<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Król Piast
Tom II
Podtytuł (Michał książe Wiśniowiecki)
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1888
Druk Bracia Jeżyńscy
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.

Wybuchy takie gwałtowne, nagłe otwieranie się uciśnionego ducha — a po nich znowu powszednia apatja i obojętność na wszystko, milczenie uparte, były cechą temperamentu raczéj niż charakteru króla. Początek nieszczęśliwy panowania nauczył go, że walka z nieprzyjaciołmi była nad siły, a poparcie przyjaciół za słabe... zamykał się więc w sobie cierpiąc, starając tylko nie zdradzać boleści, przez rodzaj dumy.
Zwątpienie o zwycięztwie po kilku próbach nadaremnych, czyniło go już na przebieg spraw obojętnym, nie żył już ale wegetował.
Ale ten stan bierny wyczerpywał go także i przychodziły momenta stanowcze, w których krew się w nim poruszała, słowo napierało z ust — chciał pokazać, że chociaż milczał tak chłodno, rozumiał, widział i czuł wszystko. Żona szczególniéj i Prymas obchodzili się z nim okazując lekceważenie — dla tego w końcu i jéj i jemu gorączkowo rzucił w oczy prawdą. Ale wybuch taki nie miał u niego żadnych następstw i ciągu. Ostygał, zamykał się w téj żółwiéj skorupie obojętności — powracał do znieczulenia...
Nazajutrz też po zgonie Prymasa, król Michał ostygły, wyszedł tylko aby żadnéj z form i zwyczajów nie chybił i nie zaniedbał. Twarz wprawdzie nosiła ślady doznanych wrażeń, lecz one mogły uchodzić za następstwo choroby...
Daleko silniéj dzień ubiegły, wystąpienie męża, śmierć Prymasa podziałały na królowę. Z Wiednia też nadeszły listy, które zmianę zapowiadały ze strony Cesarza... Ojciec wymagał aby Eleonora wytrwała do końca, jako żona ściśle spełniająca swe obowiązki. Choroba Michała, przepowiadany mu zgon czyniły bezużytecznemi starania wszelkie, zawsze cień mogące rzucić na królowę i na cesarską rodzinę.
Wszystko to razem, po rozmyśle, po płaczu, skłoniło królową do zupełnéj zmiany w postępowaniu.
Chciała się na pozór przynajmniéj pojednać z mężem, wejść w jego życie i w oczach ludzi uchodzić — bodaj za małżonkę przywiązaną.
Wprawdzie z dnia na dzień tak zmienić ton, zachowanie się — nawet sam tryb życia — było zanadto uderzającém.. Musiała stopniować swe nawrócenie — aby Michał uwierzył że szczerem było. W sercu jéj nie zmieniło się nic, uczucia może tylko nienawiści, gniewu jeszcze się spotęgowały — ale pozory — z doskonałym instynktem przebiegłości kobiecéj — Eleonora obmyślała bardzo trafnie.
Smutek głęboki poprzedził to mniemane nawrócenie — złagodniała naprzód ogólnie dla wszystkich nim poczęła łagodność większą okazywać mężowi.
W następstwie nie chciała aby król Michał tylko widział i czuł zmianę, pragnęła ją na jaw wprowadzić, uczynić widoczną wszystkim.
Poczęło się to bezzwłocznie.
Król nierychło mógł to postrzedz, bo znowu pogrążonym był w sobie...
Jedynemi chwilami jaśniejszemi dla niego były te które spędzał u pani Krajczynéj, Hela Zebrzydowska długo się opierając uległa wreszcie i podała rękę Kiełpszowi — król jako powinowatéj sprawił wesele okazałe, Krajczemu na Litwie nadał tenutę zaoczną i korzystną, ale oboje Kiełpszów zatrzymał przy sobie.
Mówił otwarcie.
— Niemam nikogo — jestem sam, nawykłem do Heli — niech czasem mam się choć przed kim poskarżyć...
Rzadko jednak, aby nazbyt oczów i języków nie zwracać na siebie — król o ile możności nieznacznie wykradał się do Kiełpszów, którym dał pomieszczenie na zamku...
Nie mogło to ujść bacznego oka takich przebiegłych szpiegów jak Toltini i niewieści dwór królowéj. Wiedziano że Zebrzydowska była powinowatą, widziano w niéj coś więcéj może — Hela wcale się o to nie troszczyła.
