Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/Dział piąty. Wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej i względnej/Rozdział czternasty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl Marx
Tytuł Kapitał. Księga pierwsza
Podtytuł Krytyka ekonomji politycznej
Redaktor Jerzy Heryng, Mieczysław Kwiatkowski (red. tłum. pol.),
Friedrich Engels, Karl Kautsky (red. oryg.)
Wydawca Spółdzielnia Księgarska Książka,
Księgarnia i Wydawnictwo "Tom"
Data wyd. 1926-33
Druk M. Arct, Warszawa
Drukarnia „Monolit“, Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Heryng,
Mieczysław Kwiatkowski,
Henryk Gustaw Lauer,
Ludwik Selen
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DZIAŁ PIĄTY.
Wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej i względnej.

Rozdział czternasty.
WARTOŚĆ DODATKOWA BEZWZGLĘDNA I WZGLĘDNA.

Z początku (patrz rozdział piąty) rozpatrywaliśmy proces pracy w oderwaniu, niezależnie od jego form historycznych, jako proces, zachodzący pomiędzy człowiekiem a przyrodą. Mówiliśmy tam: „Jeżeli będziemy rozpatrywali cały proces pracy z punktu widzenia jego wyniku, wytworu, to i środki pracy i przedmiot pracy okażą się środkami produkcji, a sama praca — pracą wytwórczą [produkcyjną]“ (str. 161). A w przypisie siódmym uzupełniliśmy: „To określenie pracy wytwórczej dane z punktu widzenia prostego procesu pracy, nie wystarcza bynajmniej dla kapitalistycznego procesu produkcji“. Tę myśl musimy tu rozwinąć dalej.
Dopóki proces pracy jest czysto indywidualny, dopóty ten sam robotnik łączy w sobie wszystkie funkcje, które się potem rozłączają. Przywłaszczając sobie indywidualnie przedmioty zewnętrzne dla siwych celów życiowych, kontroluje on sam siebie. Później jest kontrolowany. Człowiek pojedynczy nie może oddziaływać na przyrodę inaczej, niż zapomocą działalności swych własnych mięśni, pod kontrolą swego własnego mózgu. Jak w systemie przyrody głowa i ręka są nierozłączne, tak proces pracy łączy pracę głowy z pracą ręki: później rozdzielają, się one i dochodzą aż do wrogiego przeciwieństwa. Wytwór przekształca się wogóle z bezpośredniego wytworu indywidualnego producenta w społeczny, wspólny wytwór robotnika zbiorowego, to znaczy złożonego personelu robotniczego, którego poszczególne członki stoją bliżej lub dalej od bezpośredniego kontaktu z przedmiotem pracy. Wraz z kooperacyjnym charakterem procesu pracy rozszerza się więc z konieczności pojęcie pracy produkcyjnej i jej nosiciela, robotnika produkcyjnego, Ażeby pracować produkcyjnie, już nie trzeba samemu przykładać ręki. Wystarczy być organem robotnika zbiorowego, pełnić którąkolwiek z jego funkcyj podrzędnych. Początkowe określenie pracy produkcyjnej, przytoczone powyżej, wyprowadzone z samej istoty produkcji materjalnej, pozostaje nadal słuszne w stosunku do robotnika zbiorowego, rozpatrywanego jako całość. Ale nie stosuje się już do każdego z jego członków, wziętego oddzielnie.
