Jerozolima/Część II/Święty kamień i święty grób

<<< Dane tekstu >>>
Autor Selma Lagerlöf
Tytuł Jerozolima
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Felicja Nossig
Tytuł orygin. Jerusalem
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ.
Święty kamień i święty grób.

Gorący był sierpień w Palestynie. Codziennie słońce wznosiło się ponad głowami ludzkiemi wysoko na sklepieniu niebieskiem. Nigdzie nie było chmurki i od kwietnia niepadał deszcz. Nie było to gorzej, niż w każdym innym roku, ale nie mniej było prawie nie do zniesienia. Ludzie nie wiedzieli co robić, aby wytrzymać te upały, ani dokąd uciekać, przed nimi.
Najznośniej było jeszcze w Jaffie, chociaż nie w samem mieście, które z dużymi gęsto zabudowanymi domami wygląda jak olbrzymia forteca na stromych skałach i gdzie z brudnych ulic i wielkich fabryk mydlarskich wznoszą się przykre wyziewy. Lecz miasto leży tuż nad morzem, z którego wieje miły chłód. Otoczenie miasta jest wcale przyjemne, dokoła Jaffy rozlega się bowiem około pięćset ogrodów pomarańczowych, gdzie wiszą niedojrzałe pomarańcze pod twardymi ciemnozielonymi liśćmi, na które promienie słoneczne wcale nie działają.
Lecz jakież upały były nawet i w Jaffie!
Olbrzymie liście rycynusowe skurczyły się i zeschły: nawet odporne pelargonie nie wypuszczały już kwiatów, lecz pokładły się zwieszonemi gałęziami na kupy kamieni i prawie zagrzebały się w piasku. Patrząc zaś na czerwone kwiaty kaktusów, sądziłbyś iż gorąco, które grube pnie kaktusowe wchłonęły podczas lata, wybucha z nich teraz w postaci wielkich czerwonych płomieni. Jak gorąco było, to zrozumiano dopiero, gdy dzieci, pobiegłszy nad rzekę, aby się kąpać w morzu, podnosiły wysoko nogi i krzyczały, ponieważ piękny biały piasek palił im stopy, jak rozżarzone węgle.
Jeżeli więc już w Jaffie nie można było wytrzymać, dokąd więc mieli się udać? Tu było zawsze jeszcze lepiej niż na milowej równinie Saronu, leżącej między morzem a górami. W małych miastach i wsiach rozsianych na równinie, mieszkali wprawdzie także ludzie, jednak trudno było pojąć jakim sposobem przy tych upałach i wśród takiej posuchy mogli pozostać przy życiu. Oni też rzadko tylko wychodzili z swych domowisk pozbawionych okien i nigdy nie opuszczali miejsc, gdzie mury domów i tu i ówdzie stojące drzewa dawały trochę cienia.
Tam zaś na szerokiej wolnej równinie nie znalazłbyś ani zielonego źdźbła, ani człowieka. Wszystkie barwne wiosenne kwiaty, jak czerwone anemony i piwonie, tysiące stokrotek i goździków, pokrywających ziemię gęstym czerwono i biało wzorzystym dywanem — zginęło marnie. Ukończono już zbiory żyta, jęczmienia i pszenicy z uprawnych w pobliżu zamieszkałych okolic, a żniwiarze powrócili do swych wsi wraz z wołami i osłami, śpiewakami i tancerzami swymi. Jako jedyny ślad po wiosennej wspaniałości sterczały jeszcze z ziemi spalonej zeschłe żerdzie, okraszone niegdyś pięknemi, wonnemi liliami.
A jednak wielu ludzi twierdziło, że dla nich lato najznośniejszem jest jeszcze w samym obrębie Jerozolimy. Przyznawali wprawdzie, że miasto jest ciasne i przepełnione ludźmi, sądzili jednakowoż, że ze względu na to, iż leży ono na grzbiecie długiego górskiego łańcucha, ciągnącego się wzdłuż całej Palestyny, każdy najlżejszy nawet powiew wiatru z jakiejkolwiek świata strony, musi darzyć miasto orzeźwiającem tchnieniem.
Lecz mimo tych zachwalanych powiewów i lekkiego górskiego powietrza, upały były i w Jerozolimie straszne. Ludzie spali w nocy na dachach a w dzień zamykali się w domach; musieli zadowolić się cuchnącą wodą, uzbieraną podczas de szczów zimowych w podziemnych cysternach, obawiając się z każdym dniem ich wyschnięcia. Najlżejszy wiatr wznosił w górę gęste chmury wapiennego kurzu, a jeżeli ktoś musiał puścić się białym gościńcem poza obrębem miasta, noga zapadała się w tym gęstym miękkim pyle.
Najgorzej jednak było, że upały letnie odbierały ludziom sen. Wszyscy skarżyli się na zły sen, wielu jednak spędzało nocy zupełnie bezsennie, i ten brak snu był przyczyną iż mieszkańcy Jerozolimy byli za dnia przygnębieni i rozdrażnieni, w nocy zaś mieli straszne wizye i oddawali się dręczącej rozpaczy.
W takiej to nocy pewna amerykanka, która już od kilku lat mieszkała w Jerozolimie, rzucała się niespokojnie na swem łożu, nie mogąc usnąć. Kazała łóżko swe wynieść z pokoju na górną galeryę ciągnącą się dokoła domu, okładała sobie głowę zimnymi okładami, lecz wszystko to nie pomagało.
Pani owa mieszkała o pięć minut drogi od Bramy Damaszku w wielkim pałacowym budynku leżącym samotnie i odlegle. Tu więc powinno być właściwie powietrze świeższe i czystsze, lecz tej nocy zdawało jej się, jakby żar z całego miasta zogniskował się był dokoła jej domu. Wiał wprawdzie lekki wietrzyk, ale przychodził on z pustyni i był tak upalny i ostry, że zdawało się, jakoby przepełniony był ziarnkami kurzu. Prócz tego gromada psów ulicznych wybrała się poza mury miasta i rozdzierała powietrze bezustanem żałośnem wyciem.