Chcąc dokuczyć mężowi królowa Eleonora probowała wprzódy różnemi sposobami pozbyć się Heli z zamku — ale spotkała opór tak stanowczy choć chłodny, iż musiała się wyrzec postawienia na swojem.
Za to wszelkiemi możliwemi sposoby starała się przy każdéj zręczności, uroczyście dworskiéj i t. p. upokorzyć Krajczynę, zepchnąć ją w ostatnie rzędy... okazać jéj niechęć i odrazę.
I to nie skutkowało, bo Kiełpszyna miała charakter i takt wytrzymujący wszelką próbę. Gdy potrzeba było, mogła nie widzieć, nie słyszeć i nie rozumieć. Gdy niespodziany zwrót nakazywał teraz królowéj — zmienić całą taktykę postępowania, zrozumiała że i względem Heli powinna się była inaczéj postawić, bo tak wielce jéj użyteczną być mogła.
Ostrożną jednak być musiała, bo czytała w oczach Kiełpszynéj, że ta się łatwo uwieść nie da.
Bardzo zręcznie rozpoczęła od zbliżenia się do kilku pań polskich, najmniéj jéj wstrętliwych — zapraszając je na obiady. Mniéj uderzającem było że przy obcych zwracała się czasem do męża i wciągała go w rozmowę. Król Michał zdziwiony w początku — chociaż w szczerość przejednania nie wierzył, rad był choć pozorami jakiejś zgody.
Między ludźmi zaczynano mówić o tem, że królowa przestała być tak dla męża obojętną jak dawniéj, przypisując to politowaniu nad stanem zdrowia jego. Michał gdy mógł być spokojniejszym więcéj nic nie wymagał. Wpadał w to swe odrętwienie i zadumę — i nie skarżył się...
Przypadło to właśnie na czas gdy Hetmanowa Sobieska z rozkochanym mężem swoim była w tak naprężonych stosunkach, iż nawet straszny wyraz — rozwód — zabrzmiał w ustach męża. Pobyt długi w Gdańsku — wyjazd do Francji i przeciągnięte tam zamieszkanie Marji Kaźmiry przyprowadziły Hetmana do rozpaczy.
Gniewał się już i groził — a nadąsana pani, pewna swéj przewagi, odpowiadała listami, w których męża nie oszczędzała, stawiła mu warunki, nie chciała się zakopać na wsi...
Z téj niebytności w kraju Hetmanowéj, która rozdrażnienie męża podtrzymywała — korzystano usiłując go pogodzić z Pacami, ułożono wydanie pokrewnéj Sobieskiego Radziwiłłównéj za księcia Dymitra Wiśniowieckiego, starano się zbliżyć do siebie i przejednać Paców z Hetmanem. Sobieski niesłychanie zajęty wojskiem, czuwaniem nad granicami, zapobieganiem związkom żołnierskim — wymykał się, trzymał zdala ode dworu i przeciągał podanie ręki nieprzyjaciołom...
Królowa — wchodząc po raz pierwszy w życie czynniejsze — pochwyciła zręczność tę aby się stać użyteczną i naprzód zbliżyć do pań polskich, a przez nie pomódz królowi...
Wszystko to było rzeczą tak nową, tak dziwną, że ludziom patrzącym wierzyć się nie chciało w zmianę, gdy król Michał śmiercią Prymasa i rozkazami z Wiednia nadesłanemi wykładał to sobie.
Nie mógł już przywiązać się do żony, ani nawet zmuszać szczerości tych objawów — ale one życie czyniły znośniejszem. — Rad był i temu.
Sprawy krajowe wikłały się tymczasem coraz straszniéj i tylko czujności Sobieskiego, jego wierze w to iż rzeczpospolita dźwignąć się mogła i miała siły po temu, winien był kraj ocalenie.
Trudnem jednak było odrodzenie moralne tego stanu szlacheckiego, który sam jeden był wszystkiem. — Wypadki począwszy od pierwszych elekcij królów, rokosze, związki wojskowe, sejmy nawet zuchwale zrywane, coraz zmniejszająca się władza i powaga królów, coraz pomnażający zamęt w pojęciach obowiązków i praw — mnożyły zamieszania i anarchją. Stan szlachecki widział tylko przed sobą prawa swoje — ciągle obawiając uszczerbku w nich, a znać nie chciał swych obowiązków...