Ale z drugiej strony zwęża się pojęcie pracy produkcyjnej. Produkcja kapitalistyczna jest nietylko wytwarzaniem towaru, lecz w swej istocie jest wytwarzaniem wartości dodatkowej. Robotnik wytwarza nie dla siebie, lecz dla kapitału. Nie wystarcza już Więc, że wytwarza wogóle. Musi wytwarzać wartość dodatkową. Produkcyjnym jest tylko ten robotnik, który wytwarza wartość dodatkową dla kapitalisty, czyli służy samopomnażaniu kapitału. Jeżeli wolno zaczerpnąć przykład z poza dziedziny produkcji materjalnej, to powiem, że nauczyciel szkolny jest robotnikiem produkcyjnym, jeżeli nietylko urabia umysły dzieci, lecz również sam się zapracowuje gwoli zbogaceniu przedsiębiorcy. Stosunek nie zmienia się wcale przez to, że przedsiębiorca włożył swój kapitał w fabrykę oświaty, a nie w fabrykę kiełbas. Pojęcie robotnika produkcyjnego mieści więc nietylko stosunek pomiędzy działalnością a wynikiem użytecznym, pomiędzy robotnikiem a wytworem pracy, lecz również swoisty społeczny, historycznie powstający stosunek produkcyjny, który na robotniku wyciska stempel narzędzia, służącego bezpośrednio pomnażaniu wartości kapitału. A więc, prawdziwy to pech a nie szczęście, być robotnikiem produkcyjnym. W czwartej księdze niniejszego dzieła, traktującej o dziejach teorji, zobaczymy zbliska, że klasyczna ekonomja polityczna zdawna to instynktownie, to świadomie czyniła wytwarzanie wartości dodatkowej cechą, wyróżniającą robotnika produkcyjnego. A więc wraz z pojmowaniem przez nią istoty wartości dodatkowej zmieniało się jej określenie robotnika produkcyjnego. Naprzykład fizjokraci twierdzą, że tylko praca rolnicza jest produkcyjną, gdyż ona tylko dostarcza wartości dodatkowej. Ale dla fizjokratów wartość dodatkowa istnieje wyłącznie w postaci renty gruntowej.
Przedłużenie dnia roboczego poza granicę, w której obrębie robotnik wytworzyłby jedynie równoważnik wartości swej siły roboczej, i przywłaszczenie tej pracy dodatkowej przez kapituł jest to wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej. Proces ten może zachodzić i zachodzi na podstawie sposobów produkcji, które historja przekazuje kapitałowi bez jego spółudziału. Zachodzi więc wówczas metamorfoza tylko formalna, innemi słowy kapitalistyczny system wyzysku tem tylko się odróżnia od systemów wcześniejszych, jak niewolnictwo i t. d., że praca dodatkowa tu jest wydzierana robotnikowi drogą bezpośredniego przymusu, tam zaś odbywa się za pośrednictwem „dobrowolnej“ sprzedaży siły roboczej. Przesłanką wytwarzania wartości dodatkowej bezwzględnej jest więc jedynie podporządkowanie formalne pracy kapitałowi.
Wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej stanowi ogólną podstawę systemu kapitalistycznego, a zarazem punkt wyjścia wytwarzania wartości dodatkowej względnej. Przy wytwarzaniu wartości dodatkowej względnej dzień roboczy jest zgóry podzielony na dwie części: pracę niezbędną i pracę dodatkową. W celu przedłużenia pracy dodatkowej, kapitalista skraca pracę niezbędną zapomocą metod, dzięki którym wytworzenie równoważnika płacy roboczej dokonywa się w krótszym przeciągu czasu. Wytwarzanie wartości dodatkowej bezwzględnej obraca się jedynie dokoła długości dnia roboczego; wytwarzanie wartości dodatkowej względnej rewolucjonizuje do głębi techniczne procesy pracy i układ warstw społecznych.
A więc założeniem wytwarzania wartości dodatkowej względnej jest specyficznie kapitalistyczny tryb produkcji, który wraz ze swemi metodami, środkami i warunkami sam powstaje samorzutnie i kształtuje się dopiero na podstawie formalnego podporządkowania pracy kapitałowi. Miejsce formalnego podporządkowania pracy kapitałowi zajmuje podporządkowanie realne.
Wystarczy wzmianka tylko o formach mieszanych, w których ani praca dodatkowa nie jest wyciskana z wytwórcy pod bezpośrednim przymusem, ani też nie nastąpiło jeszcze formalne podporządkowanie wytwórcy kapitałowi. Kapitał nie owładnął tu jeszcze bezpośrednio procesem pracy. Obok samodzielnych wytwórców, uprawiających ziemię lub też rzemiosło tradycyjnym, pradziadowskim sposobem, występuje pasorzytujący na nich lichwiarz lub kupiec, kapitał lichwiarski lub handlowy. Panowanie w danem społeczeństwie tej formy wyzysku wyklucza kapitalistyczny tryb produkcji, choć z drugiej strony może stanowić przejście doń, jak to było w późnem średniowieczu. Wreszcie przykład nowożytnej pracy chałupniczej wskazuje, że pewne formy mieszane odradzają się gdzieniegdzie na podłożu wielkiego przemysłu, choć w zupełnie zmienionej postaci.
