Dziennik Serafiny/Dnia 19. Marca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 19. Marca
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Dnia 19. Marca.

Sprawdziły się wszystkie moje domysły; niemieliśmy dziś klass... a wieczorem tańce... Zawcześnie sobie ułożyłam, że mnie głowa boleć będzie, że ją zwiążę jedwabną chustką i wyproszę się do mego pokoju... aby się cała poświęcić temu mojemu kochanemu dziennikowi. Dopiero od dni kilku go piszę, a nic mnie nigdy w życiu tak nie zajmowało... Pierwszy powiernik, najlepszy mój przyjaciel...
Na dole brzmi walc Straussa... Przysięgnę, że go gra Kamilka... bo bez taktu... Słyszę śmiechy... solenizantki w białych sukienkach... Widziałam u Józi złoty maleńki pierścioneczek na palcu, z którym się widocznie kryje... Przysięgnę, że był zatknięty w bukiecie kamelii... Rzuciłam nań okiem, spostrzegła to, zarumieniła się i paluszek (śliczny paluszek, łapy ma ogromne, prawie ósmy numer, gdy na mnie siedem są duże!) — paluszek zaraz schowała... a potem mnie ucałowała... Juściż jej nie zdradzę... ale to się wyda i Ropecka pod rękawiczką go odkryje... Kosooka, ale na takie rzeczy ostrowidz...
Dziś mam czas trochę się o sobie rozpisać.
Słyszałam to sto razy od Mamy, że jestem dziedziczką po ojcu i po niej pięknego imienia, i że nasza rodzina do najznakomitszych w kraju należała, chociaż ją dziwne losu zrządzenia dawnej pozbawiły świetności... Ojca znam mało... widuję go rzadko, chociaż nie mogę się skarzyć, aby zapominał o mnie, ale on i Mama jakoś ze sobą żyć nie mogli...
Byłam jeszcze małą gdy się rozstali. Podsłuchałam nieraz Mamę skarzącą się przed Ciocią Hrabiną, na wszystko co od Papy ucierpiała i na niesprawiedliwość jej wyrządzoną... Całe jej życie zatruł ten związek... Widząc Ojca i Mamę, nie można by się nigdy domyślać doprawdy, iż im tak źle z sobą było... Papa jest bardzo jeszcze ładnym mężczyzną i dziwnie pięknego ułożenia, a w salonie gasi młodszych od siebie... Zdaje się taki słodki, miły, grzeczny, powolny... Mama jest wprawdzie żywą, ale też pełną taktu i rozumu.
Zdaje mi się, iż Ojciec nigdy jej jakoś ocenić i zrozumieć nie mógł. Powtarza to zawsze przed Ciocią Hrabiną, że się urodziła pour étre incomprise. A! ta droga Mamcia, z tem swem serduszkiem złotem... Nic bym nie pragnęła, tylko do niej być podobną. Co za dystynkcja, jaki wdzięk... co za takt... ile uczucia... Niema człowieka którego by nie oczarowała.
A sama powiada, że całe życie była nieszczęśliwą... Zostało nam niewiele majątku.. Papa podobno dużo stracił, a jeszcze na nią śmie narzekać, iż ona była powodem ruiny. W Sulimowie u nas wcale jej jeszcze, dzięki Bogu, nie widać i nie czuć... Mama gdziekolwiek jest, umie się aureolą wdzięku i elegancji otoczyć. To jej przyznają wszyscy i Kuzyn nasz, a dobry, najlepszy przyjaciel, opiekun, sąsiad, ten kochany Baron Herman... który się cały nieszczęśliwej Mamie poświęca.
Dla mnie on zastępuje też opiekuna i Ojca... Niewiem, dlaczego Ojciec go tak nie lubi, że się z sobą wcale nie spotykają, musiał mu pewnie prawdę powiedzieć, bo Ojciec wielce zawinił. Mama się z tem nie kryje, choć mi go szanować i kochać każe, lecz i przedemną się nieraz z tem wymówiła. W innych rzeczach kryją się przedemną tak, iż więcej domyślać się muszę niżeli wiem. Ile razy Ciocia przyjedzie, zamykają się i szepcą.
Jedno tylko rozumiem, iż Mama była i jest nieszczęśliwą, i że los kobiet w ogóle nie do zazdrości. Kazano mi do niego być wcześnie przygotowaną.
A co ja admiruję w Mamie, to ten jej heroizm, z jakim ona znosi los swój, nie pokazując cierpień przed światem. Tak na oko nie ma weselszego nad nasz domu. Osób bywa mnóstwo, widząc mamę w towarzystwie, nigdy by się nikt nie domyślił co cierpi... Wszyscy mężczyzni się w niej kochają, a tak jest jeszcze piękną, tak majestatyczną, tak świeżą, przytem tyle ma dowcipu... iż się temu wcale nie dziwuję...
Słyszałam jak mówiła Cioci: — Nie mogę się przecie zamknąć z memi łzami, któreby jego obwiniały... nie chcę aby świat wiedział co się w mojem sercu dzieje, wolę żeby mi zarzucano płochość, niż żeby się naśmiewano z opuszczonej i pokrzywdzonej. Czynię sobie przymus, bawię się... Mąż by inaczej mógł sądzić, iż dosiągł celu swojego i uczynił mię męczennicą...“
I to wiem, że Mama Papy nie kochała, gdy ją za niego wydano, c’etait un mariage de convenance. Ale ona powiada, że małżeństwa z miłości, bywają gorsze jeszcze...
Ile razy mi się udało podsłuchać rozmowy Cioci z Mamą, o niczem nigdy nie mówiły tylko o mężczyznach i miłości... Wiele z tego skorzystałam... I Ciocia i Mama godzą się na to, że nie ma nieszczęśliwszej kobiety nad tę, która nie jest panią swego serca.
To serce... ma być coś okropnego... Ciocia powiada, że go nigdy nie miała i dlatego całe życie była szczęśliwą. Ja sobie zawczasu zapowiedziałam, że go mieć nie chcę... Mama wpoiła we mnie pewne zasady, od których nie odstąpię... Będę panią siebie, serca i losów moich...
O cóż idzie ażeby być szczęśliwą!... Ciocia mówi i Mama się na to godzi, iż pierwszym warunkiem jest wielka fortuna... i że kobieta, która jej nie ma, przestaje być nią, a staje się istotą podrzędną i bez wdzięku... Potem trzeba być comme il faut, a na ostatek zawsze panią siebie... i zimną, zimną a obrachowaną...
Zdaje mi się że Mama była nadto dobrą, i ztąd wszystkie jej zawody...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.