Wyszukiwano ustawy uwalniające od wszelkich służebności, ograniczające władzę królewską — a ciężary zrzucano z siebie. Odmawiano poborów — nie chciano ani słyszeć o pospolitem ruszeniu — wyrzucano królom zaciągi wojsk obcych, a wymagano aby niemi bez szlachty bronili sami rzeczypospolitéj. Wyciągnąwszy w pole szlachcic po upływie kilku tygodni wracał do domu krzycząc — płać albo rozpuszczaj!!!
Jakże się było zewnętrznemu obronić nieprzyjacielowi skutecznie, gdy wojska się z rąk wyślizgały, wiązały przeciwko Hetmanom, samowolnie zajmowały zimowe leże, narzucały na majętność ciężary, a na Sejmie niebezpieczeństwom od granic wierzyć nie chciano...
Logika wypadków jest nieubłaganą, chociaż nie zawsze chód jéj się daje wykazać. Elekcje wprowadziły przekupstwo, — zaczęto potem tak samo za pieniądze nabywać nadania, starostwa, urzędy. Płacono za nie królowi lub królowéj.
Prywata rozpościerała się coraz bezwstydniéj i pojęcie obowiązków znikało. Zatem szło że w całe życie szlacheckie wciskał się interes osobisty, że żołnierz wymiatał bezbronnego ziemianina, ziemianin na sejmie myślał nie o rzeczypospolitéj ale o własnéj korzyści z każdego kroku i głosu.
Nawet ów kataklyzm kozacki, — straszliwy gniew boży — niepotrafił przywieść do upamiętania.
Zadanie rządzących w kraju, w którym bezrząd był stanem normalnym stawało się niesłychanie trudnem. — Potrzeba było energij razem i przebiegłości aby pokierować nieswornemi i zmusić do posłuszeństwa.
Wśród takiego zawichrzenia — król jakim był Michał — musiał być ofiarą — niemal bezczynną.
W końcu jednak obezwładnienie i oczekiwanie jakiegoś składu szczęśliwszego okoliczności stało się Michałowi nieznośnem. Czuł się wyczerpanym, chciał raz skończyć — i powtarzał sobie nieustannie — walczyć zginąć!!.
W takiem usposobieniu ducha przyszedł raz na lasce się opierając, przedwcześnie zestarzały, wycieńczony do Kiełpszów. Ile razy myśli własne wprawiały go w stan niepokoju — szedł pociechy szukać u przyjaciółki młodości — użalić się przed Helą. Umiała złagodzić cierpienie słowem jakiejś nadziei, otuchą szczęśliwszego zwrotu.
Sobieski ciągnął z wojskami na przeciwko Turkom. Wzywany po kilkakroć do Warszawy, wymawiał się ciągle obowiązkiem nieoddalania od obozów — czuwania aby się nie formowały związki. Przybywszy do stolicy, bawił w niéj krótko i ująć się nie dawał.
Od kilku dni król Michał odbierając wiadomości o ruchach wojsk, o opóźnieniu się Litwy i Paca, który umyślnie, jak utrzymywano, ociągał się przyprowadzeniem posiłków, aby Sobieskiego na sztych wystawić — okazywał niepokój nadzwyczajny.
Hela — śledząca każdy ruch jego, rozpytująca codzień doktora Brauna — posyłająca męża... aby jéj przynosił o królu wiadomości po kilka razy na dzień — ujrzała go z pociechą wielką wchodzącego nieśmiało do skromnego mieszkania, które z mężem na zamku zajmowała.
Na bladéj twarzy króla malowało się rozdrażnienie jakieś nie zwyczajne i zaledwie przywitawszy kuzynkę, trzymając jeszcze jéj ręce drżące — odezwał się.
— Wiesz, wiesz — co postanowiłem? — dłużéj tak gnuśnie gnić nie mogę, postanowiłem — wyruszyć z gwardją, i stanąć na czele wojsk, obok Sobieskiego.
Gdy to mówił a twarz mu się zapałem rodzącym rozjaśniała, zarazem oddechu mu zabrakło i obejrzał się szukając krzesła — kilkadziesiąt kroków trochę wzruszenia, wyczerpały go.. Hela patrzała zdumiona.