Jeżeli do wytwarzania wartości dodatkowej bezwzględnej wystarcza formalne tylko podporządkowanie pracy kapitałowi, polegające na tem naprzykład, że rzemieślnicy, którzy przedtem pracowali na własny rachunek lub też jako czeladź majstra cechowego, obecnie, jako robotnicy najemni, przechodzą pod bezpośrednią kontrolę kapitalisty, to z drugiej strony widzieliśmy już, jak metody wytwarzania wartości dodatkowej względnej są zarazem metodami wytwarzania wartości dodatkowej bezwzględnej. Nieograniczone przedłużanie dnia roboczego okazało się nawet najwłaśniejszym wytworem wielkiego przemysłu. Wogóle specyficznie kapitalistyczny tryb produkcji przestaje być tylko środkiem wytwarzania wartości dodatkowej względnej z chwilą, gdy opanuje całą gałąź produkcji, a tem bardziej — gdy opanuje wszystkie podstawowe gałęzie produkcji Staje się wtedy ogólną, społecznie panującą formą procesu produkcji. Jako szczególna forma wytwarzania wartości dodatkowej względnej, działa jeszcze tylko: po pierwsze, dopóki ogarnia gałęzie przemysłu, dotychczas formalnie tylko poddane kapitałowi, a więc dopóki się coraz bardziej rozszerza; powtóre, dopóki wciąż jeszcze rewolucjonizuje opanowane przezeń dziedziny przemysłu zapomocą zmian metod produkcji.
Z pewnego punktu widzenia różnica pomiędzy wartością dodatkową bezwzględną a względną wydaje się wogóle ułudną. Wartość dodatkowa względna jest bezwzględną, gdyż wymaga bezwzględnego przedłużenia dnia roboczego poza czas pracy, niezbędny dla istnienia samego robotnika. Wartość dodatkowa bezwzględna jest względna, gdyż wymaga rozwoju wydajności pracy, pozwalającego ograniczyć niezbędny czas pracy do pewnej części dnia roboczego. Jeżeli jednak uwzględniany ruch wartości dodatkowej, to znika ów pozór tożsamości. Z chwilą, gdy kapitalistyczny tryb produkcji ustala się i upowszechniła różnica pomiędzy wartością dodatkową bezwzględną a względną daje się odczuć, ilekroć chodzi o to, aby wogóle podnieść stopę wartości dodatkowej. Wychodząc z założenia, że siła robocza jest opłacana według swej wartości, stajemy wobec następującej alternatywy: jeżeli siła wytwórcza pracy i normalny stopień jej natężenia są dane, to stopa wartości dodatkowej może być podniesiona jedynie zapomocą bezwzględnego przedłużenia dnia roboczego; z drugiej stromy, przy danych granicach dnia roboczego, stopa wartości dodatkowej może być podniesiona jedynie zapomocą zmiany wielkości stosunkowej jego części składowych, pracy niezbędnej i pracy dodatkowej, a to ze swej strony, o — ile płaca nie ma spaść poniżej wartości siły roboczej, wymaga zmiany wydajności lub natężenia pracy.
Jeżeli robotnikowi cały jego czas jest potrzebny na to, aby wytworzyć środki utrzymania, potrzebne dla niego samego i dla jego rodzimy, to nie ma on ani chwili czasu poto, aby bezpłatnie pracować dla osób trzecich. Bez pewnego stopnia wydajności pracy robotnik nie ma takiego czasu rozporządzalnego, a bez takiego czasu rozporządzalnego mierna pracy dodatkowej, a więc mierna kapitalistów, jak zresztą niema właścicieli niewolników ani baronów feudalnych, jednem słowem niema klasy wielkich posiadaczy[1].
