Pamiętnik dr Z. Karasiówny/Kogo stać na gruźlicę

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Karasiówna
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Kogo stać na gruźlicę.

Gdy ktoś kaszle i gorączkuje od kilku miesięcy, wiadomo, że się przeziębił. Dmuchnął na niego wiatr.
Wszyscy wiedzą u nas na wsi, że wiatr jest bardzo niebezpieczny i szkodzi zdrowiu. Najczęściej wywołuje rzeżączkę. Każdy, kto przychodzi do lekarza z tryprem, dostał go z wiatru: oddawał mocz na świeżym powietrzu staropolskim zwyczajem. Wiatr mu zaszkodził. To samo powoduje ostry kamień, na który się mocz oddaje. Trzeba zawsze wybierać gładki. Nie trzeba wierzyć w to, co mówią doktorzy, że rzeżączkę wywołują zarazki. Jakieś tam gonokoki. Jakby to było możliwe, żeby się jeden człowiek od drugiego chorobą mógł zarazić? A skąd ten pierwszy dostał? Obrazi się każdy, kiedy się mu powie, że ma rzeżączkę od kobiety. Albo kobieta od mężczyzny. On przecież z nikim nic nie miał. Ona również. To wiatr wszystkiemu winien.
Nie zawsze dmucha wiatr na tak nieprzyzwoite części ciała. Na Magdalenę F. dmuchnął wiatr widocznie górą. Dlatego gorączkuje, kaszle i pluje krwią. Ma jednym słowem gruźlicę.
Bo oprócz wiatru, który stale od Babiej Góry wieje, żeby było na kogo wszystkie choroby zwalać, stykała się jeszcze z nieboszczką siostrą, co zmarła zeszłego roku na suchoty. Sypiały razem w jednym łóżku. Młodszy brat też jakiś niebardzo zdrowy. A mama dawno nie żyje.
Pod mikroskopem czerwienią się prątki gruźlicze. A uchem też to i owo się słyszy. Ale ucho to nie najlepszy instrument. Na codzienne potrzeby wystarcza, np. co słuchania dobrych wiców. Do gruźlicy nie zawsze. Dlatego mądrzy ludzie wymyślili rentgena. Trafia się, że pod uchem płuco zdrowe, a pod rentgenem sitko. Dziura na dziurze. Albo się słyszy, że płuco chore, tylko niewiadomo jak bardzo. Niewiadomo czy leczyć odmą.
Nie można ruszyć z miejsca.
Nie ma dziś medycyny bez rentgena. Nie ma zwłaszcza badania płuc.
Dlatego przed kilku laty rozeszła się pogłoska, że po prowincji będzie jeździł wędrowny rentgen samochodem. Że przyjedzie dwa razy w miesiącu do Suchej. Będzie można prześwietlać płuca. Będzie można stosować odmę.
Zamiast rentgena przyjechało tymczasem kino. Zmienił się kilka razy właściciel. Widzieliśmy Shirley’kę i Gretę Garbo. Przyjeżdżał też teatr Pilarskiego. Tylko rentgena nie widać.
Więc Magdalena F. musi pojechać do Krakowa. Tam da sobie zrobić zdjęcie płuc. Ze zdjęciem wróci do mnie. Jeżeli się okaże potrzeba leczenia odmą pojedzie spowrotem do Krakowa. Albo do Białej. Bo odmę trzeba zacząć w szpitalu. Leżeć, aż się płuco przyzwyczai około 3 tygodni. Potem może dojeżdżać do odmy. 2 lub trzy razy w miesiącu. I tak przez kilka lat. Może ze cztery. W najlepszym razie dwa lata.
Magdalena chce wiedzieć, ile będzie kosztowało. Obliczamy: klisza 25 zł, szpital około 120. — Razem z kosztami podróży 150 zł w pierwszym miesiącu. Później po kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Kilkadziesiąt złotych miesięcznie przez parę lat. A przydałoby się od czasu do czasu pobyć kilka tygodni w sanatorium. Doliczyć leszcze kilkaset złotych. Razem 2 do 3 tysięcy.
Pacjentka słucha uważnie. Da wszystko co ma, byle ratować zdrowie. Boi się suchot. Chce się leczyć.
Jest tylko ta mała trudność, że Magdalena ma 20 złotych. I więcej nie będzie miała na leczenie. Wiedziała, że wizyta kosztuje 4 złote. 16 złotych powinno wystarczyć na dobre lekarstwo. Takie, żeby od razu pomogło. Słyszała, że gruźlicę można wyleczyć wapnem. I że syrop Famela dobry jest na piersi. Ten Famel, to musi być bardzo dobre lekarstwo, bo go w chorej kasie dać nie chcą.
Niestety gruźlicy nie leczy się lekarstwami. Leczy się odmą. Nie moja wina. Ale do mnie mają o to pretensje. Będzie je miała i Magdalena F. Odeszła i nie daje znaku życia. Pewnie chodzi po doktorach i szuka lekarstwa na gruźlicę. Ma jeszcze 16 złotych.
Minęły 4 miesiące. Spotkałam się z sąsiadką Magdaleny F. Wdałam się z nią w pogawędkę. Zaniemówiłam na chwilę. Zawiodły mnie wszystkie przeczucia. Magdalena ma się dobrze. Bierze odmę.
Nie chodziła po wszystkich lekarzach, nie kupowała Famela. Poszła do jednej znajomej pani w Makowie (nie mój rejon). Przed dwoma laty u niej służyła. Prosiła o wpisanie jej do Ubezpieczalni. O fikcyjne zgłoszenie w charakterze służącej. Zapłaciła sama jedną stawkę miesięczną. Po miesiącu rozpoczęła leczenie w szpitalu.
Nie słyszałam, co mi opowiadała sąsiadka. Nie wolno lekarzowi Ubezpieczalni tego słyszeć.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Karaś.