Iliada (Homer, wybór przekładów, 1895)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Homer
Tytuł Iliada
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Ksawery Dmochowski,
Feliks Jezierski,
Stanisław Mleczko
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

A. Iliada.
Po wezwaniu Muzy, ażeby opiewała klęski Achejczyków, wskutek gniewu najdzielniejszego bohatera Achillesa wynikłe, poeta podaje powód tego gniewu. W jednej ze swych wycieczek wojennych Achejczycy (Danaje), oblegający Ilion (Troję), zabrali w niewolę córkę Chryzesa, kapłana Apollinowego, i oddali ją naczelnemu wodzowi swemu, Agamemnonowi. Chryzes przybył do obozu i błagał Achejczyków o wydanie córki, ofiarując bogaty okup; lecz Agamemnon próśb nie wysłuchał i groźnie Chryzesa z niczem odprawił. Ten uprosił Apollina, ażeby Achejczyków ognistemi swemi strzałami poraził. Apollo:

Wysłuchał go łaskawie, zstąpił gniewny z nieba,
Z łukiem swoim, kołczanem; na ramionach strzały
W bystrym biegu strasznemi szczęki przerażały.
Idzie jak noc posępny: siadł zdala, łuk spina;
Leci strzała i świszcząc powietrze rozcina.
Okropnym brzmiąc łuk jękiem, psy strzela i muły;
Wnet zgubne jego razy Achiwy poczuły.
Palą się bezprzestannie smutne trupów stosy.
Przez dziewięć dni na wojsko śmiertelne szły ciosy.

(Fr. Ks. Dmochowski).
Dnia dziesiątego Achilles z natchnienia bogini Hery (Junony), której żal było miłych jej Achejczyków, zwołuje lud cały dla narady nad zapobieżeniem klęsce. Wieszczek Kalchas objaśnia przyczynę nieszczęścia: była nią obraza Chryzesa; ażeby ją usunąć, trzeba Chryzejdę zwrócić ojcu i przebłagać Apollina. Agamemnon uczynić tego nie chce; powstaje kłótnia między nim a Achillesem, który zdanie Kalchasa popierał.

Nie myśl, boski Achillu, że w pole się dam wyprowadzić.
Chociażeś dzielny, lecz mnie nie oszukasz, nie otumanisz,
Chcesz więc sam się jedynie radować nagrodą zaszczytną,
Mnie zaś każesz Chryzejdy się pozbyć, z niczem pozostać.
Albo mi wnet Achajanie uczynią zadość i wynajdą
Inną nagrodę i sercu ucieszną i tej-że wartości,
Lub gdy nie, to zabiorę ją sam, poniewoli ją wezmę.
Twoją, Achillu, Odysa lub Telamończyka nagrodę
Wezmę do siebie, a ten się rozgniewa, do kogo przybędę.

Ale to wszystko i później możemy ogadać, a teraz
Okręt szybko żaglowny na boskie morze ściągniemy,
Zaopatrzymy w wioślarzy go tęgich, postawim w okręcie
Całą ofiarę i córkę Chryzesa obliczem nadobną
Wwiedziem na okręt, a z was, przewodnicy narodu, ktokolwiek
Będzie prowadził: Odysej, czy Ajaks, czy Idomoneus,
Albo, Achillu, i ty, wojowniku najsroższy ze wszystkich,
Iżby ofiarą przejednać Apolla w dal godzącego“.
Patrząc w niego z pod oka odpowie mu boski Achilles:
„Biada mi z tobą, człowieku bezwstydny, za zyskiem goniący!
Czemuż-to Achejczykowie, rozkazom twoim ulegli,
Poszli w kraje dalekie i boje okrutne staczają?
Wszak nie pożeglowałem w okrętach za krzywdę się własną
Pomścić; nie zawinili mi nic oszczepnicy Trojanie;
Nigdy-bo nie porywali mi koni, ni bydła mojego.
Ani we Ftyi[1] mężami słynącej, twardo-skibiastej
Nie stratowali mi zbóż, bo przegrodą im stoi za wiele
Gór ocienionych lasami i morze rozlewa się szumne; —
Aleśmy szli, niegodziwcze, za tobą na twoją uciechę,
Odwet Menelajowi i tobie, psie, na Trojanach
Zdobyć; a ty ani dbasz, nie kłopoczesz zgoła się o to;
Jeszcze wygrażasz mi dziś, że nagrodę zaszczytną mi wydrzesz,
Którą mi dali synowie achejscy za trudy bojowe!..
Alboż byłem choć raz jednakowo z tobą nagrodzon?
Wszak ile-kroć dobędziemy u Trojan grodu ludnego,
Choć wśród walk uporczywych ma dłoń dokazała najwięcej;
Gdy do podziału przychodzi, to zawsze o wiele cenniejszą
Ty otrzymujesz nagrodę, a ja, poprzestając na małem,
Wracam pomiędzy okręty, znużony trudami w utarczkach
To też w krzyworufiastych okrętach do Ftyi odpłynę.
Lepiej mi teraz do domu wyruszyć; a tego nie będzie,
Żebyś tu skarby i łup nagromadzał, mną pogardzając“.
Na to rzekł mu Atryda[2] potężny, wódz nad wodzami;
„Wracaj-że sobie do domu, gdy dusza-ć skłania; co do mnie,
Płakać po tobie nie będę, bo innych dość pozostanie,
Którzy oddadzą mi cześć, a szczególniej Kronida[3] opatrzny.
Znienawidzony mi jesteś pomiędzy mężami wszystkimi:
Najprzyjemniejsza ci kłótnia, zatargi i bójki zacięte;
Moc zaś twoja potężna od boga samego nadana.
Jedź-że wraz z okrętami i z towarzyszami do domu,
Rządź tam Mirmidonami; zupełnie o ciebie tu nie dbam;
Twój zaś gniew lekceważę i słuchaj co-ć zapowiadam:
Jako mię jasny Apollo pozbawił córki Chryzesa,
Wraz ją w swoim okręcie i z towarzyszami swoimi
Wyślę, lecz sam do twojego namiotu się udam i porwę

Twoję nagrodę, Bryzejdę dorodną, ażebyś to poznał,
Żem potężniejszy od ciebie i aby nikt się nie waży!
Lżyć mię podobnie, jak ty mię zelżyłeś, i równać się ze mną“.
Rzekł, a zgroza porwała Pelejdę [4]; we wnętrzu mu serce
W piersi kosmatej wahało się w myślach, azaliby miecza
Z pochwy ostrego z za pasa nie dobyć, uderzyć odważnie,
Całą gromadę rozpędzić i śmiercią ukarać Atrydę;
Czy też gniew pohamować na razie w duszy wzburzonej.
Tak już w sercu i w duszy rozważał i miecz obosieczny
Z pochwy wyciągał, gdy Pallas-Atena, bogini nadbiegła
Z niebios (Hera ją białoramienna wysłała czemprędzej,
Która obydwu zarówno miłując, troszczyła się o nich).
Z tyłu Pelejdy stanąwszy, za włos go płowy ujęła:
Jemu samemu widoczna, dla innych niedostrzeżona.
Zląkł się boski Achilles, obejrzał się w tył i odrazu
Poznał Pallas-Atenę, jarzące się oczy spostrzegłszy;
Do niej się tedy odwrócił i rzekł polotnemi słowami:
„Córko Egidowładcy[5], Kronidy, po coś tu przyszła?
Iżby syna Atreuszowego zuchwalstwo podziwiać?
Więc zapowiadam i sądzę, że słowo się moje uiści:
Wnet on życiem zapłaci za swoją pychę bezmierną“.
Rzekł, a płomienno-oka Atena, bogini, odpowie:
„Gniew twój wstrzymać przychodzę, jeżeli usłuchać mię zechcesz;
Z niebios mię Hera białoramienna wysłała czemprędzej,
Która i ciebie i jego miłuje i troszczy się o was.
Bójki, Pelejdo, zaniechaj, nie imaj dłonią oręża,
Jeno go teraz okrutnie zwymyślaj, co dusza zapragnie,
Ja zaś powiem ci to, co wypełni się najniezawodniej:
Zbliży się czas, a zniewagę ci oni dzisiejszą po stokroć
Będą zmuszeni nagrodzić; powstrzymaj się tedy, Pelejdo!“
Na to znów szybkonogi Achilles odezwał się do niej:
„Trzeba mi, widzę, usłuchać, boginie, rozkazu waszego,
Lepiej to będzie, pomimo że złość napełniła mi duszę;
Boć kto bogom posłuszny, i oni na niego łaskawi“.
Rzekł i dłonią żylastą za srebrną trzymając głowicę,
Miecz pchnął wielki do pochwy, za dość rozkazowi Ateny
Czyniąc; a już uleciała bogini na Olimp wysoki
Między niebiany, na dworzec Kronidy Egidowładcy.
Wtenczas syn Peleusza na Agamemnona wybuchnął
Znowu i bluzgał na niego słowami, bo gniew go porywał:
„Ach, ty pijaku, ze psimi oczyma, a z duszą zajęczą!
Wziął-żeś broń gdy chadzali na bitwy synowie achejscy?
Szedł-żeś z przodownikami śmiałymi choć raz na zasadzkę?
Nigdy; męstwa ci braknie; jak śmierci — wroga się lękasz;
Przeto-ć, tchórzu, dogodniej w przestronnym obozie achejskim