W téj chwili wszedł krajczy, któremu oznajmiono, że król był w odwiedzinach u jego żony.
— Słuchaj że — odwracając się do niego odezwała się Hela — król, w tym stanie zdrowia, postanowił, na nic się nie oglądając — jechać do wojska i objąć nad niem dowództwo.
Kiełpsz ręce załamał.
— Ale to po prostu jest niepodobieństwem, zakrzyknął. Potrzeba naprzód zdrowie i siły odzyskać.
Michał poruszył się żywo na siedzeniu.
— Właśnie to mi może dać zdrowie rzekł, naprzód, uspokoję się, potem powietrze, ruch, zajęcie, mogą mnie orzeźwić.
— N. Panie przerwała Hela, słyszałam to z ust doktora Brauna, potrzeba nadewszystko spoczynku, wygód, regularnego życia, pokarmów dobranych do stanu zdrowia, tego wszystkiego nie można mieć na wojnie. — To było by wprost samobójstwem.
Król zapatrzony w okno zdawał się niesłyszeć.
— Braun? stary Braun — rzekł z przekąsem — co on wie? on nas i chorób naszych nierozumie. Ludzie krwi rycerskiéj w pokoju gniją i w niwecz się obracają — wojna ich pokrzepia. Nakoniec jest to nad siły moje wytrwać tu zdala — bezczynnie — z rękami założonemi, gdy tam Sobieski laury zdobywać będzie.
Już dziś on tu jest więcéj bohaterem, królem panem niż ja.
Pobije turków — ale razem i mnie dobije — bo ja po jego zwycięztwach, jeszcze nikczemniejszym wydawać się będę.
Nie — nie! — dodał z zapałem — choćby przyszło nałożyć głową — pójdę!
Hela się sprzeciwiać wręcz nieśmiejąc, szepnęła mężowi na ucho ażeby Brauna przyprowadził, a sama się zajęła przygotowaniem szklanki lemoniady, która czasem, chwilowo ulgę królowi sprawiała w boleściach na które cierpiał.
Przyniesiony napój Michał, całując jéj ręce połknął chciwie i zadumał się.
— Będzie temu z pół roku — począł po cichu, nie powtarzaj tego nikomu... proszę cię — przywidzeniem to jest może — posądzam grzesznie. Lemoniada twoja mi to przypomniała. Siedziałem w sypialni, kazawszy sobie przygotować taki sam napój, który czekał na mnie w sali posiadalnéj.. Posłałem był po Toltiniego.. Usłyszawszy szmer otworzyłem drzwi i ledwiem miał czas dojrzeć jak pochylony nad szklanką w niéj się rozpatrywał, odskoczył nagle. Wszedłem, nie patrzałem na lemoniadę.. Toltini mnie gniewał. — Począłem mu robić wymówki, tłumaczył się. Zmęczony, pochwyciłem szklankę, która czekała na mnie i wypiłem ją duszkiem. Smak dziwny mnie uderzył, — całe usta wewnątrz ściągnęła jakaś cierpkość.. Zapach napoju był nie zwykły, jak gdyby czosnkiem go zaprawiono. — Odepchnąłem szklankę,[1] Wieczorem było mi niedobrze.. od téj pory, cierpię więcéj, mogę powiedzieć że ani jednego dnia zdrowia nie miałem.
Blada słuchała Hela, tak rozbierając to wszystko, doszła do przekonania, że gdyby, jak król posądzać się zdawał, w napój rzucono truciznę, nie mogłaby ona działać tak wolno.. pospieszyła więc uspokajając.
— N. Panie, rzekła — w tym napoju nic przecie być nie mogło.. naprzód że w tak zbrodniczy zamiar nie mogę uwierzyć — powtóre że trucizna — gdy już to straszne słowo wyrzec potrzeba — tak powolnie nigdy nie działa.
— Mylisz się — żywo przerwał Michał — umyślnie czytałem wiele. — Są trucizny których działanie na lata się rozkłada... a Toltini jest włochem. Spuścił król głowę.
— Nie mówmy o tem — dodał, tak — posądzam może niewinnie. Morsztyn powiada że ja się sam niezdrowemi truję pokarmami, ale cóż ja tak niezdrowego jadam! Węgrzyn! raki, które lubię.
