Jerozolima/Część I/Wstęp/IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Selma Lagerlöf
Tytuł Jerozolima
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Felicja Nossig
Tytuł orygin. Jerusalem
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część pierwsza
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.

Ingmar Ingmarson dojechał do miasta i szedł teraz zwolna drogą, ku głównemu więzieniu powiatowemu, które sterczało wysoko na małem wzgórzu poza miejskiemi plantami. Nie oglądał się wcale lecz wlókł się ze spuszczonemi w dół powiekami tak ociężale, jak gdyby był starcem.
Ze względu na poważną sprawę zdjął był swój barwny strój narodowy i włożył czarne sukienne ubranie z krochmalnym przodem białym, trochę już zmiętym. Był w uroczystym nastroju, ale zarazem pełen trwogi i niechęci.
Teraz stanął na wielkim placu wysypanym piaskiem przed więzieniem, ujrzał strażnika i zapytał czy Brygita, córka Erika wyjdzie dziś z więzienia. „Tak, zdaje mi się, że dziś kogoś wypuszczają“ — odrzekł strażnik. — Czy to ta, co siedziała za dzieciobójstwo? — zapytał Ingmar. »Tak to ona; dziś rano mają ją wypuścić«.
Ingmar nie odszedł lecz stanął pod drzewem aby poczekać; ani razu nie odwrócił oczu od bramy więziennej. »Wielu z tych, którzy tu weszli nie miało przyjemnego życia« pomyślał. „Nie chcę przesadzać, ciągnął dalej w myśli, ale niejeden może z tych, co tu weszli miał mniej ciężkie życie, niż ja, będąc wolny«.
„Tak, tak, Wielki Ingmar przecie dokonał tego, że dziś narzeczoną swą z więzienia zabiorę“ rzekł znów. »Nie mogę jednak twierdzić, iż młody Ingmar cieszy się z tego; wolałby był, iżby narzeczona wyszła doń przez bramę tryumfalną z matką u swego boku, wiodącą ją do narzeczonego, I wszyscy w licznem gronie gości weselnych pojechaliby do kościoła. A narzeczona siedziałaby w pięknym stroju obok niego, uśmiechając się pod ślubnym wiankiem«.
„Brama otwarła się kilkakrotnie; wyszedł proboszcz, wyszła żona dyrektora więzienia i służące jej, zdążające do miasta; nareszcie wyszła Brygita. Gdy brama się otwarła, czuł Ingmar, że mu się serce ścisnęło. »Teraz ona idzie“, pomyślał. Przymknął oczy, był jakby sparaliżowany i nie ruszył się. Gdy ochłonął i spojrzał, stała na stopniu przed bramą.
Widział, że zatrzymała się na chwilę. Odsunęła chustkę z głowy i jasnemi oczami patrzyła w dal. Więzienie leżało wysoko ponad miastem i po przez okoliczne miejscowości i lasy mogła ujrzeć góry swej wsi rodzinnej.
Teraz spostrzegł Ingmar, że jakaś niewidzialna moc potrząsa nią i przygnębia ją. Zakryła rękami twarz i usiadła na stopniu.
Ze swego miejsca słyszał wyraźnie, że płakała.
Przeszedł przez plac żwirem przysypany, stanął obok niej i czekał. Płakała tak gwałtownie, że nie słyszała nic i musiał długo czekać. — »Nie, płacz tak Brygito«, rzekł nareszcie. — »Oh Boże! to ty jesteś tu?« zawołała. W tej chwili wszystko co mu wyrządziła stanęło jej przed oczyma wyraźnie, i równie wyraźnie zrozumiała, ile go kosztować musiało to przyjście. Wydała okrzyk radości rzuciła mu się na szyję i płakała znowu
„Ach, jakże pragnęłam, abyś przyszedł! rzekła.— Ingmarowi serce mocno uderzać zaczęło, że cieszyła się jego przyjściem.
„Co mówisz Brygito, czy doprawdy tęskniłaś za mną?“ — zapytał wzruszony. — »Tak, chciałam cię prosić o przebaczenie«.