Dary zaszczytne drugiemu wydzierać, że-ć stanął oporem. Ciemiężycielu, tyranie, samymi podłymi dowodzisz;
Gdyby nie to, po ostatni-byś raz poswawolił, Atrydo.
Ja zaś mówię ci wręcz i zaklinam się wielkiem zaklęciem,
Oto patrz: na to berło, co już nie rozliści się nigdy,
Nie rozgałęzi się wcale, bo pień mu w górach pozostał,
I nie zakwitnie, bo spiż je obłupił z liścia i z kory;
Dziś je w ręku trzymają synowie achejscy, sędziowie
Ustanowieni stróżami zakonu przez boga samego;
Więc też wielka przysięga: nadejdzie czas i okropnym
Klęskom ulegną Danaje i wtenczas wspomną Achilla,
Przyjdą go błagać o pomoc, gdy mężów i wielu i dzielnych
Padnie od dłoni Hektora, pogromcy; bo sam nie potrafisz
Zguby odwrócić i w sercu się gniewem na siebie samego
Będziesz udręczał, żeś godnie pierwszego z Danajów nie uczcił“.
To rzekł syn Peleusza, i berłem cisnął o ziemię
Pięknem, złoto-gwiaździstem i usiadł znowu na miejscu.

Agamemnon i Achilles, pomimo wdania się sędziwego Nestora, któremu »słodsze od miodu samego z języka słowo płynęło«, rozchodzą się w gniewie. Agamemnon odsyła córkę Chryzesowi, ale Achillesową brankę Bryzejdę zabiera. Achilles skarży się swej matce Tetydzie, a ta u Zeusa wyjednywa przyrzeczenie, że same nieszczęścia dotykać będą Achejczyków, dopóki syna jej nie przebłagają. Z powodu tego przyrzeczenia powstaje na Olimpie kłótnia między Zeusem a jego żoną Herą, zażegnana w końcu żartobliwemi słowy i zachowaniem się kulawego Hefesta (Wulkana).
(Pieśń II—VI). Agamemnon, chcąc wypróbować wojsko, zwoławszy je, udaje, że chciałby porzucić walkę i wrócić do ojczyzny; podobało się to większości, ale Odysej, z porady Ateny, powstrzymuje tłum prośbami i groźbami; przy pomocy Nestora udaje mu się wlać przekonanie w Achejczyków, iż Ilion niebawem zdobędą. Agamemnon zapowiada bitwę. Przy tej sposobności przedstawia poeta poczet okrętów, plemion helleńskich i ich wodzów, uczestniczących w oblężeniu Ilionu. Gdy przyszło do walki, los jej miał być rozstrzygnięty pojedynkiem między Menelausem a Parysem (Aleksandrem); Parys został pokonany, ale go Afrodyta potajemnie uniosła z pola. — Wówczas z poduszczenia Ateny jeden z Trojańczyków (Pender) ciska strzałą w Menelausa i tym sposobem układ zrywa. Zawzięta wszczyna się bitwa, w której i bogowie czynny biorą udział. Poeta opiewa męstwo Achejczyków, a szczególniej czyny Dyomeda, co nawet bogów (Afrodytę, Aresa) ranami z pola bitwy płoszy, i chwilowo zmusza Trojan do ucieczki. Tych jednak powstrzymuje Hektor, wysyłając Glauka, by stawił czolo Dyomedowi, sam zaś każe odprawić w Troi nabożeństwo dla uproszenia opieki i łaski bogów; poczem wychodząc już z miasta, spotyka przy bramie Scejskiej żonę swą Andromachę z synkiem Astyanaksem, i jakby w przeczucia zgonu z nią się żegna:

On też, ojciec, uśmiecha się teraz, na syna się patrząc;
A zaś cna Andromacha we łzach podchodzi do niego,
Dłonią za dłoń uchwyciwszy, odzywa się pierwsza i mówi:
„Ach, nieopatrzny, odwaga cię zgubi! Czyż to ci nie żal
Swego dziecięcia i mnie nieszczęśliwej, co wkrótce po tobie
Wdową tu będę, bo wnet cię zabiją synowie achejscy,
Wpadłszy na ciebie gromadą; o, niech mię ziemia pochłonie
Raczej, niż ciebie-bym miała utracić; bo żadnej pociechy
Mnie nie zostanie, gdy ty przeznaczeniu srogiemu ulegniesz,
Jeno żałoba. Straciłam i ojca i matkę dostojną;
Zgładził ojca mojego Achilles do boga podobny;

Zniósł on gród Cylijczyków[6], siedlisko mnogiego narodu,
Tebę wysokobramiastą, i zabił sam Eetyona[7];
Nie zdjął zbroi mu jednak, bo strach ogarniał go wielki;
W całym bogatym rynsztunku na stosie go spalił,
Tamże mogiłę usypał, a nimfy, mieszkanki parowów,
Z Egidowładcy zrodzone, brzostami w krąg osadziły.
Ze mną siedmiu też braci chowało się w domu u ojca,
Wszyscy w dniu tymże samym w Hadesa[8] zeszli krainę;
Wszystkich on, szybkonogi Achilles do boga podobny,
Tam pozabijał przy owcach i wołach powolnie kroczących.
Matkę zaś moję, królowę u stóp lesistego Plakosu[9]
Tutaj sprowadził pod mur Ilioński z innemi łupami;
Rychło co prawda uwolnił, przyjąwszy okup niezmierny;
Lecz ją w domu ojcowskim Artemis, łucznica[10], zabiła.
Ty więc teraz, Hektorze, zostałeś mi ojcem i matką,
Bratem zostałeś kochanym i tyś mi mąż poślubiony;
Więc się ulituj nade mną, nie odchodź, stań tu na baszcie,
Żony swej wdową nie uczyń, a swego dziecka sierotą.
Wojsko tuż koło muru uszykuj na wzgórzu figowem;
Tam-bo ściana dostępna i łatwo do miasta się dostać.
Już trzy razy tamtędy starali się przejść wojownicy:
Ajaks jeden i drugi, przesławny Idomeneus,
Dwaj Atrydowie i syn Tydeusza, Dyomed potężny;
Bądź ich ktoś doprowadzał wyroków bożych świadomy,
Bądź ich własna ku temu odwaga wzbudziła i pchnęła“.
Na to lśniący się hełmem, wyniosły odezwał się Hektor
„Żono, to samo i mnie niepokoi, lecz wstydby mi było
Straszny w obliczu Trojan i szatopowłocznych Trojanek,
Jeślibym tutaj zdaleka od walki jak tchórz się pozostał;
Dusza-by nie dozwoliła, bom przywykł być znakomitym
Zawsze i z przodownikami samymi stawać do boju,
Ojcu sławę uczciwą zdobywać i sobie samemu.
Dobrze to samo i ja przewiduję i w duszy i w sercu;
Zbliży się dzień ostateczny zagłady Ilionu świętego,
Zginie i Pryam, przesławny oszczepnik, i naród Pryama.
Ależ nie tak mię zatrważa narodu dola nieszczęsna,
Nie tak króla Pryama i matki, Hekuby czcigodnej,
Nie tak braci rodzonych, choć oni i liczni i dzielni
Runą głowami w kurzawę, zmiażdżeni wrogów potęgą —
Ile twoja, gdy który Achejczyk w śpiż uzbrojony
Porwie cię łzami zalaną i dnia swobody pozbawi.
Gdybyś miała w Argosie u krosien cudzych siadywać,
Wodę z Messeju[11] lub z Hiperei[11] dla pani swej nosić,

