Poezye Cypriana Norwida/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Poezye Cypriana Norwida | |
Podtytuł | Pierwsze wydanie zbiorowe | |
Wydawca | F. H. Brockhaus | |
Data wyd. | 1863 | |
Miejsce wyd. | Lipsk | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
POEZYE
CYPRIANA NORWIDA.
PIERWSZE WYDANIE ZBIOROWE.
LIPSK:
F. A. BROCKHAUS.
1863.
|
PRÓBY.
(JAKO WSTĘP DO ZARYSÓW OBYCZAJOWYCH PIĘCIU.)
Błogosławione pieśni malinowe, Z dumą żywiołu, co jak chaos stary, O! miasto wielkie — serc i kwiatów grobie? — — Jeźli więc w łunach tych ciebie zobaczę PIĘĆ ZARYSÓW.
«Kochającym, westchnienie moje,
A nienawidzącym uśmiech mój.» Byron. I. RZECZYWISTOŚĆ.
Szekspira dramat, który ma takie nazwanie: Przepadłszy pierwej struna za struną — pod palcem Wszak nie będąc starcami, gdy cofniem wspomnienie Ale, jeżeli nawet w tem się już różnicie Wołając ideolog! — realność popsowa
— Ktokolwiek pisze rzeczy jak one się dzieją Przejdźmy z manowców sztuki do ścieszek jej równych, Lecz komu chce się dawa i zasług nie czeka —
W Ruinach, w nocy, mówią się i takie słowa Że nie tłumaczy się to dietą i zdrowiem — Wegetujące martwo serce — więcej czułe Takie bezmyślne! — staro-greckie gadaniny Owszem, byłby w swój prawdzie czyniąc co się tycze, — Figur zaś tu nie myślę retorycznych — wierzę — Skrywanie aktu śmierci kobiercem fijołków; Czyście nie widzieli Co te do arku płaskie wyściela kamienie —
«O! społeczeństwo ludzkie, ty byłobyś rajem, Ile do ostróg nowo narodzone stopki? — — «Co chcesz tu Maurycy? Tu — samo się przysłowie stare napomyka V. LILIE.
Konna rozmowa, czasem nie jest nieprzyjemna, Wojennymi wykrągla się kształtem filara — A było zorze, jakby tuż na przed-świtaniu — Możeby wstydem było modlić się przed krzyżem[2] |
Do Zarysu III, nazwanego Ruiny, gdzie w treściach sztuki dotyczących zrobiony jest odsełacz, dołącza się jeszcze w formie objaśnienia niniejsza broszura o sztuce, którą w r. 1858 czasowe potrzeby wywołały, a która została wyczerpniętą.
Pisać o Sztuce dla narodu, który ani muzeów ani pomników, właściwie mówiąc nie ma; pisać dla publiczności która zaledwo biernie albo wypadkowo obznajmiona jest z tym przedmiotem; jest to nie pisać o Sztuce, ale objawić ją.
Niemniej — pisać o sztuce dla Polaków i po polsku w chwili, kiedy bardzo niedawno część ta intencyi i pracy obwołaną została za niewłaściwą, szkodliwą i osławienia godną; owszem, tak poniżonemu przedmiotowi obywatelską godność zyskać; jest to nie pisać o sztuce ale uzasadnić ją i postanowić.
Trudność ta druga, gdyby nie była z braku rozwiązania onej wstępnej i pierwszej pochodzącą, byłaby może nie do zwalczenia dla współczesnych.
Skoro zatem okaże się możebność korzystnego obcowania z taką publicznością w takim przedmiocie, znikną przez to samo osławienia i wyklinania owe, albowiem okażą się być czem są — niewczesnemi! —
Okazanie pogodnie — (po-nad-panfletystyczne) — niewczesności zarzutów, bywa zagładzeniem onych wszędzie a jest nieodzowne w tym przedmiocie.
Gdyby Polska-naród nie wyczekiwała i mogła nie wyczekiwać nic od Polski-spółeczeństwa, jak n p. w kwestyi włościańskiej dziś się dzieje, owszem, gdyby bez obrazy majestatu Cywilizacyi mogła Polska-naród uważać Polskę-społeczeństwo za wynik tylko geograficzno-strategicznych widoków i planów swoich; zaiste że ten promień intencyi i pracy, który się sztuką zowie, mógłby być dla niej obojętnym jak też z nim poczynali sobie wielcy nawet pisarze nasi — co wspomniało się indziej[3]. Kiedy albowiem naród dopiero uzasadnia się, a ważność społeczeństwa nietylko że wyrównywać mu nie może ale zupełnie jest wypadkową i podrzędną i do dalszych poruczeń zostawioną; wtedy zaiste że jedyna tylko sztuka obchodzić go zwykła — inżynierja — lub wyłączniej sama sztuka-wojskowa, jakkolwiek i ta jeszcze niestety — jest sztuką!
Owszem — dostrzedz się daje iż wyłączenie pierwiastku sztuki z pośród licznych darów znamienujących wodza — owszem, ograniczenie się na heroizmie nagim bez udziału tej historycznej estetyki, która epopeję tworzy — dawać zwykło, wiele bitew szczęśliwych, wiele przegranych wojen. — Tak, i w oddalonej ze wszech miar na pozór sztuce lekarskiej bynajmniej niepłonnym jest przydatkiem: iż umiejętność ta i ta możność, sztuką się zowie. Nie tylko albowiem wśród licznych szczęśliwego lekarza darów, mile witaną bywa jeżeli jest odgadującym bystro; ale, jak dalece rzeźbiarskiego prawie ukształcenia chirurgia wymaga? — o tem nie można wątpić — co zaś fizyonomiki się dotycze: jak naprzykład szanowne dzieła Lavatera, o tych zawyrokować nawet trudno czyli są dla artystów, czyli dla lekarzy sporządzone? Mamże i o umiejętności zkądinąd ścisłej, to jest o Matematyce nie przepomnieć, iż tam, gdzie Astronomii się oddaje i usługi jej pełni, powielekroć opiera się ona na prawach profetyzmem natchnienia otrzymanych i te za posadę sobie bierze, sama indziej wszech zasadniczą będąc, tak, iż nie skłamię jeźli powiem iż skrzydłom owdzie cerkiel zdąża. — Prawo z czemże obcuje jeźli bezprawiem nie jest? — jawność, sąd przysięgłych i obrońcy do ileż bez oratorstwa obejść się mogą? — Historyi, potrafiłżebym archeologię i paleografię i właściwą nawet monumentalną-sztukę odjąć, bez powalenia jej na ziemię? —
Jeżeli więc wojskowa sztuka, Medycyna, Matematyka, Prawo i Historja zdanie swoje o sztuce wiekami całemi zapisawszy, do nierozdzielnego onąż współudziału stanowczo przypuściły, nie pozostaje nam zaiste poszukiwać, gdzie jest ów głos zaprzeczny tak niepobłażliwie z istotą sztuki obchodzący się, ale raczej pominąwszy go, wejrzeć jeszcze w dwie najpoważniejsze sfery bytu: w naturę i w życie; czyli czasem w tych dwóch nie jest sztuki-istota więcej niźli w powyższych i ostatecznie uprawnioną? Poczem już, gdyby tak być miało i tak okazało się, religijnego tylko jeszcze spytać należałoby się namaszczenia czyli i to nie jest sztuce odmówionem.
Sztuka, w znaczeniu przyjętem najpowszechniej dla tego może że w znaczeniu jej najniższem, będąc «naśladowaniem natur» nie może być już przez to samo w naturze inaczej dociekaną, jeno jako piękno i onego to piękna bezpośredni okres, czynny udział, osobna pora; słowem prawo, w pośród współdziałania wszystkich innych praw natury istniejące i obowiązujące. Takowy to udział, taki okres, osobna pora taka, prawo takie, jestże w cało-sprawie przyrodzenia tak wyraźnem i dzielnie obowiązującem, ażeby na niem się oparłszy, uprawnić przeto ową tylo-wiekową pracę intencyi i wiedzy, która sztuką zowie się? — Natura wydzieliłaż miejsce i czas prawu takowemu, prawu piękna? — że albowiem wszystko w naturze pięknem jest, albo bywa, to może właśnie dla tego że wszystko: nie ma jeszcze, przez to samo, osobnej istoty swojej i podejrzewać dałoby się raczej o zależność od sposobu rzeczy uważania, od sposobu patrzania na nie. Lecz nie — prawo to, prawo piękna, ma i czas sobie osobno wydzielony w porze kwitnienia wszelakiego i ma przedmiot swój w kwiecie.
Jakoż kwiat, ta to błaha zawiązka piękna, która wdzięczy się dziś a jutro wiatr ją zwarzy, pochłonie zwierze paszczą grubą; człowiek, nogą poważną zdepcze; kwiat, który nie tylko w każdym względzie po-nad-użytecznie pięknym bywa — ale jeszcze są kwiaty jakoby na wyłączną posługę piękności i to bardzo wyszukanej, przeznaczone. — Kwiat i pora-kwitnięcia we wszystkiem piękna, tak dalece «realnem i praktycznem» — jak to dziś mówią — prawem jest: iż, gdyby Atylla lub inny barbarzyniec jaki, bicza trzaskiem zmiótł te wdzięczne fraszki i te ozdoby z pól i drzew — zaiste, że obozy jego w odwrotnym marszu nawet musiałyby wymierać głodem wielkim, za pogwałcenie onych to słabych praw pobite. Od owoców prawdy albowiem aż do ziarnka rośliny najdrobniejszej, która w szczelinie głazu twardego ma mieszkanie; wszystko przechodzić musi porę kwiatu, porę piękna kwitnienia; jeźli ma być owocem użytecznym i ważność mającym. «Przypatrzcie się — mówi Pan i Mistrz — liliom jako rosną: nie pracują ani przędą: a powiadam wam, że i Salomon we wszystkiej ozdobie nie był tak ubranym jako jedna z tych.» — (Łukasza Ś. XII. 27).
Ale że i o religijne zapytamy się dla Sztuki namaszczenie, obiecaliśmy sobie nie tylko praw jej pomiędzy prawami natury poszukiwać, lecz i w sferze moralnej życia wskazać jakie zajmowałaby ona miejsce? — Pośpieszamy więc orzec, że jeżeli jest w człowieczeństwa dziejach stan prostoty, z której się wychodzi i tej drugiej prostoty do której się dochodzi, stan prostactwa i stan prostoty doskonałej, tedy cały on ciąg onego to właśnie dochodzenia nie może się bez arcy poważnego udziału sztuki w życiu obejść i nie obywa się. Zaiste, bardzo prostotliwą, naturalną i bezwykwintną jest rzeczą oddać w dwakroć poszturg mało uważnego przechodnia w ulicy ciasnej. Zaiste bardzo ofiarnym jest czynem policzek nadstawić po uderzeniu pierwszem — ale ani ofiarną i stygmatyczną, ani naturalną rzeczą jest wymierzyć sobie i bliźniemu swemu sprawiedliwość. Samo słowo wymierzyć zapowiada już coś sztucznego.
W tymże względzie, osobie nieprzyjaznej złą nowinę donieść w całej przeraźliwej jej nagości, naturalnym jest czynem, i nic w sobie sztucznego nie mającym, ale zaczekać na upamiętanie się czyje, ale uprzedzić one, ale temu który zranił ciebie okryć mogącą zabić go wiadomość, są to nienaturalne i wielkiego wymagające artyzmu poruszenia! — Jakoż podłość jest bliższą człowieczości, ale sztuka w życiu więcej jest obowiązującą i potrzebną. «Miej serce — i patrzaj w serce.» —
Nie tylko «miej» powiada tu poeta, ale zarazem «miej i patrzaj» w nie. — Wiersz ten może największy treścią jaki kiedykolwiek napisał ś. p. Adam Mickiewicz, pomijamy z żalem iż nie możemy tutaj dla szczupłości zakresu w szerokości, chociażby równej całemu temu pismu badać go i wykładać.
Zbliżyliśmy się albowiem już do samego, że tak nazwę prądu sztuki w życiu: gdzie pomiędzy naturalnością podłą, naturalnością nałogową, wolną od udawania dla tego iż celu jeszcze nie ma, a pomiędzy siebie tylko na celu mającą ogładą zewnętrzną, jednem słowem: pomiędzy bez-lubstwa a samo-lubstwa grubijaństwem i fałszem, żaden składny dwuznacznik, żadna mówię doktryna upogodzić nie może, wciąż powstawać muszących przeciwieństw na polu życia; jedynie albowiem tam aż przeprowadzonej sztuki jest to okres. Jakoż gdyby tu technicznego a przeto wyłącznego wolno było użyć wyrażenia, powiedzieć dałoby się iż sztuka, equacją jest postępu — postępu nawet moralnego, o ile ten historyi jest przedmiotem.
Ileż-bo to smutków do niewypowiedzenia smutnych, boleści ileż do niewypowiedzenia bolesnych — ileż to i trudności do niewypowiedzenia trudnych, dla tego jedynie spotyka się iż przez niewypowiadanie tychże słuszne, aż do onego to niewypowiedzianego wzrosły stopnia! — Hamlet, w domu swych przodków, czemu to aż z aktorami przestawanie za jedyną miał sobie ulgę? —
Zaiste podrzędnym, przypadkowym lub okolicznościowym, a niekiedy dziwacznym mienią ów głęboko mistrzowski pomysł wprowadzenia aktorów na dwór Książęcia w chwili, kiedy już całe dworu tego rzeczywiste, potoczne i naturalne życie wynaturzonym tylko fałszem stało się. Z stanowiska jednakże o którym powyżej mówiliśmy, drammatyczny ten obrót najprostszem rzeczy jest następstwem. Kiedy albowiem cały obyczaj familijny i powszednia jego rzeczywistość brudną stały się maską, wtedy maska-teatru zamieniła się tylko w rzeczywistość nieskończenie godniejszą wyboru i pierwszeństwa. Przyjęła nawet siłę akcyi i jakoby prawdą stała się. — Na przykładzie następnie umieszczonym z aktu pierwszego, sceny drugiej, wziętym; łatwo jest dopatrzyć wszystkich tych zarysów sztuki w życiu, o których dotąd mówiliśmy, a które uprzytomnią się wydatniej za zbliżeniem spostrzeżeń z wzorem — pomnić tylko należy, że rozmowa jest matki z synem po śmierci ojca.
MATKA. |
Wiesz sam, i rzeczą jest najprostszą w świecie I tak to bywa wciąż — że, co się rodzi Przechodzić musi przez śmierć w nicość trzecię, W wieczność — — |
HAMLET. |
Wiem, Pani: tak, to tak przechodzi! — |
MATKA. |
Więc, czemuż rzeczy nie brać jak są one — Zwyczajne, czemu zdawać się ma dziwnem? |
HAMLET. |
Zdawać? — O! Pani — to nie jest zmyślone Czarnym kolorem płaszcza, ruchem sztywnym, Wzdychaniem, które siłę płuc oznacza, Bladością cery, dużym łez potokiem; Z całą ich formą, modą i urokiem, Który się zdawać może — że rozpacza! Nie — to mię wszystko najmniej nie wyraża Właśnie, iż sztuka wygrać to jest w stanie Właśnie, iż często udać się to zdarza Gdy to, co cierpię ja, jest nad udanie. — |
Kiedy tak, w pierwszym zaraz akcie i w drugiej scenie — a więc dobrze jeszcze przed ucieczką do aktorów i sceny — zasłania się już Hamlet przed oną radą matki ażeby brać rzeczy jak są one, naturalnie i po prostu i nie wdać się w patetyczne smutki; królowa odrzuca się na stanowisko przypuszczające drammę w życiu i probuje do ilu to celów jej posłuży mówiąc:
— Że Hamlet ojca płacze, jest przykładnie Bardzo przykładnie, owszem, bardzo ładnie — — — — — — — — — — — — — — |
Na tym to przykładzie krótkim o ile tego wymaga zakres pisma, ale w którym brzmią główne tony o przeprowadzonej sztuce w życie świadczące, zamykamy nasz okres temuż poglądowi na sztukę poświęcony i należny, a przechodzimy do uważania onejże w obec Religii.
Kiedy niedawno zmarła Rachel, która była wielką artystką drammatyczną, znalazła już się na południu talentu swego i w Potsdamie grała przed złożoną z królow publicznością; zdarzyło się, iż po najpomyślniejszem z tych przedstawień skoro się udała na spoczynek, uczuła była jakoby rękę wielką tłoczącą jej pierś na sposób, w jaki się pędzącego w biegu zatrzymuje — i usłyszała była głos: «tu koniec twój — tu skonasz!» — I zdało się jej było iż obejrzała się za głosem patrząc gdzie skonać ma — gdzie jest jej koniec?
