Programm polski. 1872

>>> Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Programm polski. 1872
Podtytuł Myśli o zadaniu narodowem
Wydawca Księgarnia J. K. Żupańskiego
Data wyd. 1872
Druk Metzger & Wittig
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
PROGRAMM
POLSKI.
1872.
MYŚLI
O ZADANIU NARODOWEM
ZEBRANE I SPISANE
PRZEZ
J. I. KRASZEWSKIEGO.

Przestańmy własną poić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić —
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
Mężom przystoi — w milczeniu się zbroić —.
El—y.


POZNAŃ.
NAKŁADEM KSIĘGARNI J. K. ŻUPAŃSKIEGO.


LUDZIOM
DOBRÉJ WIARY I DOBRÉJ WOLI.


I.

W stuletnią rocznicę pierwszego polski rozbioru dożyliśmy zaprawdę wypadków i idei, o których najbujniejsza fantazja dziadów naszych marzyć nawet nie mogła. Wiek upłyniony, zgodne całéj Europy oburzenie przeciwko zadanemu gwałtowi, zmienił w uznanie zimne, cyniczne, nie tylko faktu dokonanego ale wszystkich jego następstw fatalnych. Przyszliśmy do pojęcia siły materjalnéj jako najrozumniejszego wodza spraw ludzkich i jedynego reprezentanta idei Bożéj na ziemi. — Proudhon zarzucał nam że nieumiemy umrzeć, nie dawno Czesi, którzy ani żyć mogą ani chcą umierać, zadawali nam jako grzéch że niechcemy się poddać faktowi spełnionemu. Niemcy wołają że stojemy na zawadzie ich missij cywilizatorskiéj i w jéj imie nas tępią; Rossja ogłasza nas to zacofanemi feudałami to znowu niepoprawnemi burzycielami spokoju publicznego i jakubinami, w miarę jak jéj to jest potrzebném. Dla jednych fanatycy i nieprzyjaciele postępu, dla drugich socjaliści i demagogi — jesteśmy owym baranem w bajce, który mącił wodę dla tego, że go zjeść chciano.
Wiek XVIII bronił nas w imie zasad i idei, wiek XIX potępia nas w imie potrzeb i interessów.
Sto lat wyciągani na łożu Prokrusta, uznani umarłemi — żyjemy przecież, a nieprzyjaciele prześladowaniem uznają istnienie nasze.
W ciągu wieku wszystkie porywy gwałtowne o odzyskanie niepodległości, porywy jednego słabego przeciwko trzem skojarzonym a silnym, z idealnemi rachuby na pomoc obcą — odebrały nam siły i wycieńczyły ostatecznie.
Wypadki 1863 roku, nietylko wyzuły nas z praw posiadania i własności w zaborze rosyjskim ale z praw ludzkich, z prawa pospolitego; nietylko wzmogły prześladowanie do rozmiarów bezprzykładnych — bo je rozciągnęły do wiary, sumienia, języka, narodowości i obyczaju — ale, co gorzéj, wytworzyły w łonie nas samych, znaczne stronnictwo zwątpienia, niewiary w przyszłość — zwolenników samobójstwa.
Kwestja polska dla wielu ogranicza się tém, nie jak żyć i wyżyć, ale w jaki sposób umierać i przez kogo być mamy pożarci.
Rok 1872 nie jest rokiem opamiętania, ale rokiem najdziwaczniejszych programmów.
Sypią się one zewsząd..
Czémże jest inném broszura Do intelligencij rossyjskiéj“ jeśli nie programmem unij z Rossją, opartym na tém że Rossja ma dziś ludzi coby wedle sumienia i rozumu politycznego, kwestję polską rozwiązać pragnęli. Dalej jeszcze idzie ks. Mikoszewski ze swym panslawizmem federacyjnym i b. członek Rady Stanu z samobójstwem dobrowolném na rzecz Rossij któréj przyznaje prawo pochłonięcia wszystkich słowiańskich żywiołów. —
Rossja i polska przez b. Członka Rady Stanu, jest to też programm, który czyni wrażenie wymożonego na torturach wyznania. — Nie inne jest znaczenie ostateczne téj książki nad orzeczenie faktu tego iż cierpienie nasze przechodzi nasze siły, i że ratować się należy, jak na torturach, wyznaniem fałszywem a poddaniem kaźni któraby śmierć przyśpieszyła i koniec męczarniom położyła. — Nic silniej, zdaniem naszem, nie obwinia Rossij XIX w. nad to, że jéj postępowanie z nami mogło takie pismo, taki krzyk męczeński wywołać. — Jest to najlepsze świadectwo do jakiego stopnia doszła męczarnia, gdy z niéj wyrosnąć mogło tak poczwarne zeznanie uciśnionego i zamęczonego człowieka!
Radzca Stanu idzie daléj nawet niż pisma rossyjskie, które takiego zaparcia się siebie samych, po nas wymagać nie śmiały — nie jest ono w ludzkiéj naturze w stanie zdrowia, może być tylko objawem chorobliwym. —
Głos, jedno z nieprzyjaźnych nam pism rossyjskich, podaje także swój programm przejednania na podobnych warunkach, a zapłacić nam chce za ofiary, przypuszczeniem do praw poddanych rossyjskich. — My byśmy tylko na teraz praw człowieka żądali. —
Mało znana i niezbyt poznania godna broszura: Echo narodu, stawi jako programm przyszłości i ratunek — oddanie się w ręce Jezuitów, zwiększenie liczby klasztorów, wpisanie w szeregi ultramontanów, którzy dziś sami opieki i ratunku potrzebują.
Prassa niemiecka, szydząc napędza nas do wynarodowienia dobrowolnego, a rządowi przyklaskuje hałaśliwie. — Stronnictwa liberalne, względem nas nawet najarbitralniejszy despotyzm uniewinniają — la fin justifie les moyens, dla niej to — sprawa cywilizacij!
Wśród téj ulewy programmów i planów, zdrowa część narodu istotnie chciała by w tym roku 1872, jasne mieć pojęcie, co nam nadal do czynienia pozostaje. Pytanie to przesuwa się i powtarza codzień — wypracowuje się wspólnemi siłami powoli.
Są już nawet pewne prawdy, które niemal powszechnie uznane zostały.. są w sercach niezamarłych jeszcze, niemylne instynkta drogi..
Nie myśląc wcale narzucać się z naszym programmem nikomu, zdało się nam że spisując go, pod dyktowaniem opinij publicznéj, uczyniemy rzecz pożyteczną, bo do roztrząsań i krytyki otwiérającą wrota.
Dajemy więc, nie programm nasz, było by to zuchwalstwem i smiesznością — ale myśli pochwycone i przejęte w obiegu, zaczerpnięte z odgłosu powszechnego, które też pod sąd powszechny i surową poddajemy krytykę.. Zgromadziliśmy to co, mniéj więcéj określone, błąka się w umysłach ludzi jeszcze wiernych Polsce i w przyszłość Polski wierzących.


II.

Trzy zupełnie charakterami swemi różne rządy i wpływy, działając przez wiek cały na rozerwany naród nasz, musiały tym dzielnicom Polski nadać trzy twarze odmienne. Polska jednolita państwowo, acz za całości Rzeczypospolitéj różna w prowincijach które ją składały, dziś przedstawia trzy stany zupełnie odmienne, związane tylko znamionami jednéj dawnéj narodowości i języka. Wpływ na prowincije zabrane Rossij, Austrij i Prus był i różnéj siły i różnego działania, stosunkowo do materjału na który się ona wywierała — stworzyło to kombinacije nowe.. Najgwałtowniejsza, była niezaprzeczenie Rossja, najzgubniejszemi Prusy, najniedołężniejszą Austrija. Z tego trojga najmniéj potrafiła pierwsza, najwięcéj drugie, najnieudolniéj ostatnia.
W położeniu troistém, programm jeden, musi się stać trójtwarzy. Po roku 1831, gdy to co składało reprezentaciję i czoło narodu wyszło za granicę — by tu w walce z samém sobą, zwolna obezsilnieć i zemrzeć — emigracija zrazu zdawała się stać na straży sprawy ogólnéj Polski. Pracowała ona gorliwie, chociaż z większą szkodą niż korzyścią, bo rozbudzała baczność rządów i dawała im niejako znać, gdzie i w co uderzać miały, a skazówki jéj krajowi dawane, z za gór i mórz, musiały być fałszywe.. Ludzie otoczeni obcemi żywiołami, niedotykając stopą téj ziemi, któréj losami rozrządzać chcieli, nie oddychając jéj powietrzem — ulegając mimowolnie wpływom obcych pojęć, o sprawach kraju jasnego mieć nie mogli. Pragnienia ich były najlepsze, skutki wskazówek zgubne.
Dosyć przytoczyć wszystkie marzenia o powstaniach ludu massami, gdy ten lud wcale do wysokości uczucia i zapału rojonego, podnieść się nie mógł.
Rok 1863 ostatecznie dowiódł szkodliwości kierowania krajem i jego polityką z po za jego granic — chociażby się ostatnia ograniczała tylko do idealnych stosunków z gabinetami obcemi.
Od r. 1865 każda z dawnych składowych części polski, powróciła do władania sobą, i rządzenia się siłami własnemi.
Zasada ta, bardzo słuszna, oparta na prawach do autonomij, wszędzie i zawsze pożądanych — doprowadzoną jednak została w r. 1872, szczególniéj w zaborze pruskim, do téj niemal ostateczności iż wszelką łączność dawnych dzielnic zaparto i odtrącono, że obcym i przybłędą zwać się zaczął polak, który z jednéj dzielnicy, do drugiéj przybywa..
Nikt pewnie żądaniu autonomij prowincij, a nawet gmin, w zasadzie nic zarzucić nie może; wypływa ono z prawa natury i stowarzyszeń przez nią samą stworzonych; ale też natura obrony, czasu walki i wspólności interessów, wskazują związek części pokrewnych, jako niezbędny warunek siły.
W dzisiejszym stanie interessa polski rossyjskiéj, polski austryjackiéj, polski pruskiéj są cale różne, środki zaspokojenia tych potrzeb rozmaite być muszą, ale cel jeden, obrona bytu, — poczucie solidarności narodowéj łączyć je powinno. Idea dawnéj polski jednéj i całéj musi je z sobą spajać, chociażby w sferach pracy duchowéj, piśmiennictwa i t. p. Pomiędzy nierozsądném kierownictwem a porozumieniem do jednéj pracy i odżywianiem nadmiarem siły wyrobionéj szczęśliwiéj — różnica wielka.. Musieliśmy to wyjaśnić, dla usunięcia wątpliwości, jak łączność tę rozumiemy. —


III.

