Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej/Rozdział pierwszy. Towar

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl Marx
Tytuł Pisma pomniejsze
Wydawca Librairie Keva (s. 1),
Librairie Ghio (s. 2-3)
Data wyd. 1886-1889
Miejsce wyd. Paryż
Tłumacz Anonimowy (s. 1, 2),
Leon Winiarski (s. 3)
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst „Przyczynku do krytyki ekonomii politycznej“
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst „Pism pomniejszych“
Indeks stron

DZIAŁ PIERWSZY
KAPITAŁ WOGÓLE

ROZDZIAŁ PIERWSZY
TOWAR


Na pierwszy rzut oka bogactwo burżuazyjnego społeczeństwa występuje jako olbrzymie nagromadzenie towarów; towar pojedynczy jest pierwotną jego postacią. Każdy towar można rozpatrywać dwojako: jako wartość użytkową i jako wartość zamienną.
Przedewszystkiem towar jest to — podług wyrażenia angielskich ekonomistów — „wszelka rzecz niezbędna, pożyteczna lub przyjemna dla życia“, przedmiot ludzkich potrzeb, środek życia w najrozleglejszem znaczeniu tego wyrazu. To istnienie towaru, jako wartości użytkowej i jego naturalna, dotykalna egzystencyja zbiegają się w jedno. Np. pszenica jest to specyjalna wartość użytkowa w odróżnieniu od wartości użytkowych: bawełny, szkła, papieru itd.
Wartość użytkowa ma wartość tylko w użyciu i urzeczywistnia się tylko w procesie spożycia. Każda wartość użytkowa może być użytą w sposób rozmaity. Suma wszakże wszystkich możliwych jej zastosowań, zbierając się w jedno, wydaje rzecz o określonych własnościach. Dalej jest ona określoną nietylko jakościowo, ale także i ilościowo. Zależnie od ich naturalnych właściwości, rozmaite wartości użytkowe posiadają rozmaite miary, np. szefel pszenicy, libra papieru, łokieć płótna i t. d.
Zupełnie niezależnie od społecznej formy bogactwa, wartości użytkowe posiadają zawsze własną swą, treść, zupełnie obojętną na tę formę. Nikt nie wącha pszenicy, by się dowiedzieć, kto ją uprawiał: rosyjski chłop pańszczyźniany[1], czy francuski drobny włościanin, czy też angielski kapitalista.
Jakkolwiek wartości użytkowe stanowią przedmiot potrzeb społecznych i znajdują się zatem w związku społecznym między sobą, nie wyrażają one jednak żadnych stosunków społecznego wytwarzania. Dany towar, jako wartość użytkowa, jest np. dyjamentem. Z dyamentu wszakże trudno poznać, czy on jest towarem. Tam, gdzie on służy, jako wartość użytkowa, estetycznie czy mechanicznie, na piersi loretki, czy w ręku szlifierza, jest on dyjamentem, a nie towarem. Być wartością użytkową jest niezbędnym warunkiem dla towaru, ale być towarem jest to zupełnie obojętne przeznaczenie dla wartości użytkowej. Wartość użytkowa w tej swej obojętności względem ekonomicznych form jej istnienia, t. j. wartość użytkowa, jako wartość użytkowa, znajduje się poza obrębem rozpatrywania politycznej ekonomii. Do sfery tej ostatniej należy ona o tyle tylko, o ile sama określa takie formy. Bezpośrednio jest ona materyjalną podstawą, na której występuje określony stosunek ekonomiczny, wartość zamienna.
Wartość zamienna występuje nasamprzód, jako stosunek ilościowy, w jakim różnorodne wartości użytkowe zamieniają się jedna na drugą. W tym stosunku twoizą one jednakowe wielkości wymienne. Np. jeden tom Propereyusza może posiadać tęż samą wartość zamienną, co i osiem uncyj tabaki, jakkolwiek wartości użytkowe tabaki i elegii są zupełnie różne. Jako wartość zamienna, jedna wartość użytkowa jest zupełnie tyleż warta, co i druga, jeżeli tylko znajdują się w odpowiedniej proporcyi. Wartość zamienna pałacu może być wyrażoną w określonej ilości paczek szuwaksu. I naodwrót londyńscy fabrykanci posiadają wartość swoich licznych paczek, wyrażonych w pałacach.
W zupełnej więc obojętności na przyrodzoną formę swego istnienia i niezależnie od specyficznej natury potrzeb, dla których są wartościami użytkowemi, towary pokrywają się wzajemnie w określonych ilościach, zamieszczają się wzajemnie przy wymianie, występują jako ekwiwalenty i wystawiają, pomimo powierzchownej swej pstrokacizny, wspólną jedność.
Wartości użytkowe są bezpośrednio środkami do życia. Ale naodwrót te ostatnie są znowu produktami społecznego życia, są rezultatem zatraconej pracy, są uprzedmiotowaną pracą. Jako zmateryjalizowanie pracy społecznej, wszystkie towary są to krystalizacyje wspólnej jednostki. Musimy się więc zastanowić nad właściwym charakterem tej jednostki, to jest pracy, która występuje w wartości zamiennej.
Jedna uncyja złota, jedna tonna żelaza, jeden kwarter pszenicy i dwadzieścia łokci jedwabiu posiadają, dajmy na to, jednakową wartość zamienna. Jako takie ekwiwalenty, w których jakościowe różnice wartości użytkowych przytłumione zostają, przedstawiają one równe objętości jednakowej pracy. Praca, która równomiernie się w nich uprzedmiotowala, musi sama także być jednoksztaltną, jednorodną, prostą pracą, której na tyleż jest obojętnem, czy ona występuje w złocie, w żelazie, pszenicy lub jedwabiu, jak obojętnem jest dla tlenu, czy on się zjawia w rdzy żelaza, w atmosferze, w soku winogron, czy też we krwi człowieka. Ale kopać złoto, wydobywać żelazo, uprawiać pszenicę i prząść jedwab są to prace jakościowo różne między sobą. W rzeczy samej, to, co przedmiotowo zjawia się, jako rozmaitość wartości użytkowych, występuje w procesie powstawania jako rozmaitość działalności, wytwarzającej takowe. Ale ponieważ praca, stanowiąca wartość zamienną, jest obojętną na specyjalny materyjał wartości użytkowych, to jest ona zarazem obojętną na specyjalne rodzaje pracy, które je wytwarzają. Dalej rozmaite wartości użytkowe są produktami działalności rozmaitych osobników, są więc rezultatem indywidualnie rozmaitej pracy. Jako wartości zamienne przedstawiają one wszakże jednakową, jednorodną pracę, t. j. pracę, w której indywidualność pracującego przytłumioną zostaje. Ztąd widzimy, iż praca — stanowiąca wartość wymienną — jest abstrakcyjnie powszechną pracą.
Jeżeli jedna uncyja złota, jedna tonna żelaza, jeden kwarter pszenicy i 20 łokci jedwabiu są to jednakowe wartości zamienne, czyli ekwiwalenty, to jedna uncyja złota, ½ tonny żelaza, 3 buszle pszenicy i 5 łokci jedwabiu są wartościami zamiennemi rozmaitej wielkości i ta ilościowa różnica jest zarazem jedyną, na którą one, jako wartości wymienne, są wygolę zdolne. Jako wartości wymienne, różnych rozmiarów przedstawiają one mniej lub więcej, mniejsze lub większe ilości prostej, jednorodnej, abstrakcyjnie powszechnej pracy, która stanowi treść wartości wymiennej. Zachodzi pytanie, jak mierzyć te ilości?.. A raczej, zachodzi pytanie, jaki jest ilościowy byt tej pracy, gdyż różnice w rozmiarach towarów, jako wartości zamiennych są tylko różnicami w rozmiarach pracy w nich uprzedmiotowanej. Jak ilościowy byt ruchu jest czasem, tak samo ilościowy byt pracy, jest czasem roboczym. Różnice jej trwania są jedynemi różnicami, na które ona jest zdolną, przypuściwszy, że jakościowo jest ona określoną. Jako czas roboczy, praca otrzymuje swój miernik w naturalnych miarach czasu: godzinie, dniu, tygodniu i t. d. Czas roboczy jest to ożywiony byt pracy, obojętny na jej formę, treść, indywidualność. Ożywionym jest on, jako ilościowy, na równi z przyrodzoną mu miarą. Czas roboczy uprzedmiotowany w wartości użytkowej towarów jest jednocześnie i substancyją, czyniącą je wartościami zamieunemi, a zatem towarami i miernikiem ich wartości zamiennej. Odnośne ąuanta rozmaitych wartości użytkowych, w których jest uprzedmiotowaną jednakowa ilość czasu roboczego są ekwiwalentami. czyli — inaczej mówiąc — wszystkie wartości użytkowe są ekwiwalentami w takich proporcyjach, w których zawierają one jednakowe ilości uprzedmiotowanej pracy. Jako wartości zamienne wszystkie towary są to tylko określone ilości skrzepłego czasu roboczego.
Dla zrozumienia, w jaki sposób wartość zamienna zostaje określoną przez czas roboczy, trzeba głównie zwrócić uwagę na następujące punkty: na sprowadzenie pracy do jednorodnej, bezjakościowej, że tak powiemy, pracy; na specyficzny sposób, za pomocą którego praca, stanowiąca wartość[2], to jest wytwarzająca towary, staje się pracą społeczną; nareszcie na różnicę pomiędzy pracą, której rezultatem są wartości użytkowe i pracą, jako źródłem wartości zamiennej.
By można było mierzyć wartości towarów podług czasu roboczego, który w nieb jest zawartym, trzeba wpierw zredukować rozmaite ich rodzaje pracy do pracy jednorodnej, nie przedstawiającej żadnych różnic, prostej, do pracy, która jakościowo jest tą samą, która zatem przedstawia tylko ilościowe różnice.
Redukeyja ta występuje jako abstrakcyja, jest to wszakże abstrakcyja, która w społecznym procesie wytwarzania codziennie wykonywaną zostaje. Przetwarzanie się wszystkich towarów na czas roboczy nie jest bynajmniej większą abstrakcyja, ani też mniej realną, niż przetwarzanie się wszystkich ciał organicznyzh w powietrze. Praca, która w ten sposób za pomocą czasu mierzoną zostaje, występuje w rzeczywistości nie jako praca rozmaitych osobników, lecz przeciwnie rozmaite pracujące osobniki występują raczej, jako zwykłe organy pracy. Czyli, inaczej mówiąc, praca o ile występuje w v’artościaeh zamiennych, mogłaby być przedstawioną jako powszechna ludzka praca. Ta abstrakcyja powszechnej ludzkiej pracy egzystuje w pracy przeciętnej, którą każde przeciętne indywiduum danego społeczeństwa jest w stanie wykonywać, jest to określona produkcyjna strata ludzkich mięśni, nerwów, mózgu i t. d. Jest to praca prosta, pospolita (einfach, unskilled), do której każde przeciętne indywiduum przyszykowanem być może i którą oni w tej lub owej formie wykonywać musi. Charakter tej przeciętnej pracy jest rozmaitym w różnych krajach i różnych epokach ludzkiej kultury, ale w każdem danem społeczeństwie występuje on, jako określony. Praca pospolita stanowi największą masę ogólnej pracy burżuazyjnego społeczeństwa, jak się można o tem przekonać z każdej statystyki. Czy A produkuje w ciągu 6 godzin płótno i w ciągu pozostałych sześciu godzin dnia żelazo, a B tak samo po 6 godzin poświęca dla płótna i żelaza, czy też A wytwarza w ciągu 12 godzin żelazo, a B w ciągu 12 godzin płótno — to już na pierwszy zaraz rzut oka występuje, jako rozmaite zastosowanie tego samego roboczego czasu. Ale jak postąpić z pracą skomplikowaną, która się wynosi ponad przeciętny poziom jako praca wyższej żywotności, większej specyficznej wagi? Tego rodzaju praca rozkłada się na pracę prostą, jest to prosta praca w wyższej potędze, tak np. jeden dzień skomplikowanej pracy jest równym trzem dniom pracy prostej, pospolitej. Prawa, kierujące tą redukcyja, w tem miejscu jeszcze rozpatrywane być nie mogą. Że wszakże redukcyja ta ma miejsce, jest zupełnie oczywistem: gdyż jako wartość zamienna każdy produkt najbardziej skomplikowanej pracy jest w określonym stosunku ekwiwalentem produktu prostej, przeciętnej pracy, jest więc postawionym na równi z pewną określoną ilością tej prostej pracy.
Określanie wartości wymiennej czasem roboczym pokazuje w dalszym ciągu, iż w pewnym danym towarze, np. w tonnie żelaza, znajduje się zawsze jednakowa ilość uprzedmiotowanej pracy, niezależnie od tego, czy ona jest pracą A lub B. czyli, że rozmaite os ibniki używają jednakową ilość czasu roboczego dla wytworzenia tej samej, ilościowo i jakościowo określonej, wartości użytkowej. Inaczej mówiąc, wypada, iż czas roboczy zawarty w pewnym towarze, jest czasem niezbędnym dla jego wytworzenia, t. j. czasem potrzebnym, by przy danych powszechnych warunkach produkcyjnych, wytworzyć nowy egzemplarz tegoż samego towaru.
Warunki pracy, stanowiącej wartość zamienną, o ile występują z analizy tej wartości, są społecznymi warunkami pracy, czyli warunkami społecznej pracy — ale to społecznej w sposób szczególny. Jest to specyficzny rodzaj społeczności. Nie przedstawiająca żadnej różnicy jednokształtność pracy jest naprzód równością prac rozmaitych osobników, wzajemną zależnością ich prac od siebie jako równych dzięki faktycznej redukcyi wszystkich prac do rówuokształtnej pracy. Praca każdego osobnika, o ile ona się wyraża w wartościach wymiennych, posiada ten społeczny charakter równości i wyraża się ona tylko w wartości zamiennej o ile staje w stosunku z pracą wszystkich innych osobników, jako równą.
Dalej występuje w wartości zamiennej czas roboczy pojedynczego indywiduum, bezpośrednio jako powszechny czas roboczy i ten powszechny charakter pojedynczej pracy — jako społeczny jej charakter. Czas roboczy, przedstawiony w wartości zamiennej, jest czasem roboczym oddzielnej osoby, ale przytem osoby niczem nie różniącej się od innych osób, jest czasem roboczym wszystkich oddzielnych osób, o ile one spełniają jednakową pracę, a zatem czas roboczy potrzebny dla jednego do wytworzenia pewnego towaru, jest czasem niezbędnym, czasem, który każdy inny użyłby dla wytworzenia tegoż samego towaru. Jest on czasem roboczym pojedynczej osoby, jej czasem roboczym, ale tylko jako wspólny wszystkim czas roboczy, dla którego jest zupełnie rzeczą obojętną, czyim specyjalnie czasem on jest. Jako powszechny czas roboczy, przedstawia się on w jednym powszechnym produkcie, w jednym powszechnym ekwiwalencie, — w pewnem określonem quantum uprzedmiotowanego czasu roboczego, które jest zupełnie obojętnem na określoną formę wartości użytkowej, służącej do jego wystąpienia jako produktu pojedynczej osoby i które dowolnie może się przenosić w każdą inną formę wartości użytkowej, by wystąpić jako wytwór kogokolwiek innego. Społeczną wielkością jest ono tylko jako taka powszechna wielkość. Praca pojedynczej osoby, by się zamienić w wartości zamienne, musi się zamienić w powszechny ekwiwalent, t. j. czas roboczy pojedynczej osoby, musi wystąpić jako powszechny czas roboczy lub naodwrót powszechny czas roboczy musi wystąpić, jako czas danej pojedynczej osoby. Wychodzi to na jedno, jak gdyby rozmaite osoby złożyły swój czas roboczy i jak gdyby przedstawiły różne ilości znajdującego się w ich wspólnem rozporządzeniu czasu roboczego w rozmaitych wartościach użytkowych. W taki sposób czas roboczy pojedynczej osoby jest w rzeczywistości czasem, którego społeczeństwo potrzebuje dla wytworzenia pewnej określonej wartości użytkowej, t. j. dla zaspokojenia pewnej określonej potrzeby. Chodzi tu wszakże tylko o specyficzną formę, w której praca otrzymuje społeczny charakter. Dajmy na to, że określona ilość czasu roboczego przędzarza wciela się w 100 funtach nici lnianych i że 100 łokci płótna, wytworu tkacza, przedstawiają takiż sam czas roboczy. O ile produkty te przedstawiają jednakową ilość powszechnego czasu roboczego i są zatem ekwiwalentami każdej wartości użytkowej, która zawiera tyleż czasu roboczego, o tyle są zarazem ekwiwalentami i pomiędzy sobą. Tylko dzięki temu, że czas roboczy przędzarza i czas roboczy tkacza występują jako powszechny czas roboczy, ich zaś wytwory, jako powszechne ekwiwalenty, istnieje tu praca tkacza dla przędzarza i praca przędzarza dla tkacza, praca jednego dla drugiego, t. j. urzeczywistnia się społeczny byt ich prac dla obydwu.