Lecz Ingmar wyprostował się zupełnie i stał się zimnym jak posąg kamienny. — „Znajdzie się już ku temu. sposobność“ rzekł, „sądzę jednak, że nie możemy tu dłużej stać“. — Nie, to nie jest stosowne miejsce“, rzekła z pokorą. — Zajechałem do kupca Lofberga“, rzekł Ingmar odchodząc. — Tam stoi też mój kufer“. — „Tak widziałem, że stoi tam“ — rzekł Ingmar, „jest za wielki, aby go z tyłu na wóz postawić, musimy go tu zostawić i potem posłać po niego“. — Brygita stanęła i spojrzała na Ingmara. Była to pierwsza aluzya, że ma zamiar wziąć ją ze sobą do domu. — „Otrzymałem dziś list od ojca; pisze mi, że ty również jesteś za tem, ażebym wyjechała do Ameryki“. — Sądziłem, że dobrze będzie, jeżeli będziesz miała wybór; nie byłem pewnym, czy zechcesz iść ze mną“. Zauważyła, że nie powiedział, iż sam sobie tego życzy, przyczyną jednak mogło być to, że nie chciał jej na nowo zmuszać. Zamyśliła się głęboko. Nie było to z pewnością rzeczą pozazdroszczenia godną, sprowadzić taką, jak ona osobę na dwór ingmarowski. „Powiedz mu, że chcesz wyjechać do Ameryki, będzie to najlepsza przysługa jaką mu możesz wyświadczyć“, mówiła sobie w duchu. „Powiedz mu, powiedz mu to“ — tak napędzała się sama. Lecz jeszcze gdy to myślała, słyszała, że ktoś powiedział: „Obawiam się, że nie jestem dość silną, ażeby do Ameryki wyjechać, powiadają, że tam trzeba ciężko pracować“, i zdawało jej się, że to nie ona mówiła, lecz jakaś zupełnie inna osoba. „Tak, słyszałem, że tak mówią“, rzekł Ingmar z cicha. Brygita wstydziła się teraz przed samą sobą, gdy pomyślała, że właśnie dziś rano mówiła do księdza, że wejdzie teraz w świat jako nowy i lepszy człowiek. Bardzo niezadowolona z siebie, szła dalej i rozważała, jakby cofnąć swoje słowa, ale skoro tylko miała już wyrzec stanowcze słowo, powstrzymywała ją myśl, że byłaby to czarna niewdzięczność z jej strony, gdyby go znów odtrąciła, gdy on widocznie jeszcze ją kocha. „Gdybym mogła czytać w jego myślach!“ myślała.
Wtem Ingmar spostrzegł, że Brygita stanęła i oparła się o mur. „Jestem oszołomiona tym hałasem i tylu ludźmi“. Wyciągnął rękę, którą ona ujęła i szli tak ręka w rękę przez ulicę. „Wyglądamy teraz jak para narzeczonych“, pomyślał Ingmar, lecz rozważał wciąż, jak też to będzie gdy przyjdzie do domu, i jak sobie poradzi z matką i z wszystkimi innymi.
Gdy przyszli przed dom Löfberga, rzekł Ingmar, iż koń jego już wypoczął, i że proponuje zatem, jeżeli Brygita niema nic przeciw temu, ażeby pierwszą część drogi jeszcze dziś odbyli. Pomyślała wtedy, że to sposobna chwila, aby mu powiedzieć że nie chce z nim jechać. Modliła się do Boga, aby jej wskazał, czy Ingmar tylko z litości po nią przyjechał Ingrnar tymczasem wyciągnął wózek z szopy. Był na świeżo pomalowany, skóra błyszczała, a siedzenia były pokryte nową materyą. Z przodu na kapie powozu wetknięty był mały, nawpół zwiędły bukiet polnych kwiatów. Gdy Brygita to ujrzała, zaczęła się namyślać. Ingmar wszedł do stajni wyprowadził i zaprzągł konia. Ujrzała wtedy podobny nawpół zwiędły bukiet na uprzęży, i teraz zaczęła już wierzyć, że kocha ją istotnie i że najlepiej będzie milczeć. Inaczej mógłby pomyśleć, że jest niewdzięczną i nie rozumie, jaką to wielką rzecz chce dla niej uczynić.