— Ale zobaczyła tylko czworoboczną izbę wapnem prostem bieloną, pustą i zdało się jej że nic w tej tak pospolitej izbie nie ma. —
— A patrząc, patrząc, dłużej kiedy dziwowała się onej wielkiej prostocie miejsca tego — dostrzegła jeszcze klęcznik i dostrzegła postać klęczącą, ta zaś była jakoby posąg którego nie można było widzieć twarzy lecz który na wejrzenie przypominał statuę Polymnii z Louvru. — Dzienników wiele powtarzało zdarzenie to, które słynna aktorka opowiadała była blizkim swoim, ale nikt snu owego nie tłómaczył. Jest on jednakże wielce jasny. — Każdy aktór wchodząc do celi Kameduły przed podobnym klęcznikiem powiedzieć sobie może z onym głosem tajemnym: «tu koniec twój.» —
— Jakoż, w obec Religii sztuka samoistność swą tracąc, wstępuje już w porządek potęgi wyższej życia, gdzie o tyle tylko żywa jest sobie, o ile litery światłem staje się, o ile kona sobie, a najjaśniejszym-tajemnicom wiary objawionej, jako uwidomiające ciało, postać i forma posługuje.[4] Ołtarz już kresem jest samoistnego sztuki bytu i jeżeli w sztuce wojskowej, Medycynie, Matematyce, Prawie, Historyi, i t. p. udział sztuki wybiera sobie właśnie, że najżywotniej-samodzielne części tych umiejętności, stając się jakoby ołtarzem świętego ognia ich; to przeciwnie na stopniach religijnego ołtarza ołtarzów udział ów sztuki na najformalniejszej właśnie części ogranicza się — tak, iż powiedziećby można, że prawdziwej religii forma udziela jeszcze ducha wiadomościom doczesnym przez sztukę. Spostrzeżenia tego, na którym budowa niniejszej pracy o sztuce zakłada się, ażeby tem wybitniej prawdę uczuć i kres ów tajemniczy przemieniania się sztuki w wyższą potęgę naznaczyć; nie od rzeczy będzie przytoczyć tu słowa świętego mędrca Tertuliana do Senatu Rzymskiego. Te brzmią:
(14. Apologetik.) — «To pociesza nas, że bogowie wasi, czyli posągi, ażeby dostąpić bóztwa, przechodzą pierwej przez te same katusze, na które my codziennie przez ich fałszywe bóztwo wystawieni bywamy. Wy przybijacie Chrześcian do krzyżów i słupów; czyliż nie tak samo rzeźbiarz, formując postać bóztw, od krzyża lub pala rozpoczyna? Nie na krzyżu-ż to odbierają one pierwsze zarysy świętości ich profilów?»
«Wy i żelaznemi pilnikami rozdzieracie boki chrześcian — ależ piła, pilnik i rylec niemniej, owszem staranniej obrabia członki bóztw. — Wy i głowy Chrześcianom odejmujecie według upodobania, tak jak się z bogami waszymi dzieje, które głów by nie miały, gdyby onych rzeźbiarz nie dał im. My rzucani bywamy na pastwę bestyi, a na czyjąż to pastwę Bachus, Cybella, i Ceres podawani bywają! — W ogień rzucacie nas, a ileż bóztw tej proby nie przecbodzi? — Do kopalni bywamy wysyłani, a toć z onych kopalni i bałwany wasze dobywają się. — Lecz co nad to jeszcze pewnego jest, to to: iż zaiste że równo bogowie wasi nie czują zniewag onych i poniewierek i zaszczytów.» —
Wszelako oto i tu jeszcze, jakkolwiek w obrazie tak bolesnym i dla innych powodów przytoczonym, potwierdzone jest to co właściwą, co rzetelną sztuki stanowi prawdę. Można było albowiem w ten już sposób do Rzymian odzywać się, można było w sposób nierównie snadniejszy do Greków, jak to Apostoł Paweł czynił, właśnie że dla tego, iż w samem onem rozwinięciu sztuki i estetyki leżała już pierw ujma temu dzikiemu bałwochwalstwu, które cale wymowy nie dopuszcza, a porozumiewanie się wszelakie zbrodnią mieni. Doświadczenie historyi uczy, iż skoro lud jaki bogi swoje idealnej piękności podda, wraz i bałwochwalstwa potwór znika — alegorje się zaczynają — po nich, figury-retoryczne miejsce biorą i prawda już odtąd te przynajmniej prześladowstwa spotyka, które i dziś godzić na nią mogą, wcielonych obrońców jej zamęczyć, ale prawdy w niczem nie uszkodzić — owszem, na tem błogosławieńszym postawić ją przeto świeczniku. Ideał albowiem nieskończonym będąc, najnieustanniej przez to samo przewyższać się dozwala; bałwochwalstwo zatem na tej drodze w lenistwo jedynie i w błąd nie ledwie estetyczny, albo już w tę ostatnią maskę interessu brudnego się zamienia, którą pokrywał się ów rzeźbiarz dla Świątyni Dianny pracujący, i dla tego jedynie przeciw kazaniom Pawła Świętego Apostoła podburzający rzeszę ciemną. Nie był to już wszelako prawdziwy artysta grecki z czasów pięknych ale właściwiej kupiec — prawdziwy Grek byłby raczej wędrownem jakiem bóztwem Apostoła każącego uznał i za takowe obwoławszy, woły mu na ofiarę przywieść radził, jak to w innem mieście greckiem miejsce miało. — W idealnem piękna uprawianiu leży pewne uczucie wyższego porządku rzeczy, ku któremu wznosząc się, jeżeli nareszcie u szczytów onego napotkanej prawdy nie można wziąść, to jedynie dla tego iż człowiek wziąść sam nic nie może, co by mu pierw nie było dano wziąść. Bałwochwalstwo przeto na tej drodze — jak to rzekliśmy wyżej — jest już raczej lenistwem, opieszalstwem i gnuśnością prawy zatrzymującą postęp. Amm. Marcell. w początku piątego wieku pisząc, tak obraz stanu tego kreśli:
«I te niewiele domów gdzie poważnie umiejętności i sztukę uprawiano, zamieniło się już na teatra zniewieściałości i uciech szalonych, które tego są następstwami. Nie słychać już tam nic oprócz samych głosów ludzi i instrumentów; zamiast filozofa albo mówcy, grajek, trefniś lub skoczek poszukiwany bywa. Księgozbiory zamknięte są jak groby, a gdzie o treść pytać należałoby, tam raczej za fletem, lirą albo innym muzycznym narzędziem biegną, i to jedynie jako za nieoddzielnym płaskiej komedyi chórem.» — Starożytni wprawdzie pewny rodzaj muzyki zawsze w pogardzie mieli, mowa tu jest wszelako o ogólnem raczej wygaśnięciu wszelkich idealnych poczuć i zaparciu się ich postępu. Z Chrześciaństwem dopiero bowiem Święty Ambroży a głównie Święty Grzegorz Papież, objawiają, uzasadniają i stanowią muzykę dzisiejszą.
Po skreśleniu zatem w ustępie pierwszym (I) jaką zastaliśmy ważność publiczną sztuki, a jakie ona nie tylko w czasie bieżącym ale w Sztuce wojskowej, Medycynie, Matematyce, Prawie i Historyi, przez cały tok postępu onych zajmuje miejsce, i jest bynajmniej tem czemśiś (!) za co ją wszyscy prawie wszystkich narodów teoretycy uważają, a na ich wiarę nasi polscy — wypowiadamy z naszej strony bardzo prosto: że sztuka w obliczu umiejętności jest sferą każdej z nich żywotną i dopóki są one żywotnemi.
Po okazaniu następnie w rozdziale drugim (II), że w obec natury uważana sztuka wchodzi w jej prawa.
Po skreśleniu w ustępie trzecim (III), że uważana sztuka w życiu jest ekwacyą postępu moralnego.
I potem co ustęp czwarty (IV) zawarł: to jest, iż w odniesieniu na ostatek do Religii, sztuka ujście swoje tam znajduje, ale jako wszędzie indziej żywotną jest, tak odwrotnie, u ołtarza progów w literę jedynie wyjaśniającą Słowo, zamienia się i zamyka przeto całość istoty swojej.
Po objawieniu, uzasadnieniu i obronieniu sztuki, jednem słowem: pozostaje mi tylko z zadziwieniem wielkiem odpowiedzieć, jak mogła rzecz z siebie tak poważna obwołaną być za czczą i szkodliwą? Tudzież, o ile da się — w tak złem powietrzu — skreślić także pojęcie polskie, na tem obszernem polu koczujące.
Zapytanie jednakże pierwsze milczeniem tylko, albo skreśleniem ogólnem stanowiska sztuki do doktryny, albo następującem, co najlepiej, zbyć można porównaniem:
I kryształowa szyba kiedy się wskośnie na nią
patrzy, zasłania oczom przedmioty. —
Przejdźmy teraz do narodowych pojęć.
Zdaje mi się że dotąd nieokreślono jeszcze ani w sposób wyraźny określić próbowano, czyli, o ile i jako ma się właściwie rozumieć to słowo: sztuka-narodowa. Jest albowiem wiele sposobów, bardzo klassyczną i akademicką formę mających, a sporządzonych zdałoby się wyłącznie ku temu, aby treści zawiłe, mianowicie zaś te których rozwiązanie owoców pochlebnych nie przynosi, omawiać, odraczać, lub solennem pokrywszy milczeniem, mieć je na boku, i ostrożnie, jak starą broń nabitą, w około której domownikom i dziatwie skrzętnie radzą przechodzić. — Taki stary arkebuz wszakże pokazuje się z czasem, że bynajmniej nabitym nie będąc, próżno straszył lat parę z kąta swego.
Sztuka narodowa, jako czas, może być tylko wyrazicielką historycznej, że tak powiem godziny, o której naród jaki poczuwa się do udziału w wyrobie ogólnym. — Dzisiejsze rysunki Chińskie zupełnie tej wartości są co Byzancko-włoskie, przed Giottem, lubo Chińczycy na tak niesłychanie wyłącznej osobności trzymają się. — Proszę tedy z łaski swojej zjawisko to inaczej wytłomaczyć — (!).
Sztuka narodowa, jako miejsce może już być wyłączniej uważaną, ale i to ze względow następujących:
Idea, gdyby tylko myśleniem czczem pozostać miała, nie potrzebowałaby bynajmniej warunkom miejsca odpowiadać; ale że Idea prawdą zostać ma, a prawda nie jest tylko onem samem myśleniem, idea przeto poddawaną jest w części pewnej i warunkom miejsca, nie ażeby przez takową próbę traciła co, ale owszem aby jedną więcej zaletę zdobywała. Duch modlić się może tak szybko, że warunki miejsca przed tą oną szybkością ducha zniknąwszy, nie trwają już dla modlitwy jego: ale człowiek kiedy modli się, potrzebuje choćby tyle miejsca, aby spokojnie klęknąć mógł. Tak się to ma idea do materyi, czas do przestrzeni — rzecz, za niesłychanie zawiłą i do okazania niepodobną uważana!
Żeby jednak bliższe z tego dla narodowej sztuki wyprowadzić się dało wnioski, równanie ono powyższe nie wystarcza, trzeba jeszcze wyniku z równania tego, trzeba jeszcze tej trzeciej rzeczy, któraby owocem czasu i owocem przestrzeni naraz na drodze sztuki będąc, świadczyła nam nie tylko o istnieniu stopni i kierunków, ale i wskazywała one w pewnym względzie. Takim to więc owocem cóż jest? — wyraz czyli jak się to potocznie mówi: słowo.
Wyraz słowo, albowiem, na raz prawie miejsca i czasu potrzebując, naraz używa onych, ani bez nich jest sobą.
Z tego to względu przeto, wyraz piękno u różnych różnostronnie i różnostopniowie rozwiniętych w obliczu sztuki ludów, gdy zważymy, okaże się nam najwłaściwiej pierwo-promień wszelakiej sztuki narodowej.
A najprzód, najzupełniej błędnem mniemaniem jest iż owa Olimpijska sztuka grecka dla greckości swojej tak wieczno-trwałą i tak wieczno-wzorową okazała się i okazuje; bynajmniej — była ona najwięcej ludzką ze wszech sztuk, a w Grecyi miejsce tylko miała, i wcale nie to drugie po nad innych ludów sztukę wyniosło ją. Koło, zawsze jest kołem bez względu na to czy Euklides, czy Mag perski kijem swoim podróżnym w około nogi je zakreślił, ale kabalistyczna myśl Chaldejska z koła tego lubo wspólnego wszystkim, zodyak wykreśli, gdy tymczasem dzisiejszy Anglik wyzębi je raczej, na oś wsadzi i do machiny wprzęże. I staną się oto rzeczy dwie wcale odrębnej treści.
Tak samo wyraz «piękny» w ustach dzieci oznacza «tęczowy», to jest z wszystkich kolorów najsilniejszych złożony. U ludu ruskiego «piękny» znaczy krasny, a krasny czerwony. U Sybirczyków podróżnik, Castern, zauważył że dwa tylko wyrazy są determinujące piękność, to jest wyraz «biały» i wyraz «czarny» dla przyczyny niezmiernie jasnej albowiem śniegu nawał leżącego ujednobarwia i ujednokształtnia subtelniejsze różnice rzeczy. Wyraz wielki i mały — silny i słaby, gęsty i rzadki, i t. p. określają tam zawsze jednakowo «biały» lub «czarny.» — Lelewel podobnież zauważył, że głoskę b wedle greckiego obiecadła — Kochanowski mówi obiecadło nie abecadło — zamieniwszy na w, zamieniał się stopniowo i wyraz boli biały, na wyraz weli wielki i odwrotnie.
U starożytnych przeto Greków wyrażenie piękna (καλός), używało się i jako dobre, zacne, a w brzmieniu swem nosiło zarys najpełniejszej i najogólniejszej formy, to jest koła (polski nawet wyraz koło, pochodzi z greckiego), i nosiło przeto jeszcze wyrażenie to, ślad ruchu, życia od (κυλιω) zataczać, krążyć, obrót sprawować. I nosiło w sobie jakoby wyraz puhar, toast, od wyrazu (καλιξ) kielich — i spełniało się. —
U starożytnych Rzymian że sztuka nie była właściwie rzymską, oprócz wojskowej-inżynieryi: wyraz przeto (pulcher) piękny, z zabranego do nich kraju przyszedł — to jest z Grecyi. Ale oni złożyli go sobie z wyrazu (πολóς) wszech, i z wyrazu (χορóς) chór, i z brzmienia jeszcze (ηρως) bohater, stanowiąc tym sposobem wyrażenie pojęcia rzymskiego o piękności, jakoby wszech-głosu, wszech bohaterstwa, i jakoby wszech-chrobrych chóru. —
U Germanów — u Niemców — piękność ma określnik (schöne); ten nosi w sobie pojęcie obserwacyjne i do czasu zastosowywane jakoby dojrzałość i dokończoność w porę właściwą określające, dla tego to brzmi w niem i wyraz Słońce (Sonne) i wyraz «już» (schon), i wyraz (scheinen) wydawać się, i nareszcie słowo (schonen) które znaczy: szanować, chronić, pilnować, oszczędzać. —
U spadkobierców Rzymian Włochów, którzy sobie utworzyli język drugi Italski, jakkolwiek nie ma już onego zabranego Grekom wyrazu pulcher i jest raczej swój własny «bello», ten wszelako pokrewny jest starożytnemu rzymskiemu wyrazowi oznaczającemu wojnę (bellum) i taniec ballo (ballare), jakoby określając iż uradowanie się ze zwycięztwa jest piękności wszelkiej źródłem. To też nie ma zaiste ludu, u którego by uczucie publicznej radości i ostentacyi politycznej znajdowało łatwiej i patetyczniej formy swoje. U Francuzów i u Anglików tenże sam wyraz włoski z niewielkiemi wyrzutniami lub odmianami piękność znaczy.
U POLAKÓW: określnik «piękno» dwa nosi brzmienia w sobie i rozwija się w trzecie:
Złożony jest on albowiem z wyrazów «pieśń» i «jęk» a zamienia się w trzeci wyraz jakoby «pojęk-ność» i jakoby nad boleścią tryumf znaczący. — Krótkość zarysu tego nie dozwala nam tu przebiegać wszystkich poetów polskich, i do onego otworzenia powyżej przez nas wyrazu piękność, stosować. Ograniczam się przeto na zacytowaniu dwóch tylko wyjątków z dzieł ś. p. Juliusza Słowackiego wziętych, raz z przyczyny iż poeta ten najwyłączniej ze wszystkich poetów polskich jest artystą, drugi raz z przyczyny iż wyjątki te najbliżej treść poszukiwaną określają.
