Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej

>>> Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Ćwikliński
Tytuł Kilka uwag o zadaniach i organizacji nauki polskiej
Data wyd. 1919
Druk Dziennik Poznański
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Dr. Ludwik Ćwikliński.

Kilka uwag
o zadaniach i organizacji
nauki polskiej.
Czcionkami Drukarni Dziennika Poznańskiego.
1919.

Czy narody mają swoje własne, odrębne nauki? Czy istnieje osobna nauka polska, francuska, niemiecka?
Cele nauki nie różnią się wedle narodowości lub krajów, lecz są wszędzie te same. Badania uczonych dążą do odsłonięcia prawdy, która jest jedna dla wszystkich, do uzyskania pewników, ogólne i bezwzględne mających znaczenie. Wszyscy też badacze, do jakiejkolwiek należą narodowości, równemi posługują się metodami i środkami pomocniczemi.
Mimo to nie można nauce odmówić pierwiastka i znamienia narodowego. Podobnie jak poezja i inne sztuki, czerpie i ona soki z ziemi, z którą badacz swem pochodzeniem, swą myślą i swem sercem jest związany: grunt rodzimy wywiera wpływ na sposób jego pracy i nadaje jego tworom właściwą woń i barwę. Odkąd mianowicie nauka z życiem w coraz ściślejszy wchodzi kontakt, odtąd społeczeństw myśli i dążenia coraz silniej na nią oddziaływują. W różnych więc krajach różne umiejętności szczególną znajdują sprawę: tu te, tam inne powstają i rozwijają się kierunki pracy. Gdy zaś dorobek naukowy jednostki staje się zyskiem i własnością ogółu i służyć ma całemu światu uczonemu, gdy skupienie indywidualnych zabiegów ułatwia odkrycie doniosłych wyników, pożądaną jest rzeczą, by się siły po różnych krajach rozrzucone gromadziły i w zgodnej, celowej pracy dla postępu nauki ze sobą łączyły.
Różne w tym duchu podejmowano przedsięwzięcia. Urządzano zwłaszcza kongresy międzynarodowe, urządzano je często, może aż zbyt często. Sądzono bowiem, że przynoszą dużo dobrego; mniemano nawet, że przyczyniają się do wyrównania przeciwieństw narodowych, do wzmocnienia braterstwa umysłowego, do podniesienia atmosfery kulturalnej, ogólnoludzkiej. Wypadki lat ostatnich wykazały jednak, jak nikłe były pod tym względem wyniki, jak kruchą solidarność duchowa narodów; całkiem rozprysnąć się ona musiała w chwili, w której bataljony pruskie wkroczyły do Belgji, gdy na niebios sklepieniu ujrzano łunę od pożaru, który w perzynę obrócił prastary uniwersytet lowański wraz z jego biblioteką bezcenną.
Znaczne natomiast są korzyści naukowe. Wypływają one nie tylko i nie tyle z wykładów samych, ile przedewszystkiem z bezpośredniego zetknięcia się uczonych, reprezentujących różne narodowości i różne prądy. Nieodzownie bowiem potrzebna jest wymiana myśli między uczonymi o pojawiających się nowych ideach im etodach; dyskusja swobodna daje częstokroć podnietę do dalszych dociekań; we wzajemnem oddziaływaniu znajduje niezbędne dla nauki różniczkowanie swą naturalna syntezę.
Znaczenia kongresów międzynarodowych dowodzi również udział w nich państw, które osobnych wysełały delegatów, zarówno w tym celu, aby unaocznić opiekę swą nad nauką, jako też dla tego. aby uzyskać pogląd na bieg ruchu naukowego i przyswoić sobie to, co mogłoby być przydatne dla ich celów i zadań.
Nauce polskiej brakło dotychczas podpory i osłony państwowej; wskazana była wyłącznie na gorliwość jednostek, które wobec trudności, stawianych przez państwa zaborcze, tylko usilna praca mogły ją utrzymać na wyższym poziomie. Skromnym był więc z reguły także udział naszych uczonych w kongresach międzynarodowych, i wzbraniano im wywieszać własny sztandar; ilekroć go przywieszali, spotykały ich z tego powodu przykrości.
