przemieniona, gdy się obeyrzała nazad ku Sodomie, gdzie była zostawiła serce swoie przywiązane, a ten widok niespodziany i straszny, podał im okaźyą do rozmowy w ten sposob.

Chrześćianin: Ach bracie moy! Iak nam to widzenie przydaie się własnie wczas, kiedysmy byli przymuszani od Demasa, abysmy odwiedzili gorę Zysku, gdy bysmy byli poszli, iakeś ty miał chęć, obawiać by się było trzeba, żebysmy niebyli wystawieni na cudowisko tym sposobem, iako ta Niewiasta, tym wszystkim na przykład, ktorzyby po nas następowali.

Ufaiący: Załuię barzo tego, zem tak był barzo w rozum obrany i sam się dziwuję temu, że mię tenże los niepotkał, co tey niewiasty: bo co za roznica iest między nią a mną? Ona tylko się obeyrzała, a ia żądał tam iść: Ach! niemogę dostatecznie wysławić łaski Bożey, ziak naywiększym zawstydzeniem twarzy moiey, żem zezwolił przypuśćić do serca mego taką myśl szkodliwą.

Chrześćianin: Zważaymy to dobrze, cosmy widzieli, a żeby to nam mogło ku pożytkowi służyć wczas przyszły. Ta niewiasta uszła iednego wielkiego nieszczęśćia, a wpadła w drugie, nie żginęła z sodomą ale zginęła inszym przypadkiem i przemieniona iest, iako my dopioro widziemy w słup solny.

Ufaiący: To prawda, służy ona ku przestrodze, z żebysmy się ztąd uczyli, iakie nas karanie czeka, ieżeli tego ku naszemu nieobrocimy pożytkowi, i żebysmy się strzegli wpaść w podobny grzech. Takowym sposobem kore, Datan i Abiram zdwunasty i pięcdziesiąt ludzmi znimi zginęli[53] i stali się ku przestrodze iednym a na przykład drugim. Ale iedney się rzeczy dziwuię, jako też Demas i jego towarzysze mogą bydz tak ieszcze smiałymi i starać się nabywać skarbow tego swiata, maiąc przed oczyma i prawie nie mogąc się zchronić, aby nie widzieli przykładu tey niewiasty, ktora tylko się obeyrzała wtę stronę, gdzie jey fałszywe były dobra, bo nieczytamy, aby miała krok ieden postąpić dla zabrania onych, a przecie tak surowy podstąpiła sąd, że nagle była obrocona wśłup solny.

Chrześćianin: W samey rzeczy iest rzecz godna podziwienia, zkąd można widzieć, że ci ludzie są bez upamiętania niezbożni, i niewiem, do kogobym ich lepiey mogł przyrownać, iako do złodzieiow iawnych, ktorzy to woczach sędziego i nawet stoiąc iuż pod szubienicą odrzynaią kieszenie i worki. O sodomskich obywatelach powiedziano, że byli[54] zli i wielcy grzesznicy przed Panem przez to, że grzeszyli przed oblicznośćią Panską, zapominawszy dobrodzieystw, ktore Bog hoynie wylewał na nie, abowiem ziemia sodomska była iako sad Panski, a to go wzbudziło do pomsty i śćiągnęło na nie ogień zapalczywośći jego. Zkąd doskonałą pewnośćią konkludować możno, że ci, ktorzy podobnym grzeszą sposobem widząc i pogardzaiąc tak wielą przykładami, ktore się im ustawicznie przed oczyma wystawiaią, aby służyły ku przestrodze, odniosą prętkoli, lub poźno, także ten sąd straszliwy.

Ufaiący: Wszytkie rzeczy te bez wątpienia są iawną prawdą: Ale iaka to wielka łaska Boża, że ani ty, ani ja nie iestesmy za podobny przykład ludziom wystawieni. To nas powinna pociągać do wychwalania Boga i do boiaźni jego, bez przestanku pamiętaiąc zawszdy na zone lotową.

Gdy tak bawili się rozwazaniem, przyszli nad wdzięczny strumien, ktory Dawid nazywa: Strumieniem Bozym; a Ian S. Strumieniem wod zywych. A ponieważ droga ich własnie prosto po brzegu tey rzeki prowadziła, tam szli z wielką rozkoszą, pili też wodę tego strumienia, ktora ich dziwnie wzmocniała i otrzeżwiała serca skruszone; zdrugiey strony strumienia takosz blisko brzegu były rozne drzewa zieleniaiące się i owocow pełne, ktorych liśćie nasycaią i otrzeżwiaią podrożnych, kiedy się barzo krew zapali wdrodze, a są ieszcze barzo dobrze przeciw niestrawnośći żołądka i przeciwko chorobom, ktore zniego pochodzą, przy tymże strumieniu były też łąki barzo wesołe nasadzone liliami pięknośći nieporownaney, aktorey żieloność trwa przez rok cały. Tam się układli i usneli, bo bespiecznie tam mogli odpocząć; ocknąwszy się nazbierali owocow z drzew, ktore iedli i oraz pili wodę z tego strumienia. Tym sposobem pielgrzymowie nasi odpoczęli sobie i wdzięcznie się otrzeżwili zostawszy tam przez kilka dni spiewaiąc wespoł tymi słowy:
Szczęsny czas w miłym brzegu zywey wody.
Strumien błyszczący dodaie ochłody,
Drzewa płodnego owoc zas obfity
Mocą swą daie skutek znamienity,
Dusza zemdlona i zmysły strapione
Przez ich posiłek są wraz oczerstwione.
Wdzięk mieysca tego trudno ocyrklować.
Gdyż ledwie godnie możem się dziwować,
Komu ten sposob wdzięczny dałeś Boże.
Szczęśliwym nader zawsze się zwać może.
Grzechy minąwszy rokoszy używa,
W raiu na wieki wdzięcznie odpoczywa.

I gdy się iuż mieli do kontinuacij drogi swoiey, bo ieszcze oney niebyli zkonczyli, iedli i pili ieszcze przed swoim odeyśćiem, potym opuśćili te rozkoszne mieysce, i ieszcze niedaleko byli uszli, że droga ich poczęła się oddalać od owego strumienia, co ich barzo zasmęciło; iednak niesmieli ustąpić z drogi swoiey, ktora lubo była zbyt twarda i nierowna, a iuż i stopy nog ich barzo się podbili dalekośćią drogi, tak dalece, że dusza ich obrzydziwszy tę drogę, lepszey żądała. Po lewey ręce drogi uyrzeli łąkę nazwaną obłądzenie i kładkę do przeyśćia na nią.

W tym Chrześćianin rzecze do towarzysza swego, ieżeli się ta łąka trzyma naszey drogi, przeydzmy na nią; wnet przeszedł po tey desce, dla rozeznania, i nalazł, że wsamey rzeczy była tam śćieszka wzdłuż przy gośćincu. Ach zawołał! Oto tak własnie iest, iakom sobie życzył, możemy tedy iść barzo wygodnie: podz, moy miły przyiacielu Ufaiący, odprawuymy bieg nasz tą piękną drogą, ale rzecze Ufaiący: ieśli nas ta droga wbłąd zaprowadzi, co poczniemy? To być nie może odpowiedział.

Chrześćianin: A nie widzisz, że ta śćieszka idzie daleko ustawicznie po za drodze? A tak Ufaiący dał się namowić towarzyszowi swemu i poszedł za nim przez tę kładkę, ale gdy przeszli na drugę stronę, postrzegli, a oto ziemia była zbyt grząska pod ich nogami, tym czasem postrzegli człowieka przychodzącego ku sobie, ktory się nazywał Prożna Ufność; i wnet zawołali nan pytaiąc, dokądby ta droga szła; ow odpowiedział: do Bramy niebieskiey.

Chrześćianin rzecze: a widziszże, żem się nieomylił, i że to iest dobra droga, tak dalece, że postępowali za radą tego człowieka, ktora wprowadziła ich w wielki labirint nieszczęśćia, z ktorego tysiąc bied mieli, nim się wyrwali; bo na tych miast noc ich tak ciemna ogarnęła, że ostatni niemogł widziec wprzod idących. Ze tedy i ten człowiek, Prożna Ufność, sam niemogł widziec drogę przed nogami, wpadł wrow głęboki, ktory na to umyslnie był wykopany od Pana tam tego kraju, aby tam wen wpadali ludzie prożney chwały i hardzi, i tym swoim zapadnieniem był tam zniszczony. Ci dway pielgrzymowie barzo się zadziwili, usłyszawszy ten trzask i hałas wpadaiącego; lecz im strach tym większy był, gdy głosno wołaiąc pytali, coby to było, nic innego wodpowiedzi nieusłyszeli, tylko żałosne wzdychanie dokonywaiącego, i na tych miast deszcz gwałtowny, grzmot i pioruny i błiskawice straszne wszczęły się, ze wszech stron. Tedy rzecze Ufaiący do swego towarzysza, a coż to? gdziez my iestesmy, moy ty biedny przyiacielu. Na co Chrześćianin maiąc serce ztrwożone tak wielką boleśćią, że tak nieszczęsliwie się obłąkał, niedał mu zaraz odpowiedzi, ale dość iawnie pokazywał po sobie, że był w smętnych zanurzony myslach, ktore były uwiązane do serca tego, przez w zdychania i załosne wyrażenia żalu, ktore z siebie wydawał. Ach! nieszczęśliwy, rzekł, czemum się nie trzymał drogi moiey, ktoby chciał temu wierzyć, żeby ta śćieszka nas tak odwiodła od prawey drogi.

Ufaiący: Tegom się zaraz z początku obawiał i myśliłem przeztrzeć ciebie diskretnie, lubom zaiste powinien był mowić sposobem rzetelnym, alem poważał lata twoie, ponieważ ty iesteś odemnie starszym.

Chrześćianin: Moy miły bracie, nie przykrze sobie, wyznawam z wielką moią hanbą, żem ia iest przyczyną wszystkiego tego nieszczęśćia, ktore na nas przyszło, nie mogę wyrazić boleśći tey, ktora się we mnie zawiera i żalu tego, ktory w sobie czuię, żem się w tak wielkie wraził niebespieczeństwo; proszę cię, bracie moy, przebacz mi, nieuczyniłem tego ze złey intencij [woli].

Ufaiący: Cożto mowisz, moy bracie? ja ci z całego serca mego przebaczam, tylko nie trać serca, mam nadzieię, że to nam będzie ku pozytkowi służyło.

Chrześćianin: Iakoż to pociecha wmoim nieszczęśćiu, i iakie to szczęśćie dla mnie, że mam tak miłego i społ boleiącego przyiaciela; lecz nic się tu niebawiąc wtym momencie wracaymy się nazad.

Ufaiący: Pozwol mi tedy, że poydę wprzod przed tobą, moy miły bracie.

Chrześćianin: Nie bynaymniey zpozwoleniem twoim, iam powinien wprzod iść, aby ieśliby iakie niebespieczeństwo było, iam był pierwszy onemu na celu, ponieważ zmoiey okazij iesteś wbłąd zaprowadzony.

Ufaiący: Nieczyn tego, proszę cię, bo dla twoich myśli dopioro roztargnionych znowu możesz chybić drogi. Na tych miast usłyszeli głos upominaiący, ktory im rzekł.[55] Pamiętaycie na ten gośćiniec, i na drogę, ktorąśćie chodzili, nawroćcie się na sciezki wasze. A tak przed się wźięli wroćić się nazad, lecz tak było ciemno i wody tak się były wzmogły, że po wiele kroć razy o mało nieprzyszli do zginienia, i lubo całą noc z wielką pilnośćią szli, niemogli iednak naleść tych kładek, po ktorych przeszli, tak dalece, że musieli się chronić do małey iaskini i usiedli, ażby dzien nastał, a ponieważ byli zfatygowani, usnęli ci ubodzy pielgrzymowie. Na ten czas doswiadczyli tego, że łatwiey iest ustąpić z drogi, gdy na niey zostaiesz, niżeli naleść ią, kiedyś raz zniey ustąpił. Trocha daley od tey iaskini był zamek nazwany Wątpliwość, wktorym rezidował Olbrzym, imieniem Rozpacz; a ten wstawszy barzo rano przechadzaiąc się po polach swoich, nalazł Chrześćianina i Ufaiącego spiących w jego granicach. Na tych miast groźnym i zapalczywym zawołał na nie głosem, że się ocknęli i pytał ich, coby za ludzie byli, i coby wiego ziemi porabiali. Iestesmy, rzekli, podrożni i zbłądzilismy z drogi. Ale zkąd to wam, rzecze surowie, żeśćie się odważyli nocleg odprawować w moiey źiemi? Idzcie zamną bez omieszkania, a dowiecie się, z kim macie sprawę. Niesmieli mu bydz w tym przeciwnemi, bo procz tego, że byli boiaźliwemi dla swego błędu, ieszcze tym barziey obawiali się pobudzać onego do gniewu nieposłuszenstwem, ponieważ zrozumieli, żebył daleko mocnieyszym a niżeli oni. I tak wciągnąwszy ich do swego zamku, wrzucił do sklepu smrodliwego i ciemnego, gdzie byli zamknięci od srzody z rania aż do soboty w wieczor. Łatwo można wierzyć, iak opłakana stanu ich była kondicya: Bo na ostatek oto żadna im niepozostała nadzieja, żadnego niespodziewali się ratunku ludzkiego bez znajomych, bez krewnych, bez przyiacioł, dręczeni rozpaczą w ciemnośćiach głębokich, a niemaiąc nawet kawałka chleba, ani kropli wody dla usmierzenia łaknienia i pragnienia, ktore ich trapiło. Tak dalece, że nic niewidzieli procz okropnego obrazu smierci, ktora ze wszech miar stawała w ich oczach; ale co naywiększą zadawało Chrześćianinowi mękę, to, że był przyczyną nierostropną radą swoią, nieszczęśćia wiernego swego przyiaciela. Olbrzym rozpacz układszy się z zoną swoią, niedowiarstwo nazwaną, przepowidział iey, iako dwuch wieźniow nalezionych w iego ziemi wtrącił do więźenia i radził się iey, coby ona rozumiała czynic znimi; ktora pytała u niego, coby to za ludzie byli, zkąd przychodzą i dokąd idą? ona tę dała radę, aby na zaiutrz rano, bez żadnego miłosierdzia potężnie ich bić kazał. Ledwie co wstał olbrzym, zaraz miał się do tego, aby tę radę, ktorą mu żona iego podała do skutku przyprowadził, i ku temu celowi porwał potężny kii z drzewa jabłoni leśney, i rzuciwszy się na nie w zapalczywośći niepoiętey, lubo oni żadnego onemu przykrego nieuczynili i nie rzekli słowa, tak ich okrutnie bił, że polegli na ziemi nie mogąc żadną miarą sami przez się podnieść się. Potym sam odszedł, zostawiwszy ich leżących na podłodze, gdzie przez wszystek czas opłakiwali swoie nieszczęśćie. Gdy tak ci ubodzy pielgrzymowie z żalem i wzdychaniem ustawicznym trawili swoy czas wtym więźieniu ciemnym, olbrzym Rozpacz ni o czym innym nie myślił, tylko o srzodku, ktorymby ich zatracił, a otym następuiącey nocy rozważał i naradzał się z żoną swoią niedowiarstwem, ktora dowiedziawszy się, że byli ieszcze w życiu, radziła mu, aby ie na śmierć przyprawił, a tak na samym świtaniu przyszedł do nich i przymuszał ich potężnie, aby sami sobie śmierć uczynili. Lecz gdy oni trocha się zbraniali i niechcieli iść za niego namową, na tych miast znowu rzucił się na nie w wielkiey zapalczywośći, i pewnie ich by tam był pokonał, gdyby go paroksyzm [złość] jego żwyczayny nie był ogarnął, gdy uyrzał promienie wschodzące słoneczne, ktore mu odięły moc, że niemogł władać rękoma, a tak zostawił ich tam w owym stanie, a sam odszedł myśląc, iakby z nimi daley postąpić. Tym czasem więźniowie radzili się z sobą, coby na ten czas obierać mieli ku swemu lepszemu. Coż będziemy czynić bracie moy? rzecze Chrześćianin. Iak nieszczęśćliwy i mizerny iest los życia naszego! Dla mnie ia niewiem, co mi iest lepszego, czy prowadzić tak smętny żywot, czy na tych miast umrzeć?[56] a przetoż dusza moia obrałaby sobie raczey obieszenie i śmierć, niżeli zostać w kośćiach. Grob milszy miby był, niżeli ten doł. Iakoż? pozwolimy temu Olbrzymowi, żeby nad nami tak ciężkie wykonywał okrucieństwo?

Trocha dalej od tej jaskini był zamek nazwany Wątpliwość, w ktorym rezidował Olbrzym, imieniem Rozpacz; a ten wstawszy barzo rano, przechadzając się po polach swoich, nalazł Chrześćianina i Ufającego spiących w jego granicach. Na tych miast groźnym i zapalczywym zawołał na nie głosem, że się ocknęli. (Str. 162)

Ufaiący: Przyznawam, że stan nasz teraznieyszy iest opłakany i mnie także śmierć słodszaby była, niżeli taki żywot, ale pamiętaymy na to, co nasz Pan mowi, do ktorego idziemy.[57] Niebędziesz zabijał. Ieśli my niepowinni drugich zabijać, daleko mniey niepowinnismy bydz morderzami nas samych, ponieważ ten, ktory zabija bliźniego swego, tylko onego ciało zabija, ale ten, ktory samego siebie zabija, zatraca ciało oraz i duszę swoię. Ty mowisz, że w śmierci znaydziesz uwolnienie od twego nieszczęśćia, ale czy zapomniałżeś piekła, moy bracie, w ktore zaboycy nie omylnie będą pogrążeni?[58] bo mężoboycy nieodziedziczą krolestwa Bożego. Pamiętaymy też, że Olbrzym Rozpacz niema zupełney mocy wręku i słyszałem, że wiele on schwytał w ziemi swoiey iako nas, na ostatek uszli szczęśliwie. Ieżeli Bog stworzyciel swiata nie każe umrzeć samemu Olbrzymowi Rozpaczy? albo może się przytrafić, iż zapomni choć raz zawrzeć swego zamku, albo że gwałtownie zdięty będzie chorobą swoią, ktora mu odeymie moc członkow jego. Ale niech będzie, co chce, jam iest przygotowany mężnym sercem wystać do ostatniey godziny, albo też będziemy się starali, iakobysmy przed jego ręką uszli. Niedobrzem sobie w tym poradził, żem o tym dawniey niepomyślił: tym czasem, moy bracie, bądzmy cierpliwiwemi i nie utracaymy serca wnaszym nieszczęśćiu, kto wie, ieżeli to nie iest ostatni dzień przed naszym wybawieniem, patrzmy tylko tego, abyśmy samych siebie niestali się zaboycami.