Rada-nie-rada, zmuszona atoli przez twardą konieczność;
Wtenczas powie niejeden, ktokolwiek we łzach cię obaczy:
Patrz, oto żona Hektora, co był z chyżokonnych wszech Trojan
Najwaleczniejszy, gdy baszt Ilionu świętego bronili.
Tak niezawodnie powiedzą i żałość tobie tem większa,
Jeślibyś męża nie miała, co mógłby swobodę powrócić.
Wpierw niech śmierć mię uchwyci i ziemia pokryje mogiłą,
Zanim o twojej niedoli się dowiem i płaczu o twoim“.
Rzekł i do syna ramiona wyciągnął Hektor świetlisty;
Ale cofnęło się dziecko do niańki w fałd opasanej,
Tuli się z płaczem, widoku się ojca swojego przeląkłszy:
Straszy je zbroja błyszcząca i chochoł z włosia końskiego
Potrząsający się groźnie na szczycie pięknego szyszaka.
Na to zaśmieli się: ojciec kochany i matka czcigodna;
Zdjął więc Hektor świetlisty przyłbicę z głowy śpiżową,
Połyskująca się pięknie, położył ostrożnie na ziemi,
Poczem dziecko całuje kochane, kołysząc na ręku.
Modli się głośno do Zeusa i innych bogów wieczystych:
„Zeusie i inni bogowie, dozwólcie, niechże i syn ten —
Krew z krwi mojej — podobnie jak ja w Ilionie panuje,
Również niepokonany, na boje Trojan niech wodzi.
O nim niechaj powiedzą: od ojca syn doskonalszy,
Kiedy powróci z utarczki, a niosąc zbroję skrwawioną
Z wroga, którego zagładził, niech serce matczyne pociesza“.
To powiedziawszy, do rąk swojej żonie kochanej oddaje
Dziecko najdroższe; przytula je ona do łona wonnego,
Poprzez łzy się uśmiecha. I litość zdjęła Hektora,
To też głaszcze ją ręką i znowu odzywa się do niej:
„Ach, bóg z tobą, kobieto! żałością się w duszy nie unoś;
Nikt-bo mnie do Hadesa nie ześle wbrew przeznaczeniu;
Swej zaś Doli, o wierzaj, nie uszedł żaden śmiertelnik,
Czy on tchórzliwy, czy dzielny, jak skoro na świat się narodził.
Wracaj-że, miła do domu i pilnuj swoich zatrudnień
Zwykłych: kądzieli i krosien, a każ i swym służebnicom
Siąść do roboty; a wojną mężowie kłopotać się będą,
Wszyscy mieszkańcy Ilionu, a ja między nimi najbardziej“.
Tak powiedziawszy, na głowie osadził hełm ugrzywiony
Hektor świetlisty; a jego małżonka do domu powraca,
Lecz oglądając się ciągle i łzy wylewając gorąco.

(Pieśń VII—XV). Hektor wraz z Parysem wyszedłszy na pole bitwy, strachem przejmują Achejczyków. Losem wybrany Ajaks Telamończyk, staje do pojedynku z Hektorem, a gdy siły okazują się równe, za nastaniem nocy, przerywają walkę, wzajem się obdarzywszy. W dniach następnych Achejczycy ciągłe ponoszą klęski, tak że Agamemnon, już nie z udania, ale na seryo o ucieczce przemyśla, od czego odwodzą go Dyomed i Nestor, którzy radzą wyprawić do Achillesa posłów z darami, ażeby go przebłagać. Myśl ta została urzeczywistniona, lecz skutku nie osiągnęła. Staje do walki sam Agamemnon i z początku wielką rzeź wśród Trojan sprawia, a Hektora aż do murów Ilionu przypiera; następnie jednak wskutek dzielności Hektora i zręcznie wypuszczonych strzał Parysa, muszą się Achejczycy cofnąć do okrętów, dokąd za nimi śpieszą Trojanie. Bogowie, pomimo zakazu Zeusa, pomagają to jednej to drugiej stronie walczących, a gdy Achejczykom zagrażało wytępienie, Hera uśpiła małżonka na górze Idzie, a wówczas Posejdon (Neptun) dopomógł dzielnie swoim ulubieńcom, którzy Trojan z okrętów wypędzają. Zeus, obudziwszy się i zobaczywszy rozproszenie Trojan, powstrzymuje Posejdona a pozwala Apollinowi dopomódz pognębionym; Hektor ciężko poprzednio ranny, teraz przezeń uzdrowiony, wpada znów na okręty i groz ich spaleniem.
(Pieśń XVI—XVII). Gdy już Achejczycy w największem znajdowali się niebezpieczeństwie, Achilles daje się uprosić przyjacielowi swemu, Patroklowi, by mu w jego zbroi pozwolił walczyć z Trojanami. Sam widok zbroi Achillesa przeraził Trojan. Patroklos dokazuje cudów męstwa, wielu dzielnych mężów zabija, w końcu jednak, wskutek: wmieszania się Apollina do walki, zostaje pokonany przez Hektora, który zdejmuje z niego zbroję. Toczy się zawzięta walka około trupa Patrokla i z powodu koni Achillesa. Menelaj odznacza się tu największą dzielnością, a obok niego oba Ajaksowie. Achejczycy w gorszem atoli znajdują się położeniu i posyłają do Achillesa z wieścią o śmierci jego ukochanego przyjaciela. Bohater opłakuje go, a pragnąc śmierć jego pomścić, udaje się do matki swej Tetydy z prośbą, by mu nową zbroję u Hefesta wyjednała, co ta uczynić przyrzeka. Jakoż wzleciała na Olimp, gdzie w domu Hefesta przyjaźnie została przyjętą. Gdy Hefestowi o jej odwiedzinach doniesiono, za raz porzucił robotę:

.... Wstał od kowadła jak drab: okopcony, niezgrabny,
Szedł utykając, golenie co krok uginały się pod nim.
Miechy usuwa na stronę od ognia, a inne narzędzia,
Które mu w pracy służyły, w szkatułę srebrną poskładał.
Zaczem myje się gąbką, oblicze obciera i ręce,
Szyję obciera żylastą i pierś porośniętą włosami;
Potem, w szatę się odział i wziąwszy kij — swoje berło,
Wyszedł drzwiami, kulejąc, a z nim też dwie służebnice
Idą, całe ze złota, a żywe, do dziewcząt podobne;
Mając bo one i duszę w osierdziu i mowę i siłę,
Ponauczały się dobrze od bogów prac rozmaitych.
Szły zaś, pana swojego wspierając.

Hefest, dowiedziawszy się od Tetydy, o co idzie, z całem spółczuciem nad jej bolesną dolą, przyobiecał spełnić żądanie i natychmiast zabrał się do roboty. Podajemy tu opis tej roboty, który później niejednokrotnie poeci różnych narodów (u nas Mickiewicz w opisie serwisu) naśladowali.

