Psychologia tłumu/Księga pierwsza/Rozdział czwarty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Le Bon
Tytuł Psychologia tłumu
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1899
Druk Drukarnia „Dziennika Polskiego“
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Tłumacz Zygmunt Poznański
Tytuł orygin. Psychologie des foules
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ CZWARTY.
Religijne formy przekonań tłumu.

Wykazaliśmy, że tłum nie rozumuje, że idee przyjmuje on lub odrzuca en bloc, nie znosząc ani dyskusyi ani sporów, oraz że suggestya, działając na tłum, opanowywa cały obszar jego umysłowości i zaraz dąży do tego, aby się wyrazić w czynie. Wykazaliśmy dalej, iż tłum, zasuggestyonowany w sposób właściwy, gotów jest poświęcić swe życie za ideał, który został mu poddany. Widzieliśmy również, iż tłum zna uczucia tylko gwałtowne i krańcowe, że sympatya przechodzi u niego zaraz w uwielbienie, a antypatya wnet przekształca się w nienawiść. Te ogólne wskazówki pozwalają już z góry przewidzieć charakter przekonań tłumu.
Badając zbliska przekonania tłumów, zarówno w epokach wiary jak i wielkich ruchów politycznych, jak np. w wieku ubiegłym, przychodzi się do wniosku, że przekonania te przybierają zawsze pewną formę specyalną, która najlepiej da się określić za pomocą terminu: uczucie religijne.
Uczucie owo ma nader proste cechy charakterystyczne: cześć dla istoty uważanej za wyższą, obawa przed przypisywaną jej władzą czynienia cudów, ślepa uległość jej rozkazom, niezaprzeczalność jej dogmatów oraz chęć ich krzewienia i nakoniec, dążność do uważania za wroga każdego, kto dogmatów tych nie uznaje. Każde uczucie, bez różnicy, czy ma za przedmiot Boga niewidzialnego, czy też bożka z drzewa lub kamienia, bohatera lub ideę polityczną, jeżeli tylko posiada powyższe cechy charakterystyczne, jest z istoty swej uczuciem religijnem i zawiera w sobie w jednakim stopniu pierwiastki nadprzyrodzone i cudowne. Masy przyoblekają zupełnie nieświadomie w tę potęgę tajemniczą zarówno doktrynę polityczną jak i zwycięskiego wodza, który potrafił w danej chwili je sfanatyzować.
Religijność polega nietylko na uwielbianiu bóstwa, ale i na tem, że na służbę pewnej sprawy lub istoty, która jest celem i osią wszystkich myśli i czynów, oddaje się wszystkie siły swego umysłu, całą uległość swej woli, wszystkie porywy swego fanatyzmu.
Uczuciu religijnemu towarzyszy zawsze brak tolerancyi i fanatyzm. Są to nieuniknione cechy wszystkich ludzi, którzy sądzą, iż posiadają sekret szczęścia doczesnego lub wiecznego. Oba te rysy znajdujemy u wszystkich ludzi, połączonych w pewną grupę, gdy jakiekolwiek przekonanie ich roznamiętnia. Jakobini z epoki terroru byli w gruncie tak samo religijni, jak i katolicy z czasów inkwizycyi, a ich zapał okrutny płynął z jednego i tego samego źródła.
Przekonania tłumów przybierają także owe cechy, właściwe uczuciom religijnym: ślepą uległość, dziki brak tolerancyi i potrzebę gwałtownej propagandy. I dlatego można powiedzieć, że wszystkie wierzenia tłumu mają formę religijną. Bohater, cieszący się uznaniem tłumu, w samej rzeczy jest dlań bogiem. Napoleon był takim bożkiem przez lat piętnaście; żadne bóstwo nie miało bardziej oddanych czcicieli i żadne z większą łatwością nie posyłało ludzi na śmierć. Nigdy też bóstwa pogańskie ani chrześciańskie nie posiadały bardziej absolutnej władzy nad duszami swych wyznawców.
Wszystkim twórcom nowych religii lub politycznych doktryn udawało się rozszerzać swą naukę tylko przez to, iż umieli oni zaszczepić tłumom ów fanatyzm, dzięki któremu człowiek znajduje szczęście w ubóstwianiu oraz posłuszeństwie i gotów jest oddać życie za swe bożyszcze. Tak było po wszystkie czasy. Fustel de Coulanges w swem pięknem dziele o Galii za czasów rzymskich robi słuszną uwagę, że Rzymianie utrzymywali swą władzę bynajmniej nie siłą, ale religijną czcią, którą potrafili wzbudzać. „Niema chyba drugiego takiego przykładu w historyi świata, powiada on słusznie, aby rządy, nienawidzone przez ludy, mogły jednakże przetrwać pięć wieków... Niepodobna wytłumaczyć, jak trzydzieści rzymskich legionów mogły zmusić do posłuszeństwa sto milionów ludzi.“ A jeżeli tak było, to tylko dzięki temu, że Cezar, który uosabiał wielkość państwa rzymskiego, był za powszechną zgodą czczony jak bóstwo. W najlichszej mieścinie imperyum cezar miał swe ołtarze. „W całem rozległem cesarstwie powstała naówczas nowa religia, której bóstwami byli sami cezarowie. Kilka lat przed erą chrześciańską cała Gallia, reprezentowana przez sześćdziesiąt miast, wybudowała w pobliżu Lyonu wspólną świątynię ku czci Augusta... Jej kapłani, obierani przez połączone miasta gallijskie, byli pierwszymi dostojnikami kraju... Niepodobna tłumaczyć tego wszystkiego strachem tylko i służalstwem. Całe narody nie mogą być służalczymi i w dodatku jeszcze przez przeciąg trzech stuleci. Wszak to nie dworacy ubóstwiali monarchę, a Rzym cały. I nie Rzym tylko, a wraz z nim i Gallia, Hiszpania, Grecya oraz Azya.“
Dziś, wielcy zdobywcy dusz ludzkich po większej części nie mają ołtarzy, ale istnieją za to ich pomniki i portrety, a kult, którego są przedmiotem, nie różni się znacznie od kultu wieków ubiegłych. Chcąc choć cokolwiek zrozumieć filozofię historyi, trzeba dobrze zgłębić ten zasadniczy rys psychologii tłumu, dla którego jednostka bywa albo bożyszczem albo niczem.