Można więc mówić o przyrodzonej podstawie wartości dodatkowej, ale tylko w tym zupełnie ogólnikowym sensie, że żadna bezwzględna przeszkoda przyrodzona nie powstrzymuje nikogo od zwalania z siebie na kogo innego pracy, niezbędnej dla własnego utrzymania, podobnie jak niema bezwzględnych przeszkód przyrodzonych, któreby powstrzymywały jednego człowieka od żywienia się mięsem drugiego[2].
Z tę, przyrodzony wydajnością pracy nie należy wcale kojarzyć wyobrażeń mistycznych, jak się tu i owdzie zdarzało. Dopiero odkąd ludzie dzięki pracy swej wyrośli ze swych pierwotnych, zwierzęcych warunków bytu, a więc już do pewnego stopnia uspołecznili swą pracę, powstają stosunki, przy których praca dodatkowa jednego człowieka staje się warunkiem bytu drugiego. W zaraniu kultury nabyte siły wytwórcze pracy są znikome, ale niemniej znikome są potrzeby, które się rozwijają w miarę rozwoju środków ich zaspakajania. Zresztą w tej epoce pierwotnej części społeczeństwa^ żyjące z cudzej pracy, są jeszcze znikomo małe w stosunku do masy wytwórców bezpośrednich. Wraz z rozwojem społecznej siły wytwórczej pracy części te wyrastają absolutnie i stosunkowo[3]. Stosunek kapitalistyczny powstaje zresztą na podstawie gospodarczej, będącej wytworem długiego procesu rozwojowego. Dana wydajność pracy, która jest podstawą i punktem wyjścia tego stosunku, nie jest darem przyrody, lecz rozwoju dziejowego, którego okresy obejmują nie stulecia, lecz tysiące stuleci.
Jeżeli pominiemy mniej lub bardziej rozwiniętą formę produkcji społecznej, to siła wytwórcza pracy zależy od warunków przyrodzonych. Dają się one wszystkie sprowadzić do natury samego człowieka, jak rasa i t. d., i do otaczającej go przyrody. Zewnętrzne warunki przyrodzone dzielą się pod względem ekonomicznym na dwie wielkie kategorje: przyrodzone bogactwo środków utrzymania, jak np. urodzajne grunty, rybne wody i t. d. i przyrodzone bogactwo środków pracy, jak wodospady, rzeki spławne, drzewo, kruszce, węgiel i t. d. W zaraniu kultury rozstrzygające znaczenie ma pierwszy rodzaj przyrodzonego bogactwa, na wyższym stopniu — drugi. Porównajmy np. Angiję z Indjami, a w świecie starożytnym Ateny i Korynt z krajami wybrzeża Czarnomorskiego.
Im mniejsza jest liczba potrzeb przyrodzonych, które bezwzględnie muszę, być zaspokojone oraz im większa jest przyrodzona urodzajność gruntu i bardziej sprzyjający klimat, tem krótszy jest czas roboczy, niezbędny dla utrzymania i odtwarzania wytwórcy. A więc tem większa może być nadwyżka jego pracy dla innych nad jego pracą dla siebie samego. Tak więc już Diodor Sycylijski powiada o starożytnych Egipcjanach: „Całkiem nie do wiary, jak mało zachodów i kosztów wymaga u nich wychowanie dzieci. Gotują im pierwszą lepszą prostą potrawę; dają im również do jedzenia łodygę papyrusa, przypieczoną na ogniu, a także korzenie i łodygi roślin błotnych, po części surowe, po części gotowane lub smażone. Powietrze jest tak ciepłe, że większość dzieci chodzi boso i nago. Dlatego wychowanie dziecka, aż podrośnie, w sumie nie kosztuje rodziców więcej, niż 20 drachm[4]. Tem się głównie tłumaczy, że ludność Egiptu jest tak liczna i dzięki temu mogło tam powstać dużo wielkich budowli“[5]. Tymczasem wielkie budowle starożytnego Egiptu zawdzięczają swoje istnienie nietyle liczebności jego mieszkańców, ile temu, że ludność ta w wielkiej części mogła być użyta dla tego celu. Jak robotnik indywidualny tem więcej może dostarczyć pracy dodatkowej, im mniejszy jest jego niezbędny czas roboczy, tak też, im mniejsza część ludności robotniczej potrzebna jest dla wytwarzania niezbędnych środków utrzymania, tem większa część jej może być użyta do innych robót.