.... Zostawił Tetydę i ruszył do miechów:
Zwraca je wszystkie do ognia i każe społem pracować.
Tak więc miechy w dwadzieścia topników dąć poczynają
Z całym wysiłkiem i żar rozperzyły odrazu ogromny.
Bądź też dopomagały mu w pracy, bądź ustawały,
Według życzenia Hefesta i jak wymagała robota.
On zaś cyny do tygli narzucał i miedzi niezłomnej,
Tudzież srebra i złota cennego; następnie kowadło
Ciężkie, ogromne osadził na pniu i w rękę ujmuje
Prawą młot niepożyty, a w lewą bierze obcęgi.
Najpierw tarczę mu zbija i wielką i szczelnie spojoną,
Przyozdabiając ją pięknie: i rąbkiem w krąg ją otacza
Trójkarbowanym, świetlistym, i pas wysrebrzony przytwierdza.
Tarcza z pięciu złożyła się warstw, a na wierzchu wytworzył
Moc rozmaitych śliczności z nieporównanym pomysłem.

Tam więc ziemia wydana i niebo wydane i morze,
Słońce niespracowane i odmieniający się księżyc;
Tam też wszystkie i znaki niebieskie, co strop uwieńczają:
Więc i Plejady [12], Hyady[13] i Oryon [14] w całej potędze;
Więc Niedźwiedzica północna, u ludzi Wozem nazwana,
Która się kręci na miejscu i wciąż Oryona podgląda:
Jedna — jedyna śród gwiazd w Oceanie się nigdy nie kąpie.
Tam też grody wyrzeźbił, siedliska narodu gwarnego,
Dwa: okazałe, rozległe; a w jednym — wesela i gody:
Oblubienice z komnaty przy blasku pochodni płonących
Wyprowadzają na miasto i śpiew się rozlega weselny.
Młodzież puściła się w tan: chorowody zatacza przy lutniach
Mile dźwięczących i fletów odgłosie. Kobiety w domostwach
Stoją na przyzbie we drzwiach: przypatruje się każda z podziwem.
A zaś w rynku zgromadził się lud, bo spór się wywiązał:
Męże się dwaj pokłócili niezmiernie o grzywnę należną
Za zabitego człowieka: i ten z nich wobec narodu
Mówi, że wszystko wypłacił, a ten mu wręcz nie przyznaje.
Przed rozjemcami stanęli, ażeby spór załagodzić.
Lud z dwóch stron przytakuje, obadwaj mają obrońców.
Lecz heroldowie hamują pospólstwo: a w świętym okręgu
Na wygładzonych kamieniach zasiedli sędziowie sławetni:
Berło przyjmując do rąk po kolei od głośnych heroldów,
Jeden po drugim powstaje z kamienia i zakon wygłasza.
Dwa zaś złota talenty w okręgu złożono pośrodku,
Wynagrodzenie dla tego, kto słuszność wskaże najlepiej.
Tam zaś wokoło grodu drugiego zebrały się wojska
Dwa, połyskując zbrojami. Połowy wszystkiego bogactwa,
Jakie się w grodzie szeroko-budownym znajduje w domostwach,
Dopominały się wrogi, a nie — to grozili zburzeniem;
Lecz się nie godzą mężowie i poszli zbrojne w zasadzkę:
A zaś na murze obronnym kochane ich żony stanęły,
Dzieci podrosłe i starcy sędziwi, ojcowie narodu.
Wszczęła się waśń: a dowodzi Atena i Ares okrutnik:
Złoci i ona i on i odziani szatami złotemi;
Piękni i rośli i zbrojni w oręże jak bogom przystało:
Najokazalsi oboje: mężowie byli drobniejsi.
Gdy wiec tamci dotarli do miejsc na zasadzkę dogodnych:
Tuż koło rzeki w dolinie, gdzie było dla stad pojowisko:
Pozaczajali się wnet, uzbrojeni w spiż płomienisty.
A niedaleko od wojska stanęło dwóch czatowników,
Którzy czekali w ukryciu na owce i bydło rogate.
Toż niezadługo zbliżyły się stada: pasterze przygnali
Dwaj, przygrywając na fletach, zasadzki się nie domyślając.
Ci zaś, skoro ich ujrzą, czemprędzej rzucają się na nich:

Bydło zajmują rogate i owiec stado rozległe
Pięknych, białowełnistych, zabili pasterzy obydwóch.
Lecz gdy męże zamieszkę i krzyk posłyszeli przy stadach,
Siedząc w obozowisku na radzie: to żywo dopadli
Wiatro-polotnych rumaków i wkrótce dotarli do miejsca.
Tak tam srogi zawiązał się bój na pobrzeżu strumienia:
Jedni na drugich włóczniami śmigają dwustronno-kutemi;
Kłótnia szaleje i Groza bojowa, a Śmierć, okrutnica,
Jednych — życia odrazu pozbawia, innych dobija,
Innych wlecze za nogi, poległych w zgiełku okropnym.
Na niej szata czerwieni się cała od krwi wojowników:
Tłumy ścierają się, walczą, a każdy jak żyw wyrzeźbiony:
Tamci i ci wyrywają poległych i ciągną do siebie.
Tam też rolę przedstawia: rodzajną, pulchną, rozległą,
Przeorywaną potrzykroć, a na niej liczni rataje
Orzą jarzmami i tam i napowrót raz koło razu.
Do tych, którzy z powrotem do miedzy dociągną polowej,
Zaraz zbliża się człowiek i czarkę wina słodkiego
Daje każdemu do ręki, a ci, pokrzepiwszy się, nazad
Bruzdę kierują, do krańca drugiego ochoczo zdążając.
Ziemia za nimi zupełnie jak gdyby świeżo zorana
Czerni się, chociaż ze złota, tak była udana przedziwnie.
Tamże przedstawia i łan rozbujany kłosami, a na nim
Żną, uwijając się, żeńce, błyskając sierpami ostremi:
Tu więc garść koło garści, jak nasiał, pada na rżysko;
Tam zaś snopy wiązacze stawiają, powrósłem je wiążąc.
Trzech zaś takich wiązaczy się krząta, a tuż poza nimi
Garście zbierają chłopaki wyrostki i znoszą w naręczach
Jeden za drugim; śród nich i gospodarz stoi na polu:
W ręce ma kij; poglądając w milczeniu, raduje się w duszy.
Zaś na uboczu, gdzie dąb, heroldowie wieczerzę gotują.
Wołu dużego sprawianiem zajęci; a znowu niewiasty
Warzą posiłek dla żeńców i krup zasypują jęczmiennych.
Dalej winnicę przedstawił z winoroślami bujnemi:
Złotą, prześliczną: na pniach winogrona dojrzałe się czernią
Srebrne, pozatykane rzędami paliki przy krzewach.
Rowkiem ze stali niebieskiej otoczył ją w krąg i ogrodził
Płotkiem ze srebra białego, a środkiem drożynę wyżłobił,
Kędy przechodzą zbieracze, bo właśnie czas winobrania.
Tam więc chłopcy i dziewki dorodne z wesołą pustotą
Niosą piękne koszyki z winogronami słodkiemi;
Idzie z niemi pośrodku młodzieniec, na dźwięcznej im lutni
Mile przygrywa i śpiewa rozkoszną Linusa piosenkę
Głosem srebrzystym; a za nim w dźwięk, rozlatując się wkoło,
Wśród i okrzyków raźnych poskoków gromadka podąża.
Tam też stado i bydła wyrzeźbił wysoko-rogiego:
Krowy niektóre ze złota, a inne ze srebra wytworzył.
Rankiem z obory wygnano na paszę bydełko rykliwe