Przeszłość nasza, pod pewnemi względy, daje najlepszy programm przyszłości. To czego brak sprowadził bezsilność i upadek, winno się poprawić i wypełnić.
Polska upadła przez wycieńczenie i dezorganizację, przez zatrzymanie się przy formach które się przeżyły, naostatek przez rozdział i rozdwojenie w łonie narodu i zgniliznę moralną, którą nieprzyjaciele jéj szczepili i starannie utrzymywali. Osłabiano nas, osłabialiśmy się sami; na schorowanych i trutych napadnięto rozbroiwszy podstępnie — chorobę zadaną nam zwiększono sztucznie, a potém uznano powodem usprawiedliwiającym morderstwo. —
Z upadku tego dźwignąć się nie mogliśmy przez lat sto, dla braku siły w organizmie narodowym, spójności i jedności, dla niejednolitości narodu rozbitego na klassy, — na przewódzcach niezbywało, żołnierzy brakło..
Rewolucije 1794—1830—1863 aż nadto dowiodły téj prawdy; wyniszczały one nas coraz bardziéj. Droga do odzyskania bytu przez nie wskazana, okazała się nie tylko niemożliwą ale zgubną.
Siłą materjalną przeciwko dziesięćkroć większéj i doskonale zorganizowanéj, niemogliśmy i nie będziemy nigdy mogli nic począć — a siły moralnéj tak przeważnéj by tamtę złamała, nie staraliśmy się w sobie wyrobić. —
Siłą naszego ducha, szczątkami moralnych zasobów przeszłości, wzrosłemi i spotęgowanemi od r. 1772 pomimo ucisku lub samym uciskiem może — utrzymujemy się dotąd przy życiu — jesteśmy.
Duch ten stanowi całą siłę naszą, z któréj się inne, nawet materjalne wyrabiać mają.
Przyszłość więc jest w zachowaniu ducha i wszystkiego co go krzepi, pomnaża, utrwala.
Zwątlony organizm dzwignąć potrzeba.. Wielka polityka sojuszów, przymierzów, kombinacij dyplomatycznych, rachub gabinetowych zawodziła nas od r. 1788, marzenia o pomocach i traktatach z obcemi okazały się złudnemi. Wyszafowaliśmy ogrom zasobów bez skutku, z niezmierną stratą czasu — zyskując zaledwie, nie wszystkim dostępne — doświadczenie.
Dziś opinija ogółu skłania się do uznania téj prawdy zasadniczéj, iż starać się należy o nowy organizm krzepki, o byt silny, a troskę o polityczną exystencję, zostawić Deo ignoto.
Nie od nas zależą okoliczności zewnętrzne, które dotąd same stanowiły o naszych losach, bez nas; ale w największéj części od nas zależy wyrobienie siły wewnętrznéj, — organizmu zabezpieczającego byt, zapewniającego nam że rozkład i zgnilizna nas nie dotkną.
Na czele programmu stać więc musi utrzymanie ducha narodu, ukrzepienie organiczne społeczeństwa, zespolenie klass wszystkich, skupienie się ich.. To dzisiejsze zadanie nasze sprowadzone do najogólniejszego wyrazu, który w każdéj części polski inaczéj się kształtuje i brzmieć musi. —


IV.

Z zasady téj krzepienia ducha wypływa — wpajanie potrzeby karności i ładu, bez których czynności porządnéj niema żadnéj (ile żeśmy dla braku ich ucierpieli!) — potrzeba oświaty nie tylko ludu lecz klass wszystkich — podzwignienie bytu materjalnego — posiłkowanie rozwojowi swobodnemu klass wszystkich i zupełne ich równouprawnienie towarzyskie i społeczne — usunięcie kwestij religijnych po za szranki kwestij narodowéj, o tyle o ile mnożą rozstrój, służą nieprzyjaciołom do rozbijania nas własnemi siły naszemi, tamują postęp oświaty — tolerancija religijna jak najszerszych rozmiarów, z poszanowaniem wszelkich przekonań a największą czcią dla wszystkiego co przeszłość nasza czciła i z czém się zrosła. —
Niewierzym w rewolucije pięściowe, niechcemy spisków i knowań pokątnych — bronić się chcemy od zagłady na wszystkich drogach jawnych i dostępnych — nie wzdrygając się ani walce ani prześladowaniu. — Prawa nasze nie są sprawą polski tylko, ale kwestją praw człowieka i narodu. — Wyjątkowych żadnych nie uznajemy, ani przywilejów kast ani praw jakichś wybranych narodowości. Każdy człowiek i naród każdy w obliczu prawa — rówien jest.
Wypowiadamy głośno i otwarcie czego żądamy dzisiaj, ale nie zrzekamy się jutra, a gdybyśmy go nawet się zrzekli, nie miałoby to ani wagi ani znaczenia, bo nikt za pokolenia przyszłe spadku wyrzekać się nie może.
Rządy łamią traktaty i najuroczystsze obietnice (konstytucja 1815 r; patent okupacyjny pruski) narody też literę swych zobowiązań przesądzających o przyszłości siłą wzrostu rozsadzają. — Wierzym w siłę ducha naszego, tę wzmagać na wszech drogach pragniemy. Zadanie nasze na dziś ogranicza się do obrony bytu narodowego — reszta będzie sprawą przyszłości.


V.

