Nocna jazda (Romanowski, 1863)

NOCNA JAZDA.


„Zamiast szczęścia dziki koń.“
Tom. Olizar.

Nad polami u nas nocą
Złote gwiazdy się migocą.
Niby nocnej sygnaturki
Dzwoni w zbożach głos przepiórki,
Skrzek koników, świerszczów wrzawy,
Przepióreczkom wtórzą z trawy;
Tędy chaty w cieniu lip,
Tam mgła pląsa pasmem skib,
Tu — jak tuman czarnych chmur —
Zdala widno stary bór;
Księżyc krwawo wstaje z jaru
Niby łuna od pożaru.


Śpijcie twardym snem ujęci!
Dla was szkoda nocnych kras.
Śpijcie, żyjcie bez pamięci!
Koniu dalej! czas nam — czas!
W duszy boleść, w oczach skry;
Serce, stawka strasznej gry —
Pamięć, trumna chwały, strat; —
Myśl, latawiec przyszłych lat; —
W piersi ogień, a na czole
Marzeń wianek, sny sokole —
Koniu, dalej! ja na tobie
Setnem życiem żyję w sobie.

Z tchnieniem wiatru pieśń się mięsza
Tam od wioski, tam od drzew,
To z wieczornic wraca rzesza,
I miłośny nuci śpiew.
Szczęśni oni! koniu wrony
Ciszej, ledziej, niech te tony
Nakształt rosy pierś obsiędą,
Może dla mnie wróżbą będą.

Łza w mem oku, uśmiech w sercu —
Klęknęż z tobą na kobiercu?
Ty mi podasz białą dłoń?
Grzmią organy, my w kościele
Ręka w ręku; — ty aniele
Okrążyłaś wiankiem skroń.

Boże! Boże! co ja marzę!!
Północ już na gwiazd zegarze —
Tam po chatach światła gasną —
W mojem sercu cicho — jasno —
Szmer nademną piór anioła,
Wonny pacierz szemrzą zioła,
Każde zda się „Kocham!“ woła.

Koniu wrony w cwał — o! spiesz.
Podkówkami ognia skrzesz.
Do niej, do niej po za bór:
Tam nad rzeczką biały dwór;
Tam z pagórka szlak się zgina,
Rajskie ptasze tam jedyna

Tędy, tędy w bok po moście —
Tam zmodlone z nieba gościę.

Ale darmo! stój, o! stój.
Szał mię uniósł koniu mój.
Biały dworzec z tąd daleko
Za błoniami tam, za rzeką.
A ja marzę, roję tak:
Że tam zlecę jakby ptak.
Choć bym zleciał — — — Boże, Boże!
Cóż, gdy serce me otworzę,
Gdy jej wyznam miłość całą,
Podaż ona rękę białą?
Podaż rękę, pokraśnieje?
Powież do mnie: „Miej nadzieję!“
Powież: „Kocham!“ czy odtrąci?
O! jak to się w głowie mąci —
Może każe aż w mogile
Zapomnienia znaleść chwilę —
W cwał mój koniu! w dal samotny
Pędzę jako wicher lotny.


Straszno, dziko w nocnej głuszy!
Gdybyż wydrzeć boleść z duszy,
Gdybyż sercu ulżeć trocha,
Co tak wre, tak kocha!
Kiedyś przyjdzie zniknąć z bolu,
Jak jęk niknie w pustem polu,
Którym rozpacz szlocha.

Tyle jasnych skier na niebie — —
Gwiazdy, kto wam światła dał?
Wy jak ziarna, co po glebie
Doświadczony rolnik siał.
Wielkie dzieło skrytej dłoni!
Wzrok zdumiony ku wam goni,
A w natchnienia blasku dusza
Słyszy jak się świat ten rusza.
Ale gdzież ma droga, gdzie?
Myśl jak sokoł w dal się rwie —
A tam środkiem mleczna rzeka
W poły kraje niebios łan;
Skąd wypływa? gdzie ucieka?
Siejbę kiedy zbierze Pan?


W cwał mój koniu, dalej w cwał!
Księżyc błysnął z poza skał;
Włos mu śrebrny spływa z głowy:
Siejby pańskiej to polowy;
Nocą schodzi cały łan,
Czy gdzie szkody nie ma Pan.
Teraz tędy, przez tę błoń,
Skąd wiatr taką niesie woń,
Środkiem kwiecia, trawy, w dal,
Gdzie się rosa skrzy jak stal,
Gdzie się iskrzą łany całe
Jak by wojska zmartwychwstałe.

Lecę, lecę, konia grzywa
W koło szyi gnie się, pływa,
Za mną wicher dziko śpiewa.

Przy ogniskach nocnych straże:
Obóz, działa, tam husarze,
Tam pancerni, tam kozactwo,
Król, hetmani, całe bractwo.

— Witam bracia! o! i u mnie
Dwoje skrzydeł sterczy dumnie,
Twarde piersi, silna ręka,
Broń ostrzona z boku szczęka —
Lećmyż, lećmy w cwał! na boje
Bronić czyste gniazdo swoje.

Kto wytrzyma tej potędze?!
Lecz gdzie hetman — on, w siermiędze?
Miejsca, miejsca! dlań na przedzie,
On w bojowy tan niech wiedzie!

Koniu! gdzież my się zagnali?
Tam mogiły widno w dali;
Na mogiłach z dawnych lat
Śpiącej sławy rośnie kwiat.

Za wiek trudów tylkoż tyle?
Wonny kwiatek na mogile?

Stój! niech ujrzę smętny kwiat
Co tu z dawnych rośnie lat,
Niech go spytam co nam z dala
Na brzeg rzuci czasu fala.

Gdybyż teraz, o mój koniu,
Ten zachodni, ciepły wiew
Zawiał pieśnią po tem błoniu,
Słodką jak piastunki śpiew:
Co to dziecku przyszłość wróży
Drogę do niejednych bram;
Orli żywot światła, burzy —
Ach! ja jedną taką znam.

Kiedyż, kiedyż przyjdzie czas?
Krzywda rośnie jako las;
Z polskiej siejby serca rosną
W miłość, jako kwiaty z wiosną;
Hart i mądrość w ducha toni,
Ktoż podniesie głos: „do broni!?“
Krew jak polny kłos dojrzewa,
Kiedyż dadzą hasło żniwa?!


W cwał mój koniu! ciskaj skry —
Serce, stawka strasznej gry;
Pamięć, trumna chwały, strat,
Myśl — latawiec przyszłych lat,
Koniu! dalej; ja na tobie
Setnem życiem żyję w sobie.
...........
Cyt! tam błyska ranna zorza;
Ranna zorza, wróżba boża.

1857.




Znak domeny publicznej
Tekst lub tłumaczenie polskie jest własnością publiczną (public domain), ponieważ prawa autorskie do niego wygasły (expired copyright).