Teraz nareszcie będą mogli także nasi uczeni gromadzić się około chorągwi własnego państwa, które im zapewni pomoc i osłonę. Teraz przy nadarzającej się sposobności będą mogli zaprosić badaczów ze świata całego do jednego z miast polskich. Żadne z nich nie miało dotychczas zaszczytu goszczenia ich w murach swoich, i nie mogły nawet ani chciały o to zabiegać wobec danych dotychczas warunków politycznych. Urządzenie zaś zjazdu powszechnego teraz na ziemi wolnej, w tem, czy w owem życia naszego ognisku podniosłoby naszej kultury i nauki powagę i znaczenie u bliższych i dalszych narodów, ożywiłoby i pogłębiłoby ruch narodowy w społeczeństwie własnem.
Prawdziwa twórczość czy to poety i malarza, czy też badacza, jest indywidualna. Zbiorowe trudy nie wydały żadnych dzieł epokowych. Genialny utwór lubi samotność — powiedział trafnie pewien myśliciel. Podejmując zadania olbrzymie, przerastające siły i możność jednostek, musi jednak nauka stosować te same sposoby pracy, które są w użyciu w wielkich przedsiębiorstwach przemysłowych, i potrzebuje licznego zastępu pracowników, znacznych zasobów.. dobrej organizacji. Tym potrzebom zaradzić nie mogą chwilowe zebrania uczonych, lecz tylko stałe, trwałe instytucje, w pierwszym rzędzie Akademje umiejętności i pokrewne im stowarzyszenia o charakterze akademickim. One więc, nie zadowalając się ogłaszaniem nadsełanych rozpraw, wzięły na siebie obowiązek wykonywania różnych pomnikowych przedsięwzięć i spełniały go w ostatnich dziesięcioleciach z coraz znamienitszym skutkiem, z coraz lepszem powodzeniem. Także Akademja krakowska w tym duchu postępuje i powołać się może na szereg wydawnictw wielkiej wartości.
Atoli wymagania nauki są teraz tak różnorodne i tak wysokie, że niejednokrotnie siły i zasoby jednej instytucji nie wystarczają, i koniecznem się wydaje spółdziałanie innych. Z tego powodu zawarły niemieckie akademje w Berlinie, Getyndze, Heidelbergu, Lipsku i Monachjum oraz akademja wiedeńska kartel, a związek ten, którego delegaci niemal co rok w jednem z tych miast się zbierają, by o kwestjach zasadniczych i o pracach przygotowawczych obradować, rozpoczął, i w części już dość daleko naprzód posunął prace nad szeregiem wydawnictw, jako to: thesaurus linguae latinae, katalog bibliotek średniowiecznych, matematyczna encyklopedja i i.
Kartel zawarto w r. 1893, a już w sześć lat później, na konferencji, zwołanej przez londyńskie Towarzystwo Królewskie (Royal Society) berlińska Akademje do Wiesbadenu, zawiązało dziesięć europejskich wielkich korporacyj naukowych Międzynarodową Asocjację Akademji. Przez przystąpienie zaproszonych dalszych członków wzrosła liczba uczestniczących instytucyj do liczby 22. W chwili wybuchu wojny należały do zespołu 3 Akademje paryskie (Académie des inscriptions et belles lettres, Académie des sciences, Académie des sciences morales et politiques). 2 londyńskie (Royal Society i British Academy), 4 niemieckie (Akademje berlińska i monachijska, Towarzystwa naukowe w Getyndze i Lipsku), jedna austrjacka (wiedeńska), 10 z innych stolic państw europejskich, jedna amerykańska (National Academy of Sciences w Waszyngtonie) i ces. Akademja umiejętności w Tokio.