Stosunek nasz do Rossij inaczéj dziś pojmowanym być nie może tylko jako tymczasowy i przejściowy, już dla tego samego iż Rossja jest w stanie przesilenia, przygotowywania się a nie normalnego bytu.
Państwo które musi się tak poczwarnie wyjątkowemi prawami posługiwać jak te, których przeciwko narodowości polskiéj użyto za narzędzie do przygotowania przyszłości — tém samem nacechowuje stan prowizoryjny. Wyjątkowe środki są zawsze znamieniem słabości i obawy; a tu przedłużenie walki, przeniesienie jéj z pola walki politycznéj na społeczne, administracyjne, religijne, wychowawcze, dowodzi że droga obrana i cel oznaczony są błędne..
Wszyscy to widzą, sami rossjanie nawet dobréj wiary, iż tak jak jest trwać nie może; tylko ci co wyzyskują ucisk i posługują się nim dla siebie, radziby go uwiecznić. — Co więcéj, robota dzisiejsza jest tkanką Penelopy, którą saméj Rossij jutro odrabiać przyjdzie — a wiele nici znajdzie się porwanych. Ani rossij ani polsce taki stan jak dzisiejszy nie jest korzystnym ani znośnym.
Wróżyć z niego o przyszłości, trudno. Może ona wyrobić się tu inaczéj, ze zmianą stosunków i żywiołów panujących w Rossij saméj.
Tymczasowość tę w Rossij całéj, dowodzi najlepiéj ogromna sprzeczność literatury jéj i dziennikarstwa, reprezentujących dążenia przyszłości (w pewnych względach) i rządu, który przedstawia ślepą teraźniejszość. Antagonizm tych dwóch kierunków, walka na tém polu są wielce charakterystyczne; nie można zaprzeczyć iż tu się gotuje, powoli wprawdzie — jakaś odmienna przyszłość. W jednéj sferze już prawie świta swoboda, gdy w drugiéj panują mroki absolutyzmu.. — tu wykluwają się pojęcia prawa, tam wszystko stoi jeszcze na sile..
Z takiém prowisorjum, tylko o przejściowym stanie mowa być może.. — o jakimś modus vivendi, gdy dziś, jak dowodzi broszura b. Członka Rady Stanu, tylko o modus moriendi mowa być może. Jakież by z resztą znaczenie mieć mogły zawarte traktaty między małoletnim, którym jest Rossia, a spętanym niewolnikiem?
Jak się mamy zachować względem Rossij? Całą odpowiedzią na to pytanie być musi — tak tylko aby stanu naszego nie pogorszać, charakteru nie spodlić a wynarodowieniu się obronić.
Jedyną korzyścią, jaką kraj by dziś mógł wyciągnąć z nieznośnego z kąd inąd położenia — jest korzyść materialna. Polskie kraje pod panowaniem Rossij są pod względem ekonomicznym (gdyby swoboda rozwoju choć w tym względzie dopuszczoną była) — położone dosyć szczęśliwie. Polska na polu gospodarstwa i przemysłu powinna się starać o jak najobfitszą produkciję, na którą ma siedemdziesiąt milionów odbiorców, w otwartém jéj państwie rossyjskiém. Szczątki tysiącoletniéj cywilizacij, wyższéj nad ogół państwa rossyjskiego, sąsiedztwo Europy, łatwość zdobycia narzędzi do pracy z zachodu, przykłady i wzory które ciągnąć może z Niemiec, wskazują polsce jéj dzisiejsze zadanie.
Przemysł, rolnictwo, handel polski może postawić prowincije te na wysokim stopniu materialnego dobrobytu. Nasza walka dzisiejsza z Rossją na utrzymaniu się przy stopniu oświaty i cywilizacij jaki otrzymaliśmy w spuściźnie, na obronie narodowości, na pracy na polu handlu, przemysłu, rękodzieł, fabryk i t. p. się ogranicza. —
Starać się zachować wyższość naszą duchową, umysłową, moralną, spotęgować pracę rozumną, do któréj zużytkowania materiał surowy mamy obfity, a na którą targowisko rossyjskie dostarcza odbiorców — dziś jest tu jedynym patriotyzmem czynnym, dobrze zrozumianym.
Spełnienie tego obowiązku nie tylko na dobrobyt materjalny, ale na moralny stan kraju musi wywrzeć wpływ zbawienny, bo wszelka praca moralizuje i uzacnia.
O politycznych układach mowy dziś być nie może, o zrzeczeniu się narodowości i polskości grzéch mówić nawet — zachowywać i rozwijać to co mamy — powołanie dzisiejsze. —
Środki do spełnienia go są liczne. —
Nadaremnie drażnić byłoby nierozumem, próżno się manifestować słowy — dzieciństwem; — kłamać uszczęśliwienie na torturach, nikczemnością. —
Naszym manifestem jest życie czynne. Oświata dająca nam wyższość i oręż do walki — jest kardynalnym, pierwszym życia warunkiem. Ona pracę produkcyjną we wszystkich gałęziach umożebnia i ułatwia. Rossjanie stosunek nasz do nich ułatwiają poniekąd przymusem do nauki swojego języka.
Polskiego zapominać się nie godzi, piastować go nieskalanym należy jak świętość, jako cechę i znamię, jako naszego ducha jedyną dziś cielesną emanaciję — ale rossyjskiego uczyć się jest koniecznością, dla własnego interessu naszego. Jest to narzędzie, oręż który nierozsądek tylko odtrącać może. Uczemy się francuzkiego dla stosunków z Europą i cywilizacją, musiemy się uczyć rossyjskiego dla walki obowiązkowéj z Rossją. — Nauka języka jest także siłą, bez niéj jesteśmy bezbronni. Wszak dziś już niemcy, przewidując w niedoścignionéj przyszłości podobieństwo walki z Rossją — pilnie się uczą jéj języka. — Jakże nie równie a stokroć potrzebniejsza nam jest znajomość języka, literatury, obyczaju i stosunków państwa, przeciw którego potędze, my siłą tylko ducha wojnę prowadzić musiemy?
Powtarzamy: wszakci to są oręże i narzędzia. — Nie o żaden wallenrodyzm tu idzie bo czasy Wallenrodów minęły bez powrótnie — otwarcie powiedzieć możemy rossjanom że walczym z niemi i o co dziś walczemy.
Więcéj na teraz tu do czynienia nie mamy, a sprzedawanie praw naszych (ludzkich i narodowych) za półmisek soczewicy — choćbyśmy byli najgłodniejsi, — występném byłoby i niedorzeczném, przesądzać o przyszłości tam gdzie ona, dla obu stron jest tak ciemną, może tylko krótkowidzące roznamiętnienie i doktrynerska zarozumiałość. —
Rossja ma zapewne wielką przyszłość przed sobą, ale pewnie nie w formie i składzie dzisiejszym; ma żywioły potężne, ale i mułu a brudu wiekami naniesionego nie mało. Tu wszystko jeszcze in potentia, nic stanowczego i skończonego. Centralizacija i unifikacija dzisiejsza od Wisły do Amuru może właśnie doszedłszy do absurdum, wskazać drogę dla przyszłości wzręcz przeciwną. —
O panslawizmie takim, jakim się marzyciele posługują dla obałamucenia głów słabych, nie warto mówić; jest to utwór ideologów za stolikiem, którym polityka może się posługiwać chwilowo, ale nie zarodek przyszłości. —
Słowiańszczyzna istniała w czasach przedhistorycznych, a nie istnieje dziś tylko jako jakaś abstrakcija; wracać do niéj, byłoby chcieć kurczę zamknąć znowu w skorupie z któréj wyszło: Dla téj dziwnéj idei słowiańskiéj potrzeba by zrzec się nabytków cywilizacij i poddać potwornemu processowi zwrotu do stanu embrionalnego.
Niebroni to wszakże by interess lub sympathja na drodze dobrowolnego porozumienia nie miały zbliżać szczepów pokrewnych, tak zwanych słowian a bodaj zeslawizowanych finnów i mongołów; tylko — robota owa złotolitéj materij jednéj ze słowiańskich materjałów, z wyporków różnych tkanin — na nic się nie zdała.
Stosunek Rossij do polski w przyszłości, jest rzeczą na którą tyle wpływa różnych przyczyn zewnętrznych i wewnętrznych, iż się dziś obrachować nie daje; dziś — jakeśmy mówili, bronić musiemy zagrożonego bytu, trzymać się ziemi, zachować język, rość w oświatę, zdobywać materialne podstawy niezależności osobistéj z któréj rośnie społeczna.
Jakkolwiek przykre dla nas są stosunki z głębią Rossij — praca w niéj, apostolstwo oświaty i cywilizacij, są téż powołaniem naszém. Ani to wallenrodyzm, powtarzamy, ani polska intryga, ale warunek życia.. Dopóki nas do ostatniego nie wytną w pień, nie wytrują i nie wyduszą, bronić się musiemy i będziemy. Walka jest koniecznością którą nam sam rząd rossyjski narzuca; do któréj on nas powołuje. —
Wszelkie dziś przesądzanie i przyspieszanie przyszłości, układy o nią, formułowanie przedwczesne ostatecznéj ugody; Radzców Stanu, Mikoszewskich, autorów broszur, jest zarozumiałem targaniem się na rozwiązywanie zagadki, którą prawo tylko, prawo niezłomne bytu, żelazną dłonią rozstrzygnie. —
Bądźmy lepsi — a weźmiemy górę. —


VI.

