[168]KAMIENNE BOŻYSZCZE.
Starzec z kamienia ciosany,
Długo-brody, straszno-licy,
Siedział przyparty do ściany
W progu pogańskiej bożnicy.
Na jego brodę, na głowę,
Zamróz zawieszał swe igły,
Z brwi zwisły sople lodowe,
Ręce jak trupie zastygły.
Na silnych barkach u dziada
Śnieg złożył ciężar niemały,
Na szacie, co z nóg mu spada,
Fałdziste pręgi bielały.
Młodzi, swawolni duchowie,
W wesołej a pustej chwili,
[169]
Siadając na jego głowie,
Żarty ze starca stroili:
— Cóż z twoim stało się duchem?
Czego się trzymasz pochyło?
Rzeźbiarz chciał ciebie mieć zuchem,
Lud chce uklęknąć przed siłą.
Tyś zziębły, tyś cały w lodzie,
Coś nakształt ziemskich nędzarzy;
Lodu nie zgarniesz na brodzie,
Śniegu nie otrzesz z twej twarzy.
Patrz tylko na nasze czoła!
Krew w całej uderza sile,
Na sercu dumka wesoła,
U ramion skrzydła motyle!
A gdy, latając szczęśliwi,
Trafim na mroźne powietrze,
Ruch skrzydeł krew nam ożywi
I śniegi z piersi nam zetrze.
Zakrzepną czasem rączęta,
Przyjdzie zapłakać, jak dziecię,
Bo i duch czasem pamięta,
Że są zawieje na świecie;
W duchu wre życia potęga,
Co bole z serca rozproszy:
Kuty z kamienia ciemięga
Nie dozna takich rozkoszy!
Z kamiennej otchłani łona
Dziad uroczyście odpowie:
— Dziatwo, ty dziatwo szalona!
Starej urągasz się głowie!
Głowa, co wieki przeżywszy,
Zakamieniała w zadumie,
I w myślach uczuć ruch żywszy,
I chłody wytrzymać umie.
Wiekowe dumań mych cele
Nie jednodniowa pogoda!
A więc się troszczę niewiele,
[170]
Że lodem skrzepła mi broda.
Kiedy, latając wśród ludzi,
Stracicie życia mamidła,
Gdy się wasz zapał ostudzi,
A chłód zawarzy wam skrzydła,
Siądźcie na głaz, co was ziębi,
Ufając jego pociesze:
Z kamiennej piersi mej głębi
Ciepłą wam iskrę wykrzeszę.
1859. Wilno.