Do grona sprzymierzonych korporacyi naukowych nie wciągnięto ani czeskiej Akademji w Pradze, ani naszej Akademji krakowskiej, Powód był podobno ten, że Austrja, tak jak inne państwa, wyjąwszy Niemcy, Francję i Anglję, reprezentowane być miały przez delegatów jednej tylko instytucji- Krzywda to była niemała dla naszej Akademii i dla naszej nauki. Obecnie odpadły względy, które, zdaje się, przeszkadzały wstąpieniu Akademii krakowskiej do uczonego koła. Polska istnieje jako samodzielne państwo i żądać ma prawo, by nauce polskiej zasiąść wolno było obok siostrzyc dotychczas uprzywilejowanych i pracować z niemi wespół nad wyświetleniem życia i natury zagadnień.
Jak się w przyszłości stosunki asocjacji ułożą, nie jest jeszcze wiadomem. Wątpiiwem wydawać się może, czy się utrzyma dotychczasowa jej organizacja, przyznająca niemieckim instytucjom wyjątkowe stanowisko. Manifest, który duchowa elita narodu niemieckiego, 93 najwybitniejszych uczonych ogłosiło ku obronie wypowiedzianej wojny, i inne objawy, o tem świadczące, że uczeni niemieccy nie chcieli rozumieć i uznawać mentalności innej krom własnej, wykopały między nimi a resztą świata uczonego przepaść, która nie da się zapełnić bez znaku widocznego, że w wyobrażeniach uczonych kół niemieckich nastąpił zwrot stanowczy. Skoro asocjacja wznowi swą czynność, Akademia krakowska — przypuszczam — o przyjęcie do grona korporacji ubiegać się będzie.
Bezsprzecznie należy się jej zaszczyt zastępowania nauki polskiej już ze względu na jej tytuły formalne i rzeczowe, ze względu na poważne stanowisko, które jej zjednały trudy całego świata naukowego polskiego, ze względu na myśl wszechpolską, która przyświecała jej założycielom i wyraz znalazła w jej statutach, o ile dane wówczas stosunki polityczne na to zezwalały. Ona też jedna z pomiędzy naszych towarzystw posiada organizację urzędową wyższej korporacji naukowej, a ściśle ograniczona liczba jej członków czynnych i korespondentów dokonywa się drogą wyboru, kooptacji, gdy natomiast inne polskie stowarzyszenia naukowe mają charakter i ustawy zwykłych stowarzyszeń.
W najbliższym jednakowoż czasie niezawodnie zmiany w organizacji Akademji krakowskiej nastąpią, i to właśnie w celu konsekwentnego i zupełnego przeprowadzenia jej charakteru ogólnopolskiego.
Dotychczas, jak wiadomo, na członka czynnego o pełnych prawach mogła Akademja krakowska powoływać jedynie uczonego, posiadającego przynależność państwową do Austrji, specjalnie do Galicji. Polacy z Królestwa Kongresowego, z dzielnicy wielkopolskiej i ziem innych polskich otrzymywać mogli tylko godność członków czynnych zagranicznych. Ta anomalia, rozumie się, nadal istnieć nie może.
Ile mi wiadomo, zastanawiał się już zarząd Akademji nad sprawą zmiany statutu, i wpłynie ona zapewne na porządek obrad najbliższego zgromadzenia walnego.
Zdaniem mojem jest rzeczą pożądaną, aby inne towarzystwa zachowały dotychczasową odrębność i samodzielność; wszystkie, i te, co istnieją od dawna, jak nasze wielkopolskie i toruńskie — obydwa pełne zasług, które tem wyżej cenić należy, im większe były przeciwności i trudności, które pokonywać musiały — i te, które wskrzeszone zostały w ostatnich latach lub jeszcze powstaną, mają lub mieć będą swą odrębną misję, zastosowaną do stosunków dzielnicowych. Utworzenie nowych ognisk nauki w świeżo założonych uniwersytetach i wynikające stąd znaczne pomnożenie liczby pracowników oraz zasobów naukowych przyczynia się do pogłębienia i rozgałęzienia zadań i celów tychże towarzystw, a przysunięcie och w tej czy owej formie do Akademji, istniejącej w duchowej stolicy Polski, usposobi naukę naszą do wykonywania całego szeregu wielkich przedsięwzięć, które jej mogą zapewnić znaczenie w umysłowości europejskiej.