Hela poruszyła ramionami niechcąc przedłużać rozmowy o tym przedmiocie, właśnie też wchodził stary Braun, posuwistym krokiem, ociężale. — Był to już trzech czy czterech królów z kolei nadworny doktór, nie zagłębiający się w księgach, nie studiujący Hipokrata i Galena, ale mający praktykę ogromną i nieocenione doświadczenie. Wzrok jego chwytał oznaki choroby dla drugich niedostrzeżone — wyroki jego zawsze prawie były przepowiedniami nieochybnemi. Hela pospieszyła naprzeciw niemu.
— Wzywam pana na ratunek, odezwała się — król nagle postanowił jechać do wojska i iść z niem na nieprzyjaciela! Jestże to podobieństwem? w tym stanie? Patrz pan!
Braun poprawił perukę flegmatycznie..
— Zdaje mi się rzekł, że przy największéj chęci, Najjaśniejszy Pan tego nie potrafi dokazać — siły braknie. Należy je wprzódy odzyskać... Życie regularne, djeta.
Michał ręką niecierpliwie poruszył.
— Mówicie mi ciągle jedno — odezwał się, słucham was — czy mi się w najmniejszéj rzeczy polepszyło i nic a nic!!. Pozwólcież sprobować czego innego — ruchu — powietrza, a nadewszystko wewnętrznego uspokojenia, dziś ja z samego niepokoju choruję.
Braun nieznacznie poruszył ramionami.
— N. Panie — rozpoczął..
— Niczego słuchać nie chcę — przerwał Michał — niemogę. Wierzcie mi że gorzéj już nie będzie jak jest, nie mam nic do stracenia. Po całych dniach trawi mnie wewnątrz jakieś poczucie niby głodu — próżni nie nasyconéj. Jem dziwnie, a potem boleści — boleści..
— Przestrzegam od jedzenia — szepnął Braun..
— Tak, ale nieznasz tego co ja doznaję — gdym głodny — rzekł król — na ówczas ogarnia mnie prawie szaleństwo... Muszę jeść — przynajmniéj przez ten czas gdy spożywam, mam chwilę wytchnienia.
Doktór słuchając głową potrząsał.
Nagle Michał zamilkł, spuścił głowę i próżną szklankę wyciągnął ku Heli... Ta spojrzała na Brauna, który cukier i cytrynę widząc na drugim stole, dał znak przyzwolenia, chociaż i temu napojowi nie bardzo rad się być zdawał.
— Ale o wyprawie pod Chocim, czy Kamieniec, czy ja tam niewiem gdzie — mówiła Kiełpszyna — mowy być nie może.
— A przynajmniéj nie powinno — potwierdził lekarz.
Zmarszczył się król.
— Waćpan będziesz przy mnie — szepnął — zawsze więc czas — zatrzymać, gdyby... choroba istotnie się pogorszyć miała...
Braun westchnął.
— Z téj podróży nic być nie może.
Zamruczał.
Dosłyszawszy tych wyrazów, król się uśmiechnął szydersko.
— Niewierzysz więc — rzekł — abym miał tyle siły nad sobą? — przekonasz się...
— Nawet przy największym wysiłku — jest to wprost niepodobieństwem — zamknął Braun — i poważnie przystąpiwszy do króla ujął jego rękę wychudzoną, długo puls badając.
Twarz miał zadumaną i smutną.
Zwolna opuścił potem rękę Michała i odstąpił na kilka kroków, milczący. Po chwili nie było go już w pokoju...
Hela chodziła nie spokojna... nie wznawiając rozmowy o wyjeździe, Michał dosyć wesoło coś rozpowiadać zaczął o pobycie Sobieskiéj we Francji, o którym rozmaite chodziły wieści, o ostudzeniu dla niéj męża, a nawet o projektach wyniesienia się ich obojga z Polski.
— Nie przyjdzie to nigdy do skutku — odezwał się Kiełpsz — Sobieski musiałby się wyprzedać, ma mnóstwo spraw w sądach i interesów, które myśleć nawet o tem nie dozwalają.
Zabawiwszy nieco jeszcze — Michał wstał, żegnając gospodynię.
— N. Panie — ta podróż? — zapytała...