Te słowa trocha zmężniły Chrześćianina, tak dalece, że Olbrzym przyszedszy wieczorem oglądać w więźieniu, ieżeli też więźniowie usłuchali rady iego, barzo się zadziwił, widząc, że weselszymi i czerstwieyszymi byli niżeli przedtym, rzecze im, poglądaiąc z przykra, głosem przeraźliwym: Będziecie tego żałować, żeśćie nieusłuchali rady moiey i że tak wiele przyidzie na was złego, że będziecie przeklinać dzien narodzenia swego. Na te groźne słowa zadrżeli, osobliwie Chrześćianin barzo się uląkł i omdlał, lecz przyszedszy trocha do siebie, odnowili pierwszą swoię rozmowę, myśląc co by mieli obierać, bo Chrześćianin nakłaniał się iść za radą Rozpaczy, ktorą mu podał, ale Ufaiący potężnie się temu przeciwił. Moy bracie, rzekł mu: A nie pamiętasz, ziaką zawsze pokazywałeś się stałośćią, aż dotąd? Nic cię nie mogło zatrwożyć. Zapalczywość Apolliona, ciężar nieznosny, ktoryś dzwigał, okropne widoki, ktoreś widział wdolinie ciemnośći, wołanie przeraźliwe, ktoreś tam słyszał, iednym słowem tysiąc przygod, ktore na cię przypadały w tey drodze, niemogli ci odiąć serca, a dopioro samą iesteś lękliwą słabośćią; ja zaś mam nadzieię, że mię los potka szczęśliwy, lubo kondycia moia teraznieysza niczym nierożni się od twoiey; lubo podlegam podobnym nieszczęśćiom i zdam się mniey mieć mocy i doświadczenia, niżeli ty. Bądzmy cierpliwemi spolnie, moy miły przyiacielu, wspomnij sobie na tę mężność, z ktorąś zawsze stawał, a osobliwie na nieprzezwyciężone serce, z ktorym smiało prezentowałeś [pokazałeś] się na jarmarku marnośći, lekce ważąć łańcuchy, więźienia, zwiąski i samą nawet śmierć, ktorą cię ustawicznie straszyli: A ieśli to niedosyć iest, niech przynaymniey uważenie bluźnierstw, ktorym za cel wystawione iest chrześćianstwo, kiedy unikamy ucierpienia, tylko tego nas prowadzi, abyśmy w cierpliwośći wszystko znosili, aż do zgonu. Takowym sposobem ci dway pielgrzymowie strawili resztę dnia chylaiącego się, i nocy następuiącey; ale ledwie, co dzień oświtnął, że oto Olbrzym przyszedszy za radą żony swoiey wywlokł ie na podworze i pokazał onym kośći tam i sam porozrzucane. Ci byli, rzekł un, niegdyś także pielgrzymami iako i wy, i weszli w moią ziemię, iakośćie i wy uczynili, alem ich karał za tę lekkomyślność rozszarpawszy ie na sztuki, i nim dwa dni wynidą, bądzcie pewni, że podstąpicie tęż samą karę, wroćice się do swego więźienia, pierwey, niżeli to przyidzie. A na tych miast popędził ie aż ku więźieniu, wktorych zostali aż do soboty wtakowym nędznym stanie. Gdy się tedy z nowu noc zbliżyła i gdy Niedowiarstwo z Rozpaczą bawili się rozmową o kondicij tych więźniow, stary Olbrzym oswiadczył się przed żoną swoią, że był w wielkim podziwieniu nad tym, iż niemogł nic wskorać, ani biciem, ani namowami przyprowadzić do tego, aby sobie śmierć uczynili: Ia wierzam, rzecze żona, że ieszcze oni w tey są nadziei, iż ktokolwiek ich ztąd wybawi, albo, że naydą iakie lochy podziemne, że ucieką; a także ty to rozumniesz, rzecze Olbrzym, potrzeba tedy, abym iutro ieszcze ich wźiął na inszą probę.

Tym czasem więźniowie udali się na modlitwę w sobotę o pułnocy aż do switania. Na ostatek Chrześćianin trocha przedtym, niż dzien nastał, na te wypadł słowa: Iakem iest wrozum obrany, na co mi tu zostawać w tey iaskini smrodliwey, mogąc wyniść na wolność? Izali niemam klucza w zanadrzu moim, ktory się nazywa Obiernica? Zapewnie tym otworzę wszystkie zawory tego zamku Wątpliwośći: Dobra nowina, moy miły bracie, rzecze Ufaiący, dobądzże go, proszę, i sprobuymy, ieżeli będziemy nim mogli otworzyć. Pospieszył się tedy Chrześćianin i dobył tego klucza i począł probować do bramy Więźienia. Udało się, iak sobie życzyli, bo ledwie co go raz obrocili, na tych miast brama zhałasem otworzyła się i wyszli obadwa, potym poszli do bramy żelazney, ktora iest do wyśćia na podworze pierwsze zamkowe, ktorą także otworzyli, bez wielkiey pracy tym kluczem, potym naleźli bramę takoż żelazną, ktora była barzo trudna do otwarcia, iednakże tym kluczem z tąż samą łatwośćią otworzyli; na ostatek odważyli się otworzyć wielkie bramy, aby mogli wyniść na swobodę i spieszyć w dalszą swoią drogę; ktore bramy otwieraiąc się, tak wielki uczynili hałas, że się Olbrzym ocucił, zrozumiał zaraz, co to było, i chciał spiesznie wstać, w przedsiewżięciu a iść wpogoń za tymi więźniami, ale choroba jego tak gwałtownie go uchwyciła, że nie mogł władać członkami swoimi. Podrożni zaś mieli tym czasem porę cale uciec, a tak spiesznie szli ku Gośćincowi swemu bitemu, gdzie byli bespiecznemi, nie będąc więcey wgranicach Olbrzyma.

Tedy przeszedszy po tych kładkach zważali sami w sobie, iakiby tam znak postawić mogli ku przestrodze tym, ktorzyby tamtędy po nich przechodzili, aby nie wpadli w ręce tego Olbrzyma Rozpaczy; na ostatek sobą się zgodzili, aby tam był postawiony słup z tym napisem: Przez te kładki idzie droga, ktora prowadzi do zamku Wątpliwośći, ktory iest wdzierżeniu Olbrzyma Rozpaczy, ten niedba na krola miasta niebieskiego i usilnie się stara, aby zatracił pobożnych pielgrzymow, ktora inscripcya barzo była odtąd pożyteczna wielu podrożnym, ktorzy przez ten srzodek uszli niebespieczeństwa, a tak tedy pielgrzymowie nasi podnieśli głos swoy spiewaiąc tę piosnkę:

O! bespieczeństwo zbyt nam pochlebuiąc,
W szranki nieszczęśćia wielu nas wprawuiąc.
Zatracasz nędzną duszę, ktora swego
W tobie spocznienia szuka omylnego.
Dać znamienitą rozkosz obiecuiesz
Nie iszcisz skutkiem, co w domu mianuiesz
Zwykły obietnic koniec twych karanie;
A te na wieki nigdy nie ustanie.
Rowną pozorną zkazuiesz nam drogę,
Zdradą ukrywszy wsidła wprawiasz nogę.
Umiesz nam zdrogi wiecznego żywota
Zwiodszy otwierać na zginienie wrota.
Szepcesz do ucha twoim naygrawaniem
Pychę cukruiąc, bysmy za iey zdaniem
Szli, a zakrywasz oczom nędzę własną,
Nieprawość, skłonność i passyą iasną.
Suptelna słodkość, lenistwo, wygody
Paszą nas zawsze trucizną przygody.
Bo ztąd oźiembłość z uchwałą nastaie.
Serca gorliwość w modlitwach ustaie.
Ty nas na śćieszce prowadzisz złey drogi
W rozpacz wątpliwą bez wszelkiey przestrogi.
A na ostatek na łub swoy porywasz,
I tak suptelney zdrady nie odkrywasz.
O bespieczeństwo zbyt omylney rady
Wprowadzasz zawsze wszelkich przygod zdrady,
Dość nieszczęśliwa dusza się znayduie,
Co wczasow znaleść w tobie usiłuie.
Raczey iuż radzę duszom żądaiącym
Dobr wiecznych, ktore są szczytem trwaiącym.
Uciekaycie iuż z gośćinca wielkiego
Tak bespieczeństwa srodze zdradliwego.
Ostrożność mieycie, bez trwog zawsze czuycie,
A drogą krzyża mężnie postępuycie.
Ten tor choć ciasny prosto iednak wiedzie
Do Krola Krolow pałacu przywiedzie.

Potym przyszli na mieysce, gdzie były miłe pagorki, ktore należą do Pana tey gory. Na wierzchach tych pagorkow widzieli pasterzow strzegących trzody owiec swoich. Prosto poszli ku nim, chcąc się z nimi zabawić rozmową podpierając się laskami swymi jako pospolicie zwykli podrożni, kiedy są ufatygowani. Wnet zpytali pasterzow, komu by te miłe gory należały, i ta trzoda owiec, ktora się pasła. (Str. 171.)

Potym kontinuuiąc swoię drogę, przyszli na mieysce, gdzie były barzo miłe pagorki, ktore należą do Pana tey gory, o ktorey mowilismy wyżey, wstąpili tam, chcąc widzieć piękne ogrody, winnice, zrzodła wdzięczne, ktore się tam znayduią, gdzie przyszedszy pili i umyli się i iedli, bez przeszkody, owoce z tey winnice. Na wierzchach tych pagorkow widzieć było pasterzow strzegących trzody owiec swoich przy samym gośćincu. Pielgrzymowie nasi prosto poszli ku nim, chcąc się znimi zabawić rozmową podpierając się laskami swymi iako pospolicie zwykli podrożni, kiedy są ufatygowani, abo gdy się zatrzymaią na drodze, chcąc zkim się rozmowić. Wnet zpytali pasterzow, komu by te miłe gory należałi, i ta trzoda owiec, ktora się pasła.

Pasterze: Iest to źiemia należąca do Emanuela, a te gory położone są tu, aby były widziane z tego miasta, owce też są jego, bo on[59] duszę swą położył za nie.

Chrześćianin: A tędyż ta droga do miasta tego?

Pasterze: Tak, iest to prawdziwa droga.

Chrześćianin: Czy daleko ieszcze do tego miasta?

Pasterze: Nie barzo daleko, osobliwie dla tych, ktorzy się nie udaią ani na prawo ani na lewo.

Chrześćianin: Droga zaś, czy bespieczna? czy niebespieczna?

Pasterze: Bespieczna iest dla wiernych poddanych krolewskich, ale[60] przystępcy na niey upadną.

Chrześćianin: A nie można tu czego znaleść, czymby się podrożni oczerstwili, gdy są umordowani, i gdy ustaią na drodze?

Pasterze: Pan tych pagorkow rozkazał nam, abysmy oświadczali gośćinność i wszystkie przyięcie cudzoziemcom; a dla tego wszystko to, co tu się może znaleść, nie iest bronne do usług waszych. Gdy pasterze na wszystkie ich pytania odpowiedzieli, wzaiemnie też ich o rożnych rzeczach pytali, na ktore odpowiadali zwielką sposobnośćią, iak zawsze pospolicie czynili. Między inszymi rzeczami pytali też ich, zkądby byli, z kąd idą, i iakim sposobem przyszli do tych gor, przez iaki srzodek mogli tak wielką drogę odprawić aż dotąd, bo mowili, że mało takich iest, ktorzy puszczaią się w taką drogę, aby aż do tych gor przyszli.

Podrożni na wszystkie kwestye dali odpowiedzi, zktorych pasterze barżo byli ukontentowani tak dalece, że poczęli się poglądać z wielką uprzeymośćią i weszli w śćisłą z sobą przyiaźń.

Imiona pasterzow te byli: Znaiomość, Doświadczenie, Czuły i Szczyry. Wźiąwszy za ręce pielgrzymow, wprowadzili do swoich namiotow, gdzie postawili przedeń, co mieli gotowego, upraszaiąc, aby się chcieli u nich zabawić dla wźięcia śćiśleyszey znaiomośći i przyiaźni, i żeby się oczerstwili owocami zbawiennemi tych gor: Na co chętnie zezwolili, tym barziey, że też iuż i poźno było, i tak tam zostali na noc.

Widziałem też, że na switaniu pasterze obudzili Chrześćianina i Ufaiącego chcąc ich poprowadzić dla oglądania tych gor. Wyszli tedy wszyscy spolnie i postępowali przez nieiaki czas maiąc po obuch stronach tych gor barzo piękny [widok] prospekt. Tedy ieden z pasterzow rzecze do drugich: A nie pokażemy też podrożnym rzeczy, ktore tu są godne widzenia? Na co każdy z nich zezwolił, a tak poprowadzili ich na wierzchołek iedney gory nazywaiącey się błąd, ktora była zbyt przykra z iedney strony i kazali im, aby spoyrzeli na doł. Iak prętko spuśćili oczy swe w tamtę stronę, uyrzeli na drodze siła trupow ludzkich leżących, ktore się porozbijali, spadaiąc z wierzchu tey gory. Co to znaczy, rzecze Chrześćianin? A nie słychaliśćie, mowili pasterze, o tych, ktorzy wpadaią w błąd, udaiąc się za marnośćią światową, musieliśćie też słyszeć o zmartwychwstaniu? Zaiste barzo często, odpowiedzieli. W tym pasterze rzekli daley: Oto! ci są, ktorych wy widzicie rozciągnionych, leżących na dole u tey gory, i ktorzy zostali aż dotąd bez pogrzebow, na to, aby byli na przykład drugim, żeby zbyt wysoko nie wstępowali i żeby niestawali na brzegu tey gory. Potymem widział, że ie wprowadzili na drugą gorę nazwaną: Strzeż się, i rozkazali im, aby patrzali tak daleko, iak mogli okiem doyrzeć. Co gdy uczynili, zdało się im, iakoby widzieli rożne osoby idące i przychodzące do cmentarzow, a że ci ludzie kołatali często nogami do grobow, i że się do nich dobyć nie mogli, mowili zsobą, że to muszą być slepi.

Chrześćianin: Co to iest takowego?

Pasterze: Anie widzicie też na dole tey gory kładek, ktore skazuią drogę na łąkę, ktora leży po lewey ręce?

Chrześćianin i Ufaiący: Tak iest, widzimy.

Pasterze: Od tych kładek idzie droga prosta, ktora prowadzi do zamku Wątpliwośći, ktorego Olbrzym Rozpacz, iest panem, a ci ludzie (pokazuiąc palcem na tych, ktorzy się przechadzali po grobach) byli także podrożnemi, iako i wy, ktorzy przyszli na te kładki, a ponieważ droga w tamtym mieyscu była nazbyt ostra, odważyli się iść przez łąkę, gdzie byli poimani od Olbrzyma Rozpaczy, ktory ich wrzucił do jaskini, i gdy tam przez nie iaki czas nędznie zostawali, wyłupił im oczy, i zaprowadził na te cmentarze, gdzie aż do dnia dzisieyszego zostaią, aby się wypełniły słowa mądrośći salomonowey:[61] Człowiek błądzący zdrogi mądrośći, w zebraniu umarłych odpoczywać będzie.

Chrześćianin i Ufaiący usłyszawszy te rzeczy, poczęli na się poglądać, maiąc oczy napełnione łzami, ale iednak nic nie mowili pasterzom.

Pasterze poprowadzili ieszcze tych pielgrzymow niżey na nieiaką przepaść, gdzie była na ustroniu tey gory brama. Pasterze otworzyli tę bramę i kazali w nią zayrzeć, gdzie było barzo ciemno i dym gęsty; zdało się też im, że iakoby słyszeli huk gwałtownego i wybuchaiącego płomienia, oraz wołanie i ięczenie ludzi ciężko dręczonych, uczuli też smrodliwy swąd podobny, iakby zwrzącey smoły i siarki goraiącey wychodził. Tedy spytał Chrześćianin coby to było? Pasterze: Iest to droga, ktora prowadzi do piekła, a tą postępuią obłudnicy; mianowicie ci, ktorzy przedaią swoie pierworodziwo iako Ezaw, ktorzy zdradzaią Pana iako Iudasz, ktorzy bluźnią przeciwko ewangelij iako Alexander, i ktorzy kłamaią przeciwko duchowi S. iako Ananiasz i Saphira jego żona.

Ufaiący: Ia zważam, że każdy z nich iest przybrany iako podrożny, tak iako i my, a nie iest to tak? rzecze do Pasterzow, czy nie byli oni też podrożnymi?

Pasterze: To prawda: i nawet dość daleko uszli.

Ufaiący: Iak daleko też przyszli oni, nim tak byli nędznie odrzuceni?

Pasterze: Niektorzy i do tey gory nie przyszli, ale drudzy i daleko daley postąpili. O! zawołali tedy Pielgrzymowie, potrzeba nam bez przestania wzywać pomocy Wszechmogącego, aby nas utwierdził i utrzymał, aż do końca.

Pasterze: Zaiste bez wątpienia powinnismy go wzywać ustawicznie i gdy tę moc utrzymacie, trzeba pamiętać, aby iey umieć dobrze zażyć.

Wtym Podrożni pokazali po sobie, iakby chcieli odeyść swą drogą; Pasterze na to zezwolili; oraz też chcieli iść znimi wespoł, aż do tego mieysca, gdzie się kończą te gory; tedy rzekli Pasterze iedni do drugich, możemy i ztąd tym podrożnym pokazać Bramy miasta niebieskiego przez perspektywę, ieżeli wzrok dobry maią.