Podle rzeczułki szemrzącej, pośrodku chwiejącej się trzciny.
Tam i pasterze ze złota ulani przybyli za bydłem
Czterej; z nimi przybiegło i dziewięć psów chyżonogich.
Lecz dwa lwy okrutniki pomiędzy krowami na przedzie
Byka porwały, mrukliwca; a ten pazurami szarpany
Ryczy okropnie: pasterze i psy dobiegają na pomoc.
Lwy zaś skórę na byku ogromnym zębami rozdarłszy,
Ssą już krew, wywlekają wnętrzności; napróżno pasterze
Do nich z krzykiem podbiegną i psami szczują napróżno.
Zbrakło odwagi i psom do łupieżców z zębami doskoczyć;
Lecz ujadając, przybliżą się nieco i znów uciekają.
Tam też wygon przedstawił przestawny bóg-rękodzielnik:
Stado się owiec wełnistych rozległo w pięknej równinie:
Widać zagrody i stójła i szatry z dachem słomianym.
Tam i chorowód drobniutko wyraził bóg-rękodzielnik,
Zgoła ten sam, jaki niegdyś w Knosie szeroko-budownej
Pięknowarkoczej Arjadnie wykonał Dedalos dowcipny.
Tu więc chłopcy, a tam przynoszące dobytek dziewczęta
Tańczą, w kole stanąwszy, za dłonie się dłońmi trzymając.
Dziewki przybrane w osłony leciuchne, a chłopcy w kaftanach
Pięknych, utkanych misternie, jak gdyby oliwa błysczących.
Dziewki z kraśnemi wieńcami na głowach, a dziarscy młodzianie
Z puginałami złotemi u boków na pasach srebrzystych.
Tak też puszczają się w tan i wirują nogami zwinnemi.
Lekko i raźno, jak koło garncarskie przygodne do ręki,
Kiedy przysiądzie się zdun wypróbować, czy kręci się gładko,
Potem się znowu rozwiną i tańczą rzędami naprzeciw.
Rzesza i liczna i gwarna obległa ponętny chorowód,
Każdy z upodobaniem się patrzy; a boski im pieśniarz
Gra, pobrzękując na lirze; a dwa sowizdrzały pośrodku
W kole się kręcą i w dźwięk wyskakują za głosem pieśniarza.
Tam też rzekę Ocean przedstawił w całej potędze
W krąg przy otoku puklerza, wybornie w śpiż okutego.
Gdy zaś tarczę mu zbił i ogromną i szczelnie spojoną:
Skuł mu także i pancerz od blasku płomienia świetniejszy,
Skuł mu także i hełm: okazały, do głowy stosowny,
Cztero-pałączny; osadził na szczycie i grzywę złocistą.
Skuł też nagolennice mu piękne z blachy cynowej.
Gdy zaś cały rynsztunek ukończył bóg-rękodzielnik;
W dłonie go wziąwszy, położył przed matką boskiego Achilla.
Ta zaś wnet uleciała jak sokół z Olimpu śnieżnego,
Niosąc zbroję synowi błyszczącą — Hefesta podarek.

(Pieśń XIX—XXIV). Otrzymawszy od matki zbroję, Achilles zwołuje zebranie, na którem oświadcza, że zapomina gniewu swego. Agamemnon wyznaje swą winę i ofiaruje dary bogate, zwraca Bryzejdę. Achilles nastaje na potrzebę natychmiastowej walki, ale musi uledz perswazyi Odyseja, iż wojsko winno się pokrzepić. Gdy inni jedzą i piją, Achilles wstrzymuje się od wszystkiego, bo przysiągł, że nie tknie jadła ni napoju, póki nie pomści przyjaciela. Bogowie tymczasem, otrzymawszy pozwolenie Zeusa, stają po stronie swoich ulubieńców; Achejczykom pomagać mają: Hera, Atena, Posejdon, Hermes, Hefest; Trojanom: Ares, Apollo, Dyana, Latona, Afrodyta i boska rzeka Ksantos. Gdy przyszło do walki, staje najprzód Eneasz przeciwko Achillesowi; gdy był w niebezpieczeństwie, Posejdon skrywa go w chmurze; podobnie Apollo uprowadza Hektora; mnóstwo natomiast Trojan ginie z ręki Achillesa, Wreszcie oba wojska cofają się, Trojanie kryją się za mury twierdzy; na polu pozostaje tylko Hektor, którego napróżno rodzice przywołują do miasta. Wprawdzie gdy ujrzał naprzeciw siebie Achillesa, mimowoli uciekał i trzykrotnie obiegł Ilion, ścigany przez bohatera achejskiego, ale następnie złudzony przez Atenę, która wzięła na siebie postać jego brata Deifoba, staje do walki nierównej, gdyż Achillesowi bogini dopomagała, a łudziła Hektora. Obrońca Ilionu pragnął przed ostatecznem starciem się wejść w układ z Achillesem, żeby, kto zwycięży, zadowolnił się zdjęciem zbroi, lecz ciało oddał do pochowania tym, do których należał. Achilles nie chciał o żadnym słyszeć układzie; w śmierci Hektora chce pomścić wszystkich poległych Achejczyków, a zwłaszcza Patrokla.

 
Rzekł, i dzidę rozmachnął, aż rwała się sama,
Cień posnuła za sobą. Zoczył syn Pryama,
Przysiada, umknął śmierci, a miedziana strzała
Przemknęła się łyszcząco, w ziemię zagrzebała;
Tedy, tajna przed wodzom, co nad trojańskiemi
Hetmanił zastępami, wydarłszy grot z ziemi
Pallas do Achillesa prawicy go niesie.
— „Chybiłeś, mówi Hektor, kłamco, Achillesie,
Bóg ci wróżył mą dolę; chciałeś, by na hasła
Zręczne, lecz chytre, męskość już we mnie wygasła?
Nie: w grzbiecie zbiega dzida twoja nie uwięźnie;
Wstępnym bojem mierz w piersi, niech w piersiach uwięźnie,
W imię losów; lecz strzeż się i ty, krwi przelewco.
Ach! bodajbym grot w tobie utopił po drzewco,
Raźniej po trupie zbójcy snułyby się boje;
Ty jesteś najstraszniejszy pogromca na Troję“,
Wraz dzidę długo-ciemną do lotu wypręży;
Drgnęła: nie chybia, padła na jądro pawęży,
I odpadła; aż wściekłość Hektora pochwyca,
Że mu rękę zawiodła marna latawica,
Niema drugiej; i smutek i strach go przenika;
Głośno woła Dejfoba, biało-pawężnika,
— „Włóczni, bracie“; lecz brat go nie słyszy z daleka!
Zrozumiał on, i w tęsknym duchu tak wyrzeka:
— „Więc na bogów wezwanie już stoję nad grobem.
Kiedym wierzył, że walczę pospołu z Dejfobem,
To on w zamku — więc zwiodło bóstwo z sowiem okiem:
Tylko śmierć przy mnie stoi, nie zdala: pod bokiem;
I niema już ucieczki — snać takie skazanie
Chmurowłdcy i syna o srebrnym kołczanie,
A bronili, i chętnie, od grotów powodzi;
Dziś Mojra, bóstwo zgonu, już po mnie przychodzi;
Lecz nie legnę tchórzliwie, w nierozgłośnej ciszy:
Pierw czyn spełnię, o którym potomność zasłyszy“.
Umilkł, z nabiedrnej pochwy toczony miecz chwyta,
Krępem, dwusiecznem ostrzem łysnął Pryamita;