— Jest postanowioną — odparł król zimno... Jeżeli na drodze zabraknie mi sił, zawsze czas się do łóżka gdziekolwiek bądź położyć.
I mówiąc to wyszedł, unikając przedłużenia rozmowy.
Hela, którą parę razy już królowa Eleonora, pod różnemi pozorami wzywała do siebie, tegoż wieczora posłała prosić ją o posłuchanie, które z nadzwyczajną uprzejmością, nigdy wprzódy nie praktykowaną, udzielone zostało...
Zdawało się krajczynéj, że król dla żony zmuszony do pewnéj względności i powolności — da się jéj może powstrzymać od wyprawy...
Eleonora przyjęła nienawistną sobie krajczynę tak mile i przyjaźnie, jakby spragnioną była jéj widzenia.
— N. Pani — odezwała się przybyła — dowiedziałam się od męża, iż król JMość postanowił jechać do wojska... Stan jego zdrowia, zdaniem doktora Brauna, niedopuszcza nawet myśleć o tem. Zdawało mi się że obowiązkiem moim było donieść o tem W. Królewskiéj Mości...
Eleonora wiadomość przyjęła z podziwieniem i żywem zajęciem.
— Ja o tem nic niewiem jeszcze... — rzekła — gorący biorąc udział w téj sprawie, ale nieomieszkam pytać go i będę się starała odradzić... Wistocie król jest — osłabiony...
Braun może trochę przesadza i stan jego zbyt groźnym wyobraża, ale inni lekarze, także mu spokój nakazują.
Czy potrafię królowi to wyperswadować? — Nie zawsze prośby moje u niego dobrym skutkiem są uwieńczone — dodała z ironicznym uśmiechem, co nieprzeszkadza bym spełniła obowiązek...
A po krótkiem milczeniu, dorzuciła.
— W każdym razie — jeżeliby król uparcie stał przy swojem — moje miejsce jest przy nim, pojadę także, choćby dla czuwania nad zdrowiem jego.
Hela zamilkła.
Królowa rozwodzić się zaczęła z wielką obfitością słów, — nad stanem zdrowia męża, nad jego sposobem życia; przyznała że w ostatnich miesiącach pogorszyło mu się znacznie, i starała się okazać nadzwyczajną gorliwość.
Krajczyna chwilę zabawiwszy, po głębokim ukłonie — odeszła...
Nazajutrz już na zamku nie było tajemnicą że król się do wyjazdu sposobił. Wydane zostały rozkazy do przysposobienia wozów, namiotów, koni, — do ściągnięcia pułków, które mu towarzyszyć miały. Młodzież się radowała wyprawie, starsi przewidywali w niéj coś groźnego.
Co tu mówić o wojowaniu — mruczał starszy koniuszy Terczak — kiedy on dwóch godzin na siodle nie wytrzyma... Konia mu potrzeba dać coby nogi miał, i na łeb nie leciał, szkapa co nogi ma trzęsie, a król utrząśnięcia nie znosi.
Kuchmistrz francuz, usłyszawszy o podróży przysposabiał długie regestra zapasów, których potrzebował niezbędnie inaczéj się nie podejmując króla karmić, bo mu dogodzić było trudno.
Nie bardzo jednak wierzono téj zachciance — gdyż wszyscy widzieli na twarzy króla wycieńczenie, a choć jego, częste spoczynki — opieranie na lasce, świadczyły jak mu każde żywsze poruszenie się było trudnem.
Braun protestował, krajczyna biegała nie spokojna wszystko to jednak niemogło powstrzymać przygotowań do podróży — a król nie tylko że nie zmieniał wydanych rozkazów, lecz co dzień przynaglał i pytał czy je spełniano.
Królowéj projekt wyprawy był bardzo na rękę — dawał jéj sposobność okazania się litościwą, i troskliwą o zdrowie męża.
Przy obiedzie naprzód zagaiła o tem zapytując męża czy prawda było że miał zamiar do wojska się udać, i że do wyjazdu czyniono przygotowania.
Trochę zadziwiony tem zajęciem — Michał pomilczawszy nieco odparł chłodno, że — musiał, jechać do wojska...
— Ale doktór Braun uznaje to nie możliwem — poczęła żywo Eleonora. Dowiedziawszy się o wydanych rozkazach wierzyć im niechciałam, mówiłam o tem z lekarzem... Sprzeciwia się stanowczo...