Jeżeli raz wyjdziemy z założenia produkcji kapitalistycznej, to — przy innych warunkach jednakowych i przy danej długości dnia roboczego — wielkość pracy dodatkowej będzie się zmieniała w zależności od przyrodzonych warunków pracy, zwłaszcza od urodzajności gruntu. Ale z tego nie wynika wcale, aby — odwrotnie — najurodzajniejsza gleba najbardziej sprzyjała rozwojowi kapitalistycznego trybu produkcji. Warunkiem jego jest panowanie człowieka nad przyrodą. Przyroda zbyt rozrzutna „prowadzi go za rękę jak dziecko na pasku“. Sprawia ona, że jego własny rozwój nie jest koniecznością przyrodzoną[6]. Nie klimat podzwrotnikowy ze swą, wybujałą roślinnością, lecz strefa umiarkowana jest ojczyzną kapitału. Nie bezwzględna urodzajność ziemi, lecz jej zróżniczkowanie i rozmaitość jej przyrodzonych płodów stanowią naturalną podstawę społecznego podziału pracy i pobudzają człowieka, dzięki zmianom w środowisku przyrodzonem, w którem on przebywa, do urozmaicania swych własnych potrzeb, zdolności, środków pracy i sposobów pracy. Konieczność społecznego kontrolowania pewnej siły przyrody, a więc normowania jej, opanowania jej na wielką stolę lub okiełznania jej dopiero zapomocą dzieł ludzkiej ręki — konieczność ta odgrywa najbardziej decydującą rolę w historji przemysłu. Przykładem regulowanie wody w Egipcie[7], w Lomhardjii, w Holandji i t. d. Albo też w Persji, w Indjach i t. d., gdzie nawadnianie zapomocą sztucznych kanałów dostarcza glebie nietylko niezbędną jej wodę, spływającą z gór, lecz również nawóz mineralny w postaci szlamu. Tajemnicą rozkwitu przemysłowego Hiszpanji i Sycylji pod panowaniem arabskiem była irygacja[8].
Sprzyjające warunki przyrodzone zawsze stwarzają tylko możność pracy dodatkowej, a więc wartości dodatkowej lub wytworu dodatkowego, ale nigdy nie wystarczają do jej powstania. Rozmaitość przyrodzonych warunków pracy sprawia, że ta sama ilość pracy w różnych krajach zaspakaja różne masy potrzeb[9], a więc że przy innych warunkach analogicznych niezbędny czas pracy jest różny. Warunki przyrodzone w stosunku do pracy dodatkowej odgrywają, tylko rolę granicy naturalnej, to znaczy określają punkt, od którego może się zacząć praca dla drugich. W miarę postępu przemysłu ta granica naturalna się cofa. W społeczeństwie zachodnio-europejskiem, gdzie robotnik tylko pracą dodatkową okupuje prawo do pracy dla własnego bytu, łatwo powstaje złudzenie, że wytwarzanie produktu dodatkowego jest przyrodzoną zdolnością pracy ludzkiej[10]. Ale weźmy dla przykładu mieszkańca wschodnich wysp archipelagu azjatyckiego, gdzie palma sagowa rośnie dziko w lasach. „Gdy mieszkańcy, wywierciwszy dziurę w drzewie, przekonają się o tem, że rdzeń jest dojrzały, to ścinają drzewo i dzielą pień na parę części, wyskrobują rdzeń, mieszają go z wodą i, odcedziwiszy wodę, otrzymują mąkę sagową, zupełnie zdatną do użytku. Jedno drzewo daje zazwyczaj 300 funtów mąki, a może dać 500—600 funtów. A więc tam się chodzi do lasu narąbać chleba, jak u nas się rąbie drzewo na opał“[11]. Przypuśćmy, że takiemu wschodnio-azjatyckiemu rębaczowi chleba potrzeba 12 godzin pracy na tydzień dla zaspokojenia wszystkich swych potrzeb. Obfitość wolnego czasu jest darem, którego przyroda użycza mu bezpośrednio. Potrzeba całego szeregu warunków historycznych, aby on ten czas wolny spożytkował produkcyjnie dla siebie samego, potrzeba przymusu zewnętrznego, aby wydatkował go w pracy dodatkowej dla osób obcych. Gdyby wprowadzono produkcję kapitalistyczną, to nasz zuch musiałby może pracować 6 dni w tygodniu poto, aby przyswoić sobie wytwór jednego dnia roboczego. Hojność przyrody nie tłumaczy wcale, dlaczego teraz pracuje on 6 dni w tygodniu, czyli dlaczego dostarcza 5 dni pracy dodatkowej, a więc ogromnego wytworu dodatkowego. Tłumaczy jedynie, dlaczego jego niezbędny czas roboczy jest ograniczony do jednego dnia w tygodniu. W żadnym jednak razie jego wytwór dodatkowy nie powstaje z jakiejś tajemniczej wrodzonej właściwości pracy ludzkiej.
