Oda XXI. Do rycerstwa Polskiego i Litewskiego. Amfion albo miasto dobrze urządzone
←Oda XX. Do Pawła Kozłowskiego | Oda XXI. Do rycerstwa Polskiego i Litewskiego. Amfion albo miasto dobrze urządzone Poezye ks. Macieja Kazimierza Sarbiewskiego Księga czwarta Maciej Kazimierz Sarbiewski |
Oda I. Pochwała ciszy zakonnej→ |
Przekład: Ludwik Kondratowicz. |
Do rycerstwa Polskiego i Litewskiego.
Amfion albo miasto dobrze urządzone.
Exteros mores prohibete pulchra Lege, Thebani... |
Zawarujcie statutem, o zacni Tebanie!
Zamorskie obyczaje posłać na wygnanie;
Weźcie pilno do serca domowe nauki
I z Zakonem pradziadów oswajajcie wnuki.
Miejcie cześć i uczciwość w kościele i w sądzie,
Niech prawda, spokój, miłość na wiecu zasiądzie;
W pięknem mieście gdy lada nieprawość urośnie,
Wygnać ją aż za mury, wygnać nielitośnie.
Bo niemasz dla występku zagrody lub ściany,
Wnijdzie przez mur potrójny z kamienia krzesany;
Niechże więc czuwa prawo z piorunem przy bramie,
A gdy występek w twierdzy, niech twierdzę rozłamie.
Przed ubarwioną zdradą zamykajcie domy,
Precz wygnać dziką żądzę chciwości łakomej;
Niedołężna obfitość i rozkosz zbytkowa
Niech nam serca nie miękczy, duszy nie zepsowa.
Śpieszcie pieniądz czynszowy skwapliwie przynosić,
Przy rycerskiem ubóstwie i żelaza dosyć;
Pancerz złotem powleczon nie doda otuchy,
Źle się walczy we złocie, bo to metal kruchy.
Czy to wojna, czy pokój wzywa bohatera,
Niech zawżdy ręka rękę, siła siłę wspiera:
Ciężki jest dach świątyni, a przecie budowa
Podparta we sto kolumn wieki się przechowa.
Sto wioseł zbawi okręt, gdy się wicher zdarzy,
Sto gwiazd łacniej oznaczy drogę marynarzy.
Kotwica cztero-zębna gdy się w morze wpuści,
Tężej zdoła zagrzęznąć w dno mokrej czeluści.
Tam jest krzepkość, gdzie siła z siłą się kojarzy;
Biedne miasto, gdzie z sobą starszyzna się swarzy:
Rozterka między braćmi i niezgoda w duszy
Podkopie fundamenta i miasto obruszy. —
Gdy tak Amfion śpiewał o kraju posłudze,
Beockie źródło Dirce zawrzało w swej strudze,
I otoczony cieniem Cytheron Bachowy
Trzykroć poruszył wierzchem krzemienistej głowy.
Pękła stara opoka, jęknęły otchłanie,
I kamienie na polach poczęły pląsanie,
Wirem pobiegły gaje, wirem las ponury,
I szły za nim opoki z potoczystej góry.
Wieszcz umilknął — kamyki, kamienie i skały
Rzędem okolnych murów na wieki zostały,
Stanęło miasto Teby na beocką stronę,
Grubą ścianą i siedmiu wrotami sklepione.