— Chociażby nawet było jakie niebezpieczeństwo odparł król chłodno — są wypadki w których się na nie narazić jest obowiązkiem...
— A więc pozwolisz W. królewska Mość — przerwała królowa — abym widząc go w takim stanie, — spełniła też obowiązek i towarzyszyła mu do obozu...
Wielkiemi oczyma spojrzał król na żonę, nieodpowiadając długo...
— Nie jest to przejażdżka dla rozrywki — rzekł tonem, w którym się trochę zniecierpliwienia przebijało... — a dla W. Król. Mości podróż taka, nawet przy dobrem zdrowiu, nielepszem jest niepodobieństwem niż dla mnie chorego... Jestem mężczyzną i nawykłem do niewygód, naostatek i niebezpieczeństwo...
— Jeżeli względy te niewstrzymają was — poczęła królowa z wielką gorącością, doskonale udaną — nie powinny i mnie strzymywać.
Ja koniecznie, proszę i domagam się o to.
Powtórnie król spojrzał zdziwiony, i dosyć sucho odparł.
— Nie mogę zgodzić się na to...
— Ja ustąpić nie mogę — dodała królowa...
Wstawano od stołu i na tem się pierwsza rozmowa skończyła...
Wróciwszy do swych pokojów, Michał długo stał zadumany, wpatrzony w ścianę — myśląc o téj metamorfozie Eleonory — któréj — pomimo całéj swéj dobroduszności — nie wierzył. Było coś w głosie, wejrzeniu, w każdym ruchu téj kobiety, co, pomimo największego starania o to aby się okazać szczerą, przejętą, nawróconą — ostrzegało i znamionowało fałsz i udanie...
Nierozumiał tylko król na co się to jéj przydać mogło.
Towarzyszyć sobie w podróży!! nie myślał dozwolić — oburzało go to... Jedynem dobrem w téj rozpaczliwéj wyprawie do wojska było że miał być swobodnym — że mógł nie widzieć jéj i nie karmić się tym fałszem, który mu sprawiał obrzydzenie.
Prosty jednak zakaz był niemożliwym. Zdawało się że Eleonorze szło o rozgłos tego poświęcenia — postanowił więc kanclerzynie Pacowéj i innym paniom zlecić to aby królowę starały się zatrzymać w Warszawie.
On zaś — niewzruszoną miał wolę stanąć przynajmniéj tam gdzie wołał obowiązek...
Nieszczęśliwa Krajczyna przekonała ich po kilku nadaremnych wysiłkach, że żadna już siła ludzka nie mogła zachwiać tem postanowieniem, które się wyrobiło długą rozwagą i rozpaczliwem położeniem.
Ohydny traktat Buczacki — haracz! poddaństwo niewiernym — stracony Kamieniec dniem i nocą brzemieniem leżały na jego piersi — życie dać aby się obmyć z tego sromu nie było nadto... Hela zaklinała go aby się dla lepszéj zachował przyszłości.
— Niema jéj dla mnie — odpowiadał gwałtownie — zostanie czarna w dziejach Karta, któréj nic nie wydrze... żyć z tym łańcuchem na szyi — dławić się tym bólem — nie mogę dłużéj...
Potrzebuję przynajmniéj zginąć na wojnie i pobłogosławię tę kulę, która mnie oswobodzi i oczyści!! Związano mi ręce — a bezwładnemu zarzucają bezczynność! — muszę więc iść abym okazał, żem życia dla ojczyzny nie żałował.. Ofiara też to nie wielka, tak było gorzkie!!
Stało się czego może życzyła sobie królowa, ofierze jéj towarzyszenia królowi nadano rozgłos wielki. Panie z kolei jechały błagać i odradzać — straszyć temi tatarskiemi ordami, które Marją Ludwikę zmusiły zawrócić od Krasnegostawu...
Wiedziano w całéj Warszawie o gotowości królowéj Eleonory do poświęcenia się dla męża, mówiono o tem wiele, pisano... Przyjaciele pod niebiosa ją wynosili...
Król nie rozprawiał już z nią o tem, milczał uparcie, ale rozkazów do podróży nie wydawał.