Podrożni iak prętko usłyszeli te propozycią, chciwie dopraszali się tego. Tedy Pasterze wprowadzili na wierzch gory barzo wysokiey nazwaney Oświecenie i dali im perspektywy, przez ktore usiłowali doyrzeć, ale nayniższa rzecz, co widzieli, tak ich poruszyła, że im ręce drżały, tak dalece, iż niemogli dobrze trzymać perspektyw swoich dla rozeznania okolicznośći tych rzeczy, co widzieli, iednakże zdało się im, iakby taką rzecz widzieli, ktora miała podobienstwo bramy, i nie iakie promienia chwały tego mieysca występowały. Zatym zaczęli spiewać.

Kto chce być Pasterzem w panskiey oborze,
Baranki pasząc one mieć w dozorze,
Przedewszystkim znać taiemnicę trzeba,
Emmanuela, ktore podał z nieba.
Głęboka dość iest, kiedy nauczeni
Od taiemnicy tey to odłączeni
Niemaią mądrzy społecznośći, ani
Cząstki naymnieyszey z hańbą odesłani.
Chcąc mieć znaiomość niebieskiey mądrośći,
Wyzuć się trzeba zswey umieiętnośći,
Wcichośći owiec musi się zachować
I iak naymnieyszym u siebie rachować
U tak wielkiego pasterza i Pana
Duszy zbłąkaney rada będzie dana,
Pełna miłośći iak wyniść z więźienia
Błędu nieszczęśćią ba i z utrapienia.
Szczęśliwa trzoda, gdy błogosławiony
Pasterz ią pasie, pan niewysławiony.
Niebespieczeństwa cale się nie boi.
Na drodze swiata pewnych pastwisk stoi.

Gdy się iuż wybierali wswoią drogę, ieden Pasterz rozpowiedział im trakt. Drugi upomniał ich, aby się strzegli pochlebcow i zwodzicielow. Trzeci rozkazał im, aby nie zasypiali w kraju omaniaiących. A czwarty im winszował szczęśliwey drogi, i tak rozeszli się z sobą, a podrożni odeszli od tych miłych gor postępuiąc swoim gośćincem. Trocha wbok od tych wdzięcznych gor iest ziemia nazwana Rozumienie, zktorey małą scieszką przychodzą i wpadaią na gośćiniec ten, ktorym szli podrożni nasi. Człowiek ieden nazwany Niewiadomy Młody i siła o sobie Rozumieiący przychodził ztamtey ziemi i spotkał wtym mieyscu Ufaiącego i Chrześćianina, ktorzy go pytali, zkądby przychodził, i dokąd iść chce? Ia przychodzę z tego kraiu, odpowiedział, ktory widzicie po lewey ręce, opuszczam oyczyznę moię, a idę dopioro do miasta niebieskiego. Iakim sposobem, rzecze Chrześcianin, chcesz tam wniść, bo ieszcze będziesz miał wiele trudnośći na przeszkodzie.

Niewiadomy: Tak dobrze wiem ia tę drogę, iakby kto inszy.

Chrześćianin: Coż pokażesz, gdy przyidziesz do bramy, abyś tam sobie sprawił łatwe weyśćie?

Ia wiem, odpowie Niewiadomy, wolą Pana mego, a nie iestem ani cudzołożnikiem, ani bezbożnikiem, ani drapieszcą, każdemu oddaię, co czyiego iest. Poszczę, modlę się, dziesięciny daię, jałmużny czynię i opuśćiłem kray moy, abym tam doszedł, gdzie idę.

Ale rzecze Chrześćianin: lecz czy weszłeś przez ciasną bramę, ktora iest szczegulnym weyśćiem na tę drogę; wszedłeś albowiem na nią drogą poboczną; a dla tego obawiam się, że choćbyś naylepsze miał rozumienie o sobie, aby ci to niewyrzucono na oczy w dzień, gdy trzeba będzie zdać rachunek, żeś iest złodziej i zboyca, aniżeli żeby ci miano pozwolić wniść do miasta świętego.

Panowie, rzecze Niewiadomy, ja was nieznam i wy mię nieznacie, przestańcie na religiy waszego kraiu, a daycie mi pokoy, niech się moiey trzymam i mam nadzieję, że wszystko mi się nada dobrze, a co się tknie tey bramy, o ktorey mi namieniłeś, cały swiat dobrze wie, że ona zbyt iest odległa od naszey ziemi i nierozumiem, aby kto się mogł naleść w całym naszym kraiu, ktoryby wiedział drogę do niey, ani też o to dbaią; ponieważ iako widzicie, mamy zręcznieyszą i wygodnieyszą drogę, ktora prosto od nas wpada na ten gośćiniec.

Chrześćianin: poznawszy, że ten człowiek w swoim rozumieniu zdał się bydz barzo mądrym, rzecze do Ufaiącego: nie masz więcey nadziei o takim nieuku, iako ten, a lubo głupi iest głupim w swoich drogach, ieszcze smie iednak o każdym mowić i mienić, że iest głupim, coż będziemy znim czynić, mamyli znim daley mowić, czyli też opuśćić? Raczey zda mi się, że poydziemy przodem, abysmy dali mu czasu do rozważania o tym, co od nas słyszał, możemy potym z nowu wźiąć okazyą prowadzenia diskursu [rozmowy] z nim, azali z czasem rozumnieyszym bydż niepokaże się, i z większą uwagą nas słuchać będzie.

Ufaiący na to się zgodził, i na tych miast począł spiewać wten sposob:

Slepy niemoże drogi prostośći
Bez przewodnika nie maiąc swiatłośći:
Głowa człowieka taiemnic zakrytych
Poiąć nie może bez darow obfitych
Ducha Bożego. On niebieskie rzeczy
Obiawia skryte, maiąc swiat na pieczy.
Ach! gdyby twoia ciebie pobudziła
Nieumieiętność, i tak prowadziła
Do przewodnika, byś trafił bespiecznie
Na drogę swiatła, nie błądził iuż wiecznie.
Bo ten naywyższy szczęśćia prawdziwego
Przewodnik pewny oświeca każdego.

A tym czasem porzucili pozad siebie Niewiadomego i przyszli na drogę barzo ciemną, gdzie spotkali człowieka, ktorego siedm duchow nieczystych siedmią grubymi powrozami wlekli do bramy tey, ktorą im pasterze pokazywali na boku owey gory. Ten widok przestraszył Chrześćianina, że drzał, oraz też i Ufaiącego, ale trocha przyszedszy do siebie postąpił tam, ieśliby niemogł uznać tego nieszczęśliwego, i niewątpiąc, że to musiał bydz iaki zbieg z miasta Apostazij; ale go niemogł doyrzeć dobrze, ponieważ miał zwieszoną głowę, iako złoczyńca nagle na uczynku złapany i ktorego prowadzą do więźienia; iednak Ufaiący idąc mimo postrzegł na grzbiecie karteczkę, a na niey te napisane słowa: Niezbożny Wyznawca, Przeklęty Apostata. Ten nieszczęśliwy, rzecze Chrześćianin, przywodzi mi na pamięć pewną historią, ktorąm iednego razu słyszał, a tę tobie powiem. Był niegdyś człowiek nazwany słaby w wierze, człowiek dobry, i mieszkał w mieśćie szczerośći; na weyśćiu tey drogi przypada drożka poprzeczna idąca od bramy drogi szerokiey, ktora nazywa się ulica zmarłych, ponieważ się tam częste zaboystwa dzieją. Przydało się tedy, że ten dobry człowiek nazwany słaby w wierze w teyże zostaiąc podroży iako im dopioro, odważył się usieść na tey drodze i tam usnął. Na tych miast przybiegło trzech hultaiow mianowicie, Boiaźliwy, Nieufaiący, i Winowayca, ktorzy przychodzili od bramy szerokiey, i postrzegszy słabego w wierze prosto biegli ku niemu. Ten ubogi człowiek na ten hałas ocucił się i chciał porwać się i iść w swoię drogę; lecz ci niezbożni rzucili się razem wszyscy trzey na niego, grożąc onemu strasznie i rozkazuiąc, aby się chciał zatrzymać: na tak groźne słowa słaby w wierze zbladł iako trup i zląkł się boiaźnią wielką, że niemiał cale sił, ani się im odiąć, ani uciekać. Boiaźliwy zawołał na niego: Day sam mieszek; ale się on nie spieszył ztym, aby mu oddał, bo mu się nie chciało pozbydz swoich pieniędzy, tedy przyskoczył kniemu Nieufaiący i włożywszy rękę do kieszeni wyciągnął worek z pieniędżmy; słaby w wierze iął wołać: Złodzieje, złodzieje! ale Winowayca uderzył go kiiem w głowę, ktory miał w ręku swoich tak potężnie, że od iednego tego razu upadł na źiemię i ledwie mu się dusza została, złodzieje zatrzymali się przez nieiaki moment przy nim, lecz postrzegszy że ktoż zbliżał się ku nim, obawiali się, ieżeliby to nie była wielka łaska z miasta dobrego sumnienia, uciekli, a słaby w wierze przyszedszy do siebie, że ieno mogł wstać, powlokł się z lekka w drogę swoię, a oto cała historya.

Ufaiący: A wźięliż mu wszystko, co miał przy sobie?

Chrześćianin: Szczęśćiem wielkim, nie należli kleynotow, ktore miał przy sobie, lubo pilno szukali, a tak zostały się onemu; iednakże ten dobry człowiek barzo był strapiony nad swoią szkodą, bo ci złodzieje niemal wszystkie pieniądze, ktore mu byłi potrzebne na ekspensa [wydawki] podrożne, wźięli, i nic zostawili mu, iakom rzekł, tylko te kleynoty, i kilka pieniążkow, ale te niewystarczały do zakończenia drogi, bo ponieważ niechciał przedawać swoich kleynotow, starał się iak mogąc pożywać, aż też i żebraniną się bawił, aby iakim kolwiek sposobem doszedł do swego mieysca.

Ufaiący: Ale ieżeli to nie iest rzecz dziwna, że mu nie wźięli tego świadestwa, za ktorym ma bydz przyięty u bramy niebieskiey?

Chrześćianin: Prawdziwie to wielki cud, bo wtym zmieszaniu, w ktorym on zostawał, był niemogł bydz tey ostrożnośći, aby mogł przychować to swiadestwo: Ale to się stało za naywyższą opatrznośćią, że go nienalezli.

Ufaiący: Musiało to bydz dla niego wielką pociechą?

Chrześćianin: To prawda, mogłby był mieć ztąd wielką pociechę, gdyby umiał tego zażyć, iakby był powinien czynić; ale mnie twierdzono, że mniey to ważył przez całą swoię drogę, a to z okkazij wielkiego strachu, ktorym ci niezbożni ludzie nastraszyli go, i owszem długo mu to nie przyszło na pamięć, i gdy wstąpiły mu te kleynoty przecię na myśl i że chciał nimi się ucieszyć, nie mogł, bo go ta utrata iego tak barzo opanowała, że wszystkie inne myśli zatrudniła.

Ufaiący: Ach biedny człowiek! Iakże go trzeba żałować, coż to za utrapienie jego bydz musiało, gdy się widział tak bydz obnażonym i tak okrutnie ranionym, a ile w kraju cudzym, gdzie na ten czas był: iak on z tego wielkiego smętku i nie umarł, ale też iako mi czyniono relacyą [nowinę], przez całą drogę jego nie było nic inszego słuchać, tylko że wzdychał i gorzko płakał, powiadaiąc przed każdym spotykaiącym o swoim okrucieństwie, ktore poniosł, co stracił i co ucierpiał. A i to dziwna, że w tak gwałtowney potrzebie swoiey niepokusił się, przedać tych kleynotow, aby miał co potrzeba do wygody w drodze swoiey.

Chrześćianin: Mowisz o tym, moy bracie, iako człowiek, ktory ieszcze ma powleczone błąką oczy swoie, bo powiedz mi, proszę cię, na cożby on też mogł zamieniać kleynoty, albo ktoby też ie kupił w całym tym kraju, gdzie go rozbito? Takie kleynoty nie są bynaymniey w cenie, nad to one tylko były tą iedną rzecza iemu, ktore go mogły pocieszyć i dodać serca w jego utrapieniu; na ostatek gdyby tych kleynotow nie mogł pokazać u bramy miasta niebieskiego, byłby od niey odepchnięty i nie miałby działu wdziedzistwie, ktorego szukał, o czym on wiedział barzo dobrze, a byłoby mu to daleko rzeczą nieznosnieyszą, niżeli wszystkie iego utrapienia, ktore od rozboynikow poniosł.

Ufaiący: Barzo iesteś surowy, moy bracie: Ezaw przedał prawo starszeństwa swego za potrawę soczewicy, lubo pierworodztwo było rzeczą naydroższą u niego, przeczby słaby w wierze nie mogł toż samo uczynić.

Chrześćianin: To prawda, że Ezaw przedał prawo pierworodztwa, ale też to była przyczyną, dla ktorey on był odrzucony i niestał się uczesnikiem naywiększego błogosławieństwa, co i podziś dzien przychodzi na tych, ktorzy naśladuią jego przykładu. Na koncu winieneś uczynić ich stanu z stanem słabego w wierze rożnicę, bo pierworodztwo Ezawa zbrzucha jego czyniło sobie Boga, ale ten nie tak. Grzech Ezawa pochodził szczegulnie z poządliwośći cielesney i nie miał inszego celu, tylko dogodzić chęci swoiey, bo mowił:[62] Ponieważ iestem blisko smierci, coż mi po pierworodztwie. Ale co się tknie słabego w wierze, iednakże, lubo stan jego był małey wiary, tyle iey miał, ile mu było potrzeba do uchronienia się popełnienia tak szkaradnych grzechow; a ta sprawiła wnim to, że poznał cenę i wagę kleynotow swoich, i że wstrzymał się z przedażą onych, i nie uczynił tak iako Ezaw przedawszy kleynoty pierworodztwa swego. Nigdzie nie czytasz, aby Ezaw miał mieć wiarę, by też w naymnieszym stopniu, a dla tegoż nie iest wpodziwieniu, że człowiek, w ktorym ciało swoy rząd prowadzi, iako pospolicie one czyni w człowieku niemaiącym wiary, przedaie pierworodztwo swoje, nawet duszę i wszystko co ma, by też szatanowi i mocy piekielney; dzieje się albowiem z takim człowiekiem iako[63] z osłem dzikim na puszczy ciągnąc w siebie iako mu się podoba wiatr a ktory bieży impetem potężnym, że go utrzymać nie podobna. Gdy tacy ludzie są do iakiey przywiązani pożądliwośći, koniecznie ją chcą wykonać, by też miało kosztować niewiem co, ale słaby w wierze cale inszey był skłonnośći, serce iego było obrocone do nieba, kochał się i smak miał w rzeczach duchownych i niebieskich, a tak w takowym stanie zostaiąc, nie masz podobieństwa, aby chciał kleynoty swoie przedać i zamieniać za rzeczy nikczemne, ktory kontentował się halerzem iednym dla nasycenia brzucha swego: ktoż może przymusić synogarlicę, aby na scierw padała iako sprosny kruk? Niewierny oddaie i przedaie wszystko, co ma, aby zadość uczynił pożądliwośćiom cielesnym, a w takowych rzeczach zakłada wszystkie szczęśćie swoie. Inaczey się dzieje ztym, co ma wiarę zbawienną, lub małą, żadną miarą nie może tym sposobem postąpić, a to iest, cośćie nie mogli poiąć.

Ufaiący: Przyznaię ia to, ale srogość twoja nagle mię z tropu zbiła.

Chrześćianin: Dla czego? Iam cię tylko przyrowniał do tych małych ptasząt, ktore tylko co wychodzą z iaia, na tych miast biegaią tam i sam, lubo ieszcze maią oczy zasłonione i niewiedzą, gdzie chodzą; ale oddal to, i uważay tylko samą rzecz, o ktorey tu iest kwestya, a uznasz, że się wnet zgodzimy na iedno.

Ufaiący: Ale, moy miły Chrześćianinie, ia rozumiem, że ci rozboynicy trzey musieli bydz barzo lękliwego serca, inaczey nie uciekliby byli na ten mały szelest, ktory usłyszeli; a to powinno było dodać serca słabemu w wierze i przyprowadzić do tey odwagi, aby się onym bronił i niepoddawał się aż do ostatniego kresu.

Chrześćianin: Każdy mowi, że byli lękliwymi, ale czasu pokuszenia mało iest takich, ktorzy ie za te sądzili, ty mowisz o człowieku wielkiego serca, lecz słaby w wierze niemiał takiego, i ile mogę zrozumieć, iż to mowię dla tegoż, bracie moy, myśląc, że gdybyś ty był na mieyscu tego człowieka, byłbyś się trocha bronił, a potym byś się zdał.

Wey! jak ty iesteś odważny teraz, kiedy oni są daleko, a cobyś czynił, gdyby cię napadli iako owego. Ale ieszcze to uważay, że to są tacy rozboynicy rozbiiaiący po drogach, ktorzy zostaią w służbie krola przepaśći bezdenney, tym, gdy tego potrzeba sam przybywa na pomoc, a głos iego iest iako głos lwa ryczącego. Iam też razu iednego podobnie był w takowym niebespieczństwie, iako słaby w wierze, i doznałem, iak to rzecz iest straszna, bo gdy ci trzey zboycy rzucili się na mnie, iam się też miał do zbroi, iako należy prawdziwemu Chrześćianinowi, ale iak prętko oni uczynili krzyk, Pan ich wnet przybył na pomoc, na ten czas oddałbym był żywot moy (iako pospolicie mowią) za halerz, ale osobliwa opatrzność Boska przyodziała mię orężem doświadczonym, a iednakże lubom tak był dobrze uzbroiony, doznałem iak to trudna iest rzecz mężnym potykać się sercem. Żaden otym, co się wtakowey dzieie bitwie, dostatecznie mowić nie może, chyba że sam tego doświadczył.

Ufaiący: Iednakże widziałeś, że ci wnet uciekli iak ieno zrozumieli, że wielka łaska była iuż wdrodze.

Chrześćianin: To prawda i często się to przydaie, żę oni nawet z Panem swoim idą wnogi za zbliżeniem się wielkiey łaski. A nie iest to dziwno, abowiem ona iest zpodznaku krolewskiego. Ia wierzam, że ty kładziesz rożnicę między słabym w wierze i rycerzem mężnym krolewskim: Wszyscy krolewscy słudzy nie są rownie mężnymi, iako drudzy, łatwo to można poiąć. Dziecię małe niemogło by się ostać przeciwko mocy Goliata, iako dokazał mężny Dawid; niepodobna oraz, aby małe ptaszątko, strzyżyk, miało moc wołu; są mocni, są słabi. Iedni maią wielką wiarę, drudzy małą. Ten człowiek był z rejestra słabych, a dla tego też tak wiele poniosł.

