O żołnierzu tułaczu (Żeromski)/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O żołnierzu tułaczu |
Rozdział | III |
Pochodzenie | Wczoraj i dziś. Serya druga |
Wydawca | J. Mortkowicz |
Data wyd. | 1925 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe opowiadanie Cała serya druga |
Indeks stron |
Felek, wyprowadzony na świat z ciemnicy, biegł szybko między rosłymi drabami, którzy go szturchali i naglili do pośpiechu. Był dopiero świt wczesny. Ogromne drzewa parku tonęły we mgle, przestworów i wsi dalekich wcale jeszcze nie było widać. Chłodna rosa kwietniowa śnieżną farbą powlokła czarne dachy w miasteczku, skiby roli odwróconej, górne żerdzie w płotach i daszki na murach, okalających cmentarz i kościół. Gromadka, prowadząca Felka, przebiegła dwie piaszczyste uliczki, minęła rynek, dokoła którego stały mieszczańskie domostwa z wystającemi podcieniami na słupach, i okrążyła mury cmentarne. Niegdyś były tam zapewne fortyfikacye obronne, bo resztki grubych murów widać było tu i ówdzie, przytulone do występów i urwisk gliniastych. Całe to miejsce od dawien dawna nazywano Zamczyskiem. Mocne kamienne ściany, przerośnięte bluszczami, tarniną i berberysem, waliły się, rozsypując na okół kupy gruzów. Gdy Felka wyprowadzono za cmentarz, oczom jego ukazał się duży tłum ludzi, zgromadzony przy jednej z takich resztek starego zamku.
Ludzie cisnęli się zwartą kupą, wspinali na palce i próbowali zajrzeć do środka koła. W głębokiem milczeniu słuchano głosu, wychodzącego z głębi gromady. Przybywających wstrzymano i giestami zalecono milczenie. Felek posłyszał basowe dźwięki mowy pisarza dworskiego, który zarazem prowadził badanie i trzymał pióro w sprawie Puluta. Pisarz czytał, stękając:
«...taka inkwizycya padła przed sądem naszym, a za owe ekcesy jego kryminalne ferujemy dekret niniejszym sądem naszym według świętobliwego prawa, aby żywcem był ćwiartowany i ćwierci na palach przy gościńcu i na granicy bite. Lubo ten zbrodzień zasłużył śmierć według prawa, dekretem wyrażonego, ad instantiam jednak jaśnie wielmożnego pana, a pana i dobrodzieja naszego relaktuje się dekret tak, aby tylko wyż nazwany Matus Pulut mieczem był ścięty. Co podług ułożenia ferowanego dekretu, to co jest wyrażone niechaj się wykonaniem pełni. Pereat mundus fiat iustitia. Amen».
Felek patrzał w głąb zbiegowiska osłupiałym wzrokiem. Wtem ludzka masa cofnęła się na stronę i ze środka wyszedł na małe wzniesienie człowiek krępy z długimi włosami, które mu aż na plecy spadały. Popychał on Matusa, trzymając go za ramię. Pulut miał oszewkę koszuli rozerwaną, włosy zwichrzone i twarz jak śnieg białą. Felek wspiął się na palce i zobaczył, że gruby parobas ustawił na kupie gliny — pniak szeroki. Do Puluta zbliżył się stary księżyna, dał mu do ucałowania pasyjkę i coś na ucho szeptać zamierzał. Matus porwał się z miejsca, stanął obok pnia i zawołał ochrypłym głosem:
— Ludzie!...
Kat szarpnął go za ramię i mocno wstrząsnął nim kilkakrotnie. Pulut znowu jeszcze głośniej, z krzykiem prawie wołał:
— Słuchajcie mię, ludzie, słuchajcie...
Oprawca trzasnął go w zęby wierzchem dłoni i rozkrwawił. Tłum zaszeptał i odstąpił nieco dalej. Wtedy Matus ukląkł sam na ziemi i prędkim ruchem położył łeb na pniaku. Ciekawi znowu ścisnęli się kołem i Felek ujrzał tylko nad głowami szybki błysk miecza.
Młody żołnierz przeląkł się bardzo. Drżąc na całem ciele kazał się zaprowadzić przed radnych i obiecał wyznać wszystko: z jakiego jest kraju, czyj jest poddany... Dotąd przy badaniach wyznać tego nie chciał.