Gniezno (Syrokomla)

GNIEZNO.

Gniezno! gniazdo Lechitów! kiedy twoje wieże
Dalekiego pielgrzyma źrenica dostrzeże,
Serce bije gwałtownie, głowa mu się mroczy
I łza niespodziewana nabiega na oczy.
Gniezno, skąd rój w Piastowskim wychowany ulu,
Osiadł na nowej barci, przy matce, przy królu,
A potem się rozleciał szeroko, daleko,
Siadł nie nad jedną górą, nie nad jedną rzeką,
Ale gdziekolwiek zlepił plastr miodu i wosku,
Z Gniezna błogosławieństwa prosił po synowsku!
A chociaż rój swawolny czasem się rozhula,
Potem się opamięta i wybierze króla,
Póty za matkę barci, za pana go nie zna,
Póki jej nie przeżegna wielki bartnik z Gniezna.
Nasi Chrobrzy i Wielcy, nasi władcy starzy,
Brali swoją potęgę z gnieźnieńskich ołtarzy,
Wierząc, że gdy namaszczą gnieźnieńscy pasterze,
Korona więcej blasku, miecz hartu nabierze.
Wy maściciele królów, wy praw święci stróże!
Pozdrawiam wasze twarze wykute w marmurze,
Ze czcią czytam nagrobków staroświeckie głoski,
A kolano się zgina, kiedy wzrok synowski

Zdoła wyczytać imię otoczone chwałą,
Co się tęczowem pismem w dziejach wypisało.
I znów dalej i dalej błędne oczy wiodę,
Patrzę na drugą postać, na poważną brodę,
Chciałbym kamiennych źrenic znurtować głębinie,
Lecz czy to marmur spotniał? Czy łza z głazu płynie?
Czy łaskę przepowiada, czyli tchnie pokutą?
Jaką myśl na tej twarzy chciało zakuć dłóto?
Czy ten uśmiech niebieski, co w oczy uderza,
Może dla nas Pan przysłał przez usta pasterza?
I czem jest ta prawica wykuta z kamienia?
Znakiem błogosławieństwa albo odrzucenia?
Trudno zgadnąć — a nie masz spytać u nikogo,
A na sercu i rzewno, i straszno, i błogo...

Po filarach sklepistych, wśród kaplic ołtarzy,
Oko spocząć nie może a myśl dziwnie marzy;
To czarna, to promienna, to smutna, to słodka,
Jak z milszem, lub smutniejszem wspomniem się spotka,
Gdy przypomni jutrzniane albo chmurne dzieje,
Gdy się posąg rozjaśni albo spochmurnieje.

Co nam włożył na czoła święty chryzmat wiary,
Najpierwszy pasterz Gniezna i nasz patron stary,
Wojciech, który nam przyniósł miłościwe lato,
Ma ołtarz wśród kościoła i trumnę bogatą,
To nasz pokrewny rodem, ojciec wedle ducha,
Pomódlcie się, Słowianie! On prośby wysłucha,
On ją Bogarodzicy i Bogu przepowie
W przedwiekowej, słowiańskiej, staroświeckiej mowie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.