Ufaiący: Z przyiaźni ku niemu życzył bym, aby miał na ten czas uzbroioną głowę swoię wielką łaską.

Chrześćianin: Gdyby też i to było, mogłby mieć ieszcze trudność, bo lubo przyznawam, że wielka łaska umie władać dobrze bronią swoią, iednakże gdy, a naybarziey Boiaźliwy i Nieufaiący, i ieszcze niektorzy opanuią serce zewnętrznie, nie tak łatwo ich do ucieczki przyprowadzą. Gdy człowiek ma nieprzyiaciela swego iuż pod nogami, na ten czas snadnie zrozumieć, co znim uczynić może.

Gdy się sciśley uważy wielka łaska, przydaie się, że siła też można postrzec ran i razow, ktore są probami doświadczonymi tego com powiedział; i słyszałem mowiąc, że razu iednego wielka łaska będąc wboiu przeciwko nieprzyiaciołom zawołała.[64] Bylismy w wielkiey wątpliwośći o żywocie, owszem i sami w sobie mielismy wyrok śmierci. Iakie łzy, iakie wzdychania ci trzey zboycy wycisnęli z Ezechiasza, lubo byli za swoich czasow walecznymi rycerzami krola swego. Ach z iak wielką przezornośćią musieli postępować na drodze swoiey i mieć się barzo na ostrożnośći, gdy od nieprzyiacioł swoich byli nagabani. Wielu ich, ktorzy się zalękli i ztrwożyli, co się przytrafiło Piotrowi św. iako ty wiesz. Ieszcze i to przydam, że krol tych nieszczesnych nigdy nie iest tak dalekim od nich, aby ich słyszeć niemogł, ale zawsze iest w gotowośći za naypierwszym znaćdaniem przybywać im z pomocą, choćby też w ostatnich zostali terminach. A o nim to rzeczono.[65] Miecz, ktory go sięga, nie ostoi się, ani drzewce, ani strzała, ani pancerz. Żelazo poczyta sobie za plewę, a miedz za drzewo zbutwiałe, nieupłoszy go strzała a iako zdzbło są u niego kamienie zproce. Strzelbę sobie poczyta iako słomę, a pośmiewa się z szermowania włocznią. Co tu począć, gdy się z takimi nieprzyiaciołmi potykać trzeba? To prawda, gdyby człowiek miał w mocy swoiey zawsze owego konia, o ktorym mowi Iob, i przytym sposobność i męstwo do osiadania onego, ieszcze by mogł co dokazać.[66] Bo chrapanie nozdrzy jego iest straszne, kopie doł, a wesele się w mocy swoiey, i bieży przeciwko zbroynym, smieie się z postrachu, ani się lęka, ani nazad ustępuie przed ostrzem miecza. Choć na nim chrzęśći saydek i błyszczy się oszczep i drzewce z grzmotem i z gniewem kopie ziemię, niestoi spokoynie na głos trąby między trąbami poryża, a zdaleka czuie bitwę krzyk Xiążąt i wołanie. Ale my biedni piechurowie nigdy nie powinnismy życzyć sobie potykać się takimi nieprzyiaciołmi, ani się też chlubić, iżby mogli więcey dokazać niż drudzy, gdy się dowiaduiemy, że byli pobici. Nic nie ufaymy męstwu naszemu, ponieważ ci, ktorzy się z onego przechwalaią, czasu pokuszenia nayczęśćiey upadaią: Przykładem iest Piotr św. dość iawnym, o ktorym wyżey namieniłem. Chlubił się, że naymężniey miał sobie postąpić i był tą marną chlubą uwiedziony, rozumieiąc, że więcey miał stałośći ku usłudze mistrza swego, niżeli drudzy słudzy; ale ktoż kiedy barziey był poniżony i upadł sprosniey, iak on. A dla tegoż, gdy słyszymy, że takie rozboie się dzieią na drodze krolewskiey, powinnismy te dwie rzeczy mieć na baczeniu. Naprzod nim puśćimy się w drogę, powinnismy się męznie uzbroić, a nade wszystko mieć dobrą tarczę, bo nie z inszey przyczyny, ten mężnego serca nieprzyiacioł swoich do ucieczki przyprowadzić niemogł, tylko z tey, że nie miał tarczy, będąc pewien, że nieprzyiaciel pewnie nie obawia się nas, gdy tarczy niemamy. A dla tegoż zołnierz, ktory dobrze się znał na sposobie woiowania, w takowey bitwie mowił:[67] A nade wszystko wezmicie tarczę wiary, ktorąbyśćie mogli wszystkie strzały ogniste onego złośnika zagasić. Powtore potrzeba też wdrodze naszey prosić o obronę krola, i wzywać go, aby chciał być nam przytomnym co sprawiło, że Dawid mężnie chodził wdolinie cienia śmierci; a Moyżesz wolał raczey umrzeć, a niżeli krok ieden daley postąpić bez Boga swego. O bracie moy! gdy się Bogu podoba zostać znami w towarzystwie podrożnym, mamyliż się obawiać nieprzyiacioł naszych? choćby było sto tysięcy? ale bez niego nayodważnieysi, naywalecznieysi upadną. Co się mnie samego tknie, też byłem wpodobnym boiu, a lubo za łaską jego zostaię ieszcze przy życiu, ale się bynaymniey nie mogę przechwalać zdzielnośći moiey. Ale dał by to Bog, żebym był wolen od podobnych naiazdow. Lecz ieszcze się obawiam, żebysmy znowu nie wpadli w iakie niebezpieczeństwo. Iednakże, cobykolwiek przypaść mogło, iako mię Bog wyrwał z paszczęki lwey i z pazurow niedzwiedzich, wybawi też ieszcze i od tego philistyna nieobrzezanego, ktory oto wnet się ma pokazać. To rzekszy Chrześćianin począł śpiewać tę piosnkę.

Trwożliwa słaba wiara dać nie może
Odporu mocy bez ciebie, o Boże,
Nieprzyiacielu srogiey okrutnośći
Wnet by ią zachwiał i ztrwożył w słabośći,
By tylko szatan natarł z pokusami
I szturm przypuśćił swemi taranami
Lecz mocna tarcza i niezwyciężona
Wiara prawdziwa i nie poruszona.
Tey impet nigdy nie nadwątli srogi
Ni przeciwnika ustraszą ią trwogi.
Na prożno szatan fortelem zachodzi,
Naciera szturmem iednak nieugodzi.
W naycięższey trwodze w niebepieczną chwile
W wierze iakoba poczyna i w sile
Nie puszczay Boga, a boiuy z nim meżnie
Modlitwą, łzami trzymay ią potężnie.
Na ten czas szatan uzna, że na prożną,
Nacierał na nas swoią bronią rożną.

Postępowali tak wdrodze swoiey, i niewiadomy szedł za nimi, na ostatek przyszli na mieysce gdzie była śćieżka, ktora się zdała także bydz prostą, iako i ich droga, ktorą szli: Tak dalece, że się byli barzo zmieszali, niewiedząc, ktorąby obrać; a dla tego wstrzymali się trocha rozważaiąc, gdzieby się udać mieli. Gdy tak się z sobą naradzali, nadszedł ich człowiek, ktory miał skorę czarną, iako murzyn, a ten był przyodziany szatą cięźkiey materij, pytał się, czemu by się tak zastanowili? Na co oni odpowiedzieli, że idą do miasta niebieskiego, ale że się biedzą nadtym, ktorąby drogę mieli obrać z tych dwuch, ktore maią przed sobą. Idzcie zamną, odpowiedział ten człowiek, ta iest prosta droga, ktorą ia idę; poszli tedy za nim na tę drogę, ktora była na boku gośćinca ich, ale im daley postępowali tym barziey się oddalali od mieysca tego, do ktorego zmierzali tak dalece, że wkrotkim czasie niewidzieli iuż miasta. Tym czasem, co raz daley szli, ale nim się postrzegli, uyrzeli, że byli ogarnieni siecią, gdzie tak byli uwikłani, iż niewiedzieli coby począć, a wtym momencie szata biała zramion tego czarnego człowieka spadła, dopioro poznali, gdzie byli. Musieli tam zostawać przez nie mały czas, niemogąc się wypłątać; na ten czas poczęli stękać i lamentować rzewliwie: Ach, rzekł Chrześćianin do swego towarzysza: Dopioro uznaie błąd moy, izali pasterze nieostrzegali nas, abysmy się strzegli zwodziciela? teraz doświadczamy, co mowi mędrzec[68]: Człowiek, ktory pochlebuie przyiacielowi swemu, rozciąga sieć przed nogami iego. Przepowiedzieli nam też trakt, rzecze Ufaiący, abysmy nie wpadli w obłądzenie; alesmy byli wtym niedbałymi, iżali nam nienależało czytać instrukcij ich i strzedz się sieci tego okrutnika? Dawid daleko sobie ostrożniey wtym postąpił, niżeli my, bo mowi[69] Co się tknie spraw ludżkich według słowa ust twoich, chroniłem się drogi okrutnika. A tak tym sposobem opłakiwali nieszczęśćie swoie przez wszystek czas, poki zostawali usidleni w sieciach. Na ostatek uyrzeli człowieka przyodzianego szatą białą, ktory przychodził do nich, maiący disciplinę wręku. Gdy blisko do nich przyszedł, spytał, zkądby szli, i coby tam porabiali. Odpowiedzieli: Iestesmy ubodzy Pielgrzymowie, ktorzy idziemy do gory syonu, alesmy zbłądzili z drogi naszey, z ktorey nas zwiodł człowiek czarny przyodziany szatą białą, ten nam rzekł: Idzcie zamną, gdyż i ia tam idę. Tedy ow człowiek maiący disciplinę wręku rzekł im: To był zwodziciel, fałszywy Apostoł, ktory się przemienił w anioła światłośći. Na tych miast potargał sieci i stawił ich na swobodzie mowiąc: Idzcie za mną teraz, a żebym was wprowadził na drogę prawą, od ktorey byliscie się obłąkali idąc za tym zwodzicielem. Tedy ich spytał, gdzieby nocowali ostatnią noc? Odpowiedzieli u Pasterzow, na owych miłych gorach. Tedy ich zaś spytał: jeżeli pasterze nie rozpowiedzieli drogi prostey? Tak zaiste odpowiedzieli: Znowu ich spytał: gdy się byli zastanowili, ieżeli też włożyli rękę swoię w zanazdrze i dobyli instrukcij swoiey i czytali ią? Odpowiedzeli, że nie. Za tym pytał ich: czemu tego nieczynili? rzekli, że zapomnieli. Na ostatek też spytał, ieźli też pasterze nieprzepowiedzieli im, aby się strzegli zwodziciela? tak zaiste, alesmy nigdy nie rozumieli, aby ten człowiek, ktory tak wiele zaźywał pochlebstwa i ktory umiał tak dobrze mowić, był zwodzicielem. Wtym rozkazał im, aby podstąpili karę, i ćwiczył ich srogo, chcąc nauczyć tym sposobem, aby się trzymali drogi prostey mowiąc.[70] Ia ktore kolwiek miłuię, strofuię i karzę, bądzcie tedy gorliwymi, a pokutuycie. Tedy im rozkazał, aby się trzymaiąc gośćińca poszli, pamiętaiąc z pilnośćią na napominanie pasterzow. Podziękowali mu za wszytkie dobrodzieystwa, i poszli z lekka w swoię drogę pewną spiewaiąc tymi słowy:

Weźm przykład, ktory naśladuiesz drogi
Syonskiey; iak wniey siła znaydziesz trwogi.
Z przemiany duchow w anioła światłośći,
Ktorzy wtrącaią kształtem swym trudnośći.
W srogie nieszczęśćia z gośćinca prawego
Zwodząc by można zepchnąć wybranego.
Zbłąkana dusza z drogi tey strącona
Wpada wsieć zalow tam iuż zatracona.
Stawa się łupem i samey rozpaczy,
Iuż niepowstanie, ani się obaczy.
W upadku głupim prożno się iuż męczy.
Powstać niezdoła, choć bol wielki dręczy.
Lecz ieśli Pan Bog wten krzyż wpaść dopuśći;
To nie na zawżdy w probie też opuśći.
Doświadczy tylko wiary i sumnienia.
Wraz poratuie, bo niechce zginienia
Zbawiciel wiernym na pomoc przychodzi
Choć też karaniem do czasu ugodzi.
Duszę wierżącą tym uczy wytrwania,
W krzyżu zwiernośćią stać i bez szemrania.

Gdy trocha drogi uszli, uyrzeli z daleka człowieka, ktory się zbliżał z lekka, a szedł sam ieden gośćincem, na przeciw onym, ktorego iak prętko uyrzał Chrześćianin, rzecze do swego towarzysza: oto ia widzę, że ten człowiek obrocił się tyłem do syonu.

Ufaiący rzecze: Strzeżmy się teraz, aby ten niebył takim zwodzicielem. Tym czasem co raz się bliżey zbliżali, aż też zeszli się z sobą, imie tego człowieka było Atheista; spytał ich dokądby szli? Idziemy, odpowiedział Chrześćianin, do miasta syonu; tedy iął się śmiać, że mu się ledwie gęba nie rozdarła.

Chrześćianin: Przeczże się tak zbytnie śmieiesz?

Śmieię się, ow odpowiedział, że tak wielce iesteśćie prostacy, żeśćie tak uprzykrzoną przedsięwzięli drogę, gdzie tylko pracy i fatygi doznacie.

Chrześćianin: Iakoż? rozumiesz, że my nic za to nie otrzymamy?

Atheista: Coz otrzymacie? Niemasz albowiem takiego mieysca, o ktorym wy tu figuruiecie na swiecie. Gdym ieszcze był w domu, i w oycżyznie moiey, śiła i często słychywałem mowiących o tym mieśćie, a dla tegoż, chcąc dociec przecię tego, przed się wźiąłem był tę drogę, i szukałem tego miasta przez lat dwadzieśćia; alem go niemogł uyrzeć, niemniey, iak pierwszego dnia, kiedym się puśćił w drogę. My zaś, rzecze Chrześćianin, i słyszeli i uwierzyli, że to mieysce iest rzeczowiśćie.

Atheista: Gdybym był niewierzył, i ja niebyłbym szukaiąc onego tak daleko zaszedł i daley niżeli wy, nienalazłem tego miasta, a to mię utwierdziło, iż to iest mieysce wymyślone, a z tey racy to mię pociągnęło, że powracam nazad, abym odtąd używał ukontentowania i uciech wrzeczach, ktorem był porzucił, szukaiąc tych rzeczy chimerycznych.

Chrześćianin obrociwszy się do swego towarzysza, rzecze mu: czy może bydz to prawda, co ten człowiek mowi?

Lecz Ufaiący odpowiedział: Patrzay, aby ten także nie był iakowy zwodziciel, i pamiętay, że to nam śiła kosztowało, żesmy byli nadstawili ucha do podobnych rozmow. Iakże? Niewiesz gory syońskiey, azaż niewidzielismy bramy niebieskiey z owych miłych gor, azaż niepowinnismy teraz postępować wiarą? Idzmy precz, obawiaiąc się, aby ten człowiek zrozgą nas nie naszedł. Tyś był powinien mnie upominać, a nie ia od ciebie takie rzeczy słyszeć.[71] Synu moy, przestań słuchać nauki, ktoraby cię odwodziła od mow rozumnych. Nie słuchaymy, mowię tobie, tych rzeczy, ale[72] bądzmy z tych, ktorzy wierzą ku pozyskanin dusze.

Chrześćianin: Nie dla tegom tobie uczynił tę kwestyą, abym bynaymniey wątpił o prawdzie wiary naszey, ale chciałem tylko cię doświadczyć i obaczyć owocow twoiey kosztowney wiary. Co się tknie tego człowieka, wiem że on iest, ktory ma zasłonę na oczach tego wieku; my zaś idzmy daley, abowiem wiemy, żesmy uwierzyli prawdzie i że to nie iest kłamstwem.

Dopioro rzecze Ufaiący: weselę się wnadziei łaski bożey. A tak rozeszli się z tym człowiekiem, ktory naśmiawszy się znich poszedł w swą drogę.

Widziałem też we śnie, że na ostatek podrożni przyszli do iednego kraiu, gdzie powietrze miało moc, iż zawrot głowy tam przypada, i drzemanie na tych, ktorzy tam przychodzą, a dla tegoż Ufaiący począł słabieć i bydz snem ociążałym, rzekł do Chrześćianina: Takem iest snem zmorzony, że ledwo mogę oczy otworzyć, układzmy się tu trochę i usnimy moment.

Chrześćianin: Żadną miarą, obawiać się albowiem trzeba, żebysmy nie zasnęli snem nieprzebudzonym.

Ufaiący: Dla czegoby to, moy bracie? Sen iest rzeczą przyiemną tym, ktorzy są spracowani, ieśli tu trochę sobie spoczniemy, nabędziemy sił nowych.

Chrześćianin: A niepamiętasz tego, wczym cię Pasterz upomniał, abyś się strzegł kraiu Omamienia; nie inszy taki był umysł, tylko ten, abysmy się wystrzegali snu, a dla tegoż[73] nie spimy iako i inśi, ale czuymy i bądzmy trzezwymi.

Ufaiący: Wyznawam winę moię, i gdybym tu był sam ieden, snem wpadł był bym w niebespieczeństwo śmierci. Dopioro poznawam prawdę, co mowi mędrzeć: Dwoch więcey mogą niżeli ieden. Aż dotąd kompania twoia barzo mi była pożyteczna i praca twoia nie będzie bez nadgrody.

Chrześćianin: Idzmy tedy, bracie, przerwimy sen iaką rozmową buduiącą.

Ufaiący: Całym sercem chcę tego.

Chrześćianin: Zkądże tedy poczniemy?

Ufaiący: Od początku nawrocenia naszego.

Chrześćianin: Pozwalam na to, ale niech wprzod przespiewam tę piosnkę.

