<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Maria Arouet
Tytuł Kandyd
Podtytuł czyli Optymizm
Wydawca Bibljoteka Boy’a
Data wyd. 1931
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
XXIII. Jak Kandyd i Marcin przybijają do brzegów Anglji i co tam widzą.

„Och, Panglossie! Panglossie! Och, Marcinie! Marcinie! Och, droga Kunegundo! czemże jest ten świat? powiadał Kandyd, stojąc na pokładzie. — Czemś bardzo niedorzecznem i bardzo ohydnem, odpowiadał Marcin. — Znasz Anglję; czy ludzie są tam równie pomyleni jak we Francji? — To znowuż inny rodzaj szaleństwa, rzekł Marcin. Wiesz, że te dwa narody są z sobą w wojnie[1] o parę morgów śniegu gdzieś wpodle Kanady, i że wydają na tę wojnę znacznie więcej niż cała Kanada warta. Określić szczegółowo, czy w jakimś kraju więcej jest kandydatów do kaftana bezpieczeństwa niż w drugim, na to moja słaba wiedza nie pozwala; wiem tylko, że, naogół, ludzie, których mamy niebawem oglądać, są wielce żółciowi“.
Tak rozmawiając, przybili do Portsmouth; mnogość ludu cisnęła się na wybrzeżu i przyglądała się z zajęciem dość otyłemu człeczynie, który klęczał z zawiązanemi oczami na pokładzie okrętu.[2] Czterech żołnierzy, ustawionych naprzeciw nieboraka, wpakowało mu, z największym spokojem, po trzy kule w głowę; poczem, całe zgromadzenie rozeszło się wielce zadowolone. „Cóż to znowu znaczy? rzekł Kandyd; co za bies sprawuje wszędy władzę?“ Zapytał, kim był ów grubas, którego zgładzono właśnie w sposób tak ceremonialny. „To pewien admirał, odpowiedziano mu. — Za cóż zabito tego admirała? — Za to, objaśniono go, że on nie zabił dosyć ludzi: wydał bitwę admirałowi francuskiemu; otóż, osądzono, iż niedosyć się doń zbliżył. — Ależ, rzekł Kandyd, admirał francuski musiał być równie daleko od angielskiego, jak ten od niego? — Zapewne, odpowiedziano, ale w tym kraju uważają, iż dobrze jest, od czasu do czasu, uśmiercić admirała aby zachęcić innych“.
Kandyd był tak oszołomiony i zgorszony, że nie chciał nawet wysiąść na ląd; ułożył się z właścicielem statku (choćby ów miał go nawet okraść, jak w Surinam), aby go zawiózł bez zwłoki do Wenecji.
W dwa dni okręt był gotów do drogi. Przemknęli wzdłuż wybrzeży Francji, minęli Lizbonę na której widok Kandyd zadrżał, wreszcie dotarli do Wenecji. „Bogu chwała! rzekł Kandyd ściskając Marcina, mam nadzieję iż w tem mieście ujrzę piękną Kunegundę. Ufam Kakambie, jak samemu sobie. Wszystko jest dobre, wszystko idzie dobrze, wszystko idzie najlepiej jak tylko być może“.




  1. Aluzja do epizodów kolonjalnych wojny siedmioletniej (1756—1763).
  2. Aluzja do egzekucji admirała Byng, którego Wolter, nie znając go zresztą osobiście, daremnie starał się ocalić. Admirała Byng stracono, w r. 1757, za to, że dał się pobić koło Minorki flocie francuskiej, mimo że nie udowodniono mu ani zdrady ani zaniedbania.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.