Wyjechali na drogę, a chcąc położyć koniec milczeniu, zaczęła go wypytywać o różne rzeczy w domu. Przy każdem pytaniu przypominał sobie kogoś, przed czyim sądem drżał. „Jak się ten dziwić będzie“, myślał, jak się ten ze mnie wyśmiewać będzie!“ Dawał jej krótkie odpowiedzi, i znów zdawało jej się, że powinna prosić go, ażeby wrócili. Nie chce mnie, nie kocha mnie; robi to tylko z litości!
Wkrótce przestała się pytać i w głębokiem milczeniu ujechali kilka mil. Lecz gdy zajechali przed gospodę, widziała iż przygotowano dla niej kawę i świeże pieczywo, a na tacy leżały też kwiaty. Domyśliła się, że on to zamówił dla niej, jadąc tędy poprzedniego dnia. Czy i to było tylko z dobroci i litości? Czy był wczoraj wesół? Czy dziś dopiero żałował swego zamiaru, gdy widział ją wychodzącą z więzienia? Ale jutro, gdy o tem zapomni, będzie znowu wszystko dobrze.
Brygita była wzruszona z żalu i pokory. Niechciała mu zrobić zmartwienia. Może on ją przecie — — — —
Przenocowali w gospodzie, a nad ranem ruszyli w drogę, a około dziesiątej, ujechali tyle, iż mogli ujrzeć kościół swej wsi rodzinnej. Gdy przejeżdżali przed kościołem, widzieli mnóstwo ludzi idących do kościoła i dzwony dzwoniły. „Ach mój Boże, toż to niedziela!“ rzekła Brygita i mim woli złożyła ręce. Zapomniała o wszystkiem, tak tylko gorąco pragnęła wejść do kościoła i podziękować Bogu.
Nowe życie w które miała wejść, byłaby chętnie rozpoczęła mszą w starym kościele.
„Chciałabym pójść do kościoła“ — rzekła do Ingrnara. W tej chwili nie myślała wcale o tem, że trudno mu było pokazać się z nią w kościele, była przepełniona pobożnością i wdzięcznością. — Ingmar bliskim był odmówienia jej prośby, nie przypisywał sobie tyle odwagi, ażeby mógł spotkać się z tyloma ostremi spojrzeniami i złośliwemi językami. „Raz przecie musi to nastąpić“ — pomyślał i skręcił na drogę wiodąca do kościoła. „Pierwej, czy później, zawsze to przebyć trzeba“.
Gdy wjeżdżali na wzgórze, siedziało na niskim kamiennym murze wiele ludzi, którzy, czekając na rozpoczęcie mszy, spoglądali tymczasem na przybywających. Skoro poznali Ingmara z Brygitą, poczęli szeptać, potrącać się wzajemnie i wskazywać na nich. Ingmar spojrzał na Brygitę; siedziała ze złożonemi rękami, i zdawało się, iż nie wie, gdzie jest. Nie widziała ludzi, ale tem lepiej widział ich Ingmar, kilku z nich nawet biegło za wozem. Nie dziwiło go to wcale, że biegli za nim i że się na nich gapili! Nie mogli być pewni, że dobrze widzieli, nie mogli bowiem pomyśleć sobie, że on z tą która jego dziecko udusiła, przyjedzie do Domu Bożego. „Tego już za wiele“, pomyślał sobie, „tego nie zniosę“.
