Oda II. Do Cezara Pauzylipa. Królestwo Mądrego

ODA II.
Do Cezara Pauzylipa.
Królestwo Mądrego.

Late minaces horruimus Lechi
Regnare Thracas.


Szeroko Turcy władają niewierni,
Strach nam, Lechici! lecz ten szerzej włada,
Kto, niezależen od odgłosów czerni,
Krzepko w prawicy swe oręże trzyma;
Choćbyś lękliwca zbroił jak olbrzyma,
Dla niego pawęż nieskuteczna rada,
Dla niego niczem i pancerz kowany,
Kołczan i strzała, nic mu nie nadarzy.
Czy najdą ziemię Pikty i Brytany,
Czy dzikie Cymbry i srodzy Tatarzy,
Nic nie dokażem, bo się słabo bierzem.

Samiśmy sobie wodzem i szermierzem!
Człek, Pauzylipie, podobien krajowi:
Jest w nim i mocarz, i naród, i prawo;
Wielka to dusza, co zakon stanowi
I umie klęknąć przed własną ustawą.
Nie czyni królem wojsko niezliczone,
Ni świetność, wzięta od purpury krwawej.
To nie król jeszcze, co nosi koronę,

Świetną od złota, pereł i klejnotów:
Królem jest u mnie, kto zbył się obawy,
Kto sam jest wojskiem, kto co chwila gotów
Stawić na sztychy swoją duszę dzielną
I wyzwać losy na walkę śmiertelną.

Nic mu do tego, co tam motłoch powie,
Nic mu trofeje, nic wieńce na głowie,
Teatralnego nie pragnie widoku,
Ni trzosów złota, ni marnych krzykaczy, —
Błogosławiony! bo na jego oku
Nikt w żadnych losach zmiany nie obaczy,
Nikt nie dostrzeże, że westchnął nieśmiało,
Lub, że mu serce bojaźnią zadrgało.
Od pierwszej rany nie jęknie — to pewno,
Zadaje ciosy z odwagą widoczną,
Przyjmuje ciosy, nieczuły jak drewno;
Cóż z takim człekiem złe przygody poczną?
Gdy on żeglarzem, nie dba na przygodę,
Niech sobie piorun bije po piorunie,
Na jego głowę niech ogień, niech wodę,
Niech całe morze srogi Auster lunie.
On w swojem sercu, jak w pysznym pałacu.
Bezpieczny siedząc, czyni z losów żarty,
Bo on swem czołem o niebo oparty,
Ze swoich blizen pyszni się i chwali,
Bo jego rany — jego sławą piękną.
A choć się ziemia na popiół przepali,
Choć się obłoki na gruzy rozpękną,
Choć świat, na żużle przepalony czarne,
Przedstawi, jedno pustkowie cmentarne, —
Jego i wtedy nie strwoży ruina,
Jego odwaga jeszcze się nie zmniejszy,
Bo święty Olimp to jego dziedzina,
Bo on na ziemi — ziomek nietutejszy.

On, do Niebiosów dążący szlachetnie,
W śmierci ma zakład wielkiej woli Bożej,

I nie dba wcale, czy go mór umorzy,
Czyli miecz wroga jego życie przetnie.
Płynąc do wyspy, czy zważamy na to,
Na jakiej nawie będzie żeglowanie?
Czy małem czółnem? czy wielką fregatą?
Bo zawżdy przecie u portu się stanie.
Niechże mię k'celu morskie wody toczą!
Nie trzeba truchleć, zaufajmy tratwie!
Kierujmy wiosłem mężnie i ochoczo,
Na brzeg spokojny wybijem się łatwie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Maciej Kazimierz Sarbiewski i tłumacza: Ludwik Kondratowicz.