Listy (Szczepański, 1908)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Stodor
Tytuł Listy
Pochodzenie Antologia współczesnych poetów polskich
Wydawca Księgarnia Maniszewskiego i Meinharta
Data wyd. 1908
Druk Aleksander Ripper
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LISTY.
I.

Z gorączką w duszy, w późną noc,
Trawiony żarem tęsknych snów,
Piszę do Ciebie. Muszę, wiedz,
Choć mówić z Tobą muszę znów!

Spokoju nie mam. Dzień po dniu
Mija, a tchu mi w piersiach brak,
Chodzę jak błędny, próżen sił —
Tęsknię za Tobą, tęsknię tak!

Tak mi Cię brak! — W tę ciemną noc,
Gdy wsłucham się w wichrowy szum,
Słyszę, jak żal w mej duszy łka,
Skroń mi rozsadza wspomnień tłum.

Wspominam tak niedawne dni!
Słyszę Twój głos, Twój śmiech, Twój chód
I drogą, blizką jesteś mi,
I kocham Cię, jak nigdy wprzód.

Dość oczy przymknąć, ręką dość
Osłonić mi płonącą skroń,
A tak wyraźnie widzę Cię.
Że drżę i drżąc, zaciskam dłoń...


Usta mi pali taki żar
Jak gdym całował piersi Twe...
Cicho. O szyby bije deszcz —
O, jak mi smutno, jak mi źle!


II.

Może jam śmieszny i szalony,
Że wciąż z tych wspomnień gorycz czerpię,
Komedy, jeden akt skończony —
Ale ja cierpię!

Rozumiesz Ty? Żal żre mi duszę
Rdzą jadowitą, bezlitośną,
Że zda mi się, iż krzyczeć muszę
Rozpacznie, głośno!

Chcę śmiać się, szydzić, — Nadaremno
Wyplenić ból ironią krwawą —
Napróżno wszystko! W duszy ciemno,
A w oczach łzawo.

Ach, jak źdźbłem uschłem, co ulata,
Porwane wirem zawieruchy,
Tak sercem mojem ból pomiata,
Wśród pustki głuchej.


III.

Nie dziw się, Droga, że nie mogę
Spokoju znaleźć. Tu tak smutno!
I cień jesienny na mą drogę
Jakby żałobą padł pokutną.

Chmurne dni przyszły, i z gór stoku
Smutku się zwiewa mroczna fala.
Gdybyś wiedziała, jak w tym mroku
Echo wspomnienia się rozżala!

Z wieczora mgła się dołem ścieli,
Ostrzępia stoki skał skrzesane,
Jezioro niknie w sinej bieli
Bezbrzeżne, głucho rozpłakane...

Posępne szczytów zbocza nizko,
Dziś zrana śnieg ubielił nowy —
Wiatr chłodny dmie przez pół ściernisko
I szumem pełni bór świerkowy.

Przed oknem mojem droga biała
Tak dziwnie w noc bieleje ciemną...
Z gorączką w oczach, rozbolała
Tęskota idzie w dal tajemną. —

Nie, nie. — Tu nie zostanę dłużej,
Cięży mi spokój ten kamienny —

Pierś wzbiera bólem, dzień się dłuży,
I nocy lękam się bezsennej.

Do miasta tęsknię znów, do ludzi!
W odmęt się rzucę blasku, gwaru!
Tam może w piersi moc się zbudzi,
Od złego się uwolnię czaru.

Może rozjaśni mi się droga
I gorycz w sercu się wyczerpie!
Może zapomnę! — Lecz nie, Droga,
Zapomnieć nie chcę, choć tak cierpię!


IV.

Przez sen szepnąłem imię Twoje,
Zbudziłem się cały drżący:
Zdawało mi się, żem cisnął usta
Do piersi Twej gorącej.

I sen uleciał: Tęsknię i płonę,
Wyciągam do Cię ramiona —
A w koło szumi noc czarna, głucha
I żarem spłomieniona.


V.

Słuchaj: zanadto Cię kochałem,
Zadługom z Tobą dzielił drogę,
Zbyt pragnień się złączyłem szałem.

W krew moją weszłaś, wrosłaś w duszę,
Oderwać się od Ciebie muszę –
A żyć bez Ciebie dziś nie mogę!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Szczepański.