[148]list się kończy, po nim epilog się poczyna
Niech wszechmocna najpierwej cześć odbierze władza,
Co do prochu nicości złość pogan sprowadza,
A wieńcząc Bolesława znój mężnej prawicy,
Wstęp im w końcu toruje do Pańskiej winnicy.
Chrystusowi, którego prawo światem władnie,
Niechaj jego tryumfów dank cały przypadnie;
Boć nie prosta to ludzka lub rycerska sprawa,
W tym zwycięzkim polocie hufów Bolesława.
On opasał gród, wielką już przeszłością stary.
A tak groźny, przyrodą już mocen bez miary[1].
Pilna rzecz, zmieść go z drogi: bo to wieczna zdrada,
Wiecznie zeń rój łupieżców na Polskę wypada.
Na odsiecz oblężonym w czwał pędzą poganie,
Rozumiejąc nieczujnych zdybać niespodzianie;
Lecz daremny ich zamach, manowce i knieje,
W tak bezpieczne ich wzbijać nie mogą nadzieje.
Oni pewni rozpierzchłych są z góry ucieczki,
Więc na pieszo, po lasach każdej strzegą steczki.
Ktoś im szepnął, iż tędy zmierza huf książęcy,
[149]
Gdzie zaległ tłum ich gwarny z trzydziestu tysięcy.
Nowych czat to przestroga — lecz co więcéj budzi,
Iż Skarbimir mknie jeno w garść z siedmiuset ludzi.
Niebaczny, cóż mu nada, że sprawny, waleczny,
Wojewoda wnet pozna krok swój niebezpieczny!
Cicho! — drgnęło z oddali jezdne tępotanie...
Krzywym łukiem wnet przesmyk oskoczą poganie.
Las ich drzewców, ma postać w krąg zwitego jeża,
Co rozpaczną obronę kolcom swym zawierza.
Zdrad na pewność to jednak, iż stawiać w krąg czoło,
Zetrą, zgnietą, odeprą swój nacisk w około:
Bolesław jest tuż w porę — lotny, myśl dostrzega,
A jeża nie trącając, wirem go obiega.
Skarbimir, zaczem przestwór znajdzie ku środkowi,
Takiém naprzód w rycerstwie duch słowem odnowi:
„Ćma zgęszczona tkwi murem: ale zamną, wiara!
Wszak to z groźném pogaństwem znajomość nam stara“!
Rzekł, i skoczył na przedzie, a nikt nie pamięta,
Aby kiedy się stała taka rzeź zawzięta.
Wnet pierzchli, a siedm zamków, w jednym prawie rzędzie,
Oręż polski za pierwszym zamachem posiędzie.
Pana niebios pochwalmy i w jego kościele,
Zasługę męczennika widnego w tém dziele:
Boć to w święto Wawrzyńca zaszła rzeź ta sroga,
Po czém rzucon fundament pod przybytek Boga.
Tyle o syna Marsa przewagach w tym boju
Teraz opis zawarcia z Augustem pokoju,
Jak tenże syt nareszcie chrześcijan morderstwa,
Wolał w końcu dłoń podać zgody i braterstwa.
Tu niech się szczegółowiej nieco wspomnieć godzi,
Z jakich przyczyn? i jaką drogą cesarz wchodzi?
Odmalujem i pychę zawczesną mocarza.
Jak to dziedzinę Polan z góry rozposaża?
Jak daleko zamyśla? Lecz cóż te zamysły,
Czy od boskiej prawicy one nic zawisły?
Czy bez tego skinienia listek się poruszy?
Czy, gdy zechce, wód morskich do dna nie wysuszy?
Pasma gór nie roztrąci? nie zepchnie w doliny?
Wszak Bolesław go w środek wpuszcza swej dziedziny,
A gotów jest do zwarcia, nakształt lwa w odskoku,
Co najpierwej zgaduje przestrach — w strzelca oku.
[150]
Opór jego w żywotnej zgnieść sile należy,
Wpierw nim bogów domowych i ognisk odbieży.
Lecz wam Czesi! co karki ugiąć jeszcze wzbrania,
Gdy Bolesław przez odwrót ścianę swą odsłania?
Wasza siła za wątła! Nie takie to wrogi
Pohamują nad głową dobyty miecz srogi...
Któryż władca równego mu przybiera miano?
Któryż sąsiad swe przed nim nie zegnie kolano?
Tak, niosąc mord i pożar, jeszcze on wspaniały,
Ileż blasku mu owszem one nie przydały?
Ot, i Węgrów król wczasu zażywa spokojnie,
Ani, pewien dziś siebie, zamarzy o wojnie.
Do naszej nie należy w tém miejscu osnowy,
Wyszczególniać: kto opór przepłacił okowy?
A kto wolność ocalił, gdy uchylił skroni?
Wdzięczniejsze upominki w swej trzymamy dłoni:
Pochwały cudów męztwa i zalety zgody:
Z piewcami zdrad i matactw nie pójdziem w zawody.