Przed laty blizko 120, przy schyłku r. 1802, ówczesny prezes warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Albertrandi, w mowie na posiedzeniu wygłoszonej wykazywał konieczność usiłowań celem rozszerzenia terytorialnego wpływu twórczości rodzimej i zastanawiał się nad tem, coby czynić należało, aby i w Polsce „zrodziły się szczęśliwie krzewiny, godne przesadzenia do najbujnieszych niw zagranicznych“. Stanisław Tarnowski twierdzi w swej Historii literatury polskiej, że to życzenie dotychczas się nie spełniło, że uczoność naszych uczonych nie podniosła oświaty i nauki na świecie, lecz podniosła tylko cywilizację wewnętrzną, a usprawiedliwienie upatruje w tej okoliczności, że główny prąd historii dotąd przez kraj nasz nie płynął. I co do tezy samej i co do usprawiedliwienia możnaby uczynić pewne zastrzeżenia. W każdym razie w przyszłości jużbyśmy się owem tłumaczeniem zasłaniać się nie mogli, gdy pomyślne wydarzenia ostatniej doby z ziem naszych stworzyły terytorjum, przez które główny prąd historyczny także przechodzić niewątpliwie będzie, i przyznały nam miejsce odrębne a równorzędne obok tych narodowości, które kroczyły i kroczą na czele cywilizacji.
Chcąc jednak, aby nas sędziowie obcy za godnych miejsca owego uznali, dbać o to także musimy, aby „księgarnia nasza narodowa“, o jakiej Albertrandi przy wspomnianej sposobności mówił, była więcej im przystępną i zrozumiałą przez przekłady i streszczenia, w tym lub owym języku, bardziej aniżeli nasz rozpowszechnionym, podawane, i więcej obfitującą w dzieła i rozprawy treści powszechnej.
Dla czego piśmiennictwo nasze — zwłaszcza w zakresie umiejętności duchowych — zwracało się głównie ku temu, co dotyczy naszego kraju i narodu, jego dziejów, literatury i kultury, obszernie, tłumaczyć i usprawiedliwiać nie potrzeba. Pierwszym obowiązkiem było, pełnić służbę około tego, co własne; roboty było pod tym względem bardzo dużo, a liczba pracowników szczupła. Ody zaś teraz warunki na lepsze się zmieniły, wypada, sądzę, częściej odtąd sięgać myślą poza granice łanów ojczystych. Jednostronność zacieśnia widnokrąg. Większą tedy doniosłość, aniżeliby na pierwszy rzut oka wydawać się mogło, posiadałyby wydawnictwa tego rodzaju, jak np. rozpoczęta przez grono filologów naszych edycja dzieł Grzegorza z Nazianzu.
W tym związku niech mi wolno będzie dorzucić uwagę, odnoszącą się do organizacji nauki nie tylko polskiej, lecz nauki wogóle.
W biegu wieków przeobrażały się akademje umiejętności niejednokrotnie. Był czas, w którym i praktycznym celom służyły. Czcigodne Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Warszawie zaskarbiło sobie około kraju niemałe zasługi, że poświęcało uwagę także sprawom przemysłowym i rolnictwu, że myślało i o kasach oszczędności i o chatach włościańskich, o zdrowiu i oświacie ludu; krótko powiedziawszy „łączyło naukę z wszystkiemi stosunkami życia.“ W ostatniem stuleciu akademie w przeważnej liczbie ograniczyły zakres działania i odsunęły od siebie cele praktyczne, by się oddać wyłącznie w usługi czystej nauce. Jednostronność posunięto tak daleko, że techniczne umiejętności mimo ich niezrównanego postępu pozóstawiono niemal zupełnie poza kołem akademickiem. lekarskim zaledwie tu i owdzie pozostawiono lub przyznano miejsce w przybytkach najwyższej nauki. W ostatnim czasie nastąpił zwrot pewien ku lepszemu, aczkolwiek jeszcze nie ogólnie i nie w dostatecznej mierze. Słusznie zaś przedstawiciele nauk medycznych i technicznych powołują się na wysoki stopień doskonałości, który one osiągnęły, na wysokie stanowisko, które w życiu kulturalnem zajmują. Słusznie żądają przyznania zasadniczym, pomysłowym pracom swych mistrzów formalnej także równorzędności z pracami teoretyków, żądają stwierdzenia wyraźnego, że w ich usiłowaniach tkwi również idealizm naukowy. Godziwą tedy byłoby rzeczą, aby się ich życzeniom zadość stało, już to przez powołanie do życia osobnych ciał naukowych już też przez dodanie nowych wydziałów do oddziałów już istniejących w akademiach. Urządzenie wydziałów technicznych wymagałoby dużych funduszów ze względu na potrzebne zakłady pomocnicze.