Inaczej było dawniej, w rolniczo — patryjalchalnym przemyśle, gdzie przędzarz i tkacz mieszkali pod wspólnym dachem, gdzie płeć żeńska przędła, a męzka tkała dla potrzeb własnej rodziny; nici i płótno stanowiły wytwory społeczne, przędzenie i tkanie były pracami społecznemi w granicach danej rodziny. Ich społeczny charakter nie polegał wszakże na tem, by nici, jako powszechny ekwiwalent, wymieniały się na płótno, jako takiż sam ekwiwalent, czyli, by obydwa zamieniały się na siebie, jako obojętne i równowartościowe wyrażenia wspólnego czasu roboczego. Raczej związek rodzinny z jego naturalnie wyrosłym podziałem pracy wyciskał swój właściwy, społeczny stempel na jej wytworach. Albo też weźmy służbę i daniny naturalne ze średnich wieków. Określone prace pojedynczych osób w ich formie naturalnej, charakter prywatny pracy, a bynajmniej nie powszechny, stanowiły tu społeczny związek. Albo weźmy nareszcie wspólną (komunistyczną) pracę w jej naturalnej formie, jak ją znajdujemy na progu historyi wszystkich kulturnych narodów. Tutaj społeczny charakter pracy z zupełną oczywistością występuje nie dlatego, by praca pojedynczej osoby przyjmowała abstrakcyjną formę pracy powszechnej i nie dlatego, by jej produkt przybierał postać powszechnego ekwiwalentu. Ta sama istota wspólnej produkcyi nie pozwala, by praca pojedynczej osoby była pracą prywatną lub by produkt jej był prywatnym wytworem, przeciwnie, wystawia ona raczej każdą pojedynczą pracę bezpośrednio jako funkcyję jednego członka społecznego organizmu. Praca, która występuje w wartości zamiennej, odrazu występuje jako praca prywatnej pojedynczej jednostki. Społeczną staje się ona tylko dlatego, iż przybiera ona bezpośrednio odwrotną swą formę abstrakcyjnej powszechności.
Nareszcie praca, stanowiąca wartość zamienną, charakteryzuje się jeszcze tem, iż społeczny stosunek osób przedstawia się naodwrót. jako społeczny stosunek rzeczy. Tylko o tyle, o ile jedna wartość użytkowa odnosi się do drugiej, jako wartość zamienna, to i praca rozmaitych osób przybiera charakter jednakowej, powszechnej pracy. Jeżeli więc słusznie można powiedzieć, iż wartość zamienna jest stosunkiem między osobami, to trzeba wszakże pamiętać, iż jest to stosunek przykryty zasłoną rzeczy. Jak funt żelazo i funt złota pomimo różnicy fizycznych i chemicznych własności posiadają jednakową ciężkość, tak samo dwie wartości użytkowe towarów, zawierających równy czas roboczy, posiadają jednakową wartość zamienną. Wartość zamienna występuje w ten sposób, jako społeczna własność natury danych wartości użytkowych, jako własność, która samej ich przyrodzie jest przynależną i dlatego zamieszczają się one w procesie wymiany w określonych stosunkach ilościowych, tworzą ekwiwalenty, tak samo, jak proste ciała chemiczne łączą się w określonych ilościowych stosunkach, tworzą chemiczne ekwiwalenty. I tylko przyzwyczajenie codziennego życia sprawia to, iż wydaje się być trywialnem, samo przez się zrozumiałem, by społeczny stosunek wytwarzania przyjmował formę rzeczy, tak by stosunek osób w ich pracy przedstawiał się raczej jak stosunek, który rzeczy przyjmują względem siebie i względem osób. W towarze mistyfikacyja ta jest jeszcze bardzo prostą. Siniej więcej każdy się domyśla, iż stosunki towarów, jako wartości zamiennych, są raczej stosunkami osób, oparte na ich wzajemnych produkcyjnych działalnościach. W wyższych stosunkach produkcyjnych ten pozór prostoty zanika. Wszystkie iluzyje monetarnego systemu w tem właśnie posiadają swe źródło, iż ze złota trudno poznać, że ono przedstawia społeczny stosunek wytwarzania, pojmują je zwykle w formie rzeczy naturalnej o określonych własnościach. U nowszych ekonomistów, którzy schodzą na iluzyje systemu monetarnego, zradza się taż sama iluzyja, ilekroć oni poruszają jakąś wyższą kategoryję ekonomiczną, np. kapitał. Iluzyja ta przebija się w naiwnem zadziwieniu, gdy to, co dopiero tylko namacywali jako rzecz, występuje przeu nimi, jako stosunek społeczny i gdy, nie zdoławszy ustanowić społecznego stosunku, znowu dają mu się skusić, jako rzeczy. Ponieważ wartość zamienna tow rów w rzeczywistości jest niczem innem, jak rzeezowem wyrażeniem specyficznie społecznej formy pracy, jest więc tautologiją twierdzenie, iż praca stanowi jedyne źródło wartości zamiennej, a zatem i bogactwa, o ile takowe składa się z wartości zamiennych. Jest to taż sama tantologija, co i twierdzenie, że materyja naturalna, jako taka, nie zawiera wartości, gdyż nie zawiera pracy, i naodwrót, że wartość zamienna, jako taka, nie zawiera materyi naturalnej.
Jeżeli wszakże William Petty nazywa „pracę ojcem bogactwa, a ziemię jego matką“, lub gdy biskup Berkeley zapytuje, „czy cztery elementy z zastosowaniem do nich pracy ludzkiej nie stanowią istotnego źródła bogactwa?“, lub nareszcie gdy amerykanin Th. Cooper w sposób popularny wyjaśnia, jak następuje: „Zabierz z chleba użytą nań pracę — rolnika, młynarza, piekarza etc. — to co zeń zostanie? Parę kłosów trawnych, dziko rosnących i nieużytecznych dla żadnej ludzkiej potrzeby“, to we wszystkich tych poglądach chodzi nie o abstrakcyjną pracę, która jest. źródłem wartości zamiennej, lecz o pracę konkretną, która jest źródłem materyjalnego bogactwa, krótko mówiąc, o pracę, która tworzy wartości użytkowe. Baz przyjąwszy wartość użytkową towaru, przyjmujemy zarazem i użyteczność pochłoniętej przezeń pracy, ale wraz z tem wyczerpanym zostaje z punktu widzenia towaru wszelki wzgląd na pracę, jako na pracę użyteczną. W chlebie, jako wartości użytkowej, interesują nas jego własności jako środka spożycia, ale bynajmniej nie prace fermera, młynarza, piekarza itd. Gdyby dzięki jakiemuś wynalazkowi odpadło 19/20 tych prac, to chleb oddawałby też same przysługi, co i poprzednio. Gdyby’ nawet z nieba spadał gotowym, to i wówczas nie straciłby on ani jednego atomu swej użyteczności. Podczas gdy praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, przebija się w równości wszystkich towarów, jako powszechnych ekwiwalentów, to praca, jako celowa działalność produkcyjna wciela się w nieskończoną rozmaitość ich wartości użytkowych. Podczas gdy praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, jest pracą abstrakcyjnie powszechną i jednakową, to praca, stanowiąca źródło wartości użytkowej, jest pracą konkretną i szczególną, która, odpowiednio do wymogów formy i materyi, się rozszczepia na nieskończenie rozmaite rodzaje pracy.
O pracy, o ile ona wytwarza wartości użytkowe, byłoby myliłem twierdzić, iż jest ona jedynem źródłem wytworzonego, a mianowicie materyjalnego bogactwa. Ponieważ jest ona działalnością przystosowującą materyję dla tego lub owego celu, to wymaga ona materyi jako niezbędnego warunku. W rozmaitych gałęziach przemysłu proporcyja pomiędzy pracą i materyją jest rozmaitą, ale zawsze wartość użytkowa otrzymuje naturalne podścielisko. Jako celowa działaluość, skierowana na przyswojenie naturalnych bogactw w tej lub innej formie, praca jest naturalnym warunkiem ludzkiej egzystencyi, jest niezależnym od wszelkich form społecznych warunkiem wymiany materyi pomiędzy człowiekiem, a przyrodą. Przeciwnie, praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, jest specyficznie społeczną formą pracy. Np. praca krawiecka w swej materyjalnej określoności, jako szczególna działalność produkcyjna, wytwarza surdut, ale nie jego wartość zamienną. Tę ostatnią wytwarza ona nie jako praca krawiecka, lecz jako abstrakcyjnie powszechna praca, a ta należy do społecznego ustroju, którego krawiec nie nawłóczył. Tak np. w starożytnej produkcyi domowej kobiety produkowały surduty, nie produkując wszakże wartości zamiennej takowych.
Praca, jako źródło materyjalnego bogactwa, była znaną prawodawcy Mojżeszowi, zarówno jak i urzędnikowi celnemu, Adamowi Smith.
Rozważmy obecnie bliżej kilka punktów, które występują ze sprowadzenia wartości zamiennej do czasu roboczego.
Jako wartość użytkowa, każdy towar wywiera swój wpływ bezpośrednio sam przez się. Pszenica np. służy za pokarm. Maszyna zamieszcza pracę w określonym stosunku. Ten wpływ towaru, dzięki któremu on jest tylko wartością użytkową, przedmiotem spożycia, możnaby nazwać jego usługą, którą on, jako cartość użytkowa, oddaje. Jako wartość zamienna wszakże, towar bywa zawsze rozpatrywany jedynie z punktu widzenia rezultatów. Chodzi tu nie o usługę, którą on oddaje, ale o usługę, która jemu oddaną zostaje podczas jego produkcyi. Tak np. wartość zamienna maszyny określa się nie ilością czasu roboczego, który ona zastępuje (zaoszczędza przyp. tłom.), lecz przez ilość czasu roboczego, która w niej samej jest zawartą, a zatem wymagalną, by nową maszynę tegoż samego gatunku wytworzyć.
Gdyby więc ilość pracy wymagalnej dla produkcyi towarów pozostawała stałą, to ich wartość zamienna byłaby niezmienną. Lecz łatwość i trudność wytwarzania zmieniają się bezustanku. Jeżeli wydajność pracy wzrasta, to wytwarza ona tęż samą wartość użytkową w krótszym czasie. Naodwrót wraz z upadkiem wydajności pracy wymagalną jest większa jej ilość dla wyprodukowania tej samej wartości użytkowej. A zatem ilość czasu roboczego, zawartego w pewnym towarze, jego wartość zamienna, jest zmienną: wzrasta lub upada w stosunku odwrotnym do wzrostu lub upadku wydajności pracy.
Wydajność pracy, która w industryi przetwarzającej występuje w naprzód określonym stopniu, zależną jest w rolnictwie i przemyśle dobywającym od warunków naturalnych, nie podlegających kontroli. Taż sama ilość pracy może się wcielić w jeden lub dwa buschle pszenicy, zależnie od pory roku, mniej lub więcej dogodnej. Rzadkość lub częstość, jako warunki naturalne, wydają się tu określać wartość zamienną towarów, gdyż one określają produkcyjność szczególnej, realnej pracy, związanej z tymi warunkami.
Rozmaite wartości użytkowe zawierają w nierównych objętościach jednakowy czas roboczy, czyli jednakową wartość zamienną. Czem mniejszą jest objętość, w której pewna wartość użytkowa, w porównaniu z innemi, zawiera określoną ilość czasu roboczego, tem większą jest jej specyficzna wartość zamienna. Jeżeli znajdujemy, iż w rozmaitych, znacznie od siebie odległych epokach ludzkiej kultury, rozmaite wartości użytkowe tworzą szereg specyficznych wartości, znajdujących się między sobą w niezmiennych prawie stosunkach liczebnych, a przynajmniej zachowujących ogólne stosunki wzajemnego podporządkowania, jak np.: złoto, srebro, miedź, żelazo lub pszenica, żyto, jęczmień, owies, to z tego wypływa tylko, iż postęp rozwoju społecznych sil produkcyjnych, równomiernie lub prawie równomiernie dotknął czasu roboczego, który niezbędnym jest dla wyprodukowania wszystkich powyższych towarów.
Wartość zamienna każdego towaru przejawia się nie w jego własnej wartości użytkowej. Jako uprzedmiotowanie powszechnego społecznego czasu roboczego, wartość użytkowa jednego towaru jest wszakże postawiona w pewien stosunek do wartości użytkowych innych towarów. Wartość zamienna jednego towaru manifestuje się w ten sposób w wartościach użytkowych innych towarów. Ekwiwalentem jest w rzeczywistości wartość zamienna jednego towaru, wyrażona w wartości użytkowej innego towaru. Jeżeli mówimy np.: jeden łokieć płótna wart jest 2 funty kawy, to wyrażamy wartość zamienną płótna w wartości użytkowej kawy i przytem jeszcze w określonej jej ilości. Mając ten stosunek, możemy wartość każdej ilości płótna w kawie wyrazić. Oczywistem jest, iż wyrażenie wartości użytkowej jednego towaru, naprz. płótna, nie wyczerpuje się w proporcyi, w której inna wartość użytkowa, np. kawa, stanowi jej ekwiwalent. Rość powszechnego czasu roboczego, którą łokieć płótna sobą przedstawia, realizuje się jednocześnie w nieskończenie różnych objętościach wartości użytkowych wszystkich innych towarów. Wartość użytkowa każdego innego towaru stanowi ekwiwalent jednego łokcia płótna w takiej proporcyi, w której przedstawia on ten sam czas roboczy. Wartość użytkowa tego pojedynczego towaru może przeto wyrazić się wyczerpująco tylko w nieskończenie licznych równaniach, w których wartości użytkowe wszystkich innych towarów stanowią jego ekwiwalent. Tylko za pomocą sumy tych równań czyli za pomocą zbioru rozmaitych proporcyj, w jakich jeden towar zamienia się na każdy inny, zostaje on wyczerpująco wyrażony, jako powszechny ekwiwalent. Naprzykład szereg równań:

1 łokieć płótna = ½ funta herbaty
1 łokieć płótna = 2 funtom kawy
1 łokieć płótna = 8 funtom chleba
1 łokieć płótna = 6 łokciom perkalu

może być przedstawiony jeszcze jak następuje:

1 łokieć płótna = ⅛ funta herbaty + ½ kawy + 2 funty chleba + 1½ łokcia perkalu.
Gdybyśmy zatem posiadali całą sumę równali, w których wartość jednego łokcia płótna wyczerpująco wyrażoną zostaje, tobyśmy mogli wartość jego przedstawić w formie rzędu. W rzeczywistości jest rząd ten nieskończonym, gdyż łańcuch towarów nigdy zamkniętym nie zostanie, rozszerza się on coraz bardziej. Jeżeli wszakże w ten sposób jeden towar mierzy swą wartość zamienną za pomocą wartości użytkowych wszystkich innych towarów, to naodwrót i wartości użytkowe wszystkich innych towarów znajdują swój wymiar w wartości użytkowej tego jednego towaru. Jeżeli wartość zamienna jednego łokcia płótna wyraża się w ½ f. herbaty, lub 2 f. kawy, 8 f. chleba lub 6 łokci perkalu itd., to z tego wypada, iż herbata, kawa, perkal, chleb itd. w tych proporcyjach, w których są równe trzeciemu, t. j. łokciowi płótna, są między sobą rów ne, t.j. że płótnu służy za powszechną miarę ich wartości zamiennych. Każdy towar jako uprzedmiotowany, powszechny czas roboczy, t.j. jako określona jego ilość, wyraża swą wrartość odpowiednio do rzędu w określonych ilościach wartości użytkowych wszystkich innych towarów, wartości zaś użytkowe tych ostatnich mierzą się naodwrót zapomocą wartości użytkowej tego wyłącznego towaru. Jako wartość, zamienna wszakże jest każdy towar zarazem tym wyłącznym towarem, który służy za miarę wartości dla wszystkich innych towarów, a z drugiej stroni jest on tylko jednym z wielu towarów, w których wspólnym szeregu każdy inny towar bezpośrednio wyraża swą wartość zamienna.