Najlepiej będzie, jeżeli zaraz wejdziesz do kościoła“, — rzekł pomagając jej przy wysiadaniu. — „Tak jest“ odrzekła, gdyż przyszła tu, aby być na mszy, nie zaś aby się spotkać z ludźmi. Ingmar nie stracił wiele czasu z wyprzygnięciem i pożywieniem konia. Wiele oczy zwróconych było na Ingmara, lecz nikt doń nie przemówił. Gdy był gotów nareszcie, i wszedł do kościoła, wszyscy już prawie byli na swoich miejscach i rozpoczął się już śpiew. Idąc przez nawę kościoła szerokiem przejściem, spojrzał na stronę kobiecą. Wszystkie ławki były obsadzone z wyjątkiem jednej, na której siedziała tylko jedna osoba.
Spostrzegł natychmiast, że była to Brygita, i odgadł, że nikt nie chce obok niej siedzieć. Uszedł jeszcze kilka kroków, potem zwrócił się do oddziału kobiecego i usiadł obok Brygity. Brygita spojrzała zdziwiona, gdy zbliżył się do niej. Przedtem nie zwróciła na to uwagi, lecz teraz odgadła, że nikt nie chciał obok niej usiąść. Wtedy uroczysty niedzielny nastrój, który przejmował ją przedtem, zamienił się w głęboki smutek. Co też z tego będzie? Ach, nie powinna była nigdy z nim wrócić!
Łzy stanęły jej w oczach, a nie chcąc płakać otworzyła stary śpiewnik, leżący przed nią i zaczęła czytać. Przerzucała ewangelie i listy, ale poprzez łzy, których powstrzymać nie mogła, nie rozróżniała liter. Wtem coś czerwonego zabłysło jej przed oczyma; był to leżący między kartkami znaczek z czerwonem sercem Wzięła go i podsunęła Ingmarowi.
Wiedziała, że trzymał go w swej wielkiej dłoni i spoglądał nań z ukradka. Lecz wkrótce potem leżał na ziemi. „Co się z nami stanie, co się z nami stanie? myślała Brygita i łzy jej spływały na śpiewnik.
Wyszli z kościoła skoro tylko ksiądz zszedł z ambony, Ingmar zaprzęgał wózek pospiesznie i Brygita pomagała mu przy tem. Gdy wygłoszono błogosławieństwo, zaśpiewano końcowe zwrotki i ludzie zwolna zaczęli wychodzić z kościoła, Brygita i Ingmar byli już w drodze do domu. Oboje myśleli prawie to samo, Kto popełnił taką, zbrodnię temu nie wolno już żyć między ludźmi. Oboje czuli że siedzieli tam w kościele jak gdyby pod pręgierzem. „Tego nie wytrzymamy oboje“ myśleli.
W pośród swego smutku ujrzała Brygita dwór Ingmarowski, i prawie nie poznała go, tak Błyszczał swą nową czerwonością. I przyszło jej na myśl, że zawsze mówiono o tem, iż dwór pomalują na czerwono, gdy się Ingmar ożeni. Wtedy zaś odłożyli wesele, bo nie chciał wydać pieniądzy na pomalowanie domu. Ach, Brygita dobrze to czuła,, że chciał wszystko zrobić jak najlepiej, lecz że potem przychodziło mu to z wielką trudnością.
Gdy dojeżdżali do ingmarowskiego dworu domownicy, byli właśnie przy obiedzie. „Przyjechał pan“, rzekł jeden z parobków, patrząc przez okno Matka Marta wstała, lecz zaledwie podniosła ospałe powieki. „Zostaniecie tu wszyscy“ rozkazała, niechaj nikt nie wstaje od stołu“.
Stara kobieta ociężale przeszła przez izbę. Ludzie patrzący za nią dziwili się, że jak gdyby dla nadania sobie większej powagi, była w stroju niedzielnym i miała jedwabny szal na ramionach i jedwabną chustkę na głowie. Stała już na progu u wejścia, gdy powóz nadjechał.
Ingmar szybko zeskoczył. Brygita jednak została w powozie. Przeszedł na drugą stronę ku niej, i odpiął skórę powozową. „Czy nie chcesz wysiąść„?