W Królu Duchu mówi on tak o tajemnicach liry: (Pieśń III).
XVII.
«Stary był, pomnę, Zorian, się nazywał
Gdy go palono, cichszy od owieczki
Na lirze sobie czasami podgrywał,
I szedł przez ogień z uśmiechem piosneczki.
Ani klątw rzucał — ani wydobywał
Głosu wielkiego z maleńkiej lireczki
Głaskał ją tylko wyjaśniwszy lice,
Niby zlęknioną, białą gołębicę.»
XVIII.
«Zdawał się mówić i twarzą i ręką
Jakby nad brzegiem szemrzącego zdroja:
Nie bój się liro, bo śmierć nie jest męką
Ani się lękaj cieleśnego zboja! —
Nie bój się moja maleńka lirenko,
Nie bój się siostro, nie bój córko moja:
A na toż by to nasza mądrość była,
Gdyby — przed śmiercią skonać nie uczyła.»
XIX.
«Przyjmowano cię po domach, po chatach
Pókiś ty ze mną była wędrownicą;
Bądź że dziś wdzięczna a nie płacz przy katach,
Bo się ucieszą i ton twój podchwycą. —
— — — — — — — — — — — — — —
Czekaj — wstaniemy oboje po latach,
Gdy błysną łuki z tęcz nad okolicą,
Wstaniemy razem z wielką jaką zgrają
Harfiarzy — co jak anioły śpiewają.» —
Indziej, w najskończeniej pięknym i dojrzałym utworze swoim Anhellim tak naucza tenże o pięknem:
Anhelli Rozdział I. «Lecz wy będziecie w grobach i całuny będą na was spruchniałe; wszakże wasze groby będą święte, a nawet Bóg od ciał waszych odwróci robaki i ubierze was w umarłych dumną powagę — będziecie piękni. — Tak, jak ojcowie wasi którzy są w grobach, bo spojrzyjcie na każdą czaszkę ich; nie zgrzyta ani cierpi lecz spokojną jest i zdaje się mówić: dobrzem uczyniła.»
Dalej — nawet o piękności kobiety w rozdziale XIII. «Serce jej od modlitwy ciągłej stało się pełne łez, smutków i niebieskich nadziei i wypiękniało na niej ciało. — Oczy, rozpromieniły się blaskiem cudownym i ufnością w Bogu a włosy stały się długie i podobne szacie obszernej, kiedy się w nie ubierała i podobne namiotowi biednego pielgrzyma.»
Jako jednakże Grecy mieli w wyrazie kalos formalne także określenie koła, tak Polacy, nie już w jednym i tym samym wyrazie piękno mają formalną onegoż podwalinę; ale w osobnym architektonicznej piękności określniku «ładny» — ładny, albowiem idzie od wyrazu ład, porządek i harmonję oznaczającego. I ładny jest wyrazem tak ściśle formalnym jak piękny wewnętrznym i duchowym, tamten albowiem zastosowanie tylko harmonijne do porządku jakiegoś istniejącego okazuje, gdy ten przypuszcza drammę, boleść, jęk, a dokonania i po-konania onych, nowy zdobywając ład, spodziewa się. Niższym wiele od określnika «ładny» jest jeszcze nakoniec wyraz «śliczny» znaczący jedynie piękność porównawczą, krytyczną, wyborową; a tłomaczący się brzmieniami swemi iż oznacza rzecz obliczem z licznych pierwszą i wyborną. Co do wyrazu brzydki, ten wybrzmiewa: bez-życia, bez-użytku będący; określnik zaś szkaradny, znaczy za-karę-dany, czyli potworny, czyli potwór.
1.
ja. ja.
1. 5. ODPOWIEDŹ.
1. 4.
1. 4.
1. 3. 9. 15.
1. 5.
JOHN BROWN.
John Brown à M. H. L. VAL.
«Autant que j'ai pu en juger dans ma vie, les hommes braves sont le seules desquels out puisse attendre, qu'ils soient humains envers un ennemi tombé — les làches prouvent leur courage par leur férocité — Christ, le grand capitaine de la liberté aussi bien que du salut, qui comme il était prédit commença la mission en la proclamant — Christ, dis-je, a trouvé bon de m'enlever l'épée d'acier que j'aie porté pour un temps, mais il on a mis une autre dans mes mains — l'épée de l'espoir. — A tout prendre, je ne suis nullement désapointé. Je l'ai été beaucoup touchant moi-même, pour n'avoir pas été à la hauteur de mes propres-plans — mais, maintenent je me sens entièrement soumis, même en cela, car le plan de Dieu était infiniment meilleur sans aucun doute — sutrement je ne me serais pas ecarté du mien.»
1. I wraca głowę, ze skrońmi płaskiemi, 5.
1. 2.
1861.
1. — I kiedy mu ludy bogatsze na świecie
1. 4.
LEGENDA. «Beati qui nunc fletis quia ridebitis.»
|
KONSTANTEGO POMIANA LINOWSKIEGO
PUŁKOWNIKA,
który — r. 1807 w ojczyznie urodzony — od 1830 za nią i dla niej żył — a w roku 1858 w Paryżu umarł.
LEGENDA.
Kiedy byłem smutny, a zdawało mi się że smutek mój do mnie nie należy, poszedłem za miasto wielkie, między czarne cyprysy, na smętarz:
I powiedziałem sobie — «oto pójdę nad brzeg najświeższego grobu, ale się nie zapytam kto ma owdzie spocząć, ażeby mój smutek nie był dla nikogo z tych, których pocieszają albo płaczą: tylko aby był smutkiem człowieka dla człowieka. —
Więc myśląc to, znalazłem się u brzegu jamy głębokiej, a osiwiały grabarz wyrzucał z niej piasek ku drugiemu, który stał wyżej, równie ze mną. — Przez cyprysów kilku gałęzie czarne, widać było słońce zachodzące i wieże miasta dalekiego widać było na krańcu niebios.
A kiedy powróciłem w progi moje, było jakoby na godzinę jedną przed północą, więc wrzuciłem ów piasek w kielich szklanny zegaru piaskowego który stał był pusty przy zapalonej lampie mojej, i siadłem spocząć.
I oto, skoro zegar ów rozmierzać począł potok biegnących chwil upadkiem piasku, usłyszałem jakoby wyrazów szepty a te rzymskim zdawały mi się brzmieć językiem: «Sit — tibi — terra — levis.»
I mówił on piasek szepty swemi: «Oto tysiąc osiemset dwadzieścia lat jak kopano tu grób dla popiołów wygnańca, a ten był przywódcą legionu rzymskiego w ojczyznie swojej.» —
I oparł się był woli tego, który mówił w rozgniewaniu swojem: «Radbym aby cały rzymski lud miał jedną głowę, którąbym podłożył pod ostrze miecza!»[5]
Więc, policzywszy lata sprawdziłem iż mowa jest o Cajusie Calliguli i słuchałem co piasek mówił. Ten zaś szeptał wciąż upadkiem pyłów i głosił:
«A następnych lat zbudował sobie dom, senatorskiemu rzymskiemu domowi podobny i siadując u wnijścia z głową jak niewolnik ogoloną, Fedona czytywał, albo jałmużny dając, wskazywał ku południowemu słońcu ręką prawą jak ten, co rozkazy gdy wydaje, przypomina sobie iż niewolnikiem jest — albo jak ten co nie wie która rzecz byłaby sprawiedliwszą: przekląć czy błogosławić.» —
«I bywało, że z ręką tak w powietrza próżni ku Rzymowi wielkiemu wyciągniętą, widywano go jako posąg u wnijścia domu — a przechodzący tułacz albo ubogi Druid brał z onej ręki upadającą jałmużnę.» —
«Ale następnych lat jeszcze, kiedy tablic swych marmurowych ustąpiła historya nikczemności, zaniemówił był wcale ów wygnaniec rzymski i zawołał raz tylko: «podli!» a truciznę wypiwszy zostawił czarę roztrąconą, drzwi rozwarte i dom pełen wielkiego nieporządku.»
«Owoż — tysiąc osiemset i dwadzieścia lat temu — mówił piasek — pochowano tu popiół wygnańca tego i wedle rzymskiego obyczaju aby żadna pamiątka nie osmucała ludzi żywych, położono w grób co tylko miał za życia. I czegokolwiek dotknął się był za życia włożono w grób.»
«Ale nie położono tam napisu, któryby zmarłego żywot przypomniał, ani rodzinnego herbu nie położono na tym grobie, aby przeto konsul jaki rzymski nie potknął się ówdzie kiedykolwiek, albo się ród szlachetny nie powstydził.» —
I domawiając te słowa poszept piasku ostatnią kruszyną swą z wypróżnionego u góry kielicha zegaru piaskowego opadł, a zdawało mi się jakobym słyszał jeszcze, owe wstępne słowa w języku rzymskim: sit — tibi — terra — levis. —
Cóż tedy uczynię z piasku tego garścią? pomyśliłem i na cóż ziemi ją odjąłem! Ażali lepiej jest nie stąpać po ziemi tej, ażeby się boleści nie wzmagały na śladach naszych? — Mogęż wilgotny list rozpaczliwą nicością tą zasypać? Albo mamże garścią tą na wiatr rzucić aby świegocące ptaszki w pielgrzymim ich poście oszukała — mówiąc «oto chleb dawam» a będąc ironią opatrzności!
Oto może lepiej w kościoła progach posypię taką ziemię, aby zwiana była obowiem dziewic świętych, które od gołębic bywają czystsze — a kościelny stróż wraz mię nauczy iż nieprzyzwoitą rzecz zrobiłem. — Zaiste smutny jest ten świat aż do śmierci!
I mówił on piasek szepty swemi: — «Nie dziwuj się. — Zbawiciel palcem swym na piasku pisał, a tobie jest przykro że mogę opowiadać rzeczy zakryte. — Azali z litery nie czytujesz słów przed tysiącem lat skreślonych, o które tysiące lało krew.»
«Jestżeś dziś urodzony który, jeszcze nie wie przez co człowiek się różni od zwierzęcia, a pamięta czem do aniołów był podobnym i uśmiecha się matce, nic nie mówiąc — i piękny jest w nieświadomości swojej, ale nie można zostawić go samego.»
« — Wiedz, że to przez tradycyę wyróżniony jest majestat człowieka od zwierząt polnych, a ten co od sumienia historyi się oderwał, dziczeje na wyspie oddalonej i powoli w zwierzę zamienia się.
«I ci co nie podzielili boleści, ani żalu, ani weszli kiedykolwiek w testamenta żywotów przeszłych, wyklinają się sami na pokolenia nowe od zwycięzkiej prawdy oddalone.» —
«Tak iż bywa, że na nowo proroków i na nowo apostołów posełać im trzeba na noże ich, ażeby powrócili w dawny prąd.»
«Oto lepiej smutku sprawiedliwego nie chroń się, ani myśl, że boleść sprawiedliwa obrazi cię. Oto wiedz iż wziąłeś mię z nowego grobu gdzie spoczął wygnaniec chrześciański.»
«Ale właśnie dla tego trwał przy onej horągwi niewidzialnej która jest sumieniem dziejów — i dani mu byli brat za brata, siostra za siostrę, kiedy piękniał od długich bolów cichych, a oblicze jego zachodziło w apostolskiej pogody postać.»
«Tedy nie pozostawił on dwuznacznego wspomnienia, któreby drugich oszukało, bo był rycerz. Ani umarł nie połączywszy rąk, które mogła waśń rozerwać iż był synem POKOJU.»
«Oto raczej między umarłemi nie szukaj go, ale tym co są żywi powiedz prawdę, a grób jego będzie im jako słup graniczny onego to niewidzialnego miasta, którego charaktery ludzi strzegą.»
«I to mówiąc dobiegał znów piasek godziny swojej a ja usłyszałem jeszcze poszept — Pax — vobiscum — pokój — pokój niechaj zamieszka z wami — Amen.»
BYRON, RAFAEL-SANZIO. «L'arte non fa le cose, come le fa la natura; ma come ella le dovrebbe fare.»
Sztuka nie ma za cel przedstawiania rzeczy jak natura je tworzy; ale raczej jak ona je tworzyć by powinna. Słowa Rafaela-Sanzio.
BYRON. BYRON. BYRON. Zwycięztwem tylko — tylko swobodnym przekwitem, RAFAEL. |
LEGENDA DZIEWIĘTNASTEGO WIEKU.
Ileż to razy? dobry mój Antoni
Z mężem poważnym chodziłem pod ramię,
W mieście, którego lew i lilja broni,
A Danta szukasz czy nie spotkasz w bramie:
Sztuka tam, pomnisz od Religii idzie,
Jako posłane na przechadzkę dziecko,
A pospolita rzecz — o! czasów wstydzie —
Z murów wygląda święcie i szlachecko!
Ileż to razy więc, w Florencyi onej
Pamiętasz, szliśmy, rzeczy mówiąc pewne,
Które nie mają treści naznaczonej,
A jednak cale są i długo rzewne.
Nie zapodziewa ich wola człowieka
Ni czas — lecz owszem odpomnień są skłonne
I myśl dosnuwa je, lub dosnuć czeka,
I brzmią w powietrzu jak znane podzwonne.
Takim to treściom na pamiątkę szlę ci
Dziewiętnastego wieku tę legendę;
Starszych niech zbudzi, ukołysze dzieci,
A szczęśliw będę — — — — — — —
C. N.
— Poważny ów przyjaciel mój stał przy mnie w oświeconym z lekka, ośmiokątnym salonie, kędy muzykę zdala słychać było i szelest świeżych szat niewieścich.
A do pół widny obraz stary wisiał przed nami, wyobrażający jako Zbawiciel łamie chleb, między dwoma siedząc uczniami w gospodzie przydrożnej. — Podobny temu jest obraz z pod Rembrantowskiego pędzla wyszły — ten wszelako czyli kopią czyli oryginalnym był utworem? nie zastanawiałem się.
Ja milczałem, on mówił, iż życiem znał świat i znał ludzi i znał osoby, a żywotem i wiekiem znał człowieka i prawdę. A mówił mi właśnie o istocie czynu odważnego, który niedawno miejsce miał i ztąd przyszło cieszyć się rozmową o wielkich pięknościach prawdy żywej i jako bogatym jest dramatem życie tego lichego zlepka, który doczesny jest co chwila, a wieczny zawsze.
I kiedy rozmowa tak się miała, usłyszeliśmy po za nami jedwabiów szelest i wstążek wiew, a wachlarz musnął po powietrzu w stronę naszą od rąk pięknej osoby, wieku mniej niż średniego. Ta zaś, jakoby myląc się, wbiegła do mdło oświeconego salonu gdzie z nim mówiłem — za nią inne też damy strojne i mężczyzni zjawili się — i przebiegło to wszystko drzwiami drugiemi jakoby nas nie widząc.
Skoro zaś poglądałem za nią, albowiem była piękną i giest miała wielce szlachetny — on rzekł mi, bynajmniej nie robiąc tajemnicy «to jest Eulalja» a ja czekałem dalszych słów ufając wiadomości jego i dałem to uczuć że czekałem, ciekawym będąc kto jest taka piękna osoba?
«Jest to Barbara herbu strzemię dodał — a ja milczałem jeszcze uporniej — on zaś mówił:
«Imię Barbary świętej wniosła ona była na świat, ale że pod owe czasy romans był sławny do którego Eulalji nazwę Autor przywiązał — ten romans w listach był — romanse w listach pisywano dawniej stylem wybornym.»
To kiedy on mówił i coś więcej, czego dosłyszeć trudno było, muzyka zabrzmiała bardzo hucznie, ja zaś rzuciłem okiem w drzwi gdzie jako piękne fale słońcem zachodniem oświecone widać było tańczących i tańczące.
I nie taiłem wcale, owszem powiedziałem mu: szukam Eulalji, ażeby przypatrzyć się lepiej tak pięknej osobie. — A on jakoby ciągnąc dalej niczem nieprzerwane opowiadanie: «Edgarda, rzecze — «albowiem kiedy bierzmowania przyszedł czas i obchód, wzięła imię Edgardy dla owego Edgarda herbu strzała, który to jest bardzo znanym młodzieńcem — Barbara zatem, rzecze, jest niezawodnie jedną z najpiękniejszych i najmilszych w stolicy osób.»
