[312]Jakub Faxe.
Tren
do rodziców zmarłego przyjaciela
Przyjaciele płaczą w Lund; —
śmierć więzy już rozerwała, —
z domu do domu bieży
i co najlepsze wybiera. —
Ojca wyrywa z łoża
od bliźniąt sennych kolebki, —
narzeczonych rozrywa, —
syna od matki spłakanej! —
Drżący otwieram listy,
bo każdy jest pocztą Hioba, —
kryje łzy i boleści
czarną sygnetu osłoną. —
Zacny Jakubie! i ty —
świętą drabiną Jakuba
w górę za wcześnie idziesz! —
mogłeś się u nas zatrzymać!...
Zmienne czasu koleje —
za wieczną powagę w górze,
ziemskiej doli nadzieje —
za spokój dałeś na niebie!
Dobra to jest zamiana,
wiem o tem! — lecz byłbyś z nami
chętnie jeszcze pozostał,
przez wszystkich tak ukochany! —
Powtarzaliśmy nieraz, —
że jak glob słońcem ogrzany,
takiem to słońcem z góry —
„prawdą“ twa dusza natchniona!
Wszyscyśmy go kochali!...
skarby w nim były ukryte
jakby złoto prawdziwe,
w sklepieniach ducha chowane. —
Próżność, — mawiano często,
niech się po świecie rozszerza,
ale kto głębiej sięga —
niech myśli — milczy i słucha! —
Ty nie zawsze milczałeś
tam, gdzie o prawdę chodziło, —
[313]
gdzie fałsz chciałeś okazać
lub przyjaciela obronić. —
Cudnie wówczas płonąłeś —
by Zacharyasz w testamencie; —
język ci się rozwiązał
w proroczy wyraz zakonu! —
Czy pamiętasz? — (och! pewnie
pamiętają błogosławieni) —
pamiętasz? w ojców domu,
który był moją siedzibą,
jaka była otucha?
i jak płynęły godziny?...
zegar tam tylko gdacząc,
mówił, co z czasem się dzieje. —
Dusze się tam zlewały —
śniły się słowa skrzydlate!...
wolne jakby motyle —
letnie te nasze marzenia! —
W poufnem twojem kółku
cichy, jak chwila poranna,
młody byłeś latami, —
lecz mężem sercem i duszą! —
Powiernikiem dla wszystkich,
rodzicom byłeś od razu
ze czcią synem serdecznym —
prawdziwym ich przyjacielem!
Byłyż to chwile szczęśliwe!...
dom to był błogosławiony,
pełen szczęścia — nadziei!...
dziś,... cicho — pusto do koła.
W antypodach — daleko —
córka w żałobie została,
noc ją cieniem okala
wtedy, gdy u nas dzień biały.
Ją i ojca w boleści
rozdziela morza przestworze —
A głębsze jeszcze morze
z rodziną ciebie rozdziela!
.................
Dni sędziwych pociecho —
wieńcu rodzinnej nadziei,
[314]
Spadłeś suchy na ziemię
i już się nie zazielenisz. —
.................
Patrz!... wielkanoc się zbliża —
skowronek k’niebu ulata
i pieśń paschalną nuci,
w błyszczącej wiosny zaranie.
Pączkami strojne konary
by pierś młodzieńca — nadzieją —
Śliczny widok na wzgórek,
kwiatami strojnie ubrany,
strojny, widny, wesoły,
jakby w dziewiczej koronie.
Śliczny widok na wzgórek,
poezyą sagi ubrany,
w której Absala — Saxa —
Finna — rysują się cienie!
.................
Ojcze, — czy ty chcesz wstąpić
na wzgórze? — spojrzeć na słońce, —
spojrzeć, jako zachodzi
i w obce płynie krainy!...
Matko! czy chcesz zobaczyć
tam niezabudkę — jak wstaje —
i jak niebieskie oczy
otwiera, patrząc na ciebie? —
Czegóż się ociągacie?...
Jakub wieczorem nie wróci, —
dawniej szedł tu za nami,
ale was teraz wyprzedził!
Idźcie teraz samotni, —
idźcie tam spocząć oboje
pod starymi dębami,
które wspomnieniem gaworzą!
Patrzcie, jak wieczór schodzi
złocisty — w Sundy się kładzie,
jakby nadziei słońce
zwartej świeciło mogile!
.................
[315]
Może tam z której gwiazdy
syn na was patrzy w wyżynie, —
widzi waszą żałobę
w tym parku, .........
.................
Ale tam w górze!
jasne anioły Boże —
anioła w niebie wstrzymują! —
Płacząc, doma wracajcie,
i niech wam w sennem marzeniu
zda się ta pieśń pociechy
żywym być prawdy obrazem!
.................
Niech on się wam objawi —
niech ożyje — niechaj mówi,
wejrzeniem was pocieszy
i sercem syna okoli!...
.................
Ale jeśli w widzeniu
wam Jakub się nie objawi,
niechaj to będzie znakiem
że was tam czeka u siebie, —
za chwilę może, — —
co daj wam Boże!...[1]
[316]Pożegnanie do mojej lutni.
(Afsked till min lyra).
Żegnam cię, lutnio, — w mej ostatniej chwili, —
Spocznij już — spocznij, — — myśmy już skończyli! —
Dźwięczna lirenko! — mej duszy pociecho; —
Koiło troskę — twojej pieśni echo!
W niejednej piersi tyś harmonią grała, —
Zamilknij teraz! — Pieśń się już urwała!
Śpiewałem „Sveę“ — — Fridhjofa nuciłem —
Bogu — i ludziom serdecznie służyłem; —
I żyłem tylko — ile pieśni stało!
Drogą żywota, gdzie mnie wichrem gnało,
Serce w niejednej rozdarło się burzy
I u niejednej ukoiło róży!...
Że i sam nie wiem — jako się złożyło —
Cierpienia czy radości? — czego więcej było!
Tyś godłem mojem! innego nie miałem; —
Tyś tarczą była! — ja innej nie znałem!
Z tobą o lutnio! szliśmy w życia boje,
Świat zdobywały tam piosenki twoje. —
Lecz — gdy ostatni z mego rodu staję,
Nad grobem łamiąc — ten mój herb oddaję!
Duchu mego ducha!... z tobą, — do widzenia!
W niebie poczęta — poezyo natchnienia! —
Któraś na ziemi tutaj przy mnie stała,
Harmonią z góry w mojej duszy grała!
Mnie, czas uchodzić, — godzina wybiła! —
Byłaś mi wszystkiem, — tyś mi prawdą była!
Więc ja nad wszystko ukochawszy ciebie —
Śnić nie przestając — będę śnił i w niebie!
[317]
Z moich popiołów — na twoje wezwanie —
Poeta kiedyś tu może powstanie,
Aby dośpiewał natchnionym chorałem —
Czegom nie zdążył, — czego nie umiałem!
By coś wielkiego w Północy utworzyć
I szwedzką chwałę — w szwedzkiej pieśni złożyć!
Żegnam cię, pieśni! — dla mnie duchem święta,
W życia marzeniach — zaledwo poczęta!...
Życia — wieczności — obrazie wspaniały, —
Z żalem was żegnam — pieśni ideały!
................
Późno! już późno! — Bracia raz ostatni
Ślę pożegnania ten mój wyraz bratni! —
................
Rozstanie krótkie tu pomiędzy nami!...
W proch niech opada korona z laurami,
I niech ostatnim już śmierci powiewem
Owiany, zasnę mym ostatnim śpiewem!
Skan zawiera grafikę.