Stosunek do narodowości niemieckiéj, groźny dla nas, zmusza do największéj baczności na każdym kroku.
Od niepamiętnych, niemal przedhistorycznych czasów, germanie i słowianie walczyli z sobą o ziemię i życie. Przebieg téj walki po upływie wieków widomy — germanie przywłaszczyli sobie ogromne przestrzenie, pochłonęli całe plemiona, których krwią wsiąkniętą rasę swą odżywili, niezmierne zasoby pracy naszéj jako materjal surowy poszły na ich korzyść — pod rozmaitemi postaciami.
Byliśmy słabsi głównie przez temperament nasz. Niemcy dawali się bić a szli powoli, stale, wciskali się, jątrzyli jedne szczepy przeciwko drugim i wysługiwali się niemi aby wzajemnie niszczyły. My, nawet zwyciężając chwilowo, byliśmy pobici, bo po każdéj bitwie kładliśmy się spać na pobojowisku, trochę sobie na vivat podchmieliwszy. —
Całą wyższość niemieckę stanowi ich wytrwałość w pracy, jéj ciągłość, jednostajność kierunku. — Myśmy grzeszyli lekkomyślnem rzucaniem się i zbytnią wiarą w przejednanie nieprzyjaciela, który z każdego rozejmu korzystał, każdy traktat na swą korzyść obracał. O innych cechach charakteru — milczemy.
Straszniejszego nieprzyjaciela, nad niemca, nawet gdy przyjacielem był, nie mieliśmy. Drugim chyba mu równym, byliśmy my sobie sami.
Siły do walki przeciwko niemcom, często od nich samych czerpać musiemy. Panowanie ich tępiąc narodowość, niszcząc ją nielitościwie, resztkom jéj ocalonym nadaje pewien hart, nawet karność, jakie widziemy w poznańskiem, prusach zachodnich i na Szlązku.
Wynarodowienie na korzyść niemieckiego żywiołu, — jak się o tém codziennie przekonywać możemy — nierównie jest niebezpieczniejszém niż apostazja na stronę rossyjską, bo — bezpowrotném. Niezostaje po niem nic, oprócz nienawiści dla sprawy zdradzonéj. — Ex inferno nulla redemptio. Wszyscy ci — scy którzy przyczepiwszy sobie von i dodawszy nazwę herbowną zabłądzili do obozu niemieckiego, już nigdy z niego nie wracają na łono ojczyzny. Lubienieccy stają się Leibnitzami i na wieki wieków. —
Co gorzéj — wynarodowienie co do języka, przekonań i obyczaju — poprzedza tu wynarodowienie z ducha, z charakteru, zrazu niepostrzeżone na pierwsze wejrzenie. Są patrioci polscy, którzy jeszcze po polsku mówią, ale naturą swą przerodzili się w polskich niemców.. tego wynarodowienia z ducha dokonywa wychowanie, pozostawiając zrazu zewnętrzne cechy polskości.
Pod względem naukowym niemcy stojąc wysoko, mają wielką siłę przyciągającą; w téj nauki kierunku i wnioskach są właśnie zarody wynarodowienia, którym słabsze umysły oprzeć się nie mogą. Korzystać z niéj możemy i powinniśmy wiele, ale samoistnie i z wiedzą niebezpieczeństwa. —
Naukowe też wykształcenie niemieckie rodzi łatwo pogardę i obojętność dla narodowości, przygotowuje do kosmopolityzmu. Dając młodzieży to niezbędne wykształcenie wyższe jakie czerpie w zakładach naukowych niemiec, — należy obok niego stawić antidota równoważące, aby trucizna nie przetworzyła organizmu.
Odpadki w ludziach na korzyść niemców, mamy i bardzo znaczne i wielce boleśne. Niektórzy nieprzyznając się do tego jawnie, są nam już dusznie obcemi, choć jeszcze idą z nami — są przekonaniami nieprzyjaźni, są znużeni i nie chętni. Broń wykształcenia wziąwszy od niemców (co słuszna) — zamiast ją zwrócić na korzyść i obronę własną — mierzą nią przeciw braci.
Gdy stosunek z Rossją, z natury obu czynników, jest prowizoryjny i wyczekujący — z Niemcami stanowczo się przedstawia, jako walka o życie lub śmierć. — Tu niema i być nie może mowy o żadném przymierzu — nawet o chwilowym rozejmie — bo i ten na naszą zawsze niekorzyść wypada. — Pozorna tolerancja niemiecka, uznanie tymczasowe narodowości, jest stratagematem wojennym; przygotowaniem do pochłonięcia, usypianiem za pomocą chloroformu dla amputacij.
Zbrojniéj więc tu należy stać niż gdzieindziéj, bo noc i dzień trwa bitwa, a niema sfery życia w którąby się nie przeniosła — w gospodarstwie, handlu, przemyśle, nauce, w szkole, wojować musiemy, nawet w kościele. Każde ustępstwo tu groźne bo zostanie natychmiast wyzyskane, wszelkie też szlachetniejsze idee wyzyskują się, narzucają nam gdy tego potrzeba, a wyszydzają gdy w ich imie dług spłacić należy. —
Aż do ostatnich czasów, mieliśmy przynajmniéj, pewném praw poszanowaniem w prusach, — zakreśloną granicę jawnéj walki. — Po za nią niewychodził rząd i szanował ją. Dziś przekonywamy się codzień, żeśmy i tu wyjęci z pod prawa; że — co przysługuje niemcom nam nie służy, że się wotują prawa, jak o nadzorach szkolnych, tylko w celu oddziaływania przeciwko narodowości polskiéj — których zużytkowanie jawnie się zapowiada jako wyjątkowe, zwrócone na nas, choć ma szyderski pozór prawa ogólnego. — Dla nas tu niema opieki praw, przeciwko nam wolno wszystko; i gdy uliczna tłuszcza rabuje w Poznaniu sklepy — sąd ją ogłasza niewinną.[1] Arbitralność największa ubiera się ironicznie w formy prawne, i nie sroma się wcale swego charakteru.
Drogi te obrane są ze zgodą narodu całego upojonego zwycięztwy, przez rząd. — Powinny by nie nas tylko oburzać — bo otwierają powoli wrota do bezprawiów.. Dziś one zyskują tylko oklaski. Rząd niemiec nadto jest silny aby się obawiał, wychodząc ze ścisłéj legalności, pchnąć i nas na drogi nielegalne (może by nawet życzył sobie jakiego kroku rozpaczliwego) logiczną konsekwencją wszakże w obronie bytu jest, że się zawsze tą bronią opędza jaką się jest napastowanym.
Jakiekolwiek były i są skutki niemieckiego wpływu na zabór polski, uznać należy iż tu obrona narodowości była czynną, smiałą, roztropną, dzielną aż do ostatnich lat, w których... duchowieństwo wyższe dla mniemanych interessów religij i kościoła, możni w imie zasad zachowawczych — od obozu narodowego odszczepili się i osobny stanowiąc, wiele mu sił odjęli.
Gorszący ten roździał w narodzie jest dla nas moralną klęską nie małą, którą nieprzyjaciel wyzyskać i podżegać potrafi. Z tém my też rachować się musiemy i dzielniéj niż kiedykolwiek, brak żywiołów szacownych zastąpić wyrobieniem nowych w klassie średniéj i ludzie.
Pomimo wielkich wysiłków obozu narodowego w zaborze pruskim, aby odstępcom otworzyć drogę do powrotu, aby z niemi nie zrywać ostatecznie, trudno się dziś łudzić — niektórzy z możnych przestali się czuć obywatelami polskiemi, są arystokraciją europejską — część duchowieństwa jest rzymskiem wojskiem Papieża, a nie jak dawniéj przodownikiem narodowych zastępów. —
Ubytek to wielki, bo tak rychło wyrobieniem sił nowych moralnych i materialnych zastąpionym być nie może, i, mimo pozornego trzymania się obronnego w prusach żywiołu polskiego, tu sprawa nasza stoi źle; — w przyszłości niebezpieczeństwo większém jest niż się zdaje. Okupić zaś sprzymierzeńców ofiarą zasad, przekonań i poddaniem się ich kierownictwu, — chwilowem tylko a zgubném w następstwach byłoby lekiem. —
Jakże spójnie i silnie winno to co pozostało wierném Polsce, skupiać się i karnie iść pod jedną chorągwią.
W boju tym troska o podstawy materjalne bytu, o ziemię, stanowi moment przeważny — i nie dziw że zaprzątnięci nią, znękani, polacy z zaboru pruskiego odtrącają wszelki stosunek z innemi dzielnicami polski, odosobniają się w swéj autonomij, pomoc nawet odrzucając, gdy z własnego ich łona nie rośnie. — Téj zaściankowéj polityki księstwa i Prus, tego wyodrębnienia Szlązka pochwalić nie można. Do zbytku i przesady legalni, widzą niemal obywatele tutejsi obcych, w polakach, którzy się tu narodzić szczęścia nie mieli. — Tak samo słuszny wstręt do daremnych manifestacij, do próżnych protestów, do jałowych przypomnień, przeradza się tu nieznacznie w wyzucie z cech narodowych.. Formy pewne i małego znaczenia na pozór objawy, są w istocie wielkiéj doniosłości w danych położeniach.. Odrzucić można obyczaj pozornie obojętny, lecz ze zniknięciem formy i treść w niéj zawarta uchodzi, bo na świecie co się cieleśnie i widomie nie objawia, to ginie. Sam Bóg przychodząc na świat, ciało przyoblekł — i narodowości też bez cielesnéj, bezforemnéj nie pojmujemy. Zadanie więc w zaborze pruskim, to nieustanna walka — a warunki jéj też są co każdéj walki.
Nieprzyjaciela znać, wpatrywać się weń, ruchy swoje osłaniać; niepotrzebnych ogniów w obozie nie palić, walki nierównéj nie wywoływać, w boju wytrwać, w oręż się zaopatrywać — z każdego kroku korzystać, porażką się nie zrażać, zwycięztwo umieć zużytkować i niém się nie upajać.
Utratę stanowisk wetować zajęciem nowych a korzystnych, wreście na sprzymierzeńców nie rachować wiele, a na próżne układy czasu nie tracić.
Mogiły słowiańskie na Rugij, w Pomorzu i Łużycach niech uczą co nas czeka, gdybyśmy w boju ustali albo pokój zawarli.
Rozumny nieprzyjaciel uczy się od przeciwnika wszystkiego tego w czém go uznaje wyższym; — my też — od karności począwszy, wiele od niemców uczyć się mamy. —


VII.