I dotknąwszy ramienia mego poprowadził mię ku drzwiom a przy ramie ich marmurowej wyginało się złocenie krzesła na którym spoczęła Eulalja, odczepiając więdnący kwiat czerwonego lauru od piersi swoich.
Skoro zaś powiedział jej nazwisko moje, skłoniłem się lekko i mówiliśmy.
A rozmowa była: że tak świetnej i hucznej zabawy zaprawdę przez cały karnawału ciąg nikt nie widział — lecz to właśnie dla tego wydarzyło się iż post się zbliżał. —
Wszakże ile należy w rozmowie pierwszej, mówiłem dosyć z Eulalją, a kiedy Edgar zbliżywszy się dorzucił słowa swoje, doczekałem zamknięcia treści i ustąpiłem.
I nie myśląc nic, wszedłem do onego mdło oświeconego ośmiokątnego salonu — poprawny pisarz nazwał by go komnatą — w salonie tym czy komnacie tej usiadłem, na obraz patrząc Rembrantowskiego stylu i rozmyślałem o udatności światło-cienia, tudzież o tem jako on potoczny że nie powiem gminny; wyraz twarzy pewnego podróżnego, chleby łamiącego, przemienia się i chrystusowieje. — A potem owe rzeczy które właśnie mówiłem z Eulalją przyszły mi na pamięć i że kończy się właśnie karnawał hucznie, gdyż post zbliża się.
Lecz nie zaniedbałem wcale i to w pamięci mieć wkreślone że osoba której przedstawiony byłem zowie się — i tu powielekroć zmięszały się nagle wszystkie wrażenia moje.
Aż wyjaśniłem sobie stanowczo iż przez chrzest święty dla romansu w czasie narodzenia się jej popularnego, jest ona Eulalją a przez sakrament bierzmowania dla Edgarda herbu Strzała Edgardą i że na dzień Barbary świętej na świat ten przyszła osoba tyle piękna, a którąby więc w innym względzie po prostu Barbarą nazywano.
Potem iż post — czyli czas sakramentu pokuty — zbliża się myślałem; tudzież jako karnawał zamyka się — a myśląc tak, było już jakoby dobrze po północy i mieć się zaczynało ku porankowi. —
I patrząc na ów Rembrantowski pendzel, rozważałem o światło-cieniu sztuce, albowiem powiedzieć by można bez wachania się, iż do Rembrandta nikt, nawet i Rafael sam nie znał światła. — Linję znał Rafael jako nikt nigdy nie znał i nie pozna jej — ale światło jego jest światłem wcale bezżywotnem. Rembrandt zaś odkrył i objawił głęboką światła tkliwość i mistyczną logikę.
A to myśląc, było niewiele już do pierwszych zarania chwil, więc wyszedłem i chłód mię objął, na skroniach wrażliwie czuć się dając i otrzeźwiając oczy moje — a ja szedłem. —
I kiedy tak szedłem to przez schody szerokie tam i owdzie, to znowu przez sień marmurem w czarne i białe słaną kwadraty; pusto było do koła i coraz mniej muzykę słyszeć mogłem a raz poraz niecierpliwego konia stąpanie i poklask podkowy o bruk słyszeć się dawały od dziedzińca.
Gwiazd ostatnich spojrzenia blade zagasały, ale widoczne były jeszcze, gdzie nie przykrył je obłok, długi, szary, bardzo na niebiosach obwiśnięty jako dzikiego gołębia bywają skrzydła. —
Służący jeden przeszedł wolno koło mnie, niosąc świecznik z zagaszonemi świecami, a niektóre złamane były. —
Przekleństwo jedne zniecierpliwionego woźnicy doleciało mię — — szedłem w ulicę. — I idąc, kiedy spojrzeć chciałem na zegarek mój która godzina? — zatrzymałem się, a oto u obuwia mego spostrzegłem leżącą bransoletkę, która złotym kołem świeciła się jak owe koła złote nad skroniami świętych w sztuce bywają używane — więc podnosząc przedmiot, pomyślałem: «któraż święta zgubiła chwałę swoją? —
Poczem zobaczywszy iż była prawie piąta godzina z rana, uważać począłem przedmiot znaleziony.
Dwa złote rogi-obfitości bodźcami swemi na zawiasę związane, czyniły dwa półkola bransoletki, a paszcze rogów onych, jako paszcze potworów dzierżyły djamentowemi zębami tarcze dwie. —
I tarcze te zamykały się i był na jednej Edgar, a na drugiej napis Eulalja. Więc nie miałem uczucia ciekawości czyją znalazłem zgubę i szedłem ulicą pustą a stawało się widno.
Dwukolny wóz jeden ogrodnika na targ jadącego, przeszedł do pół ulicy i obrócił się w stronę przeciwną.
Z gasnącą latarką i długim hakiem w ręku szedł kilkoletni śmieciarz a opodal stał kosz jego niepełny — hak był sporszy od wieku i sił chłopca a chłopiec blade miał oblicze, jako kamienie bruku wapienne po których szedłem.
Ulicę tę całą przemierzyłem krokami memi i zamknięte widząc gospody wszystkie, pomyślałem — oto przejdę na lewo około ogrodu zamożnego jednego obywatela, którego znałem i lubiłem bo był poetą. Będzie mi przyjemnie opodal siedziby miłego człowieka przechadzać się, aż godzina śniadania w mieście się zbliży.
I tak uczyniłem — ale szedłem bez nakreślonego ściśle planu — owszem drogą obłędną i zaułkami mało uczęszczanemi.
A tam gdzie murów starych resztki z niepodokończanych uroszczeń współczesnej architektury wyglądają — a tam gdzie uliczka wązka ma być na szerszą przemieniona, usłyszałem dzwonek raz po razu odzywający się i zobaczyłem dwie służebne z koszami w ręku podążające w stronę, zkąd dzwonek brzmiał. I zobaczyłem po chwili purpurowy niegdyś baldahim w kształcie kardynalskiego parasola resztką złocenia świecący — pod nim szedł w komży białej proboszcz i niósł Eucharystię do chorego — parę osób uklękło i ja uklękłem — szliśmy w stronę Bożą. —
A pod onym niegdyś purpurowym baldahimem najświętsza z dotykalnych i niedotykalnych na świecie rzeczy i istot, kruszyna obecności Bożej, szła w gwiaździe srebrnej, płótnem obwiniętej czystem, jakoby tam był pochód króla wygnanego i ostatniego jakiego z panujących — albowiem purpury resztka i złoceń resztka i poczet idących lichy był.
I tak idąc niewiele drogi, weszliśmy do bardzo nizkiej sieni gdzie niewiasta z gminu, silna acz wieku podeszłego, wyszedłszy na spotkanie, klękła — potem obnażoną po łokieć ręką otarła łzy i wychyliła się z nami do izdebki, mającej podziemia podobieństwo ale utrzymanej czysto. A było to jak poznałem zaraz mieszkanie śmieciarza miejskiego i ojca onego pacholęcia, które spotkałem był niewiele czasu przed tem z za wielkim hakiem i koszem na lata jego. —
Tedy uwielbiwszy Boga i domówiwszy litanii, miejsce miał obrzęd Sakramentu ostatniego olejem świętym namaszczenia, poczem zbliżyłem się do łoża chorego, który zwątpił dla Boga, bo jakoby myślał iż wstanie z łoża swego i widziałem że mówić chciał, ale sił nie mając, uśmiechnął się i zasnął. — Żona onego wyszła za mną a kiedy około jałmużny coś nadpowiedziałem, mówiła mi że rzemiosło zaprawdę nizkie jest, wszelako przy zdrowiu i pracy wcale im starczy. I było mi przykro, iż jakkolwiek zręcznie do onej jałmużny brałem się, uprzedzono mię i pomyślałem. —
A dobywszy z kieszeni bransoletkę w nocy znalezioną, rzekłem: «oto mąż wasz znalazłby był dziś rano tę rzecz złotą, gdyby był zdrów, więc dowiedzcie się w mieście czyjaby była? i oddajcie.» Poczem wyszedłem.
Ale o czem myślałem! Bóg to wie! a kroki niosły mię po bruku ozłacanym gdzieniegdzie wynurzającemi się z chmur promieniami słońca rannego. Zwolna zwolna, znalazłem się potem i w miejscu zkąd zboczyłem był za księdzem, wszakże poszedłem dalej.
Ogród był po mojej prawej ręce, a chodnik kamieniem równym słany szedł przy kratach tego ogrodu i kończył się u niewielkiej furty; tam gdy dochodziłem, znajomy mój miły zawołał na mnie po imieniu i obróciłem się, bardzo zadowolony!
On zaś w rannem ubraniu swoim stał u furty jak, gdyby przechadzał się w ogrodzie i powracał śniadać do domu; miał w ręku kartki zapisane notatkami, bo był poetą.
Tedy poszedłem śniadać z nim, błogosławiąc kraj gdzie o tej roku porze tak jeszcze pięknie bywa i tłomaczyłem się iż w ubraniu balowym o tak rannej dobie widzi mię, dodając iż niemniej rano czuwać zaczyna. — Ale on pokazał mi karteczki i o Jutrzence piękne wyrazy dodał — a potem kilka smutnych słów uronił iż sen nie służy mu — a potem rzekł — «poetą nie jesteś — więc nie wiesz tego» a ja piłem herbatę mówiąc: jest że się poetą czyli raczej tylko bywa się? —
On zaś począł mi dziwnie piękne wiersze czytać, których słuchałem upojony, tem więcej iż były o miłości kobiety płochej; a skoro zachwycenie prawdziwe w oczach mych spostrzegł, zgniótł one karteczki i już cóś miał dopowiedzieć — gdy w liberyi sutej jeden z służących jego wszedł.
Ale skoro wyszedł napowrót sługa ów, poeta skinął ku karteczkom w fotel rzuconym i chrapliwie zawołał, «Eulalja!»
I po chwili nauczony byłem, że Edgar herbu strzała podarunki szlubne posłał już, że okowy złote miały być wzięte.
To wszelako słysząc, powiedziałem, nie taiłem, owszem wskazałem który śmieciarz dziś zgubioną okowę taką znalazł, a przyjaciel mój porwał się z miejsca swego, bardzo stając się podobnym do Hamleta i zawołał: «złotem go osypię!» — a ja wyszedłem. —
I wiele, wiele dni gdy przeszło, rozmyślałem raz o nocy onej, ranku, i o osobach którym za tło ta noc służyła i ranek ów, zwłaszcza iż ubiegło mówię wiele czasu, a nie widywałem nikogo bo chory byłem.
Aż gdy miałem się już nieco lepiej poważny mój przyjaciel pewny przyszedł do mnie i ten mówił mi różne rzeczy, których słuchałem.
Był to zaś czas postu kiedy nie tańczą i kiedy kaznodzieje mówią w kościołach, a wiele dam po kweście chadza w ubraniach czarnych. Takie damy weszły już były i do mnie, przedtem niż przyjaciel mój nawiedział mię.
Ale kiedy mówiliśmi, zamiar robiąc słuchania słynnego kaznodziei którego głos właśnie brzmiał co wieczór, wiele zbudowań szczerych czyniąc, i myślałem że pójdę ówdzie pod gotyckim stanąć filarem, i stawał mi już w oczach filar ów wytryskający rzeźb kwiatami na podobieństwo onego Sacramenten-haüschen w Norymberdze, który jest litanią płaczu — i wstępnie już byłem rozrzewniony wspomnieniem rzeczy tyle pięknej — otworzyły się naraz drzwi z hałasem, a poeta wbiegając rzucił mi się w obięcia i zawołał: «Omen — Omen!» —
Potem mówił: «Edgar jest odrzuconym; podarunek przedślubny skoro ginie, ginie niepróżno!»
A ja milcząc słuchałem i poważny przyjaciel mój, na którego poeta nie uważał, milczał także.
«Omen — Omen» powtórzył — «któż wie ku jakim celom dramy służyć może kobiety płochość?»
I dodawał głosem bardzo mocnym: «płochość, która wszelako dojrzałym owocem kwiat swój zastępuje, jestże bo płochością? — i co raz mniej określone sensem wołał słowa: «płochość! koketerja! Eulalja! — a tych wyrazów ostatnich gdy domawiał, ona weszła:
Weszła bardzo po cichu w sukni czarnej jedwabnej, która szeroko łamała się gdzieniegdzie, a niejaki bankier miejski — bardzo szanowny człowiek — towarzyszył tej damie, tacę śrebrną trzymając.
Więc ja wstałem i dobywszy pieniądz srebrny położyłem — goście moi także dali na składkę.
Lecz Edgara nie było przy damie kwestę zbierającej — wieść albowiem krążyła iż z gniewu mnichem chciał zostać!
— — — — — — — — — — — — — —
Potem, wszyscy poszliśmy na kazanie — a te było: O sakramentach w ogólności.
— P. S. — Eulalja poszła za Bankiera i są szczęśliwi. —
KSIĄŻE NIEZNANY.
TRAGEDYA.
Krytycy dzisiejsi są zarazem bardzo niepospolitą i bardzo małą rzeczą — niepospolitą, jako trybunowie, poręczyciele i wyręczyciele publiczności, a mianowicie tej, która zarówno ma szlachetną potrzebę bycia nieobcą sprawie literatury, jak nie lubi sama się znajomością warunków literatury zajmować. Są to więc jakoby rezonujący lektorowie i klienci, zamieniający czytelników na słuchaczy i wyręczający jeszcze słuchaczy onych w pracy ocenienia tego co im czytane było. Z tego to względu, jako względu który krytyków okazuje iż są łączliwym organem publiczności, z tego mówię względu są oni wielce niepospolitą rzeczą. Z drugiego zaś względu, to jest gdyby żądało się od nich stanowczego utwierdzeń krytyki objaśnienia; pokazaliby się ciż sami jak bardzo są maleńcy i niepewni własnej ich sprawy! I tak, np: to, co podają oni za definicję tragedyi starożytnej, jest tylko po prostu znajomością warunków rozkładu tragedyi, ale bynajmniej odpowiedzią na pytanie zarówno szanowne jak nie akademickie, czyli na pytanie «co to jest tragedya? — Co do mnie, mniemam, iż tragedya jest to uwidomienie fatalności historycznej, albo socjalnej, narodowi albo wiekowi jakowemu wyłącznie właściwej — a przeto, zważając ją tak, to jest jako pomocniczą w postępie moralności i prawdy pracę, nie dziwi mię bynajmniej iż tragedya mieć mogła i musiała powagę nieledwie obrządkową. Krytycy dzisiejsi, wyzuwszy się z tej prostotliwej potoczności, że nie powiem chrześciańskości, która dozwala człowiekowi na bezpośrednie zapytania odpowiadać, szwankują bardzo w onej pierwszej wielkiej ich zalecie stręczenia i pośredniczenia pomiędzy utworami literatury a czytelnictwem — możnaby albowiem myśleć, iż zachowują sobie oni pełnomocnictwo dorywczego a ustawicznego przeglądarstwa i cenzorstwa kosztem właśnie czytelników, którym nigdy zasady i prawdy główne sztuki zbliżane nie są, zawsze tylko utwory pojedyńcze i reputacje osób, które takowym dały byt! — Jak dalece autorom łatwo jest być wzniesionym po nad praktyki owe? to, bardzo stanowczą, przez niedługie chwile cierpliwości, zyskać można na to odpowiedź; z powodu, iż, najdalej w przeciągu dwóch lat zazwyczaj krytyki takowe tegoż samego pióra temże samem piórem przez nieustanne sprzeczności same znoszą się i czas tylko stracony lub imiona tylko kosztem onegoż zyskane, pozostają. Praca ta stręczeń, bo właściwą krytyką zwać ją trudno, podobna jest do zachodów człowieka, któryby w tem się tylko omylił, iż bierze część za całość, to jest, iż np: gimnastykę radzi, aby za całą medycynę uważano, co wszelako nie w każdej warstwie społeczeństwa mogłoby być uznane. Do uwag tych, okazujących jakie pojęcie tragedyi za właściwe przyjmuję? dołączyć jeszcze powinienem że bezpośredniego morału nie uważam jako obowiązujący dramaturga, i konieczny warunek — i że, rozbratnienie rodzeństwa w niniejszej tragedyi, przedstawione jest tylko nieuniknionym samejże legendy wynikiem, nie zaś główną pisarza myślą, który za pierwotną niniejszego Misterjum nazwę, chciał położyć: Krakus, czyli wyścigi. —
I. Het! — z za wielkiego przybyłym morza, STARZEC. RAKUS, wchodząc. Z tym Ojciec boje ustawne zwodzi, To zaś jest tylko odrośl kaleki: Lilian niech wam będzie gościnnym
II. RAKUZ. I są to wszystko tylko słowa pieśni, KRAKUS. I ramię moje sięgało do góry
III. GRODNY. Tam książe, głowę poruszając bladą, RAKUZ. — Ja rzekłem — i dość wiem co: wiem jak, czynię
IV. Brązowym hełmu czerpnąwszy garłem KRAKUS, kończąc wieczerzać. ŹRÓDŁO.
V. Wrócił — stal prysła — RAKUZ. SZOŁOM. WÓDZ. Żony? — Mość nie masz? VI. RAKUZ, nieporuszony. Wszystkich trzech razem nie znam osobiście —
VII. Twarzy odsłonić? — poznać się dać wstydzę,
VIII. A on, że wcale! — i nie ma sposobu Gdybyś rycerzu z pod tego kaptura
IX. PIERWSZY. INNY. PIERWSZY. SZOŁOM. Przemawiam: — Odkryj czoło zapaleńcze! — Skryje ten zacny proch, co zerwał pęta! — STARZEC, z tłumu.