Wspina się, a wypręża, niby orzeł górny,
Szybujący nad polem przez szlak szarochmurny
Na zająca, lub jagnię drżące bez ochrony:
Z takim to ogniem Hektor trząsł miecz wytoczony.
Sroży się i Achilles: w krew wzionął bezmierną,
Dziką pomstę, pierś tarczą otula misterną;
Spuszcza szyszak o czterech pałąkach, a lśniwa
Złocista po przyłbicy promienieje grzywa,
Snuta w kuźni Hefesta, i w gąszcz się rozsłania.
Jak ów świetny o zmroku, w chwilach mlekobrania
Hesper, gwiazda nad gwiazdy, lśniąca z niebokręgu;
Tak lśni się dzida, którą Achilles w napręgu
Męską dłonią rozmachnął, śledząc, kędy snadnie
W piękne ciało Hektora jej żądło zapadnie.
Lecz zdarty z Patroklesa, wraz z łupem żywota
Puklerz, przed śmiercią wszystkie pozamykał wrota,
Krom pogranicza szyi i kluczowej kości:
Tam tylko duszy groził pocisk śmiertelności:
Tam wymierzył Achilles — wnet dzida zajadła
Grotem zabójczym w szyję młodziana zapadła.
Jeszcze nie przegryzł krtani jesion kuty miedzią,
Jeszcze Hektor przedzgonną jęknął odpowiedzią:
Leżał w pyle — a ten się pastwą rozwesela:
— „Głupcze, mówi, zabiłeś mego przyjaciela
I żyć chciałeś? nie marząc, że kędyś, samotny
U lotnych dybie łodzi, za tryumf sromotny,
Mściciel możniejszy: otóż zgiął tobie kolano!
Ptastwo, psy, spasie twoją krwią, w pyle zbrukaną.
A Patrokla pogrzebią łzami Achejczycy?
Na to mdlejący Hektor, potrząśca przyłbicy:
„Błagam na cześć, na duszę, krew twych rodzicieli,
Nie daj mną przy korabiu sycić psom gardzieli:
Bierz bryły złotolite, bierz kruszcu dostatki,
Nie poskąpi dłoń ojca, dłoń dostojnej matki;
Wróć zwłoki gniazdu, niechaj pośmiertne ich członki
Stosem uczczą Iliońscy męże i małżonki“.
Na to mu Rączobiegi chmurząc brew i oczy:
Nie proś na rodzicielską krew, porodzie smoczy:
Obym ja się tu wścieknął, serce twoje strawił,
Żywcem pożarł pierś twoją.... takeś mnie zakrwawił.
Nie! ruja psów na włókna trupią głowę potnie.
Choćby dziesięciokrotnie i dwudziestokrotnie
Suli złoto, a jeszcze domiar przyrzekali,
A sam Pryam pergamski rozkazał na szali
Z kruszcem zważyć i kruszcem tym wykupić ciebie;
I wtedy nie zapłacze na twoim pogrzebie
Matka dostojna, co cię powiła: na kłaki
Wszystko ciało rozdarte, psy pożrą i ptaki“.

Na to lśniąco-hełmaty konając odpowie:
— „Poznaję cię, jak znałem; że w tobie bogowie
Pierś ukuli z żelaza; anim tuszył sobie
Litości; lecz pamiętaj! oby w czarnej dobie,
Brat z Febem, choć mocarza, w pomściwej spółżądzy
Nie zgubili cię kiedyś u scejskich wrzeciądzy“.
Aż i śmierć na te słowa dobiegała kresu,
Z członków młodziuchna dusza schodzi do Hadesu,
Litując się mąk ciała — i zeszła w zamgławiu;
A ten do umarłego, jeszcze drwiąc, przemawia:
— „Konajże — a ja przyjmę śmiertelne wyzwanie;
W on dzień, gdy tak orzeknie Zeus i wspóniebianie“.
Umilkł, z przebitej szyi wyjął grot miedziany,
Z ramion zdziera mu tarczę: krew trysnęła z rany;
Zbiega się czerń, zdumiewa nad lśniąco-hełmatym,
Rosłym mężem, obliczów jego majestatem.
A że bliznę miał każdy, co teraz się tłoczy,
Więc pogwarzali, wzajem patrząc sobie w oczy:
— „O! zmiękł, i bardzo; jużci nie taki zawzięty,
Nie ów Hektor, co ogniem prażył nam okręty“.

(Feliks Jezierski).
Gdy ciało włóczone wkoło Ilionu przez srogiego zwycięzcę ujrzano z wieży nad bramą scejską, Trojanki w płacz uderzyły; matka mianowicie Hekuba i żona Andromacha najżałośniejsze zawiodły skargi. Przytaczamy słowa żony:

„Biedna ja! Biedny Hektor! Więc srogie niebiosy
Dla obojga jednakie przeznaczyły losy!
Nad rodem naszym gwiazda świeciła taż sama,
Gdym w Tebach na świat przyszła, ty w domu Pryama.
Wychowała mię ojca ręka dobroczynna:
Za cóżem mu to życie nieszczęśliwe winna!
Mężu! ty już w podziemne śmierci jedziesz kraje,
A w płaczu wiernym wdowa po tobie zostaje,
Dzieckiem jest syn, któregoś na świat wydał ze mną:
Nie będziecie wy sobie pomocą wzajemną,
Ni ty jego młodości, ni on twej siwiźnie.
Niech się nawet z tej wojny okrutnie wyśliznie,
W ilu się pracach, w ilu nieszczęściach ubiedzi!
Dobro jego łakomi wydrą mu sąsiedzi.
Ach! na cóż nie wystawia dziecka stan sierocy!
U przyjaciół ojcowskich żądając pomocy,
Idzie z twarzą spuszczoną, z mokremi oczyma,
Tego za płaszcz, drugiego za kraj szaty trzyma:
Ktoś przytknie do ust flaszę, tknięty jego skargi,
Lecz nie ochłodzi, ledwie odwilży mu wargi.
Drugi, co pod rodziców cieniem szczęsny rośnie,
Uderza go rękami, słowem zelży sprośnie:
Pójdź precz, rzeknie, twój ojciec nie ucztuje z nami
Przyjdzie do matki wdowy mój syn zlany łzami,

Dawniej obeldze takiej nigdy nie podpadał,
Szpik czysty na kolanach swego ojca zjadał.
A gdy mu przerwał jego igraszki dziecięce,
Wtedy troskliwa mamka wziąwszy go na ręce,
Położyła w kolebce, miękkim słanej puchem,
I rozkosz snu jej lekkim pomnażała ruchem,
Dziś cierpienie i nędza dla niego w podziele:
Imię Astyjanaksa nie wesprze go wiele,
Które, czcząc ojca, dali synowi mieszkańce.
Boś ty, Hektorze, Troi sam ocalał szańce,
Psy pożrą twoje ciało, paszcze we krwi zbroczą,
A resztę zwłok na brzegu robaki roztoczą.
I na cóż się więc przyda twój sprzęt tak bogaty?
Na co od niewiast ślicznie sporządzone szaty?
Ogniom je dam, bo więcej nie ozdobią ciebie,
Nawet nie są przydatne na twoim pogrzebie:
Niechajże w oczach Trojan, ku twej służą chwale“.
Tak płakała, — niewiasty dzieliły jej żale.

(F. Dmochowski).
Achilles urządza wspaniały pogrzeb Patroklowi; a potem przez dni kilka włóczy trupa Hektorowego wkoło jego mogiły. Na tę zniewagę żali się wśród niebian Apollo, który utrzymał dotychczas ciało swego ulubieńca w całej świeżości. Zeus tedy rozkazuje matce Achillesa, ażeby go odwiodła od tej srogości i skłoniła do oddania ciała ojcu za złożeniem okupu; równocześnie zaś wysyła Irydę do Pryama, ażeby się udał do obozu Achejczyków po ciało syna. Pryam, w nocy, w tajemnicy przed Hekubą, ażeby go od przedsięwzięcia nie wstrzymała, przygotowując się do drogi i złożywszy bogom ofiary, po otrzymaniu wieszczby pomyślnej wyrusza do obozu, przeprowadzany przez zesłanego naumyślnie z Olimpu Hermesa, który go szczęśliwie dowiódł do namiotu Achilla, który, wraz z dwoma towarzyszami, do syta wypiwszy i zjadłszy,