W niebespieczeństwie dusza położona
I snu ciężarem nader obciążona.
Chcąc mu się odiąć z ospalstwa srogiego,
Przyiaciela mieć trzeba zbyt dobrego.
Aby ią budził wierną życzliwośćią,
Radą, przęstrogą, z wielką ostrożnośćią.
Społeczność wiernych naybardziey w tym płuży
W tak ciężkim boiu pomoc barzo służy.
W zaiemnych rozmow i pociech rzetelnych
Sposob iest dobry uyść od ran śmiertelnych.
Ach! iakby kośćioł wielką ztąd miał sławę
I iakby w cnotach rozświecił postawę,
Gdyby synowie społeczność chowali
Na drogach krola pokoiu mieszkali.

Teraz pytam ciebie, rzecze Chrześćianin: Iak też to tobie wstąpiło na myśl, abyś to przed się wźiął; iakoś uczynił?

Ufaiący: Zyłem długi czas, staraiąc się o rzeczy widzialne, ktore były wystawione na jarmarku naszym do przedania, ale niechybnie wtrąciłyby mię były na wieczne zatracenie, gdybym w tym dłużej był został.

Chrześćianin: Iakie to były rzeczy?

Ufaiący: Skarby i bogactwa tego świata; zakładałem też wielką rozkosz w piaństwie, w obżarstwie, w przeklinaniu, w kłamstwie i we wszystkich rzeczach skażonego przyrodzenia: Na ostatek zważyłem przez słuchanie i uważanie rzeczy Boskich, o ktorych, tak od ciebie iako od twego miłego brata Wiernego, ktory to był na śmierć zkazany na jarmarku Marnośći, dla wyznania wiary i dla świętobliwego jego obcowania, że koniec wszystkich tych rzeczy iest śmierć,[74] że dla nich przychodzi gniew Boży na syny uporne.

Chrześćianin: To przekonanie w tobie izali miało dosyć mocy, aby cię odprowadziło w cale od świata?

Ufaiący: Żadną miarą, nie zaraz byłem sposobnym postrzec iad utaiony w grzechu i przeklęctwo, ktore za nim następowało, owszem w początkach wzruszenia umysłu moiego i ztrwożenia, ktore słowo Boże wzbudziło, usiłowałem zamykać oczy przed tą światłośćią.

Chrześćianin: Zkąd to żeś tak chciał bydz odpornym poczynaiącey się sprawie Ducha Bożego w tobie?

Ufaiący: Rożne tego były przyczyny.

1) Ze niewiedziałem, aby to było dzieło Boże we mnie; nigdym niepomyślił, aby Bog miał począć dzieło nawrocenia grzesznika przez przekonanie w grzechach jego.

2) Grzech też ieszcze był wdzięczny ciału memu i niewidziałem żadney skłonnośći w sobie, abym go opuśćił.

3) Niewidziałem też sposobu, iakimby się rozstać z starszymi mymi towarzyszami. Ich konwersacja i rożne zwyczaie ieszcze mi były przyiemne.

4) Moment ten, w ktorym się poczułem bydz przekonanym w grzechach, był mi uprzykrzony zbyt i nieznośny, tak dalece, że ani o nim pomyślić nie mogłem.

Chrześćianin: Iednak ja rozumiem, żeś muśiał miewać przerywanie tych agitacyi smętu twego.

Ufaiący: To prawda, ale też na tych miast wracały się gwałtownie i owszem co raz surowiey.

Chrześćianin: Lecz co ci też naybarziey wystawiało grzechy twoie przed oczy?

Ufaiący: Wiele rzeczy między inszemi

1) Kiedym zpotkał nabożnego człowieka na ulicy.

2) Kiedym go słyszał czytaiącego biblią świętą.

3) Gdy mię czasem też bol głowy wźiął.

4) Gdy mi powiedziano, że sąsiad moy zachorował.

5) Kiedym słyszał, że dzwoniono po umarłym.

6) Kiedym począł zważać dokończenie swoie.

7) Kiedym się dowiedział, że ten i ow nagłą śmiercią umarł.

8) Osobliwie gdy sam w sobie uważałem, że nie za długo przyidę na sąd.

Chrześćianin: Izali też łatwo mogłeś oddalić tę gorzką pamięć grzechow twoich, ponieważ stawiały się oczom twoim za naymnieyszą z tych namienionych przyczyn okazyą?

Ufaiący: Niemogłem, bo barzo mocno przywiązała się do mego sumnienia i gdy mi tylko na myśl wstąpiło, abym się wrocił, do moich grzechow lubo serce niezezwoliło, to niemniey było sowitym dręczeniem.

Chrześćianin: Iakżeś sobie w tym postąpił?

Ufaiący: Zdało mi się, żem powinien był pracować w tym, abym odmienił życie moie i że inaczey zapewnie byłbym potępionym.

Chrześćianin: Izaliś też wszystkie siły swoie na to wynałożył, abyś to do skutku przyprowadził?

Ufaiący: Tak zaiste, i nie tylko wstrzymywałem się od grzechow moich, alem też uciekał od społecznośći grzesznikow, zktorymi przedtym przestawałem, a udałem się do zabaw pobożnych, to iest do modlitew, do czytania słowa Bożego, do rozbierania grzechow moich albo też do opłakiwania onych, starałem się mowić prawdę z bliznimi mymi, i do inszych podobnych rzeczy, ktoreby wyliczać śiła czasu wźięło.

Chrześćianin: A nierozumiałżeś na ten czas, że iuż zostaiesz w stanie doskonałym?

Ufaiący: Tak iest; ale to niedługo trwało: Bo znowu niespokoine myśli trapiły mię i owszem z przyczyny polepszenia żywota mego.

Chrześćianin: Iak to bydz mogło? Ieżeli to prawda, żeś był polepszył życia swego?

Ufaiący: Wiele rożnych rzeczy wzbudzały we mnie te myśli niespotkoine, osobliwie niektore mieysca pisma świętego iako to[75] wszystkie nasze sprawiedliwośći są iako szata splugawiona.[76] Z uczynkow zakonu nie będzie usprawiedliwione żadne ciało.[77] Choćbyśćie wszystko uczynili, co wam rozkazano, mowcie: Słudzy nieużyteczni iestesmy: bo cosmy byli powinni uczynić, uczynilismy, i tym podobne. Ztąd taką formowałem konsekwencią: Ieżeli wszystkie moie sprawiedliwośći są iako szata splugawiona, jeżeli żadne ciało z uczynkow zakonu usprawiedliwione nie będzie, i ieżeli iestesmy sługami nieużytecznymi, choćbysmy wszystko uczynili co nam rozkazano; tedy bez wątpienia iest to głupstwo, mniemać, że przez zakon możemy dostąpić cząstki w niebieśiech. Ieszczem też rozumiał sam w sobie: Gdyby był kto winien sto talerow kupcowi, luboby w przyszły czas wszystko, coby kupował od niego, płacił mu do hallera, iednakże kupiec miałby prawo i moc następować na niego i upominać się starego długu i wrzucić go do więźienia, ażby mu zapłacił.

Chrześćianin: Iakżeś to do siebie stosował?

Ufaiący: Oto tym sposobem. Mowiłem sam w sobie: Zaciągnąłem wielki dług grzechami moimi na reiestrze Boga mego, a moia teraznieysza poprawa żywota niemoże zgładzić tego cyrografu: a tak choć w zlepszeniu żywota żyię, zawsze powinienem myślić, iakowym sposobem będę mogł być wolnym od potępienia, ktore sprowadziłem na siebie nieprawośćiami moimi pierwszymi.

Chrześćianin: Iest to dobra applikacya, moy miły Przyiacielu, postępuy daley, proszę.

Ufaiący: Ieszcze była insza rzecz, ktora mię trapiła iuż po nawroceniu moim, bo gdy śćiśley uważałem moie dobre uczynki, naydowałem, że były nowymi grzechami, że comkolwiek naylepszego czynił, wszędzie się grzechy mieszały, tak dalece, żem musiał ztąd tak konkludować, iż oprocz tego oszukania, ktorem doznawał sam w sobie, tak względem osoby własney, iako też i względem powinnośći moiey, w iednym uczynku, ktorym był powinien wykonać, tylom popełnił grzechu, iż dla niego słusznie mogłbym bydz ztrącony do piekła, chociażby całe życie moie było bez zmazy.

Chrześćianin: Coś tedy czynił na ten czas?

Ufaiący: Niewiedziałem, com miał począć. Na ostatek utrapienie ducha mego obiawiłem Wiernemu; bosmy mieli z sobą dobre porozumienie, a on mi rzekł, że, ieślibym się nie stał uczesnikiem sprawiedliwośći za grzechy moie iednego człowieka, ktory nigdy nic zgrzeszył, ani moia sprawiedliwość własna, ani też razem całego świata nie mogłaby mię zastąpić w dzień sądu.

Chrześćianin: A wierzyłżeś, że ci prawdę powiedział?

Ufaiący: Zeby mi to był powiedział na ten czas, kiedym sobie śiła duszał, i gdym był tak barzo ukontentowany z polepszenia żywota mego, by też on był naywięcey dokładał starania, miałbym go za prostaka, ale kiedym teraz poznał krewkośći i grzechy, ktore się przywiązały do naypobożnieyszych myśli moich, musiałem przystać do jego zdania.

Chrześćianin: Ale gdy tobie pierwszy raz mowił, mogłeś ty to pomyślić, aby taki człowiek był należiony, o ktorymby można prawdziwie twierdzić, iż nigdy niepopełnił grzechu żadnego?

Ufaiący: Muszę się przyznać, że mi się to zdało z razu cale rzeczą niepodobną; lecz gdym miał dalszą o tym z nim rozmowę, doskonale byłem wtym zwyciężony.

Chrześćianin: A niepytałżeś go, coby to był za człowiek, i iakim by sposobem przez niego mogłbyś bydz usprawiedliwiony?

Ufaiący: Tak iest, pytałem, i powiedział mi, że to był Pan Iezus, ktory siedzi na prawicy Bożey. A oto przydał: Tak możesz być usprawiedliwiony przez niego; mianowicie, wierząc w niego i temu, co uczynił dla nas, i co cierpiał za dni ciała swego, gdy był na krzyżu zawieszony. Pytałem go też ieszcze: Iakim to sposobem bydz może, aby sprawiedliwość iednego człowieka taki skutek miała, aby drugiego usprawiedliwić mogła przed Bogiem? Odpowiedział mi na to, że ten człowiek był oraz Bogiem wszechmogącym i że jego posłuszeństwo aż do śmierci nie dla niego, ale dla mnie było, tak dalece, że wszystkie jego zasługi mnie przywłaszczone, bylem weń wierzył.

Chrześćianin: Iakoś sobie tedy postąpił?

Ufaiący: Rożne trudnośći zadawałem tey nauce. Myśliłem, że nie iest ta jego wola, aby mię zbawił.

Chrześćianin: Co na to mowił Wierny?

Ufaiący: Kazał mi się uciekać do tego Iezusa i na nikogo nie mieć oczu moich obroconych, tylko na niego. Lecz mowiłem, że to iest lekkomyślność. On zaś upewnił, żeby naymniey, bo mowił: Ty iesteś wezwany, abyś przyszedł do niego. I dał mi kśięgę, wktorey się zawierały rożne wzywania Iezusowe, abym się tym utwierdził, i szedł do niego z wielką ufnośćią upewniaiąc mię, że iedna Iota w tey księdze mocnieysza iest, niżeli niebo i ziemia. Wtym pytałem go, cożbym tam czynił, kiedy przyidę do niego? Odpowiedział, że mam prosić oyca, skłaniaiąc kolana moie, aby chciał obiawić syna swego we mnie. Ieszczem go pytał iakimbym sposobem mogł podać moię supplikę? rzekł mi: Idz, naydziesz go siedzącego na tronie łaski, gdzie ustawicznie siedzi dla rozgrzeszenia i dla okazania miłosierdzia tym, ktorzy są jego. Ieszczem mu rzekł, iż niewiem, cobym miał mowić, gdy stanę przed nim? Tedy mi rozkazał wyrażnie, mowić te słowa: O Boze! niech się ubłaga gniew twoy przeciwko mnie nędznemu grzesznikowi, i day mi poznać Iezusa Chrystusa, i wierzyć w niego, gdyż wiem, że bez jego sprawiedliwośći i bez wiary w sprawiedliwość jego, zginę bez powstania. Panie! wiem żeś ty iest Bogiem miłosiernym i żeś dał syna swego Iezusa Chrystusa za zbawiciela i odkupiciela całego świata, i wszystkich grzesznikow, z ktorych iam iest pierwszy, o Boze! niechże się ztąd rozsławi wielka łaska twoia daiąc zbawienie duszy moiey przez Iezusa Christusa syna twego Amen.

Chrześćianin: Czyniłeśże tak, iako on rozkazał?

Ufaiący: Zaiste czyniłem, i nie tylko raz, albo dwa, ale ustawicznie.

Chrześćianin: Coż tedy? Obiawiłże ociec syna swego w tobie?

Ufaiący: Nie, ani za pierwszą, ani za drugą, ani za szostą prożbą moią.

Chrześćianin: Cożeś wtakowym raźie czynił?

Ufaiący: Niewiedziałem, cobym miał począć.

Chrześćianin: Izali nie wpadało tobie na myśl, abyś przestał o to się modlić.

Ufaiący: Zaiste więcey niż sto razy.

Chrześćianin: A czemużeś tak nieuczynił?

Ufaiący: Uwierzyłem, że to, co mi było powiedziano, było rzeczą prawdziwą, mianowicie, ze bez sprawiedliwośći Chrystusowey cały swiat nie mogłby mię zbawić, a dla tego sam w sobie uważałem, że ieśli przestanę się modlić, śmiercią umrę. Mowiłem: nie może nic gorszego na pamięć przyść tylko, że umrę przed tronem łaski. Nad to pamiętałem na owo mieysce pisma świętego.[78] Lubo odwłacza z przysciem swoim, czekay na niego; przyidzie zaiste zapewnie anie omieszka. A tak trwałem w modlitwie moiey, aż też Oyciec niebieski obiawił syna swego we mnie.

Chrześćianin: Iakim sposobem tobie był obiawiony?

Ufaiący: Nie widziałem go ocżyma cielesnymi, ale oczyma umysłu mego, a to się stało tym sposobem: dnia iednego byłem barzo zasmęcony, i nawet nader smętnym, i zda mi się, że w całym życiu moim niebyłem tak strapionym, a ten smętek ogarnął mię zrozważania wielkośći i szkaradnośći grzechow moich, niewidząc nic inszego przed sobą tylko piekło i wieczne zatracenie. Na ten czas zdało mi się, że znagła uyrzałem przychodzącego Pana Iezusa z nieba ku sobie, ktory mi rzekł: Wierz w Pana Iezusa Chrystusa, a będziesz zbawiony. Ale Panie rzekłem: Iam iest wielki grzesznik. Na co mi odpowiedział: Dosyć masz na łasce moiey. Gdym go pytał: Panie, co to iest wiara? tom zrozumiał z słow jego: Ten, ktory przychodzi do mnie, nigdy niebędzie łaknął, a kto we mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. A tak wierzyć i przychodzić do niego iest iedno, i że ten, ktory przychodzi do Iezusa Chrystusa sercem i z chęcią, aby przeżeń był zbawiony, ten prawdziwie wierzy w niego. Tedy oczy moie zalały się łzami. I pytałem go daley, Panie, tak wielki grzesznik, iakem ia iest, czy może też bydz od ciebie przyięty? Tedy otrzymałem tę odpowiedz: Tego, ktory przychodzi do mnie, nie odrzuce. Tedym go zaś pytał: Lecz Panie, iakże też cię mam uważać, kiedy przychodzę do ciebie, żeby wiara moia tym mocniey była utwierdzona? rzekł mi: Chrystus Iezus przyszedł na swiat aby grzeszniki zbawił.[79] Abowiem koniec zakonu iest Chrystus ku sprawiedliwośći każdemu wierzącemu[80] ktory wydany iest dla grzechow naszych a wstał zmartwych dla usprawiedliwienia naszego,[81] ktory nas umiłował i omył nas z grzechow naszych krwią swoią.[82] Boć ieden iest Bog, ieden także posrzednik między Bogiem i ludzmi, człowiek, Chrystus Iezus, zawsze żyiący, ktory się przyczynia za nami. Ze wszystkich tych rzeczy taką sobie zachowałem naukę, iż wszystkiey moiey sprawiedliwośći powinienem szukać w jego osobie, i że niemogę nigdzie indziey naleść dosyć uczynienia za grzechy moie, tylko we krwi jego; i że to wszystko, cokolwiek on uczynił będąc posłusznym prawu oyca swego, poddaiąc się pod karanie, ktore to prawo wyciąga, nie dla siebie to samego uczynił, ale dla grzesznikow pokutuiących, ktorzy uciekaią się do niego i ktorzy go uymuią i naśladuią. Tedy ten czas serce moie było napełnione radośćią wielką, oczy moie były zalane łzami, i wszystkie wnętrznośći duszy moiey były pobudzone miłośćią pałaiącą ku imieniowi, ku świętym, i ku drogom Iezusa Chrystusa.

Chrześćianin: Prawdziwie to stało się obiawienie Iezusa Chrystusa w duszy twoiey; ale proszę cię, powiedz mi obszerniey, co też za ostatek uczułeś ztąd w sercu swoim?

Ufaiący: Zrozumiałem z tego, że całego świata wszystkie sprawiedliwośći były iednak potępienia godne: Oraz też nauczyłem się, że ponieważ Bog Oyciec iest sprawiedliwy, może usprawiedliwić srzodkiem siebie godnym grzesznika przychodzącego do siebie. To sprawiło we mnie, że miałem w obrzydliwośći i w pohanbieniu żywot moy przeszły; wielki mię też strach ogarnął, kiedym uważał wielkość niewiadomośći moiey, bo nigdy aż dotąd, niepoiąłem tak dobrze, ani poczułem w sercu moim wdzięcznośći i słodkośći Iezusa Chrystusa. To sprawiło we mnie, żem się zakochał w świętobliwośći żywota i stałem się napełniony żądośćią wielką, wykonać, co osobliwego ku czci i chwale Iezusa Chrystusa. Iednym słowem, zdało mi się, że gdy bym miał tysiąć dusz, położyłbym ie chętnie wszystkie dla miłośći Iezusa Chrystusa. Zatym Ufaiący obrociwszy się trocha uyrzał Niewiadomego, ktorego byli porzucili na zadzie i rzecze Chrześćianowi: widzisz, iak ten człowiek młody idzie spieszno za nami.