Rozmiary wartości jednego towaru są zupełnie niezależne od tego, czy jest dużo czy mało towarów innych rodzajów. Czy wszak/ rząd równań, w których jego wartość się realizuje, jest większym, czy mniejszym, to zależy od stopnia różnorodności innych towarów. Np. rząd równań, w których kawa wyraża swą wartość, przedstawia sferę jej wymienialności, granice, w których ona funkcyjonuje, jako wartość zamienna. Tej wartości towaru, jako uprzedmiotowaniu powszechnego społecznego roboczego czasu, odpowiada wyrażenie jego ekwiwalentności w nieskończenie rozmaitych wartościach zamiennych.
Widzieliśmy, iż wartość zamienna towaru zmienia się wraz z ilością bezpośrednio zawartego w nim czasu roboczego. Zrealizowana jego wartość, t. j. wartość, wyrażona w wartościach użytkowych innych towarów, musi także zależeć od stosunku, w jakim się zmienia czas roboczy niezbędny dla wytwarzania wszystkich innych towarów. Gdyby naprzykład czas roboczy niezbędny dla wyprodukowania jednego szeffla pszenicy pozostawał niezmiennym, podczas gdy czas niezbędny dla wyprodukowania wszystkich innych towarów by się podwoił, to wartość zamienna szeffla pszenicy, wyrażona w jego ekwiwalentach, zmniejszyłaby się o połowę. Praktyczny rezultat byłby ten sam, jak gdyby czas niezbędny dla wytworzenia szeffla pszenicy spadł o połowę, a czas niezbędny dla wytworzenia wszystkich innych towarów pozostał jednocześnie niezmiennym. Wartość towarów określa się proporcyją, w jakiej można je wytwarzać w tym samym czasie. By się przekonać, jakim możliwym zmianom podlega ta proporcyja, przedstawmy sobie dwa towary A i B. Wypadek pierwszy: Niechaj czas niezbędny dla wytworzenia B pozostaje bez zmiany. W tym wypadku wartość zamienna towaru A, wyrażona wT towarze B, spada lub wznosi się bezpośrednio w tym samym stosunku, w jakim czas, niezbędny dla wytworzenia A, spada lub się wznosi. Wypadek drugi: Niechaj czas niezbędny dla wytworzenia A pozostanie bez zmiany. W takim razie wartość A, wyrażona w B, spada lub się wznosi w stosunku odwrotnym do tego, jak czas niezbędny dla wyprodukowania B spada lub się wznosi. Wypadek trzeci: Czas niezbędny dla wyprodukowania A i B spada lub wznosi się w jednakowym stosunku. W takim razie wyrażenie ekwiwalentności towarów A i B pozostaje niezmiennem. Gdybyśmy jakimkolwiekbądź sposobem zmniejszyli siłę produkcyjną wszystkich prac w jednakowym stopniu, tak, by wszystkie towary wymagały w równej proporcyi więcej czasu roboczego dla swego wytworzenia, to wartość wszystkich towarów wzrosłaby, realne wyrażenie ich wartości zamiennej zostałoby bez zmiany, a rzeczywiste bogactwo społeczeństwa zmniejszyłoby się, gdyż trzeba byłoby więcej czasu roboczego dla wytworzenia tej samej sumy wartości użytkowych. Wypadek czwarty: Czas niezbędny dla wytworzenia A i B może wzrastać lub spadać, ale w niejednakowym stopniu, albo też czas roboczy niezbędny dla A może wzrastać, gdy czas niezbędny dla B spada, lub naodwrót. Wszystkie te wypadki mogą być prosto sprowadzone na to, iż czas roboczy niezbędny dla wyprodukowania jednego towaru pozostaje bez zmiany, podczas gdy dla innych wzrasta lub spada. Wartość zamienna każdego towaru wyraża się w wartości użytkowej każdego innego towaru czy to w całych jednostkach, czy też w ułamkach. Jako wartość zamienna każdy towar jest tak samo podzielnym, jak i czas roboczy w nim zawarty. Ekwiwalentność towarów jest o tyleż niezależną od ich fizycznej podzielności, jako wartości użytkowych, jak dodawanie wartości zamiennych towarów jest obojętnem na to, jakim realnym zmianom podległyby te towary, gdyby je przetopiono w jeden nowy towar.
Dotychczas rozpatrywaliśmy towar z podwójnego punktu widzenia, jako wartość użytkową i jako wartość zamienną — w każdym wypadku jednostronnie. Jako towar wrszakże jest on połączeniem tych wartości; jest on zarazem towarem tylko w stosunku do innych towarów. Faktyczne stosunki towarów między sobą stanowią ich proces wymiany. Jest to proces społeczny, w który wstępują niezależne od siebie osobniki, ale wstępują oni weń tylko jako posiadacze; byt ich jest dla nich wzajemnie tylko bytem ich towarów; w ten sposób występują oni w rzeczywistości tylko jako świadomi przedstawiciele procesu wymiany.
Towar jest wartością użytkowy: pszenicą, płótnem, dyjamentem, maszyną i t. d., ale jako towar jest on zarazem czemś, co nie jest wartością użytkową. Gdyby on był wartością użytkową dla swego posiadacza, t. j. bezpośrednim środkiem dla zaspokojenia jego własnych potrzeb, toby towaru nie stanowił. Dla niego jest on raczej nie wartością użytkową, jest on tylko materyjalnym przedstawicielem wartości zamiennej czyli tylko środkiem zamiany; jako aktywna przedstawicielka wartości zamiennej, wartość użytkowa staje się środkiem zamiany. Dla posiadacza towaru jest on tylko o tyle jeszcze wartością użytkową, o ile jest wartością zamienną. Wartością użytkową staje się on dopiero dla innych. Ponieważ towar nie jest wartością użytkową dla swego posiadacza, to jest on takową tylko dla posiadacza innych towarów. Jeżeli zaś on nie jest wartością użytkową i dla tego ostatniego, to praca posiadacza była pracą bezużyteczną, a jej rezultat nie jest towarem. Z drugiej strony dla posiadacza jednego towaru wartości użytkowe istnieją tylko w cudzych towarach, w tych które stanowią dla niego środki do życia. By stać się wartością użytkową, towar musi stanąć wobec szczególnej potrzeby, dla której on służy środkiem zaspokojenia. Wartości użytkowe towarów stają się takowemi dopiero wówczas, gdy zamieniają się miejscami, gdy przechodzą z ręki, w której były wartościami zamiennemi do ręki, w której są środkami spożycia’ Tylko przez takie obopólne pozbycie się towarów, praca zawarta w nich staje się pracą pożyteczną. W tym postępowym stosunku towarów między sobą, jako wartości użytkowych, nie zawiera się dla nich żadna nowa forma ekonomiczna. Ginie raczej i ta forma, która je charakteryzowała, jako towary. Chleb naprz. przy przejściu z ręki piekarza do rąk konsumenta nie zmienia swego bytu, jako chleb. Odwrotnie, dopiero konsument odnosi się doń, jako do wartości użytkowej, jako do określonego środka spożycia, podczas gdy w ręku piekarza był on przedstawicielem ekonomicznego stosunku, rzeczy zmysłowo nadzmysłowej. Jedyna więc zmiana formy, której podlegają towary, stając się wartościami użytkowemi, stanowi zniesienie ich formalnego bytu, w którym były nie-użytecznościami dla swego posiadacza i użytecznościami dla swego nie-posiadacza. Stanie się towarów wartościami użytkowemi wymaga wzajemnego ich pozbywam się (przez posiadaczów), wstąpienia ich w proces zamiany, ale przyjęcie udziału w zamianie jest dla nich możliwem tylko, jako dla wartości zamiennych. A zatem, by się urzeczywistnić, jako wartości użytkowe, muszą się zarazem urzeczywistnić i jako wartości zamienne.
Jeżeli z początku towar z punktu widzenia wartości użytkowej przedstawiał się, jako rzecz samodzielna, to, jako wartość zamienna, był on od razu rozpatrywany w stosunku do wszystkich innych towarów. Stosunek ten wszakże był tylko teoretycznym, idealnym. Realnym staje się on dopiero w procesie zamiany. Z drugiej strony towar jest wartością zamienną, o ile zawiera w sobie pewną ilość czasu roboczego, o ile jest uprzedmiotowanym czasem roboczym. Ale w swym bozpośrednim bycie jest on tylko indywidualnym czasem roboczym o prywatnej treści, a nie powszechnym czasem roboczym. Towar nie jest więc bezpośrednio wartością zamienna, musi się on dopiero stać takową. Najsampierw może być uprze — dmiotowaniem powszechnego czasu roboczego, o ile on przedstawia czas roboczy w pewnem użytecznem zastosowaniu, t. j. w pewnej wartości użytkowej. To był materyjalny warunek, przy którym tylko można było przyjąć czas roboczy, zawarty w towarach za czas powszechny, społeczny.
Jeżeli więc towar może stać się wartością użytkową dopiero wtedy, gdy się urzeczywistnia jako wartość zamienna, to z drugiej strony może się urzeczywistnić, jako wartość zamienna, dopiero wówczas, gdy w procesie pozbycia się go (przez posiadacza) występuje, jako wartość użytkowa. Towar może być oddanym, jako wartość użytkowa tylko temu, dla kogo on jest takową, to jest przedmiotem szczególnej potrzeby. Z drugiej strony zostaje on oddanym tylko za inny towar, czyli jeżeli się postawimy na miejscu posiadacza tego innego towaru, to może on zarówno go się pozbyć, t. j. urzeczywistnić (jego wartość użytkową, tylko wówczas, gdy go wprowadza w zetkniecie ze szczególną potrzebą dla zaspokojenia której on służy. We wszechstronnem więc pozbywaniu się towarów, jako wartości użytkowych, odnoszą się oni na zasadzie swej materyjalnej rozmaitości, jako rozmaite rzeczy, które dzięki swym specyficznym własnościom służą do zaspokojenia szczególnych potrzeb. Ale, jako tylko wartości użytkowe, sa to zupełnie obojętne względem siebie egzystencyje, nie znajdujące się raczej w żadnym stosunku! Jako wartości użytkowe, towary mogą być wymieniane tylko w zależności od rozmaitych potrzeb. Wymienialne wszakże są one tylko, jako ekwiwalenty, ekwiwalentami zaś są tylko jako równe ilości uprzedmiotowanego czasu roboczego, tak, że wszelki wzgląd na ich naturalne własności, jako wartości użytkowych, a zatem i wszelki wzgląd na stosunek towarów do szczególnych potrzeb, uchylonym zostaje. Jako wartość zamienna, towar przejawia się tem raczej, iż zamieszcza w postaci ekwiwalentu dowolnie określoną ilość każdego innego towaru, w zupełnej obojętności na to, czy stanowi on dla posiadacza innego towaru wartość użytkową, czy nie. Ale dla posiadacza tego innego towaru jest on tylko towarem o tyle, o ile stanowi dla niego wartość użytkową, a dla swego własnego posiadacza jest on wartością zamienną tyiko o tyle, o ile stanowi towar dla drugiego. A zatem jeden i ten sam stosunek musi być stosunkiem towarów, jako w istocie swej jednakowych, tylko ilościowo rozmaitych wielkości, musi być zrównoważeniem ich, jako mateiyjalizacyi powszechnego czasu roboczego i musi jednocześnie być ich stosunkiem, jako jakościowo różnych rzeczy, stosunkiem różnych wartości użytkowych dla różnych potrzeb, krótko, musi być stosunkiem, odróżniającym istotne wartości użytkowe. Ale to zrównoważenie i nieurównoważenie wykluczają się nawzajem. W taki sposób występuje nietylko błędne koło zadań, gdyż rozwiązanie jednego wymaga i rozwiązania drugiego, ale całość sprzecznych wymagań, gdyż spełnienie jednego warunku jest bezpośrednio związanem ze spełnieniem jego sprzeczności.
Proces wymiany towarów musi być zarazem rozwojem i rozstrzygnięciem tych sprzeczności, które nie mogą wszakże występować w nim w tak prostej formie. Myśmy tylko widzieli, jak towary nawzajem odnoszą się ku sobie, jako wartości użytkowe, t. j. jak towary, występują w zakresie procesu wymiany, jako wartości użytkowe. Natomiast wartość zamienna, jakeśmy ją dotychczas rozpatrywali, istniała tylko w naszej abstrakcyi, czyli, jeżeli wolicie, w abstrakcyi oddzielnego posiadacza towarów, u którego takowe leżą na składach, jako wartości użytkowe i — na sumieniu, jako wartości zamienne. Same wszakże towary muszą wewnątrz procesu zamiany istnieć nietylko jako wartości użytkowe, ale jako wartości zamienne względem siebie i to ich istnienie musi występować w postaci ich wzajemnego stosunku ku sobie.
Trudność, w którejeśmy dopiero co ugrzęźli, polegała na tem, iż towar, by się urzeczywistnić, jako wartość zamienna, jako powszechny czas roboczy, musi być wpierw oddanym jako wartość użytkowa osobie, której on jest potrzebnym, podczas gdy jednocześnie to pozbycie się go, jako wartości użytkowej, — wymaga naodwrót jego istnienia, jako wartości zamiennej. Przypuśćmy wszakże, iż trudność ta już rozstrzygnięta została. Przypuśćmy, iż towar zrzucił ze siebie szczególną wartość użytkową i przez pozbycie się jej wypełnił materyjalny warunek stania się społecznie pożyteczną pracą i że przestał być szczególną pracą pojedynczej osoby. Wtedy musi on w procesie wymiany, jako wartość zamienna, jako powszechny ekwiwalent, stać się u przed młotowaniem powszechnego czasu roboczego dla innych towarów i w ten sposób musi on zdobyć zamiast nieograniczonego wpływu szczególnej wartości użytkowej, bezpośrednią zdolność przedstawienia się we wszystkich wartościach użytkowych, jako w swoich ekwiwalentach. Każdy towar wszakże jest tym właśnio towarem, który w ten sposób przez pozbycie się swej szczególnej wartości użytkowej musi wystąpić jako materyjalizaeyja powszechnego czasu roboczego. Z drugiej strony wszakże w procesie wymiany stoją naprzeciw siebie tylko szczególne towary, czyli prace prywatnych osobników, wcielone w szczególnych wartościach użytkowych. Powszechny czas roboczy jest abstrakeyją, która jako takowa, dla towarów’ nie istnieje.
Rozważmy sumę równań, w których wartość zamienna towaru znajduje swe względne wyrażenie, np.:

1 łokieć płótna = 2 funtom kawy
1 łokieć płótna = ½ funta herbaty
1 łokieć płótna = 8 funtom chleba
i t. d.

Równania te orzekają tylko to, iż powszechny czas roboczy równej wielkości materyjalizuje się w 1 łokciu płótna, 2 funtach kawy, ½ funta herbaty itd. Ale w rzeczywistości prace indywidualne, które się przedstawiają w tych szczególnych wartościach użytkowych, stają się pracą powszechną, a wT tej formie społeczną, tylko wtedy, jeżeli faktycznie zamieniają się w stosunku do zawartego w nich czasu roboczego. Społeczny czas roboczy zawiera się w tych towarach w formie — że tak powiemy — skrytej; występuje on na jaw dopiero w procesie ich wymiany. Wychodzimy z pracy indywiduów’ nie jako z pracy społecznej, lecz naodwrót wychodzimy ze szczególnych indywidualnych prac, które dopiero w procesie wymiany, przez zniesienie ich pierwotnego charakteru, okazują się być pracą powszechną, społeczną. Powszechna więc praca społeczna nie jest gotowem przypuszczeniem, lecz rezultatem, który ma się dopiero stać. W taki sposób otrzymujemy nowa trudność, polegającą na tem, iż towary z jednej strony muszą wstąpić do procesu zamiany, jako uprzedmiotowanie powszechnego czasu roboczego, a z drugiej strony samo to uprzedmiotowanie indywidualnego czasu roboczego, jako czasu powszechnego, społecznego, może być dopiero rezultatem samego procesu wymiany.
Każdy więc towar powinien przez pozbycie się swej wartości użytkowej, t. j. swej pierwotnej egzystencyi, otrzymać odpowiednią egzystencyję, jako wartość wymienna. Towar musi więc w procesie wymiany zdwoić swą egzystencyję. Z drugiej strony może powtórna jego egzystencyja, jako wartości zamiennej, być tylko innym towarem, gdyż w procesie wymiany stoją przeciw sobie tylko towary. Zachodzi pytanie, w jaki sposób można szczególny towar bezpośrednio przedstawić, jako uprzedmiotowanie powszechnego czasu roboczego, czyli, co na jedno wychodzi, w jaki sposób może indywidualny czas roboczy, uprzedmiotowany w szczególnym towarze, otrzymać bezpośrednio charakter powszechności? Realne wyrażenie wartości zamiennej towaru, t. j. każdego towaru, jako powszechnego ekwiwalenta, przedstawia się w nieskończonym rzędzie równań, jak:

1 łokieć płótna = 2 f. kawy
1 = ½ f — herbaty
1 = 8 f. chleba
1 = 6 łokciom perkalu
i t. d. i t. d.

Przedstawienie to było teoretycznem tak długo, jak tylko w pojęciu uważaliśmy towar, jako uprzedmiotowanie pewnej określonej ilości powszechnego roboczego czasu. Istnienie wszakże szczególnego towaru, jako powszechnego ekwiwalentu, staje się z prostej abstrakcyi społecznym rezultatem samego procesu wymiany przez proste odwrócenie powyższego rzędu równań. I tak np.:

2 funty kawy = 1 łok. płótna
½ f. herbaty = 1 łok. płótna
8 fun. chleba = 1 łok. płótna
6 łok. perkalu = 1 łok. płótna i t. d.