Podobnie jak społeczne, historycznie ukształtowane, tak samo i przyrodzone siły wytwórcze pracy przybierają postać sił wytwórczych kapitału, w który praca zostaje wcielona.
Ricardo nie troszczy się nigdy o pochodzenie wartości dodatkowej. Traktuje ją on jako coś będącego właściwością kapitalistycznego trybu produkcji, tej przyrodzonej w oczach jego formy produkcji społecznej. Gdzie mówi on o wydajności pracy, tam upatruje w miej nie przyczynę istnienia wartości dodatkowej, lecz tylko przyczynę, określającą jej wielkość. Natomiast szkoła jego ogłosiła siłę wytwórczą pracy za przyczynę powstawania zysku (czytaj: wartości dodatkowej). Jest to bądź co bądź postęp w stosunku do merkantylistów, którzy ze swej strony wyprowadzają nadwyżkę ceny wytworów nad kosztem ich wytworzenia z zamiany, z ich sprzedaży powyżej ich wartości. Pomimo to i szkoła Ricarda prześlizgnęła się tylko nad tem zagadnieniem, lecz nie rozstrzygnęła go. Doprawdy trafny instynkt podszepnął tym ekonomistom burżuazyjnym, że jest rzeczą bardzo niebezpieczną zgłębiać zbytnio palącą kwestję pochodzenia wartości dodatkowej. Ale cóż powiedzieć, gdy w pół wieku po Ricardzie pan John Stuart Mili z poczuciem dumy stwierdza swą wyższość nad merkantylistami, kiepsko powtarzając nędzne wykręty pierwszych wulgaryzatorów Ricarda?
Mill powiada: „Przyczyną zysku jest to, że praca więcej wytwarza, niż potrzeba dla jej utrzymania“. Dotychczas stara to piosenka; ale Mill chce też dodać do niej coś własnego: „Albo też wyrazimy się nieco inaczej: przyczyną tego, że kapitał przynosi zysk, jest fakt, że żywność, odzież, surowce i środki pracy trwają przez czas dłuższy od czasu, potrzebnego dla ich wytworzenia“. Mill miesza tu trwanie czasu pracy z trwaniem jej wytworów. Z tego punktu widzenia piekarz, którego wytwory trwają tylko jeden dzień, nie mógłby nigdy ze swych robotników najemnych wycisnąć tego samego zysku, co producent maszyn, którego wytwory trwają 20 i więcej lat. Coprawda, gdyby gniazda ptasie nie trwały przez dłuższy czas, niż potrzeba dla ich uwicia, to ptaki musiałyby się obywać bez gniazd.
Stwierdziwszy raz tę podstawową prawdę, Mill stwierdza zaolei swą wyższość nad merkantylistami: „Widzimy więc, że zysk pochodzi nie z przypadkowej zamiany, lecz, z siły wytwórczej pracy. Całkowity zysk w danym kraju jest zawsze określony przez siłę wytwórczą pracy, bez względu na to, czy jakakolwiek zamiana odbywa się czy też nie. Gdyby nie było podziału zajęć, toby nie było również kupna ani sprzedaży, ale zawsze jeszcze istniałby zysk“. A więc zamiana, kupno i sprzedaż, ogólne warunki produkcji kapitalistycznej, są tu czystym przypadkiem, a zysk istniałby jeszcze zawsze bez kupna i sprzedaży siły roboczej.