Chrześćianin: Widzę dobrze; ale on nie szuka naszey kompanij.

Ufaiący: Pewnie, gdyby się nas był trzymał, nie źle by mu się nadało.

Chrześćianin: To prawda, ale upewniam cie, że on daleki iest od tey myśli.

Ufaiący: Wierzam, ale, niech będzie iak chce, zaczekaymy przecię na niego. Iak się tedy z sobą zeszli, rzecze Chrześćianin do Niewiadomego: podz sam, moy przyiacielu, przeczże tak na zadzie zostaiesz?

Niewiadomy: Wolę sam ieden iść, niżeli w wielkiey kompanij, chyba, żeby mi się podobała. Na to rzecze Chrześćianin do ucha Ufaiącemu. A nie mowiłem ci, że on niedba o naszą społeczność? Iednakże w tey tak samotney drodze zabawmy się znim rozmową. A tak obrociwszy się do Niewiadomego rzecze: Iako się teraz powodzi? Co za stan duszy twoiey względem Boga? Mam nadzieię, rzecze Niewiadomy, że wszystko poyidzie dobrze, bo czuię siła w sobie dobrey skłonnośći, ktore ustawicznie mnie się trzymaią w drodze.

Chrześćianin: Co to są za dobre skłonnośći? proszę wytłumacz ie nam.

Niewiadomy: Myślę o Bogu i o niebie.

Chrześćianin: Diabli i potępieni toż czynią.

Niewiadomy: Lecz ja myślę o nim i pożądam go.

Chrześćianin: Wiele iest takich, ktorzy podobnie czynią, iednakże niedostąpią tego nigdy. Mowi Mędrzec:[83] Dusza leniwego żąda wiele a nic nie ma.

Niewiadomy: Ale ja myślę i opuszczam wszystko dla miłośći jego.

Chrześćianin: Barzo o tym wątpię, bo to rzecz trudna wszystko opuśćić; zaiste tak to rzecz trudna, że wielu iest takich, iż nierozumieią tego. Ale, iakim sposobem przyszło ci na myśl, opuśćić wszystko dla Boga, i dla nieba?

Niewiadomy: Serce mi tak kazało.

Chrześćianin: Mędrzec mowi:[84] kto ufa wsercu swoim, głupi iest.

Niewiadomy: To mowisz ze złego serca, ale moie iest dobre.

Chrześćianin: Iako to możesz pokazać?

Niewiadomy: Ztąd można widzieć, ponieważ iestesmy pocieszeni nadzieią z nieba.

Chrześćianin: W tym może cię oszukiwać własne twoie serce, bo serce ludzkie może podać w pociechę i nadzieię dobr iakich, do ktorych człowiek może niemieć żadnego prawa.

Niewiadomy: Lecz żywot moy zgadza się z dysposicyą [skłonnośćią] serca, a dla tegoż ufność moia dobrze iest ufundowana.

Chrześćianin: Zkąd to wiesz?

Niewiadomy: Serce mię w tym utwierdza.

Chrześćianin: Tak serce twoie cię wtym upewnia, to właśnie iakbyś rzekł: Ieślim złodziej, pytay mego kollegi? Ieśli słowo Boże niedaie tobie tego świadectwa, wszystkie insze świądectwa inaczey się przydadzą.

Niewiadomy: Ale powiedz mi, gdy serce iest napełnione dobrymi myślami a nie iest to dobre serce? Ieżeli taki żywot prowadzi, ktory się zgadza z zakonem Bożym?

Chrześćianin: To prawda, serce napełnione dobrymi myślami iest dobre serce, i żywot, ktory się zgadza z słowem Bożym iest życiem dobrym. Ale insza to rzecz, mieć co rzeczowiśćie, a insza, tylko być w tym mniemaniu, że ią mam.

Niewiadomy: Coż to iest tedy takowego, proszę cię, i co rozumiesz przez dobre myśli i przez życie stosuiące się do słowa Bożego?

Chrześćianin: Dobre myśli są te, ktore się zgadzaią z słowem Bożym, a niektore z nich są do nas samych należące.

Niewiadomy: Kiedyś myśli do nas samych należące się zgadzaią z słowem Bożym?

Chrześćianin: W ten czas, gdy my o sobie tak rozumiemy, iako słowo Boże o nas rozumie; ale chcąc to zrzetelnie wyraźić, oto iak słowo Boże mowi o człowieku według iego przyrodzenia[85] Niemasz sprawiedliwego, ani iednego niemasz, ktoby czynił dobrze.[86] Wszystko zmyślanie, myśli serca człowieczego tylko złe były po wszystkie dni. Abowiem myśl serca człowieczego zła iest od młodośći jego: Na ten czas, gdy takie rozumienie mamy o myślach naszych, myśli nasze są dobre i zgadzaiące się z słowem Bożym.

Niewiadomy: Nigdy temu wiary niedam, żebi serce moie tak złe było.

Chrześćianin: Z tey właśnie przyczyny w całym życiu nie miałeś nigdy dobrey myśli; ale pozwol mi, niech daley postąpię, ponieważ słowo Boże sądzi nasze serca, sądzi też oraz i drogi nasze; więc gdy te myśli nasze, ktore mamy o sercach naszych i o drogach, są zgadzaiące się z zdaniem, ktore Bog o nich czyni w słowie swoim, na ten czas one są dobre, tak myśli, iako i drogi; szczegulnie względem tey przyczyny, że się zgadzaią z słowem Bożym.

Niewiadomy: Wytłumacz mi, proszę cię, iaśniey twoie rozumienie.

Chrześćianin: Barzo chętnie, słowo Boże mowi:[87] Drogi ludzkie są drogi krzywe.[88] Ścieszki ludzkie są śćieszki krzywe. Także mowi,[89] że człowiek z przyrodzenia ustąpił z drogi sprawiedliwośći, i niepoznał drogi pokoiu. Gdy tedy człowiek takie rozumienie ma o drogach swoich, a że takowe myśli są z wyznaniem i z upokorzeniem złączone, na ten czas dobre ma myśli o drogach swoich; ponieważ się one zgadzaią doskonale z wyrozumieniem słowa Bożego.

Niewiadomy: Takie to są myśli według Boga dobre?

Chrześćianin: Takie własnie, iakie my powinnismy mieć względem nas samych. Gdy się myślenia nasze o Bogu zgadzaią z tym, iak słowo Boże wyraża, na ten czas one są dobre, to iest, gdy rozważamy jego istność, doskonałośći zgadzaiące się z świadectwem pisma św. O czym teraz nie mogę dłużey mowić; ale do nas mowiąc: My na ten czas należycie myślimy o Bogu, kiedy to myślimy, że on nas lepiey zna niżeli my siebie samych, ktory te grzechy w nas postrzega, ktorych my sami niewidzimy i nie znamy, gdy oraz o tym myślimy, że on iest badaczem nayskrytszych naszych myśli i że niedośćigłe głębokośći serca naszego otwarte są przed oczyma jego, gdy myślimy, że wszystkie nasze sprawiedliwośći są szatą splugawioną przed nim, i że ztey przyczyny nie może cierpieć nam tego, abyśmy się zasadzali na myślach naszych, albo na tym, co naylepszego czynimy.

Niewiadomy: A wierzyszże temu, żebym był tak głupi, abym miał to rozumieć, że Bog nie lepiey wszystko widzi, niżeli ja, albo żebym się z moich chciał naylepszych przed nim chlubić uczykow?

Chrześćianin: Iakże tedy to rozumiesz?

Niewiadomy: Ia tak rozumiem, żem powinień wierzyć w Iezusa Chrystusa, chcąc być usprawiedliwionym przez niego.

Chrześćianin: Iak ci to może na myśl wstąpić, iż powinieneś wierzyć w Iezusa Chrystusa, kiedy nieuznawasz, tego bydz wielką potrzebę? Nigdy nieznałeś twego skażonego przyrodzenia początkowego i śmiertelnego. Ale owszem takie masz o sobie rozumienie i o stanie, w ktorym zostawasz, iawnie pokazuiąc, iż iesteś z liczby tych, ktorzy nigdy niewidzieli potrzeby usprawiedliwenia Chrystusowego.

Niewiadomy: Ia wszystkim tym rzeczom wierzam.

Chrześćianin: Iako tedy wierzysz?

Niewiadomy: Wierzę iż Chrystus umarł dla grzesznikow i że powinienem bydz usprawiedliwiony przed Bogiem za przeklęctwo moie przez łaskawe przyięcie posłuszenstwa zakonnego, albo też tym sposobem, że Chrystus moie uczynki pobożnośći Oycu swemu wystawia w swoiey zasłudze, a tak tym sposobem będę usprawiedliwiony.

Chrześćianin: Pozwol mi, abym odpowiedział na to wyznanie wiary twoiey.

1) Ty wierzysz miarą mniemaną: bo takiey wiary nie naydziesz nigdzie w słowie Bożym.

2) Iest też wiara twoia fałszywa, ponieważ przywłaszczasz swoiey sprawiedliwośći to usprawiedliwienie, ktore iedynie należy do sprawiedliwośći Chrystusa.

3) Taka wiara nieprzyimuie Chrystusa za sprawiedliwość twoiey osoby ale uczynkow, albo też i osoby z przyczyny uczynkow, co iest fałszywa.

4) A dla tegoż iest wiarą oszukiwaiącą; iest wiarą, wktorey będąc, zostaniesz pod gniewem Bożym, aż do dnia obiawienia. Albowiem prawdziwa, zbawienna wiara zawiera się w tym, że gdy dusza uznaie stan swego zatracenia, na tych miast ucieka się do sprawiedliwośći Iezusa Christusa, ktora nie iest takim dziełem łaski, aby przez nią posłuszeństwo twoie było usprawiedliwieniem twym przed Bogiem, ale że on w osobie swoiey własney był posłusznym zakonowi w tym, co dla nas czynił, i ucierpiał to, cośmy byli powinni ponieść. Taką sprawiedliwość wiara prawdziwa przyimuie, i gdy w niey dusza niby w iakowy płaszcz uwiniona wychodzi bez zmazy przed Boga, na ten czas on ią przyimuie z łaski i uwalnia od wszego potępienia.

Niewiadomy: Iako ty chcesz zakładać ufność swoią iedynie na tym tylko, co Iezus Chrystus osobą swoią sam czynił? Ten błąd puśćiłby wodze pożądliwośćiam naszym i dałby nam wolność żyć według upodobania naszego. Bo choćbym niewiem, iak złe życie prowadził, malo na tym, ponieważ mogę być usprawiedliwiony we wszystkim, sprawiedliwośćią doskonałą Chrystusową, bylem tylko temu wierzył.

Chrześćianin: Nazywasz się Niewiadomym, i słusznie, boś też iest nim w samym skutku; iako widzieć można z odpowiedzi twoiey: Bo niewiesz tego, co to iest sprawiedliwość usprawiedliwiaiąca; i oraz niewiesz, iako będzie mogła dusza twoia przez wiarę ostać się przed zapalczywośćią gniewu Bożego. Zaiste niewiesz także prawdziwego skutku wiary usprawiedliwiaiącey w sprawiedliwośći Iezusa Chrystusa, ktora dotyka serca i prowadzi go do Boga w Chrystusie, sprawuiąc to, że ma miłość ku imieniowi jego, ku słowu, ku drogam i ku społecznośći wiernych jego, a nigdy nie tym sposobem, iako ty, biedny nieuku rozumiesz.

Ufaiący: Pytay go, ieżeli się też kiedy obiawił Chrystus w duszy jego.

Niewiadomy: Iako? Czy wy iesteśćie tacy ludzie, co to ziawieniom wierzą? Ia rozumiem, że wszystko, cokolwiek wy i wasi społbracia wtey rzeczy mowią, nic inszego nie iest, tylko iak byśćie w zachwyceniu byli.

Ufaiący: Coż, moy przyiacielu? A nie wieszże tego, że Chrystus tak iest utaiony rozumowi cielesnemu, że go żadną miarą poiąć nie może tak dalece że to niepodobno, aby człowiek mogł go zbawiennie poznać, ieżeli mu go oyciec nie obiawi?

Niewiadomy: To wasza taka wiara, a nie moia, a iednakże tak rozumiem, że moia tak iest dobra iako i wasza, lubo nie szpyrlam myślami mymi tak głęboko, iako wy.

Chrześćianin: Pozwolicie mi obadwa słowo powiedzieć: Nieprzystoi tobie, abyś o tak wielkich rzeczach z taką wzgardą mowił, bo wyraznie tobie powiadam, iakci też i moy towarzysz powiedział, że żaden nie może poznać Iezusa Chrystusa, ieśliby mu go ociec nie obiawił niebieski. A tak potrzeba, aby wiara, ktorą uymuiemy Iezusa Chrystusa, była sprawowana oną przewyższaiącą wielkośćią mocy jego w nas. A ztąd widzę iawnie, nędzny prostaku! że cale niewiesz, co to iest skutek wiary, ocuć się przecię! a uznay skażenie twoie i nędzę, a uciekay się w pokorze do Pana Iezusa; tedy będziesz uwolniony od potępienia sprawiedliwośćią jego, ktora iest sprawiedliwośćią Bożą, ponieważ on sam iest prawdziwy Bog i żywot wieczny.

Niewiadomy: Tak prętko bieżycie, że niemogę z wami nadążyć, a tak idzcie raczey sobie przodem, a ia zletka poydę za wami.

Chrześćianin: Iakoż? Człowiecze niewiadomy! a chceszże być tak obrany w rozum, gardzić dobrą radą, ktora się tobie tak często podawała? Doznasz wnet nieszczęśćia, ktore cię czeka; bierz do uwagi poki ieszcze czas masz, i umiey zażyć tey wierney rady ku dobremu twemu. Lecz, ieżeli upornie chcesz w tym zostawać niewiadomy, i odrzucać te rzeczy, upewniam, że ty sam poniesiesz karanie. Chodz, miły Ufaiący, rzecze Chrześćianin obrociwszy się do swego kollegi, iuż ia widzę, że my tylko dway tę drogę odprawować będziemy.

Uprzedzili tedy barzo daleko Niewiadomego, ktory szedł za nimi wyskakuiąc.

Za co Chrześćianin rzecze do swego przyiaciela: Cięszko opłakuię kondycją tego nędznika ślepego, zakończenie jego barzo złe.

Ufaiący: Ach iak wielka liczba znayduie się podobnych ludzi w naszym mieśćie, ktorzy są naznaczeni na tenże sam koniec, można ich rachować domami i całymi ulicami, ktore są napełnione takimi ludzmi, a przecież się spodziewaią czasu swego domieśćić miasta niebieskiego, a ieżeli tak wiela liczba miedzy nami; wieleż tego być może na całym okręgu ziemskim?

Chrześćianin: Zaiste tak się w sobie rzecz ma, iako słowo Boże mowi: Zaślepię oczy ich, aby niewidzieli. Lecz gdy teraz samotni iestesmy, powiedz mi, proszę cię, co też o takich ludziach rozumiesz? czy czuią też kiedy żal wsobie za grzechy swoie i czy doznawaią strachu zbawiennego z przyczyny niebespieczeństwa, ktore przed oczyma maią?

Ufaiący: Nie, ale ty sam chciey odpowiedzieć na tę kwestyą, byś ty iest odemnie starszy.

Chrześćianin: Barzo dobrze, uczynię to z wielką chęcią; powiadam, że tacy ludzie zprzyczyny urodzoney swoiey niewiadomośći niepoymuią tego, aby takowe na sercach ich przeswiadczenie ku ich dobremu zmierzało i dla tego staraią się uśilnie, aby to w sobie uduśili, a z ostatnią lekkomyślnośćią trwaiąc chlubią się sami z drog własnego serca swego.

Ufaiący: Ia także wierzę iakoś powiedział, że boiaźn iest rzeczą zbawienną ludziom; ponieważ ona to sprawuie, że ludzie wstępuią na drogi proste.

Chrześćianin: Bez wątpienia ona to sprawuie, byleby była prawdziwą boiaźnią. Bo czytamy, że[90] boiaźn Pańska iest początkiem mądrośći.

Ufaiący: Iakim sposobem wyrażasz prawdziwą boiaźn?

Chrześćianin: Boiaźn prawdziwa i zbawienna bywa poznana z tych trzech znakow.

1) Ze pochodzi z zbawiennego przekonania grzechow.

2) Ona prowadzi duszę do przyięcia zbawiciela Iezusa Chrystusa.

3) Ona ią budzi i zatrzymuie w naygłębszym poważeniu Boga, słowa i drog jego, do świętobliwego usiłowania prowadzi, aby żadnym postępkiem nie obraźiła Boga swego, przez co mogłby być nieuczczony, pokoy jego wzruszony, duch zasmucony, a nieprzyiaciel do bluźnierstwa pobudzony.

Ufaiący: Dobrze mowisz i wierzam, że to iest rzeczą prawdziwą, ale ci prętko przeydziemy przez ten kray omamienia iako rozumiesz?

Chrześćianin: Iakże? Iuż ci się sprzykrzyła rozmowa nasza?

Ufaiący: Bynaymniey, alem tylko chciał wiedzieć, gdzie iestesmy.

Chrześćianin: Niemamy więcey, tylko dwie godziny drogi; ale wroćmy się do naszey materii. Niewiadomi nie rozumieią tego, że uznanie grzechu i boiaźń prowadzi ich do naywyższego dobra i ztąd też staraią się zatłumić wsobie.

Ufaiący: Iak też to oni czynią? proszę cię.

Chrześćianin: 1) Mniemaią, że diabeł wnich sprawuie tę boiaźń, lubo iednak w samey prawdzie iest to sprawa Boża; a w tym zostaiąc rozumieniu usiłuią dać odpor oney, iako rzeczy takiey, ktora szczegulnie zmierza ku ich zatraceniu.

2) Rozumieią, że ta boiaźn zmierza ku temu, aby ich wiarę osłabiła i owszem zniszczyła, lubo ci nędzni, nieszczęsliwi ludzie i niemaią wiary; a dla tegoż przeciwko tey boiaźni zatwardzaią serce swoie.

