[41]II.
NA MROŹNEM NIEBIE...
Na mroźnem niebie milion gwiazd
Iskrzy się, pali, mruga...
Samotna, pustą drogą w dal
Noc idzie cicha, długa...
Na świeżym śniegu cieniów ślad
Odciska stopą bosą,
A przed nią, w siny, mglisty słup
Lekkie się pary niosą...
U okna, co je srebrzy szron,
Z podpartą siedzę skronią,
I patrzę, jak swój złoty blask
Te gwiazdy cicho ronią...
I myślę, ile oczu już
Tak biegło tam przez wieki,
[42]
I co im mówił niebios strop
Gwiaździsty — a daleki...
I myślę — ile serc i wiar
Poszło już w proch i w pyły,
Którym tak samo w cichą noc
Te gwiazdy już świeciły...
Obietnic miał-ci ludzki ród,
Tyle, co gwiazd na niebie,
I tyleż razy płakał już
Na złudzeń swych pogrzebie!
I żaden znak i żaden głos
Nie bronił go w rozpaczy,
I kładł się w grób, nie wiedząc, co
Z tych gwiazd najmniejsza znaczy...
I myślę, jakich czarów moc
Porywa nam spojrzenia,
Tam, gdzie nad morzem naszych łez
Nic wcale się nie zmienia...
I czuję mroźnej nocy dech,
Jak na mnie pustką dmucha,
I gasi we mnie życia skry,
I drżący płomień ducha...
[43]
I tysiąc na mych ustach słów
Niewymówionych dyszy...
A jakiś cichy, smętny głos
Szepce je za mnie w ciszy...