Dalej: „Jeżeli ogół robotników danego kraju wytwarza o 20% więcej, niż suma ich płac, to zysk wyniesie 20%, jakikolwiek będzie poziom cen towarów“. Z jednej strony jest to nadzwyczaj udatna tautologja, ponieważ, jeżeli robotnicy wytwarzają wartość dodatkową wysokości 20% dla swych kapitalistów, to zyski będą się miały do sumy płac roboczych, jak 20:100. Z drugiej strony jest bezwzględną nieprawdą, że zyski „wyniosą 20%“. Zyski muszą być zawsze mniejsze, gdyż są obliczane w stosunku do całkowitej sumy wyłożonego kapitału. Przypuśćmy, że kapitalista wyłożył np. 500 f. szt., z czego 400 na środki produkcji, a 100 na płace robocze. Jeżeli stopa wartości dodatkowej stanowić będzie, jak przyjęliśmy wyżej, 20%, to stopa zysku wyniesie 20: 500, czyli 4%, a nie 20%.
Mill ciągnie dalej: „Przyjmuję wszędzie, jako założenie, obecny stan rzeczy, który poza niewielu wyjątkami panuje wszędzie tam, gdzie kapitaliści i robotnicy stanowią odrębne klasy, to znaczy, że kapitalista wykłada zgóry wszystkie koszty z robocizną włącznie“. Mill zgadza się zresztą, że „nie jest bezwzględnie konieczne, aby tak było“, tam nawet, „gdzie kapitaliści i robotnicy stanowią różne klasy“. Wręcz przeciwnie. „Robotnik mógłby poczekać na wypłatę tej części swej płacy, która przekracza pokrycie najniezbędniejszych potrzeb życiowych, aż do całkowitego ukończenia roboty; mógłby nawet poczekać na wypłatę całej płacy, gdyby miał środki, potrzebne do utrzymania się przez ten czas. Ale w tym ostatnim wypadku byłby on do pewnego stopnia kapitalistą„ który włożył kapitał w przedsiębiorstwo i dostarczył części funduszów, potrzebnych do prowadzenia go“. Równie dobrze mógłby Mill powiedzieć, że gdyby robotnik wyłożył zgóry sobie samemu nietylko swe środki utrzymania, lecz również swe środki pracy, to byłby w rzeczywistości swym własnym najmitą,. Albo że chłop amerykański jest swym własnym niewolnikiem, tylko odrabiającym pańszczyznę dla siebie samego, a nie dla obcego pana.
Wykazawszy nam w ten sposób jak na dłoni, że produkcja kapitalistyczna istniałaby nawet wtedy, gdyby jej wcale nie było, Mill jest zkolei dość konsekwentny, aby dowodzić, że nie istnieje ona nawet wtedy, gdy istnieje. „A nawet w poprzednim wypadku (gdy kapitalista wykłada zgóry robotnikowi jego całkowite środki utrzymania) możemy rozpatrywać robotnika z tego samego punktu widzenia (to znaczy jako kapitalistę). Gdyż oddaje swą pracę poniżej ceny rynkowej (!), co możemy rozpatrywać tak, jak gdyby wypożyczał tę różnicę (?) swemu przedsiębiorcy i odbierał ją z procentem[12]. W rzeczywistości robotnik bezpłatnie wykłada zgóry kapitaliście swą pracę na przeciąg tygodnia i t. p., aby po upływie tego tygodnia i t. p. otrzymać jej cenę rynkową; to czyni go, zdaniem Milla, kapitalistą! Na nizinie byle kupa piasku wydaje się wzgórzem; niski poziom dzisiejszej naszej burżuazji możemy zmierzyć kalibrem jej „wielkich myślicieli“.




  1. „Samo istnienie przedsiębiorców kapitalistycznych, jako odrębnej klasy, zależne jest od wydajności pracy“ (Ramsay: „An essay on the distribution of wealth, London 1821“, str. 206). „Gdyby praca każdego wystarczała tylko na to, aby wytworzyć jego własne środki utrzymania, to własność nie mogłaby istnieć“ (Ravenstone: „Thoughts on the fundnig system, London 1824“, str. 14, 15).
  2. Według niedawnego obliczenia w samych tylko zbadanych dotychczas okolicach świata żyje jeszcze conajmniej 4 miliony ludożerców.