A nie należy sądzić, że są to zastarzałe przesądy, które rozum ostatecznie wykorzenił. W swej odwiecznej walce z rozumem uczucie nigdy nie zostało zwyciężone. Tłumy nie chcą już słyszeć wyrazów: bóstwo i religia, w imię których trzymano je tak długo w niewoli, ale nigdy nie miały one tylu fetyszów, co w przeciągu ostatnich stu lat i nigdy nie wzniesiono tylu ołtarzów i pomników bóstwom dawniejszym. Kto się zbliska przyjrzał w ostatnich latach ruchowi ludowemu, znanemu pod nazwą bulanżyzmu, mógł się przekonać, z jaką łatwością odradzają się te instykta religijne tłumu. Nie było karczmy bez portretu tego bohatera, który miał posiadać cudowne leki na wszelkie nieprawości, na wszelkie krzywdy, a tysiące ludzi gotowych było oddać zań swe życie. Jakie miejsce mógłby był Boulanger zająć w historyi, gdyby jego charakter stał na wyżynie tej legendarnej postaci!
To też powtórzyliśmy tylko utarty komunał, twierdząc, że tłum potrzebuje religii. Wszelkie bowiem poglądy, czy to w dziedzinie politycznej, czy społecznej lub nadnaturalnej, mogą znaleźć u tłumu uznanie tylko wówczas, gdy przybiorą formę religii, która je czyni bezspornyni. Nawet ateizm, gdyby go można było zaszczepić tłumom, stałby się zaraz tak żarliwie nietolerancyjnym, jak uczucie religijne, a w swych objawach zewnętrznych wkrótce przybrałby formę kultu. Ewolucya nielicznej sekty pozytywistów może posłużyć pod tym względem za ciekawy przykład. Stało się z nią to samo, co z owym nihilistą, którego historyę opowiada znakomity pisarz rosyjski Dostojewski. Przejęty doktrynami naukowemi, nihilista ów zniszczył pewnego dnia obrazy bóstwa oraz świętych, które zdobiły ołtarz kaplicy, zgasił w niej świece i nie tracąc ani chwili, zastąpił zniszczone obrazy dziełami kilku filozofów ateistów, jak Buchner i Moleschott, a następnie znowu zapalił świece. Jak widzimy, przedmiot wierzeń religijnych owego nihilisty uległ zmianie, ale czy można twierdzić, że i same te uczucia religijne doznały zmiany?
Niepodobna zrozumieć, powtarzam raz jeszcze niektórych wypadków historycznych, i właśnie wypadków najważniejszych, jeżeli się nie zdaje sobie sprawy z tej formy religijnej, którą zawsze w końcu przybierają przekonania tłumu. Są zjawiska społeczne, które należy badać przedewszystkiem ze stanowiska psychologicznego raczej aniżeli przyrodniczego. Wielki historyk Taine badał rewolucyę francuską tylko jako naturalista i dlatego bardzo często nie zdawał sobie sprawy z rzeczywistej genezy wypadków. Umiał on doskonale obserwować fakta, ale nie znając psychologii tłumu, nie zawsze potrafił zbadać ich przyczyny. Uderzony krwawą, anarchiczną i okrutną stroną wypadków, widział w bohaterach wielkiej epopei tylko hordę dzikich epileptyków, bez hamulca idących za popędem swych rozpasanych instynktów. Gwałty Rewolucyi, jej terror i potrzeba propagandy, jej wojna z wszystkimi monarchami, — wszystko to daje się wytłumaczyć wówczas dopiero, gdy się zrozumie, że wtedy właśnie w duszy tłumów ustalały się nowe wierzenia religijne. Reformacya, noc św. Bartłomieja, wojny religijne, inkwizycya, terror, — są to zjawiska jednego i tego samego gatunku, dokonane przez tłumy, ożywione owem uczuciem religijnem, które z konieczności prowadzi do wytępienia bez litości, ogniem i żelazem, wszystkiego, co staje na drodze ugruntowaniu nowej wiary. Metody św. Inkwizycyi trzymają się wszyscy głęboko i prawdziwie przekonani i nie byliby oni takimi, gdyby używali metody innej.
Przewroty, o jakich mówiłem wyżej, mogą powstać tylko z duszy tłumu. Najwięksi despoci nie byliby w stanie ich wywołać, a gdy historycy opowiadają nam, że noc św. Bartłomieja była dziełem króla, okazują nieznajomość zarówno psychologii tłumów jak i królów. Podobne manifestacye może zrodzić tylko dusza tłumu. Najabsolutniejsza władza największego despoty może tylko co najwyżej przyśpieszyć lub opóźnić chwilę wybuchu. Ani więc noc św. Bartłomieja, ani wojny religijne nie były dziełem królów tak samo, jak ani Robespierre, ani Danton, ani Saint-Just nie stworzyli terroru. Wypadki podobne biorą zawsze początek w duszy tłumu, nie zaś w potędze królów.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gustave Le Bon i tłumacza: Zygmunt Poznański.