Akademje umiejętności i uniwersytety wzajemnie się uzupełniają. W pośrodku między niemi stoją instytuty, poświęcone specjalnym zadaniom naukowym. Już przed stu laty Wilhelm Humboldt rozpoznał i określił ich doniosłość. Istnieje ich też liczba spora we wszystkich krajach cywilizowanych; w ostatnich zwłaszcza dziesięcioleciach wzrosła znacznię. Przeważna ich część była przystępna dla uczonych wszystkich narodowości. Przypomnę tylko Instytut Pasteura w Paryżu, świetnie przez rząd holenderski wyposażoną stację botaniczną na wyspie Jawie i Instytut zoologiczny w Neapolu, założony przez Doluna. Wiele państw subwencjonowało stację neapolitańską w ten sposób, że na pewien okres czasu wynajmowały w niej miejsca pracy. I nasi uczeni pracowali tam wielokrotnie na miejscach, nabytych przez Austrję. Mam nadzieję, że wkrótce otworzą się znów podwoje instytutu i że uczeni polscy studja odbywać będą mogli już na miejscach, przez polską Rzeczpospolitę opłacanych.
W zakresie nauk duchowych sławy zażywają instytuty archeologiczne w Atenach i Rzymie. W austrjackim znajdowali gościnę także nasi uczeni, którym krakowska Akademja umiejętności poleciła zbieranie materjału historycznego w archiwum papieskiem i innych. Prace te przerwy jeszcze dłuższej doznawać nie powinny. Stosunek jednak dotychczasowy do zakładu austrjackiego trwać dalej nie może, tem mniej, ile że egzystencja tego zakładu jest niepewna. Niechby więc w stolicy katolickiego świata, do której naród nasz cały z takim odnosi się pietyzmem, co rychlej obok niedawno założonego przez naszych biskupów hospicjum dla kapłanów, powstała stacja naukowa polska dla historyków, archeologów, filologów i innych specjalistów, którzy do wiecznego miasta na studja udawać się zwykli!

Z radością prawdziwą zaznaczyć wypada, że już w pierwszych miesiącach swego istnienia państwo polskie stworzyło Instytut w wielkim stylu dla badań w zakresie rolnictwa, Instytut puławski. Może finanse państwa naszego ustalą się w tej mierze, że będzie możliwem stopniowe zakładanie instytutów, przeznaczonych dla badań w innych działach — już to jako zakładów odrębnych, już też w połączeniu z tem lub owem towarzystwem, z tą lub ową wyższą uczelnią. Bo i z uniwersytetami i innemi szkołami wysokiemi bywają takie zakłady niekiedy łączone i służą w takim razie wprawdzie w pierwszym rzędzie młodzieży uniwersyteckiej, w dalszym jednak i badaczom. Nie mało przyczyniają się one też do zbliżenia do siebie członków różnych narodowości. Stosunki przyjazne związują się przecież najłatwiej w wieku młodzieńczym i trwają zwykle najdłużej!
We Francji w ostatnim czasie nastąpiła w tym duchu na uniwesytetach specjalizacja studjów. W Rennes zajmują się gruntownie starożytnościami i językoznawstwem celtyckiem, uniwersytety w Aix i Grénoble przeznaczone są dla głębszego studjum historji i literatury włoskiej, uniwersytet w Bordeaux dla studjum historji i literatury hiszpańskiej, teraz zaś noszą się z planem utworzenia w Strassburgu centrum dla studjów nad niemiecczyzną, osobliwie Anglików i Amerykanów, tak iżby nie potrzebowali udawać się do Niemiec.
