[39]
IV. NOC.
Na tym kawałku ziemi Bóg położył dłonie
I odjął — i stanęła tu piękność w osłonie
Dziwnego majestatu. Smereki zielone
Zaplotły jej na skroni szmaragdów koronę,
A kształty jej przepysznie rzeźbionego ciała,
Niby grecka draperja, mgła lekka owiała.
U spodu szaty, jako taśma złotem szyta,
Mienią się górskie pólka jęczmienia i żyta,
A przepaska Dunajca, modra, falująca,
Z pod piersi, szumiąc, spada i o stopy trąca.
[40]
Nagie ramię kamienne, wyciągnione w górę,
Podtrzymuje zachodu królewską purpurę,
I jako karjatyda, strop niebieski dźwiga,
Aż blednie i w pomrokach liljowych zastyga.
Cicho! Oto jej księżyc srebrne bajki plecie
I majaczy tam dziwy niebywałe w świecie...
Rozbudza duchy białe, co w szczelinach drzemią
I rade o północy hasają nad ziemią...
Zroszonym mchom rozplata brylantowe włosy
I jako dziwożona, łechce senne wrzosy...
Halny wiatr[1] powiał chłodem... dzwonek się odzywa...
Zbłąkana, za koszarem[2] tęskni owca siwa...
Juhas[3] huknął, po turniach odhuknęły jary...
Gdzieś czujny róg się ozwał, gdzieś drugi do pary,
Okrzyknęły się wierchy, coraz słabiej — ciszej,
Aż ostatni ich odgłos przepaść chyba słyszy...
Zboczem drgnęła kozica w miesięcznej poświacie...
Pomknęła na szczerbinę, stanęła na czacie
I cicha, lekka, szyję podała w przestworze...
Hej, strzelcze! chybaj z regli! Zaskoczysz ją może...
Cisza... wioski rusińskie drzemią na siwarze...[4]
Rozbiegane świstaki wabią się po parze.
[41]
Watra[5] gdzieś resztą żaru w oddali przebłyska,
A biały dech z parowu wznosi się w kłębiska...
Dunajec szumny przez sen pluszcze się i gada;
Nad nim stoi w zadumie Sokolica blada...
I dziwnie się do jedna schodzą w nocną ciszę:
Tęsknota, co rozbudza — spokój, co kołysze.
Kamiennym snem zasnęły Tatry, a nad głową,
Zoraną w dziwne brózdy strzałą piorunową,
Na skrzydłach górskich orłów ciche sny się ważą
I stare pieśni nucą, stare dzieje gwarzą.
— Słuchaj! to szumi morze spienione i sine...
Przechyl się, jeśliś mężny, i spojrzyj w głębinę.
Czy widzisz? Tam w muszelek drobniutkich koronie
Najwyższy czub tatrzański w mętnych nurtach tonie.
Wokół skalne przyczoła obsiadły drużyną
I patrzą w błękit nieba poprzez falę siną;
A zamkniętych w więzieniu twardem, kryształowem,
Rzeki chyba pozdrowią powitania słowem
I przyniosą im wieści z dalekiego kraju
I słodkiej wody dadzą, niby korowaju...[6]
Smutno Tatrom wiek płynie! Ciężka jeńców dola!
Choćby ci się wdzięczyły pereł ząbki białe,
Choćby ci koral róże dawał skamieniałe,
Ty zawsze tęsknisz, wzdychasz i szepczesz: »niewola!«
Och! bracie!
— Stój! czy słyszysz huk burzy złowrogi?
Huragany, jak tury, wzięły się za rogi;
Fale wrą, niby lawy arterje płomienne...
Zatrzęsły się przepaści; grom leci po gromie,
Ruszyły się z swych posad wód zręby widomie;
[42]
Powięź[7] ziemi zapada w otchłanie bezdenne;
Pożar błyskawic gore... morze pianę ciska,
Cofa się, jak odyniec, ze swego łożyska,
Pęka na grzbiecie Tatrów łańcuch kryształowy,
Drżąc, pryskają im z ramion przejrzyste okowy...
Ostatnich gromów echem rozgrzmiewają brzegi,
Ostatnie bryzgi morskie lecą, jako śniegi,
I do kamiennych skroni przymarzają białe...
A jako z pękniętego pierścienia złuskany,
Podniósł się Krywań[8] siwy i otrząsnął z piany
I twardą piersią odbił pierwszą słońca strzałę...
..................
Hejnał![9] Spłonęły Tatry od posad do szczytu...
Śpią niźnie: gór przyczoła pierwsze dojrzą świtu
I w blaski spromienione, nim zmierzch pierzchnie siny,
Łuną dnia wstającego rozbudza doliny.
..................