Oda XIII. Proroctwo Noego opłakujące bezrządy przeszłch i bałwochwalstwo przyszłych czasów

ODA XIII.
Proroctwo Noego opłakujące bezrządy przeszłych
i bałwochwalstwo przyszłych czasów.

Demersa late saecula cum Noe,
Enavigaret...


Kiedy Noe żeglował na rozlanej wodzie
I z pokładu swej arki patrzał po narodzie,
Widząc, jak wir potopu królestwa pochłania,
I zapłakał nad światem, i wołał wśród łkania:


Wieki! wieki nieszczęsne! grody, co się wznoszą,
I ty, ziemio, zmazana bezecną rozkoszą,
I wy, wielkie, głębokie nurty oceanu, —
Wszyscyście jednym grzechem przewinili Panu.

Nieczyste gody królów, nieoględnych na nic,
Pokalały królestwa od granic do granic;
A lud mniemał w występnej ślepoty godzinie,
Że zbrodnia w oczach słońca bezkarnie ominie.

Hańba przyszłemu światu! Niecnych ogniów siła
Wszędzie zżarła niewinność, wszystko poplamiła,
I świat piętno skażenia na czole umieścił,
I niewinną przyrodę zbrodniami zbezcześcił.

Myśmy budowę ziemi podkopali z laty,
Skazaliśmy ją na śmierć, jak godną zatraty.
Gdzie miasta? gdzie kolosów marmurowych szczyty?
Gdzie są baszty olbrzymie? gdzie mur niezdobyty?

Tutaj daliśmy siebie na rozkosz wyklętą,
Tuśmy w tańcu rozpustnym pląsali we święto.
Dziś po naszych ulicach pluska delfin chyba,
W naszych wielkich pałacach — nory wieloryba.

Na kolumnach — gadzina wije się jak wstęga,
Na łożach — jakiś morski potwór się wylęga,
Woda nasze porwała szaty z złotogłowu,
Perły morskie do morza popłynęły znowu.

Starych czasów i kunsztów pamięć znakomita,
Na marmurze wykuta i rylcem wyryta,
I pomniki ojcowskie, napisy ze złota
Woda wściekła obrywa, zwala i gruchota.

Wszędzie, wszędzie pustkowia i zniszczenia ślady,
Wszystko zrównano z ziemią, jak biczem zagłady;
Niema i chwały Bożej — cały świat wyrodny
Ogołocon ze świątyń, bo nie był ich godny.


Bo sam usiłowania przyłożył niemało,
By nie znać swego Boga, — i dziatwę dojrzałą
Ściga kara, straszniejsza od wszelkiej katuszy:
Ślepota na ich oczach, przeklęctwo na duszy.

Oto morze na nowo w swoje brzegi wchodzi,
Ziemia sławna na nowo rośliny wyrodzi,
Jutrzenka znowu wstanie we swem świetle młodem,
I ziemia się zaludni wszelakim narodem.

Ale już się wiek złoty nie wróci na nowo,
A czasy pośledniejsze srebrnemi nazową,
Potem i blask srebrzysty wypłowieje w części,
Potem — wojak w miedzianą przyłbicę zachrzęści.

Aż nikczemne żelazo całą ziemię zmoże,
I pierwsze godło zguby — zapomnienie Boże
Wstąpi do serca ludów, i gromada dziczy
Zapali mnie samemu ogień ofiarniczy.

Biada mi! mnie bożyszczem ogłoszą poganie!
Gdy z arki, jak z chaosu, ziemia zmartwychwstanie,
Rzekną, żem ja to sprawił, żem z prochów i wody
Odnowił starą ziemię i wskrzesił narody;

Rzekną, że moje dzieło na całej przestrzeni;
Gdy się las rozgałęzi, pole zazieleni,
Gdy zboże zrodzi plony (o smutna ohydo!),
Z ofiarą całopalną przed mój ołtarz przyjdą.

W Baktrach dadzą mi Boga wielkiego nazwanie,
W Egipcie Ozyrysa, Słońca Persyanie,
Będę rzeczon Jowiszem w starym Babilonie,
Lub nazwą mię Janusem na Auzońskiej stronie.

A Ty, którego ślepi zapomną bluźnierce,
Ojcze! Ojcze! uhamuj zagniewane serce,
Nie dopuszczaj plag Twoich na ziemskie budowy
I piorunem ognistym nie rąbaj mi głowy.


Kiedy fałszywych bogów będziesz trzaskał szyję,
Niech nie legnę pod gruzem, niech jeden przeżyję,
Niech jeden w Imię Twoje zagaszę i zwalczę
Cielesne ubóstwienia, ognie bałwochwalcze.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Maciej Kazimierz Sarbiewski i tłumacza: Ludwik Kondratowicz.