Maleńka Dorrit/Część II/Rozdział II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Maleńka Dorrit |
Podtytuł | powieść |
Wydawca | Książnica - Atlas |
Data wyd. | 1925 |
Druk | Zakłady graficzne „Książnica-Atlas“ |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Tłumacz | Cecylia Niewiadomska |
Tytuł orygin. | Little Dorrit |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Drogi panie Clennam.
Piszę do pana w moim pokoju w Wenecji, gdyż wyobrażam sobie, że panu będzie przyjemnie odebrać wieść ode mnie. Choćby tak było, jednak nigdy mój list nie sprawi panu tyle przyjemności, ile mnie to pisanie. Bo dla pana wszystko zostało, jak było, niczego nie zabrakło w pańskiem życiu — może trochę mojej niewielkiej osoby, ale to przypomina się rzadko, na krótko — a tymczasem wkoło mnie wszystko tak dziwne, i obce, i tyle mi brakuje!
W Szwajcarji — zdaje mi się przed wiekami, choć zaledwie kilka tygodni upłynęło od tego czasu — spotkałam na wycieczce państwa Gowan. Kazała napisać panu, że jest zdrowa i szczęśliwa. Dziękuje panu za list, który jej oddałam, i wspomina pana serdecznie. Jest tak dobra i miła, że pokochałam ją prawie od pierwszego spojrzenia. Ale to nic dziwnego: nie wyobrażam sobie, aby ktoś mógł nie kochać tak prześlicznej istoty!
Przypuszczam, że nie wzbudzę w panu niepokoju, jeżeli powiem szczerze, że, co do mnie, wolałabym, ażeby wybrała sobie kogo innego na męża. Zdaje się, że pan Gowan bardzo ją kocha, a ona z pewnością kocha go ogromnie, lecz on wydaje mi się niedosyć poważny — nie w obejściu z żoną, tylko tak, wogóle. Ja przynajmniej na miejscu pani Gowan czułabym się opuszczoną i samotną, nie umiałabym z nim rozmawiać i dzielić wszystkich myśli. Może i ona czuje to troszeczkę, choć nawet nie wie o tem. Powiedziała przecież, że jest bardzo szczęśliwa.
Mam nadzieję, że spotkamy się z nią wkrótce, może za dni kilka, i przez pamięć o panu postaram się być dla niej przyjacielem. Drogi panie Clennam, pan może dziś nie myśli nawet o tem, że był pan moim przyjacielem wtedy, kiedy nikt inny nie troszczył się o mnie. I dziś niech pan nie sądzi, że mam tu przyjaciół, wcale mi nie chodzi o to. Wolę myśleć o przeszłości, której nie zapomnę nigdy.
Tak bardzo chciałabym wiedzieć — ale — niech pan nie pisze do mnie, chciałabym bardzo wiedzieć, co się dzieje z Plornishami i jak im się wiedzie w sklepiku, który im ojciec kupił. O, to była szczęśliwa chwila! Pan Nandy pewno teraz mieszka z nimi, codzień ogląda wnuczki i śpiewa cichym głosem od rana do wieczora. Biedna Maggi, bez łez nie mogę sobie jej wspomnieć — wiem, że jej tam brakuje Matusi napewno, choć wszyscy dobrzy dla niej. Niech jej pan powie, jak ją pan zobaczy, że ja więcej od niej żałuję naszego rozstania. Niech pan powie im wszystkim, że myślę o nich codzień, tęsknię do nich i nigdy się nie zmienię. O, gdyby wiedzieli, jak mi tu źle bez nich, żałowaliby maleńkiej Dorrit.
Wiem, że sprawi panu przyjemność dowiedzieć się, iż ojciec mój kochany czuje się, bardzo dobrze. Ta zmiana dobroczynnie wpłynęła na niego, nie mógłby go pan poznać pod wielu względami. Co do stryja, zdaje się, że mu to wszystko obojętne. Dawniej nie skarżył się nigdy, teraz nie okazuje radości. Zato Fanny odrazu stała się światową lady, piękną, zręczną i śmiałą w towarzystwie.