3) Ponieważ boiaźń odprowadza ich od tego fałszywego, ktorym się kochaią rozkoszować, i że ona przeszkadza im używać wczasu cielesnego, wszystkimi sposobami na tym są, aby ią odpędzić od umysłu swego.

4) Poczuwaią, że ta boiaźń obiawia im nędzę ich, i że im odpiera harde mniemanie własney świętobliwośći, ztąd pochodzi, że wszytkie śiły na to ważą, aby oney odpor dali.

Ufaiący: Coż podobnego. Ia sam na sobie doznałem, bo nimem siebie dobrze poznał toż własnie się ze mną działo.

Chrześćianin: Zaniechaymy iuż naszego sąsiada Niewiadomego, zabawmy się raczey inszą rozmową pożyteczną.

Ufaiący: Całym sercem; ale chciey ty zacząć.

Chrześćianin: Nieznałżeś przed dziesiątkiem lat iednego doczesnika, ktory mieszkał w naszym kraiu, a był na ten czas barzo gorliwym w swoiey religii?

Ufaiący: Iakbym go niemiał znać? mieszkał albowiem w mieśćie obnażonym z łaski o dwie mile niemal od okazałośći pozwierchney blisko bramy odpornośći.

Chrześćianin: Barzo dobrze, tak iest, mieszkali pod iednym dachem z sobą. Ten człowiek razu iednego był barzo zmieszany, rozumiem, że musiały mu grzechy przyść na pamięć i karanie, ktore nimi zasłużył.

Ufaiący: Toż samo i ia rozumiałem co ty, gdyż dom jego nie daley był od mego, iako trzy mile, często mię nawiedzał a zawsze z opłakanymi oczyma, i zaiste wielkie miałem nad nim politowanie, bo ieszcze niebył cale bez nadziei. Ale ztąd widzieć można, że nie wszyscy, ktorzy mowią, Panie! Panie! takimi są, za iakich się udaią.

Chrześćianin: Razu iednego oświadczył mi ochotę, że chciał ze mną puśćić się w drogę, ale na tych miast zawźiął znaiomość z iednym człowiekiem nazwanym: sam sobą się rządzi i wnet odstąpił odemnie.

Ufaiący: Ponieważ przyszlismy do tey rozmowy o nim, chcieymy też examinować trochę przyczynę jego tak nagłego odpadnienia.

Chrześćianin: To może być z naszym wielkim pożytkiem. Chciey też ty choć raz zacząć.

Ufaiący: Chętnie i powiadam tobie, że według mego zdania pochodzi to z tych czterech przyczyń.

1) Lubo ich sumnienie iest obudzone, iednakze umysł nie iest ieszcze odmieniony, dla tegoż gdy gryzienie grzechu ustaie choć trocha u nich, cokolwiek było boiaźni Bożey, ustępuie także i tak znowu wpadaią na drogi swoie przyrodzone. Właśnie niby pies zachorowawszy z obżarstwa, zwraca to wszystko, poki się źle ma, a nie czyni tego więcey, kiedy choroba ominęła, i gdy wnętrznośći jego nie boleią, a nie ma w obrzydliwośći tego, co zwrocił, ale wraca się i ziada według tego iako prawdziwie napisano:[91] Pies wrocił się do zwracania swego; a tak twierdzę, że doczesnicy, maiąc wprawdzie cheć do nieba, ale ta chęć nizkąd inąd pochodzi, tylko z boiaźni płomienia piekielnego i iak prętko pamięć piekłą i boiaźni potępienia trochę uspokoia się i zmnieysza, chęć ta ich do nieba i do zbawienia ziębnieie. I gdy gryzienie grzechow i boiaźń cale iest zniszczona, chęć do nieba także też cale gaśnie, a oni wracaią się do pierwszego stanu.

2) Ieszcze można dać inszą przyczynę; mianowicie, że maią w sobie boiaźn złą, i nie należytą, ktora ich trwoży, to iest boiaźń ludzką[92] bo strach człowieczy stawia sobie sidło. A tak lubo zdaią się mieć chęć ku niebu, poki ich boiaźń piekielna budzi, iednakże iak prętko ten strach przemija, wnet mowią sami w sobie, że lepiey być trocha ostrożnym, a nie wdawać się w takie niebespieczeństwo, aby wszystko utracić (bo niemaią znajomośći) albo, aby się mieli wtrącać w nędzę mniey potrzebną i nieuchronną, tak dalece, że się wracaią znowu do swiata.

3) Zelżywość, ktora częstokroć iest przywiązana do pobożnośći wielkim też iest im zgorszeniem i kamieniem obrażenia, gdyż będąc nadęci pychą i wyniosłośćią, pobożność iest rzeczą podłą i wzgardzoną w oczach ich; a dla tegoż iak prętko trwoga piekła i przyszłego gniewu trocha się w nich przydusza, wnet uyrzysz, że się wracaią na drogi swoie.

4) Myśli grzechowe i pamięć strachow są im nieznośne; niepodoba się im tym sposobem uważać nędzy swoiey, luboby pierwszym weń weyrzeniem mogliby być pędzeni (gdyby tylko chcieli mieć szczyrą chęć) do tey ucieczki, ktora nas zbawić może, ale ponieważ, iakom rzekł, niemaią upodobania w tym, aby myślili o grzechach swoich i uduszaią tę boiaźń w sobie, to się przydaie, że gdy się uyrzą być trocha uwolnionymi od tych przykrych mysli, od zapalczywośći gniewu, od trwogi piekła, wielką wsobie poczuwaią radość i wpadaią w zatwardziałość, a obieraią znowu drogi takie, ktore ich co raz to barziey znowu zatwardzaią.

Chrześćianin: Słusznieś wytłumaczył, bo fundament tego wszytkiego ten iest, że umysł ich i wola nie są nawrocone; a dla tegoż podobni oni są do tych złoczyńcow, ktorzy gdy stoią przed swoim sędzią drzą, i trwożą się, tak dalece, że się zda iakby się iuż cale upamiętali; ale początek ich boiaźni i żalu iest kara a nie strach zbrodni. Co ztąd iawnie widziec można: Tego momentu albowiem, ktorego są uwolnieni, wracaią się znowu do bezbożnego swego żywota; a zaś gdyby umysł ich był odmieniony, odmieniliby niechybnie i życie swoie.

Ufaiący: Teraz pokazałem tobie przyczynę ich odpadnienia, naucz mię też, proszę, iakim kształtem ta odporność przychodzi.

Chrześćianin chętnie to uczynię. 1) Staraią się usilnie, ile mogą, aby pamięć o Bogu, o śmierci, o sądzie ostatecznym od myśli swych odpędzili.

2) Potym wpadaią zlekka w oźiębłość wewnętrzną, mianowicie, zaniedbywaią modlitew prywatnych w swoich mieszkaniach, umartwienia pożądliwośći, czułośći, smętku z okkazij grzechu, i tym podobnych.

3) Stronią od towarzystwa żyiących, to iest od prawdziwych Chrześćian.

4) Wpadaią potym w lenistwo nawet do nabożenstwa publicznego, do słuchania i czytania słowa Bożego, i rozmow pobożnych.

5) Poczynaią upatrywać w ludziach gorliwych rozne krewkośći, a to sposobem diabelskem ządaiąc dać kolor niedbalstwu swemu i pokazuią postać pobożnośći; iakby też to była rzecz doskonała i stateczna, funduiąc się na doświadczenie właśnego śerca, że im w rożnych okkazyach nie przyjdzie na myśl, że to własna chwała.

6) Daley zlekka poczynaią się łączyć do ludzy złych i rozpustnych i zawieraią z nimi roznych taiemnych grzechow.

7) Potem pozwalaią sobie bawić się rzeczami złemi, światowemi i cielesnymi i barzo się cieszą gdy co postrzegą w tych ludziach, ktorzy są miani za uczciwych i cnotliwych i wnet utwierdzaią się tym przykładem w swoiey rozpuśćie.

8) Tedy iawnie udaią się do zabaw światowych i do igrania z dziećmi małymi.

9) A na ostatek, gdy się tak zatwardzą, pokazuią się takimi, iakimi są, i tak udawszy się cale za światem, wpadaią na koniec z własney swey winy w zatracenie wieczne, ieżeli łaska Boża osobliwym cudem ich nie dzwignie.

Tu uważałem, że podrożni wyszedszy z krainy Omamienia przyszli na granicę nazwaną: Rozkosz moia w tobie. Wtym kraiu powietrze zawsze pogodne i wdzięczne, a ponieważ tam tędy ich droga prowadziła, zostali przez nieiaki czas, aby się otrzezwili i oczerstwili. Gdzie bez ustania słyszeli głos spiewania ptasząt, kwiatki się co dzien ukazywały na ziemi i głos synogarlice słyszeli. Wtym kraiu słońce wschodzy i świeci dzień i noc; ponieważ położenie jego iest przeciwko dolinie ciemnośći i dalekie od granic Olbrzyma rozpaczy. Zamek Wątpliwośći iuż nie był więcey widziany, ale owszem spoglądali na miasto Niebieskie, spotykali też z miasta Sionskiego niektorych Obywatelow: Albowiem duchy niebiescy tam przebywaią, ponieważ oni obiwatele są z nieba. Na tym mieyscu odnawiaią się rozmowy oblubienca z oblubienicą: w ten czas tedy się weselić będzie z ciebie Bog twoy iako się oblubieniec weseli z oblubienicą, albowiem bez zbierania mieli pszenicy i moszczu, bo tu nalezli w obfitości to wszystko, czego szukali przez całą drogę swoię. Usłyszeli też tam głos rozlegaiący się mowiący z nieba.[93] Powiedzcie corce Syońskiey, oto Zbawiciel twoy idzie. Oto zapłata jego z nim. Tu wszyscy obywatele tey krainy nazywaią się ludem świętym kupionym od Boga. Więcey uciechy, idąc tą krainą, mieli, niżeli po wszystkich mieyscach nayrozleglieyszych tego krolestwa, i im barziey zbliżali się do miasta, tym go z większym rozeznaniem widzieli, a chwała tego miasta była tak wielka, że Chrześćianin z niecierpliwośći iak nayprętszego tam przybycia, zapadł wchorobę.

Ufaiący też był nagabany mdłośćią, że musieli ukłaść się, a żeby spoczęli trochę, zawoławszy bolesnie[94]: Ieślibyscie naleźli miłego mego, powiedzcie mu, żem od miłośći zachorzała. I tak oczerstwiwszy się trochę poszli w swą drogę zbliżaiąc się coraz ku miastu: Były też na trakcie ich ogrody, do ktorych bramy otworem stały, a ogrodnicy naydowali się na drodze, ktorych spytali pielgrzymowie, czyieby to były winnice i roskoszne ogrody? odpowiedzieli: Iż do krola należą; i szczegulnie dla jego upodobania; oraz też dla otrzeżwienia podrożnych są założone. Zatym ogrodnicy poprowadzili ich do winnic i upraszali, aby się tam otrzeźwili i żeby chcieli używać, co się im podoba z tego wszystkiego, co się tam nayduie, pokazali im też przechadzki, ktorymi się krol przechadza, pokoie, mieszkania, wktorych on ma swoię roskosz przebywać; tak się to miłe mieysce podobało podrożnym, że się tam układli, aby odpoczęli. Uważałem też, że przez sen siła mowili, czego przez całą drogę nie zwykli byli czynić, a ponieważem się temu dziwował, ogrodnik rzecze mi: Przęczbym się nad tym zdumiewał? Taka iest albowiem natura tey winnicy, że taką ma w sobie wdzięczność, ktora sprawuie, że wargi spiących mowią. Za ocknieniem się ich uyrzałem, że się obrocili ku miastu, ale iako rzeczono: Ze to miasto było ze złota czystego, ktore promienia słoneczne tak oswiecały, że światłośći jego nie mogli znieść oczyma swymi owtartymi. Ale musieli zażywać Zwierciadła. I gdy daley postępowali, spotkali dwoch ludzi, ktorych szaty lsniły się iako złoto, a oblicza były iasne, iako światłość. Ci ludzie spytali onych, zkądby szli, gdzie mieszkali, iakie niebespieczeństwa, i niewygody wystali, i czym się cieszyli i wspierali w drodze swoiey? Podrożni porządnie na te wszystkie rzeczy odpowiedzieli; tedy rzekli im ci ludzie: Ieszcze macie dwie trudnośći do przebycia, a potym wnidziecie do miasta.

Chrześćianin i Towarzysz iego pytali ich, ieśliby niechcieli iść znimi w kompanij, odpowiedzieli zezwalaiąc; ale potrzeba, aby każdy własną swoię wiarę tam wszedł. A w tym poszli w towarzystwie tak daleko, aż uyrżeli bramę.

Tedy uyrzałem, że między nimi i bramą była wielka rzeka, na ktorey mostu nie było, a była barzo głęboka. Widok tey rzeki barzo ztrwożył podrożnych naszych. Lecz ci, ktorzy znimi szli w towarzystwie rzekli, że potrzeba koniecznie przechodzić tę rzekę, ieśli chcą wniść do tego miasta krolewskiego. Spytali ich, ieśliby niebyło inszey drogi, ktorąby wniść mogli, ale ci ludzie dali im do wyrozumienia, że żaden nigdy człowiek od początku swiata nie miał prawa tam wniść inszą drogą, oprocz dwuch ludzi tylko, Enocha i Eliasza, i żaden też nie będzie mogł, aż poki głos trąby zabrzmi, inszą drogą wniść. Na te słowa poczęli się trwożyć Pielgrzymowie, osobliwie Chrześćianin, poczęli poglądać na tę i ową stronę szukaiąc ratunku, ale nie mogli żadney naleść nadziei, aby się mogli uwolnić od przeprawy tey rzeki. Tedy pytali tych ludzi, ieśliby ta rzeka iednako była głęboka wszędzie? Odpowiedzieli: Nie, ale się to wam ni na co nie przyda, bo według wiary ufnośći waszey, ktorą będziecie mieli w krolu, barziey i mniey będzie się zdała głębokość tey rzeki.

Wtym rzuciwszy się w wodę, Chrześćianin na tych miast począł się zanurzać i wołać do swego przyiaciela Ufaiącego: Tonę wtey głębokośći wod, wszystkie nawalnośći są nad głową moią, a wały ogarnęły mię. Sela.

Ufaiący: Bądz dobrego serca, bracie moy: Dostałem gruntu i barzo mocnego.

Chrześćianin: Ach nie stetysz! Trwogi śmierci ogarnęły mię i nie uyrzę ziemi mlekiem i miodem opływaiącey!

To rzekszy tak się barzo zaląkł i tak gęstymi był uwiniony ciemnośćiami, że cale nic nie widział; umysł też iego tak był zmieszany, że nie mogł nic mowić zrozumietelnie, ani też pamiętać na owe otrzeżwienia, ktore doznawał wdrodze. Ale tym wszystkim, co mowił, pokazywał, iż był barzo zmieszany i ztrwożony rozumieiąc, że wtey drodze zaginie a wątpiąc, aby mogł przeyść do bramy Niebieskiey, wtym zemdlał, i ile mogłem po nim rozumieć, zapadł wmyśli smętne i barzo trapiące się, przywodząc sobie na pamięć grzechy swoie, tak te, ktore popełnił nim wstąpił na tę drogę, iako i te, w ktore potym wpadał, ale co barźiey przymnażało w nim trwogi i smętku to; że był nagabany od smokow, i duchow nieczystych, i wielce w tym pracował, iako łatwo rozumieć było z słow przerywanych, a tak to wszystko odeymowało mu serce, ze rozumiał że zapewnie zaginie wtych głębokośćiach wody, zktorey pokazał się potym wpołumarły.

Tym czasem Ufaiący nie odstępował go, trzymał za głowę, pilnuiąc, aby się nie zalał, i umacniał go pociechami, ktore do niego obracał. Bądz dobrego serca, bracie moy, rzecze mu, tuż widzę bramę miasta niebieskiego i osoby, ktore nas czekaią i gotowi są do przyięcia.

Ach! odpowie Chrześćianin: Ciebie oni czekaią, tyś był zawsze Ufaiącym przez wszystek czas iakem cię poznał. I ty także, rzecze Ufaiący. Ach! bracie moy, odpowie Chrześćianin, gdybym był naleźiony doskonałym przed nim, przyszedłby a nie mieszkałby na ratunek, ale dopioro dla grzechow moich wrzucił mię w zwiąski i opuśćił mię tu bez pomocy. Bracie moy, rzecze Ufaiący, a zapomniałżeś tego mieysca pisma świętego, ktore w ten sposob o niezbożnych mowi:[95] bo nie maią zwiąskow aż do śmierci, ale wcałośći zostawa siła ich, w pracy ludzkiey niesą, a kaźni iako inni ludzie nie doznawaią. To utrapienie, w ktorym ty zostaiesz, nie iest znakiem, aby cię Bog miał opuśćić, ale tylko dla tego iest na cię dopuszczone, aby była przez to wiara twoia doświadczona i chce on widzieć ieżeli też wpośrzod kaźni twoiey i smętku będziesz mu wiernym. Bądz dobrego serca, moy bracie, oto Pan Iezus umocni cię.

Natych miast Chrześćianin trochę się uspokoił, a wnet zawołal wielkim głosem: Ach oto widzę go, ktory mię utwierdza:[96] gdy poydziesz przez wody, będę z tobą: a ieśli przez rzeki, nie zaleią cię. A tak Chrześćianin umężniwszy się, dostał gruntu mocnego iako i Ufaiący i doznawali tego, że im daley postępowali, tym łatwieysza rzeka była do przebrnienia; a tak zostawiwszy szaty we wodzie śmiertelnośći, ktorą na sobie dotąd mieli; na koniec przeprawili się na drugą stronę i stanęli na brzegu, gdzie uyrzeli tych dwoch ludzi odzianych szatami łsniącymi się, ktorzy oczekiwali na nich i przyięli mowiąc:[97] My iestesmy duchami usługuiącymi, ktorzy na posługę bywamy posłani dla tych, ktorzy zbawienie odziedziczyć maią.

A tak szli wespoł ku bramie. To trzeba uważać, że to miasto iest zbudowane na gorze barzo wysokiey nad obłokami, ale to bynaymniey nie przeszkadzało naszym podrożnym do wstąpienia na tę gorę barzo łatwo zpomocą tych dwoch ludzi, ktorzy ich prowadzili za ręce.

