<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Grajek wioskowy
Pochodzenie Poezye Ludwika Kondratowicza/Tom V
Wydawca Karol Miarka
Data wyd. 1908
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów — Warszawa
Źródło Skany na commons
Indeks stron
GRAJEK WIOSKOWY.

I.

Ubogi odzieżą, lecz myślą bogaty,
Siadł grajek wioskowy na przyzbie u chaty,
I wierną skrzypicę wziął w ręce;

A w głowie snadź ważna toczy się narada:
Coś brząka, coś mruczy — bo w myśli układa
Strój nowy ku nowej piosence.
I błądzi spojrzeniem ku niebu, ku ziemi,
Nad polem zielonem, nad strzechy sielskiemi,
Spogląda ku lasom, ku rzeczce.
Wnuk przy nim trzyletni, ciekawy a żywy,
Znalazłszy we drwalni dwie szczepy łuczywy,
Grał niby na drugiej skrzypeczce.

II.

Uśmiechnął się stary, podumał i milczy:
— Już tropisz do lasu, o synu ty wilczy!
Poczekaj! nic z tego nie będzie.
To brzydka zabawka! to gra nic do rzeczy!
Rzuć, chłopcze, tę trzaskę, boć ręce skaleczy —
Skrzypica — zaklęte narzędzie!
Gdy raz ci do duszy przyrosną jej tony,
Już będziesz zgubiony, na zawsze zgubiony,
Młodości i sił twoich szkoda.
Snu tobie nie będzie, tem gorzej im dalej,
Gorączka pragnieniem twą duszę rozpali,
A gdzież tu na świecie ochłoda?

III.

Weź inną zabawkę — ja krzyżyk ci zrobię,
I będziesz po dworze przechadzał się sobie,
Śpiewając oremus księdzowski;
Jak kiedyś zostaniesz rozumny i duży,
To może ci dola życzliwa posłuży,
Że będziesz plebanem tej wioski.
Czy ludzkość żałobą, czy kwieciem pokryta,
Wesele czy pogrzeb — ksiądz Brewiarz czyta,
I cóż go zasmuci, rozrzewni?
Czy piękny urodzaj na polach rolnika,
Czy Pan Bóg pomorem i głodem dotyka,
Plebani dziesięcin swych pewni.

IV.

Lub baw się w żołnierza, weź kij mój sękaty,
I hasaj dokoła stodoły i chaty,
Ja-ć szablę wystrugam z łuczywy;
Gdy pójdziesz do wojska, ej! będzie do twarzy:
Twój mundur, twój kaszkiet od złota się żarzy,
A rumak — kasztanek lub siwy!
Szablica, ostroga błyszcząca ze stali,
A wąsik runieje, a oko się pali,
Dziewczęta ci z całej lgną włości;
W gospodzie, czy w domu, na każdej zabawie,
Ty jeden rej wiedziesz i głośno, i żwawie,
A każdy ci z chłopców zazdrości!

V.

Cóż z liry za korzyść? Ot marnie zaginie;
Ubogi syn pieśni, w ubogiej wioszczynie,
Daremną zamęczy się pracą.
Tu rzadkie obsiewki, dożynki, wesele,
Tu chleba niewiele i zabaw niewiele,
Niewiele grajkowi zapłacą.
— Ej, dziadku mój, dziadku! — odpowie mu wnuczę —
Ot ja cię dobrego sposobu nauczę:
Rzuć wioskę, gdzie żyją nędzarze;
Weź skrzypkę i pytaj, gdzie ludzie bogaci,
Tam każdy posłucha i hojnie zapłaci,
I drogę do inszych pokaże.

VI.

Ja kiedy wyrosnę, gdy skrzypkę mi kupią,
Tak pójdę na świecie — to wcale niegłupio;
Obaczysz, jak mi się poszczęści.
— O dziecię! — rzekł starzec — nie bluźnij w ohydzie.
Niech raczej z pieśniami zaniemieć ci przyjdzie,
Niż o drzwi bogaczów tłuc pięści!
Gdy nędzarz w tej wiosce wyprawia biesiadę,
To serce grajkowi życzliwe i rade,
Gospodarz najwyżej go mieści;

I grajka obsiądą, słuchają z rozkoszą,
I czarkę najpierwszą ku niemu przynoszą —
Tu pieśnią w pożytku i części.

VII.

Na uczcie bogacza nie szukaj dusz bratnich,
Ty będziesz tam gościem ostatnim z ostatnich,
U progu ci chyba grać każą.
Czy rzewne piosenki, czy święte graj hymny,
Westchnienia nie wzbudzisz, bo duch u nich zimny,
Z szyderczą słuchają cię twarzą.
A kiedy na uczcie zapieni się wino,
Sto razy służalcy pieśniarza pominą,
Nim puhar podadzą ci hardo.
Gdy czasem bogacza napadnie szał pusty,
On każe, byś zagrał piosenkę rozpusty,
I rzuci garść złota z pogardą!

VIII.

Tu starzec złagodniał i wnuka pogłaska.
— Tak, chłopcze... bądź grajkiem!... O Boże! Twa łaska
Niech zawsze na pomoc mu przyjdzie!
Nim kiedyś mą skrzypkę powierzę ci w ręce,
Przeżegnam ją najprzód, w kościele poświęcę,
Byś pieśni nie podał k'ohydzie.
Choć czasem chleb suchy pożywać się zdarzy,
Bądź grajkiem poczciwych wioskowych nędzarzy,
Jak ja sam przebyłem lat tyle.
Chłopczyna wysłuchał, co stary dziad gdera,
Podumał, zapłakał, i oczka ociera,
I pobiegł uganiać motyle.
16 października 1854. Borejkowszczyzna.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.