W Wiedniu istnieją również podobne zakłady, z uniwersytetem luźniej lub ściślej związane, mianowicie także dla slawistyki. Obok seminarjum slawistycznego, którym kierował czasu swego Miklosich, następnie Jagić, założono przed laty kilkunastu Instytut dla historji wschodnio-europejskiej, któremu ks. Franciszek Lichtenstein ofiarował bogatą w cenne dzieła bibljotekę głośnego ongi publicysty rosyjskiego Bilbasowa. Nadto istniał plan założenia na Wydziale teologicznym katedry i instytutu dla historji i liturgii kościołów wschodnich w krajach bałkańskich.
Wątpliwem wydawać się może, czy wobec gwałtownego przewrotu stosunków politycznych będzie Wiedeń i nadal ogniskiem naukowem dla slawistów. Petersburg, do którego młodzież słowiańska więcej ciążyła, aniżeli do Wiednia, na razie przynajmniej i zapewne przez dłuższy czas z powodu bezładu, który siły Rosji ubezwładnił, zadania tego spełniać również nie będzie. Wartoby się więc zastanowić nad tem, czyby nie wypadało korzystać z chwili obecnej, czyby nie należało w jednem z naszych miast uniwersyteckich stworzyć stację dla nauki i badań w zakresie etnografji, historji, prawa, lingwistyki i literatur narodów słowiańskich.
Praga już nas poniekąd ubiegła; bo tam już od lat szeregu w poważnej liczbie słuchacze z różnych krajów słowiańskich podążali. Może jednakże nie jest jeszcze za późno, aby zabrać się do dzieła.
Jeden ze Slawistów naszych szczególną sprawie poświęci, uwagę i projekt instytutu wypracował.
W końcu zdań kilka o jeszcze jednym sposobie wzajemnego porozumiewania sie na niwie naukowej, o wymianie profesorów między uniwersytetami. W ostatnich latach przed wojną ujęto tę sprawę we formy umowy między państwami, osobliwie miedzy Północnymi Stanami Ameryki a kilku państwami europejskiemi. Amerykańscy profesorowie wykładali w Paryżu, francuscy w Ameryce. Niemcy, którzy oddawna wysełali tam swych uczonych, już też, aby obejmowali katedry stałe, już też, aby w różnych collegs i towarzystwach cykle wykładów wygłaszali, ustanowili w Ameryce dwie stałe profesury: co roku inni udawali się tam nauczyciele, w zamian przyjeżdżali Amerykanie do Niemiec. Także Austrja zawarła podobny układ. W zimowem półroczu 1912/13 wykładał w Wiedniu filozof Fullerton z Columbia-University. Ten na moją prośbę miał także w Krakowie i Lwowie klika prelekcji. Myśl sama zjednała sobie przyjaciół na różnych miejscach, także we Lwowie. Senat tamtejszego Uniwersytetu wystąpił zatem z wnioskiem, aby do skutku doprowadzono podobna wymianę profesorów między paryskim Uniwersytetem z jednej, a lwowskim i krakowskim z drugiej strony.
Zanim projekt w czyn się obrócił, wybuchła wojna, która jego urzeczywistnienie uniemożliwiła. Teraz, mniemam, mogłyby projekt snadnie podjąć uniwersytety polskie, których liczba tak znacznie się podniosła. Znalazłby on, przypuszczam, poklask nie tylko w Paryżu, gdzie trwa nieprzerwanie pamięć o Mickiewicza wykładach w collège de France, lecz także zapewne we Włoszech, z któremiby również stosunki nawiązać wypadało. Ileby delegaci nasi, z tego lub owego uniwersytetu wybrani, dla rozpowszechnienia trafnych wyobrażeń o naszej nauce, literaturze, kulturze, dla sławy naszego imienia zdziałać mogli, nie potrzeba wyjaśniać. Nasza zaś młodzież uniwersytecka, a z nią i starsi, oddani pracy umysłowej i żywiący dla nauki szczery interes, otrzymaliby z wymownych ust przedstawicieli romańskiej umysłowości lepszy wgląd w jej istotę, a zarazem sposobność zbliżenia się duchem do narodów, z którymi nas łączą tradycja, sympatja, pokrewieństwo wielu upodobań i skłonności, a w chwili obecnej także szczera wola zgodnego działania na arenie dziejowej.