— „Nie, nie wysiędę.“ — Wybuchła płaczem i zakryła twarz rękami. — „Nie powinnam tu była wrócić“, rzekła łkając.
— „Ach, zejdź przecie z powozu“, rzekł Ingmar.
— „Pozwól mi wrócić do miasta, nie jestem ciebie warta“. — Ingmar może myślał, że ma słuszność, nie wypowiedział tego jednak; trzymał wciąż skórę z powozu i czekał. — „Co ona mówi?“ zapytała matka Marta na bramie.
— „Mówi, że nie warta nas“ rzekł Ingmar, gdyż Brygita z płaczu nie mogła ani słowa wymómić. — „Dlaczego płacze?“ zapytała stara. — „Bojestem nieszczęśliwa grzesznica“, rzekła łkając Brygita i przyciskała rękę do serca, bo zdawało jej się, że jej z bolu pęknie. — „Co ona mówi?“ zapytała znów stara. — „Bo jest nieszczęśliwą grzesznicą“, powtórzył Ingmar.
— Słysząc, że Ingmar powtarza jej słowa głosem chłodnym i obojętnym, zrozumiała Brygita nagle całą prawdę. Nie, nie mógłby tak stać i powtarzać matce jej słowa, gdyby mu coś na niej zależało, gdyby czuł dla niej chociażby odrobinę miłości. Teraz nie miała już potrzeby pytać, wiedziała już wszystko, czego jej trzeba było wiedzieć.
„Dlaczego nie wysiada?“ zapytała stara.
Brygita stłumiła łzy i odpowiedziała sama donośnym głosem: „Dlatego ponieważ nie chcę Ingmara do nieszczęścia doprowadzić“
— „Zdaje mi się, że ona ma słuszność“, rzekła matka, „pozwól jej odejść młody Ingmarze. Jeżeli nie, to ja odejdę, wiedz o tem, nie mogę z taką ani jednej nocy pozostać pod jednym dachem“...
„Boże, mój Boże, zabierajmy się już stąd!“ błagała Brygita. — Ingmar zaklął, nawrócił powóz i wskoczył na siedzenie. Sprzykrzyło mi się już wszystko, i nie miał ochoty dłużej walczyć“.
Gdy byli znów na gościńcu, spotykali co chwila ludzi wracających z kościoła. Było mu to przykro, Ingmar zboczył więc nagle na wązką leśną drożynę, która dawnemi czasy służyła za gościniec Była kamienista i nierówna, jednokonką jednak można nią było jechać.
Właśnie gdy skręcał na tę drogę, ktoś wołał za nim. Spojrzał w tył; był to listonosz, który mu wręczył list. Ingmar wziął go, włożył do kieszeni i puścił się w las.
Gdy był już tak daleko, że go z gościńca nikt widzieć nie mógł, zatrzymał konia i wyjął list, lecz w tej chwili Brygita położyła mu rękę na ramieniu. „Nie czytaj go“, rzekła. „Nie mam go czytać?“. — „Nie nie warto go czytać“.
— „S&ąd możesz to wiedzieć?“ — To list odemnie“.
„Więc możesz powiedzieć mi sama, co w nim jest“.
— „Nie, nie mogę“.
Spojrzał na nią; była mocno zarumieniona, a w oczach jej malowała się trwoga. „Zdaje mi się, że przecie przeczytam ten list, rzekł Ingmar. Chciał go otworzyć, lecz ona próbowała mu go wydrzeć. Oparł się jednak i udało mu się otworzyć kopertę. „O, mój Boże!“ płakała, że też niczego nie można mi oszczędzić!“
„Ingmarze — błagała — przeczytasz go za kilka dni, po mojem wyjeździe“. Rozłożył już list i zaczął go czytać. „Posłuchaj, Ingmarze to ksiądz więzienny namówił mnie do napisania tego listu, i przyrzekł mi, że go zatrzyma przy sobie, i wyszle dopiero, gdy będę na okręcie. Teraz wysłał go zbyt za wcześnie, nie masz więc prawa czytać go teraz. Dopiero gdy wyjadę, możesz go przeczytać.
