Oda V. Do Mikołaja Firleja, wojewodzica krakowskiego
←Oda IV. Do zguby | Oda V. Do Mikołaja Firleja, wojewodzica krakowskiego Rymy łacińskie Jana Kochanowskiego Jan Kochanowski |
Oda VI. Na zjazd warszawski→ |
Przekład: Ludwik Kondratowicz. |
ODA V.
Firleju! już słońce ogniste, lipcowe,
Gorącym płomieniem naciska nam głowę,
A szparkich i bystrych wód fale
Zmęczyły się, płyną w upale.
I cicho, i głucho, i pola, i knieje
Stanęły jak martwe, wiatr po nich nie wieje,
Zaledwo gdzieś w cieniu na rosie
Strzekocą koniki w przekosie.
Gdzie jawor szeroko rozwiesił swe cienie,
Tam znajdziem zielone i chłodne schronienie,
Nie będziem się troszczyć skwarami,
Gdy dach gęstoliści nad nami.
Namaścim czupryny ku większej ozdobie,
I w chłodku na trawie położym się sobie,
Przy różach szkarłatnych, dojrzałych,
Przy liliach wonnych i białych.
Pachołcy! hej wina! niepróżno wam gwarzę:
Odbijcie gwóźdź stary w smolonym ankarze
I lejcie do szklanic, do czarek,
Dymiący niebieski nektarek,
Gdy krąży po rękach szklanica dostojna,
Nie będziem się troskać, czy pokój, czy wojna,
Niezgoda, czy zgoda w narodzie,
Niewiele nas tedy ubodzie.
Któż wtedy się zmarszczy? kto tanka nie utnie?
Kto wtedy odrzuci piosenki i lutnie?
Kto zręczność wyborną ominie
Zaśpiewać o lubej dziewczynie?
Bodajby dzień cały upłynął nam żywo,
I smutek przepędził, i myśl frasobliwą,
A jutro na bój się powleczem,
Z pawężą, pancerzem i mieczem.