X. SZOŁOM, wskazując latarką. RAKUZ. SZOŁOM. SZOŁOM I RAKUZ, zakrywąjąc się w parowie i przylegając do ziemi.
Znana powieść o Smoku, którego zabił Krak czy Krakus, nieustannie w dziejach prawdziwa, albowiem potykania się takowego z potworem, siady.idą przez wieki; rozmaitemi też sposoby
w myśli ludu określana bywa. Jak sobie przeto poradziłem z tak porwaną całością rzeczy? czytelnik sam osądził — dodam wszakże słów kilka ku wyjaśnieniu treści i składowych pierwiastków.
Kraków, nazwisko miasta, jest przymiotnikowem z czwartego przypadku na pytanie kogo? czyj? gród-Krakowy, czyli Kraków.
Nixy u południowych Słowian duchy porzędne, polne i leśne. LEGENDA. Na greckim rynku ludzie zgromadzeni stali, Do ludzi tych różnego mienia i sumienia, I stało się że fala ta nagle zagrzmiała: W mieście jednem cesarstwa Rzymskiego, Do ludzi tych, na jedno zaklętych sumienie, Więc przed Cesarzem Paweł stawion był i jasno PRZYPOWIEŚĆ.
|
Mąż, nazwiskiem Epimenides z Krety, policzony do mędrców Greckich, poezją i czcią bozkości zatrudniający się; ten, który wspólnie z Solonem pracował na utrwalenie praw, który ofiarą baranków białych i czarnych, swobodnie puszczanych a immolowanych gdzie spoczęły, oczyszcza lud, i zatrzymuje plagę zarazy, miał to do siebie osobliwego iż uważany był za syna Nimfy Balty. — Wierzono też, iż był to Eakus i że znikał na czasy pewne, a z martwych powstawał potem, żywionym bywając przez czas snu swojego bozkim matki swej pokarmem. — Ten to mędrzec w młodości swej wysłanym był przez ojca aby zbłąkanej owcy szukał; a skoro utrudził się, wszedł do groty i zasnął. — I spał tamże lat pięćdziesiąt i siedm, a potem wyszedł i zdało mu się jakoby wczora. — Tedy owcę właśnie że zbłąkaną ówdzie, wziąwszy na plecy swe, szedł do miasta Gnossy. —
Ale postrzegł oblicza ludzi znajomych i mijających go, bardzo odmienione i ścieżki inne, i wejrzenie wszystkiego bardzo różne. — Brat rodzony zaledwie poznał go, a posiwiał był przez czas kiedy Epimenides za oną owcą poszedł.
A rzecz ta znaną była i bardzo brzmiącą w Grecyi za dni Solona, około sześć set lat przed przyjściem w ciele-człowieczem Osoby Bożej na ten świat. — Kretensowie zwali Epimenidesa kuretem i cześć mu pośmiertną wyrządzali, a Lacedemończykowie, według słów wyroczni postępując, przechowywali ciało jego. Osoba moralna tego męża ma coś nieledwie ewangelicznego we wszystkiem, cokolwiek o nim wie się dzisiaj.
Około południowych brzegów tej to Krety, której obywatelem był Epimenides, zdarzyło się znowu w sześć set lat po śmierci jego, iż przepływał okręt niosący na sobie Śgo Pawła Apostoła do Miletu, Syrakuzy, Regium i do Rzymu. —
Przyszła mi myśl, kiedy sam w tych okolicach byłem, że Apostoł-jeniec przepływając ówdzie, wspomniał był Epimenidesa, i że wtedy zamieścił one dwa wiersze Kurety, w liście swym do Tytusa XII które wiadomo że są wierszami Epimenidesa i które w tłomaczeniu polskiem Biblii, jakkolwiek wierszami rymowanemi przełożone będąc, tak brzmią:
«Zawsze są kłamliwemi sprośni Kretensowie,
Nakształt bestyi żyjący, leniwi brzuchowie»
Jednakowoż, ponieważ to drukowane jest jako proza, więc tak i czytają ci, co czytają druk! —
1854.
I. Znaną więc treść gdy minę, powiem raczej rzeczy Ten miał na celu, osłów ujuczywszy sporo, Jak cały system jego powali, i które IV. Złotowłosą, lub łzę jej włożę w list — a ona O czem Manioty swoje przypowieści rzekli, Zgony snami, a łożem stały się już groby;
1 Dwa są rodzaje obywatelstwa u Greków dzisiejszych: jeden szeroki i natchniony, a tak wielki, że Grecy z prowincyi ubożeją i niszczą się dla uczynienia czegokolwiek ogólnie użytecznego, zacnego, lub pięknego: drugi, który Grekom onym zamyka wszystko, skąpi, i utrudnia. — Ztąd prawo autochtonów, heterochtonów — ci drudzy, mają jedno tylko prawo, prawo immolowania się. Filhellenowie w czasie wojny byli zawsze na pierwszą linję wysyłani, a częstokroć krajowcy rabowali im żywność, by odprzedawać ją drożej. —
WIERSZ, PRZYPISANY P. z N. S., SIOSTRZE.
I. Kłonisz się głową fartuchem okrytą Sokole skrzydła poezyi wiosennej
II. Acz będzie chwila że cię nie pocieszy Nie! — ty bądź raczej nie bardzo szczęśliwy —
PRZYPOWIEŚĆ. «Adolescentulus quidam sequebatur —»
|
WYJĄTEK Z LISTU.
Czytałeś, i nawet, czego nie spodziałem się był, dawałeś do czytania ten rękopism przypowieści mojej, nazwany Quidam. Uważałeś zapewne że dziełu temu dałem nazwę przypowieści nie zaś powieści, a to z przyczyny że intrygi i węzła drammatycznego, właściwego powieściom, wielce się tu wystrzegałem — nie oto mi szło, ale właśnie że o to raczej głównie, co zazwyczaj tylko pobocznie z właściwych powieści wyciągamy. — Dla tego to i bohater jest tylko ktoś — jakiś tam człowiek — quidam! — Nic on nie działa, szuka tylko i pragnie dobra i prawdy, to jest jak to mówią nic: właściwie nie robi — cierpi wiele, a zabity jest prawie że przypadkiem i to w jatkach! — Jest tam i drugi Quidam, któremu to nazwisko przeszło było w imię własne, ale i ten jest tylko jakiś ogrodnik, jeden z miliona chrześcian! Zali to jest tragiczne? pozwalam ci wątpić wielki Poeto! — Ale Ty, którego śp. Juliusz Słowacki nazwał Poetą-Ruin, i który jak nikt nigdzie umiałeś świat ruin opiewać, pozwól mi w zamian powiedzieć ci, że w przypowieści tej mojej pomiędzy jej żywemi postaciami, lubo nie ma arków połamanych i rozrzuconych kolumn, niemniej smętny, jakkolwiek z właściwego mi punktu oglądany krajobraz ruin się przedstawia. Serce tej Zofii, tak czarującej talentami, a tak nerwami i wolą do siebie nienależnej, może właśnie całej jednej świątyni-wiedzy jest ruiną? — Cywilizacja, według wszelkiego podobieństwa, do dziś jeszcze podobna jest do tego kościoła, który za Kapitolem tyle razy przy księżyca świetle oglądałeś — do tego kościoła, co w kwadracie kolumn świątyni starożytnej jako gołąb w rozłamanej klatce przestawa; tak, iż mszy świętej idąc słuchać, przechodzi się owdzie przez Jowiszowy przysionek. Daruj mi więc wielki poeto, że z niektórych tylko korzystałem uwag twoich, co do kształtowania się tej mojej przypowieści, inne za niebyłe uważając. Cywilizacja, składa się z nabytków wiedzy Izraelskiej — Greckiej — Rzymskiej, a łono Jej chrześciańskie, czy myślisz że w świadomej siebie rzeczywistości już tryumfalnie rozbłysło? Mag jest Żyd — Arthemidor i Zofia są Grekowie — znajdziesz tam i Rzym, lubo tobie, wielki poeto, inaczej i gdzie indziej nie zaś w mniej plastycznych sferach, ruiny oglądać i sławić przystało. Szczęśliwszym byłeś. —
Pisałem 1859.
I. Wszakże on jeden z całej karawany
II. Tłumy z jakiegoś wracają igrzyska,
III. Ogniem wewnętrznej gorączki i drgania Zaiste, odłam to jakiejś świątyni, Weszli — ostatni goście spodziewani.
IV. V. Że w jednem ledwo folguje mu snadnie, Dla mniej ćwiczonych mieli pobłażanie,
VI. Kto była Zofia? wiemy — lecz czem w Rzymie? — Mówiąc «za długa rzecz; rozboli głowa — » Skreślony jemu gdy był jeszcze mały, Któż retoryki nauczał tę starę? — To z robotnikiem, to z ciętym marmurem. — — — — «W siódmym paragrafie I nie w te czucia, które dają noce I aktorami czyni ich drammatu —
VII. Że obcy nawet słyszał już to imię Za tem przestanek — jedna kużu skiba I świadków nieco — dalej poczet drugi Gwido, lub nazwę łączy apostoła, «Więc zdrow?» — «więc» na to towarzysz odrzecze:
VIII. — «Szczęśliwież wchodzę albo nieszczęśliwie?» «Idź-że» mówiła, podnosząc się zwolna,
IX. Prócz osób głównych nikt z tych co tam biegli Potem zaś przezwan Gwido — mąż zuchwały By nową kupić lampę — grosza nie ma! Na tak niejasne ztąd patrząc budowy, — «Za człowiekiem, szpiegiem, co przed chwilą Czy trąby dwie się przypadkiem gdzie zbodły, Nie uwolnicie nas — znam, bez obawy;
X. Pytania takie szybko przechodziły Tam i sam raczej błądząc, jako w porze, Patrzył, jak gdyby dno kosza niejasne —
XI. To — już podworzec; dalej — zwykłym wzorem — Wdziękiem, co blado promienił jej z czoła Łokciami wrosłe do kolan od brody — Zaiste — przyszłam jakby czując po co.» «Czasem — do siebie mają to i progi —
XII. Milczał; lecz w sobie pamięcią przezierał «Jazon» tu przestał «jesteśmy w przyjaźni» Jeden więc płochy żart myśli niewieściej, Tylko zbliżone lekkiem przypomnieniem,
XIII. Więc rzymski szlachcic jeszcze rad był Greka Lecz zali Cesarz to był? lub właściciel?
«Chrześcianin Gwido mówił — to i tyle» — Legło? — jak człowiek lekarstwo ważący, Wstrzymany, ale nie ówdzie gdzie bieżał — Rozjęły mu się w kształty dwa, osobne: Postać jakoby męża w wieku sile, Jeden z tych cichych mężów, co przy domu Słowo jest ogień — milczenie jest lawa —
XIV. Inny posłany był w Panońskie szlaki Lecz wyrzezane z zęba słoniowego, Przejeżdżał senat i patrycjat dumny, Resztę zaś kratą liry zamykała
XV. «Zaiste, co raz mniej umieją gościć» Okolicznostka mogłaby okazać. — Jakoż mąż w szacie takiej jest podobny Usłyszy, znacznie spoważnił oblicze Mniemam, iż wszystkie próżno nudzą tory, I było cicho — Mistrz rzekł: «Tenże samy Prawdą jest — wzór więc siebie sam zaciera? Te tak ciskane słów iskry wstawały, IMPROWIZACJA ZOFII.
Odbrzękiwały jeszcze w cztery strony. Po chwili wszakże, dawny spokój wrócił —
XVI.
Mag po fenicku mówił do Barchoba: Gdy ty siedm skrzydeł uniesiesz odemnie, On, tu czasowe podejrzenia zgania — I już wybiera jak mąż, acz w dziecięciu, Wyszedł — przez ramię dorzucając słowo: W teatrum, z płutna, rozsuniesz klejoną,
XVII.
Gdzie brak? i zaraz z posągiem tam idą Pot ocierając»[47] niechaj żyją zdrowi! —
XVIII.
Tej skrzydła w szatę nikłą — szata, mężem Czy to myśliła ta Sabińska prosta Pomponius — jest to wytoczone drewno O samej bajce olympijskich tkanin;
XIX.
Inni nareszcie, tę powietrza zmianę I w palcach miesił, co może czas skraca — — «Jazon» — wyrzekł nie bez wstrętu Tu wstał — i znowu legł, lecz inną stroną Tam Venus miejsce mieć ma — a powoli Świętego Pawła głowę baczył ściętą,
XX.
W czas perjodycznej ciszy — której mowa Że zgadła: wszakże, myśleń ciąg urywa, Na głośne lekcje, na szepty pokątne Co mędrce w pocie, we krwi męczenniki Księżyc ją tylko oświecał bladawy, Jako ostatni wygnaniec na świecie Psują rzecz, cale nie troszcząc się o to —
XXI.
Zdali się trzymać ją w literach znamion,
XXII. Syn Aleksandra stał przed Zofii łożem, Zofia rzuciła okiem na służebnę XXIII. Lucius Pomponius leżał od niechcenia «Bywaj mi szczęśliwą!» — I wstał, lecz widno było mu z tem raźniej, «Przynoszę wszakże wieść, iż niepokoje Jako gdy hełmu poprawia wojownik, Aleś ty smutny — chory? — spytaj — czemu? —
XXIV.
W mowy ogóle, w ogóle pojęcia Fascynacja zaś składa się, nie rodzi — Lub chciał, ażeby te wiedziała rzeczy, I — że się ciężar przestało już nosić: Usunął, sprawę swą kończąc z rzeźnikiem. — Szukającego w gwarze tym współ-jęku — Gdy naciągany łuk ci się wyśliźnie — Wołali: pół-bóg że zstąpił? — a męże Podobnym, z barwy, miejsca i wspomnienia
XXV.
I szukać, czego szuka się w boleści Tak mów, bym czasu powietrza i ziemi To rzekłszy, ziemię bosą zatarł nogą — Przychodzień nie śmiał kropli zwiać w miednicę «Postanowił-był osiem dni światłości.[79] Więc, takie, wina popiwszy kielichem, I do setnika palec niosąc — rzecze: XXVI.
— «Motylu!» —
XXVII.
Rzymie! wołając, sławo i zasługo! Obraz, nie wiedzieć czyjem pożegnaniem A taki wielki świat! — tak wielkie bole! —
XXVIII.
Palił się stos ów czworobocznie stromy Gdy jeźdcy nasi, w kształt konnej załogi
|
Znajomy mój młody uwagi mi robił że żaglowym lepiej okrętem przepływać Oceanu przestrzeń. — Pozwoliłem mu mówić w tym przedmiocie i słuchałem go oparłszy się kolanem o tłomoczek podróżny a biodrami o ciosaną z kamienia poręcz wybrzeża portowego. —
Ale skoro domówił on perjodu — ale skoro spojrzałem na wielki zegar miejski i zmiarkowałem iż za niewiele czasu parostatek zwany: Cywilizacja ruszy z miejsca gdzie przystał był i osobę moją z sobą poniesie, przerwałem młodemu przyjacielowi memu jego mówienie.
Był czas, rzekłem, kiedy w rzeczywistości dotykalnej pod ręką moją miałem klucze piękności onych, o których marzenie swoje mi przedstawiasz — — A słów tych domówiwszy wbłąkały mi się w pamięć rymy które nuciłem, oglądając klamry i zamknięcia podróżnego mego tłomoczka.
