Przez kraj wód, duchów i zwierząt/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Filochowski
Tytuł Przez kraj wód, duchów i zwierząt
Podtytuł Romans podróżniczy
Wydawca Wydawnictwo Bibljoteki Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1926
Druk Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.
UCIECZKA.

W parę tygodni później, gdym już nietylko, że się oswoił z najoczywistszą klapą (telefon bowiem milczał), ale nawet potrochu zapominać już zaczął o doznanym w Bagateli zawrocie głowy, pewnego wieczora odwiedził mię Zambrzycki. Był nieswój jakiś i roztargniony. Siedział, to znowu się zrywał i biegał po dywanach (tak u mnie się nazywa wytarty i wyczerpany samodziałowy chodniczek). Zachowanie się niezwykłe, choć w gruncie rzeczy nic w niem niebezpiecznego dla siebie nie wykryłem.
Aż wreszcie rzekł:
— Wczoraj Lalka opuściła dom i wyjechała w niewiadomym kierunku, na biurku zostawiwszy kartkę z jednem tylko słowem „przebacz“. Za wyrazem tym, tak przez kobiety lubianym, domyślać się należy dalszego ciągu: „ponieważ nie wiem, co czynię“. W takich sytuacjach, przyjacielu, kobieta zdradza swą najzupełniejszą bezprogramowość.
Ku mojemu oburzeniu buddysta ziewnął powłóczyście. We mnie wiadomość natomiast gruchnęła, jak w bęben. W głowie poczułem słodki zawrót. Dusza wyprostowała się dumnie: stało się dla mnie jasne, że Lalka uciekła przedemną. Ale czemu? Jakie są pobudki tego kroku? Dla czego, uciekłszy, dotąd mi znać o sobie nie dała?
Rozmyślając nad tajemnicami logiki niewieściej, nerwowo biegałem po pokoju.
Zambrzycki ziewał w dalszym ciągu.
— Taka ucieczka, widzisz, to niedobra rzecz — zwierzał mi się leniwie. — I co właściwie w podobnym wypadku przedsięwziąć należy, jak się zachować? Szukać? Dobrze, ale po odnalezieniu zbiega, Lalka nie daruje mi nigdy, żem naraził ją rzekomo na skandal poszukiwania. Nie szukać? Doskonale, ale kiedy sama wróci, to życie mi zatruje wyrzutami, żem nie czynił nic gwoli odnalezienia dezertera. Zerwać, ukarać likwidacją małżeństwa? Drogi przyjacielu, wszak ona przezornie uzbroiła się w majestat urody i młodości, wobec której bezsilne są wszelkie dyscypliny i wszelka, nawet moja buddyjska, mądrość. Jeżeli kobieta ucieka, to, jak nas poucza doświadczenie, przeważnie w tym celu, żeby ostatecznie wrócić. Wrócić ze wzmożonemi wymaganiami i z amunicją wyrzutów.
Wstał, zatrząsł się i zacisnął pięści.
— Trzeba naprawdę nie mieć krzty sumienia, żeby uciekać w tym czasie, kiedy ja od rana do nocy powinienem tkwić w interesie!
Znowu zaczął ziewać rozpaczliwie.
Zaraz podniosłem się od biurka. Z twarzy mej bić musiała taka stanowczość, że aż zaświeciłem drugą lampkę, aby Zambrzycki lepiej mógł mię widzieć.
— Słuchaj — rzekłem z mocą. — Słuchaj, to ja ją odnajdę...
Spojrzał niedowierzająco,
— Jeżeli tylko o mnie chodzi, to nic nie mam przeciwko temu — rzekł, drąc twarz w ataku ziewania. — Boję się jednak, że nawet w razie powodzenia, którego się zresztą nie spodziewam, szczęśliwy znalazca, nic, krom kłopotu, nie zyska.
Milczałem dyskretnie, trudno mi bowiem było wtajemniczać Władysława w pobudki, jakie według mojej hipotezy skłoniły Lalkę do ucieczki. Mimo to jednak, ludziom z odrobiną spostrzegawczości, moje spojrzenie wyniosłe mówiło aż nadto wiele.
— No-no-no, patrzcie państwo — dziwił się Władysław, na środek pokoju wyciągając długie swoje odnóża. — Jak Buddę kocham, ciekawe!
Wyszedł, zdawało mi się, że trochę zaniepokojony moją szczególną ofertą.
Nazajutrz zrana otrzymałem lekką, niczem obłok, paczkę, a w paczce kartkę Zambrzyckiego tej treści:
„Jeżeli Lalkę odnajdziesz, to wręcz łaskawie jej ulubiony, prawdopodobnie tylko przez roztargnienie nie wzięty w drogę, negliż“.
— Tak wygląda gentlemańska troskliwość i... zaufanie — szepnąłem z podziwem, przygotowując do drogi małą skórzaną walizeczkę.
Na niebie świeciło już młode lato.


Skoro pogoń, to pogoń! Kości rzucone. Trawi mię gorączka przygód. Kupiłem już mapę i busolę, bo jakże tu w drodze obyć się bez map i busali?
Gdym to wszystko jednak rozłożył na stole, okazało się, że ani na mapie, ani na busoli nie mogłem znaleźć wskazówki, gdzie należy szukać pani Lalki.
Na wszelki wypadek przeczyszczam też i czarny organizm browninga. Kto wie, jak to się wszystko ułoży. Jakie przejście mnie czekają w podróży przez tajemniczy kraj wód, duchów i zwierząt? O Buddo, któryś strzegł Ossendowskiego w stepach i pustyniach Azji, któryś Władysława przed służbą w wojsku najeźdźczem ochronił, nałóż kaganiec na moje pióro! Czernidła w krew mi nie zamieniaj! Bandytami dróg mi nie obsadzaj! W bohaterstwie zbyt mnie nie zaprawiaj, bo zwykłym, byle żywym wolę być śmiertelnikiem, ale ześlij mi łaskę sleepingów, dobrych połączeń kolejowych, wyjednaj jakie takie honorarja, oraz kredyt, i chroń mię przed cenami pensjonatów polskich.
Po tej krótkiej suplikacji poczułem w sobie taki nadmiar woli, żem zaraz pobiegł między ludzi na długie, a cierpliwe poszukiwanie pieniędzy.
W drogę!
O, Ireno, biała ozdobo mytycznego klasztoru, przebacz mi, żem cię unieszczęśliwił! Przebacz i zapomnij! O. Lalko, ciesz się, gdyż serce moje z pewnością cię wytropi!

W drogę!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Filochowski.