Po kilkugodzinnem czuwaniu Amerykanka uległa nieopisanemu przygnębieniu. Usiłowała przypomnieć sobie, że odkąd przybyła do Jerozolimy powołana cudownem objawieniem boskiem Wszystko jej się poszczęściło. Założyła tu gminę i pokonała niezliczone prześladowania i trudności, lecz i ta myśl nie zdołała jej uspokoić, trwoga jej wzrastała z każdą chwilą.
Stopniowo zaczęła wyobrażać sobie, że ją i jej współwyznawców miano wymordować, że wrogowie jej podpalili dom, zamknąwszy poprzednio wszystkie wyjścia. Zdawało jej się, że Jerozolima poszczuła na nią wszystkich swych fanatyków, którzy rzucili się na nich z impentem całej nienawiści i żądzy zniszczenia, zawartej w murach tego miasta.
Starała się odzyskać napowrót zwykłą swą pogodną ufność! Dlaczegóż miała rozpaczać właśnie teraz, kiedy sprawa jej zyskała tak wielkie powodzenia, gdy kolonia Gordońska powiększyła się o pięćdziesiąt doskonałych chłopów szwedzkich, przybyłych z Ameryki, i oczekiwano przybycia jeszcze więcej tych dobrych, niezawodnych ludzi ze Szwecyi. W rzeczywistości przedsięwzięcie ich nigdy jeszcze nie przedstawiało się tak pomyślnie, jak właśnie obecnie.
Aby ujść trwodze wstała nakoniec i wyszła, zarzuciwszy na siebie, biały długi płaszcz. Otworzyła małą furtkę tylną i szła prosto w kierunku ku Jerozolimie. Wnet jednakowoż zboczyła z drogi i weszła na mały stromy pagórek. Ze szczytu jego mogła w nocy księżycowej widzieć miasto z wyzębionymi murami, jakoteż niezliczone wielkie i małe kopuły odbijające się od przejrzystego tła niebios.
Chociaż wciąż jeszcze walczyła z wewnętrzną trwogą i niepokojem, to jednak uroczysta piękność nocy podziałała na nią silnie.
Cały krajobraz był niejako oblany właściwem Palestynie zielonawo białem światłem księżyca, które nadaje wszystkiemu, jakieś czarowne tajemnicze piętno. W tem opanowało ją nagle dziwne wyobrażenie i pomyślała? Jak w starych zamkach są pokoje, gdzie gnieżdżą się duchy, tak może i to starożytne miasto z swemi pustemi wzgórzami mieści w sobie widma starego świata, i jest miejscem, gdzie człowiek musi być na to przygotowanym, że dawno minione wielkości zejdą z gór, a umarli z przed wieków krążyć tu będą wśród cieniów nocy.
Pani Gordon nie była wcale przerażoną, gdy opanowały ją te przedstawienia; przeciwnie była pełną radośnego oczekiwania. Od owej nocy, kiedy doznała rozbicia na okręcie l‘Univers i usłyszała głos Boży przemawiający do niej, zdarzyło się już kilkakrotnie, że otrzymała posłannictwo z pozaziemskiego świata. Zaczynała wierzyć, że i w tej chwili zdarzy się coś podobnego. Zdawało jej się, że mózg jej rozszerza się i że myśli jej pracują z niebywałą jasnością i lekkością. Zmysły jej były zaostrzone, i odczuwała, że noc ta nie była cicha, lecz że pełno w niej było głosów i dziwnych dźwięków.
Zanim zdołała uświadomić sobie zmianę, jaka z nią zaszła, usłyszała iż głos potężny, jakby wychodący z bardzo starego ochrypłego gardła wymawiał szumnie słowa:
„Zaprawdę dumnie wznieść mogę czoło me ponad kurz, ziemski, gdyż nikt nie dorówna mi w potędze, uwielbieni i świętości“.
Zaledwie przebrzmiały te słowa, gdy z kościoła Grobu świętego zadźwięczał potężny ton dzwonu. Był to jeden tylko dźwięk wielkiego dzwonu, ale brzmiał dumnie i ostro jakby protest.
A pierwszy głos mówił dalej:
„Czyż nie jam to świat napełnił bojaźnią bożą? Czyż nie jam to zatamował pęd świata w swym biegu i na nowe sprowadził go tory?
Pani Gordon spojrzała dokoła i głos brzmiał od wschodu, z owej strony miasta, gdzie niegdyś stała świątynia Salomona, a gdzie obecnie odbija się od szarawej zieleni nocnego nieba, moszeja Osmara. Czyż miałby to być jeden z modlących się w Moszei, który wyszedłszy na dach Minaretu, w ten sposób głosił w ciszę nocną swą pieśń pochwalną?
„Słuchaj“, brzmiał dalej głos ze starej świątyni; „Pamiętam to miejsce dawno jeszcze, zanim na górze wzniesiono to miasto. Pamiętam je jako trudny i nieprzystępny grzbiet górskiego łańcucha. Z początku była tu jedna tylko skala, która jednak od wód spływających od stworzenia świata rozszczepiła się na niezliczone pagórki.
„Niektóre z tych pagórków miały lekkie pochyłości, inne tworzyły obszerne wyżyny o stromych ścianach, inne znów były tak wązkie i tępe iż mogły służyć tylko jako mosty między innemi wzgórzami“.
Gdy głęboki głos skreślił ten obraz, zadźwięczało znów kilka krótkich tonów dzwonu od miejsca na którem wznosi się kopuła Grobu świętego, a pani Gordon, której ucho przywykło już do dźwięków przenikających noc, zaczęła pojmować, że i te dźwięki były głosem przemawiającym wyraźnemi słowy. Zdawało jej się, że zrozumiała krótkie zdanie:
„I ja to samo słyszałem“.
Pierwszy głos odezwał się na nowo:
„Przypominam sobie, że na najwyższym punkcie tego grzbietu górskiego wznosiło się wzgórze, które nazywało się Moria. Miało ono wejrzenie ponure i odstraszające, gdy z stromemi swemi ścianami i ostro ściętym szczytem sterczało wśród głębokich, ciemnych dolin; tylko od północy łączyło go szerokie pasmo ziemi, jakby most ze wzgórzami wznoszącemi się po drugiej stronie głębokich dolin“.