Nieubłagana Nemesis dziejowa wyrywa z kolei berła wszystkim którym opatrzność powierzyła posłannictwa, a którzy ich spełnić nie umieli.
Upadła polska bo swą missją pogodzenia swobody i karności źle dokonała; z wolności, będącéj własnością wszystkich, czyniąc prywatne mienie jednéj klassy narodu; — pada Francja missję swą przewodnicy ludów obróciwszy w podbój i frymark ludami, — pada Austria, owo Cesarstwo co na współ z papieztwem miało dzielić władzę zwierzchnią nad ludami całéj ziemi i być trybunałem narodów a strożem wykonania praw Chrystusowych w społeczności, w rządzie, w stosunkach międzypaństwowych..
Austria już w chwili upadku gdy do boku jéj wpiły się Prussy aby z niéj wyssać życie a w siebie je wciągnąć — pochłania część Polski znaczną. Lwi udział bierze w pierwszym podziale, któremu się sprzeciwiała — bierze go wrzekomo aby zwrócić, rzeczywiście aby zgnoić. —
Od tego zaboru uwaga jéj zwrócona na to tylko aby go utrzymać, obezsilnić i rozbroić, staréj narodowéj organizacij znosząc szczątki. Trwają te rządy nieufne, podejrzliwe, demoralizujące, — zmieniające kraj w bezsilnego eunucha od 1772 niemal do dnia dzisiejszego.
Skutkiem ich mało uchowało się cnót polskich, a wady zakonserwowały wszystkie, spotęgowały nawet znakomicie. — Wychowanie zwichnięte wszelką działalność sparaliżowało, do czynu niema sprężyn, chociażby były chętki.
Po Solferino i Sadowéj, ostatnich klęskach, Austria niepewna co pocznie stała się liberalną, omackiem szuka dróg nowych, sił nowych usiłując się ocalić, choć w ocalenie jéj nikt nie wierzy, nawet podobno ona sama. Z kolei przychodzi reforma konstytucyjna, patenta znoszące się wzajemnie, ugoda z Węgrami, — pół — ugody z Galiciją, nadzieje dane Czechom i gwałtowny zwrot ku niemieckiéj centralizacij. Wszystko to dowodzi że stałego pojęcia co czynić, na czém się opierać, nie ma. Niemożna też przewidzieć przy tych zmianach dekoracij a vue co jeszcze nastąpi. — Prześladowanie tych co wczoraj byli podporą tronu i powołanie innych co nie dawno zwali się zdrajcami. Tu wszystko jest możliwe. Wczorajszy więzień stanu, jutro być może ministrem.. a po jutrze być osądzonym do ciężkich robót w fortecy.
Wyrazem rządu, który reprezentuje kraj doskonale — jest bezsilność. Jest to chory zrozpaczony który napróżno wyczerpał rady lekarzów i szarletanom leczyć się daje. Ostatnim z tych medyków był najznakomitszy w swoim rodzaju hr. Beust.
Na dobréj woli rządu, który sam niewie czego chce i sobą nie włada, opierały się długo nadzieje tych naszych polityków, co się zawsze na czémś opierać musieli, niemogąc stać o swojéj mocy. — Książęta Czartoryscy, Potoccy, Sapiehowie, cały zastęp naszych konserwatystów hołdował polityce Austrij łudząc się nadzieją że ona będzie przyjaźną Polsce, że musi dążyć do wskrzeszenia jéj.. Jakoż Austria w téj dobie gdy sobie wewnątrz poparcie wszystkich jednać potrzebowała — zdjęła okowy ciężące na Galicij, uznała narodowość polską w niéj, nadała krajowi rodzaj autonomij, mniéj daleko rozciągłéj niż była królestwa polskiego za Alexandra I.. — w przódy zadawszy jéj kalectwo, stworzeniem Rusińskiego obozu, z czasów — divide et impera. —
Galicia starała się wyzyskać tę dobrą wolę Austrij — domagając się praw nowych i instytucij autonomicznych, a z uzyskanych korzystając bardzo mało. — Uchwalono tak zwaną rezolucję, aby mieć rodzaj piłki dla zabawy między Wiedniem a Lwowem.. Polityka polaków i ich nadzieje oparły się na rządzie, zamiast szukać rękojmi pewniejszych w sojuszu ze współ interessowanemi Czechami i słowianami Austrij. — Galicija wysługując się rządowi szła częstokroć przeciwko nim, a przynajmniéj oddzielnie i krokiem chwiejnym; zdawszy sprawę na delegaciję która dowiodła największéj nieudolności, niezręczności — jeśli nie gorzéj jeszcze.
Delegacija kupowała ciągle rezoluciję wiernopoddaństwem, a pojedyńczy jéj członkowie zużyli się w niwecz i z kolei wszelką wiarę u kraju stracili. —
Dziś, omamiona tak samo jak Czechy, Galicija może się już tylko spodziewać odebrania jéj lada dzień tego co wczoraj było nadane.
W tych pokuszeniach politycznych z oczów stracono pracę organiczną; kraj, mając wszelkie warunki potemu, pod względem przemysłu, handlu, fabryk, rolnictwa dźwiga się nader powoli, kapitały zamiast iść na przedsiębierstwa produkcyjne idą na giełdowe spekulacije — ludzie sprzedają sumienie za koncessje.. Lud bez oświaty, szkolnictwo ledwie się dzwiga przy radzie szkolnéj w swoim rodzaju godnéj siostrzycy delegacij, podatki ciężkie i nie racionalne, ubóstwo, ciemnota, zarozumiałość, ambicije chorobliwe.. a w dodatku miejskie ludności wyzyskiwane i jątrzone przez fanatyków przeciwko wszystkiemu co przedstawia postęp, naukę i reformę, — taki jest stan galicij — obraz smutny, który nie my kreślimy, ale go codziennie własne kraju dzienniki jaskrawszemi jeszcze barwami, powtarzają. —
Z daleko mniejszemi prawami i środkami, z obciętą za Mikołaja autonomiją, w królestwie polskiem daleko więcéj a skuteczniéj uczynić potrafiono dla odrodzenia kraju.. tu, wiele się mówi, rozprawia, rusza, hałasuje, frymarczy — a nie robi prawie nic. Chętki nie chęci, rozpraszają się w pył na młynie języków.. Trocha swobody zużyta jest na to by się ludzie z sobą szarpali i jedli. Dzienniki, stowarzyszenia, obozy, pojedyńczy ludzie w wojnie, rozbracie i waśniach.
Ten do sasa, ów do łasa, ładu i karności żadnéj, zarozumiałości olbrzymie, a najwięksi ludzie — karłami gdy przychodzi do czynu. — Gdyby jedno z satyrycznych pism galicyjskich przedstawiło galiciję jako ogromną gębę bez rąk — byłby to może najlepszy kraju wizerunek.. Długo spętane ręce, władzę ruchu utraciły.
Tu programm ludzi dobréj woli musiałby być bardzo skromny aby był prawdziwie pożyteczny: krzewić oświatę, któréj nie w ludzie, ale we wszystkich brak klassach, siać zgodę, zachęcać do jedności, nawracać do pracy cichéj — mało mówić, robić wiele, powoli a wytrwale. Polityką najrozumniejszą, jeśli już koniecznie politykować potrzeba, byłoby oprzeć się na tych z któremi nas łączy interess wspólny, co się domagają tego co my, na słowianach. — Węgrzy i niemcy, mówiący o wolności i konstytucij chcą jéj tylko dla siebie, nam swobody niedadzą. — Swobodą u nich zowie się wolność bezkarnego uciskania innych narodowości.
Przedewszystkiem należałoby organizm społeczny nadwątlony, wycieńczony, okaleczały podzwignąć i zreformować tém co by mu nowe siły nadać mogło; nie tyle się praw coraz nowych domagać jak z tych jakie już są korzystać. — Starczy ich na uczynienie wiele zbawiennego i dobrego. — Oświata ludu, przejednanie z Rusią lub przynajmniéj porozumienie z nią czasowe, podniesienie rolnictwa, i przemysłu, wyrobienie silnéj i oświeceńszéj klassy średniéj któraby przeciwważyć mogła wpływ możnych, będących na usługach fanatyzmu ochrzczonego nazwą zachowawczą, — to są zadania dzisiejsze.
W sprawie oświaty pilno zapewne rozpocząć od ludu, ale klassa średnia, szlachta któréj synowie rzadko kończą wyższe zakłady naukowe; nie mniéj jéj potrzebuje i to pilno a pilno.
Stawać w opozycij systematycznéj z rządem, równie niedorzeczném jest jak służyć mu ślepo i iść z nim przeciwko uciśnionym, czy to czynem czy słowem, jak często czyniła delegacija. Sojusz ze stronnictwem konstytucyjnem byłby zaprawdę pożądanym, gdyby na dobrą wiarę jego rachować można; na nieszczęście są to ludzie interessów nie zasad, a konstytucija nie jest dla nich kartą i prawem ale narzędziem. — Widziemy jak się praktykuje swoboda w Czechach..
Galicija podzieloną jest na tyle obozów ile w niéj wodzów i systemacików; dwa główne jednak panują — ultramontańsko-zachowawczy który niechce innéj oświaty nad dyrygowaną przez jezuitów; jawnie wypowiada zwrót do ustaw przeżytych, do przywilejów i podziału narodu na klassy, domagając się stéru, kierunku i rządów niepowoływanych do żadnego rachunku — i demokratyczny, który pragnie wielu pięknych i poczciwych rzeczy, ale nie jest dość silnym, aby mógł przystąpić do czynu. Wszystko tu ogranicza się na polemice i wrzawie. Rozmaite odcienia rozbijają szczupły ten zastęp na kilka jeszcze części więcéj sobie przeszkadzających niż posiłkujących. — Mieszczanie dobréj woli a małego wykształcenia, szlachta więcéj mająca ogłady niż światła, — wodzowie którzy lepiéj mówią niż myślą, — lud na który z góry padają żagwie.. wszystko to są żywioły z których zbudować jednolity zastęp pracowników, co by trud między siebie rozdzielił a szedł w kierunku stałym — trudno dziś jeszcze..
Nie można wszakże zaprzeczyć iż w galicij kilkoletnia ta fermentacija, scieranie się zdań, polemika, wewnętrzne wrzenie to — nie przeszły bez owocowo. Pewien postęp widzieć się daje.. Ludzie zużyci którzy zeszli ze sceny, może wywołają ukazanie się nowych indywidualności, dojrzałych w ogniu lat ostatnich.. tego by życzyć należało galicij. — Jak wojsku austryjackiemu w kampanij 1866 roku nie zbywało na żołnierzach, ale na wodzu i starszyznie, tak galicij nie brak też zastępu co by się dał do dobrego poprowadzić, ale to co stoi na czele, nie udolne jest, niedorosłe do stanowisk które zajmuje. Żaden naród bez tych reprezentantów idei swéj, widzących jaśniéj, pragnących goręcéj, idących śmieléj do celu, dobić się lepszéj przyszłości nie może.
W sprawie oświaty ludowéj smutny widziemy wprawdzie symptom, apatycznego usposobienia ogółu, lecz odrętwienie to ustąpiło by przy dzielniejszym kierunku ludzi umiejących stanąć na czele i godnych tego zaszczytu. Z tych którzy przodują sprawie narodowéj w Galicij, ledwie kilku zostało niepokalanych moralnie, niezszarzanych i nieprzekonanych o zupełnéj impotencij.. Na nieszczęście ludzie wielcy nieprzychodzą na zawołanie — są oni rezultatem zbiorowych sił organizmu narodowego..