O sobie tego powiedzieć nie mogę i często wątpię, czy się kiedykolwiek nauczę tych mądrości. Pani General ciągle jest z nami, uczymy się po francusku i po włosku, ale moje postępy są bardzo nieznaczne. Skoro tylko zaczynam myśleć albo marzyć, myśl i marzenie biegnie w tę minioną przeszłość, zaczynam się kłopotać o wydatki, pracę, biednego ojca, i nagle przypominam sobie, że to wszystko zniknęło bezpowrotnie, a teraźniejszość tak jest nieprawdopodobna, i wszystko zdaje mi się snem, złudzeniem, z którego może kiedyś się obudzę. Mówię o tem do pana tak otwarcie, choć nikomu nie śmiałabym tego powiedzieć. Bo im wszystkim z tem dobrze, bardzo dobrze.
Nie będę pisała panu o tych pięknych krajach, przez które przejeżdżamy — zna pan je i tyle innych. Jednak muszę się przyznać, że nie oceniam dosyć ich piękności. Nie jestem do tego jakoś dobrze przygotowana, nie umiem skupić uwagi, sama siebie niedość rozumiem. Nie wiem, czy się wyrażam dosyć jasno, ja nie mogę się jeszcze oderwać od tego, czem żyłam dotąd, np. gdy jechaliśmy pomiędzy górami, często zdawało mi się, że za każdą skałą, gdy skręcimy — ujrzę — Marshalsea. Nawet przed panem wstyd mi się przyznać do tego, a przecież to jest prawda. To znowu w jakiejś posępnej dolinie spodziewałam się ujrzeć pokój pani Clennam, gdzie tyle dni upłynęło mi przy pracy. Albo pański pokój, ten, w którym byłam z Maggi, towarzyszył mi w podróży całe mile, widziałam go w mroku przez okno karety, jakgdyby jechał z nami. Pan nie wie o tem, żeśmy się tej nocy nie dostały z Maggi do domu, chodziłyśmy do rana po ulicach i siedziałyśmy pod bramą więzienia. Patrzyłam wtedy na gwiazdy, które widzę codzień z okna mego balkonu, i czasem mi się zdaje, że znów siedzę z Maggi przed zamkniętą żelazną bramą.
Po ulicy snują się ludzie, tacy sami, jak tam w Londynie. Kiedy płynę gondolą, zaglądam mimowoli w inne płynące gondole, czy nie zobaczę tam znajomej twarzy. Byłaby to wielka radość, ale chyba większe jeszcze zadziwienie. Szukam ich jednak wszędzie i prawie oczekuję, że lada chwila ujrzę drogie mi oblicze na moście, na wybrzeżu...
Jeszcze jedna rzecz wydaje mi się bardzo dziwną i napewno każdemu takąby się wydawała: bardzo często czuję dla — niego (nie chcę mówić wyraźnie) tę samą dawną litość i współczucie. Pomimo zmiany losu, z której on jest tak szczęśliwy, a ja dziękuję za nią Bogu, ogarnia mię chwilami tak potężny żal i współczucie, iż chciałabym zarzucić mu ręce na szyję, przytulić się do piersi i płakać, płakać długo. Potem byłabym dumna i zadowolona. Ale wiem, że nie mogę tego zrobić: on uczułby się dotknięty boleśnie, Fannyby się gniewała, pani General dziwiła. Więc nic nie mówię i jestem spokojna. Przez to jednak jestem od niego daleko, a mam takie uczucie, jakby wśród tej licznej służby i znajomych on potrzebował mię zawsze, jak dawniej.
Drogi panie Clennam, tyle napisałam o sobie, a przecież muszę jeszcze coś napisać, o co mi najbardziej chodzi. Wypowiadam panu wszystkie swoje myśli, choć wiem, że nie są mądre, ale pan mnie zrozumie i będzie pobłażliwy, prawda? Pan czasem myśli o mnie, chociażby niekiedy, bo pan bardzo zajęty, ale się obawiam, że pan myśli o mnie, jak o kimś zupełnie nowym, nie o tej maleńkiej Dorrit, którą znałeś. O, nie chcę, nie chcę tego! Niech pan zapomni o tych wszystkich zmianach, kiedy pan myśli o mnie. Niech pan pamięta tylko ubogą dziewczynkę, w skromnej, znoszonej sukni, która grzała zziębnięte nogi w przemokłych bucikach u pańskiego ognia. Niech pan pamięta o mem przywiązaniu i wdzięczności za wszystko, co zrobiłeś niegdyś dla biednego dziecka — Maleńka Dorrit.
P. S. Niech pan przedewszystkiem będzie spokojny o panią Gowan. Jest zdrowa i szczęśliwa, to jej własne wyrazy. A przytem taka śliczna!