„Polak w pielgrzymstwie, niema jeszcze imienia swego, ale będzie mu to imię potem nadane“ — czytamy we wstępie do Księgi pielgrzymstwa polskiego.
Nauka polska była w całem niemal stuleciu ostatniem takim pielgrzymem który nie posiadał swego imienia; odebrano jej godło własne, wtłaczano ją przymusem w obce otoczenie, ale ona, choć zakrywana obcym płaszczem i przygniatana, wychylała się i przypominała się światu i nie utraciła swej cechy odrębnej. Gwiazdą bowiem dla jej statku była wiara w przyszłość, a „iglicą magnesową miłość ojczyzny“. Wreszcie po szalonej burzy, która wstrząsnęła okrętami świata całego, urabia się inny porządek i spodziewać się pozwala, że nauka nasza już nie na statku skromnym, lecz na dużym okręcie, obsługiwanym przez liczne grono dzielnych sterników i wioślarzy pod flagą własnego państwa na rozlegle przestworza poszukiwań i dociekań wypłynąć będzie zdolna.
Historia nauk — powiedział Goethe — jest wielką fugą, w której głosy narodów, jednego po drugim się odzywają.
O uzdolnieniu narodu naszego świadczą same badaczów imiona, które na horyzoncie naukowego świata zajaśniały jako gwiazdy pierwszorzędne. Miejmy nadzieję, że usilna i niezwątlona praca tych, co się u nas pod nauki znaki zapisali lub w przyszłości przy jej chorągwi staną, oraz pomoc społeczeństwa i państwa, na które obowiązki opiekunów i szafarzy spadają niezadługo zdziałają, iż oryginalna nuta polska zabrzmi donośnie i przodować będzie w tej lub owej części wszechnarodowego nauk koncertu.


W uzupełnieniu uwag o międzynarodowym splocie korporacyj naukowych, winienem nadmienić — o czem dowiedziałem się dopiero w ciągu druku rozprawki — że niebawem nastąpi odbudowanie międzynarodowej organizacji naukowej, atoli na warunkach I we formach odmiennych od tych, które były dotychczas, mianowicie też bez udziału Niemców i ich sojuszników I że krakowska Akademja ma w tym związku miejsce zapewnione. Obrady, sprawy dotyczące, odbywały się w Brukselli w drugiej połowie lipca. W zgromadzeniu konstytucyjnem uczestniczyli delegaci dziewięciu z szesnastu państw zaproszonych, między nimi takie delegat krakowskiej Akademii umiejętności, prof. Natanson, którego sprawozdanie tymczasowe zarząd Akademji tewi dniami między członków czynnych rozesłał; na walnem bowiem posiedzeniu administracyjnem w dniu 28 listopada, ma Akademja powziąć uchwałę względem przystąpienia do umowy obowiązującej na lat dwanaście. Na zebraniu brukselskiem uznano przedewszystkiem dotychczasowe układy międzynarodowe za nieważne i nie istniejące i uchwalono zawiązać „Radę Międzynarodową badań naukowych“ (Consell International de Recherches International Research Council z siedzibą w Brukselli. Obok Rady utworzone zostaną odrębne związki, poświęcone „bądź osobnym naukom, bądź też szczególnym zadaniom, wymagającym zespolenia usiłowań cywilizowanych narodów“. Działalność Rady i związków rozciągać się będzie do zakresu nauk matematyczno-przyrodniczych i ich zastosowania w medycynie, technice, rolnictwie itd. — Z inicjatywy paryskiej Acedémie des inscriptions et belles lettres, ma się nadto zawiązać druga podobna organizacja dla uprawy nauk humanistycznych p. t. „Union académique de Recherches et de Publications“: Akademię krakowską również już do spółudziału zaproszono.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Ćwikliński.