Kwestia rusińska w galicij, stworzona niegdyś przez sam rząd austryjacki, jako narzędzie dla trzymania dwóch narodowości na straży wzajemnéj — jest najlepszym dowodem czém było dawne rządowe systema. Jak ów uczeń czarnoksiężnika Göthego, Austria umiała wywołać kwestię a niema mocy jéj rozwiązać. Wypadkiem zaś jéj, jest korzyść nieprzyjaciela — Rossij.
Kto u nas zamiast leczyć i łagodzić rozdrażniał tę wojnę domową, rozbudzał ją przez niezręczność, lekkomyślność, dla popisu, odpowie przed sądem przyszłości. —
Dziś, jak to słusznie uważano, nie tyle jest to kwestia polityczna jak społeczna raczéj. Zmieniła się ona w agitację ludu i duchowieństwa przeciwko szlachcie i możnym. Ruś niema innych w sobie żywiołów nad te pierwiastki, w stanie w jakim się one dziś znajdują niezdolne stworzyć zdrową organizację narodowę.. Lud ciemny i roznamiętniony, kler równie niewykształcony a zarozumialszy, nie starczą na nic więcéj tylko za narzędzie agitatorom. Dla tego Ruś ta opierać się musi to o rząd austryjacki, to o panslawistyczno-rossyjskie stronnictwo, bo o swéj mocy wyżyć by nie potrafiła.
Gdyby szło istotnie o prawa narodowości, o odrębność i swobodny rozwój rusińskiego żywiołu, — spór byłby do załatwienia, znalazł by się modus vivendi, boć nie bezprzykładnem jest, jak w Szwajcarij, zgodne obok siebie życie i rozwijanie się dwóch narodowości, zawsze na krańcach i rubieżach pomięszanych z sobą. Niestety — idzie tu o interessa tylko, o wydarcie własności, o posiadanie ziemi, o zemstę — a rozbudzone namiętności w tłumach ciemnych, nie łatwo ukołysać.. Same one częstokroć niewiedzą czego chcą, a przewódzcy slepotę ich wypotrzebowują cynicznie jak im do godniéj. — Ruś niema dziś reprezentantów godnych siebie, którzyby istotnie naród swój miłując, przyszłość jego mieli na sercu i oku. Niepodobieństwem więc jest wchodzić w układy, gdzie brak dobréj wiary, gdzie z przekupnemi dłońmi i przewrótnemi ludźmi jest do czynienia.
Z naszéj strony przeciwko namiętności, tylko zimną krew, powagę, łagodność i poczciwą miłość braterską stawić potrzeba. Obelgi nawet poruszać nas nie powinny, bo w tym stanie upojenia i nieprzytomności w jaki wprawiono Ruś; — obrażać nas one nie mogą. Wyżsi być musiemy nad tych nieszczęśliwych, którzy swą przyszłość niosą na ofiarę chwilowéj namiętności. —


VIII.

Emigrowanie polaków z pod trzech zaborów, nie jest rzeczą nową, poczęło się ono w 1792 roku, jeśli nie wcześniéj i trwa bez mała sto lat.
Bywała emigracija koniecznością gdy ocalała życie, ratowała godność człowieka, dozwalała działać i swobodniéj głos podnosić tym, którzy w kraju musieli by iść na rusztowanie, do kopalni, milczeć lub — (niestety) kłamać. Były protesta potrzebne dla uspokojenia sumienia, choć pożytku z nich nie wyciągnęliśmy nigdy żadnego. Stare palestranckie polskie przysłowie słusznie powiada, że płakać i protestować każdemu wolno.
Emigracja w r. 1792 przygotowała powstanie kościuszkowskie 1794 r. przedwcześnie i mimowoli Kościuszki; emigracija dla legjonów kosztowała nas wiele krwi i przedłużała złudzenia pomocy obcéj; emigracija po 1831 r. wzięła na siebie posłannictwo dyplomatyczne i miała przygotowywać, wywołać akciję obcych mocarstw dla polski — mocarstw które chętnie posługiwały się nami, dawały jałmużnę, ale nigdy nic uczciwie i szczérze nie uczyniły dla nas, a zdradzały bezwstydnie co chwila, coraz nowemi karmiąc obietnicami.
W zasadzie emigrowanie jest występkiem, bo dezerciją z placu — wyjątkowo tylko może się stać koniecznością. Jest to zawsze ucieczka, uznanie się zwyciężonym, bezsilnym i tchórzem.
Gdyby od początku miano odwagę mowić rządom zaborczym prawdę jawną, nie rwąc się do spisków i szałów, polska podzielona nie byłaby dziś tak nieszczęśliwą i odartą z praw wszelkich. — Gdy jedni niemogąc ścierpieć gwałtu, a nie mając siły mu się opierać, wychodzili za granicę, drudzy garnęli się nikczemnie do władzy, schlebiali jéj, kłamali zadowolnienie i szczęśliwość, dobijali się o godności, służyli za narzędzia przeciwko własnéj braci i interessom narodu; — nikt nie stawał z odwagą męczennika na świadectwo prawdzie.
Rządy zaborcze wysługiwały się polakami przeciw polakom, Bibików odbierając prawa dawne prowincjom zabranym, inicjatywy szukał w prośbach marszałków gubernjalnych i znalazł chętną; nie jeden podobny przykład przywieść byśmy mogli. — Pomiędzy dworowaniem sile i nieszczerą uległością ze strachu lub interessu, a ucieczką i hałasem z zagranicy nie było środka. To było klęską naszą. —
Okrucieństwa popełniane nad nami przez Rossję, Austrję i Prusy; Sybir, kopalnie, fortece, kajdany — po części usprawiedliwiają emigraciję, lecz zarazem słabość naszą cechują.
Dawni przewodnicy narodu, możni, wszędzie pierwsi przeszli na stronę rządu, ocalając byt swój, czyniąc opozycję słabszych niemożebną; i przez to zmuszając ich do spiskowania i ucieczki. Takich Pahlenów, Korfów i t. p. jakich mają nadbaltyckie prowincije, umiejących się ująć za prawa narodowości z narażeniem na niełaskę — stawiących czoło Mikołajowi nawet, — nigdyśmy nie mieli.
Emigracija po 1831 r. stanowiła pewną całość, usiłowała się ciągle zjednoczyć i — wedle ówczesnych pojęć, pracowała dla ojczyzny — chociaż w łonie jéj najrozmaitsze żywioły i systemy zasiały wkrótce dezorganizacją i rozkład. Lata 1846—48—1864 pomnożyły liczbę naszych nieszczęśliwych tułaczów. Francija dawała im nie bardzo chętny przytułek i jałmużnę upokarzającą o którą się przed progiem jéj modlić było potrzeba. Mamy tysiączne dowody że wszystkie jéj rządy z kolei, sprzyjając nam pozornie, dla opinij publicznéj, dla popularności naszéj sprawy, potajemnie nas sprzedawały policijom trzech mocarstw.. Ostatni z Napoleonów przecherstwo względem nas, posunął do tego stopnia, że, gdyby nie dowody jego jawne, uwierzyć by trudno w taką nikczemność. —
Z latami rozprzęgła się emigracyjna całość; ludzie pojedyńczy rozpierzchli się po całéj kuli ziemskiéj. Dziś pojedyńczy emigranci istnieją — emigracij już niema..
Złudzenie to że stosunki dyplomatyczne na coś się nam przydać mogą — rozwiało się, zatém i wszelkie roboty na téj drodze są próżne i w nikim nie wzbudzają wiary.
W pewnych warunkach Galicija dla ludzi chcących i umiejących pracować, jest otwartą — wielu w nadziei przebaczenia powraca do Rossij, inni szukają chleba gdziekolwiek nań zarobić mogą. Kraj który dawniéj czuł się w obowiązku swoje sieroty i inwalidów wspierać, coraz mniéj okazuje dla nich współczucia. Emigracyjne więc dzieje kończą się.. a bogdajby nigdy na nowo nie rozpoczynały.
Z czasów tych gdy wychodztwo nasze miało i raciję bytu i nadzieję że użyteczném być może, pozostały za granicą, szczególniéj we Francij instytucije z dawnego stanu rzeczy wyrosłe, mające zasługi, bo były dziełem ofiarności i miały cele pożytku ogólnego. — Zachodzi dziś pytanie co z niemi się stanie?
Liczba polaków dla których były przeznaczone codzień się zmniejsza, trudność utrzymania powiększa, użyteczność staje się problematyczna; zamknięcie jest boleśnem...
Nieśmiemy ani przesądzać co uczynić należy, ani nawet wiemy co możebne.. W sprawie téj nie uczuciem już, ale rozsądkiem i rachubą zdrową pokierować się należy.
W samym Paryżu mamy znakomitą bibliotekę polską towarzystwa historyczno-literackiego, wyższą szkołę w Montparnasse, (świeżo podobno zamkniętą) i zasłużony instytut wychowawczy na Batignolles.
Ten ostatni zwłaszcza jest przedmiotem troski dla tych co go z takiem poświęceniem długi czas utrzymywali — zwinąć go żal, zachować, niepodobieństwo..
Byłby może środek między dwojgiem gdyby kraj chciał przyjść w pomoc téj własności narodowéj. — Zachować choćby w mniejszych rozmiarach instytucję dopóki rozwiązanie jéj i przeniesienie na własną ziemię nie stanie się możebném bez szkody.
Może nam być za grzech poczytaném co powiemy, trudno jednak nie wypowiedzieć głębokiego przekonania. Wychowywanie polaków we Francij było koniecznością może, ale w zasadzie, mimo świetnych wyjątków, nigdy się nam nie zdawało właściwém. — Charakter nasz wadami swemi zbliża się do francuzkiego; wychowanie francuzkie zamiast przynosić antidota przeciw nim, potęgowało je tylko. Ze szkół i instytutów francuzkich, wadliwych z resztą i źle organizowanych (jak okazało doświadczenie) wychodzili polacy z wszczepionemi w nich francuzami, istoty szlachetnych popędów, ale lekkomyślne, zarozumiałe, mało umiejące, choć powierzchownie wykształcone, i do pracy wytrwałéj nie zdolne. —
Wyjątki liczne są wszędzie — co do ogółu rezultat ten nie podpada wątpliwości. Silić się na wychowywanie młodzieży sierocéj tam, gdzie wychowanie najtrudniejsze, najniedostateczniejsze, najmniéj pewne daje wypadki — byłoby doprawdy — dziwném. Ceniemy zasługi założycieli i dobrodziejów tych instytucij wysoko, oddajemy im cześć, rozumiemy żal nad tém, że dzieła tylu ofiar, poświęceń i tak poczciwych celów, utrzymać się nie mogą, lecz powiedzieć sobie trzeba iż wszelkie instytucije rodzą się z potrzeb czasu i z potrzebami temi zmieniać muszą. — Zresztą nie będą stracone trudy, gdy się one do którejkolwiek dzielnicy kraju przeniosą i ze szkół zmienią w konwikty dla ubogiéj młodzieży. — Z boleścią przychodzi nam przychodzić z radą tą, ale czas ją sam podaje. —
W bardzo pięknéj też myśli ocalenia i przechowywania pamiątek ojczystych, założone zostało Muzeum w Rapperswyll — czy ma jednak warunki życia i czy się rozwinąć potrafi, czy się wykaże użyteczném istotnie i czy instynkt narodu uzna jego byt potrzebą — o tém z latami dopiero się dowiemy..