Ingmar spojrzał na nią z gniewem, skoczył z powozu, jak gdyby chciał mieć od niej spokój, i zabrał się do czytania listu. Brygita była teraz w takiem rozdrażnieniu, jak dawnymi czasy, gdy nie mogła swojej woli wykonać. — „To nie prawda, co tam stoi! To ksiądz mię namówił! Nie kocham cię, Ingmarze!“ Ingmar popatrzył na nią zdziwionym wzrokiem. Wtedy umilkła, poddała się znów w pokorze, której nauczyła się w więzieniu i uspokoiła się. Zresztą, czyż nie zasłużyła na to wszystko!
Ingmar z trudem odczytywał list..Nagłe zmiął go niecierpliwie, a z gardła wydobył mu się chrapliwy ton. „Nie mogę się dorozumieć niczego!“ zawołał i tupnął nogą. „Wszystko mi się miesza przed oczyma“.
Obszedł powóz, zbliżył się do Brygity i chwycił ją gwałtownie za ramię. Głos jego był gniewny i ostry, i wyglądał straszliwie. „Czy to prawda co tam w liście napisane, że ty mnie kochasz?“ zapytał wzburzony. — „Tak“ odrzekła szeptem.
Potrząsł jej ramieniem i odtrącił go.
— „A więc kłamiesz, kłamiesz!“ zawołał. Wybuchnął głośnym, dzikim śmiechem i wykrzywił twarz ohydnie „Bóg świadkiem“, rzekła uroczyście że codzień modliłam się, aby mi wolno było przed wyjazdem ujrzeć cię jeszcze raz jeden“. — Dokąd że to wybierasz się? — „Wyjadę przecie do Ameryki“. — „Diabła tam, wyjedziesz!“
Ingmar był jakby pomieszany; chwiejnym krokiem wszedł w las, rzucił się na ziemię i teraz na niego przyszła kolej płakać. Brygita poszła za nim i usiadła obok niego; czuła się tak wesołą, że ledwie mogła się wstrzymać od śmiechu. — „Ingmarze, młody Ingmarze — rzekła, nazywając go pieszczotliwem imieniem.
— „Przeciesz ty uważasz mnie za brzydkiego!“
— „Tak, to prawda“ — Ingmar odtrącił jej rękę.
„Teraz opowiem ci wszystko“, „Dobrze, opowiedz“. — „Czy pamiętasz coś powiedział przed trzema laty na rozprawie?“ — „Tak“. — „Że ożeniłbyś się ze mną, gdybym się zmieniła“. — „Tak przypominam sobie“. — „Ot tej chwili zaczęłam cię kochać, bo nigdy nie uwierzyłabym, że ktoś mógłby tak postąpić. Był to czyn nadludzki, Ingmarze, że mogłeś powiedzieć to, po wszystkiem, co uczyniłam. Gdy wtedy spojrzałam na ciebie, Ingmarze, zdawało mi się, że jesteś piękniejszym niż inni, mądrzejszym, niż inni, że jesteś jedynym, z którym mogłabym żyć. Pokochałam cię serdecznie i zdawało mi się, że należysz do mnie, i ja do ciebie. I z początku uważałam to za rzecz pewną, ze przyjedziesz i zabierzesz mnie; ale później nie miałam już odwagi spodziewać się tego“.
Ingmar podniósł głowę. „Dlaczego nie pisałaś?“
„Pisałam przecie“... — „pisałaś o przebaczenie, o tem przecie nie warto było pisać“. — „O czem więc miałam pisać?“ — „O tem drugiem“. — Czy ja mogłam o tem pisać, ja? — „O mało co, a nie byłbym przyjechał“. — „Ależ Ingmarze, nie mogłam przecie oświadczać ci się, po tem wszystkiem, co ci wyrządziłam!“ Ostatniego dnia w więzieniu pisałam dlatego tylko, bo ksiądz mówił, że powinnam to uczynić. Wziął list do siebie, i przyrzekł mi że go odeszle, po mojem wyjeździe, tymczasem wysłał go już teraz“.