  3. „U dzikich Indjan amerykańskich prawie wszystko należy do robotnika, 99 setnych produktu przypada pracy. A w Anglji może robotnik nie otrzymuje bodaj i dwóch trzecich“ („ The advantages od the East India trade etc. London 1720“, str. 73).
  4. Drachma — srebrna moneta starożytna. Tł.
  5. Diodorus Siculus: „Bibliotheca historica“, lib. I, c. 80.
  6. „Chociaż pierwsze (bogactwo przyrodzone) jest najszlachetniejsze i najbardziej korzystne, lecz czyni ono ludność lekkomyślną, dumną i skłonną do wszelkich ekscesów; natomiast drugie rozwija czujność, literaturę, sztuki piękne i cywilizację“ („England’s treasure by foreign trade or the balanee of our foreign trade is the rule of our treasure. Written by Thomas Mun, of London merchant, and now published for the common good by his son, John Mun, London 1609“ str. 181, 182). „Nie znam też gorszej klątwy dla jakiegoś ludu, niż gdy jest rzucony na taki szmat, ziemi, gdzie środki utrzymania powstają po większej części isame przez się, a klimat wymaga lub pozostawia niewiele troski o odzież i ochronę przed niepogodą... Coprawda, bywa ii krańcowość przeciwna. Grunt, którego uprawa nie może dać plonu, jest równie zły, jak grunt, bez pracy przynoszący obfite plony“ („Am inquiry into the present high price of provisions, London 1767“, str. 10).
  7. Potrzeba wyliczania okresów wylewu Nitu zrodziła astronomję egipską, a wraz z nią panowanie kasty kapłańskiej, jako kierowniczki rolnictwa. „Porównanie dnia z nocą jest momentem, gdy Nil zaczyna przybierać, a więc który Egipcjanie musieli obserwować z największą czujnością... Oznaczenie tego roku zwrotnikowego było rzeczą niezmiernie ważną dla ich prac rolniczych. Musieli więc szukać na niebie widomych znaków jego powrotu“ (Cuvier: „Discours sur les revolutions du globe. Éd. Hoefer, Paris 1863“, str. 141).
  8. W Indjach jedną z materjalnych podstaw władzy państwowej nad drobne mi i niezwiązanemi ze sobą organizmami produkcyjnemu było regulowanie zaopatrywania ich w wodę. Mahometańscy władcy Indyj rozumieli to lepiej, niż ich następcy — Anglicy. Przypomnijmy tu tylko głód w r. 1866, który w okręgu Orissa, prezydentury bengalskiej, pozbawił życia przeszło miljon Hindusów.
  9. „Niema dwóch krajów, które dostarczałyby jednakowej ilości środków utrzymania w tej samej obfitości i z tym samym nakładem pracy. Potrzeby ludzi wzrastają lub zmniejszają się zależnie od surowszego lub łagodniejszego klimatu, w którym żyją. A więc stopień, w którym mieszkańcy różnych krajów zmuszani są do pracy, nie może być jednakowy, a w praktyce niepodobna tej różnicy pracowitości ocenić Inaczej, niż w skali stopni ciepła i zimna. Możemy stąd wysnuć ten wniosek ogólny, że ilość pracy, potrzebna dla utrzymania danej liczby ludzi, jest największa w klimacie zimnym, najmniejsza zaś w gorącym. Istotnie, w klimacie zimnym nietylko człowiek potrzebuje więcej odzieży, ale i ziemia więcej uprawy, niż w klimacie gorącym“. („An essay on the governing causes of the natural rate of interest. London 1750“, str. 60). Autorem tej epokowej rozprawy bezimiennej jest J. Massey. Hume zaczerpnął z niej swą teorję procentu.
  10. „Każda praca powinna (widocznie należy to również do praw i obowiązków obywatela) dawać nadwyżkę“ (Proudhon).
  11. F. Shouw: „Die Erde, die Pflanze und der Mensch. 2 Auflage. Lelpzig 1854“, str. 148.
  12. J. St. Mill: „Principles of political economy. London 1868“, str. 252, 253 passim.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karl Marx i tłumacza: Jerzy Heryng.