— Co dzień woda w okręt ciecze,
Nogą z łoża ani stąp;
Co wieczora — o! człowiecze
W górę rękaw! — i do pomp.
Pożegnałem, co kochałem,
Upominek złączy nas;
Ręką jedną, przestrzeń dałem,
Drugą ręką dałem czas. —
Co dzień woda w okręt ciecze
Nogą z łoża ani stąp;
Co wieczora — o! człowiecze
Rękaw w górę — i do pomp! —
Oto i widzisz, mówiłem mojemu młodemu znajomemu, że rzeczy te nie są mi wcale obce, owszem, od ogromnych żaglowego okrętu podwalin, budowanie arki przypominających, a które spoczywają na samym dnie łodzi okrętowej. — Przeszedłszy następnie miejsca ciemne, gdzie ordzawione wodą słoną, łańcuchy kotwic się pierścienią lub wyciągnięte są podłużnie w niedbałym na posadzce odpocznieniu: przeszedłszy jeszcze wyżej do korytarzy kabin, i wyżej na pokład okrętowy, którego każda deska biała jest i miękka od umywań, a wszystkie są jakoby wieko skrzypiec pięknie wygięte. — I podniósłszy oczy tam gdzie lin wielu okrętowych niewzdrygliwe siatki się przekreślają na niebiosach, albo i gdzie powietrze rozbija namioty swoje szerokiemi żaglami — albo i gdzie trzy masztów krzyże kończynami swojemi podobne są jakiejś mistycznej troistości, kiedy umierają we mgłach rannych, w mętach opalowego światłocienia a wilgoci ciepłej i słonawej; mętach, niekiedy przedartych zgubionymi przez odeszłe słońce promieniami — wszystko to — jak widzisz, jest mi znane. To — i nadto huk żagli pękających, do wystrzałów poddać się mającego miasta podobny — i upadanie majtków niebezpieczne, ze szczytów zatrzęsionego burzą masztu — i przekleństwa ich językiem mówione morskim, który może jeszcze fenickie ma w korzeniu swoim pierwiastki — i niecierpliwienie się czterech łodzi, zawieszonych po okrętu bokach, a które tylko w czas przystani spokojnej, lub wczas ostatecznego niebezpieczeństwa bywają z łańcuchów swych spuszczane.
Jakoż — od oczyszczanego najstaranniej miedzianego gwoździa okrętowego, aż do gwiazdy w niebiosach jak gwoźdź błyszczącej. — Takoż, od safirowej chwili najpogodniejszego uciszenia aż do czarności otchłannej burz powietrznych — od wyciągniętych różowych rąk dziecięcia ku rybom wielkim, co idą za okrętem niby że psy domowe, aż do rzucających twarde rozkazy giestów okrętowego kapitana w rękawice futrem szorstkie uzbrojonego. Jakoż od tego co podpiera i uspokaja, aż do tego co tobą jako liściem suchym pomiata i czyni ciebie znikomością podrywaną z planety, albo daje ci uczucie do onych dwóch w niczem niepodobne: bo uczucie tępego i głuchego spokoju materyi ze znużenia — uczucie głębokie i nikczemne! — podobne do rozmowy ciała człowieczego z piaskiem grobu który jemu należy, albo atomów ciało człowieka składających z planetarnym ciążenia środkiem. — Kiedy, jednem słowem jesteś dla tego tylko, że chwilę przed tem byłeś, nim na mokrym i mętnym zwoju poplątanych sznurów okrętowych wyciągnąwszy się, rzekłeś sobie niezrozumiałym językiem dla nikogo: «Oto jest stateczność i spoczynek.» —
O! tak — powiadam tobie i widzisz, że poezja tych rzeczy bezpośrednio mi znana — ani co nowego pod tym względem obiecywać sobie potrafiłbym! — Lecz zmęczony już jestem i dla tego wybrałem dogodny paro-statek Cywilizacją zwany, ażeby wśród rękojmi, które człowiekowi epoka ofiaruje, zarazem drogiego użyć spocznienia i zarazem chwili jednej nie utracić, z szybkością wielką postępując. A kiedy to mówiłem, usłyszeliśmy niecierpliwy poświst i usłyszeliśmy gwałtowny szum wybuchań kotła parowego. I żeglarzy dwóch w kapeluszach, na których wypisane było słowo: Cywilizacja, ujrzeliśmy idących ku nam po szerokiej desce łączącej pokład statku z wybrzeżem — ci, uchwycili podróżny mój tłomoczek — a ja uścisnąłem miękką rękę młodego mego znajomego i poskoczyłem za unoszącymi ciężar, aż wzdrygnęła się deska która wybrzeże z Cywilizacją połączała. O! deski te, żebyście wiedzieli! — jak deski, które w portowych miastach na wybrzeżach martwo i cicho leżą — żebyście wy wiedzieli, do ila patetycznemi one są sprzętami! — — Wszakże one nie więcej nad półtora stopy bywają długie, a połączające nieraz świata części! —
Pożegnałem, co kochałem —
Upominek złączy nas:
Jedną ręką przestrzeń dałem,
Ręką drugą dałem czas.
I nie wygłaszając słowem mówionem, ale tylko nutą samą dośpiewując te rymy, wbiegłem pomiędzy ramiona dwóch żandarmów, którzy odpłynięcia statku strzegli, jako karjatydy dwie, czczość powietrza podpierające — — i oto pomiędzy onymi policjantami dwoma, jakoby przez odrzwia furty żywej, wszedłem na Cywilizacji pokład.
Pięknie było — świeciło słońce Boże, odbijając przybywające do nas przez otchłanie-otchłani promieności swoje, w świecących guzikach policjantów i w mosiężnych parostatku gwoździach — czystość albowiem i porządek nigdzie może więcej uwidomionemi nie bywają, jak na odpłynąć mającym statku parowym.
A że znałem tam, wśród podróżnych, niejakiego lekarza powielekroć drogę tę robić nawykłego, tedy umyśliłem sobie iż obeznać mię będzie mógł nieledwie ze wszystkiem i nieledwie ze wszystkiemi. Był to zaś człowiek wieku podeszłego, który przez lat trzydzieści lekarskie rzemiosło praktykując, tak wielką zyskał sobie wziętość, iż nareszcie musiał zaniedbywać powierzających się mu chorych z powodu, iż zbywało mu czasu na indywidualności ich mieć względy — wycofał się przeto jak mąż zacny z tak niebezpiecznego pola prac swych i przestawał najwięcej z przyjacielem swoim adwokatem, który niemniej, tąż samą drogą, dla tego tylko że słynnym był i sumiennym, na prywatne usunął się był ustronie.
Tych mężów dwóch szukałem oczyma memi, na statek wchodząc, ale mięszało się jeszcze krzątanie się podróżnych, którzy właśnie że weszli i krzątanie się służby okrętowej, którą portowy rządził pilot — spostrzegłem więc tylko kilku dzikich ambassadorów niejakiego książątka z wysp odległych, którzy z tłomaczem swym i służbą obchodzili do koła wnętrze okrętu, macając rękoma poręcze wschodów machoniowe i ozdoby mosiężne bardzo świecące — a na twarzach tych dzikich była radość, że wszystko do koła, jest tak równo, pięknie i gładko.
I płynęliśmy dzień jeden i dzień wtóry — a dnia trzeciego gdy byliśmy jeszcze na onym wstępnym Oceanu pasie, gdzie zielone fale uderzają o ściany wapienne i pionowe wysp niewielkich, wzmogły się wiatry znaczne i była burza. Co, jak tylko się pomiędzy podróżnymi rozgłosiło, zeszli jedni do kabin ażeby wyciągnąć się na łóżkach swoich, drudzy zaś na pokład okrętu pośpieszali, ażeby — mówili oni — burzę widzieć. —
I widziałem jako wstępował na ów pokład, niejaki oficer kawaleryi płaszczem się swoim okrywając, z pod którego kończyn świeciły się krzywe ostrogi — był to energiczny człowiek i mający giesta niespokojne, jakoby szukające w koło siebie czyli nie jest co? do uskromienia. — Żywioł wszelako rozchukany, parskając białemi śliny swemi, mało waży sobie energie ludzi pojedyńczych, skoro te nie za pośrednictwem praw żywiołowi onemu właściwych krzątają się i jakkolwiek bądź sprężyście się niepokoją: jest to żywiołowi obojętne. Majtek jeden w opończy ceratowej od stóp do głów strumieniami wody jaśniejący, przebiegł gwiżdżąc obok oficera kawaleryi i podtrzymał zachwianą postać niewieścią, która właśnie że na pokład wstępowała, trzymając się ręki pewnego młodego podróżnego: O osobie tej zaś mówiono na okręcie że jest przez nadobnego towarzysza swego wykradzioną. —
Piękna była to dama, ale co do nieposzlakowanej dorodności należało się więcej jej miłemu, który przytem bardzo rzewliwe miał spojrzenia i ruchy więcej niż wykwintne. Spoglądali oboje, jako ludzie morza nieświadomi, którym się wydawa iż burza morska ustępów nie ma, bardzo blizko uczuć się dających, ale że jest czemś z daleka i od razu do widzenia możebna jak opera. On zatopił błękitne oczy swoje w chmur nawały, a ona zdała się wejrzeniem i poczuciem iść za wszelką myślą towarzysza, gdy tymczasem miotły się fale ogromne na przechylany w otchłań pokład i nie było bynajmniej winą moją, że dostrzegłem obówie więcej niż lekkie na udatnych stopach nieznajomej, tak, iż myślą mą było zbliżyć się i ostrzedz tę osobą jak dalece naraża zdrowie swoje — — lecz, gdy na to wspomniałem iż wykradziona jest, wstrzymałem się i zwierzyłem to zacnemu doktorowi, z którym na jednej z ław pustych usiedliśmy.
Ku czemu poważny mój przyjaciel rzecze do mnie: «Obraziłbyś młodego tej pięknej osoby towarzysza, ale i ja sam dopiero jutro uwagę tę zrobić im potrafię, gdyby mię w tym względzie zapytano; jakkolwiek znam młodzieńca, owszem, dlatego właśnie iż znam go, jestem ostrożny. Jest to albowiem czuły człowiek — czuły, mówię — to jest, obraźliwy — raz usłyszysz od niego łzą rzewną przesiąkłe słowo, drugi raz znowu jednę z tych sentencyi, która gdyby była wyrzezaną na mosiężnej gałce grubego jakiego kija, zaledwo że byłaby na miejscu swojem. Przy tem słodkie i tkliwe ma on chwile — sam powiada iż jest artystą — żony swojej pod rękę mu nie dawaj, bo się jej oświadczy z łzami w oczach — książki mu ani parasola nie pożyczaj, bo gotów je zatrzymać sobie na pamiątkę!
A gdy słów tych właśnie domówiał poważny mój przyjaciel, spostrzegliśmy że i oficer kawaleryi mojego będąc zdania zrzucił płaszcz swój szeroki, pod stopy go pięknej nieznajomej chcąc podesłać — lecz ośmiu majtków zadyszanych z wołaniami służbie okrętowej właściwemi, przewlekając tamtędy ogromną linę rozdzieliło nagle ową grupę i wepchnęło ją w otwór, którędy schody do salonów i do wewnętrznych kabin prowadziły.
Poważny mój przyjaciel i ja, wcisnęliśmy się w głąb siedzenia, aby przez to dać miejsce linie ciągniętej, a obok nas zajmował miejsce człowiek do pół oblicza szalem wielkim szkockim osłonięty, który zwykł był zacięcie milczeć albo się o rzecz najmniejszą oburkiwać i którego przeto, na okręcie zwano konspiratorem. — Był to wszakże spokojny obywatel, ale hipokondryk i boleściom romatyzmów podległy, a który — że wiedział — iż go za konspiratora uważano, nie tłomaczył się z zarzutu tego, aby przeto na siebie tem więcej podejrzeń nie sprowadzić. Korrespondent jednego z bardzo użytecznych dzienników Europejskich miał wyraźnie na oku postać ową w szal szkocki do pół oblicza osłoniętą, a majtkowie nieraz znakami massońskiemi milczącego obywatela pozdrawiali. — Ściśle rzecz określając, burza była zaledwo tyleż burzą, ile ów o zbrodnię stanu posądzany podróżnik był tem za co go brano. Są albowiem zawichrzenia morskie, które zdawałoby się że ku temu tylko istnieją, aby świeżo zapoznanym z tego rodzaju podróżą gościom zadowolenie sprawić. Kapitan się nie ruszał z wielkiego salonu, gdzie grał w szachy z tłomaczem ambassadorów dzikiego książątka i żuł cicho Amerykański tytuń, żółty jak złoto.
Po przestanku niewielkim rozświeciło się powietrze i wielka jakoby błogość napełniła je wiosennem tchnieniem — a na ogromnej przestrzeni fal ruchomych i pianami białemi grzbiety swoje giętkie rysujących, położyła się ogromna tęcza, która dla niezmiernego wody obszaru nie dostawała prawie niebios, ale raczej podobną była do ukośnie wspartego gotyckiego okna, po za którego szybami trójbarwnemi widać było każdą z fal, i widać było wszystkie fale coraz drobniej łamane, aż do nieustannie ruchomych a ostatecznych kresów widnokręgu.
Że zaś na okręcie każdym są osoby, które dopiero zjawisko jakie rzadkie wywołuje z ich kabin — albo które i owszem wtedy jedynie na pokładzie pokazywać się lubią, kiedy domyślać się można że jest pusty: miałem przeto sposobność zauważyć iż płynęliśmy w towarzystwie katolickiego księdza missjonarza, tudzież kilku zakonnic, na dalekie świata krańce nieść mających służby swoje, miłość i pokorę. Ci jednak podróżnicy, ażeby suknią kapucyńską i szatami wyłącznych krojów, nie wzbudzać śmiechu, bardzo rzadko się na Cywilizacji pokładzie pokazywali.
Tęcza, nikła powoli, a okręt nasz wielkiemi swemy kołami na dwie strony odpychał góry ogromne tych fal czarnych, które nieraz od najwyższych okrętu żaglowego masztów wynioślejsze bywają i zwiastują pośredni, że nazwałbym osiowy, pas Oceanu. —
Emigrant niejaki — zacny człowiek — i podróżnik jeden uczony, który wyłącznie archeologią się zatrudniał, zbliżyli się do ławy którą z przyjacielem moim zajmowałem, ale ten, którego zwano konspiratorem uprzedził ich giestem pogardliwym, okazując iż wystarczającego miejsca nie było.
Zdarzenie to, acz małe, byłoby mi wcale nieprzyjemne; gdyby nie poszło za niem pośpieszne przyjaciela mego ostrzeżenie, który wszystkich podróżnych znając, tak do mnie mówił: Emigrant ten, bardzo szanownym jest człowiekiem i zaiste że o nim powiedziećby należało że konsekwentny jest. Cierpiał on długo w Europie i oto po za jej krańce teraz udaje się odpocząć — to zaś go przedewszystkiem zbliża z Archeologiem iż ów pierwszy będąc Rzymianinem, chce nieodzownie Rzymu na stolicę Włoch odrodzonych. Archeolog zaś dalej się posuwa, proponując aby koniecznie stolicą Polski przyszłej była Kruszwica, lub przynajmniej stojąca na Gople wierza-mysza. — Co zaś do Francyi, tę ma rządzić prokonsul Rzymski, w monumentalnem Nimes lub Arles obyczajem dawnym konsystujący.
«Jedna wszakże rzecz jest szczególniejsza» dodał następnie mój przyjaciel «to jest — że mąż oddany po szczególe samej tylko Archeologii, nigdy na mszę nie chodzi!» — Cóż więc rzekłem pojąć on może z umiejętności swojej? — A przyjaciel mój mi odpowiedział: — «Jest partykularnym akademii korrespondentem.» —
I chciał jeszcze dalej coś mówić mój przyjaciel, ale usłyszeliśmy iż Emigrant począł przypatrującemu się znikającej tęczy kapucynowi ciskać żarty, z udziału Świętego Ducha w kościoła sprawach, żarty gwałtem jako przedmiot naciągane; a rozmowa ta rosła bezprzykładnie i już mogła była w koło siebie wiele osób zgromadzić, gdyby nie pokazanie się nagłe Redaktora — jednego z bardzo użytecznych Europejskich czasopismów — którego to Emigrant skoro spostrzegł, uchylił się na bok magnetycznie, jako kiedy północnej jakiej armii sierżant robi miejsce samemu Generałowi. —
I płynęliśmy jeszcze dni trzy — i jeszcze pół dnia, co uczyniło razem sześć dni — a około południa dnia siódmego wyszedłem na pokład okrętowy czując uciśnienie smutku — smutku, którego treść i powód były mi zupełnie nieznajome. Są albowiem boleści wnętrzne i udręczenia ducha, które się bezpośrednio i doraźnie z pochodzenia swojego nie tłomaczą. Co większa, iż sama wrażeń ekonomia i następstw ich porządek nie są rzeczą dla śmiertelnika najjaśniejszą.