Ingmar ujął ją za rękę, położył rękę na ziemię i uderzył z lekka. „Miałbym ochotę bić cię“.
— Możesz zrobić ze mną, co chcesz Ingmarze“. Spojrzał jej w twarz, której cierpienie dodało nowego uroku, potem wstał, pochylił się głęboko nad nią. Ale mało brakowało, a byłbym ci pozwolił odjechać’“ — „Jednak nie mogłeś się powstrzymać i przyjechałeś“. — „Muszę ci powiedzieć, że wcale — cię nie kochałem“. — „Rozumiem to dobrze“. — „Cieszyłem się słysząc, iż masz wyjechać do Ameryki“.
— Tak, ojciec ojciec pisał mi, żeś się tem ucieszył“. — Gdy patrzałem na matkę, myślałem, iż nie mogę jej przyprowadzić taką synowę, jak ty“. „Nie Ingmarze, to też być nie może“’ — „Ile ja przez ciebie musiałem ścierpieć! nikt nie chciał już mieć ze mną do czynienia, dlatego, że tak źle obszedłem się z tobą“. — „Zdaje mi się, że teraz naprawdę bijesz mnie Ingmarze“. — O tak, nikt nie ma wyobrażenia o tem, jak strasznie jestem zły na ciebie“.
Siedziała całkiem spokojnie. „Jeśli pomyślę ile się wycierpiałem przez tyle miesięcy!“ rozpoczął znowu — „Ależ Ingmarze!“ — „Ach, nie dlatego zły jestem na ciebie, lecz dlatego, że mógłbym ci był pozwolić odjechać!“ — „Czy nie kochałeś mnie Ingmarze?“ — „O nie!“ — „I podczas podróży do mnie, nie kochałeś mnie?“ — „Ani na chwilę! Byłaś mi wstrętną“. — „Kiedyż znów miłość wróciła?“? — Gdy list dostałem“. — „Tak, widziałam, że u ciebie to już minęło, i dlatego myślałam, że to wstyd dla mnie, abyś się dowiedział, że u mnie się właśnie rozpoczęło“.
Ingmar śmiał się z cicha. „Co ci się stało Ingmarze?“ — „Myślę o tem, że z kościoła uciekliśmy, a z ingmarowskiego dworu wypędzono nas“. — „I śmiejesz się z tego?“ — „Bo czyż to nie śmiesznie? Musimy teraz jak włóczędzy przenocować pod gołem niebem. Gdyby to ojciec wiedział!“ — „Śmiejesz się teraz, ale to być nie może, to być nie może, i to moja wina“. — „Jakoś to będzie“ odrzekł, teraz nietroszczę się już o nikogo, tylko o ciebie“.
Brygita była bliską płaczu z trwogi, lecz on chciał bezustannie tylko słyszeć o tem, że o nim myślała i tęskniła za nim. Powoli uspokoił się, jak dziecko, któremu śpiewają kołysankę. Wszystko jakoś stało się inaczej, niż Brygita myślała. Myślała że skoro przyjedzie, natychmiast będzie mówiła o swej winie i powie mu, jak ją to przygniatał i jak się czuje złą, Powie też jemu, albo matce albo komukolwiek, kto po nią przyjedzie, że dobrze wie, o ile niżej od nich stoi, i że nie myśli wcale uważać się za równą im. A tymczasem nic z tego wszystkiego nie powiedziała.
Ingmar przerwał jej nagle i rzekł z cicha: „Chciałabyś mi coś powiedzieć“. — Tak chciałabym bardzo“. — „Coś o czem myślisz bezustannie“. — „Tak w dzień i w nocy“. — Więc powiedz teraz, będziemy to znosili we dwoje“. Popatrzył jej w oczy, które miały wyraz trwożny i pomieszany, ale uspokoiły się w miarę, gdy mówiła o swej tajemnicy. „Teraz już ci lżej będzie“, rzekł, gdy skończyła. — „Tak, teraz jest mi już zupełnie dobrze“ rzekła. „To dlatego, że teraz nosimy to we dwoje. Teraz już nie zechcesz odejść!“ — „O nie, tak bardzo pragnęłabym zostać“, rzekła składając ręce.