Ktożby mogł wyrażić tę pociechę i radość, ktorą oni byli napełnieni, gdy poczęli uważać, że przed tak wielkim niebespieczeństwem uszli, że tę rzekę bystrą tak szczęśliwie przeszli, że tak towarzystwo służyło onym, i że tak wielka chwała czeka ich w mieśćie niebieskim. A tak w owey niewymowney wesołośći i radośći krainę powietrza przeszli, bawiąc się spolnie iak naywdzięcznieyszą rozmową.

Ich iedyna zabawa zmierzała ku chwale miasta krolewskiego: Zaiste mowili swietli duchowie do podrożnych, nie podobna wyrażić, ani też poiąć zacnośći tego miasta.[98] Otosmy teraz przystąpili do gory Syonu i do miasta Boga żywego i do Ieruzalem niebieskiego, i do niezliczonych tysięcy aniołow, do walnego zgromadzenia, i do zebrania pierworodnych, ktorzy są spisani w niebie, i do Boga sędziego wszystkich, i do duchow sprawiedliwych i doskonałych, i do posrzednika nowego testamentu Iezusa. Dopioro, mowili, wnidziecie do raiu Bożego, gdzie naydziecie drzewo zywota; i będziecie doskonali, nasyceni owocami nieskaźitelnymi, będziecie przyodziani szatami iaśnieiącemi: będziecie mieć szczęśćie oglądać oczyma waszymi majestat tego krola: będziecie ustawicznie znim, i będziecie mieli część w chwale wieczney: nie uyrzecie tam więcey, cośćie widzieli na tym padole ziemi, ani smętku, ani chorob, ani przesladowania, ani smierci, bo wszytkie rzeczy iuż przeminęły, dopioro będziecie zostawać z Abrahamem, z Izaakiem i z Iakobem, z prorokami, apostołami, i ze wszystkimi wiernymi sługami Bożymi, ktorych[99] Bog przed przyśćiem złego zebrał, że weszli do pokoiu, a odpoczywaią na łożach swoich, ktorzykolwiek chodzili w uprzeymośći. Lecz podrożni pytali, co tam w tym swiętym mieyscu czynić będziemy? Odbierzecie tam, odpowiedzieli, nagrodę prac waszych, i radość na mieyscu smętku. Tam będziecie żęli, cośćie tu siali, mianowicie, owoce modlitew waszych, łez i wszelkiego ucierpienia, ktoreśćie ponieśli wdrodze dla miłośći krola. Tam będą wam włożone korony złote, i ustawicznie będziecie patrzać na oblicze swiętego swiętych, bo tak go tam uyrzycie, iakim iest. Tam będziecie mu bez ustania służyć, chwaląc go śpiewaiąc i dzięki czyniąc ustawicznie, iako temu, ktoremuśćie służyli chętnie za życia waszego na swiecie, lub zwielką pracą, a to zprzyczyny krewkośći ciała waszego: tam oczy wasze widząc, i uszy słysząc będą uweselone cudami Wszechmogącego. Tam naydziecie przyiacioł waszych, ktorzy przed wami weszli, i będziecie przyimowali także tych z radośćią niepoiętą, ktorzy po was przychodzić będą do owego mieysca swiętego. Tam będziecie przyodziani chwałą maiestatu jego i będziecie przygotowani naśladować Pana chwały, kiedy przydzie na głos trąby, niesiony na skrzydłach wiatrowych i zstąpicie znim; i gdy usiędzie na tronie sprawiedliwośći swoiey, wy usiędziecie przy nim, iako społsiedzący przy osobie jego boskiey. Zaiste, kiedy wyda dekret swoy przeciwko tym, ktorzy popełnią nieprawość, bądz z aniołow, bądz z ludzi, wy także przeciwko tym dacie swoie zdanie, ponieważ oni byli i waszemi i jego nieprzyiaciołmi, i gdy powroci do miasta swego, poydziecie za nim, na głos trąby, i wiecznie znim będziecie. Gdy tedy przyszli blisko ku bramie miasta, wielkie mnostwo woysk niebiesich wyszło na przeciw. Oto są, rzekli im, ci dway, obywatele, ktorzy umiłowali Pana naszego, gdy byli na świecie i ktorzy opuśćili wszytko dla imienia jego świętego; wysłał nas dla przyięcia ich, abysmy według żądośći ich prowadzili ku temu celowi, aby weszli do tego miasta i oglądali zbawiciela swego z nasyceniem radosnym. Tedy woysko niebieskie wydało okrzyk radośći i zwycięstwa, mowiąc: Błogosławieni są ci, ktorzy są wezwani na wesele barankowe.

Potym wyszli także na przeciw trębacze krolewscy, przyodziani szatami białymi, ktorzy dzwiękiem trąb swoich napełniali powietrze. Wszyscy ci ludzie witali Chrześćianina i Ufaiącego mowiąc: Witamy was przychodniow światowych; wnidzcie wierni zwyciężcy i używaycie na wieki owocow prac swoich.

Wtym ogarnęli ich zewsząd, iedni przodem postępuiąc, drudzy po bokach, inni pozad, iakoby iaka gwardia, i poprowadzili ich aż do bramy, spiewaiąc ustawicznie piesni radośći i psalmy zwycięstwa, tak dalece, że zdało się im iakoby niebo zstąpiło na ziemię, i wyszło na przeciw tym błogosławionym pielgrzymom. A tak wtym towarzystwie postępowali ku bramie, a trębacze nieustawali harmonią swoią wdzięczną ogłaszać tę radość. Wszystko ich poglądywanie i skazanie dawało znać, że przybycie i kompania wszystkim barzo była wdzięczna, że z wielką radośćią ich przyjmowali, co było dla nich pomnożeniem większego wesela i ukontentowania; a tym barźiey się ucieszyli, gdy iuż u samey bramy miasta stanęli, gdzie mieli być wprowadzeni na czasy wieczne. Iak prętko tam stanęli, wyczytali ten napis, ktory był wgorze nad bramą literami złotymi wyrażony:[100] Błogosławieni, ktorzy czynią przykazania jego, aby mieli prawo do drzewa zywota, i aby weszli bramami do miasta. Tedy gońce niebiescy rozkazali im kołatać do bramy. Co gdy uczynili, niektore osoby poglądały z gory muru, mianowicie Enoch, Moyżesz i Eliasz, ktorzy dowiedziawszy się o przyśćiu Pielgrzymow i o miłośći, ktorą mieli ku krolowi; i oraz odebrawszy ich świadectwa, na tych miast poszli i zanieśli krolowi, i opowiedzieli, iak się rzecz ma. Tedy krol rozkazał, żeby bramę otworzono i rzekł:[101] Niech wnidzie lud sprawiedliwy, ktory strzeże wszelkiey prawdy. Weszli tedy do miasta i wtym okamgnieniu byli przemienieni, i przyodziani szatami łsniącemi się iako złoto. Wielu ich przyszło witaiąc i mowiąc: Wnidzcie do radośći. I gdy im dali harfy, aby wygrywali na nich chwałę krolewską i włożyli korony na głowy ich, na znak czci; a chcąc wyrażić powszechną radość, ktora napełniała ich serca, poczęto po wszystkie dzwony miasta zgodnie dzwonić. Nie mogli przyść do siebie, gdy wszytkie te rzeczy słyszeli; zostaiąc wpodziwieniu i gdy uważali wielkość chwały tego mieysca.

Zaiste to miasto było światłe iako słońce, ulicy onego były wyłożone złotem; a ci ktorzy się po nich przechadzali, mieli korony na głowach swoich i gałązki palmowe wręku, i harfy złote, na ktorych wygrywali piesni swięte.

Były też tam osoby skrzydlate, ktorzy zgodnymi i wzaiemnymi głosy bez przestanku wołali: Swięty, swięty, swięty Bog zastępow. Tedy bramy znowu były zamknięte, i gdym te rzeczy widział, życzyłem sobie także wliczbie być tych błogosławionych mieszkańcow.

Rozważaiąc te wszystkie rzeczy uwagą taką, iaka przystoi, obrociłem wzrok moy nazad i uyrzałem Niewiadomego, ktory szedł wzdłuż rzeki i potym barzo prętko przeszedł, niewystawszy i połowy tey trudnośći, co drudzy; bo przytrafił mu się tam szyper nazwany: Prożna nadzieia, ktory go wszadził do swego bacika, i przez ten sposob przystąpił także iako i owi drudzy prosto pod tę gorę. Lecz sam ieden tylko szedł i żaden niewyszedł przeciw niemu, ciesząc go i umężniaiąc. Gdy przyszedł do bramy, uyrzał też ten napis i począł kołatać, będąc tey nadziei, że wnidzie do miasta bez trudnośći. Na tych miast pytano go: zkądby przychodził i czegoby żądał? Odpowiedział: Iadałem, i pijałem przed obliczem krolewskim, a on uczył na ulicach naszych. Pytano go ieszcze o swiadectwo, aby one pokazać krolowi: ale gdy szukał wszędzie wzanadrzu swym onego, i nienalazszy, coby mogł produkować [pokazać] został we wstydzie.

To było doniesiono krolowi, ktory nawet ani postąpić chciał, aby go widział, lecz rozkazał onym dwum sługom, ktorzy wprowadzili Chrześćianina i Ufaiącego i ktorzy ich doprowadzili do miasta, aby na tych miast poszedszy ręce i nogi związawszy, precz wyrzucili. Co wnet do skutku przyprowadzili, i uchwyciwszy wynieśli onego na powietrze, aż do tey bramy, ktora była na przeciw bramie niebieskiey i wrzucili go do niey. Ztamtąd widziałem, że także idzie droga od nieba do piekła, iako i od miasta skaźitelnośći, a wtym ocuciłem się, a oto! był Sen.


Zamknienie

A tak moy miły czytelniku, powiedziałem ci moy sen: Teraz na tobie zależy, ieżeli go będziesz mogł wyłożyć, lub mnie lub sobie samemu, alboli też komu z przyiacioł twoich. Ale strzeż się, abyś go na złe nie wykładał; bo wtakowym raźie miasto tego, cobyś miał mieć pożytek, zaszkodzisz sobie, i na złe samego siebie użyiesz.

Strzeż się też, żebyś się nie zapatrywał barzo na pozwierzchność snu mego, abyś ztąd chciał wziąć okazyą do smiechu, niech tym się bawią dzieci i głupi, ale ty baday się samey istoty i rzetelnośći rzeczy własney. Odeym zasłonę, a wzrokiem umysłu twego przenikay aż do gruntu, nie uwodz się blaskiem kształtnych dyskursow, ale usiłuy wynaydować rzeczy pożyteczne pobożney duszy, ieżeli takich naleść pragniesz. Ieżeli naydżiesz, żem z mego dowcipu mieszał drwa, słomę, plewy i tym podobne rzeczy, odrzuć to smiało, a nie zachoway sobie, tylko złoto; jeżeli zaś trefunkiem narzuciłem go błotem, pamiętay, że nikt nierzuca jabłka dla ziarń. Ieźeliby się podobało wszystko odrzucić, może się trafić. Iednak ia niewiem, że mi tym sposbem ieszcze dasz okazyą złożyć drugi Sen.

Koniec.
Pieśń
świętego Bernarda

Nota: Miałem Jezusa w sercu kochanego.
1.
O Iezu! wktorym życia mego tchnienie
Dusza wnadziei ma swoie westchnienie.
Ciebie ia szukam z serca głębokiego,
Słodkośći pragnąc zbawiciela mego.

2.
Drogi balsamie i wonnośći wdzięczney
Zrzodło ogniste miłośći serdeczney,
Ktory przewyższasz roskosz znamienitą
Ządośći sycysz łaską twą obfitą.

3.
Gdy chcesz wylewać na nas łaski zdroie
Z serc naszych zaraz marnośći i znoie
Światowe pędzisz wnet znas ustępuią,
Zapał miłośći twoiey gdy uczuią.

4.
Moy dobry Iezu! wszechmocnośći twoiey
Łaskę niech poznam z całey duszy moiey.
Żebym cię w on dzień w tey niebieskiey chwale
Wyznał zupełnie w wierze trwaiąc stale.

5.
Tego nasyca miłość twoia Boże,
Co się smakuie, bez cię żyć niemoże
Dusza nic więcey dobrem nasycona
Nieszuka, Boskim szczęśćiem wzbogacona.

6.
Książe Aniołow, Iezu chwały wielkiey,
Słysz głos moy prawy bez obłudy wszelkiey.
To iest wyborna słodkość mych żądośći
Tyś słodszy Iezu nad miod wswey słodkośći.

7.
Tysiąckroć serce me ciebie pożąda,
Umiera, wzdycha, gdy cię nie ogląda.
Ach! kiedyż Panie! z grzechow mię oczyśćisz
I swe łaskawe obietnice ziszczysz.

8.
Czuię twą łaskę, wktorey mię iuż trzymasz
Uprzedzaiąc ią do siebie mię wzywasz
Wzaiem, pałaiąc iuż twoią miłośćią
Do nog upadam Pańskich z ochotnośćią.

9.
Ten ogień, ktorym dusza zapalona
Szczęśliwość wszystka wnim ma utaiona
Ach! iak rzecz słodka być w takim porwaniu,
Iezusa Pana mieć w swoim kochaniu.

10.
Naywiększe dobro, co oczom się ziawia,
Iedyną marność znaiomą wystawia.
Ty słodziś wszelką radość doskonałą,
Serdecznie ufać wiarą poufałą.

11.
Twoia nas, Iezu, łaska koronuie
I w sercach naszych mocnie to sprawuie,
Ze kwiatom polnym podobni żyiemy,
Nawet lilij białość przechodziemy.

12.
Rozświeć nademną swiatłość twoię proszę,
Głos moy wysłuchay, to niechay odnoszę.
Krolu! Boże moy! Zbawicielu! Panie!
Nie szukam więcey, tyś moie ufanie.

Koniec.
Obraz Jezusa




  1. Dzieie 16, v. 30.
  2. Zyd. 9, v. 27.
  3. Matt. 3, v. 7.
  4. Matt. 8, v. 13.
  5. Ps. 119, v. 107.
  6. Zyd. 13, v. 16.
  7. Luc. 11, v. 62.
  8. Zyd. 9, v. 17.
  9. Tit. 1, v. 2.
  10. Ioh. 10, v. 23—29.
  11. 2. Tim. 4, v. 8.
  12. Ps. 68, v. 18.
  13. 1. Cor. 7, v. 29.
  14. Zyd. 12, v. 25.
  15. Zyd. 10, v. 38.
  16. Matt. 12, v. 24.
  17. Marc. 3, v. 28.
  18. Luc. 13, v. 24.
  19. Luc. 9, v.24. Luc. 14, 26. 27
  20. Gal. 4, v. 24.
  21. Rom. 4, v.15. Rom. 3, v. 20.
  22. Gal. 8, v. 10.
  23. Ps. 2, v. 12.
  24. Matt. 7, v.7.
  25. Ioh. 6, v. 37.
  26. Luc. 16, v. 25.
  27. 2. Cor. 4, v. 18.
  28. Przyp. 23, v. 34.
  29. 1 Piotr. 5, v. 8.
  30. Ian. 10, v. 1.
  31. Przyp. 6, v. 6.
  32. Gen. 24, v. 31.
  33. 1. Moyz. 4, v. 8.
  34. Jerem. 11, v. 6.
  35. Ps. 69, v. 3.
  36. Ps. 116, v. 5.
  37. Job. 12, v. 22.
  38. Amos 5, v. 8.
  39. 2 Piotr. 2, v. 22.
  40. Gen. 30, v. 19.
  41. Prov. 22, v. 14.
  42. Przyp. 5, v. 5.
  43. Job. 31, v. 1.
  44. 1. Ioh 2, 16.
  45. Efez. 4, v 22.
  46. Luk. 17, v. 15.
  47. Przyp. 3, v. 35.
  48. 1. Moyz. 34, v. 20, 21, 22, 23.
  49. Luc. 20, v. 46, 47.
  50. Dziej. 8, v. 18—22.
  51. Luc. 17, v. 31.
  52. 1 Moyz. 19, v. 26.
  53. 4 Moyz. 16, v. 35.
  54. 1 Moyz. 13, v. 13.
  55. Jer. 30 v. 31.
  56. Job. 7. v. 15.
  57. Exod. 25. v. 13.
  58. Galai. 5. v. 21.
  59. Joh. 10, v. 11.
  60. Hos. 14, v. 10.
  61. Przyp. 21, v. 16.
  62. Gen. 25, v. 32.
  63. Jer. 2, v. 24.
  64. 2. Korynt. 1, v. 2.
  65. Iob. 41, v. 17.
  66. Iob. 39, v. 23.
  67. Ejez. 6, v. 16.
  68. Przyp. 29, v. 5.
  69. Ps. 17, v. 4
  70. Apoc. 3, v. 19.
  71. Przyp. 19, v. 27.
  72. Zyd. 10, v. 39.
  73. 1 Tess. 5, v. 6.
  74. Efez. 5, v. 6.
  75. Esai. 6, v. 6.
  76. Gal. 3, v. 16.
  77. Luk. 17.
  78. Mat. 25.
  79. Rzym. 10, v. 4.
  80. Rzym. 4, v. 25.
  81. Obiaw. 1, v. 5.
  82. Tym. 2, v. 5.
  83. Przyp. 13, v. 4.
  84. Przyp. 28, v. 26.
  85. Rzym. 3, v. 10.
  86. 1. Moyz. 6, 5. 8, 2.
  87. Ps. 125, 5.
  88. W Przyp. 2, 15.
  89. Rzym. 3, 12.
  90. Ps. 111, 10.
  91. 2 Piol. 2, v. 24.
  92. Przyp. 29, v. 25.
  93. Ies. 62, 5. v. 11, 12.
  94. Pieśń. Sal. 5, 8.
  95. Psal. 63, 4, 5.
  96. Izai. 43, 2.
  97. Zyd. 1, 14.
  98. Zyd. 12, 22, 23.
  99. Izai. 65, 14.
  100. W Obi: Ian. S. 22, 14.
  101. Isai. 26, 2.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Bunyan i tłumacza: Stefan Cedrowski.