Pani Gordon usiadła na małej kupie kamieni. Podparła ręką czoło i słuchała.
Gdy pierwszy głos umilkł, jakby zmęczony z mówienia, zabrzmiało z drugiej strony:
„Pamiętam i ja, jak wówczas wyglądała ta góra.“
I zdarzyło się pewnego dnia“ — odezwał się znów głos z okolicy świątyni, „że kilku pasterzy, przechodzących z trzodami swemi przez tę górską okolicę, ujrzało ten pagórek, ukryty tak dobrze między dolinami i górami, jak gdyby w nim przechowane były wielkie skarby, lub cudowne tajniki. Wdrapali się na szczyt szeroki i znaleźli tu przedmiot nadewszystko święty.“
Lecz teraz głos został nagle przerwany dźwiękiem dzwonu.
„Nie znaleźli nic, prócz bryły skalnej, która leżała ze wschodniej strony góry. Był to wielki kamień okrągły, cokolwiek spłaszczony, który był trochę wzniesiony ponad ziemię przez drugi pod nim leżący, mniejszy kamień, tak że podobnym był do kapelusza olbrzymiego grzyba.“
„Ale pasterze“ — ciągnął pierwszy głos dalej“ — którzy znali wszystkie święte podania od początku świata, przejęci byli wielką radością na ten widok i zawołali: „Oto owa wielka wisząca skała, o której starzy tyle opowiadali. Oto kamień, od którego Bóg rozpoczął stworzenie świata. Stąd rozszerzył powierzchnię ziemi na zachód, wschód, północ i południe, stąd wznosił góry i rozlewał morze aź po nieba granice.“
Głos zatrzymał się na chwilę, jakby czekając na protest, ale dzwon milczał.
„Dziwna to rzecz — myślała pani Gordon, nie mogą to być ludzie, którzy mówią.“ Ale w gruncie rzeczy nie wydawało jej się to wcale dziwnem. W kurzącym wietrze i wśród zielonawo bladej nocy, najcudowniejsza rzecz wydawała się zupełnie naturalną.
„Pasterzy zeszli z góry w największym pośpiechu,“ mówił pierwszy głos dalej, ażeby zwiastować na całą okolicę, że znaleźli kamień węgielny świata. I wkrótce widziałem tłumy ludzi podążających ku górze Moria, ażeby na mnie, na owej wiszącej skale, nieść Panu ofiarę i dziękować mu za wspaniałe dzieło twórcze.“
Wymówiwszy to, głos rozbrzmią! rodzajem śpiewu i zawołał wysoką, płaczliwą intonacyą, w jakiej derwisze wykładają koran:
„Wtedy to po raz pierwszy poznałem uwielbienie i ofiary! Pogłoska o mojem istnieniu rozeszła się szybko i daleko. Godzien prawie widziano długie wijące się karawany, zstępujące z szarawo białych gór i szukające drogi do Morii. Zaiste, mogę z dumą podnieść moje czoło! Z mojej to przyczyny strome to wzgórze przestało być samotnem i opuszczonem. Dla mnie to takie tłumy napływały ku górze Moria, że kupcy wnet uznali za korzystne ściągnąć tu z towarami i sprzedawać je. Przezemnie na wzgórzach osiedlili się stali mieszkańcy, żyjący tem, iż dostarczali ofiarnikom paliwa i wody, kadzideł i ognia, gołębi i jagniąt.“
Drugi głos wciąż jeszcze milczał, lecz pani Gordon podniosła głowę ze zdumieniem. Ten co mówił był widocznie sam owym „świętym Kamieniem?“ To, co słyszała, był głos wielkiej bryły skalnej, która spoczywała pod wspaniałem mozajkowem sklepieniem w moszei Omara.
Lecz teraz zabrzmiało na nowo:
„Ja jestem pierwszym i jedynym, jestem tym, którego nigdy ludzie wielbić nie przestaną!“
Zaledwie jednak wyrzekł te słowa, gdy głośnymi dźwięki odezwała się odpowiedź z kościoła świętego Grobu:
— Zapominasz o tem, iż mniej więcej w pośrodku tej samej wyżyny, gdzie i ty spoczywałeś, znajdował się mały niepokaźny pagórek, pokryty dzikim gajem oliwnym. I zapewne chętnie zapomniałbyś o tem, że stary patryarcha Sem, syn Noego, drugiego praojca ludzkości, przybył pewnego dnia na górę Moria. Pochylony był od starości i stał nad krawędzią grobu; szedł zwolna i wlókł nogi za sobą. Dwóch służących towarzyszyło mu, nosząc narzędzia potrzebne do wykucia grobu w skale.“
Teraz pierwszy głos, stary i ochrypły milczał.
„Udajesz, jakobyś nie wiedział, że Noe, ojciec Sema posiadał czaszkę Adama, pierwszego człowieka i przechowywał ją starannie jako pamiątkę po praojcu ludzkości. Gdy umarł, zostawił czaszkę Semowi, a nie innemu z swych synów, gdyż przewidywał iż z Sema zrodzi się największy naród narodów. A gdy Sem czuł, iż zbliża się ostatnia jego godzina, postanowił zagrzebać tę świętą rodzinną pamiątkę na górze Moria. Że zaś posiadał dar proroczy, nie zagrzebał czaszki pod świętą skałą, lecz pod małym, nieznacznym pagórkiem, porosłym oliwnym gajem a wzgórze to od tego dnia otrzymało nazwę Golgota, czyli miejsce z czaszką.“
„Przypominam sobie to zdarzenie;“ rzekł głos ochrypły „i przypominam sobie także, że ci, którzy wielbili skałę, uważali to za rzecz bardzo dziwną. Sądzili oni, że patryarcha był zbyt starym i bliskim śmierci, tak iż nie wiedział, co czynił.“
Jeden tylko przenikliwy dźwięk zabrzmiał od strony kościoła, a pani Gordon wydawał się on jak krótki szyderczy śmiech.