„A więc, jedziemy do domu“, rzekł Ingmar, wstając. — O nie, nie mam odwagi“, rzekła Brygita. — E, matka nie jest tak niebezpieczna, jeżeli tylko zrozumie, że sam wiem czego chcę“. — „Nie, nie chcę wypędzać jej z własnego domu. Nie widzę innego wyjścia, prócz wyjazdu do Ameryki“.
— „Wiesz co ci powiem“, rzekł Ingmar uśmiechając się tajemniczo, „nie obawiaj się, jest ktoś, co nam pomoże“. — „któż to taki?“ — ^Mój ojciec, już on to tak ułoży, że wszystko będzie dobrze“.
Wtem ktoś ukazał się na leśnej ścieżce. Była to Katarzyna, lecz nie poznali jej prawie, bo nie miała na sobie ani jarzma, ani koszy. „Dzień dobry, dzień dobry!“ — pozdrowili starą, ta zaś zbliżyła się i ściskała ich za ręce. „Tak siedzicie sobie, a tymczasem wszyscy parobcy z ingmarowskiego dworu szukają za wami. — Wyszliście tak spiesznie z kościoła,“ mówiła stara dalej, „że nie mogłam się do was dostać, chciałam jednak powitać Brygitę, poszłam więc na dwór ingmarowski, a równocześnie przyszedł tam także i ksiądz proboszcz i wszedł do sali, zanim jeszcze powiedziałam mu dzień dobry. I zanim jeszcze podał rękę na powitanie matce Marcie, zawołał do niej: „Teraz matko Marto, będziecie mieli pociechę z Ingmara, teraz pokazał, iż pochodzi ze starego rodu Ingmarsonów i my już musimy go odtąd nazywać Ingmarem Wielkim!
Matka Marta nie mówi wiele, stała tylko i wciąż rozwiązywała i zawiązywała swą chustkę. „Co ksiądz proboszcz mówi?“ zapytała na koniec“ „Przywiózł Brygitę do domu“, rzekł proboszcz, „i wierzcie mi matko Marto, za ten czyn będą go wszyscy czcili jak długo żyć będzie“. — Ależ nie, ależ nie“, mówiła stara. — „Straciłem niemal wątek kazania, gdy ujrzałem ich siedzących w kościele, było to lepszem kazaniem, niż którekolwiek z moich. Ingmar będzie nam wszystkim dobrym przykładem, równie jak był jego ojciec. — „Ciężkie wiadomości przyniósł nam ksiądz proboszcz“, rzekła matka Marta. „Czy jeszcze nie wrócił do domu?“’ — „Nie, nie ma go w domu, ale być może pojechali wpierw do Bergskog“.
„Czy matka to powiedziała?“ zawołał Ingmar. Tak z pewnością, gdy na was czekaliśmy, wysyłała jednego posłańca za drugim, aby was szukał“.
Katarzyna jeszcze coś mówiła, lecz Ingmar nie słuchał już; myśli jego odbiegły daleko. — „I wchodzę znów do sali“ pomyślał, gdzie siedzi ojciec i wszyscy Ingmarsonowie. — „Dzień dobry, Ingmarze Wielki“, mówi ojciec, wychodząc naprzeciw mnie. „Dzień dobry, ojcze, i dzięki Wam za pomoc“...Tak teraz żenisz się dobrze“, mówi ojciec teraz wszystko już pójdzie ci gładko“. — Nie byłbym nigdy dokonał tego, gdybyście mi nie byli pomogli“, mówię. — „Nie wielka to sztuka“, mówi ojciec „My Ingmarsonowie kroczymy zawsze drogą przez Boga wskazaną“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Selma Lagerlöf i tłumacza: Felicja Nossig.