Ostatnie dni Pompei/Rozdział XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Bulwer-Lytton
Tytuł Ostatnie dni Pompei
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. The Last Days of Pompeii
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXI.
Snuje się pasmo, lecz nić przechodzi w inne ręce.

Jakkolwiek lekkomyślna Julja nie lękała się odwiedzin u czarownicy, ani towarzystwa — jej zdaniem — „ujmująco grzecznego Arbacesa”, przyjęła jednak chętnie nazajutrz propozycję Nidji, która zaofiarowała się wziąć udział w jej wycieczce, w charakterze jako tako opiekuńczym, mimo swego kalectwa. Właściwie Nidja pałała skrycie chęcią wywiedzenia się jaknajwcześniej o tem, czy czarownica Wezuwjusza posiada w istocie sztukę wynajdywania i warzenia ziół, zniewalających oporne serca do miłości względem tych, którzy je podają upatrzonym ofiarom swej żądzy. Ponieważ powrót z wycieczki miał nastąpić bardzo późno, Nidja uprosiła Jonę, u której pozostawała w służbie na życzenie Glauka, o pozwolenie spędzenia nocy u przyjaciółki swojej, córki Djomeda. Glauk, napotkawszy kwiaciarkę, zatrzymał konie, a dowiedziawszy się, że ta idzie do Julji, zawołał:
„Zanieś jej pozdrowienie, a słuchając jej głosu, oceń, o ile słodszym jest głos Jony!“
Obie kobiety udały się razem w przestronnej lektyce do umówionej gospody, w której miały spotkać się z Arbacesem. Ponieważ Julja szybko przemknęła obok zabudowań kąpielowych do ogrodu, gdzie z błogosławieństwa właścicielki gospody, Fulwji, schodziły się w tajemniczych zakątkach pary miłosne — dwaj młodzi ludzie, niezauważeni przez nią, wracający z kąpieli, Klaudjusz i Salustjusz, zamienili złośliwe uwagi na temat celu jej przybycia.
— Czyżby wyleczyła się ze swojej miłości dla Glaukusa i ma już schadzkę z kimś innym? — zdziwił się Klaudjusz.
— Powinienbyś tym innym być, Klaudjuszu. Skoro jest już wolną, mógłbyś ją skusić do małżeństwa, a sestercje jej ojca bardzoby ci się przydały, odkąd Glaukus, zajęty Joną, zaniechał tak korzystnej dla ciebie gry w kości z tobą.
Julja znalazła w ogrodzie Arbacesa. Ten zachmurzył się na widok kwiaciarki: „Trzecia osoba jest tu zupełnie zbyteczną”. „Ależ ona jest niewidomą!” — tłumaczyła Julja. Przypatrzył się jej bacznie; „Zdaje mi się, żem ją widział u siebie! Nie przeszkadza, wszelako jest zbyteczna“. Głos Arbacesa brzmiał tak surowo, że nie mogło być mowy o słówku protestu. Nidja pozostała w pokoiku hotelowym. W samotności oddała się rozpamiętywaniu gorzkich swoich losów od dzieciństwa i obecnej nieszczęśliwej miłości. Ulegała tym tragicznym wzruszeniom, których wzory pozostawiła nam starożytność w osobach Myrrhy i Medei.
Julja powróciła po upływie godziny. Dopiero gdy znalazły się ponownie w lektyce, ochłonąwszy z nadmiaru silnych wrażeń, przemówiła.
— Ach, Nidjo! co za okropna jaskinia! jakie straszliwe zaklęcia! jaką potworną twarz ma stara! Ale dzięki bogom nieśmiertelnym mam miłosny napój! Glauk będzie moim.
— Glauk? — krzyknęła Nidja.
— Tak, dziecko moje. Zaufam ci. Kocham pięknego Ateńczyka.

Nidja musiała użyć całej mocy panowania nad sobą, aby nie wydać swojego wzburzenia i myśli, która nią zawładnęła po tem wyznaniu Julji.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Spały w jednej komnacie. Przed snem Julja bezustannie mówiła o Glauku. Z dziecinną radością podnosiła flakon z miłosnym napojem, wołając:
„Taka odrobina płynu mieści w sobie szczęście — miłość Glauka“.
— Pozwól mi dotknąć tej kosztownej flaszeczki. Chcę ją obejrzeć rękoma — rzekła niewidoma.
— Dotknij! Ale bądź ostrożna. Nie stłucz. Schowam ją pod poduszkę i będę śniła całą noc o Glauku. Nidjo! jestem tak szczęśliwa, że możesz wyprosić odemnie jakikolwiek dar. Niczego ci nie odmówię.
— Daj mi tylko jakiś flakonik z wonnościami. To mi wystarczy.
— Skromną jesteś, Nidjo. Weź oto ten cenny flakonik ze rzniętego kryształu. O jak ci płoną ręce.
— Mam trochę gorączki. Podaj mi wody trochę. Dziękuję.. Teraz chciałabym zasnąć. Muszę jutro czem świt wracać do mej pani.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nocą przysłuchiwała się Nidja oddechowi Julji. Był równy i głośny. Więc spała.
Niewidoma wyskoczyła z łóżka. Zbliżyła się do przyjaciółki. Namacała pod jej poduszką znajomy flakon. Wylała ze swego flakonu wonności, przelała doń tamten płyn. Napełniła flaszkę czarownicy wodą i złożyła pod poduszkę.
Julja spała jeszcze nad ranem, kiedy Nidja z bijącem sercem opuszczała dom Djomeda.
— Fruwasz, mała! — zawołał za nią przyjaźnie odźwierny Medon.
Biegła. Coś w jej sercu wołało triumfalnie:
— Glauku! uśmiechu mojej nadziei! jesteś w mojem ręku!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward Bulwer-Lytton i tłumacza: Leopold Blumental.