„Ale cóż znaczy ten nieważny wypadek!“ odezwał się znów głos z Moszei. Wielki kamień wzrastał wciąż w potęgę i świętość. Królowie i narody podążały doń, by składać ofiary za szczęście i powodzenie. Pamiętam także dzień, kiedy górę odwiedził patryarcha większy od Sema. Widziałem Abrahama, jak z białą brodą kroczył pełen godności obok syna swego Izaka. I Abraham nie wybrał ciebie Golgoto, lecz na wiszącej skale ułożył stos i przywiązał doń chłopca.“
Tu gniewnie przerwał głos z kościoła świętego Grobu: „To ci się naturalnie po wieki jako zaszczyt policzy, lecz nie zapominaj, że i mnie się część chwały należy! Czy nie pamiętasz, że patryarcha, któremu Anioł boży wyrwał miecz z ręki, szukał na górze za zwierzęciem ofiarnem i znalazł barana który rogami zawikłał się w krzak oliwny?“
Pani Gordon słuchała wciąż z największą uwagą. Im bardziej jednak wsłuchiwała się w sprzeczkę świętych pamiątek, z tem większem przygnębieniem myślała o własnem swem powołaniu. O Boże, czemuż dałeś mi zadanie głoszenia hasła jedności? kłótnia i zwada są jedyną rzeczą istniejącą od stworzenia świata!“
Nagle stary głos rozpoczął znów:
„Nie zapominam niczego, co warte jest wspomnienia. Nie zapomniałem więc i o tem, że za czasów Abrahama wyżyna ta nie była już pustynią. Było tu miasto i był król, który był zarazem arcykapłanem świętego kamienia i panował nad narodem kapłanów i innych sług świętego kamienia. Królem owym był Melchizedek i on to był pierwszym, który wprowadził regularnie powtarzające się ofiary i piękne święte uczynki, które miały być spełniane na świętej skale.
Szybko padła z drugiej strony odpowiedź:
„Ja również uznaję Melchizedeka jako męża świętego i proroka. I nie ma lepszego dowodu, iż był istotnie wybrańcem Bożym, nad ten, że chciał być pochowanym w grocie skalnej pod Golgotą, tam gdzie leżała czaszka Adama. Czyż nie pomyślałeś jakie prorocze znaczenie leży w tem, iż pierwszy grzesznik i pierwszy arcykapłan pochowani są na tem samem miejscu?“
„Słyszałem, że przywiązujesz do tego wielkie znaczenie/ odrzekł kamień święty, „lecz wiem o czemś, co jest jeszcze ważniejszem. Miasto na górze rosło i rozszerzało się. Doliny i wzgórza dokoła zaludniły się i otrzymały osobne nazwy. I wkrótce już tylko wschodnia strona góry, tam gdzie leżał kamień święty, nazywała się Moria. Wzgórze na południowej stronie zwało się Sion wzgórze zachodnie Gareb, a północne Betzaida.
„Zawsze jednak było to małe miasto na tej górze leżące,“ odrzekł głos z kościoła. „Mieszkali tu prawie wyłącznie pasterze i kapłani. Ludzie nie mieli ochoty osiedlić się w tej nieurodzajnej kamienistej pustyni.“
„Odpowiedź na to była tak ostra i zwycięsko dumna, że pani Gordon aż wstrząsła się, słuchając.
„Widziałem króla Dawida! Widziałem jak w szkarłatnej szacie i błyszczącej tarczy stał i oglądał to miejsce, zanim obrał je za swoją królewską siedzibę. Dlaczego nie wybrał bogatego, wesołego Betlehemu, dlaczego nie Jeryhonu, w urodzajnej lezącego dolinie? Dlaczego nie uczynił z Gilgalu ani z Hebronu stolicy Izraela? Powiadam ci, iż wybrał to miejsce z powodu wiszącej skały. Wybrał je na to, ażeby królowie Izraelscy mieszkali na górze, którą przez wieki ocieniałem swoją świętością.“
I poraź drugi głos począł długimi tonami śpiewać hymn pochwalny.
„Myślę o wielkim mieście, o jego murach i wieżach. Myślę o zamku królewskim z tysiącem gmachów, na górze Sion. Myślałem o namiotach kupieckich i warsztatach, o obronnych murach, wysokich bramach i wieżach. Myślę o rojnych ulicach, o piękności i blasku miasta Dawida!
I myśląc o tem wszystkiem powiedzieć mogę: Wielką jest potęga twa, o Skało! Tyś to wszystko do życia powołała. Dumnie podnieść możesz swe czoło! Nikt nie dorównywa ci w uwielbieniu i świętości!
Lecz ty Golgoto, ty byłaś tylko małym punktem na ziemi, nagim pagórkiem poza murami miasta. I któż ci składał ofiary, któż cię wielbił, któż o sławie twej wiedział?“
Podczas gdy hymn ten wznosił się w nocną ciszę, głos dzwonu przemawiał gniewnie, lecz ciszej niż poprzednio, jakby czcią wielką stłumiony.
„Widać, iż starzejesz się, gdyż przesadzasz wszystko co w młodości swej widziałeś, jak to czynić zwykli staruszkowie. Miasto Dawida rozciągało się jedynie z południowej strony. Nie sięgało nawet po środek góry. Było więc rzeczą zupełnie naturalną, ze musiałem pozostać poza murami miasta.“
Lecz tamten głos śpiewał dalej bez przerwy.
„Największą zaś sławę, o Skało, osiągłaś za króla Salomona! Wznoszący się dokoła ciebie grzbiet górski zamieniono na powierzchnię płaską, i wyłożono ją kamiennemi płytami. I dokoła na gruncie tym wzniesiono kolumnady, jak dokoła sal królewskich. W środku zbudowano świątynię z świętym Przybytkiem. Nad tobą to o kamieniu zbudowano świątynię, i na tobie, na kamieniu węgielnym świata spoczywała Tora z Tablicami Prawa w świętym przybytku!“
Nie ozwał się protest od strony kościoła i słychać było tylko stłumione łkanie, podobne do skargi.