Podczas gdy kawa, herbata, chleb, perkal, krótko: wszystkie towary wyrażają czas roboczy w nich zawarty w płótnie, to naodwrót wartość zamienna płótna rozwija się we wszystkich innych towarach, jako w jego ekwiwalentach, a zarazem czas roboczy, uprzedmiotowany w nim samym, staje się bezpośrednio powszechnym czasem roboczym, który równomiernie przedstawia się w różnych objętościach wszystkich innych towarów. Płótno staje się tu powszechnym ekwiwalentem dzięki wszechstronnej akcyi wszystkich innych towarów na nie. jako wartość zamienna, każdy towar stawał się miarą wartości wszystkich innych towarów. Tu naodwrót, ponieważ wszystkie towary mierzą swą wartość zamienną za pomocą jednego towaru, to jeden ten wyłączony towar staje się bytem równoznacznym wartości zamiennej, bytem jej jako powszechny ekwiwalent. Natomiast nieskończony szereg równości, w których wartość zamienna każdego towaru się przedstawia, ściąga się w jedno jedyne równanie z dwóch członków. 2 funty kawy = 1 łokciowi płótna jest obecnie wyczerpującem wyrażeniem wartości kawy, gdyż ona w tem wyrażeniu występuje bezpośrednio, jako ekwiwalent dla określonej ilości każdego innego towaru. Wewnątrz więc procesu zamiany towary istnieją dla siebie lub występują jako wartości zamienne w formie płótna. To, że wszystkie towary odnoszą się do siebie tylko, jako rozmaite ilości uprzedmiotowanego powszechnego czasu roboczego, przedstawia stę teraz tak, jak gdyby one, jako wartości wymienne, przedstawiały tylko rozmaite ilości tegoż samego przedmiotu, płótna. Powszechny więc czas roboczy przedstawia się ze swej strony jako szczególna rzecz, jako towar istniejący obok i poza wszystkimi innymi towarami. Zarazem wszakże powinno równanie, w którem towar dla towaru się przedstawia, jako wartość zamienna naprz. 2 funty kawy = 1 łokciowi płótna dopiero się urzeczywistnić. Tylko pozbycie się go, jako wartości użytkowej, które zależy od tego, czy on się zachowa w procesie zamiany w charakterze przedmiotu potrzeby, zamienia jego istnienie jako kawy w jego istnienie jako płótna, nadaj a mu formę powszechnego ekwiwalentu i czyni go rzeczywiście wartością zamienną dla wszystkich innych towarów. Naodwrót, dzięki temu, iż wszystkie towary przez pozbycie się ich, jako wartości użytkowych, zamieniają się w płótno, to płótno staje, się zamienionym bytem wszystkich innych towarów i tylko jako rezultat przemiany wszystkich towarów na nie staje się ono bezpośrednio uprzedmiotowaniem powszechnego czasu roboczego, t. j. produktem wszechstronnego pozbywania się (wartości użytkowych), przytłumiania prac indywidualnych. Jeżeli w ten sposób towary, by wystąpić przed sobą nawzajem, jako wartości zamienne, zdwajają swą egzystencyję, to towar wyróżniony, jako powszechny ekwiwalent, zdwaja swą wartość użytkową. Oprócz swej szczególnej wartości użytkowej jako oddzielnego towaru, otrzymuje on jeszcze powszechną wartość użytkowa. Ta powszechna wartość użytkowa ma sama istnienie formalne, gdyż wypływa ze specyficznej roli, którą on odegrywa dzięki wszechstronnej akcyi innych towarów nań w procesie wymiany. Wartość użytkowa każdego towaru, jako przedmiot szczególnej potrzeby, ma rozmaitą wartość w różnych rękach, np. inną ma wartość w ręku tego kto się go pozbywa, niż w ręku tego, kto go nabywa. Towar wyróżniony, jako powszechny ekwiwalent, jest teraz przedmiotem powszechnej potrzeby, która wyrosła ze samego procesu zamiany i posiada dla wszystkich też samą wartość użytkową, a mianowicie tę, iż jest on przedstawicielem wartości zamiennej, powszechnym środkiem wymiany. W ten sposób w jednym towarze zostaje rozstrzygniętą sprzeczność, którą towar, jako takowy, w sobie zawiera i która polega na tem, by, będąc szczególną wartością użytkowa, stać się zarazem powszechnym ekwiwalentem, a zatem i wartością użytkową dla wszystkich, t.j. powszechną wartością użytkowa. Podczas więc, gdy wszystkie inne towary przedstawiają swą wartość zamienną jako idealne, mające dopiero uledz realizacyi, zrównanie z wyłącznym towarem, to w tym ostatnim wartość jego użytkowa występuje, jakkolwiek realnie, tylko jako formalne istnienie, które dopiero powinno się zrealizować w drodze przemiany na rzeczywista wartość użytkową. Początkowo towar przedstawiał się jako towar wogóle, jako powszechny czas roboczy, uprzedmiotowany w szczególnej wartości użytkowej. W procesie wymiany wszystkie towary odnoszą się do towaru wyłącznego, jako do towaru wogóle, jako do przejawu powszechnego czasu roboczego w szczególnej wartości użytkowej. Jako szczególne towary odnoszą się we wzajemnych stosunkach ku jednemu szczególnemu towarowi, jako do towaru powszechnego. Ta więc okoliczność, że posiadacze towarów’ odnoszą się wzajemnie do swych prac, jako do pracy społecznej, przedstawia się. że oni się odnoszą do swych towarów, jako do wartości zamiennych, a wzajemny stosunek towarów ku solne, jako wartości zamiennych, przedstawia się w procesie wymiany, jako ich wszechstronny stosunek ku jednemu szczególnemu towarowi, jako równoznacznemu wyrażeniu ich wartości zamiennej, co z odwrotnej strony przedstawia się, jako specyficzny stosunek tego szczególnego towaru ku wszystkim innym towarom i przeto jako określony naturalno — społeczny charakter pewnego przedmiotu. Szczególny towar, przedstawiający w ten sposób równoznaczne istnienie wartości zamiennej wszystkich towarów, czyli wartość zamienną wszystkich towarów, jako szczególny, wyłączny towar, jest pieniądzem. Jest to krystalizacyja wartości zamiennej towarów, którą w procesie wymiany same tworzą. Gdy więc towary stają się w obrębie procesu zamiany dla siebie wartościami użytkowemi, zrzucając ze siebie wszelką określoność formy i odnosząc się ku sobie w swej bezpośrednio materyjalnej postaci, to muszą oue, by wystąpić przeciwko sobie, jako wartości zamienne, muszą przyjąć na siebie nowe formy, muszą przystąpić do wytwarzania pieniędzy. Pieniądz jest symbolem tak mało, jak istnienie wartości użytkowej, jako towaru, jest symbolem. Ta okoliczność, że społeczny stosunek produkcyjny przedstawia się, jako przedmiot, znajdujący się poza osobnikami i to, że określone stosunki, w które osobniki te wchodzą w procesie produkcyjnym ich społecznego pożycia, przedstawiają się jako specyficzne własności przedmiotu, to odwrócenie, będące nie wmówioną, ale realną, prozaiczną mistytikacyją, charakteryzuje wszystkie społeczne formy pracy, tworzącej wartość. W pieniądzach występuje ona tylko jaskrawiej, niż w towarach.
Niezbędne fizyczne własności towaru, w którym pieniężna istność wszystkich innych towarów ma się krystalizować, o ile one wypływają bezpośrednio z natury wartości zamiennej, są następujące: dowolna podzielność, jednokształtność wszystkich części i zupełna równowłaściwość wszystkich egzemplarzy tego towaru. Jako podścielisko powszechnego czasu roboczego, powinien on być podścieliskiem jednogatunkowem i zdolnem przedstawiać jedynie ilościowe różnice. Drugą niezbędną własnością powinna być trwałość jego wartości użytkowej, ponieważ musi on zostawać nienaruszonym wewnątrz procesu wymiany. Szlachetne metale posiadają te własności w znacznym stopniu. Ponieważ pieniądz nie jest produktem refleksyi, ani też umowy, lecz wytworzonym został instynktownie w procesie wymiany, więc rozmaite mniej lub więcej odpowiednie towary po porządku odegrywały tę funkcyję. Konieczność, zjawiająca się na pewnym stopniu rozwoju procesu wymiany, rozdania pomiędzy towary na dwóch oddzielnych biegunach funkcyi wartości zamiennej i wartości użytkowej, tak, by jeden towar funkcyjonował np. jako środek zamiany, podczas gdy drugi zostaje oddawanym, jako wartość użytkowa, prowadzi za sobą to, iż powszechnie jeden lub nawet kilka towarów o powszechnej wartości użytkowej poniekąd przypadkowo odegrywają rolę pieniędzy. Jeżeli towary te nie są przedmiotami bezpośrednio istniejącej potrzeby, to ich byt, jako znacznej materyjalnie części istniejących bogactw, zapewnia im ogólniejszy charakter, niż innym wartościom użytkowym. Bezpośredni handel wymienny, naturalnie wyrosła forma procesu wymiennego przedstawia raczej początek zamiany wartości użytkowych w towary, aniżeli towarów w pieniądze. Wartość zamienna nie otrzymuje jeszcze żadnej niezależnej formy, jest ona jeszcze bezpośrednio zrośniętą z wartością użytkową. Występuje to w sposób dwojaki. Sama produkcyja w całej swej budowie, skierowaną tu jest na wartości użytkowe, a nie na wymienne, i tylko w nadmiarze ponad osobistą potrzebę wartości użytkowe przestają być takowemi, naznaczone zostają dla wymiany, stają się towarami. Z drugiej strony stają się one tu towarami tylko w granicach bezpośredniego spożycia, jakkolwiek rozstawione zostają na dwóch biegunach, tak, że zamieniane przez posiadaczów towary muszą dla obydwóch stanowić wartości użytkowe, każdy — dla swego nie-posiadacza. W rzeczywistości występuje proces zamiany towarów początkowo nie w łonie naturalnie wyrosłych komun, lecz tam. gdzie takowe się kończą, na ich granicach, na nielicznych punktach, gdzie one się stykają z innemi gminami. Tutaj rozpoczyna się handel zamienny i odbija się ztąd na wnętrze takiej grupy społecznej, na którą działa rozsadzające. Szczególne wartości użytkowe, które w handlu zamiennym pomiędzy rozmaitemi gminami stają się towarami, są: niewolnicy, bydło, metale; to też stanowią one zarazem pierwszy pieniądz wewnątrz samej gminy. Widzieliśmy, że wartość zamienna towaru przybiera tem wyraźniejszy charakter takowej, im dłuższym jest szereg jego ekwiwalentów, czyli czem większą jest stera jego wymiany. To też powolne rozszerzanie się handlu wymiennego, rozmnażanie się wymian i urozmaicanie towarów, wchodzących w handel wymienny, rozwijają coraz bardziej towar, jako wartość zamienną, prowadzą do wytwarzania pieniędzy i w ten sposób wpływają rozkładowo na handel bezpośredni. Ekonomiści wyprowadzają zazwyczaj pieniądze z zewnętrznych trudności, na które napotyka się rozszerzony handel, zapominają wszakże, że trudności te pochodzą z rozwoju wartości zamiennej, a zatem i społecznej pracy, jako pracy powszechnej. Naprz. towary, jako wartości użytkowe, nie są dowolnie podzielne, którą to własność powinny posiadać, jako wartości wymienne. Albo towar posiadacza A może być wartością użytkową dla posiadacza B, podczas gdy towar tego ostatniego nie jest wartością użytkową dla pierwszego. Albo wreszcie posiadacze mogą mieć towary niepodzielne i nie znajdujące się w równych proporcyjach... Innemi słowy, pod pozorem rozpatrywania prostego handlu wymiennego, ekonomiści uwidoczniają sobie pewne tylko strony sprzeczności, korą byt towaru jako bezpośredniego zjednoczenia wartości użytkowej i zamiennej, w sobie zawiera. Z drugiej strony wierzą oni mocno, iż handel wymienny jest równoznaczną formą procesu wymiany towarów, związaną tylko z pewnemi technicznemi niedogodnościami, przeciwko którym pieniądz jest chytrze wymyślonym środkiem zaradczym. Z tego nader płytkiego punktu wyjścia pewien dowcipny angielski ekonomista[3] i bardzo konsekwentnie twierdził, iż pieniądz jest tylko materyjalnem narzędziem, jak okręt lub maszyna parowa, ale bynajmniej nie stanowi urzeczywistnienia pewnego społecznego stosunku produkcyi, a zatem że nie jest ekonomiczną kategoryją. Przeto niesłusznie traktuje się — zdaniem jego — o pieniądzach w ekonomii politycznej, która nie ma nie wspólnego z technologiją.
W święcie towarowym jest rozwinięty podział pracy uprzednio przypuszczonym, a raczej przedstawia się on bezpośrednio w rozmaitości wartości użytkowych, które stają przeciwko sobie, jako szczególne towary i w których tkwi zarazem tyleż rozmaitych rodzajów pracy. Podział pracy, jako całość wszystkich szczególnych gatunków produkcyjnych zajęć, jest wspólna postacią społecznej pracy w jej materyjalnej treści, rozpatrywanej jako praca, wytwarzająca wartości użytkowe. Jako taka wszakże, egzystuje ona z punktu widzenia towarów i w obrębie procesu wymiany tylko w jej rezultacie, w rozróżnieniu samych towarów. Zamiana towarów jest procesem, w którym odbywa się społeczna wymiana materyi, t. j. w którym zamiana szczególnych produktów prywatnych osób wytwarza zarazem określone społeczne stosunki produkcyi, w które wchodzą osoby podczas tego procesu wymiany materyi. Rozwijająca się zależność towarów od siebie krystalizuje się jako rozmaite naznaczenia powszechnego ekwiwalentu i w ten sposób proces wymiany jest zarazem procesem wytwarzania pieniędzy. Całość tego procesu, który się przedstawia jako przebieg różnych procesów, jest cyrkulacyją.