IX.

Zmiana w polityce naszéj (jeżeli się to ma zwać polityką?) — jaka zajść powinna w r. 1872, a którą wskazuje usposobienie ogółu — zależy na wyrzeczeniu się protestów i lamentów, na przejściu ze słów do czynu. Tym czynem musi być odrodzenie wewnętrzne, krzepienie bytu, zachowywanie narodowości. Życia naszego na zewnątrz objawiać ani potrzebujemy, ni się godzi, bo ono wywołuje prześladowanie i tłumienie go.
W ciszy uroczystéj stójmy na wszystkich wyłomach pracy, każdy tam gdzie go zdolność powołuje, bo tu i najmniejsze ziarnko ma swą wagę i cenę.. Zużyły się czcze manifestacije, wzgardzone protesty — sztucznych pobudzań hałaśliwego patriotyzmu czas minął. Życie nasze całe niemal zamyka się w ognisku domowém, u warstatu, w pracowni.. Skupiajmy siły w sobie, bo ich zanadto niemamy, na zewnętrzne okazy nas nie stać, kosztują one szafunek ducha i czasu a nieprzyjaciela budzą.
Wszystko co polskie jest dziś wszędzie przesladowaném, zdrowy rozsądek każe unikać ciosów które pożytku nieprzynoszą a siły wyczerpują. Musiemy się prawie taić że żyjemy, dopóki dzisiejsza Dynamolatria[2] nieprzeminie, a prawda nie odzyska praw swoich.
Wszystkie części dawnéj Polski wiąże z sobą język, obyczaj, wspólne wspomnienia; powinna by też łączyć je miłość braterska. I z tém niepotrzebujemy się popisywać ani manifestować, ale czynem téj jedności dowodzić.. Niech polak będzie w każdéj dzielnicy polski — od razu swoim i jak w domu. Ale przybywając tam niechże się podda kontroli domowego ogniska i karności rodzinnéj.
To co zepsute, zgniłe, rozpróżnowane, oszalałe, samowolne, niekarne, musiemy ująć w kluby aby nam szkody i wstydu nie czyniło. Kto się odzywa o prawa braterskie winien obowiązki przyjąć. — Nawet zasługi dla ojczyzny, rany i służba nieuwalniają nikogo od pracy wedle sił i posłuszeństwa. Dla inwalidów cześć i chléb, dla trutniów nielitościwe odrzucenie lub surowy nadzór i poprawa. W obu razach — miłość, bo miłość surową być może gdy jest prawdziwą i rozumną.


X

Polska w czasie tysiącoletniego swojego bytu była przeważnie państwem katolickiém i winna katolicyzmowi głównie cywilizację swoję. Katolicka nauka kościoła powszechnego, u nas miała na sobie niezaprzeczenie charakter odrębny polski, w formach w jakich się objawiała, w pojęciu i przyjęciu tego właśnie co w katolicyzmie boskiem jest i świętem.
Nie grzeszył katolicyzm nasz fanatyzmem, a żył w zgodzie i tolerował obok siebie wszystkie inne religije i wyznania, począwszy od mahometanizmu tatarów, aż do mozaizmu izraëlitów, do anabaptystów, antitrinitarjuszów i arjan. Tu wyrosła nauka braci polskich z któréj powstała braci morawskich i czeskich. — Szukał polski duch w religij najszczytniejszych prawd religijnych i społecznych — katolicyzm ten przetrwał polski upadek i przyszło mu bronić się syzmie co go chciała zniszczyć jako znamię cywilizacij zachodu, protestantyzmowi, który go prześladował jako znamię polszczyzny, nareście nawet austryjackiemu katolicyzmowi, który w objęciach rządu tak się stał bezpłodnym jak wszystko czego tylko te nieszczęśliwe dłonie dotknęły.
Sprawa katolicyzmu długo była nierozerwanemi węzłami ze sprawą narodową związana; chociaż od roku 1860 dawna tradycyjna tolerancija polska, nie nadwerężając wiary, rozszerzyła pojęcie narodowości niezależném czyniąc od wyznania i dłoń bratnią podając inowiercom.
Zaszły wypadki które polski bezpośrednio wcale nie tycząc, dotknęły katolicyzm cały, a odbiły się u nas boleśnie. Kościół wszedł w walkę śmiertelną z wiekiem, dopominając się wyłącznego przywileju kierowania rozwojem ducha jego. Interess władzy świeckiéj Papieża, uważanéj za podporę duchownéj, zwichnął kierunek kościoła z drogi koniecznych reform na przebieżone już gościńce wsteczne.
Walka ztąd wyrosła przeszła w nieszczęśliwéj chwili, gdy my całych sił naszych na obronę własną potrzebujemy — i oderwała nam część ich, pod pozorem sprawy religij, na korzyść Rzymu.
Z dobrą i złą wiarą pochwycono sprawę religij, wypotrzebowując ją na rzecz interessów doczesnych, a domagając się byśmy my jéj sprawę narodową poświęcili. Przewódzcy kosmopolitycznego ultramontanizmu chcieli i chcą posługiwać się tą sprawą, dla swych celów i idei.
Znaleźli opór w zdrowym instynkcie narodu i rozdzielili kraj na nienawistne, wrogie, na roznamiętnione obozy. —
Czy religija i kościół zyskał co na wywołaniu wojny, na odepchnięciu pod rozmaitemi pozory tych, którzy panowaniu jego absolutnemu poddać się nie mogąc, szanowali instytucję, warując sobie wolność sumienia — przyszłość okaże. — Drogą nam była pomoc duchowieństwa w sprawie narodowéj, lecz zwierzchnictwu i narzuconemu kierunkowi, poddać się nie możemy.
Nie przeto jednak rozdział i syzmę wywoływać, ani zrywać z kościołem. — Nie pierwszy to raz przez ludzi wprowadzony na drogę fałszywą, zejść z niéj będzie musiał. —
Choć odpychani trwać będziemy w spójni z nim, szanując wiarę i wszystkie jéj obrzędy zrosłe z życiem naszém. Nie skłoni nas to wszakże do zacofania się w ciemności średniowieczne, do wyrzeczenia się postępu, nauki, swobody i tolerancij. — Rozum i zdrowa rachuba każą w chwilach prześladowania nie rozdzielać się ale skupiać, a walki we własném łonie unikać. Wywoływania jéj wina cała spada na tych którzy, dla źle pojętego interessu kościoła, walczą bronią dla nich samych najszkodliwszą..