„I za czasów Salomona sprowadzono z głębi dolin wodę na wyżyny jerozolimskie, gdyż Salamon był z królów najmądrzejszym. I z suchych szarawo-białych gór wyrosły drzewa, a z pomiędzy kamieni wykwitły róże. W jesieni zbierano z ogrodów, pokrywających góry, figi i winne grona, granaty i oliwy ku radości Salomona. Ale ty Golgoto byłaś wciąż jeszcze nagim pagórkiem poza murami miasta. Byłeś tak mizernym i niepłodnym pagórkiem, że żaden z bogaczy za czasów Salomona nie byłby cię objął w obrębie swego ogrodu i żaden ubogi nie byłby na tobie posadził swej winnej latorośli.“
Pobudzony tą ponowną napaścią, przeciwnik zdobył się na obronę:
„Zapominasz jednakowoż, że właśnie w tym czasie stało się coś, co Golgocie zapewniło trwałą sławę. Wówczas bowiem mądra królowa Saba przybyła w odwiedziny do Salomona, a król przyjął ją w pałacu zwanym „Domem Libanonu“ ponieważ zbudowanym był z belek pochodzących z dalekiego Libanonu.
Gdy król pokazał królowej arabskiej ten nadzwyczajny budynek, któremu równego nigdy nie widziała, uwaga jej spoczęła na jednym belku wystającym z muru. Był on niezwykłej grubości, a gdy mu się przyjrzano bliżej, okazało się, iż składał się z trzech zrośniętych z sobą pni.
Mądra królowa zadrżała, widząc, iż drzewo to posłużyło do pałacu królewskiego i szybko opowiedziała jego historyę. Opowiedziała królowi, że anioł, który po wygnaniu pierwszych ludzi strzegł wejścia do raju, wpuścił raz był Seta, syna Adamowego do wspaniałego ogrodu.
Wolno mu było wejść tak daleko, iżby ujrzał drzewo życia. A gdy Set opuścić musiał ogród, dał mu anioł trzy nasienia z cudownego z drzewa. Ziarnka te wsadził Set do ziemi na Adamowym grobie, na górze Libanon, i wyrosły z nich trzy, pnie, które stanowiły razem jedno drzewo.
I oto ten pień — rzekła królowa — rębacze króla Hizama ścięli dla cię, o królu i wmurowanego w ścianę twego królewskiego pałacu. Lecz powiedzianem było, iż na tym pniu kiedyś umrze człowiek, a gdy się to stanie, Jerozolima upadnie i wszystkie pokolenia Izraelskie rozsypią się po świecie.
Ażeby zaś nie spełniła się nigdy ta zła przepowiednia, królowa poradziła królowi, ażeby zniszczył ów pień, i Salomon kazał go wyjąć z ściany pałacu i wrzucić do stawu Betesda.“
Po tej długiej mowie nastała zupełna cisza i pani Gordon sądziła, iż już niczego nie usłyszy.
Po chwili jednak głos dzwonu rozpoczął na nowo:
„Myślę o ciężkich czasach. Przypominam sobie, iż świątynię zniszczono, a lud cały zabrano w niewolę. I gdzież była twa sława i twój blask w onym czasie o kamieniu!“
Po chwili dopiero przyszła odpowiedź od skalnego kamienia:
„Czyż jestem wszechmogącym! Lecz chociaż upadłem, zawsze podniosłem się napowrót z upadku. Czy pamiętasz o blasku, który opromienia! mnie za czasów Heroda? Czy pamiętasz te trzy przedsionki które otaczały świątynię? Czy pamiętasz o ogniu, który w dzień wznosił się potężnym płomieniem z ołtarza całopalenia, tak iż oświecał całe miasto? Czy pamiętasz bramę świątyni Herodesa, zwaną „Piękną“ gdzie on postawić kazał przeszło sto porfirowych kolumn? Czy pamiętasz woń kadzidła, która rozchodząc się z świątyni przy wietrze zachodnim sięgała aż do Jerychonu? Czy pamiętasz z jakim hałasem otwierały się bramy z miedzi? Czy pamiętasz zasłonę babilońską nad świętym Przybytkiem, przetkaną różami i litem zlotem?“
Krótko i gniewnie zabrzmiało od strony kościoła.
„Pamiętam to wszystko, lecz pamiętam ponadto, że w owym czasie Herodes kazał oczyścić staw Betesda i przypominam sobie, że robotnicy jego znaleźli na dnie drzewo życia, które niegdyś wmurowane było w pałac Salomona, i że wyrzucili gruby pień na brzeg“.
„A czy przypominasz sobie jeszcze“, mówił głos głazu z radosną dumą, „czy przypominasz sobie wspaniałe miasto, gdzie mieszkali książęta Judy na Sionie, Rzymianie zaś i cudzoziemcy w okolicy Betzaidy? Czy przypominasz sobie Gród Antoniny? Czy przypominasz sobie silne bramy? Czy przypominasz sobie okalające mury zdobne w wieżyczki“?
„Tak, przypominam sobie to wszystko“, zabrzmiało od strony kościoła, „ale i o tem pamiętam, że właśnie w owym czasie Radca Józef z Arymatei wykopać kazał grób skalny w swym ogrodzie, tuż obok Golgoty“.
Głos z Moszei drżał cokolwiek, lecz odezwał się bezzwłocznie:
„Czy pamiętasz olbrzymie wędrówki ludów do Jerozolimy podczas świąt uroczystych? Czy pamiętasz, jak wszystkie drogi w Palestynie roiły się od ludzi, a stoki górskie przed miastem pokryte były namiotami? Czy przypominasz sobie mężów z Rzymu, Aten, z Damaszku, z Aleksandryi, którzy przybywali, by oglądać wspaniałości miasta i świątyni? Czy pamiętasz tę dumną Jerozolimę?
Dźwięk dzwonu odpowiedział z nieugiętą powagą:
„Zapewne pamiętam to wszystko, ale i o tem nie zapomniałem, że właśnie w owym czasie siepacze Piłatowi znaleźli drzewo życia na brzegu stawu Betesda i zrobili zeń krzyż, na którym miał zginąć zbrodniarz na śmierć skazany?
„Pogardzonym i zapomnianym byłeś po wsze czasy“ — odezwał się głos z Moszei z goryczą. „Dotychczas jednak byłeś przynajmniej tylko niespostrzeżonym punktem na ziemi. Lecz w owym czasie spotkała cię hańba taka, iż siepacze wybrali cię jako miejsce egzekucyi. Przypominam sobie ów dzień, gdy na wzgórzu Golgota stanęły trzy krzyże.