Właśnie wieczerzę ukończył i stół był jeszcze nakryty.
Wszedł zaś Pryam sędziwy znienacka, zbliżywszy się prędko,
Objął dłońmi kolana Achilla i ręce całuje
Groźne, mężozabójcze, co wielu mu synów zgładziły,
Jak więc mąż, pokuszony do zbrodni — człowieka nieszczęsny
Zabił w kraju ojczystym — u obcych ochrony szukając,
Wchodzi do domu możnego, a wszyscy nań patrzą z podziwem;
Tak też zdziwił się boski Achilles, Pryama ujrzawszy;
Dziwią się też towarzysze: ten w tego, ten w tego pogląda.
On zaś, Pryam, i mówić poczyna, błagając o litość:
„Wspomnij ojca swojego, Achillu, do boga podobny,
Mego współrówieśnika u proga starości nieszczęsnej:
Może i jego podobnież ościennych grodów mieszkańcy
Krzywdzą, a klęski i zguby odwrócić nie masz nikomu;
Lecz twój ojciec kochany, żeś żyw, gdy słyszy o tobie,
To ma w duszy pociechę, i syna spodziewa się co dzień
W progach powitać ojczystych z powrotem z walki okropnej;
Ja zaś w żalu bez granic: wydałem synów najtęższych
W całej Troadzie rozległej, a dziś nie oglądam żadnego.
Pięć-dziesięciu ich miałem, gdy przyszli z wojną Danaje:

Z nich dziewiętnastu z jednego się łona na świat ukazało,
Resztę zrodziły mi inne niewiasty w mojem domostwie.
Wielu ich Wojna okrutna na ziemię z nóg powaliła:
Został jeden, jedyny: obrońca narodu i miasta,
Hektor; zabiłeś i tego, gdy mężnie za swoję ojczyznę
Walczył. Po niego to wszedłem pomiędzy okręty achejskie,
Trupa u ciebie wyżebrać; przyniosłem okup ogromny.
Bój-że się boga, Achillu, ulituj się mojej niedoli,
Wspomnij ojca swojego, ja-m jeszcze godniejszy litości:
Zniosłem, czego śmiertelnik dotychczas żaden nie przeniósł:
Do twych rąk dziociobójczych nieszczęsny usta przyciskam“.
Temi słowami tęsknotę mu w duszy za ojcem rozbudził.
Starca Achilles, za ręce ująwszy, odsuwa łagodnie.
Tęsknić poczęli obadwaj i ten za Hektorem pogromcą
Żale rozgłośne zawodzi u stóp rozciągniony Achilla,
Ten zaś płacze za ojcem i znowu Patrokla wspomina
Ukochanego i jęk się rozlega po całem domostwie.
Lecz gdy zgoła dosyta wypłakał się boski Achilles,
Gdy ochłonęły mu członki i serce z żalu gorzkiego,
Powstał z krzesła i starca rękoma z ziemi podźwignął,
Zdjęty litością nad głową sędziwą i brodą sędziwą.
Pierwszy do niego się ozwał i rzekł polotnemi słowami:
„Ha, nieboraku, o, wieleż to w duszy boleści przeniosłeś!
Jak to, sam odważyłeś się wejść do okrętów achejskich?
Stanąć w oczy mężowi, który tak wielu, tak dzielnych
Synów ci zgładził? zaprawdę, że serce w tobie z żelaza.
Ależ przecie uspokój się, usiądź, w duszy się naszej
Dajmy srogiej ukoić żałobie pomimo nieszczęścia;
Nic nam smutek oziębły nie może dobrego przysporzyć.
Postanowili wieczyści bogowie ludziom nieszczęsnym
Żywot pełen utrapień; bez trosk oni sami są tylko.
Dwa też dzbany u Zeusa Kronidy stoją w domostwie:
Z nich zaś daje z jednego Niedolę, a Szczęście z drugiego.
Komu potrosze udzieli z obydwóch Zeus, gromowładca,
Temu i w życiu przydarzą się smutki i dobro przydarzy;
Sponiewierany zaś tem, kto Niedolę jeno pozyska:
Nędza na świecie go bożym trawiąca wciąż napastuje;
Tułacz, znienawidzony bogów i ludzi zarówno.
Tak też ojca mojego, Peleja, darami świetnemi
Od urodzenia darzyli bogowie: i słynął w narodzie
Błogosławieństwem, dostatkiem i wśród Mirmidonów królował;
Jemu, śmiertelnikowi, boginię dali za żonę;
Ale mu bóg i niedoli udzielił, bo oto w domostwie
Nie masz synów u niego, by po nim władztwo objęli.
Jeden mu zrodził się tylko, i to krótkowieczny, i teraz
Nie ma podpory na starość, bo ja, swój kraj opuściwszy,
W Troi osiadłem na twoje i twoich dzieci nieszczęście.
Starcze, w błogosławieństwa, zaprawdę i ty opływałeś:

Tam wśród wszystkich mieszkańców Lezbosu, Makara siedziby,
Dalej, po kresy frygijskie i nieprzemierzony Helespont
Wszędy słynąłeś i swojem bogactwem i dziećmi swojemi;
Lecz gdy biedę zesłali na ciebie mieszkańcy niebiosów,
Wciąż masz walkę u grodu okropną i mężów zabójstwa.
Ochłoń z żalu, Pryamie, nadarmo w duszy się nie dręcz;
Nic ci z tego nie przyjdzie, choć będziesz najbardziej wyrzekał:
Syna mężnego nie wskrzesisz, a sobie przymnażasz niedolę“.
Na to bogu podobny, sędziwy odezwał się Pryam:
„Chcesz, bym siadł, wychowanku Zeusowy? nie siądę, dopókąd
Syn mój niepogrzebany w namiocie twoim spoczywa.
Oddaj, niechaj me oczy go ujrzą i dary bogate
Przyjmij, które przyniosłem, a niechaj ci służą, i obyś
Szczęśliw wrócił do ojców krainy, skoro dozwalasz
Żyć mi nieszczęśliwemu i słońca się cieszyć jasnością“.
Znów zaś rzekł szybkonogi Achilles, z pod oka się patrząc:
„Starcze, nie gniewaj mię teraz: już przedtem postanowiłem
Oddać tobie Hektora, bo miałem od Zeusa posłańca,
Matkę, swą rodzicielkę, córę staruszka morskiego.
Wiem też, w duszy odrazu postrzegłem, że ciebie, Pryamie,
Ktoś z mieszkańców Olimpu w okręty wprowadził achejskie.
Nie śmiał żaden-by mąż, choćby w kwiecie żywota swojego,
Wejść do obozu, bo czujnej-by straży pewno nie uszedł,
Ani zapory odsunął u bramy naszego domostwa.
Więc w mej duszy bolesnej udręczeń głębszych nie wzbudzaj,
Abym, starcze, na ciebie pod swoją się strzechą nie targnął,
Mimo, że błagasz litości, i Zeusa nie zgwałcił zakonu“.
Tak odpowiedział; zatrwożył się Pryam i słowa usłuchał.
Syn zaś Peleuszowy, jak lew, ku drzwiom poskoczywszy,
Wyszedł z izby, a z nim poskoczyli dwaj towarzysze,
Automedon i mężny Alkimos, których w drużynie
Teraz Achilles po zgonie Patrokla najbardziej polubił.
Ci z pod szlemion rumaki i muły żywo odprzęgli;
Zaczém Pryamowego zwiastuna wwodzą do izby,
Tam go sadzają na krześle, a sami z wozu kutego
Wynagrodzenie zdejmują niezmierne za głowę Hektora.
Dwie jednakowoż opończe i szatę cienko utkaną
Pozostawili, by zwłoki odziane godziwie wyprawić.
Więc służebnice przyzwawszy, kazali myć i namaścić
Ciało Hektora; na stronie atoli, by Pryam nie ujrzał,
Aby go z wielkiej żałości na widok syna nie porwał
Gniew: nie powstrzymałby wtedy się syn Peleusza — Achilles:
Mógłby się rzucić na starca i Zeusa zgwałcić wyroki.
Gdy zaś trupa umyły i wskroś namaściły oliwą,
W szatę oblekły i pięknie utkaną okryły opończą
Wziął go potém Achilles i sam na marach położył.
Zaczem dwaj towarzysze na wóz polerowny zanieśli.
Jęknął syn Peleusza, Patrokla boskiego wzywając:

„Menetyjczyku, jeżeli się dowiesz, to nie miej urazy
Tam w Hadesowej krainie, żem ojcu Hektora mężnego
Wydał; znakomitemi darami wykupił go przecież.
Z nich zaś znowu i tobie udzielę, co godzi się tylko“.
Wyrzekł boski Achilles i znów do namiotu powrócił.
Siadł zaś w krześle misternej roboty, gdzie siedział i przedtem,
Tuż koło ściany namiotu naprzeciw Pryama i wyrzekł:
Masz już, czego pragnąłeś, wydałem ci syna, Pryamie.
Leży na marach, a skoro się zorza rozbłyśnie poranna,
Ujrzysz go sam i zabierzesz. Teraz wieczerzę zgotujmy:
Wszak pięknowłosa Nioba i ta pamiętała o chlebie,
Gdy dwanaścioro jej dzieci kochanych zmarło w domostwie:
Córek sześć urodziwych i sześciu synów młodzieńców.
Tych pozabijał Apollo strzałami z łuku srebrnego,
Tamte — Artemis, bogini hałaśna, zemstą pałając:
Gdyż z pięknowłosą Latoną Nioba śmiała się równać.
— Dwoje zrodziła, bogini, a ja dwanaścioro zrodziłam
Tak wychwalała się, one też dwoje zabiły jej wszystkie.
Pozabijane przez dziewięć się dni przewalały; nie było
Komu pochować, bo ludzi w kamienie Kronida pozmieniał.
W dniu pogrzebali dziewiątym dopiero bogowie niebiescy.
Owoż jadła i ona, gdy płakać sił nie stawało,
Dziś w samotności pomiędzy skałami śród gór Sypilijskich,
Gdzie, powiadają, boginki siedzibę sobie obrały,
Nimfy i tany rozkoszne zawodzą u fal Acheloja:
Tam, choć w głaz obrócona, za, dziećmi płacze swojemi...
To też, boski Pryamie, o chlebie i my pamiętajmy:
Dosyć się jeszcze napłaczesz i później za synem kochanym,
Do Ilionu zawiózłszy; oblejesz go łez strumieniami“.
Rzekł szybkonogi Achilles i wstawszy, barana białego
Zabił; współtowarzysze ze skóry obdarli, sprawili
Zręcznie, porozdzielali na sztuki, na rożny wsadzili,
Potem piekli nad ogniom i z rożnów pozdejmowali.
Automedon, powoźnik, na stole chleb porozkładał
W pięknie plecionych koszykach, a mięso podzielił Achilles,
Dłońmi sięgają mężowie po przygotowany posiłek,
A gdy każdy i wypił i podjadł, ile zapragnął:
Pryam, sędziwy Dardańczyk, podziwiać jął Achillesa,
Jego urodę i wzrost, bo niebianom się zdawał podobny;
Ze swej strony Achilles nawzajem Pryama podziwiał,
Patrząc w zacne oblicze i słowa mądrego słuchając,
Gdy zaś naradowali się sobą dowoli obadwaj,
Wtenczas bogu podobny, sędziwy odezwał się Pryam:
„Miły Zeusowi Achillu, przygotuj łoże mi teraz,
Abym wypoczął i błogodawczego snu zakosztował;
Jeszcze bo oczy się moje pod brwiami i razu nie zwarły,
Odkąd syn mój ducha wyzionął pod twoim oszczepem;
Żale bez przerwy zawodząc i trawiąc się bólem niezmiernym.

W prochu się brudnym tarzałem w domostwie pośrodku dziedzińca;
Dziś zaś strawę przyjąłem do ust i zgasiłem pragnienie
Winem, pociechą dla serca, a wpierw nie tknąłem niczego“.
Rzekł; zaś wnet towarzyszom i sługom kazał Achilles
Łoże zgotować w przedsionku: pięknemi derami je zasłać,
Wydzierganemi purpurą, rozłożyć kobierce ozdobne,
Na wierzch zaś kędzierzawe, otulne rozciągnąć opończe.
Wyszły sługi z komory, pochodnie w ręku trzymając,
I uwinąwszy się prędko, usłały łoża obydwóm.
Wtenczas z boga zrodzony Achilles odezwał się żartem:
„Kładź się, starcze kochany, w przedsionku, bo mógłby tu który
Z rajców achejskich przypadkiem zawitać; oni i w nocy
Do mnie często na radę przychodzą; przywykli do tego.
Niech zaś któryby z nich cię obaczył śród nocy pochmurnej:
Agamemnona Atrydę-by wnet uwiadomił, a wtenczas
Niecoby trudniej ci było odzyskać zwłoki synowskie.
Ależ powiedz mi jeszcze, Pryamie, prawdę rzetelną,
Ile dni potrzebujesz na pogrzeb Hektora boskiego,
Abym wiedział, jak długo mi czekać i wojsko wstrzymywać“.
Na to bogu podobny, sędziwy odezwał się Pryam:
„Jeśli naprawdę zezwolisz Hektora uczciwie pochować,
Łaskę, Achillu, tem samem i dla mnie wielką wyświadczysz.
Wszakże w grodzie zamknięci jesteśmy, a drzewo z odległych
Gór potrzebujem sprowadzać, Trojanie zaś strachem są zdjęci.
Przez dni dziewięć-bym chciał opłakiwać syna w domostwie,
Dnia dziesiątego pogrzebać i ucztę wyprawić ludowi,
Jedenastego mogiłę-by wznieść umarłemu wypadło,
A dwunastego do boju stawajmy, gdy taka konieczność“.
Na toż znowu mu rzekł szybkonogi, boski Achilles:
„Zgoda, niechaj się stanie jak rzekłeś, Pryamie sędziwy,
Przez ten cały się czas, jako żądasz, powstrzymam od walki“.

(S. Mleczko).
Opisem pogrzebu Hektora kończy się epopeja. (Całkowitych przekładów Iliady mamy sześć: F. Ks. Dmochowskiego (1801, 2-e wyd. 1805, 3-e wyd. 1827), Jacka Przybylskiego (l814), Stanisława Staszica (1815), Pawła Popiela (1880), Augustyna Szmurły (1887), Stanisława Mleczki (1894). Poszczególne pieśni tłómaczyli: Jan Kochanowski, S. Nagurczewski, Juliusz Słowacki, Józef Szujski, F. Balzer, Fr. Jezierski, Jan Czubek).




  1. Ftya — kraina w Tessalii, państwo Achillesa.
  2. Atryda, syn Atreusza, panującego w Micenach, tu: Agamemnon.
  3. Kronida, syn Kronosa, Zeus, najwyższy bóg helleński.
  4. Pelejda, Pelid — syn Peleusza, Achilles.
  5. Egida, tarcza Zeusa, ukuta przez Hefesta (Wulkana); poruszenia jej wywoływały ciemność, błyskawice i grzmoty.
  6. Cylijczycy — Kilikowie — we Frygii w Azyi Mniejszej.
  7. Eotyon, władca Teby, ojciec Andromachy.
  8. Hades, bóstwo świata podziemnego, krainy umarłych.
  9. Plakos, góra, u stóp której leżała Teba.
  10. Artemis, bogini łowów, u Rzymian Dyana.
  11. 11,0 11,1 Messeis i Hipereja — źródła w Tessalii.
  12. Gwiazdozbiór zwany u nas Babami.
  13. U nas zwą się Dżdżownice.
  14. Gwiazdozbiór, którego wschód przynosił burze i deszcze wedle wyobrażenia starożytnych.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Homer i tłumaczy: Feliks Jezierski, Stanisław Mleczko, Franciszek Ksawery Dmochowski.