Kurjer carski/Część druga/Rozdział XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kurjer carski |
Wydawca | Bibljoteka Groszowa |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Drukarnia Bankowa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Leo Belmont |
Tytuł orygin. | Michel Strogoff. Le courier du tzar. |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały tekst |
Indeks stron |
Oficerowie sztabowi, rozchodzący się po posiedzeniu Rady Wojennej, stali zelektryzowani, zgorączkowani u podjazdu pałacowego. Ujrzeli gońca Cesarskiego. Gdyby zastanowili się, uznaliby to za niemożliwość...
Wielki Książe żywo postąpił ku adjutantowi:
— Goniec od Cara. Dawaj go tu!
Wszedł człowiek o twarzy, znamionującej wielkie znużenie. Miał na sobie ubiór włościanina syberyjskiego, zniszczony, podarty podziurawiony przez kule. Rana, źle zabliźniona, szpeciła jego policzek. Nędzne obuwie świadczyło o trudach długiej pieszej podróży.
— Wasza Książęca Wysokość?! — krzyknął odprogu.
— Tyś kurjer cesarski?
— Tak.
— Skąd?
— Z Moskwy.
— Wyjechałeś?
— 15 Lipca.
— Nazywasz się?
— Michał Strogow.
To był bezczelny przywłaszczyciel, Iwan Ogarew.
Korzystał z tego, że nikt go tu nie znał. Wielki Książe oddalił gestem oficerów, którzy, uległszy wrażeniu, wbrew etykiecie, wtłoczyli się za gońcem do sali.
On i fałszywy Strogow pozostali sam na sam. Mierząc „gońca“ badawczem spojrzeniem, W. Książe zapytał:
— Gdzie był Cesarz 15 Lipca?
— W noc z 14 na 15 w Kremlu na balu.
— Masz list od Niego.
— Oto jest.
W. Książę rzucił okiem na lakoniczne pismo.
— List był dany ci w tym stanie?
— Nie! Zdarłem kopertę. Aby przy ewentualnej rewizji zamaskować przed żołnierzami Emira charakter listu.
— Dostałeś się do niewoli?
— Tak, na dni kilka. Dlatego przybywam 2 Października po 79 dniach podróży. Winienem był przybyć wcześniej.
W. Książe wczytał się w znane pismo Cara. Nieufność pierwszej chwili pierzchła. List był autentyczny. Człowiek dawał odpowiedzi trafne. Doniesienia były pierwszej wagi.
— Michale Strogow, znasz treść pisma?
— Znam! Musiałem wbić sobie ją w pamięć, aby powtórzyć tekst Waszej Wysokości, gdyby list mi zabrano.
— Wiesz, że ten list nakazuje nam umrzeć raczej, niżeli poddać miasto?
— Wiem.
— Wiesz, że donosi o ruchach naszych armij celem wstrzymania najazdu?
— Wiem... Ale te ruchy nie urzeczywistniły się.
— Co chcesz rzec przez to?
— Mówię o Iszymie, Omsku, Tomsku, gdzie nasi zostali osaczeni.
— Ależ nasze pułki kozackie jeszcze nie starły się z Tatarami.
— Mnóstwo razy, Wasza Książęca Mość!
— Odepchnięci?!
— Niestety! Wobec przewagi liczebnej wroga.
— Gdzież były te starcia?
— Pod Koływanią, Tomskiem.
Dotąd mówił prawdę. Lecz aby zgnębić obrońców Irkucka, przesadził triumf wojsk Emira — dodał kłamliwie:
— A poraz trzeci pod Krasnojarskiem.
— A ta potyczka? — rzucił książę przez zęby.
— To była bitwa.
— Bitwa?
— 20000 Rosjan, przybyłych od granic guberni Tobolskiej, walczyło z 50000 Tatarów. Mimo cudów odwagi, nasi zostali rozbici w proch.
— Łżesz! — krzyknął, książę, nie mogąc pohamować gniewu.
— Mówię prawdę — odparł zimno Strogow. Byłem świadkiem tej batalji. Tam dostałem się do niewoli. Odbyła się 2 września. Dzięki temu zwycięstwu siły Tatarów ześrodkowały się naokół Irkucka.
Książe opanował się. Dał poznać Ogarewowi, że nie wątpi o prawdzie jego doniesień.
— Liczysz te siły na...?
— Na 400000 ludzi!
Była to przesada znaczna, zmierzająca do celu zdrajcy. Książę cicho zapytał.
— Więc nie otrzymam pomocy z zachodu?
— Żadnej, Wasza Książęca Mość.
— A więc posłuchaj, Michale Strogow! Choćby nie miała przyjść żadna pomoc od wschodu i od zachodu i tej dziczy było nie 400, ale 800 tysięcy — nie oddam dobrowolnie Irkucka!
Ogarew schylił głowę, kryjąc złość spojrzenia. Wielki książę, chcąc ukoić wzburzenie, wywołane przez okrutne nowiny, jął przechadzać się szerokiemi krokami po salonie, przystawał milczący przy oknie, wpatrywał się w gwiazdy na mrocznem niebie i w dalekie ognie oblężniczych obozów... A złe oczy szły za nim niepostrzeżenie, z ukosa, jakby wypatrywały z nienawiścią ofiarę dawno planowanej zemsty. Minął kwadrans.
— Michale Strogow! wiesz, że w liście uprzedzony jestem o tem, abym nie ufał pewnemu zdrajcy?
— Wiem.
— Który chce zyskać mą ufność, aby...
— Wydać Irkuck Tatarom. Zowie się Iwan Ogarew. Zaprzysiągł zemstę osobistą cesarskiemu bratu.
— Za co?
— Za degradację, która go poniżyła z wyroku Waszej Książęcej Mości.