„Potępion byłbym, gdybym kiedyś zapomnieć mógł o owym dniu“! odrzekł Kościół uroczystym tonem, który rozległ się w przestrzeni, jakby z towarzyszeniem hymnu chórów radośnych. „I pamiętam nawet, że w tym samym czasie, gdy stanął krzyż drewniany na skalistem czole Golgoty, odbywała się na górze Moria wielkanocna ofiara. W świątecznych ubraniach weszli Izraelici do przedsionków, otoczonych kolumnami. W pośrodku nieśli wysokie żerdzie na których wisiały ofiarne jagnięta. A gdy przedsionki były już tak zapełnione ludźmi, że nikt nie mógł się więcej pomieścić zamknięto bramy świątyni i dźwięki trąb zwiastowały początek uroczystości.
„Potem powieszono zwierzęta na żerdziach między filarami i zarżnięto je. Kapłani stali długim szeregiem w poprzek na podwórzu świątyni i chwytali krew ofiar w srebrne i złote czarki i wylewali ją na ołtarz Całopalenia.
Wylano tyle krwi, że całe podwórze było zalane, i kapłani stanąć musieli na stołkach ażeby brzegi ich białych szat nie przesiąkły krwią. Lecz w tej samej chwili, kiedy Ukrzyżowany zmarł na Golgocie, przerwaną została wielka uroczystość ofiarna w świątyni. Gęste ciemności zaległy święte miejsce i cały gmach zatrząsł się aż do postaw a zasłona babilońska rozdarła się na dwie części na i znak, że potęga i uwielbienie i świetność miały od tej chwili z góry Moria przejść na Golgotę“.
„Trzęsienie ziemi wstrząsnęło i Golgotą“ — przerwał stary głos, „tak iż całe wzgórze pękło“.
„Tak, w istocie“, odrzekł Kościół tym samym radośnym tonem. „I na Golgocie powstała głęboka szczelina, a przez nią spłynęła krew z krzyża, aż do grobu skalnego, zwiastując tu pierwszemu grzesznikowi i pierwszemu arcykapłanowi, że oto zbawienie dokonane“!
W tej chwili zabrzmiało ze strony Kościoła gwałtowne i długie dzwonienie a równocześnie z minaretu Moszei wzniosły się żałosne tony wzywające wiernych na modlitwę. Pani Gordon zrozumiała, że nastała jedna z świętych godzin nocy, lecz stało się to tak bezpośrednio po opowieści o Ukrzyżowaniu, że zdawało się jej, iż obaj staruszkowie skorzystali z sposobności, aby dać wyraz dumie i pokorze, jakie ich napełniały.
Ledwie ustało głośne dzwonienie, gdy Moszea rozpoczęła znów uroczystym głosem:
„Jam to jest skała wielka i wieczna, lecz czemże jest Golgota? Jam jest tym, kim jestem, i nikt nie wątpi, gdzie mnie ma znaleść, lecz gdzież szukać ma Golgotę? Gdzież jest owo wzgórze, z którego się krzyż w głąb zapadł? Nikt o tem nie wie. Gdzie grób, w który włożono Chrystusa? Nikt nie może z pewnością wskazać owe miejsca.
Szybko odezwał się głos z Golgoty:
„Więc i ty podnosisz te zarzuty? A jednak tyś to najlepiej powinien wiedzieć, jesteś tak starym, że możesz pamiętać położenie Golgoty. Przez tysiąc lat widziałeś wzgórze na jednem i tem samem miejscu przed Bramą Sprawiedliwości“.
Zapewne, jestem stary, nawet bardzo stary“, zabrzmiał znów głos z Moszei. „Powiedziałeś jednak, że starzy mają złą pamięć. Było wiele nagich pagórków przed Jerozolimą. Jakże mógłbym pamiętać, który z nich był Golgotą? I jest tam nieskończenie wiele grobów, wykutych w skale. Jakże wiedzieć mogę, który z nich jest prawdziwy“?
Pani Gordon czuła, że niecierpliwość w niej wzrasta. Zaiste, miała ochotę wmieszać się do rozmowy. Te dziwne głosy dźwięczały tylko w jej uszach, przywołując jej na pamięć stare podania, które znała oddawna! Chciała zawezwać je, aby wyjawiły jej głębokie tajemnice Państwa Bożego, lecz ci dwaj staruszkowie sprzeczali się tylko małodusznie o pierwszeństwo w sławie i potędze.
Teraz i głos dzwonu dźwięczał już niecierpliwie:
„Ciężka to rzecz, że bezustannie bronić się muszę przed zarzutem, iż nie jestem tym, za którego się wydaję. Pamiętasz przecie, że już pierwsi chrześcianie odwiedzali mnie, aby odnowić w swym umyśle wspomnienie ważnych zdarzeń, jakie zaszły w pobliżu Golgoty“?
„Tak“, odrzekł głos z Moszei, może to i prawda, lecz jestem przekonany, że Chrześcianie wśród przebudowanych ulic i owych szeregów domów, zgubili twój ślad wówczas, gdy miasto wzrosło i Herod zbudował nowe mury okalające miasto“.
„Nie zgubili śladu mego“, odezwał się święty Grób, zgromadzali się zawsze na Golgocie, aż skończyło się oblężenie Jerozolimy, poczem opuści! miasto“.
Święty Kamień nic na to nie odpowiedział. Zdawał się być przygnębionym zupełnie smutnemi wspomnieniami odnowionemi w jego pamięci.
„Cała świątynia twa została zburzoną“! zawołał Kościół. „Święte otoczenie świątyni pokryte było gruzami. Sześćset lat o Kamieniu, leżałeś ukryty pod popiołem i gruzami“!
„Cóż znaczą dla mnie sześćset lat“? odrzekł Kamień z ponurą dumą. „Nikt jednak nie wątpi o tem, że znajduję się na mojem miejscu, o ciebie zaś sprzeczają się bezustannie“.