Natomiast przyśpieszano przygotowania wyjazdu dla chorego króla. Braun wyznaczonym był aby mu towarzyszył... Kiełpsz jechał także, a płacząca Krajczyna szeptała cicho — ażeby bliżéj być — pojadę do Lwowa...
W kraju, w wojsku to nagłe postanowienie królewskie przyjęte było ze zdumieniem — jedni mówili zapóźno — drudzy znajdowali to próżnem.
Rycersko mógł się tylko zalecić w pierwszych panowania początkach. — Wiedziano że chorował, nie miano mu nawet za zasługę, iż ostatkiem sił chciał służyć ojczyźnie.
Nieprzyjaźni — szydzili — urągając mu że na widok jego ani się podda Kamieniec, ani Turcy pierzchną... On sam pochlebiał sobie że za sobą pociągnie tę szlachtę, która go niegdyś na tron wyniosła, a potem opuściła tak haniebnie.
Ale — nie ruszał się nikt — długi nieład wszedł w nałóg — przebąkiwano, że nim stoi rzeczpospolita...
Widziano ją już rozszarpaną za Kaźmirza, a jednak nie rozpadła się i żyła jeszcze, nie wierzono ażeby Turek z kozakiem pożyć mogli choć osłabłą.
Na dworze tymczasem trwała komedja królowéj napierającéj się aby towarzyszyć mężowi — i opór bierny ze strony męża, — który dziękował, uśmiechał się zimno, z goryczą w duszy.
Stan jego codzień się pogorszał — pobożny ofiarował Bogu męczeństwo swoje, lecz postradał wiarę w ludzi, ochotę do życia, smak do niego. — Przyszłość mu się już nie uśmiechała — pragnął końca. Widziano go tylko dumniejszym coraz, zimniejszym, — obojętniejszym na wszystko... Napróżno ks. Dymitr który sobie pochlebiał że z Sobieskim potrafi dojść do zgody i przyjacielskich stosunków, usiłował podnieść upadłego na duchu, napróżno Pacowie obiecywali teraz po zgonie Prymasa, zupełną zmianę i rozbicie obozu nieprzyjacielskiego — Michał nie wierzył. Posłuszny im spełnił co życzyli, czynił kroki pojednawcze, wzywał listami Hetmana do siebie — Sobieski składał się nawałem zajęć — brakiem czasu — obiecywał, a widocznie króla unikał i coraz postępował samowolniéj, aby to co czynił nikomu tylko jemu było przyznane.
Z każdym też dniem człowiek ten, który był istotnie zesłanym i przeznaczonym na ratunek, rosnął i olbrzymiał w oczach wszystkich.
Gdy mowa była o nieszczęsnych traktatach Buczackich, o haraczu obiecanym turkowi, jednogłośnie się odzywano.
— Sobieski skruszy ich potęgę...
Na niego nie na króla się oglądano. I gdy wieść się rozeszła że Michał wyruszył do obozu nie uczyniła ona wrażenia najmniejszego, a Hetman zawiadomiony przyjął ją kwaśno. Król dla niego był zawadą, i kłopotem tylko... Słuchać go nie mógł — zdać nań dowództwo — śmiesznem było — osobą swą nie budził w żołnierzu męztwa... po cóż przybywał?..
Po cichéj rannéj mszy wysłuchanéj u Św. Jana, pobłogosławiony w podróż, w towarzystwie Podkanclerzego i dosyć licznego dworu — król puścił się ku Lwowu i Glinianom.
Ale zaraz pierwszych dni podróży — przekonać się mógł iż zbyt liczył na swe siły. Przybywał na noclegi tak znużony, iż musiał natychmiast iść do łóżka.
Nie skarżył się jednak i ani słowo nie zdradziło cierpienia... służba odgadywała tylko wysilenie jakiego potrzebował ażeby znużenie pokonać i boleści nie okazać. Braun zalewał go lekarstwami, które nie skutkowały. Oczy zapadły coraz głębiéj, skóra żółkła, oddech się stawał cięższy, a pragnienie i głód paliły go nieustannie. W drodze stawano często, aby choć kilku ugotowanemi jajami wewnętrzną tę czczość na chwilę zapełnić... Lecz zaledwie uspokojona wracała znowu...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.
  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast przecinka winna być kropka lub następny wyraz (Wieczorem) małą literą.