Dziedzictwo (Mniszkówna, 1930)/5. sierpnia, 12 w nocy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Helena Mniszek
Tytuł Dziedzictwo
Wydawca Wielkopolska Księgarnia Nakładowa Karola Rzepeckiego
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Rob. Chrześc. S.A.
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
5. sierpnia, 12 w nocy.

To, co mię spotkało mnie samemu wydaje się snem. Nieprawdopodobnym snem.
Jak przepowiedziałem sobie, nie dobyłem do połowy opery. Nerwy okazały się silniejsze niż rozkosz słuchania muzyki wagnerowskiej. Uciekłem! Wróciłem do hotelu z zamiarem wyjechania pierwszym expresem do Rzymu. Mówię o tem portjerowi a to bydlę wybałusza na mnie oczy i patrzy zupełnie jak na warjata.
Zacisnąłem zęby i sięgam po klucz od mego pokoju, wtedy portjer otrzeźwiał.
— Och, Herr Graf był w teatrze i nic nie wie, że mamy gości.
Wskazał mi na listę przyjezdnych.
Marja Hańska.
Teresa Orlicz.
Znieruchomiałem! Wrażenie było nieoczekiwane i spiorunowało mnie.
Lwią mocą woli i przytomnością umysłu zapanowałem nad sobą. Zdradziła mnie łuna ognista na mojej twarzy. Portjer patrzał badawczo i uśmiechał się dyskretnie.
— Kiedy panie przyjechały? — zapytałem jak nie swoim głosem.
— Przed godziną, z Rzymu.
Spytałem jeszcze pod którym numerem mieszkają. Okazało się, że na drugiem piętrze, to znaczy o piętro wyżej nademną. — Jak oszołomiony szedłem do siebie.
Terenia jest tu, tak blisko mnie!... Ona, ona...
Ale co to znaczy, że one wracają tak prędko?...
Czyżby?... jedna tylko była ewentualność.... Terenia odmówiła Orliczowi i wraca, gdyż w przeciwnym razie on by im towarzyszył.
Płonę na tę myśl błogosławioną.
Z depeszą moją oczywiście minęła się, ale czy otrzymała moje listy?....
Nieskończone pytania rozsadzały mi głowę nawałem przypuszczeń, dociekań... przeczuć i wulkanicznych w swej mocy pragnień. Ogarnia mnie wzruszenie, że oto kilka ścian odgradza mnie tylko od najdroższej dziewczyny.
Ależ ja muszę, muszę się z nią zobaczyć jaknajprędzej!... Lecz co przedsięwziąć?... Godzina jest późna. Nachodzić Terenię teraz nie wypada w żadnym razie, mogłaby mnie nawet nie przyjąć. Zresztą Ciotunia!... Jeśli Terenia odmówiła Orliczowi, ciotunia jest dla mnie wrogiem.
Zawołałem lokaja i poleciłem mu zdabać jaknajdyskretniej, czy panna Orlicz jest u siebie i czy już śpi.
Gdyby nie spała, nie pozwoliłem mówić jej o sobie, gdyż jutro sam się z nią zobaczę. Wkrótce lokaj przyniósł zdobyte wiadomości od służącej hotelowej: Terenia nie śpi, pisze listy, jutro rano o ósmej będzie sama na mszy w kościele św. Stefana. W południe te panie rozjeżdżają się w dwie strony. Terenia jedzie do Krakowa, sama, pani Hańska zaś na Gmunden, Salzburg.
Z trudem powstrzymałem się by nie uściskać sprytnego Niemca. Lokaj wyszedł rozpromieniony z powodu mojej wdzięczności.
Marzę i śnię na jawie o mojej Tereni, układając sobie, co jej powiem. Do kogo ona pisze, może do mnie? Dziecko moje umiłowane, nawet nie wiesz, że ja tu, tak blisko ciebie za tobą tęsknię!...
Pisać nie mogę dłużej, unosi mnie szał, szczęście, że Terenia już jest ze mną, teraz już jest moją! Mój pomysł zatrzymania się w Wiedniu był oto kaprysem, który trafił na świetny humor fortuny. Cóż za szczęśliwy uśmiech losu! Gdybym nie usłuchał wczoraj dziwnego nakazu Opatrzności, uciekalibyśmy teraz z Terenią od siebie w dwie przeciwne strony, ona do Krakowa, ja do Rzymu. No, nie wyobrażam sobie swojej miny w hotelu Quirinal gdyby mi powiedziano, że te panie odjechały do Wiednia. Horrendum!
Jutro... jutro... ujrzę Terenię.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Helena Mniszek.