[359]XLI.
Ptaszki i dziatki.
Patrz dziecię jakto ptaszkowie leśni,
W błyszczącej życia powabem wiośnie,
Budują gniazdka nucąc swe pieśni,
Którym gór echa wtórzą radośnie.
Patrz jako one zawsze swobodne,
Ufając w szczęścia niezmienne losy,
Czy to spragnione czyli téż głodne,
Szukają ziarnka lub kropli rosy;
A źdźbło wilgoci, lub pyłek roli,
Stają się skarbem w skromnéj ich doli.
Ptaszki nie mają ciepłéj odzieży,
Która zziębniętych od mrozu chroni,
Gdy wiatr zawieje, szronek zaśnieży,
Każde z nich główkę pod skrzydła skłoni;
I tak stulone zmrużywszy oczy,
Czekają w ciszy pod liści zwojem,
Aż z za chmur jasny promień się stoczy,
Aż słońce zbarwi świat życia zdrojem...
Wtedy szybują skrzydeł swych lotem,
Kąpiąc się w słońca promieniu złotym.
Patrząc na ptaszków pomyślcie dzieci,
Ileż to wygod ludziom potrzeba!
Wszakże i dla was słoneczko świeci,
Wszak i wam ziemia daje plon chleba?
[360]
Na bujnej niwie wzrastają kłosy,
Szemrzą strumyki, łąka zieleni,
Na trawkach, ziołach, lśnią krople rosy,
A balsam woni płynie w przestrzeni;
To wszystko jednak staje się niczem,
Gdy skutki zachceń ludzkich obliczym.
Wasz byt o dziatki jest to zawiązek,
Tysiąca pragnień w życiowéj doli:
Wam trzeba puchu miasto gałązek,
Smacznego jadła miasto źdźbła roli,
Ciepłych pokojów miasto drzew lasu,
Łakoci, miasto porannéj rosy;
Jednak z ust waszych każdego czasu,
Skarga na smutne wybiega losy.
Niebaczni, w marzeń złudzie dziecięcéj,
Posiadłszy wszystko — pragniecie więcéj.
Miliony na was pracuje dłoni,
Milion wam skarbów ziemia udziela,
Ojciec bart daje, Matka cnót chroni,
A Bóg szlak życia kwiatem zaściela;
Kolebka wasza owita w wieniec
Rodzinnych zasług, plemiennéj cnoty,
Na licach zdrowia kwitnie rumieniec,
W przyszłości szczęścia lśni promień złoty;
Więc trzeba jako ptaszkowie leśni,
Miasto skarg, nucić dziękczynne pieśni.