XI.

Tak samo jak spuściznę religijną poszanować należy i z kościoła się nie wydzielać — tak samo winniśmy zachowywać troskliwie wszelką inną obyczajową, pamiątkową, językową, podaniową — od zatarcia, zapomnienia i zagłady.
Najlepszy przykład w tym względzie daje nam Anglia, gdzie dobrze zrozumiany postęp zawsze się opiera na podstawach przeszłości i, jak to dobrze wyrażono, jedną stopą stoi na niéj, by drugą stawić na wyższe szczeble. Obyczaj narodowy przenosi z sobą Anglik wszędzie, nie wstydzi się go, nie zrzeka dla dziecinnego szyderstwa obcych, pozostaje sobą i jest tém dumny.
U nas gdzie systematyczne prześladowanie niszczy wszystko polskie, ośmiewa, trzebi a pali co narodowe, zbrodnią byłoby przez lekkomyślność lub w jaki bądź sposób posiłkować nie przyjacielowi. Pamiątki a zwyczaje nasze są to znamiona instynktów narodowych, są to skazówki, w których zamknięta myśl często długo leży spowitą, nim ją jaśniejszy umysł rozwinie i ukaże całą jéj doniosłość.
Wiek XVIII smiejąc się za szlacheckim stołem wznosił toast — Kochajmy się, głębszego w nim nie upatrując znaczenia, dziś my rozumiemy że w nim leżało pragnienie przejednania i miłości wszystkich klass naszego społeczeństwa.
Dla nas co tylko przeszłość przypomina drogiem być winno z obowiązku, — jeśli już dla serca być przestało — wszystko co cechą polskości jest, co nas wyróżnia, co sobą czyni, zachować powinniśmy choćby tylko pod domową strzechą. Dla ogłady pozornéj, dla niewyróżniania się od ogółu, dla wrzekomego postępu (bo istotny tego nie wymaga) odzierać się z tych cech byłoby lekkomyślnością, szydzić z nich zdradą, ścierać je w dzieciach i nie przekazywać pokoleniom, — występkiem. — Godzi się to co polskie z tém co postępowe i europejskie..
Z drugiéj strony jednak, pod pozorem konserwatyzmu, chcieć do średnich wieków zawracać, ciemnocie apostołować, wychwalać czasy patriarchalne, które nigdy wrócić nie mogą, chyba by ludzkość na nowo swe dzieje rozpoczynać była zmuszona — zaślubiać smierć — przyspieszyłoby tylko zagładę nieuchronną.
Polska w swéj przeszłości, głębiéj zrozumianéj, ma zarody i zadatki przyszłości, które właśnie dziś są zadaniem wieku, a w nas były przeczuciem.
Między radykalizmem kosmopolitycznym a konserwatyzmem ślepym i zacofanym — średnia a prawa droga stoi szerokim gościńcem.


XII.

Od kierownictwa wychowaniem narodu wszędzie odepchnięci jesteśmy, nie możemy wpływać na nie. — Oprócz małego i sparaliżowanego udziału w niem przez radę szkolną w galicij — wszedzie indziéj rządy wychowują młodzież dla siebie nie dla nas.
Cały system edukacij publicznéj wymierzony jest przeciwko nam, celem jego wynarodowienie. Pedagogiczne nawet względy, zdrowe prawidła poświęcają się dla tego świętokradzkiego wykoszlawiania młodych latorośli.
Wychowanie więc pierwsze, od kolebki, u ogniska domowego, nabiera dla nas wagi niezmiernéj. Lata dziecinne stają się dobą posiewu. —
Dom naszą świątynią, przybytkiem, szkołą — pierwszym kapłanem jego matka, najwyższym stróżem ojciec.
Pod tą strzechą, jako mniéj przystępną pokuszeniom wroga, tulą się całe skarby nasze, wszystko co mamy.. co nam z rozbicia zostało.
Pod nią zamknięte — wspomnienia, zasady, przekazy przeszłości, prawa, tu stoi nasza arka przymierza..
Dom polski też świętym być powinien, a jakże świętemi winni być ci, co w nim lepszą przyszłość gotować narodowi prześladowanemu są przeznaczonemi!
Potrzebaż powtarzać jak wielkie — spotęgowane powołanie kobiet naszych — współpracownic drogich, mających siły, jakich nic zastąpić nie potrafi — serca, miłość — uczucie!! Jeśli często przyszło dziejopisom skarżyć się na niepojęcie zadania swego przez kobiety nasze, przy trupie ojczyzny skaczące w Grodnie z jenerałami krwią zbroczonemi — jakże wiele za to przykładów ofiarności ich, dały nam ostatnie lata!
Od kobiety matki zależy dziś niemal cała przyszłość polski — czystą ona być musi kapłanką; — samoistną, panią siebie, nie dającą się sprowadzić z drogi ani fanatyzmowi ani rozprzężeniu — musi trwać na stanowisku rodzicielki odnowionego społeczeństwa.
W niéj matka dzieci, towarzyszka żołnierza który bojuje, pani domu a opiekunka ludu; pośredniczka w przejednaniu i zgodzie zwaśnionych.. być powinna.
Dom, dom dla nas wszystkiem — powtarzamy, świątynią, ołtarzem, szkołą, miejscem rady, warsztatem pracy, szpitalem, ochroną, ogniskiem światła i opinij..
W pięknym swym wierszu do matki polki, Mickiewicz żądał po niéj aby syna uczyła męczeńsko a stoicko umierać, dziś my wymagamy od niéj aby go żyć i walczyć nauczała, — a milczeć. — Spartańsko trzeba uśmiechać się choć dziki zwierz piersi szarpie i nie jęczeć. — Skargi tylko słabość piętnują — litości nie żądamy — powinniśmy sobie zdobyć prawo do życia. Poczucie tego obowiązku ma cały ogół.
Jak wychowanie dzieci, tak oświata ludu jest zadaniem domu polskiego — poczynając od sług a rozszerzając ten krąg o ile on się tylko da rozciągnąć. Stawiane przeszkody samo życie uczy przełamywać lub omijać. Im mniéj w tém form a więcéj serca tém skutek pewniejszy.
Komu dla nauczania potrzeba formalnéj szkoły, budżetu, ławek, tablic i pozwolenia, a bez tego nie potrafi nic — ten téż nic nie sprawi. — Szkołą być musi powszedni stosunek, dzień powszedni, rozmowa, zabawa, ochrona, — szkołą służebnictwo..
Oświata udziela się wszelkiemi drogami, jeśli miłość nią kieruje, a oświata w duchu polskim to cała przyszłość nasza. — Kto się lęka wykształconego proletariatu, i ratuje przywiléj swój, nie pomnąc że nam liczbę pracowników mnożyć potrzeba; — ten polakiem nie jest, ale zacofanym szlachetką. — Szlachty zadanie dziś, uszlachcać. —
Obok oświaty idzie potrzeba stowarzyszeń wszelkiego rodzaju, które pracę ułatwiają, wiążą nas, zbliżają stany i ludzi, wspólność gruntują. W prusach najniewinniejsze spółki już są prześladowane pod pozorem propagandy polskiéj; bo tu propagandą i agitacją zowię się co tylko niemcom zawadza, co nas utrzymuje przy życiu — a kto nie zabija ten w oczach ich winien sądu.
Niech to będzie skazówką obowiązku. Na usiłowania nieprzyjaciół patrząc uczmy się co zachowywać należy i co krzewić. W co oni uderzają tego nam bronić potrzeba.
Stowarzyszenia które nie jedną klassę ale różne słoje społeczne łączą, największéj są doniosłości. Cel jakikolwiek finansowy, handlowy, przemysłowy, gospodarski — to rzecz obojętna — główna aby się ludzie zbliżali, łączyli, nawykali do uważania solidarnemi a obowiązanemi do karności i ładu.
Na ładzie i porządku zbywało nam zawsze, małośmy się ich nauczyli smutném doświadczeniem; jednostki butne gotowe były prowadzić choćby na niebezpieczeństwo, wstręt miały iść posłuszne, choćby do tryumfu. — Fantazije osobiste wyrastały u nas do potwornych rozmiarów, z niemi rosło warchołstwo ambitne; liberum veto wpiło się w życie i obyczaje, wyrugować nam je i wytępić należy. Niech każdy członek społeczności umie się poddać dla dobra ogółu, woli ogółu..
Mnożyć rozdwojenia przez miłość własną, dla fantazij, popisu, rozgłosu — to zdradzać sprawę. Opinija surową być musi.


Coż więcéj?
To cośmy tu w jak najkrótszych starali się zebrać słowach, starczy, jeżeli ich znaczenie do serca wziąć zechcemy. — Zakres pracy naszéj na oko szczuplejszy, całéj we wnętrzu, ukrytéj, — ale ona ma nas organicznie przetworzyć, odrodzić, uczynić z nas jednolity naród, karny zastęp, — wojsko zdrowe i silne. Pracujmy na to by — żyć — przyszłość dokona reszty.
Drezno, 5 Sierpnia 1872.


W typografii Metzgera & Wittig w Lipsku.



  1. Stało się to przynajmniéj w pierwszéj instancij.
    P. A.
  2. Tworząc ten wyraz zdaje się żeśmy koniecznéj odpowiedzieli potrzebie. — Znamionuje on epokę nową.
    P. A.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.