Jakoż, wielce chcąc płakać, ale nie mogąc i jednej łzy uronić aby spadła w Ocean, przysłuchiwałem się perjodycznemu chrząstowi budowy parostatku z niedbałością człowieka, któremu jest wszystko obojętne. Cywilizacja zaś szła jak nigdy, wielką dymu kolumnę na niebiosach i nikły ślad na falach Oceanu zostawując za sobą. — Ludzie dzicy z tłomaczem przechadzali się po pokładzie, ogłaskując rękoma poręcze i wręby okrętowe — a widziałem radość na ich obliczach że tak wszystko równo, pięknie i gładko.
Wszelako siedząc, nie powiem w zadumaniu, ale w czczości myślenia, rozświeciło mi się nagle zapełne pojęcie istoty smutku mego — rzecz, której się bynajmniej nie doszukiwałem sztuką badania. Tak dalece pewno jest, iż ażeby zapalić ogień urządza się zaprawdę długo wszelakie palne materjały i zanieca się iskrę; ale ażeby buchnął tenże ogień trzeba jeszcze dla tego wszystkiego chwili pewnej, która siebie nadto dodając, czyni iż nagle całość płonie. I nie inaczej rzecz się ma z myśleniem. —
I oto więc rzekłem sobie na raz: «Zaiste że przyczyną smutku mojego jest zupełna samotność — — Cóż albowiem wszystkość tych obywateli okrętu naszego pomoże mi, albo w czemże jesteśmy sobie współ-udzielni? — Nie wystarczyło-ż oto siedmiu dni, ażeby dojść do tego, iż otworzywszy usta, można wiedzieć naprzód wszelakie następstwa djalogu — wiedzieć: co człowiek czuły i co oburkliwy obywatel i co energiczny oficer i co archeolog, co emigrant i co Redaktor — jednego z bardzo użytecznych Europejskich czasopismów — odpowiedzą. — Myśl żywotna w ludzkości byłażby tak mechaniczną pracą i tak źródłowej żadnej wnętrzności swojej nie mającą? — Prawda jestże tylko ostatecznością wynikłą ze starcia się i wzajemnego odpychania jednostronnych humorów, rozmawiających z sobą obywateli? — Ale sama przez się, ażali powtarzam prawda nie jest niczem, tylko czczością myślenia — tylko jestże ona jakoby tem miejscem na coś przypadkowego i tą jakoby idealnie pojętą próżnią, o której się mawia w umiejętnościach, wiedząc wszelako iż próżni nigdzie nie ma. Jednem słowem — jestże więc prawda kłamstwem?
Albo — mamże raczej przypuścić jako obowiązujące ostatecznie pojęcie: iż prawda jest wynikiem tylko samej redakcyi myśli i zdań. I że ona przeto jest jako te na cyrkach płatnych Amazonki, które z pędzącego w około siodła i konia, podskakując, przebijają czołami w korony ubranymi wielki arkusz bibuły, ażeby po drugiej tegoż arkusza stronie na uciekającego upaść źrebca, przy oklasku i przy śmiechach rzeszy patrzącej? —
Zaiste że jedna jest rzecz łącząca doskonalej obywateli okrętu tego — rzecz, mówię jedna jest. —
A słowa te wyrzekłszy uderzyłem nogą w ruchomy pokład statku jakoby powiadając sobie samemu — oto jest ta rzecz jedna i nic więcej. —
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Szczególniejszej natury powiew i poświst zerwał płaski kapelusz jednemu z chłopców okrętowych, porzucając go precz, daleko na fale Oceanu — a na kapeluszu tym w około była wstęga czarna i był złocony na niej napis: Cywilizacja.
Kilka osób poskoczyło wraz ku wrębowi okrętu, w stronę gdzie wiatr pomiótł kapeluszem, nie ażeby myślą ich było coś w tem pomódz, ale że to w naturze nagłych wydarzeń leży iż za sobą nerwy pociągają. — Szczególniejszy był to wiatru poświst, nie mający nic w sobie podobnego do otaczającego nas powietrza — zimny — nagły, ale nie dorywczy i przechodni — owszem, utwierdzający się co chwila, jakby całą atmosferę miał odmienić i odmienić miał siłę.
Ci co w murze patrzyli, kędy już na pianie fal dalekich dojrzeć nie można było kapelusza, spostrzegli nagle krągłą bryłę jakoby kryształ jaśniejącą, którą koła okrętu odepchnęły, aż usłyszany mógł być odepchnięcia owego cios i poszturg — Majtków dwóch, pobiegło na maszt główny — rozruch jakiś i poszept wywołał samego kapitana, który krokiem mierzonym przeszedłszy wschody stanął w odrzwiach do pół widny, zakryty wnętrzem schodów. Kapitan ręce miał w kieszeniach, czapkę na tyle głowy zarzuconą ukosem i poobiednie piórko w zębach.
Ktoś z podróżnych usłyszał w kuchni okrętowej, że zbliżają się lody niespodzianie od północnego bieguna oderwane i płynące obszarem Oceanu — ale tenże sam w chwil niewiele głośno zaprzeczał jakoby coś podobnego miał usłyszeć! — Tymczasem wszelako do okoła już było zimno i grudniowo, a mało kto zostawał na pokładzie — i zmrok upadł wcześniejszy niż za dni przeszłych.
I stało się coś pomiędzy podróżnymi w salonach okrętu, ale wiedzieć nie można było o co idzie. — Ktoś powiedział że wiele dni podróży naszej straciliśmy — ktoś pomyślił że sam Kapitan pomylił się w rachunkach swoich.
Przy herbacie wieczornej usługa poczęła być mniej ściśle dopełnianą, a Kapitan bynajmniej się na dole okrętu nie pokazywał. Uważałem, że energiczny oficer kawaleryi wziął w protekcję swoją piękną osobę wykradzioną, a młodzieniec czuły zbierał klucze od podróżnych torb i tłomoków.
Zaś około północy, kiedy jeszcze nikt nie spał oprócz dzieci, a zakonnice podróżne w kabinach swoich kryjome modlitwy odmawiały, usłyszano wołania niezwyczajne na pokładzie, który był ciemnością bezksiężycowej nocy osłonięty, tak, że na mdłej niebios jasności, czarną ledwo plamą się wydawał, przechadzający tam i owdzie po strażniczej desce kapitan, który z niej już od wielu godzin nie zstępował. — I uważałem go, o ile dostrzedz można było, że był spokojny.
Ale wołania niezwyczajne i po całym rozlegające się okręcie, spowodowawszy za sobą kilkunastu ludzi służby żeglarskiej, pędem wielkim biegnących z zapalonymi w rękach kagańcami, uczyniły, że bynajmniej już wątpić nie można było o nadpływającym szlaku wielkim polarnych lodów, które każdy mógł widzieć — bryłami ich ciskały ogromne fale, co dawało nadzieję iż wielkim pędem statek mimo przemknie i szło jedynie o to, aby na widnokręgu krańcach dojrzeć; ażali gdzie mnogiemi, lodów pokładami zaostrzone powietrze na rozłomy te oddziaływając, w jednolite prawie całości ich nie jednoczy?! —
Poświsty wiatru jakby brzemiennego szronem, raz po raz przez wszelaki otwór budowy okrętowej przechodziły. — Cofnąłem się w jeden z korytarzy, lecz zbłądziłem w kuchni okolice. — Majtków kilku spostrzegłem pochylonych nad beczką wódki którzy po za ramiona swoje pół‑ostrożnem a pół‑pogardliwem cisnęli ku mnie spojrzeniem. Zdawało mi się że Kapitan otarł się o ramię moje w korytarzu i zdawało mi się że ten, który mię właśnie ubiegł miał pistolety w rękach — usłyszałem dwa strzały i dwóch ludzi pijanych, odepchniętych od beczki konwulsją śmierci, zobaczyłem — poznałem Kapitana z dymiącemi w rękach pistoletami — dawał rozkazy reszcie żywych, którzy zdawali mi się trzeźwieć.
A cofając się od jęku konających w boczny statku korytarz usłyszałem śmiechy, przekleństwa i gadania ochrypłem gardłem, niestateczne — i coś podobnego do naglonych pośpiechem modlitw — więcej przeklinaniu podobnych.
Zobaczyłem że emigrant wychylał butelki, a archeolog zbierał próżne i nadziewał je rękopismami swymi na niebezpieczną się chwilę przygotowując. W salonie Redaktor zapowiadał iż trzeba ażeby się wszyscy zgromadzili dla wystosowania komitetu, złożonego z mężów zaufania, któryby nadwerężonego strzegł porządku, ale koło lewe, właśnie wtedy o ogromną bryłę lodu uderzając, wyszczerbiło się z łoskotem strasznym i cały się okręt wstrząsł gwałtownie. Kapitan po raz pierwszy usta swoje otworzył dla zapowiedzenia publiczności: iż oczekuje świtu aby niebezpieczeństwa ważność mógł ocenić. I widziałem że z krzyżem w ręku wszedł kapucyn nogą bosą na okrętowy pokład, ale mu Kapitan kazał precz iść, ażeby się panik nie roznosił pomiędzy publicznością i majtkami — parę głosów powstało przeciw temu, owszem, żądając księdza. — I zawołał kapucyn: «Na morzach tych czasu onego, Krzysztof Kolumb w takimże jak ja dzisiaj, stroju — —» ale Kapitan ręką skinął i odsunięto mnicha, a Redaktor ozwał się do publiczności że stateczniej niźli kiedykolwiek władzę prawą szanować trzeba i mówił jeszcze coś więcej o przesądach ultramontańskich, czego wszakże zrozumieć nie można było bo był pijany.
Kapitan zaś przeszedłszy mimo mówcy, skinął ręką ażeby się dzieci i kobiety w okolicy głównego masztu trzymały — potem wytężonym okiem szukał długo pierwszych brzasku jasności — i chciał jeszcze raz wnijść na strażniczą deskę, ale w połowie schodów się zatrzymał i zawołał głosem wielkiem ku maszyniście na dół: «ognia!» — — A oto nagle cały okręt zdawał się porywać jako balon, który właśnie że uwiązania swe opuścił i wszystko co było na okręcie jakoby się zaniosło na pęd wielki, gdy wraz góry lodowe z dwóch stron statku na koła dwa się wtarły, aż odpryski wielkości przeraźliwej po nad głowami tłumu lecąc, uderzyły w komin okrętu z dziwnym łoskotem. — Chciałem gdzieś iść — gdzie? nie wiem. — Chciałem szukać kogoś — nie wiem kogo? — wydawało mi się że odebrałem w czoło uderzenie wielkim lodu odłamem, lecz rozeznać nie mogłem czy mi się w oczach zaświeciło, czyli zajaśniały blaski ranne? — Zgadywałem że uwięziony za dwa swoje koła parostatek, targał się tam i owdzie na podobieństwo uwikłanego w pęta słonia, a cokolwiek poruszyć się chcąc naprzód, lubo gdzie?! nie wiem: uczułem się nagle porwanym jak ciężar martwy — i uczułem się zatoczonym po pokładzie i rzuconym głową na przedmiot miękki, który dawał mi się poznać że był ramieniem. —
A kiedy już nie wiem które od onej pamiętnej nocy słońce weszło?! rozpoznawać zacząłem iż oparty jestem o ramię siostry szarej, jakoby podobnej do jednej z owych, które na rozbijającym się, statku byłem widział. Ale umysł mój był osłabły i zdawało się że niewiele już prawa do rzeczywistości posiadającym będąc duchem, począłem spojrzenia moje ograniczać na widnokręgu nie zbyt od dłoni mojej szerszym. — Więc patrzyłem na fałdy grube szaty wełnianej, którą zakonnica była osłonięta i podniosłem palec, ażeby z sukni jej odtrącić plamę zastygłego wosku, którą okapana będąc, wydawało się, jakby jej różaniec bursztynowy po fałdach spływał. —
Ale ona rzekła mi głosem dziwnym, bo podobnym do wszystkich głosów, wszystkich przyjaciół moich: «Wosk ten zostaw, albowiem jest z gromnicy, którą na pogrzebie twoim trzymałam w ręku.»
POLKA. «Sunt verba et voces.»
I. Pereł sznur, w czystej oprawie z korali Ale ile jest białą? — jej płeć — ani wiem —
|
- ↑ Patrz: o sztuce broszura (N. w Paryżu 1858) a na końcu niniejszych zarysów w formie objaśnień przytoczona.
- ↑ Pisane 1852.
- ↑ Promethidion, epilog XIX.
- ↑ Pieśń społeczna, karta: XI, wiersz: 21, 22, 23, 24.
- ↑ Słowa Cezara Cajusa Calliguli.
- ↑ Splin jest nieznany u ludów południowych.
- ↑ Przez wieków dość, bo aż do panowania zeszłego papieża pokazywano w akademii Śo Łukasza w Rzymie czaszkę bardzo piękną, jako czaszkę Rafaela-Sanzio uważaną; gdy jednak za pontyfikatu zeszłego Ojca Śo otworzony był grób Rafaela w pantheonie z przyczyny, iż Tybru wylewy zachodziły aż tam, i zepsować go mogły, pokazało się, że ona czaszka w Akademii Śo Łukasza odwiedzana przez wieków parę, nie była wcale czaszką Rafaela! Myślę, że wystarczający to jest dowód o ile nie trzeba ufać pewnym anegdotom historycznym, lub mając zaufać onym, dobrze jest pierwej do bezpośrednich źródeł zstąpić. Historja jako umiejętność samoistna jest to jeszcze bardzo młodziuteczkie dziecko, wieku prawie jednego nieliczące i lubi się bawić różnemi wokabułami jak naprzykład następujące wokabuły: Rafael, Foruarina, Beatrice, Magnatyzm, Jezuityzm, etc. —
- ↑ Fibule, czyli upięcia szat, były ryte z kamienia onix zwanego.
- ↑ Lord Gordon familijne nazwisko Byrona.
- ↑ Dwa są rodzaje obywatelstwa u Greków dzisiejszych: jeden szeroki i natchniony, a tak wielki, że Grecy z prowincyi ubożeją i niszczą się dla uczynienia czegokolwiek ogólnie użytecznego, zacnego, lub pięknego: drugi, który Grekom onym zamyka wszystko, skąpi, i utrudnia. — Ztąd prawo autochtonów, heterochtonów — ci drudzy, mają jedno tylko prawo, prawo immolowania się. Filhellenowie w czasie wojny byli zawsze na pierwszą linję wysyłani, a częstokroć krajowcy rabowali im żywność, by odprzedawać ją drożej. —
- ↑ W kościele w Nauplis, pomnik dla Filhellenów kosztem Francuza postawiony, jest tylko oczekującym rozpadnięcia się abrysem do pomnika, który kiedyś być ma — wszelako w chwili kiedy to piszę, przedsięwzięto w Myssolunghi postawić monument Byronowi. —
- ↑ Dzieciom w Polsce mówią iż człowieka na świat przynosi bocian, lub żuraw: w czem leży parabola, iż z górnych stron i od wschodu ludzkość bierze początek.
- ↑ Czasowym przesądem.
- ↑ Ten wiersz jest z Psalmu Dawidowego.
- ↑ Przysłowie, a pierw zabobon Rzymian.
- ↑ Skałą, nazywano cały obwód kapitolijski.
- ↑ Za panowania Adriana, męczeństwa były rzadkie, ale męczeństwo trwało tem uciążliwej że właśnie pomiatano sprawami temi, na policyjne je zamieniając kwestje. — Podobnych o lampy, wiele spraw było tem ważniejszych dla prawdy, iż te illuminacje zamieniały z czasem drzwi na bogi! Z tego zaś względu iż męczeństwo w całej swojej wojennej ostrości nie wywoływane było, boleści dla prawdy były tem sroższe, że bezjawne i wielkiej wymagające baczności. — Co do właściwego znaczenia odpowiedzi Zbawiciela — «oddajcie co Cezara Cezarowi a co Bozkiego Bogu» ta przez Ojców Kościoła objaśnianą jest w apologiach, acz wystarczy nam dodać tylko: że zapytanie które ją wywołało, należy do tych, które nigdy nie powinny były mieć miejsca; powiedziane jest albowiem iż Faryzeusz, kusząc Chrystusa Pana, zapytywał.