„Jakże mogą się sprzeczać o mnie, kiedy cudem Bożym odnaleziono mnie przecie“? odrzekł Kościół z radośną pokorą. »Cesarzowa Helena uczyniła to, a była ona Chrześcianką i Świętą. W śnie otrzymała rozkaz, by się udała do Ziemi świętej i tam na miejscach pamiątkowych ustawiła święte pomniki“.
„O tak pamiętam dobrze czas, gdy cesarzowa przybyła do Jerozolimy. Pamiętam, że towarzyszył jej orszak pobożnych i uczonych mężów. Przypominam sobie, że z początku daremnie szukała miejsca, gdzie znajdował się Grób święty“.
„Ale w owym czasie stała prawie w samym środku miasta świątynia Wenery, a cesarzowa dowiedziała się, że zbudowaną była przez Hadriana na miejscu, które niegdyś uważane było przez Chrześcian za święte. Kazała zburzyć świątynię i okazało się, że wznosiła się ona na Golgocie. Pod fundamentem świątyni znajdował święty Grób, zupełnie nieuszkodzony i przekazany potomność a zarazem i wzgórze Golgota z grotem skalnym Melchizedeka i z szczeliną w górze, o której mówiono, że zawsze jeszcze krew z niej płynie. Znaleziono także..“
Tu przerwał głos z Moszei długim śmiechem szyderskim.
„Lecz posłuchaj ostatniego i najważniejszego dowodu, ciągnął dalej Kościół, nie zważając na przerwę. Cesarzowa nie pragnęła niczego goręcej niżeli znalezienia świętego Krzyża, lecz zaginął on bez śladu i dopiero po długiem i daremnem szukaniu, przyszedł pewnego dnia do cesarzowej stary mędrzec, który doniósł jej, iż krzyż zagrzebany jest głęboko w ziemi i opisał miejsce, gdzie należy go szukać. Muszą kopać głęboko — rzekł on, gdyż siepacze rzucili byli krzyż do fosy, którą aż po brzeg zasypali ziemią i kamieniami. O pamiętam dobrze że pobożna cesarzowa siedziała nad brzegiem rowu i zachęcała robotników. Pamiętam także dzień, gdy znaleziono Krzyż święty na dnie starej fosy“.
Kościół mówił sam dalej, nie zważając na to, że z Moszei odzywały się szydercze okrzyki i śmiech pełen wątpliwości.
„Pamiętam cały szereg cudów, który nastąpił po odnalezieniu Krzyża, i zdaje mi się, że i ty nie śmiesz temu zaprzeczyć! I ty słyszałeś radośne okrzyki chorych, uleczonych świętą relikwią. I ty przypominasz sobie pochód pielgrzymów, który napływał ze wszystkich stron świata. Przypominasz sobie dzikich mężów nabożnych, którzy osiedli w skalnych jaskiniach Jerozolimy. Przypominasz sobie także klasztory i kościoły, które wystrzeliły z ziemi.
„A możeś ty o głazie zapomniał o wspaniałych budowach, które Konstantyn i jego matka kazali wznieść ponad Grobem świętym? Na placu, gdzie znaleziono Krzyż postawiono bazylikę, ale ponad skalną grotą świętego Grobu zbudowano piękny okrągły kościół.
„Z pewnością przypominasz sobie, o Skało, greckich budowniczych, którzy gmachy te wznieśli z równą wspaniałością, jak gdyby były to gmachy cesarskiego zamku. Przypominasz sobie z pewnością te karawany, które przybywały obładowane kosztownymi kamieniami i złotem, potrzebnem do ozdobienia kościoła. Przypominasz sobie w Bazylice porfirowe filary z srebrnemi kapitelami i sklepienie mozajkowe w kościele świętego Grobu i przypominasz sobie zapewne te wązkie okna przez które wnikało światło załamując się w szybach z alabastru i malowanego szklą, tak że każdy promień iskrzył się, jak gdyby wytryskał z drogiego kamienia! Przypominasz sobie rzeźbioną kratę przed ołtarzem i podwójny rząd kolumn i kopułę, co lekko a silnie wznosiła się nad budynkiem. Przypominasz sobie i sam Grób świętej w pośrodku spoczywający, nieozdobny i niepielęgnowany w całem tem otoczeniu pełnem blasku!
„A jaki czas nastąpił po wzniesieniu tych gmachów! Pamiętasz dobrze, że wszyscy chrześcianie na Wschodzie uważali Jerozolimę za miasto święte, i że wkrótce odwiedzali ją nietylko pielgrzymi na czas krótki. Czy nie pamiętasz, jak przybywali biskupi z całym orszakiem księży i dokoła świętego grobu budowali pałace i kościoły? Czy nie widziałeś że patryarchowie ormiańscy, greccy i asyryjscy wznosili tu swe trony? Czy nie widziałeś Koptów przybywających z starego Egiptu i Abysyńczyków z serca Afryki? I ujrzałeś odbudowaną Jerozolimę, miasto pełne kościołów i klasztorów, restauracyi i pobożnych fundacyi. Wiesz dobrze, że sława jej wówczas większą była niż kiedykolwiek.
„A wszystko to mojem było dziełem, o Gładzie! Tyś leżał zaniedbany i zapomniany na górze Moria. Zagrzebany byłeś pod gruzami, ukryty pod kupą popiołu. Nikt o istnieniu twem nie myślał“.
Na to wezwanie odpowiedziała skalna świątynia:
„Czem są dla mnie długie lata poniżenia? Czyż nie jestem mimo wszystko tem, czem jestem? Ledwie przeszło kilka stuleci, gdy zjawił się u mnie pewnej nocy stary mąż czcigodny, w płaszczu beduińskim i z przepaską z włosienia wielbłąda dokoła głowy. Mężem tym był Mohamet, Prorok Boży. Był on żywcem wniebowzięty a noga jego spoczywała na mojem czole, gdy począł wznosie się ku górze. W tejże chwili i ja również uniosłem się o własnej sile na kilka stóp ponad ziemię z tęsknoty za nim. Podniosłem się z pod gruzów i popiołu. Gdyż jestem Wiekuistym, który nigdy nie zginie“.