∗             ∗
A.Z historyi analizy towaru.

Rozkład towaru na pracę w formie podwójnej, a mianowicie: rozkład wartości użytkowej na pracę realną, czyli działalność celowo produkcyjną, a wartości zamiennej na czas roboczy, czyli na jednakową społeczna pracę, jest krytycznym rezultatem półtorastuletnich badań, które w Anglii z Pettym, a we Francyi z Boisguillebertem się rozpoczynają i które kończą się w Anglii na Ricardo, a we Francyi na Sismondim.
Petty rozkłada wartość użytkową na pracę, nie oszukując się bynajmniej co do naturalnych własności jej siły twórczej. Rzeczywistą pracę pojmuje on odrazu w jej społecznej całości, jako podział pracy. Ten pogląd na źródło materyjalnego bogactwa nie pozostaje, jak u współczesnego mu Hobbesa, mniej lub więcej bezpłodnym, lecz prowadzi go do politycznej arytmetyki, tej pierwszej formy, w której polityczna ekonomija oddziela się, jako odrębna nauka. Wartość wszakże zamienną przyjmuje on tak, jak ona w procesie wymiany występuje, jako pieniądz; sam zaś pieniądz uważa za istniejący towar, złoto lub srebro. Uwikłany w pojęcia monetarnego systemu, uważa on ten szczególny rodzaj realnej pracy, który wydobywa złoto i srebro, za pracę stanowiącą wartość. W istocie myśli on, że praca mieszczańska nie wytwarza bezpośrednio wartości użytkowych, lecz towary, t. j. wartości użytkowe, które zdolne są w procesie wymiany przez pozbycie się ich (przez posiadacza) przedstawić się, jako złoto i srebro, t. j. jako pieniądze lub jako wartość zamienna, albo też jako uprzedmiotowanie powszechnego czasu roboczego. Ten przykład uderzająco pokazuje, iż przyznanie pracy za źródło materyjalnego bogactwa, w żaden sposób nie wyklucza zapoznania określonej społecznej formy, w której praca staje się źródłem wartości zamiennej.
Boisguillebert ze swej strony rozkłada wartość zamienną towaru, jakkolwiek nieświadomie, to faktycznie, na czas roboczy, gdy określa „prawdziwą wartość“ [la juste valeur] przez właściwą proporcyję, w której czas roboczy osobników podzielonym zostaje pomiędzy osobne gałęzie produkcyi i gdy przedstawia wolną konkureucyję, jako społeczny proces, który proporcyję tę ustanawia. Jednocześnie wszakże, w kontraście z Pettym, walczy on fanatycznie przeciwko pieniądzom, które przez swą interwencyję mają naruszać naturalną równowagę czyli harmoniję wymiany towarów i które zarazem, jako fantastyczny Moloch wymagają ofiary ze wszystkich naturalnych bogactw. Otóż jeżeli z jednej strony ta polemika przeciwko pieniędzom znajduje się w zależności od pewnych historycznych warunków, gdyż Boisguillebert napada na ślepo — niszcząca żądze, złota dworu Ludwika XIV,.jego arendarzy finansowych i szlachty, podczas gdy Petty święci w żądzy złota potężnie czynny popęd, pobudzający naród do rozwoju przemysłowego i podbicia rynku wszechświatowego, to jednak wychodzi tu zarazem na jaw, bardziej głębokie, zasadnicze przeciwstawieństwo, powtarzające się jako ciągły kontrast pomiędzy czysto angielską i czysto francuską ekonomiją. W istocie Boisguillebert poszukuje tylko materyjalnej treści bogactw, wartości użytkowej, użycia i rozpatruje burżuazyjną formę pracy, wytwarzanie wartości użytkowych, jako towarów, i proces wymiany towarów, jako zgodną z naturą formę społeczna, w której indywidualna praca swego celu dopina. Tam więc, gdzie występu, e przed nim specyficzny charakter mieszczańskiego bogactwa, jak w pieniądzach, to wierzy on we wmieszanie się uzurpujących cudzych elementów i unosi się przeciw burżuazyjnej pracy w jednej formie, podczas gdy utopistycznie ją apoteozuje w innej. Boisguillebert przedstawia nam przykład, że czas roboczy może być traktowany, jako miara wartości towarów, chociaż praca uprzedmiotowana w wartości zamiennej towarów i mierzona czasem, zostaje przezeń pomięszana z bezpośrednią, naturalną działalnością osobników.
Pierwszy świadomy, prawie trywialnie jasny rozkład wartości zamiennej na czas roboczy znajdujemy u jednego męża z nowego świata, gdzie burżuazyjne stosunki produkcyjne, importowane wraz z ich przedstawicielami, szybko rozkwitły na gruncie, który brak historycznej tradycyi przez zbytek bogactw naturalnych wynagrodził. Mężem tym jest Benjamin Franklin, który w pierwszej swej młodzieńczej pracy, pisanej w r. 1719 i drukowanej w 1721 sformułował prawo zasadnicze nowożytnej ekonomii politycznej. Uważa on za niezbędne szukać innej miary wartości, niż szlachetne metale. Tą jest praca.
„Pracą można mierzyć wartość srebra tak samo, jak wszystkich innych rzeczy. Przypuśćmy up., iż jeden człowiek zajęty jest produkcyją zboża, podczas gdy drugi kopie i oczyszcza srebro. W końcu roku, lub innego określonego okresu, pełny wytwór zboża i srebra stanowią dla siebie nawzajem naturalne ceny i jeżeli pierwsze jest w 20 buszlach a drugie w 20 uncyjach, to jedna uncyja srebra wartą jest tyleż, co czas użyty na wytworzenie jednego buszla zboża. Jeżeli wszakże, dzięki odkryciu bliższych, przystępniejszych i wydajniejszych kopalni, jeden człowiek może wytworzyć 40 uncyj srebra z takąż samą łatwością, jak dawniej 20. a praca niezbędna dla wytworzenia 20 buszli zboża pozostała niezmienną, to 2 uncyje srebra nie będą więcej warte, niż taż sama praca, użyta dla wytworzenia jednego buszla zboża, w ten sposób buszel, który dawniej był wart 1 uncyję. teraz wart będzie dwie, caeteris paribits. Dlatego bogactwo pewnego kraju powinno być oceniane według ilości pracy, którą jego mieszkańcy zdolni są zakupić“[4].
Czas roboczy przedstawia się odrazu u Franklina ekonomicznie jednostronnie, jako miara wartości. Przejście realnych produktów w wartości zamienne samo przez się jest u niego zrozumiałe, idzie więc tylko o wynalezienie miary wielkości wartościowej. „Ponieważ — mówi on — handel nie jest wogóle niczem innem, jak wymianą pracy na pracę, więc wartość wszystkich rzeczy najbardziej prawidłowo oceniana zostaje pracą“[5]. Jeżeli tu podstawimy realną pracę na miejsce wyrazu praca, to odrazu odkryjemy pomieszanie pracy w jednej formie z pracą w innej. Ponieważ w procesie wymiany przyjmują udział np. praca szewcka. kopalniana, tkacka, malarska itd., to wartość butów miałaby być najprawidłowiej ocenianą w pracy malarskiej? Franklin sądzi naodwrót. iż wartość butów, wytworów kopalni, tkanin, obrazów itd. określoną zostaje przez pracę abstrakcyjną. która nie posiada żadnej szczególnej jakości i która przeto podlega jedynie ilościowej mierze[6]. Ponieważ on wszakże nie rozwija pracy, zawartej w wartości zamiennej, jako abstrakcyjne — powszechnej i społecznej z procesu wzajemnego pozbywania się prac indywidualnych, to z konieczności musi on zapoznawać pieniądz, jako bezpośrednią formę istnienia tej powszechnej pracy. Pieniądz i praca, stanowiąca wartość wymienną, nie znajdują się przeto u niego w żadnej wewnętrznej zależności; pieniądz jest raczej narzędziem, z zewnątrz wprowadzonem do procesu wymiany w celach technicznej wygody.
Franklinowska analiza wartości zamiennej nie wywarła bezpośredniego wpływu na ogólny rozwój nauki, gdyż on rozpatrywał tylko pojedyncze kwestyje z politycznej ekonomii przy określonych praktycznych pobudkach. Sprzeczność pomiędzy realną, pożyteczną pracą i pracą stanowiąca źródło wartości wymiennej, poruszała Europę podczas XVIII stulecia w formie pytania, jaki szczególny rodzaj realnej pracy stanowi źródło mieszczańskiego bogactwa? W taki sposób przypuszczano już naprzód, że nie każda praca, która się urzeczywistnia w wartościach użytkowych, czyli wydająca produkty, przez to samo tworzy już bogactwo. Dla fizyjokratów wszakże, zarówno jak i dla ich przeciwników, palącą kwestyją sporną jest nie to, jaka praca wytwarza wartość, lecz to, jaka wytwarza nadwartość? Traktują więc oni kwestyję w formie hardziej skomplikowanej, zanim ją rozstrzygnęli w formie elementarnej — tak to historyczny rozwój wszystkich nauk przez masę pokrzyżowanych dróg prowadzi dopiero do istotnego ich punktu wyjścia. Nauka różni się od architektury nietylko tem, iż stawia ona zamki w powietrzu, ale jeszcze i tem, iż buduje pojedyncze piętra mieszkalne gmachów, nie — założywszy uprzednio fundamentów.
Nie zatrzymując się dłużej przy fizyjokratach i opuszczając cały szereg włoskich ekonomistów, którzy mają mniej luf) więcej szczęśliwe pomysły względem prawidłowej analizy towaru, zwróćmy się odrazu do pierwszego anglika, któr3r opracował całość burżuazyjnej ekonomii, do p. James Steuart’a. U niego wogóle abstrakcyjne kategoryje politycznej ekonomii znajdują się jeszcze w procesie oddzielania się od ich materyjalnej treści, a zatem są ciekłe i wahające się; tak samo dzieje się i z wartością zamienną. W jednem miejscu określa on realną wartość przez czas roboczy (to, co robotnik może wytworzyć w ciągu dnia) obok czego wszakże w sposób bardzo niewyraźny figuruje płaca robocza i surowy materyjał. W innem miejscu walka z materyjalną treścią występuje jeszcze bardziej uderzająco. Nazywa on naturalny materyjał, zawarty w towarze, np. srebro w srebrnej plecionce jego wartością wewnętrzna (intrinsic worth), a czas roboczy, zawarty w niem, jego wartością użytkową (useful worth). Pierwsza — mówi on — jest sama przez się czemś realnem... Wartość użytkowa natomiast musi być ocenianą podług ilości pracy, użytej na jej wytworzenie. Praca, użyta dla zmodyfikowania pewnej materyi reprezentuje pewną cząstkę czasu człowieka“ etc.[7].