- ↑ Przez łuk tryumfalny Tytusa, po zburzeniu Jerozolimy zbudowany, Żydzi patryoci przechodzić nie lubili.
- ↑ Żart ten odnosi się do mniemania Pitagorejczyków o przechodzeniu dusz.
- ↑ W kilkanaście wieków Byron jedzie służyć sprawie Greckiej.
- ↑ Z Zennonem o samobójstwie.
- ↑ «Jestżem mu Gwidem?» Odniesienie mysli do zajścia na karcie 196 skreślonego gdzie wyraz quidam ład pomięszał cały.
- ↑ Pallum szata poważna.
- ↑ Pedum — taż sama laska, u góry zakrzywiona, której dzisiaj Anglicy konno jeżdżąc używają.
- ↑ Formacje rodów kabalistyczne, bez względu na serca, a z widokami jedynie socjalnemi i politycznemi dla utrzymania ducha-rodu.
- ↑ «Żyw-em» skrócenie jestem żywy albo uszedłem cały! —
- ↑ Tak kobiety greckie jadały, przy łożach siedząc.
- ↑ Wieniec bluszczowy od odurzenia winem — spadanie kwiatów z wieńca, oznaka nieszczęścia w miłości — a wieniec dębowy nosiły osoby które pominął piorun, co godność i świętość oznaczało.
- ↑ Lacrymatoria, naczynia do łez szklanne, w grobach znajdowane.
- ↑ Jest albowiem elegia sławna nad zgubą tabliczek z wierszami do Cynthii.
- ↑ Na wyspie Cos wyrabiano takie vitrens-togas — w takiej to komży Neron chadzać lubił — Seneka, komży takich używanie kobietom ochydza.
- ↑ Takie C znaczyło liczbę sto i używało się za klamrę u ciżmów arystokratycznych.
- ↑ Portyk, oznacza tu publiczyny wykład.
- ↑ Takie trzaskanie palcami, czyniło się ku zawołaniu niewolnika i zwano je crepitare-digitis.
- ↑ Powieść — którą tu przytacza Pulcher o zburczeniu kapłana aby mu prawdę ciekawą odkrył, wzięta jest z listu Aleksandra do matki jego.
Co do pokłonienia są Aleksandra Wielkiego Bogu Abrahama i Jakuba to wszyscy historycy świadczą, ale Flavius Józef najwyborniej to określa. — «Jakoż kiedy Aleksander w gniewie wielkim na Jaddua najwyższego ofiarnika a przeto księcia Żydowskiego, szedł z falangami swemi w marszu na Jeruzalem: Objawione było najwyższemu ofiarnikowi na modlitwie w strachu zostającemu, aby w strojach świątecznych z pieśnią i kwiatami wyszedł przeciw przewidzianemu wojownikowi — i wyszli tak kapłani i Jaddua z niemi wyszedł w Ephodzie lazurowym, złotem tkanym, z lamą złotą na czapce swej a na lamie złotej napisane miał zwyczajem przyjętym Imię Najwyższego. — Wyszli tak do Sapha zkąd widać Jeruzalem. — Fenicjanie i Chaldejczycy w falangach Aleksandra pod bronią będący, poszeptywali sobie iż Aleksander ogniem i mieczem Jeruzalemskie zastępy i miasto zniszczy; wszelako wojownik Macedoński spostrzegłszy Arcy-Ofiarnika pokłonił się k'niemu i objął go potem i uścisnął — a gdy poufny jego Parmenion zapytał «komu to uwielbiany od świata i pół-bóg hołd oddaje? «Nie jego — odrzekł Aleksander — nie kapłana wielkiego, ale Boga, którego jest urzędnikiem uwielbiłem. — Albowiem, kiedy jeszcze byłem w Macedonii i rozmyślałem sobie, jakiemi sposoby podbić potrafiłbym Azję, w tymże stroju pokazał mi się On we śnie i polecał: abym nie obawiał się niczego, abym Helespont śmiało przeszedł i że on na czele wojsk mych będzie, czyniąc mię zwycięzcą Persów. — Jakoż nigdy odtąd nie spotkawszy nikogo ubranego w szaty one, które pamiętam ze snu mego, wątpić nie mogę iż wojnę tę wedle widoków Bożych prowadzę i że tak pogromię Dariusza, zniszczę perskie państwo i że wszystko według życzeń moich powiedzie mi się.» Po słowach tych szedł Aleksander w poczcie kapłanów do miasta i do świątyni pańskiej — i uczynił ofiarę Panu-Bogu wedle tego jak mu zalecił Arcykapłan, który potem księgi Daniela proroka podane sobie otworzywszy, okazał Aleksandrowi: jako proroctwo o Książęciu greckim perskie państwo zniszczyć mającym, właśnie na Aleksandrze Macedońskim wykonywa się.»
To podaje najszczegółowiej Flavius-Józef — Antq: Judai:
Księga XI. Rozd. VIII. - ↑ Kamille, chłopcy przy obrzędach religijnych w chóry i processje ustawiane.
- ↑ Amicula-barbarica — krótki płaszczyk z rękawami — jubka — przyjaciołka.
- ↑ Imperatorowie czerwonym atramentem pisywali. —
- ↑ Akiba współczesny wielki mędrzec i Rabbi Żydowski.
- ↑ Insygnia zastępu Machabeuszów — tablica z kości słoniowej z napisem złotym M. B. C. I., który to napis wulgarnie oznacza Machabei a kabalistycznie wykłada się «któż jako Pan Bóg Izraelski!»
- ↑ Zorzy synem, Bareochebas wykładano kabalistycznie gwiazdy syn.
- ↑ Romulus, w pierwszej zaraz bitwie porzuca puklerz mały własny, na szeroki go Argijski zamieniając — i t. p. —
- ↑ Sztuka, patrz w następnej pieśni.
- ↑ Stoicyzmu doktryna kończenia samobójstwem.
- ↑ Do Mojżeszowego prawa zastosowanie.
- ↑ W miarę zasługi nagradzano liczbą posągów przez senat wotowaną.
- ↑ Krzykacze publiczni obwoływali często wdzięki kobiet tego rodzaju u wnijścia do teatrów.
- ↑ Można to jeszcze w Pompei widzieć o ile najuboższe nawet mieszkania ozdobione były zawsze malowanemi wzorowo legendami z Mytologii poetów.
- ↑ Kwiaty posełano na znak współczucia.
- ↑ Tetrapharmacum, rodzaj pasztetu, potrawa ulubiona Adriana.
- ↑ Adrian porządkować chciał na swój wyłączny sposób i uznane sławy starożytne: Antimacha z Colofon nad Homera; nad Salustiusza zaś, przenosząc Coeliusa Antipatra i t. p.
- ↑ Patrz w XI. pieśni wiersz: «I charonowym nazywał go sługą?
- ↑ Nie jest historyczną, pownością ani podaniem, aby Adrian w pojęciu ofiary Antinousa — najdroższej sobie istoty — porównywał się z Abrahamem, ale jest znane i widoczne do ila ten rozruszany na szerokość całego Państwa Rzymskiego umysł, we wszechgałęziach wiedzy i życia o przodkowanie się dobijał, w każdym elemencie składowym społeczeństwa i w każdej prowincyi, ducha jej starając się wedle mniemanej wyższości swej dociągnąć i sprostować. Otóż immolacja Antinousa zaraz po podróżach w Syryi i Palestynie na wstępie do Egiptu miejsce miała. — Psychicznie jednakże, tragedia ta ale inaczej się tłomaczy. — Adrian nadużył zachwycenia zmysłowego dla osobistości Antinousa do tego aż kresu, który w licencyi onej był już ostatecznie — odwrócić się więc mogło tak wysilone i przesilone uczucie w ironię uczuć, w melancholię; a ta, jako religijny skrupuł sama się w umyśle jego subtelnym upoetyzowała. Nieledwie zawsze adoracja dla człowieka przemienia się w przeciwne jej usposobjenie — tak dalece nie względem człowieka uczucie to normalnem jest! —
- ↑ Stało się to z czasem, iż na miejscu świątyni Jeruzalemskiej — stanęła Jowiszowi Kapitolińskiemu poświęcona — statua Jowisza, na miejscu gdzie zmartwychwstanie Pańskie miejsce miało — Venery posąg, gdzie Chrystus Pan skonał. Do ila to doktryną jaką systematyczną przemyślone było, nie wiem pewno — ale z całego toku i tonu spraw Adriana widać już w tem jedno z tych śmiertelnych a potężnych doktrynerstw, które tyle razy potem pod różnemi postaciami na różnych polach życia i wiedzy przeciw duchowi ubogiemu Chrześciaństwa pojawiają się. Jest w tem symboliczne jednak acz mimowolne świadectwo, iż sprawa Pańska wszystkie ideały najwyższe przewyższywszy, przez to samo niejako objęła je.
- ↑ U sztukmistrzów Greckich — kontemplacja formalna, do najwyższego, niezaprzeczenie stopnia doszła. — Rafael wszakże i inni naczelni artyści Chrześciańscy nietylko wyrównali onym formalnym ideałom ale nawet najlegalniej je przewyższyli. Sztuka starożytna nigdy się nie podniosła do ideału familii świętej, gdzie w warunkach najuboższych przedstawieni: dziecię-bóg dziewica-matka, starzec-anioł. Lubo nie poniża się przeto ani zatraca tego, co na polu formalnem starożytni pracownicy zdobyli i miło jest zaiste wspomnieć że na grobie Beato-Angelico da Fiesole, najwięcej Chrześciańskiego malarza jakiego znamy, słusznie położone jest: Non nichi sit laudi, quod eram velut alter Apelles, sed quod lucra tuis omnia, Christe dabam — ect.
- ↑ Wiadomo iż Krzysztof Kolumb, kiedy trąba morska podniosła się i szła prosto na okręt jego, a przerażenie było takie iż załoga na śmierć się gotowała, kazał sobie podać Ewangelię Śo Jana, a wyszedłszy naprzeciw strasznego fonomenu, czytaniem na głos pisma świętego morze uspokoił.
- ↑ Pytagores około 20 lat w Egipcie, także podobno w Gallii i w Indiach — Lao-Tsen z Chin.
- ↑ W Efezie po wygnaniu jednego obywatela wniesiono prawo tak brzmiące: «Niech nikt nie śmie nikogo w niczem przewyższyć!»
- ↑ Wiadomo, czemu np. Sokrates już nie mógł używać poufnego sposobu nauczania, ale mawiał, przypuszczając zawsze naprzód że słuchacz wie dobrze co mu powiedzieć miał.
- ↑ Cichoście, cichość, wzięte jest postaciowo.
- ↑ Jest to napomknienie gwoli obyczajowi jaki był u starożytnych, iż krzykacze płatni u wejścia do teatrów obwoływali wdzięki sławnych kobiet. ect.
- ↑ Półmisek na stole, albowiem zwyczaj przy uczcie traktować kwestie socialne i filozoficzne.
- ↑ Wyrażenie Flaviusa Vegeciusa Renatusa «Do re militari.»
- ↑ Nie trzeba sobie wyobrażać pieśni w znaczeniu muzykalnym tego wyrazu — są te wiersze z Iliady — VI. pieśni.
- ↑ Trzeba pamiętać że leżeć, pokarm biorąc, przyjęte było.
- ↑ Na płaskorzeźbach spotyka się iż kobiety Greckie przy łożach w czasie uczt siedząc, wieńce nawleczone na ręku prawem miewały.
- ↑ Tak wielu modnisiów starożytnych, pokłaniało naprzykład głowę ku ramieniowi, z powodu iż Aleksander Wielki miał jedno ramię nieco wyższe.
- ↑ Arystokracja — άρης, άριστος, po łacinie praestantissimus albo, bystry, bystrzejszy, najbystrzejszy — άριστος znaczy także: wyborny — κρατος, moc, władza, potęga — jednym słowem αριστοκρατια, znaczy: najznaczniejszych-władztwo.
- ↑ Fasces, pęk-łóz noszony przez liktorów na znak czujnej dyscypliny rządu. — Że piersza zwłaszcza epoka prawa Rzymskiego — sabińska — obejmowała w praktyce swej cały rytuał mimiczny, fasces takie pewnym sposobem wnoszone gdzieś, wywierało magnetyczny urok. — Należałoby aby czytelnik bliżej był obznajomiony z treścią żywota spółeczeństw starożytnych, czego literalne książek samych czytanie, bez czytania pomników sztuki niepisanej i żywotów współczesnych o ile są tradycjonalnemi — nie nauczy; aby, z tych słów pojął o ile i jako filologiczne pochodzenie wyrazu fascinatia wywodzi się od fasces. Były różne akcenta mimiczne nierozłączne z odwoływaniem się do prawa, a właściwe naturom spraw, przed trybunał wytaczanych i prawie niemniej od samejże litery kodeksu ważne. Ale do powieści niniejszej dopiski tak szerokie mogłyby być za nadto mnogie — zostawia się je przeto uwadze i studiom czytelnika.
- ↑ Zaulne od zaułek.
- ↑ Mąż libertyn znaczy: w Rzymie z niewolnika i niewolnicy urodzony — za Tybrem było ich przedmieście.
- ↑ Linje w wojsku równały się po goleniach. —
- ↑ Kamień podobny do agatu jasno zielonego, z którego wagi robiono, a potem zmieniwszy je, zużywano ten ciężar w męczeństwach, rozmaicie go stosując; pierwej zwany przeto aequi-pondus potem zaś lapis-martyrum.
- ↑ Drzewo citim którego robak nie toczy.
- ↑ Wyobrażenie patriotyczne u Żydów że Messiasz musi być przed wszystkiem chrobry.
- ↑ Jabok ku Dekapolis nad odnogą Jordanu.
- ↑ Tę macicę winną zwaną Terpolis widział jeszcze Flawius Józef w świątyni Jowisza kapitolijskiego, a była ona z napisem: Aleksander, król żydowski.
- ↑ Judasz Machabeusz.
- ↑ Po przywróceniu czci kościołowi, postanowił Machabeusz 8 dni światłości w 3 lata po profanacyi, jak zapowiedziano było u Daniela proroka.
- ↑ Salomonis XXI. 6.: «Dajcie napój mocny ginącemu, a wino tym którzy są ducha sfrasowanego.»
- ↑ Po wiele razy tak chrześcian i filozofów razem wygnaniem jednem dotykano.
- ↑ Edykt ten Juliusza Cezara prawie dosłownie przytoczony tu jest. —
- ↑ Ta moralna uwaga o gniewie nie jest wcale obcą spółeczeństwu starożytnemu, owszem precepty higieniczno-moralne mamy właśnie że z tamtych źródeł.
- ↑ Dotknięci wygnaniem pozbawieni bywali możnosci noszenia togi i nieraz w krótkiej sukni z głową ogoloną, szlachcic rzymski w prowincyi oddalonej szkołę zakładał i uczył.
- ↑ «Wybrzerza Galii dzikiej.» — Lubo państwo Rzymskie obejmowało nieledwie świat, linia jednak od dzisiejszego Krymu do Marsylii przez posadę Europy wyciągnięta dałaby niżej właściwą, Ojczyznę Rzymianina, wyżej zaś kraje do robienia karier wojskowych i miejsce wygnań. — I jako naprzykład Ameryka względem Europy bywała i jest krajem ucieczki z różnych przyczyn, tak był na on czas ów obszar środkowej Europy. — Po ukrzyżowaniu Pańskiem, Herod, Piłat i Śta Magdalena zostawują wspomnienia iż w dzisiejszej Francyi przebywali — było przysłowiem Rzymskim poszedł na ryby do Marzylii» co znaczyło iż wygnany jest albo źle uważany.Prz. aut.
- ↑ Kiedy Sokrates wypić miał truciznę, pocieszany był we śnie przez postać cytującą mu wiersz Homera; widzenie więc to Zofii na tem jest osnute.
- ↑ Konne wyścigi jezdnych — ten wyraz znaczy tu po rzymsku jezdnych, to jest szlachty rzymskiej.
- ↑ Tuffo kamień czarny, miękki. Najstarsze groby, np. Scypionów, z tego kamienia są robione: groby — nie zaś sarkofagi.
- ↑ — Nie tylko palono na stosach ale i sposobem orjentalnym grzebano w jaskiniach; nawet pieniądze w usta kładziono grzebanym: pod koniec bowie Imperium i już od połowy ciągu jego, grzebano na sposoby każdemu wyznaniu właściwe. —