„Opuściłeś naród swój, zdrajco!“: wołał Kościół. „Dopomogłeś niewiernym do władzy“!
„Nie mam swego narodu, nie służę żadnemu, jestem wiekuistą Skałą. Kto mnie uwielbia, tego ochraniam. Niebawem nadszedł dzień, iż Omar odbył swój wjazd do Jerozolimy i wielki Kalif rozkazał oczyścić plac przed świątynią, wziął sam na głowę kosz gruzów i wyniósł go. A w kilka lat później zwolennicy Omara wystawili nademną najwspanialszy budynek, jaki kiedykolwiek widziano na Wschodzie“.
Tu głos dzwonu przerwał gwałtownie:
„Tak budynek ten jest bardzo piękny, ale czy niewiesz jakie jest jego pochodzenie? Czy sądzisz, że nie poznaję tego mozajkowego sklepienia, tej pięknej kopuły, tych ścian marmurowych, w pośród których ty spoczywasz w swej nieozdobnej prostocie; to zupełnie tak samo, jak przedtem Grób święty leżał w kościele. Cała twa moszeja zbudowaną jest wedle wzoru pierwszego Kościoła Grobu Świętego“.
Pani Gordon była coraz niecierpliwszą. Sprzeczka dwóch pomników wydawała jej się nędzną i małostkową. Ani jednej myśli nie poświęciły religiom przez się reprezentowanym, lecz pyszniły się tylko gmachami w których się ukrywały.
„Moszeja mówiła znów“:
„Przypominam sobie wiele rzeczy, lecz nie przypominam sobie, iżbym widziała kiedykolwiek piękny Kościół Świętego Grobu, o którym mówisz. Stał on wprawdzie na Golgocie, ale został wkrótce zniszczony przez wrogów; odbudowano go potem znowu i ponownie go zniszczono.
„Ale natomiast przypominam sobie, ciągnął dalej głaz, że na Golgocie było mnóstwo mniejszych i większych gmachów, które uważano za święte. Były ubogie i zapadłe a krople deszczu padały przez ich dachy“.
„Tak, to prawda“, odrzekł kościół. „Było to za twoich czasów, za czasów ciemnoty. Lecz ja również powiedzieć mogę, jak ty, co mnie obchodzą lata poniżenia? Widziałem, iż cały Zachód pospieszył mi na pomoc. Widziałem, iż Jerozolima została zdobyta przez mężów w żelaznej zbroi, którzy dla obrony mojej przybyli z Europy. Widziałem, iż twoją moszeję zamieniono w kościół chrześciański, i że na tobie o Skało Krzyżacy urządzili ołtarz. I widziałem także, iż Krzyżacy sprowadzili swe konie do sklepienia pod placem przed świątynią“.
Stary kamień podniósł głos i zaczął śpiewąć podobnie, jak śpiewa Derwisz na pustyni.
Ale kościół nie zatamował potoku słów:
„Pamiętam, iż rycerze Zachodu złożyli swe żelazne zbroje, zabrali się do młotka i kielni, aby odbudować kościół świętego Grobu. I pamiętam, że wznieśli bardzo wielki budynek, ażeby pomieścić w nim wszystkie wspaniałe miejsca. Przypominam sobie, że szary Grób skalny wyłożyli wewnątrz i zewnątrz białym marmurem“.
Stary głos przerwał w tem miejscu:
„I cóż z tego, że zbudowali cię rycerze Krzyżowi, skro znów się rozpadłeś w niwecz“?
„Jestem przepełniony wspomnieniami i świętemi miejscami!“ zawołał Kościół Świętego Grobu grzmiącym głosem. „Mogę pokazać w obrębie moich murów krzak oliwny, przy którym Abraham znalazł barana, mogę pokazać kaplicę, gdzie pogrzebaną jest czaszka Adama. Mogę pokazać Golgotę i Grób i Kamień na którym siedział Anioły gdy nadeszły kobiety, aby opłakiwać zmarłego. W obrębie moich murów jest tez miejsce, gdzie cesarzowa zachęcała do pracy robotników i miejsce, gdzie znaleziono krzyż. Posiadam kolumnę przy której siedział Ukrzyżowany, gdy włożono mu cierniową koronę, i posiadam również kamień Namaszczenia i grób Melchizedeka. Posiadam miecz Gotfryda z Buljonu. I wielbią mnie wciąż jeszcze Kopci i Abysyńczycy, Ormianie i Jakobici, Grecy i Rzymianie. Pełno u mnie pielgrzymów...“
Tu świątynia skalna przerwała mowę Kościołowi świętego Grobu:
„Jakież znaczenie mieć możesz ty pagórku skalisty, ty grobie, którego miejsca nikt nie zna? Czy możesz się mierzyć z wiekuistą Skalą? Czy nie na mnie wypisane jest niewymowne imię Jehowy, którego nikt prócz Jezusa wytłumaczyć nie zdołał? Czy nie do mojego podwórza przed świątynią zejść ma Mahomet w dzień Sądu ostatecznego“?
Gdy spór między Kościołami doszedłszy do tego punktu, zaczął się zaogniać coraz bardziej, pani Gordon powstała. Zapomniała, iż głos jej nie był tak silnym, by mógł być słyszanym równocześnie z owymi dwoma potężnymi głazami.
„Biada wam! Biada wam!“ wołała, „jakież to z was świętości? Spieracie się i walczycie, a z waszego sporu płynie na świat cały niezgoda nienawiść i prześladowanie. Ale ostatnim Bożym rozkazem jest jedność, słuchajcie! Ostatni rozkaz, dany mi przez Boga zwie się Jednością“!
Gdy słowa te wyrzekła, umilkły obydwa Kościoły świętego Grobu i świętego Głazu. Pani Gordon zastanawiała się przez chwilę nad tem, czy to jej słowa mogły mieć tę moc przerwania sporu? Ale wtem ujrzała, że wszystkie krzyże i półksiężyce sterczące ponad kopułami miasta świętego zwolna poczęły lśnić się złociście. Słońce wzeszło ponad górą oliwną, a wszelkie nocne glosy umilkły!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Selma Lagerlöf i tłumacza: Felicja Nossig.