Co odróżnia Steuarta od jego poprzedników i następców, to to, iż oddzielał on ściśle pracę specyficznie społeczną, która się w wartości zamiennej przedstawia, od pracy realnej, wytwarzającej wartości użytkowe. „Pracę — mówi on — która przez pozbycie się jej (przez posiadacza) wytwarza powszechny ekwiwalent. nazywam indu stryja.“ Pracę, jako industryję. odróżnia on nietylko od pracy realnej, ale-zarazem i od innych społecznych form pracy. Jest ona dlań mieszczańską formą pracy, w odróżnieniu od jej starożytnych lub średniowiecznych form. Interesuje go mianowicie przeciwieństwo burżuazyjnej i średniowiecznej pracy, którą to ostatnią obserwował on w fazie jej upadku w Szkocyi i w swych rozległych podróżach po kontynencie. Steuart wiedział — rozumie się — bardzo dobrze, że produkt przyjmował formę towaru, a towar — pieniędzy i w przedburżuazyjnych epokach, ale dowodzi on szczegółowo, że towar, jako elementarna forma zasadnicza bogactwa i pozbywanie się go, jako panująca forma ich nabycia, należą tylko do burżuazyjnej epoki produkcyjnej, a więc, że charakter pracy, stanowiącej źródło wartości zamiennej, jest specyficznie burżuazyjnym.
Po tem, jak szczególne formy realnej pracy: rolnictwo, manufaktura, żegluga, handel itd. były po porządku ogłaszane za istotne źródła bogactwa, Adam Smith proklamował pracę wogóle i to w jej społecznej całości, w postaci podziału pracy, jako jedyne źródło materyjalnego bogactwa, czyli wartości użytkowych. Podczas gdy on tu zupełnie spuszcza z uwagi element naturalny, to ten ostatni prześladuje go w sferze czysto społecznego bogactwa, wartości zamiennej. Adam określa wprawdzie wartość towaru czasem, zawartym w takowym, odnosi wszakże realność tego określenia do czasów przedadamowych. Innemi słowy to, co mu się wydaje prawdziwem z punktu widzenia pros ego towaru, staje się dlań niejasnem z chwilą, gdy na jego miejsce występują wyższe i bardziej skomplikowane formy kapitału, płacy roboczej, renty gruntowej itd. To wyraża on w ten sposób, jakoby wartość towarów była mierzoną czasem w nich zawartym w straconym raju mieszczaństwa, tam, gdzie ludzie jeszcze się nie podzielili na kapitalistów, robotników najemnych, właścicieli ziemskich, farmerów, lichwiarzy i t. d., lecz gdy występowali przeciwko sobie, jako zwykli wytwórcę, wymieniający towary. Miesza on wciąż określenie wartości towaru zapomocą czasu roboczego, w nim zawartego, z określeniem wartości jego wartością pracy, waha się wciąż w przeprowadzeniu szczegółów i nie spostrzega objektywnego zrównania, jakie społeczny proces sprowadza pomiędzy nierównemi pracami, wobec subjektywnego równouprawnienia przezeń indywidualnych prac.
Przejście od realnej pracy do pracy, stanowiącej źródło wartości zamiennej, t. j. do pracy burżuazyjnej w jej zasadniczej formie stara się on uskutecznić za pomocą podziału pracy. Tymczasem o ile jest słusznem, że prywatna wymiana przypuszcza uprzednie istnienie podziału pracy, o tyle jest fałszywem, by podział pracy przypuszczał uprzednią wymianę prywatną. Np. u peruwiańczyków praca była znacznie podzieloną, jakkolwiek ani prywatna wymiana, ani wymiana produktów wogóle miejsca u nich nie miała.
W odróżnieniu od Adama Smitha Dawid Ricardo wypracowuje określenie wartości towaru jedynie za pomocą czasu roboczego, dowodzi i pokazuje, iż prawo to panuje i nad wrzekomo sprzecznymi z niem burżuazyjnymi stosunkami wytwarzania. Badania Ricardo ograniczają się wyłącznie wielkością wartości i odnośnie do tej domyśla się on przynajmniej, iż urzeczywistnienie tego prawa zależy od uprzedniego istnienia określonych warunków społecznych. Mówi on mianowicie, iż określenie wielkości wartości przez czas roboczy odnosi się tylko do tych towarów, „które w przemyśle mogą być dowolnie pomnażane i których wytwarzanie znajduje się pod władza nieograniczonej konkurencyi“[8]. Oznacza to w rzeczywistości tylko to, iż prawo wartości dla zupełnego swego rozwoju wymaga współistnienia wielkiej produkcyi i wolnej konkurencyi, t. j. istnienia nowożytnego burżuazyjnego społeczeństwa. Zresztą Ricardo uważa mieszczańską formę pracy za wieczna, naturalną formę społecznej pracy. Pierwotnemu rybakowi i pierwotnemu strzelcowi każe on odrazu zamieniać rybę i zwierzynę, jako posiadaczom towarów, podług czasu roboczego zawartego w tych wartościach zamiennych. Przy tej sposobności wpada on w następujący anachronizm: rybak ten i strzelec zwracają się przy obliczaniu swych narzędzi pracy do ceduły giełdowej londyńskiej z r. 1817. „Paralelogramy p. Owena“ wydają się być jedynemi formami społeczeństwa, które on oprócz burżuazyjnej znał. Jakkolwiek objęty tym mieszczańskim horyzontem, Ricardo rozkłada burżuazyjną ekonomiję, która w istocie swej jest zupełnie czem innem od tego, czem się z pozoru wydaje, z taką teoretyczną bystrością, iż lord Brongham mógł o nim powiedzieć: „Pan Ricardo czyni wrażenie, jakby spadł z innej planety.“
W bezpośredniej polemice z Ricardo Sismondi zaakcentował specyficznie społeczny charakter pracy, stanowiącej źródło wartości zamiennej, a zarazem oznaczył, jako „charakter naszego ekonomicznego postępu“ to, iż się redukuje wielkość wartości do czasu roboczego niezbędnego, do „stosunku pomiędzy potrzebą całego społeczeństwa i ilością pracy, która wystarcza do zaspokojenia tej potrzeby“[9].
Sismondi jest już wolnym od pojęć Boisguilleberta, jakoby praca, stanowiąca źródło wartości zamiennej, była fałszowaną przez pieniądz, ale za to denuncyjuje on wielki kapitał przemysłowy tak samo, jak Boisguillebert — pieniądze. Jeżeli polityczna ekonomija wyprowadza n Ricardo bezwzględnie ostatnią swoją konsekwencyję i na tem się kończy, to Sismondi uzupełnia ten kmieć, przedstawiając jej zwątpienie o samej sobie.
Ponieważ Ricardo, jako twórca klasycznej ekonomii politycznej najczyściej formułuje i rozwija określenie wartości zamiennej przez czas roboczy, to na nim się naturalnie skupia polemika wszczęta ze strony ekonomistów. Jeżeli zdejmiemy z tej polemiki niedorzeczna po większej części formę, to można ją zebrać w następujących punktach:
Po pierwsze: praca sama posiada wartość zamienną, a rozmaite prace posiadają rozmaite wartości. Jest to błędne koło czynić waitość zamienną miarą wartości zamiennej, gdyż wartość. stanowiąca miarę, sama wymaga nowej miary. Zarzut ten rozkłada sina zadanie: przypuściwszy czas roboczy za wewnętrzną miarę wartości zamiennej, rozwinąć na tym gruncie płacę roboczą. Nauka o pracy najemnej daje na nie odpowiedź.
Po wtóre: Jeżeli wartość zamienna produktu ma być równa czasowi roboczemu, który jest w niej zawartym, to wartość zamienna dnia roboczego równą jest jego wytworowi. Czyli że płaca robocza musi być równą wytworowi pracy. Tymczasem ma miejsce rzecz zupełnie odwrotna. A zatem, ten zarzut rozkłada się na zadanie: w jaki sposób produkcyja, oparta na wytwarzaniu wartości zamiennej, określonej jedynie za pomocą czasu roboczego, doprowadza do tego rezultatu, iż wartość zamienna pracy jest mniejszą, niż wartość jej wytworu? Zadanie to rozstrzygamy przy badaniu kapitału.
Po trzecie: Cena rynkowa towaru spada niżej jego wartości zamiennej lub wznosi się ponad nią przy zmianie stosunku między popytem i podażą, określa się zatem tym stosunkiem, nie zaś przez zawarty w nim czas roboczy. W rzeczywistości godny podziwu ten wniosek wystawia tylko pytanie, jak na gruncie wartości zamiennej rozwija się różna od niej cena rynkowa, a właściwiej, jak prawo o wartości zamiennej się urzeczywistnia tylko we własnej swej sprzeczności. Zadanie to zostanie rozstrzygniętem w nauce o konkurencji.
Po czwarte: Ostatni zarzut i pozornie najdonioślejszy, gdyby nie był zwykle wystawianym w formie zadziwiających przykładów, jest następujący: jeżeli wartość zamienna jest niczem innem, jak czasem roboczym, zawartym w towarach, to jak mogą towary, nie zawierające wcale pracy, posiadać wartość zamienną, czyli inuemi słowy, zkąd się bierze wartość zamienna czystych sił natury? Zadanie to zostaje rozstrzygniętem w nauce o rencie gruntowej.







  1. Pisane w r. 1859 (Przyp. tłom.).
  2. Słowo « wartość », użyte bez przymiotnika, oznaczać będzie « wartość zamienną »Przyp. tłom.
  3. Th. Hodgskin, Popular political economy. London, 1827. p. 178, 179.
  4. B. Franklin, The works of etc., str. 265, Boston 1836, vol. II.
  5. B. Franklin, The works of etc., str. 267.
  6. l. c. Remarks and facts relative to the American paper money, 1764.
  7. Steuart: An inquiry into the principles of polit. economy, 1767, str. 361—362.
  8. David Ricardo, On the principles of polit. economy and taxation, 3 ed. London, 1821, str. 3.
  9. Sismondi, Etudes sur l’Economie politique. Tom II, Bruksella, 1837. str. 163—166.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karl Marx i tłumacza: Leon Winiarski.