— Przypominam... Ależ ten nędznik zasługiwał na to, skoro rzucił teraz na swoją ojczyznę hordy tatarów!
— Najjaśniejszy Pan nalegał mocno na uprzedzeniu Waszej Książęcej Mości o grożącem Mu niebezpieczeństwie i kazał mi pilnować się przed tym zdrajcą!
— Spotkałeś go?
— Tak. Gdyby odgadł misję moją, już bym nie żył.
— Jak umknąłeś mu?
— Rzuciłem się w wody Irtyszu!
— Jak dostałeś się do Irkucka.
— Dzięki wycieczce obrońców, którzy odparli oddział tatarski. Wmieszałem się pomiędzy nich, kiedy cofali się ku bramie miasta. Dałem się poznać i... jestem tu.
— Michale Strogow! dowiodłeś odwagi i gorliwości, o jakich nie zapomina się. Masz jakieś życzenie?
— Tylko jedno: bić się przy boku Wielkiego Księcia.
— Dobrze! Od dziś jesteś moim adjutantem. Zamieszkasz w pałacu.
— A jeżeli zjawi się przed Waszą Książęcą Mością Iwan Ogarew pod fałszywem nazwiskiem, jak zapowiada list?
— Zdemaskujemy go dzięki tobie, bo go znasz. Umrze pod knutem. Odejdź!
Ogarew odsalutował po wojskowemu — wyszedł.
Tak zdrajca wszedł pomyślnie w swą rolę. Korzystał z bezgranicznej ufności W. Księcia. Mieszkając w pałacu, znał wszystkie sekrety obrońcy. Dzierżył w ręku klucz sytuacji. Nikt go nie znał — nie bał się tedy zdarcia maski. Przystąpił do wykonania czarnego dzieła. Rzecz nie cierpiała zwłoki — posiłkowe armje mogły zjawić się za dni sześć.
Obserwował prace obronne. Wciskał się między oficerów, żołnierzy, obywateli, którzy radzi byli słuchać bez końca opowieści jego fałszywych przygód. Próbował kłamliwemi wiadomościami zachwiać obrońców, ale spotykał w nich taką patrjotyczną nieugiętość, że zaraz się cofał, aby nie obudzić podejrzeń, i sam dodawał: „pomimo wszystko — należy bronić się do upadłego.“ Tedy nikt nie przejrzał piekielnego dna duszy zdrajcy.
Mniemał przez chwilę, że ziarno jego intryg znajdzie podatny grunt śród zesłańców. Zetknął się przypadkiem z Wasylim Fedorem. Ów przyszedł do niego. Popchnęła go chimeryczna nadzieja, że „kurjer cesarski“ mógł w swoich wędrówkach napotkać Nadję i coś wiedzieć o jej losie. Ogarew widział ją przelotnie na stacji pocztowej w Iszymie, ale nie zwrócił na nią uwagi. Udał obecnie współczucie dla męki ojca, rozpytując go:
— A kiedy córka pańska wyjechała z Rosji Europejskiej?
— W tym samym czasie, co pan.
— Zatem 15 lipca?
— Tę datę wskazała w poprzedzającym wyjazd liście.
— Tak?... No, to pan powinien położyć w tem nadzieję, że nie wyjechała, bo gdyby wyjechała — musiałaby wpaść w ręce Tatarów!
Wasyli Fedor odszedł ze zdwojoną troską w sercu. Niegodziwiec, wiedział o rozporządzeniu, ogłoszonem w Niżnym Nowogrodzie, zamykającem granicę Syberji. Mógł był zakomunikować to ojcu i tem go uspokoić, ale sprawiało mu przyjemność cierpienie Fedora, przekonanego, że córka jego sama nie wyrzekła się podróży we wskazanym terminie. Ogarew wściekał się tajnie, że na pomoc zesłańca politycznego w zdradzie kraju liczyć nie może.
Rachował teraz tylko na swój spryt. Postanowił osłabić czujność obrońców miasta, zaleciwszy oblegającym pozorne rozluźnienie osaczającego łańcucha, zaniechanie na pewien czas strzelaniny, potem nacisk pozorny w dwuch punktach od północy i południa, które miały przyciągnąć siły obrońców. Natomiast rachował na to, że wyda Tatarom miasto od strony portu Bolszaja, skąd nie spodziewano się ich wcale, gdyż rzeka nie była zamarzła, a lodowce zatrzymywały dostęp łodzi i barek. Wszelako Ogarew wiedział, że po zgrubiałych w pewnej mierze i nagromadzonych w pewnej ilości krach ukryty w mrokach nocy oddział może się przedrzeć do miasta. Trzeba było tylko dać mu hasło, kiedy oblężeni odciągną stąd siły i przerzucą na rzekomo bardziej zagrożone posterunki, zaniedbawszy bronić się z tej jakoby najbezpieczniejszej strony.
W tej myśli wychodził tajnie — któż bowiem śledzić mógł wypróbowanego w patrjotyzmie gońca cesarskiego — za obręb fortów. Albo czynił to jawnie, budząc tylko podziw straży dla swej odwagi i gorliwości: wszakże jakoby narażał życie, aby wybadać stan kry na rzece, w interesach obrony, wystawiając się na kulę od strony posterunków tatarskich.
W istocie zaś szedł na lodowce dla porozumienia się z pewnym cieniem o kształtach ludzkich, skradającym się zręcznemi skokami dołem kry za wysokim murem z lodu... Temu cieniowi z wyżyn lodowców rzucał listy zawierające wskazówki dla Feofar–Chana. Cieniem była... Sangarra!
Ogarew doniósł Chanowi, że wyda mu miasto nocą z dn. 5 na 6 Października.